4 minute read

Dorota Borodaj, Wojtek Radwański: Skłon, przysiad, enter

Skłon, przysiad, enter

– Mamy internet, komplet komputerów, nie siedzimy sobie na głowach. Jesteśmy w uprzywilejowanej sytuacji, ale widzimy, jak zdalna edukacja pogłębi nierówności społeczne – mówi Wojtek Radwański, tata trzech uczennic i fotograf, dokumentował dla nas szkołę, w jaką zamienił się ich dom podczas pandemii.

Advertisement

Dorota Borodaj Wojtek Radwański

Maria pracuje w korporacji, domowe biuro zorganizowała sobie przy kuchennym stole. Wojtek, który jest wolnym strzelcem, koordynuje szkolny plan zajęć. Przyznają – na pierwszy dzwonek w zdalnej szkole zaspali. Na początku nie sprawdzali regularnie wiadomości od nauczycieli zamieszczanych w dzienniku elektronicznym. Teraz, z trzema uczennicami w domu, psem, kotem i aktywnym (szczęśliwie!) życiem zawodowym, radzą sobie naprawdę nieźle. →

Wkwietniu wyciągnęli z pawlacza dwa stare komputery. Przez kilka dni Wojtek przywracał je do życia. Maria dostała służbowy laptop, swój oddała trzeciej córce. Dzięki temu każda dziewczynka pracuje na własnym sprzęcie (choć na jednym z nich nie działa Skype, więc do lekcji bywa też używany laptop Wojtka). Przez pierwsze dwa tygodnie zdalnego nauczania nie śledzili uważnie Librusa, elektronicznego dziennika, w którym nauczyciele publikowali zadania. W połowie kwietnia obudzili się w rzeczywistości, w której ich najstarsza córka, siódmoklasistka, spędza przed komputerem nawet osiem godzin dziennie. Lekcje online trwają od dwóch do

czterech godzin, reszta to czas, który poświęca na robienie zadań. Na WF musi wypełniać kartę aktywności. Codziennie się gimnastykuje, potem wpisuje to w formularz i wysyła do nauczyciela. – Zdalne nauczanie postawiło nas przed poważnymi dylematami. Musiałem założyć Tosi Facebooka, bo jej anglistka właśnie przez niego prowadziła lekcje. A my długo się przed tym broniliśmy. Jakiś czas temu zgodziliśmy się, by Tosia założyła konto na Instagramie, i to miał być na razie koniec profili w mediach społecznościowych. Na szczęście angielski przeniósł się na platformę Microsoft Teams. Za to na łopatki rozłożył nas jej wuefista – zadał dzieciakom nagranie ćwiczeń i wrzucenie go na TikToka. Stoczyliśmy o to batalię. Poddaliśmy się, ale tylko częściowo – pozwoliliśmy Tosi założyć konto i wrzucić tam ten jeden filmik, a potem poprosiliśmy, żeby odinstalowała aplikację – mówią Wojtek i Maria.

Najsprawniej przestawienie na zdalne nauczanie poszło u Anielki, drugoklasistki. Jej wychowawczyni niemal natychmiast wdrożyła system, który działa do dziś: każde dziecko zaczyna dzień od 45-minutowej lekcji przez Skype’a, uczniowie pracują w czteroosobowych grupkach, omawiają zagadnienia z polskiego, matematyki, przyrody. Potem rozłączają się i siadają do lekcji zadanych przez nauczycielkę. Raz w tygodniu – wspomniany angielski na Teamsie. Do tego zadania domowe, które przychodzą na Librusa i na maila. – Widzimy, że edukacja zdalna uwypukliła te cechy nauczycieli dziewczyn, które widzieliśmy już wcześniej. Ci, którzy mieli pomysły na ciekawe lekcje i angażowali się w pracę z dziećmi, rozwinęli skrzydła. Aci, co do których mieliśmy zastrzeżenia – do tego, jakie mają podejście do dzieci czy jak przekazują wiedzę – robią to nadal niezbornie, tyle że przez internet. Ich kompetencje cyfrowe o niczym tu nie decydują. Od niektórych dostają ciekawe zadania, ale też setki linków, niektóre fatalnej jakości. Jedna z polonistek wysyła ściągnięte skądś bryki – nagrane przez automatyczny generator głosu analizy lektur. Wkryzysie widać, którzynauczyciele podeszli odpowiedzialnie do nowych realiów, a którzy odpuścili – mówią.

Dotyczy to także relacji zwychowawcami. Są tacy, którzy w tej trudnej dla dzieci sytuacji nie stanęli na wysokości zadania. Nie piszą do nich, chyba że w sprawie lekcji, nie podtrzymują na duchu. – Bardzo dobrze pracuje nam się z wychowawczynią Anielki, która daje nam cenne informacje zwrotne i, podobnie jak wychowawczyni Tosi, jest z nami i z dziećmi w kontakcie. To bardzo pomaga w zapanowaniu nad wszystkim. →

Wojtek i Maria przyznają, że z trudem przychodzi im wprowadzenie równowagi między szkołą a życiem domowym. Anielka po porannej lekcji nie daje się łatwo posadzić przed zadaniami, Tosia i Hela często nie robią ich w wyznaczonych godzinach – coś mniej pilnego „spada” na kolejny dzień, robią się zaległości. – Mamy wrażenie, że przez to cały czas jesteśmy trochę w szkole – mówi Wojtek. Jeszcze przed epidemią rozmawiali czasem z Marią o tym, czy w ich rodzinie nie sprawdziłaby się edukacja domowa. – Szkoła dziewczyn, renomowana państwowa podstawówka, bywa dla nas źródłem frustracji. Przeniesienie szkoły do domu nas otrzeźwiło – Wojtek się śmieje. – Odczuliśmy, jak bardzo ta sytuacja angażuje nas, rodziców. Wiem, że edukacja domowa i edukacja w domu to dwie zupełnie inne

rzeczywistości. Teraz dziewczynki realizują plan lekcji przygotowany przez szkołę, my im tylko asystujemy. Ale i tak bywa ciężko – opowiada.

Tosia, Hela i Anielka przed wakacjami raczej nie wrócą do szkolnych ławek. To Anieli najbardziej brakuje spotkań na żywo. Starsze dziewczynki całkiem dobrze znoszą przeniesienie do sieci nie tylko lekcji, ale i kontaktów społecznych. Rozmawiają z przyjaciółmi na Messengerze, dzwonią. Niedawno jeden z kolegów chciał zorganizować klasowe spotkanie na Zoomie, ale musiał je odwołać. Dostał od mamy szlaban na komputer.

Dorota Borodaj jest dziennikarką, autorką reportaży i redaktorką. Członkini zarządu Towarzystwa Krajoznawczego „Krajobraz”. Absolwentka kulturoznawstwa na Uniwersytecie Warszawskim i Polskiej Szkoły Reportażu.

Wojtek Radwański jest fotoreporterem związanym z agencją AFP, publikuje w polskich i światowych mediach. Fotografuje bieżące wydarzenia, politykę oraz życie codzienne. Ponadto dla WFDiF fotografuje spektakle Teatru Telewizji. Związany z Towarzystwem Krajoznawczym Krajobraz. instagram.com/w_radwanski

This article is from: