15 minute read
Weronika Rzeżutka, Bartosz Wróblewski: Jak rozmawiać o uchodźcach w szkole?
Jak rozmawiać o uchodźcach w szkole?
Podział uczniów na tych, którzy są za przyjęciem uchodźców, i tych, którzy są przeciwko, to jedynie wierzchołek góry lodowej. Głębiej kryją się zwykle lęki, brak wiedzy i zagubienie w chaosie informacyjnym. Czasem też ciekawość. A najczęściej po prostu potrzeba rozmowy, która nikogo nie wyklucza.
Advertisement
Weronika Rzeżutka, Bartosz Wróblewski Stanisław Gajewski
„Boimy się. Nie wiemy czego, tak naprawdę, stricte konkretnie, ale to jest w sumie moim zdaniem uzasadnione. Bo ludzie, którzy są zdolni do wszystkiego i nie wiemy, czego się po nich spodziewać… są zdolni do wszystkiego. I nie wiemy, czego się boimy, ale się boimy, wiemy, że coś się stanie. Nie wiemy czego, bo oni są zdolni do totalnie wszystkiego. Jakby byli jacyś bardziej przewidywalni, to mogłabym powiedzieć, czego się boję” – autorki badania „Uprzedzenia, strach czy niewiedza? Młodzi Polacy o powodach niechęci do przyjmowania uchodźców” przytaczają (niezredagowaną) wypowiedź jednej z respondentek. W 2016 roku Dorota Hall i Agnieszka Mikulska-Jolles zapytały przeciwnych przyjmowaniu uchodźców Polaków w wieku od osiemnastu do trzydziestu lat o przyczyny ich postaw. Respondenci mówili między innymi o potencjalnym zagrożeniu dla bezpieczeństwa w kraju, nadużywaniu przez przybyszów wsparcia socjalnego czy zagrożeniach dla naszej kultury. Pojawiał się też bliżej nieokreślony strach przed tłumem nieznajomych.
Rok wcześniej rozpoczął się tak zwany kryzys uchodźczy. Według Eurostatu w 2015 roku państwa Unii Europejskiej otrzymały ponad 1,2 miliona wniosków o azyl, głównie od uciekinierów z Afganistanu, Iraku i Syrii. To dwukrotnie więcej niż w roku poprzednim. Na ustach polityków, aktywistów, reporterów, ekspertów od konfliktów i kryzysów humanitarnych z niespotykaną dotąd częstotliwością zaczęło pojawiać się słowo „uchodźca”. Kim jest? Skąd przybywa? Czego od nas chce? – zaczęli zastanawiać się Europejczycy, którzy w większości nie zaprzątali sobie dotąd głowy problemami Bliskiego Wschodu. Odpowiedzi napływały z wielu stron i były bardzo zróżnicowane. – Pięć lat temu słyszeliśmy od zaprzyjaźnionych z Centrum Edukacji Obywatelskiej nauczycieli i nauczycielek, że potrzebują wsparcia – opowiada Julia Godorowska, koordynatorka projektów edukacyjnych w CEO, autorka materiałów z zakresu edukacji globalnej i edukacji na rzecz zrównoważonego rozwoju. – W indywidualnych rozmowach dawali nam znać, że ich młodzi podopieczni są zaniepokojeni. Mylą pojęcia, nie wiedzą, kim jest migrant, a kim uchodźca. Dają się zwieść manipulacjom w mediach i na portalach społecznościowych wykorzystującym stereotypowe przedstawianie uchodźców i migrantów. Gubią się w gąszczu informacji i zdjęć, które epatują niezrozumiałą tragedią, jednocześnie słuchając głosów, że uchodźcy to terroryści, nieroby, nosiciele pasożytów, a w dodatku młodzi, silni mężczyźni, których stać na smartfony. Nie wiedzą, co jest prawdą, a co nie. Są poruszeni i rozmawiają o tym na korytarzach – wspomina Julia.
Nauczyciele chcieli zareagować, uspokoić uczniów. Nie mieli jednak pomysłu jak, bo sami nie do końca wiedzieli, co myśleć o kryzysie, skąd czerpać rzetelne informacje oraz jak prowadzić lekcje i rozmowy na temat, który budzi skrajne emocje. Dlatego Jacek Strzemieczny, założyciel i ówczesny prezes CEO, postanowił stworzyć materiały edukacyjne, które pomogą nauczycielom przeciwdziałać podziałom społecznym, a uczniom umożliwią udział w istotnej debacie publicznej.
Dobra rozmowa czyli jaka? Okazało się, że polaryzacja społeczna na tych, którzy są za przyjęciem uchodźców, i tych, którzy są przeciwko, powszechna zresztą nie tylko w szkole, to jedynie wierzchołek góry lodowej. Głębiej kryły się różne lęki, często wynikające z niewiedzy i chaosu informacyjnego. Czasem była to też ciekawość, rzadko w tamtym czasie zaspokajana przez media, które karmiły się głównie sensacją. Ale najczęściej była to po prostu potrzeba rozmowy i przyzwolenia na rzeczową wymianę poglądów, która nikogo nie wyklucza.
– W CEO byliśmy wstrząśnięci tym, co wydarzyło się w drugiej połowie zeszłego roku. Rasizm i ksenofobia stają się coraz wyraźniej widoczne w debacie publicznej. Obserwujemy nasilenie takich postaw, również wśród młodzieży – mówił w 2016 roku Jacek Strzemieczny. – Mamy poczucie, że nastąpiło coś, co można nazwać załamaniem powszechnego systemu wartości. Wizja wspólnoty odwołującej się na przykład do praworządności i konieczności respektowania praw człowieka jest obecnie kwestionowana. Nie tylko przez media, choć odegrały one w tym procesie ważną rolę, między innymi wprowadzając tematykę uchodźczą do debaty publicznej i politycznej w określony sposób. W efekcie członkowie społeczeństwa nie chcą o tym ze sobą rozmawiać, co prowadzi do pogłębiania się podziałów. W takich warunkach nie da się rozmawiać, ani nie ma szans na ujawnienie własnych lęków czy wartości. A jak twierdził Zygmunt Freud: „Niewyrażone emocje nigdy nie umierają. Zostają zakopane żywcem, aby powrócić później w znacznie gorszej formie”. I właśnie dla→→tego chcieliśmy stworzyć program dla szkół, który
nie tylko umożliwi rozmowę na temat uchodźców, lecz także będzie uczył szacunku dla Innego, słuchania jego racji bez oburzania się czy traktowania jej jako wrogiej – tłumaczył zamysł towarzyszący początkom projektu „Rozmawiajmy o uchodźcach” Jacek Strzemieczny. – Kiedy nie zgadzamy się w jakiejś kwestii światopoglądowej, społecznej, politycznej, to najczęściej ze sobą nie rozmawiamy. A jak już próbujemy rozmawiać, to się przekrzykujemy; w grę wchodzą emocje, wyzwiska. Innym problemem jest to, że stosujemy argumenty, które przekonują tylko grupę już przekonanych. Okopujemy się na swoich stanowiskach – dodaje koordynatorka projektu Julia Godorowska.
Celem „Rozmawiajmy o uchodźcach” stało się więc nie tylko dostarczanie rzetelnej wiedzy na temat migrantów i uchodźców, lecz także nauka prowadzenia dobrej rozmowy. Dobrej, czyli takiej, w której każdy może się wypowiedzieć i każdy zostaje wysłuchany. Rozmowy, która zakłada, że ktoś może mnie do czegoś przekonać lub że mogę zrozumieć czyjś punkt widzenia, a nie tylko przekonywać wszystkich do swoich racji. – Wykorzystując jako pretekst zjawisko migracji na świecie oraz obecność uchodźców w Europie, młodzież miała poddawać refleksji swoje wartości oraz ich wpływ na własne przekonania. To miał być czas na zastanowienie się: Jakie mam zdanie na ten temat? Dlaczego ja mam takie zdanie, a mój kolega z ławki ma inne? Chcieliśmy, żeby uczniowie nauczyli się wymieniać poglądy i żeby szanowali się wzajemnie, nawet jeśli nie zgadzają się ze sobą w pewnych sprawach – tłumaczy koordynatorka. – Zależało nam na tym, by stworzyć przestrzeń, w której nikt nie gani uczniów, gdy mówią, że boją się terrorystów, czy otwarcie deklarują, że są przeciwko przyjmowaniu uchodźców do Polski (zgodnie z ówczesnym mainstreamowym dyskursem). Chcieliśmy, żeby te różne głosy wybrzmiewały, bo młodzież je w sobie tłumi. Jeśli nie wypowie swoich myśli w klasie, gdzie można usłyszeć także inne opinie, wykrzyczy je potem na podwórku. Sugerowaliśmy reagowanie na najbardziej radykalne wypowiedzi. Nie powinno być przyzwolenia na słowa, które zagrażają czyjejś wolności lub bezpieczeństwu – dodaje.
Nad programem z ramienia CEO, oprócz Julii Godorowskiej i Jacka Strzemiecznego, pracowali także Malina Baranowska-Janusz, Elżbieta Kielak, Elżbieta Krawczyk, Antoni Strzemieczny i Jędrzej Witkowski, obecny prezes CEO. Do współpracy zaprosili nauczycieli oraz ekspertów zewnętrznych, na przykład psycholożkę i trenerkę antydyskryminacyjną Dominikę Cieślikowską, a także ekspertów związanych z Centrum Myśli Jana Pawła II oraz fundacją Centrum im. prof. Bronisława Geremka. Stworzyli między innymi scenariusz lekcji, podczas której młodzież dowiaduje się, kim jest uchodźca, a kim migrant, jakie są procedury przyjmowania uchodźców w Polsce czy przyczyny uchodźstwa na świecie, a także na czym polega kryzys związany z migracjami i z jakimi wyzwaniami społecznymi się wiąże. Kolejna lekcja dotyczy problemu dyskusji – uczniowie opracowują kodeks dobrej rozmowy, a potem, stosując się do niego, rozmawiają w klasie na temat uchodźców.
– Okazało się, że ten kodeks stworzył koncepcyjne ramy całego projektu, a pomysł, by młodzież sama te zasady wspólnie wypracowywała, podchwyciły szkoły i zostawał w nich długo po zakończeniu udziału w projekcie – wyjaśnia Elżbieta Krawczyk, która odpowiada w CEO za projekty z zakresu edukacji globalnej. – Plakaty z wynegocjowanymi zasadami podpisane przez uczniów i uczennice znajdowały miejsce w klasach i często młodzież już sama się do nich odwoływała, a nauczyciele i nauczycielki włączali tę aktywność do swojej codziennej praktyki – dodaje.
Ale dwie lekcje to za mało, żeby zmierzyć się z tymi wszystkimi wyzwaniami. Nie wszyscy nauczyciele mogą też pozwolić sobie na to, by poświęcać na nie godziny wychowawcze. Dla organizatorów istotne było pokazanie migracji w kontekście globalnych współzależności, a to można robić na zajęciach przedmiotowych przy okazji realizowania podstawy programowej. Dlatego CEO wyszło z inicjatywą stworzenia serii scenariuszy przedmiotowych. – Dla nauczycieli i nauczycielek ważna jest realizacja podstawy programowej, a dzięki naszym scenariuszom mogli uczyć o migracjach podczas swoich lekcji. Na przykład na geografii można uczyć się czytania mapy, jednocześnie dowiadując się, jak migracje wpływają na procesy demograficzne. Na polskim z kolei można przeczytać „Psalm” Wisławy Szymborskiej i na tej podstawie dyskutować o roli granic państwowych oraz państwowości. Na biologii można porozmawiać o tym, jak działalność człowieka wpływa na klimat i jak zmiana klimatu wpływa na migracje. Na WOS-ie natomiast o tym, kim są uchodźcy zgodnie z zapisami prawa międzynarodowego i dlaczego te akty należy respektować. A przecież jest jeszcze etyka czy wiele zagadnień z historii, które dotyczą polskiej tolerancji, wielokulturowości na naszych ziemiach oraz polskich migrantów – opowiada Julia Godorowska. – Dzięki pracy nad tymi scenariuszami sama zaczęłam zauważać powiązania procesów migracyjnych z wieloma dziedzinami życia – przyznaje koordynatorka.
Zainteresowanie, jakim cieszył się program, i badania ewaluacyjne pokazały, że pomysły CEO odpowiadały na potrzeby szkół. Nauczyciele docenili zarówno merytoryczną wartość materiałów, jak i strategię prowadzenia zajęć, która zachęcała uczniów do aktywnego udziału w dyskusji. „Wiele się dowiedziałam na temat uchodźców. Niektóre informacje były dla mnie zaskoczeniem, bo media często podają nieprawdziwe informacje. Uczniowie się zaangażowali i widziałam, że zainteresował ich temat” – pisała jedna z nauczycielek w ankiecie ewaluacyjnej. – Uczniowie pisali w ankietach, że wreszcie ktoś zapytał ich o zdanie, że czują się włączeni w debatę. Podkreślali też, że nie można wpisać w wyszukiwarkę hasła „migracje” i czytać pierwszej lepszej strony. Zrozumieli, że trzeba weryfikować źródła i rzetelność tekstów – mówi Julia Godorowska.
Ta od uchodźców Zainteresowanie projektem zmieniało się w zależności od temperatury debaty publicznej i częstotliwości publikacji na temat uchodźców w →mediach. Ale udział
w projekcie nie zależał wyłącznie od zainteresowania nauczyciela i jego uczniów. Do CEO docierały sygnały, że czasem to rodzice nie zgadzają się, by ich dzieci uczestniczyły w takich spotkaniach. Zresztą nie tylko rodzice mieli opory. – Podczas jednego ze szkoleń spotkałam nauczycielkę, która chciała dołączyć do „Rozmawiajmy o uchodźcach” dwa lata wcześniej, ale zabronił jej dyrektor. Mówił, że to jest ideologiczne, że wbrew narracji rządowej, więc odpuściła. Ale po dwóch latach poszła do niego jeszcze raz. Ponownie spokojnie wytłumaczyła mu, czego dotyczy ten projekt, że chodzi w nim właśnie o neutralność, o brak obowiązującego stanowiska. Wyjaśniła, że to nie debata, w której ktoś ma wygrać – opowiada Julia. – I tym razem się zgodził.
Szkolenia, o których mowa, miały przygotować nauczycieli do prowadzenia rozmów o uchodźcach. Było wiadomo, że nie będzie to dla nich łatwe. – Na początku, w 2015 i 2016 roku, zdarzały się nauczycielki, które porównywały prowadzenie takiej lekcji z wizytą na poligonie. Tak mocno były przytłoczone opiniami i tekstami uczniów i uczennic – wspomina koordynatorka. Organizatorzy spodziewali się, że prowadzenie zajęć dla młodzieży na temat uchodźców będzie wymagało dużego zaangażowania emocjonalnego. Dlatego oprócz przygotowania merytorycznego i stworzenia scenariuszy zajęć zorganizowali także szkolenia z mentorami, którzy mieli przygotować nauczycieli psychicznie i emocjonalnie.
– Ważne, żeby nauczyciel odpowiedział sobie na pytanie, jakie ma stanowisko w tej kwestii. Czy sam nie kieruje się stereotypowym myśleniem, czy nie ma uprzedzeń w stosunku do osób reprezentujących inną kulturę? – opowiada o szkoleniach Julia. – Zwracaliśmy także uwagę na język, którym posługują się nauczyciele i nauczycielki. Czy nie korzystają ze sloganów, jak choćby „fala” czy „napływ uchodźców”, które przywołują skojarzenia z katastrofami naturalnymi? Język jest obrazem tego, jak myślimy o danym zagadnieniu – mówi.
Problemem języka, którym opisuje się kryzys migracyjny, zajmowała się również Dominika Cieślikowska. Powołując się na raporty z monitoringu polskich mediów, trenerka antydyskryminacyjna tłumaczy, dlaczego dyskurs polskiej debaty publicznej nie może przynieść rozwiązania problemu. W warstwie językowej część dziennikarzy przedstawia uchodźców jako klęskę żywiołową („zalew”, „fala”, „napływ”), chorobę („wirus multi-kulti”, „szaleństwo elit”) czy przeciwników z pola bitwy. Pisano o nich: „najeźdźcy”, „kolonizatorzy”, „zdobywcy”, „cywilna armia”, „islamski taran”. Pisano też, że uchodźcy dokonują: „inwazji”, „szturmu”, „najazdu”, „podboju”, „penetracji”, „terroru”. Spotkanie z przybyszami z Syrii określano jako „frontalne starcie cywilizacji”, szukano historycznych analogii i porównywano aktualną sytuację do kolonizacji, wojen krzyżowych czy zmierzchu Cesarstwa Rzymskiego. Media dokonywały także dehumanizacji uchodźców („dzicz”, „barbarzyńcy”), odmalowując ich jako niemal
homogeniczną grupę młodych mężczyzn-przestępców, którzy dokonują rabunków i gwałtów. Pojawiały się także głosy prouchodźcze, które odwoływały się do takich pojęć jak: „moralny obowiązek”, „solidarność” czy „chrześcijańskie miłosierdzie”, jednocześnie wywołując poczucie winy lub dyskredytując moralnie tych, którzy obawiali się nowej sytuacji i nie byli pewni, jak należy postąpić. Określano ich „ksenofobami”, „islamofobami”, a sytuację uchodźców porównywano do sytuacji Żydów z czasów II wojny światowej. – Wywoływanie poczucia wstydu czy wstrętu może jedynie eskalować dyskurs obronny lub atak. Zabrakło wyważonych, spokojnych głosów, odwołań do podstaw prawa krajowego i międzynarodowego: praw człowieka, konstytucji albo prawa antydyskryminacyjnego, które mówi o równości wszystkich ludzi, niezbywalnej godności i wolności człowieka – komentowała medialną burzę trenerka.
Mentorzy rozmawiali więc z nauczycielami o ich emocjach oraz o emocjach, które mogą pojawić się w klasie. Chodziło o to, żeby nauczyciel wiedział, jak dać wybrzmieć emocjom uczniów, a jednocześnie żeby nie zostawiał ich po 45-minutowej lekcji w stanie nabuzowania. Ważne były także uczucia i komfort psychiczny samych nauczycieli. W szkołach zdarzało się bowiem ich etykietowanie, na przykład „pani od uchodźców”. Uczniowie szybko dochodzili do niekoniecznie słusznych wniosków, że jakaś nauczycielka jest zwolenniczką przyjmowania uchodźców, i już wkrótce słyszała, jak podopieczny mówi do niej na forum klasy: „Jak pani jest taka mądra, to niech pani sama przyjmie uchodźców do Polski, do swojego domu”.
Etykietowanie miało też miejsce w pokojach nauczycielskich. Zdarzało się, że nauczycielki słyszały za plecami szepty kolegów i koleżanek, którzy mówili, że zajmują się indoktrynowaniem młodzieży. A przecież niezależnie od presji społecznej miały też swoje wątpliwości. – Poruszanie trudnych tematów na lekcjach często wiąże się z wątpliwościami nauczycieli, czy powinni ujawniać swój światopogląd, czy zachować neutralność. Czasem na warsztatach robimy takie ćwiczenie: odczytujemy różne stwierdzenia, a nauczyciele i nauczycielki mówią, jak zareagowaliby na nie w klasie. Czy podzieliliby się z młodzieżą swoim stanowiskiem, czy staraliby się naświetlić sprawę z różnych perspektyw? W takich przypadkach nie ma jednoznacznie dobrej lub złej odpowiedzi, bo wybór zależy od wielu kwestii – kontekstu, grupy, z którą pracujemy, celu, jaki sobie postawimy. Można w świadomy sposób zdecydować się na przyjęcie roli bezstronnego świadka albo adwokata diabła, bo każda z tych strategii może w określonych okolicznościach okazać się skuteczna i wesprzeć grupę w zrozumieniu zagadnienia – opowiada Elżbieta Krawczyk. – Niezależnie jednak od tego, na jaką strategię się decydujemy, warto zadbać o stworzenie bezpiecznej przestrzeni dla młodzieży: dobrze jest ustalić wcześniej zasady współpracy, nazywać emocje, które towarzyszą rozmowie, pokazywać, że każdy z →nas może mieć
Uczniowie pisali w ankietach, że wreszcie ktoś zapytał ich o zdanie, że czują się włączeni w debatę.
równolegle kilka opinii w danej sprawie i że to jest w porządku, bo wiele kwestii jest na tyle złożonych, że trudno o jednoznaczne stanowisko – tłumaczy.
Klub (Zbyt?) Dobrej Rozmowy Efekty dotychczasowych działań zachęciły pracowników CEO, by pójść o krok dalej i stworzyć tak zwane Kluby Dobrej Rozmowy, czyli miejsca spotkań dla chętnych na wzór kółek matematycznych, przyrodniczych czy teatralnych. Tyle że ich główny cel miała stanowić wymiana opinii. Tym razem – w przeciwieństwie do wcześniejszych inicjatyw – to uczniowie mieli wszystko zorganizować. Punktem wyjścia były dyskusje wokół migracji, a CEO podsuwało różne pomysły i preteksty do tych szkolnych debat. Nauczyciel pełnił jedynie funkcję opiekuna-pomocnika. – Rozmowę mogły inicjować książki, filmy, prace artystyczne czy materiały medialne, które podsyłaliśmy – opowiada Julia Godorowska. – Proponowaliśmy też, żeby uczestnicy zorganizowali spotkanie z osobą z ich lokalnej społeczności, która ma doświadczenie migracyjne i o nim opowie. Zachęcaliśmy, żeby spotykali się w swojej grupie, składającej się z pięciu do dziesięciu osób, albo organizowali w szkole większe akcje i zapraszali innych uczniów – tłumaczy.
Dla twórców projektu kluczowe było, żeby młodzież czuła się współodpowiedzialna za jego realizację. Dlatego członkowie Klubów sami ustalali zasady dobrej rozmowy i pilnowali ich przestrzegania podczas dyskusji. – Jest taki nauczyciel z Zespołu Szkół Ogólnokształcących i Zawodowych w Bolesławcu, który zgromadził w Klubie kilkanaście osób. Spotykali się o szóstej czy siódmej rano, przed lekcjami, żeby pogadać. Nauczyciel prowadził też bloga, na którym opisywał kolejne spotkania. Kiedy oglądałam zdjęcia ze spotkań, widziałam młodych dorosłych, którzy czują się ważni, bo zajmują się istotnym tematem, wyzwaniem, z którym mierzy się świat – opowiada koordynatorka.
Paradoksalnie największym problemem Klubów Dobrej Rozmowy okazało się to, że – w przeciwieństwie do godzin wychowawczych czy zajęć przedmiotowych – były dla chętnych. A chętni do dyskusji o migracjach zazwyczaj mieli podobne poglądy. Przychodzili, bo uważali rozmowę na ten temat za istotną. – Program „Rozmawiajmy o uchodźcach” i Kluby Dobrej Rozmowy zostały stworzone, aby umożliwić spotkanie osób o różnych poglądach. Ale do tych drugich, które były dla chętnych, zapisywali się zwykle uczniowie tolerancyjni i otwarci na różnorodność. Spotkania w niektórych Klubach przyciągały więc grupę zbyt jednorodną. To coś, co się nam nie udało i musimy się zastanowić, jak w większym stopniu włączać do dyskusji osoby o różnych poglądach i stanowiskach, bo wtedy rozmowa ma większą wartość – opowiada Julia.
Od rozmowy „o” do rozmowy „z” Już w „Rozmawiajmy o uchodźcach” CEO starało się włączać bohaterów dyskusji do poświęconej im debaty. Powstawały materiały wideo z udziałem uchodźców. Uchodźcy brali też udział w szkoleniach dla nauczycieli, podczas których opowiadali swoje historie. Te
spotkania i rozmowy zawsze robiły na uczestnikach duże wrażenie. Teraz, w ramach międzynarodowego konsorcjum organizacji z różnych krajów Unii Europejskiej, CEO będzie dalej prowadzić rozmowy – z nauczycielami, uczniami, dziennikarzami – nie tylko o uchodźcach, lecz także z uchodźcami i migrantami. – Migranci to przecież nie tylko bierni odbiorcy oferty socjalnej, kulturowej, ekonomicznej czy obywatelskiej. Potrafią też opowiadać o sobie i o tym, czego potrzebują. Sygnalizują problemy społeczne, zwłaszcza w sferach, które ich dotyczą – w tych słowach przedstawia nowy projekt „I am European: Historie i fakty migracyjne na XXI wiek” Olga Khabibulina, badaczka migracji i kompetencji międzykulturowych migrantów oraz koordynatorka projektu i współpracowniczka Godorowskiej. – Można to uznać za kontynuację projektu „Rozmawiajmy o uchodźcach”, tyle że teraz temat będzie szerszy, bo skupimy się na migrantach. I włączymy ich do dyskusji, oddamy im głos. Chcemy w ten sposób przedstawić i skonfrontować ze sobą różne punkty widzenia: migrantów, uchodźców i obywateli przyjmujących ich krajów. Chcemy też pokazać wielowarstwowość tematyki migracyjnej, rozmawiać na temat licznych zależności ekonomicznych, klimatycznych, kulturowych czy politycznych, które są przyczynami, a także efektami migracji. Ale przede wszystkim zależy nam na tym, by sami migranci lub bliscy migrantów mogli współtworzyć narrację na swój temat.
Weronika Rzeżutka studiowała socjologię i antropologię stosowaną oraz kulturoznawstwo Europy Środkowo-Wschodniej na Uniwersytecie Warszawskim. Współpracuje z Fundacją Centrum Badań i Edukacji im. Ryszarda Kapuścińskiego. Pracuje w Centrum Edukacji Obywatelskiej.
Bartosz Wróblewski studiował polonistykę i filozofię na Uniwersytecie Warszawskim. Współpracuje z Fundacją Centrum Badań i Edukacji im. Ryszarda Kapuścińskiego. Współautor i prowadzący wyprodukowanego przez Ipla.tv programu „Sit down. Rozmowy o stand-upie”. Interesuje się reportażem i dokumentem.
Stanisław Gajewski stanislawgajewski@gmail.com