6 minute read
TOMASZ JUŃCZYK Jak zachować równowagę gdy świat się chwieje?
36 Prestiżowa rozmowa
JAK ZACHOWAĆ RÓWNOWAGĘ gdy świat się chwieje?
Advertisement
O umiejętnym reżyserowaniu własnym, wewnętrznym teatrem i rozwoju postrzeganym jako umiejętność słuchania, rozumienia i szanowania własnych, bardzo różnych emocji opowiedział nam Tomasz Juńczyk, psycholog i psychoterapeuta.
Crozmawia: Michał Gradowski | zdjęcie: Natalia Myślicka Czy prowadząc kolejne sesje psychoterapii, poznając historie nieznanych Panu ludzi, czegoś nowego dowiaduje się Pan także o sobie? Zdecydowanie. Bardzo bliska jest mi metafora psychoterapii rozumianej jako towarzyszenie klientowi (nie używam sformułowania pacjent, bo to z góry ustawia relację bardzo hierarchicznie, czego nie lubię) w podróży po jego wewnętrznym świecie. Świat ten pełen jest myśli, emocji, wspomnień, marzeń, opowieści. Wszystko to wywołuje u terapeuty jego własne emocje, myśli, skojarzenia. Stereotypem jest przekonanie, że psychoterapeuci nie czują w trakcie sesji, pozostając wyłącznie chłodnymi obserwatorami. Powiedziałbym, że jest wręcz odwrotnie, osobiście czuję w trakcie sesji wiele, ale nie pozwalam, aby to czucie mną kierowało, aby decydowało o moich słowach i zachowaniach. Traktuję własne emocje jak informacje o tym, co może się dziać „tu i teraz”, w trakcie sesji, w wewnętrznym świecie klienta i próbuję te informacje odczytać, wspierając klienta w rozumieniu, akceptowaniu i zarządzaniu własnym życiem emocjonalnym. Czego mnie to uczy? Przede wszystkim dobrego kontaktu z własnymi emocjami, umiejętności rozpoznawania różnych sygnałów płynących z mojego ciała, uważności. Podam przykład. Zdarza się, że w trakcie sesji zaczynam czuć zaniepokojenie, moje ciało robi się napięte. Chcę być tego świadomy, chcę wiedzieć kiedy to się dzieje, bo dzięki temu, mogę zadać sobie pytanie: czy moje ciało mówi mi właśnie o czymś, co dzieje się w świecie klienta? Dlaczego właśnie w tym momencie pojawiają się takie, a nie inne wrażenia? Być może dlatego, że po prostu niewygodnie usiadłem, a być może dlatego, że klient właśnie sam przeżywa coś podobnego i warto o to zapytać. Gdybym nie był świadomy własnego przeżywania w tracie sesji, mógłbym stracić okazję do zadania klientowi ważnego, wspierającego pytania.
Czy z punktu widzenia psychologii lockdown, nieplanowany moment zatrzymania i czasami refleksji, może – poza niepewnością i lękiem – przynieść także pozytywne skutki? Jak zmieni nas pandemia?
Tak zadane pytanie sugeruje, że istnieje odpowiedź pasująca dla każdego. Ja w to nie wierzę. Myślę, że lockdown każdego z nas zmieni inaczej, a niektórych nie zmieni
wcale. Gdybym jednak miał wyobrazić sobie zmianę bardzo pozytywną i jednocześnie możliwą, to widzę przed sobą kogoś, kto po pandemii pomyśli sobie: „Przeżyłem tak duży lęk, bałem się o bliskich, pracę, pieniądze, przyszłość, zalewały mnie setki sprzecznych informacji i … poradziłem sobie. Co mi pomogło? Jak to zrobiłam/zrobiłem?”. Innymi słowy, wierzę, że część z nas uświadomi sobie własne sprawstwo, zaradność, zasoby psychologiczne, ale i niezbywalną, wpisaną w bycie człowiekiem, autonomię. Mogą zamknąć kina, restauracje, nawet lasy, a ja potrafię wciąż się uśmiechnąć, podelektować się kawą, usiąść na balkonie z książką. Zdaję sobie sprawę, że dla niektórych to brzmi jak frazes, ale niesie ze sobą wspaniałą wiedzę o człowieku, który zawsze pozostaje autonomiczny, nawet wtedy, gdy liczba ofert się kurczy.
Żyjemy w czasach, w których jesteśmy zasypywani komunikatami o konieczności samodoskonalenia, a Pana gabinet nazywa się Pracownia Rozwoju. Jak Pan ten rozwój definiuje?
Rozwój to dla mnie opowieść o równowadze. Każdy z nas mieści w sobie szereg, często sprzecznych stanów: miłość, nienawiść, smutek, radość, dumę, wstyd, perfekcjonizm, niedbalstwo etc. To tak, jakby zarządzać wspaniałym teatrem, w którym grają przeróżni aktorzy i aktorki. Każdy i każda chce czegoś innego, mówi coś innego, robi coś innego. Potrzeba sprawnego reżysera, żeby powstał z tego dobry spektakl. I to jest dla mnie rozwój – umiejętność słuchania, rozumienia i szanowania własnych, bardzo różnych emocji. Emocja to informacja. Zamiast się jej obawiać, unikać jej, zagłuszać ją, postaraj się ją odczytać i zdecyduj, co z nią zrobić. W tym znaczeniu, rozwój to nie zawsze działanie. Czasem, wręcz przeciwnie. Rozwojem będzie zgoda na zatrzymanie się, zwolnienie, odpuszczenie, lenistwo. Jeśli ktoś przez kilkanaście lat życia trenował się w ciężkiej pracy i zdobywaniu „szczytów”, to często zjawia się u mnie po to, by włączyć w swoje życie doświadczenie łagodności i troski względem siebie samego. To tak, jakby psychika w końcu powiedziała: „Dość tego spektaklu jednego aktora, czas zaprosić innych”.
Uczy Pan swoich klientów m.in. budowania kompetencji społecznych – wyrażania emocji, stawiania granic, dbania o dobrostan swój i otoczenia. Wydaje się, że każdy emocjonalnie dojrzały człowiek powinien te umiejętności posiadać. Dlaczego mimo wszystko zdobycie tych kompetencji jest takie trudne?
Nie nazwałbym tego uczeniem. Nie stawiam siebie w roli eksperta, lecz przyjaznego, uważnego współtowarzysza w treningu. A wracając do meritum Pana pytania: bardzo blisko mi do założeń tzw. psychologii humanistycznej, które stanowią, że każdy człowiek ma naturalny potencjał, coś w rodzaju intuicji, która podpowiada mu, jak rozwijać i wykorzystywać własne kompetencje społeczne. Zdarza się jednak, że ten „program” się blokuje, na skutek np. przekazów rodzinnych, wymogów i oczekiwań społeczeństwa, różnego rodzaju zranień i rozczarowań, których doświadczamy w życiu. I w takim przypadku pomocne może być wsparcie psychoterapeuty, jako kogoś, kto dzięki spojrzeniu „z boku”, dostrzeże takie blokady i pomoże je nazwać. Nie usunie ich jednak, bo nie ma takiej mocy. To już jest zadanie samego klienta, jeśli się na to zdecyduje. Jak mówiła jedna z najlepszych terapeutek w historii, Virgnia Satir: „Nikt nie może przekonać drugiej osoby do zmiany. Każdy z nas ma klucz do zmiany, a drzwi otworzyć można tylko od wewnątrz.”
Gdyby miał Pan wybrać trzy czynniki zależne od nas, które mają największy wpływ na nasze samopoczucie, na co by Pan postawił?
Po pierwsze, budowanie relacji, opartych na zaufaniu i poczuciu bezpieczeństwa, zarówno tych z partnerem/ partnerką, jak i przyjaciółmi czy rodziną.
Po drugie, doświadczanie siebie jako osoby kompetentnej, potrafiącej dobrze robić różne rzeczy, pracować, pomagać innymi, osiągać stawiane sobie cele.
Po trzecie, wzmacnianie w sobie poczucia autonomii, opartego na przekonaniu, że mogę decydować samodzielnie o różnych aspektach mojego życia.
Czy do Pana Pracowni często trafiają klienci, którzy chcą lepiej zarządzać firmą czy skuteczniej motywować pracowników? Czy psychoterapeuta może pomóc nie tylko prezesowi, ale i całej firmie?
Klienci z tak zdefiniowanym celem udają się raczej do coacha biznesowego. Do mnie trafiają natomiast przedsiębiorcy borykający się z lękiem, przeciążeniem, trudnościami rodzinnymi, kryzysami w relacjach intymnych. Proszę sobie wyobrazić łódkę, dość małą, chybotliwą, stojącą na środku spokojnego jeziora. Są na niej cztery osoby, jedna stoi na rufie, druga na dziobie, jedna przy lewej i jedna przy prawej burcie. Nagle jedna postanawia się przesunąć, np. przejść z lewej na prawą burtę. Co się dzieje? Łódka się przechyla. Żeby dalej była w równowadze, ktoś inny musi przejść na opuszczone miejsce, czyli zmiana pozycji jednej osoby wymusza zmianę pozycji drugiej osoby, jeśli łódka ma nie zatonąć. Ta historyjka jest odpowiedzią na drugie Pana pytanie. W każdym systemie ludzkim, zmiana psychologiczna u jednej osoby, wpłynie na inne osoby, będące w jej otoczeniu i w pewnym stopniu wygeneruje ich zmianę. Im ktoś dalej od osoby, która się zmienia, tym ten efekt słabszy. Jestem jednak przekonany, że jeśli prezes będzie spokojniejszy, wewnętrznie spójny, umiejący „dogadywać się” z własnymi emocjami, korzystnie wpłynie to na całą strukturę.
Czy udało się już w Polsce odczarować negatywny stereotyp psychoterapii, postrzeganej niekiedy jako dowód słabości, coś co należy raczej ukrywać niż otwarcie o tym rozmawiać?
Sądzę, że wiele osób nosi w sobie przekonanie, że psychoterapeuta zrobi coś poza kontrolą klienta, zmanipuluje go, nakłoni do zmiany, której on sam nie chce, zabierze coś, zmieni. A z drugiej strony, że będzie oceniał, wrzucał do szufladek „normalny vs. nienormalny”, stawiał się w roli surowego, krytycznego eksperta. Nie wiem czy stereotyp psychoterapii w Polsce jest odczarowany, wiem natomiast, że jest odczarowany wśród moich klientów. Praktykuję w nurcie systemowym, który zakłada, że psychoterapeuta i klient są partnerami we wspólnym poszukiwaniu rozwiązań, że klient jest największym i najlepszym ekspertem od swojego życia, że nic nie dzieje się poza jego zgodą, wolą i decyzją, że kluczem do zmiany jest wzmacnianie poczucia kompetencji, autonomii, sprawczości, świadomości własnych zasobów, a nie tworzenie listy deficytów i błędów. Oczywiście, nie każdy klient psychoterapii oczekuje właśnie takiego podejścia. Na szczęście w Polsce funkcjonuje kilka paradygmatów (modeli) pracy psychoterapeutycznej i z pewnością każdy odnajdzie „własnego” terapeutę.
37 Prestiżowa rozmowa