![](https://assets.isu.pub/document-structure/201101185121-f12162ae7210c39ddda5e98f5a25c002/v1/7e002b2eb8219cb9c58460e3368eecdb.jpg?width=720&quality=85%2C50)
2 minute read
MARIA KRZEŚLAK-KANDZIORA Bookowski przewodnik
Tym razem zapraszam po łyk absolutnie wspaniałej prozy ze Skandynawii – zimnej, ale pełnej refleksji i zagłębiania się w osobistą przeszłość. Agneta Pleijel pozwoli zwolnić tempo i zejść w głąb siebie jak najlepszy coach, serwując nam prozę mistrzowską. Na deser – rzecz o poszukiwaniu chatki, ziemi, kawałka lasu. „Cabin Porn” zaskakuje ilością dobrych tekstów i każe zatrzymać się nad definicją architektury i słowa „dom”.
Agneta Pleijel Zapach mężczyzny
Advertisement
tłum. Justyna Czechowska
Wydawnictwo Karakter
Nie wiem, ilu osobom już mówiłam, że Agneta Pleijel, to jeden z najlepszych strzałów Wydawnictwa Karakter. Po zimnej „Wróżbie” przyszła druga powieść „Zapach mężczyzny”. Obie przetłumaczone przez Justynę Czechowską, a wizualnie zaprojektowane przez Przemka
Dębowskiego. Uwielbiam je czytać – czysto technicznie, bo są doskonale złożone i dlatego, że Pleijel pisze magnetycznie. W „Zapachu mężczyzny” dziewczynka/kobieta znów przepracowuje swoje relacje, tym razem dalej od rodziców niż we „Wróżbie”, bo na studiach. Lęki, odcięcie pępowiny, próba życia na własnych warunkach, szamotanie się w poszukiwaniu swojej własnej wersji niewymyślonej przez nikogo. Związki. Próba naprawienia życia rodzicom i olśnienie przychodzące zbyt późno, że dzieci to osobne byty, że idzie się w końcu swoją drogą. A potem rodzi się swoje dziecko i to trochę zaskakujące, choć trudno wyrazić słowami dlaczego.
Może to powieść obyczajowa, może autoterapeutyczna, może psychologiczna, w najlepszym sensie kobieca – może to wszystko naraz. Opowiadaczką jest znów pisarka. Z perspektywy czasu przygląda się wydarzeniom, nie ocenia dziewczynki, zastanawia się, przypomina sobie, odtwarza ścieżki, ulice, mieszkania. To jest książka w kolorze sepii, starej fotografii, którą oglądamy po raz setny i dokładamy do innych, układamy ciągi, grupujemy, rozsypujemy. Wiemy, jak dziś byśmy postąpili, co trzeba było zrobić – wiemy? Znacie to uczucie? Że trzeba było to inaczej rozegrać, wrócić/iść, powiedzieć/zmilczeć. Ale teraz mamy już tylko te pożółkłe fotografie, trochę dokumentów, wspomnienia i to, co musimy w głowie i sercu poukładać.
tekst i zdjęcia: Maria Krześlak-Kandziora / czytelniczka, właścicielka księgarni Bookowski w poznańskim Centrum Kultury Zamek; w Agencji Autorskiej Opowieści zajmuje się koordynacją spotkań autorskich z ciekawymi pisarzami.
„Cabin Porn” nie jest o ucieczce w Bieszczady. Wbrew pozorom to nie album z pornograficznymi zdjęciami przytulnych chatek, których nigdy nie zbudujecie. Dave Frazee uczył się w Taliesin West – pracowni/domu Franka Lloyda Wrighta i tam eksperymentował z budową domu na pustyni, odnajdując w archiwach uczelni projekt swojego starszego kolegi. Sam Caldwell przejmuje rodzinną tradycję wyrobu syropu klonowego i buduje własną „klonową chatę” – prostą, funkcjonalną surową. Denis i Anneli stawiają w stanie Maine (och, Maine, pełne lasów pachnących!) drewniane schronisko według siedemnastowiecznego wzorca. To trzy spośród kilku historii
![](https://assets.isu.pub/document-structure/201101185121-f12162ae7210c39ddda5e98f5a25c002/v1/82157fb8c010eea38c63f5ad8cad07c0.jpg?width=720&quality=85%2C50)
Zach Klein, Steven Leckart, Noah Kalina
Cabin Porn
tłum. Ewa Wojtych
Wydawnictwo Smak Słowa
wrzuconych między okładki. Bohaterowie przeprowadzają eksperymenty z własnymi potrzebami, ale i z materiałami – od drewna i betonu, po ręcznie wypalane cegły. „Cabin Porn” pokazuje różne sposoby życia wśród ludzi, myślenia o domu, no i jest tu dużo miłości do przyrody. Oraz (no dobra) trochę pornograficznych zdjęć chatek w lasach – od Nowej Zelandii po to kuszące Maine. Zapadają w pamięć „zielone” sposoby na przetrwanie – od prysznica ogrodowego ogrzewanego latem, przez rozgrzany kompost, po zadumanie się nad współczesnymi potrzebami żywieniowymi. Czy raz w roku upolowana sarna jest etyczniejsza od kupowania mięsa w supermarkecie? Tak, to też znajdziecie w tym niepozornym albumiku. Książka leży sobie na biurku, bo kolorystyka okładki wpływa zdecydowanie na poprawę samopoczucia.