9 minute read
JACEK SZWAJ Obecności bliskich i czasu nie da się kupić
16 Prestiżowa rozmowa
Doceniony w kraju i za granicą jako lider wśród jazzmanów młodego pokolenia. Ma na swoim koncie wiele nagród i międzynarodowych koncertów oraz współpracę z najlepszymi artystami światowej rangi. Ogromną przyjemność sprawiła mi rozmowa z tak utalentowanym człowiekiem, a jeszcze bardziej wzruszyło mnie jego podejście do życia – współczesnych realiów i mądrości zaczerpniętej z minionych epok – do wartościowego słowa i przejmujących dźwięków, które niosą zawsze niebagatelną historię. Oto Jacek Szwaj – klasa, styl, nietuzinkowy talent i wybitny umysł. R rozmawia: Magdalena Ciesielska zdjęcia: Magdalena Skoczylas-Szwaj, Kamila Smydra, Ivo Chupetlovski, Nina & Darek Rok temu odbyła się premiera pierwszej Twojej płyty „Envoi”. Co w tym „podsumowaniu” jest dla Ciebie najważniejsze? JACEK SZWAJ: Ten album jest dla mnie bardzo ważny spędziliśmy na scenie przez ostatnie dziesięć lat najpewniej tysiące godzin i trudno oceniać nas pobłażliwie. Stąd zdecydowałem materiał płytowy określić mianem „Envoi” – podsumowania, w którym zamykam pewien etap, jako i zarazem dość nietypowy. Oficjalnie jest to fonograficzny pianista i jako kompozytor. Etap, który pełen jest młodzieńdebiut projektu Jacek Szwaj Trio, ale w tym składzie czych odkryć, wzruszeń, ale też frustracji i wszystkiego, co można objąć szerokim pojęciem buntu. Dzisiaj jesteśmy artystami względnie dojrzałymi, ukształtowanymi i nie jest nam obcy młodzieńczy wigor, ale akcenty rozkładamy nieco inaczej, bez „szpanu” i „wyścigowych” solówek. Liczy się mój autorski kreatywny kod, którym szyfruję kompozycje, natomiast słuchacz sam decyduje, czy podejmie wyzwanie odkrycia głębszych warstw w mojej improwizacji. W przyszłym roku kolejny album, więc efekty podsumowania już widzę.
Advertisement
Lubisz łamać konwenanse kompozycji i wychodzić poza ustalone ramy, poza harmonię, tworząc mozaikę dźwięków?
Owszem. Od lat poruszam się właściwie na styku różnych gatunków muzycznych. Z wykształcenia jestem zarówno klasykiem, jak i jazzmanem, co stawia mnie w nieco uprzywilejowanej sytuacji, jeśli chodzi o znajomość literatury, czy doświadczenie w rozmaitych językach stylistycznych. Cały czas mocno działam na polu muzyki filmowej, musicalowej i dobrze wiem, że w moich kompozycjach to słychać. Wiem też, że dla wielu ortodoksyjnych wielbicieli jazzu, moja muzyka nie mieści się w ramach określonych przez tradycję, ale nie mam z tym problemu. Już dawno zauważyłem, że wartością nadrzędną w sztuce jest prawda i temu założeniu schlebiam w swojej twórczości. A ta nie musi być piękna; musi być komunikatywna.
17 Prestiżowa rozmowa
18 Prestiżowa rozmowa
Jeśli chodzi o mozaikę dźwięków – tak, do brzmienia przywiązuję olbrzymią wagę i cieszę się, że Damian i Mateusz (J. S. Trio) podzielają w tej kwestii mój pogląd.
Improwizacja dla Ciebie to…
Sztuka komunikacji bez użycia mowy. Ten temat to mój „konik”. Oprócz praktykowania improwizacji w sensie instrumentalnym, zajmuję się nią również na polu naukowo-badawczym. Badam związki między improwizacją a językiem potocznym, spoglądając na sam jej proces z wielu perspektyw: od neurologicznej, poprzez genetyczną, antropologiczną, psychologiczną, aż do stricte metodologicznej i pianistycznej. Po prostu dla mnie improwizacja jest sztuką opowiadania wspaniałych historii za pomocą dźwięków.
Czy tak jak podążasz drogą własnych interpretacji muzycznych – pokazując tym samym indywidualizm, charakter, talent, pasję – masz sprecyzowany własny wizerunek oparty na przemyślanych i stylowych garniturach? Bardzo dziękuję za to pytanie! (śmiech) Fakt, uwielbiam garnitury i wszystko, co wiąże się z klasyczną męską elegancją. Ale przekornie, nie wynika to z obdarzenia świata mody szczególną atencją. Czuję się często człowiekiem z innej epoki i u podłoża tego stwierdzenia naprawdę brak jest frustracji, buntu przeciwko nowoczesności czy planu marketingowego. Uwielbiam czasy międzywojnia, ówczesny klimat, architekturę, malarstwo, nieco mniej literaturę piękną, ale wszystko, co klasyczne, bardzo mnie pociąga. Dlatego w mojej garderobie, począwszy od butów, a skończywszy na kapeluszach, „zaklęta” jest całkiem niezła fortuna. Jednak nie jest to chyba najlepszy sposób lokowania finansów, więc nie namawiam czytelników (śmiech). Każdy wolny weekend, i oczywiście wakacje, spędzamy z żoną w dolnośląskich zamkach i pałacach. Oboje pochodzimy z tamtych rejonów, więc wspieramy lokalny patriotyzm na wszelkie
19 Prestiżowa rozmowa
możliwe sposoby. Szczerze, nie chodzi nam o luksus i arystokratyczne opary, ale o tajemnicę, która zaklęta jest w zabytkowych murach, o piękną sztukę, która wypełnia te przestrzenie, o piękne ogrody i przede wszystkim ciszę. Ona jest najpiękniejszym dźwiękiem w całym kosmosie.
Instytut Jazzu i Muzyki Estradowej na Akademii Muzycznej im. Ignacego Jana Paderewskiego w Poznaniu jest Twoim drugim domem?
Jeśli wziąć pod uwagę normalne czasy, które mam nadzieję szybko wrócą, moim pierwszym domem jest samochód, którym dojeżdżam z koncertu na koncert. (śmiech) Drugim są hotele, następnym miejsce, w którym mieszkam, ale tuż za podium jest właśnie Akademia Muzyczna. Spędzam tam bardzo dużo czasu z racji mnogości zajęć, które realizuję w ramach swoich obowiązków. A są one tak zróżnicowane, że dają poczucie spełnienia i strzegą skutecznie przed niebezpieczeństwem rutyny. Oprócz fortepianu głównego, prowadzę akompaniamenty ze studentami wokalistyki, zespoły kameralne oraz wykłady z historii jazzu i muzyki rozrywkowej. Pracy jest bardzo dużo, ale efekty wymierne, przez co satysfakcja gwarantowana! W tak zwanym międzyczasie prowadzę także klasę fortepianu jazzowego w POSM II stopnia przy ul. Solnej. Czuję się często człowiekiem z innej epoki i u podłoża tego stwierdzenia naprawdę brak jest frustracji, buntu przeciwko nowoczesności czy planu marketingowego. Uwielbiam czasy międzywojnia, ówczesny klimat, architekturę, malarstwo, nieco mniej literaturę piękną, ale wszystko, co klasyczne, bardzo mnie pociąga.
Współpracę z którym artystą światowej rangi wspominasz z sentymentem? Czy zapamiętałeś ich złote myśli, cenne maksymy?
Artyści jazzowi posiadają z reguły bardzo ciekawą osobowość nie tylko w sensie muzycznym, ale ogólnie ludzkim. Dlatego często wspominam współpracę z prawie każdym z nich. Najciekawsi wydają się być ci, którzy wychowali się w zupełnie innych realiach, na odległych kontynentach, z zupełnie innym bagażem kulturowym i społecznym. Najwyraźniej wspominam Chicco Freemana, znakomitego amerykańskiego saksofonistę, który uchodzi za legendę jazzu na całym świecie. Możliwość podpatrywania tej klasy artystów z perspektywy jednej sceny jest bezcenna. I tu nie chodzi o dźwięki czy całe frazy, dla mnie bardziej inspirujące
20 Prestiżowa rozmowa
było jego mentalne podejście do muzyki, improwizacji oraz naturalnie – doświadczenie. I jeszcze jedno: niezliczona ilość dowcipów, historii, anegdot. Większość z nich opowiadana z perspektywy uczestnika, z bohaterami, o których czytaliśmy w podręcznikach do historii jazzu. Z sentymentem wspominam również współpracę z afrykańskimi solistami z RPA: Marcusem Wyattem oraz Siyą Macuzeni. Otarcie się o kulturę tamtych ziem, bardzo wiele zmieniło w moim podejściu do rytmicznej improwizacji, a przy okazji utwierdziło w przekonaniu, że muzyka jest bezbrzeżnym źródłem radości i spełnienia dla ludzi na całym świecie. Z naszego rodzimego podwórka najbardziej cenię sobie wciąż aktualną współpracę z Hanną Banaszak. Jest ikoną, a w cieniu takowych zawsze można się wiele nauczyć. Również imponuje mi świat, który Ją ukształtował jako artystkę – świat wartościowego słowa i przepięknej muzyki; Jonasz Kofta, Wojciech Młynarski, duet Wasowski – Przybora i wielu innych. To świat, za którym tęsknię, mimo iż znam go tylko z opowiadań oraz własnych bujnych wyobrażeń.
Obecnie, w czasach globalnej pandemii, kultura, sztuka są bardzo poszkodowane. Artyści solidaryzują się, aby przetrwać. Jak radzisz sobie w dobie koronawirusa?
Jestem człowiekiem na dwóch państwowych etatach, więc nie mam prawa utyskiwać. Ale z ubolewaniem patrzę na tonący okręt zwany polską kulturą i rosnące napięcia społeczne. Przeczuwam, że rany odniesione w trakcie pandemii będą się goić bardzo długo. Środowisko jest niejednorodne, co utrudnia solidarność i wspólną walkę o prawa twórców. Mieści w swych szeregach zarówno majętnych
Cały czas mocno działam na polu muzyki filmowej, musicalowej i dobrze wiem, że w moich kompozycjach to słychać. Wiem też, że dla wielu ortodoksyjnych wielbicieli jazzu, moja muzyka nie mieści się w ramach określonych przez tradycję, ale nie mam z tym problemu. Już dawno zauważyłem, że wartością nadrzędną w sztuce jest prawda i temu założeniu schlebiam w swojej twórczości. A ta nie musi być piękna; musi być komunikatywna.
21 Prestiżowa rozmowa
celebrytów, sektor akademicki, artystów na przysłowiowych „śmieciówkach”, a także freelancerów, którzy obecnie zostali dosłownie z niczym. Wszyscy stracili bardzo wiele, ale determinacja do walki o przetrwanie jest proporcjonalna do punktu siedzenia, więc nie widzę szans na zjednoczenie sił. Tyle jeśli chodzi o kwestie formalne. Natomiast wnikając głębiej, osobiście przeżywałem pandemię w czterech etapach. Pierwszym z nich był etap odpoczynku od tras, koncertów, bardzo obciążającego trybu życia. Etap bardzo potrzebny i relaksujący. Ale tuż za nim kroczył strach, panika, co będzie dalej? Dokąd to wszystko zmierza? Moje ukochane Włochy na skraju tragedii… Kolejny, trzeci etap, to bezradność. Nic się nie da zrobić. Po wakacjach druga fala, zamrożenie kultury, znów sceny pokryły się warstwą kurzu. I teraz czwarty etap: złość, rozgoryczenie. Obserwuję bardzo uważnie życie polityczne i społeczne. Zostawię bez komentarza. Im mniej trucizny, tym więcej nadziei na wschodzące słońce. A ono przecież świeci tak samo wszystkim.
Wierzysz, iż „jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie”, bez strachu, ograniczeń i obostrzeń?
Ja to wiem. Będzie inaczej, ale może świat potrzebował oczyszczenia. Taki prztyczek w nos jest w gruncie rzeczy ludzkości potrzebny. Relatywnie długo już Europa żyje bez konfliktu zbrojnego, nie można zamykać oczu na niepokoje kiełkujące w europejskich społeczeństwach i chwiejące się wspólnoty gospodarcze. Mam nadzieję, że pandemia rozbroi część z tych napięć i zwróci naszą uwagę na człowieka jako istotę z tymi samymi wciąż potrzebami, niezależnie od rozwoju technologii, czyli pragnieniem akceptacji, miłości i tolerancji. Chciałbym, żebyśmy odrobili lekcję wynikającą z obecnej sytuacji i zauważyli, jak wiele rzeczy, którym do niedawna poświęcaliśmy czas, jest tak naprawdę nieistotnych, miałkich i niewartych naszej uwagi. Cieszę się, że obecnie mamy czas dla bliskich i ufam, że zamknięte instytucje kultury uświadomią nam jak ciężko żyć tylko samym chlebem, bez igrzysk i strawy duchowej.
Co najchętniej grasz w samotności, a co w gronie rodziny?
W rodzinie mam prawie samych muzyków i nie ukrywam, że nie przepadam za wspólnym muzykowaniem w domu, bo niezmiennie kojarzy mi się to z pracą, którą oczywiście uwielbiam, ale są pewne granice. (śmiech) Wolę poświęcić czas i uwagę rodzinie czy znajomym. Gdy już siadam do instrumentu, improwizuję, tak po prostu, co aktualnie mi w duszy gra. Jeśli tylko mam okazję, wracam do muzyki klasycznej.
Jak spędzasz swój cenny – wolny – czas?
Gram albo słucham. Mogę tak na zmianę całymi godzinami, co zresztą w samotności czynię dość często. Podobnie mam z czytaniem książek. Uwielbiam literaturę piękną i naukową, nie pociągają mnie, niestety, bestsellery przygodowe i fabularne. Chyba, że literatura faktu bądź klasyczne kryminały. Mam też obsesję na punkcie poprawnej polszczyzny, co oczywiście nie oznacza, że sam władam nią w stopniu choćby mnie zadowalającym. (śmiech) Bardzo lubię filmy, najlepiej te stare, z duszą. Seriale mniej, choć ostatnio na nowo zafascynowała mnie realizowana na przestrzeni ponad trzydziestu lat ekranizacja opowiadań i powieści Agathy Christie o belgijskim detektywie Herculesie Poirot. Uprzedzając pytanie dodam, że miłość głównego bohatera do dobrego stylu, wyśmienitej kuchni i pięknych garniturów czy smokingów nie była bez znaczenia. (śmiech)
Jakie będą dla Ciebie tegoroczne Święta Bożego Narodzenia?
Rodzinne, na pewno spokojne i skromne. Ponieważ mój zawód pozwala na dość hojne gospodarowanie urlopami w ciągu roku, zawsze spędzaliśmy okołoświąteczne dni na łonie przyrody, w bardzo urokliwych miejscach. Tym razem obostrzenia na to nie pozwolą, ale bliskości i metafizycznego, duchowego wymiaru tych Świąt nikt nam nie zabierze, więc być może zmieni się tylko scenografia, a tym razem nie zwierzęta, a ludzie przemówią ludzkim głosem. Wierzę w to całym sercem!
Wymarzony prezent to…
Obecność tych, których kocham. Inne rzeczy są zbywalne, można je kupić albo mnie w ogóle nie interesują. Obecności podobnie jak czasu nie da się kupić, więc jest wielkim skarbem. Ale oczywiście dobrą książką, płytą, dobrym winem czy nawet szlachetnym krawatem nie pogardzę. (śmiech)