![](https://assets.isu.pub/document-structure/211002002615-fcb5c88c4960eeff7177b858fca6c2e4/v1/bbd9bc67035ca8f299f37d8f602f1c47.jpeg?width=720&quality=85%2C50)
10 minute read
JACEK SZWAJ
Muzyka
Advertisement
Uwielbiam takie momenty, gdy mogę spotkać się z osobą, z którą mam podobne zamiłowania, punkt widzenia, zbieżne spojrzenie na aktualną rzeczywistość, znając i doceniając walory „tamtych lat”. Wówczas rozmowa płynie niczym wartka rzeka, nie zważając na upływ czasu… Tak też czułam się w towarzystwie eleganta, gentelmana, utalentowanego jazzmana młodego pokolenia. Jacka Szwaja docenia się za muzykę, kreatywność i indywidualność – bezsprzecznie! A ja dodatkowo – za bycie wartościowym i życzliwym człowiekiem.
rozmawia: Magdalena Ciesielska zdjęcia: Agata Dąbrowska-Maciąg, Magdalena Skoczylas-Szwaj, Nina&Darek
Wstarym albumie u Twego dziadka, jakie jest zdjęcie małego Jacka, które bardzo lubisz? JACEK SZWAJ: (śmiech) Jest mnóstwo takich zdjęć: we wrocławskim zoo, wnętrzach ratusza, w Panoramie Racławickiej. Z mojego dzieciństwa – pomimo wielu obowiązków i zadań, stricte muzycznych, dwóch szkół, do jakich uczęszczałem jednocześnie – mam zachowane zdjęcia, na których często widnieję wraz z moimi rodzicami, co jest przykładem na to, jak oni angażowali się, poświęcali swój cenny czas. Nigdy nie byłem dzieckiem wychowującym się w samotności. Rodzice organizowali mi czas, zajęcia, może też z racji tego, że byłem ich pierwszym dzieckiem. (śmiech) Kiedy sięgasz pamięcią wstecz, jakie muzyczne wspomnienie z dzieciństwa przywołujesz? Mój dziadek był wielkim fanem muzyki, obecnie nazywanej retro, tzn.: Starsi Panowie, Kalina Jędrusik, Jan Kobuszewski, Kabaret Dudek. Dziadek miał pełno nagrań na takich szpulowych magnetofonach i zamiennie (ze stacjami radiowymi: 1, 2 i 3 Polskiego Radia) ich słuchał. Kiedy bym nie wszedł do jego gabinetu, zawsze słyszałem muzykę z takim szumem magnetofonowym, przypominającym winyl. Wówczas nie za bardzo rozumiałem ten humor dla dorosłych wpleciony w melodie, ale wtedy – myślę – dziadek zaszczepił mi zamiłowanie do muzyki rozrywkowej. Może i nieświadomie… Dodatkowo dużo też on słuchał muzyki klasycznej, która z wielkim animuszem rozbrzmiewała w moim rodzinnym domu. Natomiast ambitna muzyka rozrywkowa z tamtych lat oraz muzyka 20-lecia międzywojennego to zdecydowanie wpływ dziadka – za co ogromnie Jemu dziękuję. Ty jesteś przepełniony muzyką od najmłodszych lat. Tak, u mnie w zasadzie 90 proc. rodziny to są muzycy zawodowi. Śmieszne jest to, gdy myślę o profesji mojej i mojej młodszej o siedem lat siostry. Zajmujemy się w zasadzie tym samym tylko w odwrotnych proporcjach. Ona jest pianistką i dyrygentem, a ja – choć też studiowałem dyrygenturę – często o tym zapominam. W 99 procentach jestem pianistą, bardzo rzadko zdarza mi się stanąć za pulpitem dyrygenckim, przed chórem, natomiast siostra – która ma podobne wykształcenie jak ja – jest wziętym dyrygentem. Skąd pomysł na Tribute to Krzysztof Krawczyk i duet z Mateuszem Brzostowskim? Odezwała się do mnie jedna z ekip, która produkuje koncerty live, czyli ludzie związani z „Dobrym Dźwiękiem”. Było to jeszcze w szczycie pandemii, gdy o koncertach w normalnej formie nie było mowy. Skontaktowali się, bo otrzymali dotację, proponując nagranie koncertu live i umieszczenie go na dostępnych kanałach on-line. Przeanalizowałem tę kwestię i zadzwoniłem do Mateusza. Mieliśmy tydzień na zrobienie czegoś nowego, innego niż zazwyczaj tworzymy. Nie było problemu z miejscem, bo Mateusz ma własne studio nagrań, chodziło tylko o pomysł i kreatywność. Weszliśmy w ten projekt, nic nie tracąc, nie inwestując jakichkolwiek funduszy, dzięki wsparciu „Dobrego Dźwięku”. Wybrałem dziesięć utworów, które postanowiłem przearanżować, i nagraliśmy całość video, bez jakiejś wielkiej post produkcji.
Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z utworami Krzysztofa Krawczyka? Przygoda z projektem Tribute to Krzysztof Krawczyk i moim duetem z Mateuszem Brzostowskim była bardzo prozaiczna i przypadkowa, nie mająca kompletnie żadnego związku z chorobą oraz śmiercią artysty. Podczas pandemii zastanawiałem się co by tu jeszcze zrobić, co przygotować, nie do końca w formie klasycznej i nie do końca jazzowej. Zacząłem tak spontanicznie grać jedną z piosenek Krzysztofa Krawczyka, Jak minął dzień, i odkryłem, że jego utwory ten biesiadny charakter zawdzięczają aranżacjom, a w warstwie tekstowej są zupełnie inne. Mają wartościowe słowa, ponadczasowe często przesłanie. Ich biesiadna, taneczna struktura wynika z tego, jak są zagrane – w sposób bardzo prosty, z użyciem technologii, jaka wówczas była dostępna.
Krzysztof Krawczyk za swojego życia przez jednych doceniany, uwielbiany, przez innych krytykowany – jak to z artystami bywa. Niewątpliwie jego muzyka rozgrzewała tłumy odbiorców, była i rozrywkowa, i sentymentalna. Czym Ciebie urzekły utwory wykonywane przed laty przez Krzysztofa Krawczyka? Dla mnie Krzysztof Krawczyk to człowiek olbrzymiego talentu. W moich ustach może to brzmi dziwnie; środowisko muzyczne może się zgorszyć... Muzyka biesiadna Krawczyka to tylko góra lodowa, to efekt tego, co działo się wcześniej. Ważne są ponadczasowe teksty, jak np. w piosence Rysunek na szkle czy Pamiętam Ciebie z tamtych lat, jak i wielu innych. Niewątpliwie urzekły mnie wartościowe słowa, którym postanowiłem nadać drugie życie, zestawić je z inną aranżacją.
Niespójność muzyczna Krzysztofa Krawczyka – tak elegancko należałoby to ująć – wynikała zapewne z tego, iż był człowiekiem ulegającym wpływom. Miał wokół siebie wiele osób, ale te znajomości nie przynosiły mu szczęścia. Jego droga muzyczna potoczyła się w takim, a nie innym kierunku… Nie tak jak np. Zbyszka Wodeckiego czy innych artystów tamtego pokolenia. Pamiętamy chociażby Krawczyka z produkcji a’la Elvis Presley, gdy wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Jego kariera i twórczość obrały zgoła inny kurs…
![](https://assets.isu.pub/document-structure/211002002615-fcb5c88c4960eeff7177b858fca6c2e4/v1/7020d9f3bdd6ef6478056fb6edff31a2.jpeg?width=720&quality=85%2C50)
Skomponować nową muzykę, stworzyć własne aranżacje, interpretacje do starych przebojów, dobrze znanych publiczności – to zapewne trudne zadanie, wyzwanie, które sobie postawiliście. Nie ukrywam, iż bałem się, jak publiczność odbierze to nasze balansowanie na krawędzi, chodzenie po przysłowiowej cienkiej linie. Muzyka Krawczyka ma swoich wielu zagorzałych orędowników, zwolenników i generalnie ludzie tak mają, że nie lubią zbytniej ingerencji w oryginały; lubią to, co znają, tak samo jest z coverami. Podpisuję się pod stwierdzeniem, że „niektórych utworów w ogóle nie powinno się przerabiać, powinny zostać w wersji
oryginalnej”. Bałem się, że ludzie zakochani w tej radosnej, rozrywkowej muzyce Krzysztofa Krawczyka stwierdzą, co to za świętokradztwo i wywracanie piosenek do góry nogami.
Jednak nadzieję dał mi Kuba Badach, który zmienił przecież piosenki Andrzeja Zauchy i pokazał światu w innych aranżacjach, chociażby piękny utwór Bądź moim natchnieniem. Były wówczas kontrowersje, że jak to z takiego pogodnego wykonania zrobić balladę. A ja uczyniłem z piosenkami Krawczyka to samo… Bez wątpienia było to nie lada wyzwanie, eksperyment, wystawienie się na różne reakcje.
Tym projektem wykraczamy z Mateuszem poza naszą publiczność jazzową, do której jesteśmy przyzwyczajeni. Niedawno, bo na początku września, podczas zagranego koncertu w Blue Note była pewnego rodzaju konsternacja wyczuwana na widowni, głównie na początku koncertu, gdyż sam recital tak też jest ułożony. Na początku są utwory bardziej wywrócone do góry nogami, później już jest lepiej. (śmiech) Poszedłem mocno pod prąd.
Jak minął dzień, Byle było tak, Parostatek, Ostatni raz zatańczysz ze mną, Za Tobą pójdę jak na bal – żywiołowe piosenki prezentujesz w kompletnie innej odsłonie, jako ballady, spokojne utwory. Tak czułeś?
Dokładnie tak. Punktem wyjścia były teksty. Zacząłem od słów, bo piosenki same w sobie nie są skomplikowane muzycznie. To bardzo ładne melodie, ale w konstrukcji dość proste, nawet większość utworów nie posiada takiej części, którą potocznie nazywamy bridgem, nie ma partii solowych instrumentalnie. Piosenki K. Krawczyka najczęściej są ułożone z kilku zwrotek i z refrenu, który się powtarza. Przerobienie ich na współczesny sposób było oczywiście wymagające, natomiast odkryłem wartościowy sens tekstów, które giną za biesiadnym charakterem.
Np. w piosence Jak minął dzień jest próba podsumowania dnia, to bardzo romantyczna i sentymentalna propozycja, natomiast w wykonaniu K. Krawczyka, jakie wszyscy znamy, doszukałem się zgrzytów. Po prostu nie pasował mi tekst do muzyki, do aranżacji. Stwierdziłem więc, że spróbuję przearanżować na nowo jego utwory, pozostawiając mimo wszystko melodie, zostawiając piękny tekst. Bawiąc się tylko aranżacją, harmonią i oczywiście instrumentami. Choć za dużego wyboru nie miałem, działając w duecie z perkusistą, Mateuszem Brzostowskim, używając elektronikę. Efekt tego bardzo mi się spodobał – mówiąc nieskromnie. (śmiech) Po prostu odkrywamy utwory Krzysztofa Krawczyka na nowo, gdyż – według nas – można by je zaliczyć w poczet ambitnych teksów muzyki pop.
Ulubiony Twój utwór Krawczyka, to nie żaden z wielkich przebojów, tylko w tytule ten z imieniem Twojej żony. Z taką jak Magda – to prawda?
Znalezienie tej piosenki to też kwestia przypadku. (śmiech) Wertując utwory Krzysztofa Krawczyka na różnych platformach streamingowych czy fizyczne egzemplarze, zauważyłem, że nasze wybory z Mateuszem, co do zawartości recitalu, pokryły się z tymi, które cieszą się największą
![](https://assets.isu.pub/document-structure/211002002615-fcb5c88c4960eeff7177b858fca6c2e4/v1/4b7a0531515dde6c021c6647eac0c746.jpeg?width=720&quality=85%2C50)
![](https://assets.isu.pub/document-structure/211002002615-fcb5c88c4960eeff7177b858fca6c2e4/v1/3013ad623a89bbf5ec130a0f76a192ac.jpeg?width=720&quality=85%2C50)
popularnością. Przeglądaliśmy oczywiście playlisty, ale najpierw usiadłem z przysłowiową kartką papieru i wypisałem utwory, które najbardziej kojarzą mi się z Krzysztofem Krawczykiem.
I potem zacząłem szukać innych utworów, wartościowych, a niestety zapomnianych – podobnie jak w projekcie poświęconym twórczości Zbyszka Wodeckiego. Szukałem i znalazłem na płycie z lat 70. ub.w. Z taką jak Magda. Zaintrygowała mnie ta piosenka, bo imię Magda nie specjalnie kojarzyło mi się z osobą Krawczyka. Kiedy odsłuchaliśmy z Mateuszem oryginał, okazało się, że jest ona bliska naszej muzyce, popowa, melodyczna. W zasadzie w tej piosence niewiele zmieniliśmy, nadaliśmy jej głównie charakter latynoski, styl bossa novy, ale pozostawiliśmy harmonię i sposób przekazu. Z taką jak Magda – to utwór najmniej przez nas przerobiony, zresztą podobnie jak Chciałem być marynarzem, który śpiewamy na bis, na koniec koncertu Tribute to Krzysztof Krawczyk. Wówczas ja przesiadam się i gram na gitarze klasycznej, a Mateusz na cajón, pozostawiając dla tego utworu perkusję.
Myślałeś, aby wystąpić razem z żoną, Magdaleną, w jakimś projekcie muzycznym?
Tak, co jakiś czas wraca taki pomysł… Pochodzimy oboje z rodzin muzycznych, ale z innych muzycznych światów. Magda jest perkusistką klasyczną z wykształcenia, więc nie gra na zestawie perkusyjnym jak Mateusz Brzostowski, gra natomiast na instrumentach perkusyjnych, marimbach, kotłach, na instrumentach orkiestrowych, gdzie jest problem z dostępnością tego typu sprzętu, bo nie posiada się go na własność. Zostają jej więc małe instrumenty perkusyjne lub dzwonki orkiestrowe, shakery. Tu już jest jedna przeszkoda. A druga – choć świat jazzowy z klasycznym się przenika, to wymaga pewnego umocowania i pomysłu, który połączyłby nasze siły. Jak zrobić ładną muzyczną symbiozę? – to stanowi dla mnie sedno rozmyślań.
Zrobiliśmy projekt kolęd i polskich pieśni, podczas którego graliśmy razem. Stwierdziliśmy, że jest to przestrzeń dla nas idealna, neutralna, w której się bardzo dobrze oboje odnajdujemy. Trudno przecież nazwać kolędy utworami stricte klasycznymi czy jazzowymi, to muzyka o podłożu ludowym. Wymyśliliśmy dla nas złoty środek. (śmiech) Za kilka miesięcy czas świąteczny, więc może znów pójdziemy w tym kierunku… Dostaliśmy też propozycję promocji polskiej muzyki świątecznej np. w Dubaju. To wielka przyjemność być na scenie ze swoją żoną, choć przyjemność rzadka, bo wykonując ten sam zawód, często się mijamy.
Nad czym obecnie pracujesz?
Teraz nadrabiam zaległości. Mam nadzieję, że nie będzie takich obostrzeń i lockdownu jak poprzednio. Jest wiele pracy przełożonej sprzed kilku i kilkunastu miesięcy. Niedawno byłem w Krakowie i grałem koncert, którego termin był bodajże trzykrotnie przesuwany, z oczywistych względów. Cieszę się na zaległe projekty, które doczekały się wreszcie możliwości realizacji. Część z nich jest już obwarowana umowami. Na te zaległe „obietnice” muzyczne nakładają się Zacząłem grać Jak minął dzień, bieżące zadania i nowe terminy. Ludzie z branży muzycznej, producenci, często są w stanie zawiei odkryłem, że utwory szenia, nie wiedząc co się znowu Krzysztofa Krawczyka wydarzy na jesień, jakie wejdą ten biesiadny charakter rozporządzenia i wymogi z kolejną zawdzięczają aranżacjom, a w warstwie tekstowej są zupełnie inne. Mają wartościowe słowa, falą pandemii. Inwestorzy są bardzo ostrożni, boją się, aby coś nie zostało wyprodukowane, a następnie znów wstrzymane. Płyta Jacek Szwaj Trio wydana ponadczasowe często już dawno, bo w listopadzie 2019 przesłanie. roku, nie doczekała się wtedy promocji ani trasy koncertowej – więc wznawiamy ten projekt. Chcielibyśmy zaplanować trasę koncertową na wiosnę 2022 roku. Zaczęliśmy 4 listopada 2019 roku koncertem promującym w Blue Note, a potem żyliśmy w wielkiej niewiadomej i niepewności. Płyta została bardzo dobrze przyjęta przez publiczność, sporo jej egzemplarzy tuż po koncercie już sprzedaliśmy. Teraz będzie śmiesznie sprzedawać płytę wydaną w 2019 roku jako nowość. (śmiech) Ale nauczyliśmy się już żyć w takim absurdzie, bo realia nas do tego zmusiły. Pozamieniano daty Euro czy Olimpiady, to i Jacek Szwaj Trio też można. Płyta jest na pewno priorytetem.
Jest szansa, że powtórzymy w Poznaniu koncert Tribute to Krzysztof Krawczyk, w październiku lub listopadzie, w innych miastach też. Dodatkowo zacząłem śpiewać włoskie znane przeboje, zaprezentowane w bardziej eleganckiej i jazzowej formie. Bawię się śpiewem, (śmiech) to dla mnie nowe wyzwanie, bo granie to zawód i ogromna pasja. Nawet we Włoszech udało mi się ostatnio wykonywać ich narodowe utwory i miałem z tego ogromną wewnętrzną satysfakcję oraz radość, iż śpiewam w pięknej scenerii, dla włoskiego audytorium, pod rozgwieżdżonym niebem. Ponadto od października powracam do obowiązków na Akademii Muzycznej w Poznaniu, w Katedrze Jazzu.