4 minute read
Legendy znowu na murawie
LEGENDYznowu na murawie
Advertisement
Godzina 14 czasu angielskiego, a w okolicach Anfield robi się tłoczno. Sznur ludzi w czerwonych koszulkach idzie jak zahipnotyzowany wprost na stadion. Salah, Diaz czy Jota, ale również Gerrard, Carragher czy McManaman- każdego z nich można ujrzeć na plecach kibiców. Przede mną w oddali stadion, a wokół, w oknach domów, flagi oraz podobizny piłkarzy i Jürgena Kloppa. Atmosfera zdecydowanie nie do podrobienia, przechodząca jakiekolwiek oczekiwania związane z wizytą na Anfield. Przekraczając bramę, wchodząc na teren stadionu, czuć coś, czego nigdzie indziej się nie czuje. Każdy mecz dla kibiców jest jak święto, a tym bardziej, gdy na Anfield Road wraca Steven Gerrard będący żywą legendą oraz wizytówką Liverpoolu.
KACPER KOSTERNA
Zawodnicy wychodzą na rozgrzewkę, lecz przez chwile to nie oni są w centrum zainteresowania kibiców, lecz pewien mały chłopiec. Lio Gerrard, niespełna 5 letni syn obecnego menadżera Aston Villi, wyszedł wraz z zawodnikami i pokazał przy tym spory talent, jak na swój młody wiek. Po chwili znamy już wyjściową jedenastkę, a wśród zawodników takie nazwiska jak Gerrard, Agger, Hyypiä, Carragher, Garcia czy Kuyt, a na ławce między innymi bohater ze Stambułu, Jurek Dudek, Baroš, McManaman oraz bardzo lubiany przez kibiców Liverpoolu José Enrique. W składzie Barcelony wcale nie jest gorzej: Saviola, Edgar Davids, Rivaldo czy, tak samo jak w Liverpoolu, Luis Garcia, który grał po połówce dla obu drużyn. Zawodników podczas wejścia na murawę przywitało ok. 50 tysięcy osób, które równo, jednym głosem, śpiewało You'll never walk alone. To właśnie dla takich chwil jest się fanem Liverpoolu. Po tym niesamowitym występie kibiców The Reds rozbrzmiał pierwszy gwizdek. Od początku mecz wyglądał naprawdę dobrze, zwłaszcza pamiętając, że chodzi o mecz emerytowanych już piłkarzy. W ich grze widać było ogrom radości. Doskonałym tego przykładem było zachowanie Jamiego Carraghera z początku meczu, gdzie przy aplauzie publiczności, z uśmiechem na twarzy, wślizgiem ratował wychodzącą na aut futbolówkę. Sytuacji bramkowych również nie brakowało, gdyż już w drugiej minucie okazję miał Luis Garcia, lecz piłka została po strzale zablokowana przez defensora Blaugrany. W 12 minucie, w polu karnym zespołu z Katalonii, doszło do faulu na kapitanie Liverpoolu – Stevenie Gerrardzie. Do jedenastki podszedł sam poszkodowany i, jak za dawnych lat, pewnym strzałem w prawy róg bramki pokonał bramkarza. Do kolejnej groźnej sytuacji pod bramką Barcelony doszło w 19 minucie, gdy po wrzutce Fabio Aurelio do piłki ruszył Luis Garcia. Niestety futbolówka minęła bramkę gości. W 21 minucie fantastyczną interwencją popisał się
Pomimo końcowego bramkarz Barcelony, który wygrał pojedynek sam na sam ze Stevenem gwizdka, kibice długo Gerrardem. Anglik próbował lekką zbierali się do wyjścia. podcinką posłać piłkę do siatki, lecz bramkarz był już zbyt blisko. W 28
Każdy chciał jak najdłużej minucie doszło do rzutu wolnego pobyć na Anfield ciesząc się pod polem karnym drużyny z Anfield. Do piłki podeszli Rivaldo wraz panującą atmosferą z Saviolą, lecz to ten drugi próbooraz piękną pogodą, wał zaskoczyć golkipera. Pomimo która sprawiła, że oglądanie celnego strzału, Sander Westerveld nie miał większego kłopotu z obromeczu było czystą ną. Trzeba bardzo mocno pochwalić przyjemnością defensywę Barcelony, gdyż bardzo skutecznie neutralizowali wszelkie ataki Liverpoolu, zarówno te grane górą, jak i dołem. W 33 minucie cd. na s. 8
fantastyczną interwencją popisał się bramkarz gości – Angoy. Mimo, że Dirk Kuyt uderzył futbolówkę delikatnie, to opadała ona idealnie „za kołnierz” golkipera. Niestety dla Holendra, Angoy wyciągnął się i przeniósł piłkę nad poprzeczkę. Pod koniec pierwszej połowy, gdy wszyscy myśleli, że wynik nie ulegnie już zmianie, Saviola fantastycznym podaniem wyprowadził Giovanniego sam na sam z bramkarzem. Brazylijczyk technicznym strzałem po krótkim słupku zamienił szansę na bramkę. W drugiej połowie większość zawodników została zmieniona. Wyjątkami w Liverpoolu zostali Steven Gerrard oraz Sami Hyypiä. Początek po przerwie nie zaczął się po myśli legend Liverpoolu, gdyż w 53 minucie karnego dla Barcelony wywalczył strzelec pierwszej bramki – Giovanni. Skupiony Rivaldo nie zwrócił uwagi na „Dudek dance” i pewnym strzałem w lewy róg bramki dał drużynie prowadzenie. Po drugiej bramce dla Katalończyków Liverpool nieco opadł z sił, co próbowali wykorzystać goście. Na szczęście dla Liverpoolu, na bramce stał Jurek Dudek, który, jak można było zobaczyć, co nieco pamięta i, gdyby nie on, Barcelona zdobyłaby kolejne bramki. W 58 minucie po sporym zamieszaniu doskonałą sytuację do bramki miał Milan Baroš, lecz minął się on z piłką. Nie była to jednak jego jedyna sytuacja. W 80 minucie fantastyczną okazję do zdobycia bramki po rzucie rożnym mieli zawodnicy Barcelony, lecz na ich nieszczęście piłka uderzyła w poprzeczkę i wylądowała w koszyczku u Dudka. Wynik do końca meczu się nie zmienił, lecz nikogo to zbytnio nie interesowało. Liczy się dobra zabawa oraz pomoc, bo był to mecz charytatywny. Po zakończeniu spotkania, zawodnicy obu drużyn obeszli stadion zbierając brawa. Kilku szczęśliwych kibiców mogło upolować min. rękawice Dudka oraz ochraniacze Gerrarda. Pomimo końcowego gwizdka, kibice długo zbierali się do wyjścia. Każdy chciał jak najdłużej pobyć na Anfield ciesząc się panującą atmosferą oraz piękną pogodą, która sprawiła, że oglądanie meczu było czystą przyjemnością. Możliwość zobaczenia w akcji Gerrarda, Rivaldo czy Carraghera była zdecydowanie niezapomnianym wydarzeniem, które dla kibica Liverpoolu jest czymś szczególnym. Miejmy nadzieje, że jeszcze w niejednym meczu Legend zobaczymy Steviego w akcji.