1 minute read
Leon Sylverberg „Aspirynka
wyglądem i zachowaniem, grając, śpiewając i błaznując, bawiła siebie i innych, zachęcając do wspólnej zabawy. Tym właśnie studenckie święto przypominało teatr uliczny, który rządzi się swoimi prawami, a istotą wykracza poza obyczaje powszedniego trybu życia. Przebrany i rozbawiony student staje się przykładem homo ludens przypominającego,iżzabawa przenosząca człowieka na krótki czas do innego świata jest jego naturalną potrzebą.
Wewnętrznebogactwo,którestałosięwtedy naszym udziałem, dziś daje nam siłę i poczucie spełnienia i sprawia, że nie bacząc na świat zewnętrzny, „kleimy połamane skrzydła” i witamy kolejny poranek.
Advertisement
Leon Sylverberg „Aspirynka”
Studiowałem medycynę (1970-1976). W latach 1970-1973 działałem aktywnie w Klubie Medyka „Aspirynka”. Byłem członkiem rady klubu i odpowiadałem między innymi za czwartki poetyckie – młodzi poeci spotykali się u nas raz w miesiącu i czytali swoje wiersze.
Dużo było różnych aktywności w tej naszej „Aspirynce” – regularne zabawy taneczne (fajfy), czwartki poetyckie, Pro Sinfonika, czylispotkaniamiłośnikówmuzykipoważnej, spotkania fanów muzyki bigbeatowej, które prowadził Jurek Zgrajek. Miał fantastyczną płytotekę. Pamiętam magiczne wieczory poświęconefestiwalowiwWoodstock.Ztegofestiwalukilkakrotniewysłuchiwaliśmywszystkich płyt.
Organizowaliśmy także różne wieczory dyskusyjne i wspaniałe happeningi. Ostatni, w którym uczestniczyłem, przekroczył granicę tolerancji władz uczelni oraz milicji i klub został dyscyplinarnie zamknięty na pewien czas. Było to akurat wtedy, kiedy miałem zostaćkierownikiem,aletaksięniestałoitowtedy zakończyła się moja działalność w „Aspirynce”.
Przyczynąniezadowoleniawładzizawieszenia klubu były donosy, że na tym ostatnim moim happeningu rozdawaliśmy uczestnikom narkotyki. Prawdą jest, że rozdawaliśmy uczestniczącym w imprezie tabletki i mówiliśmy, że są to narkotyki, choć w rzeczywistości to były tylko witaminy. Stworzyliśmy w klubie nastrój psychodeliczny – muzyka zsilnymbasem,półpornograficzneobrazywyświetlane na suficie, obrazki z kwiatami wyświetlanespecjalnymprojektoremnatwarzach tańczących. Na podłodze biegały białe myszy (mama jednego kolegi pracowała w laboratorium i pożyczyła nam laboratoryjne myszy, którepoimpreziezłapaliśmyiwdobrejkondycji oddaliśmy do laboratorium). Wielu uczestników imprezy było przekonanych, że dostali narkotyki i nic dziwnego, że taka informacja dotarła do władz uczelni. Nasze tłumaczenia na nic się zdały.
Próbowałem znaleźć w Internecie informacje o poznańskiej „Aspirynce”, ale był tam tylko artykuł o grupie Maanam, która miała w naszym klubie jeden ze swoich pierwszych występów.GrałunastakżeAndrzejEllmann, i to co najmniej kilkanaście razy – był moim kolegązgimnazjumimieszkałnamojejulicy.
Najważniejszym jednak wydarzeniem z mojej prywatnej perspektywy był fakt, że to właśnie w „Aspirynce” poznałem moją żonę.