Przegląd Wielkopolski ● 2020 ● 4(130)
wyglądem i zachowaniem, grając, śpiewając i błaznując, bawiła siebie i innych, zachęcając do wspólnej zabawy. Tym właśnie studenckie święto przypominało teatr uliczny, który rządzi się swoimi prawami, a istotą wykracza poza obyczaje powszedniego trybu życia. Przebrany i rozbawiony student staje się przykładem homo ludens przypominającego, iż za-
bawa przenosząca człowieka na krótki czas do innego świata jest jego naturalną potrzebą. Wewnętrzne bogactwo, które stało się wtedy naszym udziałem, dziś daje nam siłę i poczucie spełnienia i sprawia, że nie bacząc na świat zewnętrzny, „kleimy połamane skrzydła” i witamy kolejny poranek.
Leon Sylverberg
„Aspirynka” Studiowałem medycynę (1970-1976). W latach 1970-1973 działałem aktywnie w Klubie Medyka „Aspirynka”. Byłem członkiem rady klubu i odpowiadałem między innymi za czwartki poetyckie – młodzi poeci spotykali się u nas raz w miesiącu i czytali swoje wiersze. Dużo było różnych aktywności w tej naszej „Aspirynce” – regularne zabawy taneczne (fajfy), czwartki poetyckie, Pro Sinfonika, czyli spotkania miłośników muzyki poważnej, spotkania fanów muzyki bigbeatowej, które prowadził Jurek Zgrajek. Miał fantastyczną płytotekę. Pamiętam magiczne wieczory poświęcone festiwalowi w Woodstock. Z tego festiwalu kilkakrotnie wysłuchiwaliśmy wszystkich płyt. Organizowaliśmy także różne wieczory dyskusyjne i wspaniałe happeningi. Ostatni, w którym uczestniczyłem, przekroczył granicę tolerancji władz uczelni oraz milicji i klub został dyscyplinarnie zamknięty na pewien czas. Było to akurat wtedy, kiedy miałem zostać kierownikiem, ale tak się nie stało i to wtedy zakończyła się moja działalność w „Aspirynce”. Przyczyną niezadowolenia władz i zawieszenia klubu były donosy, że na tym ostatnim moim happeningu rozdawaliśmy uczestni-
kom narkotyki. Prawdą jest, że rozdawaliśmy uczestniczącym w imprezie tabletki i mówiliśmy, że są to narkotyki, choć w rzeczywistości to były tylko witaminy. Stworzyliśmy w klubie nastrój psychodeliczny – muzyka z silnym basem, półpornograficzne obrazy wyświetlane na suficie, obrazki z kwiatami wyświetlane specjalnym projektorem na twarzach tańczących. Na podłodze biegały białe myszy (mama jednego kolegi pracowała w laboratorium i pożyczyła nam laboratoryjne myszy, które po imprezie złapaliśmy i w dobrej kondycji oddaliśmy do laboratorium). Wielu uczestników imprezy było przekonanych, że dostali narkotyki i nic dziwnego, że taka informacja dotarła do władz uczelni. Nasze tłumaczenia na nic się zdały. Próbowałem znaleźć w Internecie informacje o poznańskiej „Aspirynce”, ale był tam tylko artykuł o grupie Maanam, która miała w naszym klubie jeden ze swoich pierwszych występów. Grał u nas także Andrzej Ellmann, i to co najmniej kilkanaście razy – był moim kolegą z gimnazjum i mieszkał na mojej ulicy. Najważniejszym jednak wydarzeniem z mojej prywatnej perspektywy był fakt, że to właśnie w „Aspirynce” poznałem moją żonę.
57