5 minute read

Jacek Głomb O potrzebie „Raczakoteki

Prowadzonyod1996r.przyUniwersytecie UrbinoCarloBomagazyn„Catarsi,Teatridellediversità”w11.edycjiprzyznałpośmiertnie tę prestiżową nagrodę Lechowi Raczakowi za całokształt twórczości. Przekazanie nagrody odbędzie się podczas ceremonii zaplanowanej na wiosnę 2021 roku w Rzymie, w Teatrze Palladium Uniwersytetu Roma Tre.

Jacek Głomb

Advertisement

O potrzebie „Raczakoteki”

Zacznę od najważniejszego: Lech Raczak był wybitnym twórcą teatralnym, na skalę światową. Nie tylko wybitnym reżyserem, ale właśnietwórcą,człowiekiemwieluteatralnych profesji.Patrzmynaniegoprzezpryzmatświatowy,niepoznański–legnicki.Tobardzoważna perspektywa. Lokalność jest oczywiście bardzo ważna, ale w przypadku twórcy światowegorozmawiajmyotakiejnaprzykładperspektywie – powołania w Poznaniu ośrodka na wzór krakowskiej Cricoteki czy Instytutu im.GrotowskiegoweWrocławiu.Rzeczjasna z nowoczesnym, dynamicznym programem, Lechu nienawidził pomników i nie idzie mi w tym pomyśle, żeby budować mu pomnik, ale zebrać to, co stworzył – bo jest rozsypane – i z tego budować przyszłość. Wszystkim admiratorom twórczości Lecha polecam tę ideę. Parę osobistych impresji. To był 1984 rok. „Noc stanu wojennego”, najbardziej ponury czas, jaki pamiętam. Robiliśmy wtedy w Tarnowie z kolegami teatr w takiej sprawie, że na sceniemożnapowiedziećwięcejniżwrzeczywistości. To był teatr – można tak rzec – polityczny, nazywał się Teatr Nie Teraz, wystawiliśmy tam m.in. Między wierszami wierszy według poezji Leszka Szarugi. Potem jak to często bywa, w kontrze wobec lidera grupy, Tomasza A. Żaka (notabene razem z teatrem do dziś działającego, ale już po zupełnie innej ideowo stronie), odeszliśmy, postanawiając działać „na własną rękę”. W PRL-owskiej rzeczywistościmałegomiastaszukaliśmybez powodzenia swojego miejsca. Pamiętam, jak odwiedziłempewnegodyrektoraKlubyPrasy i Książki z pytaniem, czy możemy skorzystać z sali będącej w jego dyspozycji. Odpowiedział „tak”, ale pod warunkiem, że zrobimy coś „słusznego”. „Może być Majakowski, ale tak inaczej”. Ten „Majakowski, ale inaczej” siedzi mi w głowie do dziś.

Nie wiem, kto pierwszy rzekł o „Ósemkach”. Pewnie wiedzieliśmy o nich wcześniej, byli legendą alternatywnego teatru. A może to była przypadkowa wizyta na Festiwalu Teatrów Ulicznych w Jeleniej Górze rok wcześniej? Pamiętam, że na sto procent widziałem wtedy Raport z oblężonego miasta według Zbigniewa Herberta. A że jeździliśmy całą paczką z namiotem w Karkonosze, może to było przy okazji? Nie wiem, minęło już prawie 40 lat, wszystko miesza się i kotłuje. Ale tawizytawsierpniu1984rokuwJeleniejbyła już świadoma, postanowiliśmy poradzić się wtedyLechaRaczaka,PanaBogaalternatywy teatralnej, Najwyższego Autorytetu, co robić dalejznaszymteatrem.Pamiętam,oglądałem

Jacek Głomb. Fot. N. Rakowski

wtedywdomukulturywKowarachzjawiskowe Więcej niż jedno życie, spektakl, w czasie którego wysiadł prąd. I aktorzy „Ósemek” –razemzLechem–weszlinadrabiny,cośtam połączyli i zaczęli spektakl dokładnie od tej kwestii, na której przerwali! I w Lubomierzu akcję uliczną Cuda i mięso ze wstrząsającym Tadkiem Janiszewskim, który pchał swój wózek kloszarda przez całe miasteczko. Podczas festiwalu szukałem pretekstu, żeby podejść do Lecha i zadać mu fundamentalne pytanie. Już nie wiem jak i kiedy (w jakich okolicznościach) to było, ale pamiętam mój przydługawy, przełamujący lęk społeczny wywód, Jego zdziwioną twarz i replikę „No to zmień miasto”. „Co?” „Zmień miasto!” „A ja nie chcę, myniechcemywyjeżdżaćzTarnowa”(Lechu odwrócił się już na pięcie i odszedł) brzmiała odpowiedź niespełna dwudziestolatka, który niezrozumiałmetafory.ZMIEŃMIASTO.10 lat później zaczęliśmy to robić całą drużyną w Legnicy. I robimy to do dziś.

Potem było nasze spotkanie na początku lat 90. w Ośrodku Teatru „Warsztatowa” wTarnowie,gdzie„Ósemki”pokazywały Ziemię niczyją. Prawie nic z tego nie pamiętam, wszystkoorganizowalistarsikoledzy.Iw1997 roku – już z legnickim teatrem – prezentacja Złego na festiwalu Malta Off w Poznaniu. Pamiętam, że Lech oglądał nasz spektakl, był dyrektoremartystycznymfestiwalu.Jakprzez mgłę kojarzę wizytę w jego gabinecie dyrektorskim w Tetrze Polskim w Poznaniu. Ale co ja tam robiłem? W jakiej sprawie?

IpotemprzyszedłdoteatruwLegnicylist. Muszę go odnaleźć, obiecywałem to sobie od niespełna 20 lat, od kiedy Lech coraz mocniej wiązał się z Legnicą. Napisany ręcznie, co w roku 2001 nie było już tak częste. A w liście zaproszenie naszego Hamleta, księcia Danii do głównego nurtu festiwalu Malta. I propozycja wyreżyserowania spektaklu w Legnicy. Zamurowało mnie. Stanąłem na baczność. Niebiosa się otworzyły i stąpił z nich Pan Bóg i rzekł „będziemy współpracować”. Teraz, po 17 latach i ośmiu, najczęściej bardzo dobrych spektaklach wszyscyśmy się do Leszka obecności z nami przyzwyczaili. Ale wtedy – był to ten pierwszy raz.

Leszek znalazł w Legnicy swój „drugi dom”, znalazłzespół, drużynę,przyjaciół, jak togórnolotnienapisałLeszekŚliwonik–„teatr bliski idei teatru alternatywnego”. Wszystko prawda. I znalazł też przestrzeń do realizacji swoichniebanalnychpomysłów.Jaktonapisał wjednymztekstóww2014roku:„przemieszkałemwLegnicy»naKsiężycu«[takmówimy na Dom Aktora na ul. Księżycowej] w ciągu 10latponad15miesięcy…”.Myślę,żeod2014 roku, kiedy nasze relacje były coraz bliższe i Lechu często przyjeżdżał do nas nie tylko w związku ze swoimi realizacjami, możemy spokojnie dodać kolejne 10 miesięcy.

Modrzejewska by Raczak zaczęła się w 2003 roku od Zony według Stalkera AndriejaTarkowskiego,granejwzdegradowanej przestrzeni Sceny na Nowym Świecie (2003). Po niej była widowiskowa opowieść o stu latach(„wstominut”)XXwieku: Plac Wolności (2005),granynaScenienaŚciegiennego(izarejestrowanyprzezPolskieWydawnictwoAudiowizualne).Dalejszedłfascynujący„tryptyk rewolucyjny”: Dziady Mickiewicza (2007) na ScenienaPiekarach(objeździliśmyznimipół Polski), Marat-Sade PeteraWeissa(2008)iabsolutne odkrycie Lecha: przepisana na nowo Róża Stefana Żeromskiego, którą gramy do dziśpodtytułem Czas terroru (2010).Premiera spektaklu odbyła się w byłym teatrze variétés –nanieistniejącejjużScenienaKartuskiej;teraz gramy ten spektakl na Scenie na Nowym Świecie. I ostatnie jego przedstawienia: Madonna, Księżyc i pies (2013) według powieści Rolfa Bauerdicka, plenerowy (objeździliśmy z nim podwórka i place miasteczek Dolnego Śląska) Skarb wdowy Schadenfreude Roberta Urbańskiego(2016), awreszciepierwszy Jego Szekspir – Makbet (2017).

I choć Makbet nie był klasycznie sceniczny – przestrzeń spektaklu ingerowała nieco wwidownię,wymontowujemyfotele–tobyła to Jego pierwsza legnicka robota w „zwyczajnym” teatrze. Dlaczego? Bo delikatnie rzecz ujmując, Lechu nie przepadał za klasycznymi przestrzeniami.

I jeszcze jedna legnicka przygoda Leszka –konsultacjareżyserskaprzyautorskimspek-

taklu Pawła Palcata Maraton/Tren. Na Scenie na Strychu, nie w klasycznej przestrzeni…

Rozpisałemsięotymlegnickimdoświadczeniu, bo mam wrażenie, że nie jest ono powszechnie znane i – mówiąc eufemistycznie – nie jest przez to doceniane. Liczni akolici rozpisują się o alternatywnej twarzy Lecha Raczaka, zapominając, że przez ponad 20 lat robił spektakle w tzw. teatrze instytucjonalnym, z tego 17 lat w Legnicy, przedstawienia najczęściej wybitne, a zawsze świetnie postawione. Nie chcę się spierać, ale mam wrażenie, że owi opisywacze nie zawsze wiedzą, o czym piszą, po prostu nie znali Lecha z jego konkretnych działań.

Jakieś dwa lata temu wpadłem na pomysł zrobieniazLechem„wywiadurzeki”.Tak„po bożemu”,odurodzenia,latdziecinnych.Odbyliśmy kilka sesji, pogadaliśmy o Jego historii do 1982 roku, do stanu wojennego. Mieliśmy dokończyć, ale zawsze był na to jeszcze czas, pojawiało się coś ważniejszego… Po nagłej śmierci Lecha, w środku pierwszej pandemii, opracowałem podstawowo wywiad: liczy 191 stron,wtympoważnaczęśćjestodzieciństwie imłodościLechajeszczeprzeduniwersytetem. Historie, których prawie nikt nie słyszał, nie zna. Proponowałem wydanie wywiadu dwóm prestiżowymwydawnictwom,zdobrądystrybucją, ale uznali to za zbyt staroświeckie… Żeby było jasne, ani ja, ani nikt nie chce za wszystko ani złotówki. Potrzebne jest tylko uznane wydawnictwo, z dobrą dystrybucją i ogarniętym redaktorem. Zapraszam. Dla zainteresowanych taki oto fragment, z tej strony Lecha na pewno nie znaliście…

Jacek Głomb: Jeszcze o tych zabawach

dziecięcych dwa słowa. Mieliście jakichś idoli, jak teraz Batman czy Spider-Man?

Lech Raczak: Mieliśmy Stalina jako głównego idola.

J.G.: Ale w Stalina się nie bawiliście chyba?

L.R.:Jaktonie?Zbratemustawiałemportret Józefa Stalina i pod tym portretem urządzaliśmy cały świat.

J.G.: Ale naprawdę?

L.R.:Naprawdę.Pamiętammoment,kiedy umarł Józef Stalin, jak idę z bratem z przedszkola.

J.G.: 5 marca 1953 roku. Czyli miałeś wtedy 7 lat.

L.R.: Idziemy z bratem – on miał wtedy 6 lat – przez park, zimno. Jesteśmy w futerkach, takich kożuszkach. Trzymamy się za ręce i zadajemy sobie pytanie „Co teraz będzie?Koniecświata,jakienieszczęście”.Ipłyną nam łzy. Tak przeżyliśmy śmierć Józefa Stalina. Ale potem już miałem innych idoli, bo zacząłem wcześnie czytać.

J.G.: To muszę dopytać, ustawialiście ten portret i co?

L.R.: No i potem jakieś lalki, kaczki, misie.

J.G.: A duży był ten portret?

L.R.: Nie, nie, taki maleńki, sami zrobiliśmy, wycięliśmy z gazet i nakleiliśmy na papier.

J.G.: To raczej nie portret, tylko taki obrazek.

This article is from: