| ROZMOWA STYL ŻYCIAMIESIĄCA | |
Agata Gołemberska, muzyczne vintage inspiracje Kiedyś nie wierzyła, że ma coś do przekazania innym przez swoją muzykę. Z każdym sukcesem czuje się coraz pewniej na rynku muzycznym, a słuchacze zachwycają się jej muzyką. ROZMAWIAŁA MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO MATERIAŁY PRASOWE
Wydała Pani dwa single, oba trochę odmienne stylistycznie. Lubi Pani eksperymentować z gatunkami muzycznymi czy ma Pani swój ulubiony? Eksperymenty i swobodne poruszanie się między gatunkami to moja domena. Tworzę mniej lub bardziej alternatywny pop, którego cechą jest właśnie czerpanie z różnych stylistyk. Pewne muzyczne rejony są mi oczywiście bliższe od innych. Po r&b i soul sięgnę prędzej niż np. po rocka, ale staram się nie zamykać na nic i tworzyć zgodnie z intuicją. Myślę, że mój ostatni singiel „A niech mnie”, w którym inspirowałam się muzyką disco, maluje słuchaczom już trochę szerszy obraz mojej twórczości. Pierwszy singiel „Uda się” powstał w ramach projektu My Name Is New, to projekt stworzony przez wytwórnię Kayax z myślą o wydawaniu oraz promowaniu początkujących zespołów i artystów solowych. Współpracę z taką wytwórnią traktuje Pani jako wyróżnienie? Rynek muzyczny dla początkującego artysty to istny poligon. Młodych, zdolnych i ciekawych artystów jest bardzo wielu. Trzeba się mocno i konsekwentnie napracować, żeby zostać zauważonym. Trzeba też mieć trochę szczęścia. Dlatego w pewnym sensie taka współpraca jest wyróżnieniem, bo akurat my znaleźliśmy się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie, nie ktoś inny. Profesjonalna wytwórnia z pewnością jest sporą pomocą w zmaganiach o uwagę dziennikarzy radiowych i słuchaczy. Ja bardzo doceniam swoje położenie. Sama jeszcze niedawno tej pomocy nie miałam i wiem, że zobowiązuje mnie to do jeszcze cięższej pracy. Do utworu „Nie na zawsze” powstał przepiękny teledysk, który został zrealizowany przez szczeciński kolektyw Kino-
40
motiv. Jest Pani lokalną patriotką i stawia na współpracę z osobami ze Szczecina? Bardzo dziękuję za określenie „przepiękny” ! Choć nie pochodzę ze Szczecina, to tutaj właśnie mieszkam i pracuję. W kooperacjach stawiam w pierwszej kolejności na działania lokalne, a że w Szczecinie wciąż spotykam na swojej drodze ogrom zdolnych i kreatywnych ludzi, to te współprace zawiązują się zupełnie naturalnie. Tak też było z kolektywem Kinomotiv. Mówię o tym często przy różnych okazjach, wiec myślę, że to rzeczywiście już forma lokalnego patriotyzmu :) Sama Pani wymyśla scenariusze do swoich teledysków czy zdaje się w tym na innych? Często pierwszy pomysł wychodzi ode mnie, ale ostateczny scenariusz formujemy poprzez wspólnotę i burzę mózgów. Kiedy stawiała Pani swoje pierwsze kroki w świecie produkcji i songwritingu, nie wiedziała Pani, czy jej pomysły są coś warte. Kiedy nastąpił przełom, kiedy uznała Pani, że są coś warte? Chyba około dwóch lat temu. Udało mi się wtedy wyjść z pętli różnych niedokończonych pomysłów i zamknąć jeden z nich w pełnoprawnej piosence. Był to utwór „Pryzmat”. Gdy po premierze spłynęło do mnie kilka wiado-