15 minute read

Muzyka

Next Article
Rozmowa wydania

Rozmowa wydania

Łukasz Drapała

Advertisement

...miłość do muzyki żyła we mnie od zawsze

Po zakończeniu programu The Voice of Poland planuje wydać album, a w ciągu najbliższych tygodni ukaże się jego pierwszy singiel. Ręce zdecydowanie ma pełne roboty, ale dla nas znalazł chwilę, by porozmawiać o swojej karierze i inspiracjach.

ROZMAWIAŁA JULIA ZAJĄC / FOTO JAN BOGACZ/TVP

Co skłoniło pana do udziału w programie The Voice of Poland?

- Śpiewaniem zajmuję się od lat. Obracam się przede wszystkim w muzyce rockowej, bluesowej, poezji śpiewanej. To wszystko sprawia mi wielką przyjemność, ale pod względem zasięgu jest to nisza. Tworzenie muzyki jest moim podstawowym zawodem, zdecydowałem się na karierę solową. The Voice of Poland to okazja na pokazanie moich możliwości, to szansa na pokazanie, że w ogóle istnieję. Sam pomysł to kontynuacja sukcesu w Mam Talent (półfinał), którego przez niefortunne zbiegi okoliczności nie zdążyłem wykorzystać.

Od zawsze był pan związany z muzyką? Czy to pasja, która narodziła się z czasem?

- Miłość do muzyki żyła we mnie od zawsze. Zaryzykuję jednak stwierdzenie, że w sposób profesjonalny uprawiam muzykę od ponad dziesięciu lat. Nadal uczę się śpiewać, to nauka, która nie ma końca. Zespoły muzyczne zakładałem z kolegami już w liceum, ale prawdziwe przygody zaczęły się dopiero po 30-stce.

Ma pan już gotowy zbiór utworów pt. „Twarze”. Czy to oznacza, że po programie powinniśmy spodziewać się od razu płyty?

- Jestem w trakcie przygotowań kilku singli, na razie skupiłem się na popie. Stylu, z którym do tej pory miałem najmniej wspólnego. W ciągu najbliższych tygodni pojawi się pierwszy singiel, a po zakończeniu udziału w The Voice of Poland będę ostro pracował nad stworzeniem całego krążka. Zbiór utworów „Twarze” to na razie koncepcja, nie wiem, czy ten zbiór nie zostanie podzielony stylistycznie. Wszystko zależy od tego, jak pójdą najbliższe prace. A pomysłów jest naprawdę dużo.

W programie stawał pan na scenie regularnie, a jak wyglądało to wcześniej? Czy koncertowanie było pana codziennością?

- Bywało, a zrujnowała to pandemia. Kilka lat temu udawało się organizować trasy, jeździć na festiwale i nawet na nich zarobić. Niestety, od pewnego czasu takie akcje tkwią w sferze marzeń. Chciałbym, aby koncertowanie znowu stało się moją codziennością.

Kto jest pana największą inspiracją?

- Obecnie nowa muzyka, którą wyszukuję głównie na Spotify. Nowe brzmienia, barwy głosu, sposoby podawania oczywistych rozwiązań w sposób zupełnie nieoczywisty. Myślę, że gdzieś tam jest przyszłość. Często też wracam do klasyki.

Gdybyśmy zajrzeli teraz na pana playlistę do słuchania, to jakie utwory byśmy tam teraz znaleźli?

- Dziś akurat jest sporo Chrisa Stapletona, Vana Morrisona, Nothing but Thieves, Highly Suspect, Toma Waitsa, mnóstwo innych i trochę jazzu, muzyki filmowej. Nowości słucham zwykle z osobnych playlist i czasem trafiam na coś, co dorzucam na stałe do swoich ulubionych.

Gdyby mógł pan wybrać dowolnego artystę, to z kim chciałby pan wspólnie zaśpiewać?

-Śpiewać to już sam efekt, ale popracować, stworzyć i zaśpiewać - to byłoby coś. Lanberry, Agnieszka Chylińska, Hania Rani, Łona, Kuba Grabowski, Nergal. Ale by było.

Wokalistka ze Szczecina zapowiada swój pierwszy album

Gree, młoda wokalistka, a także autorka tekstów i kompozytorka związana ze Szczecinem stawia kolejny krok w karierze i publikuje teledysk zapowiadający pierwszy solowy album „Blask”.

OPRACOWAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO PIOTR NIEMCZEWSKI

Utwór nosi tytuł „Yin Jang” i opowiada o różnicach między partnerami, a także ich potyczkach i niezdecydowaniu. - Singiel napisaliśmy wspólnie z Kevinem Mglejem oraz Kubą Wojciechowskim (OBWN), a cudowne gitary dograł Kuba Laszuk - mówi Gree. - Klip powstał w Stanach Zjednoczonych, a dokładnie w Los Angeles na najbardziej znanej plaży Venice Beach oraz w Malibu. Była to niesamowita przygoda i bardzo przyjemna współpraca z Piotrkiem Niemczewskim, który na co dzień studiuje w szkole filmowej w Hollywood, a dodatkowo prowadzi też swój kanał na YouTube - Trip Hunter, na którym uwiecznia swoje podróże.

Produkcja jest już dostępna w serwisie YouTube, a także w mediach społecznościowych artystki, gdzie zaczęła się jej kariera. Gree swoje muzyczne działania rozpoczęła właśnie od publikacji coverów na swoim instagramowym profilu i kanale na YouTube. W sieci przypadkowo poznała się z producentem Jakubem Wojciechowskim (OBWN) i tak weszła na profesjonalną ścieżkę twórczą.

W grudniu 2020 wydała swoją pierwszą EP-kę. Na koncie ma też koncerty z zespołem SMOLIK/KEV FOX oraz PEZETEM. Pod koniec 2021 roku dołączyła do Echo Production Records. Dzięki tej współpracy w lipcu tego roku ukazał się pierwszy singiel artystki zapowiadający nowy album – „Blask”.

FB: @greemusicofficial Instagram: @gree.official TikTok: @gree.official

Szczecin Jazz

Tym razem team Festiwalu Szczecin Jazz wraca nie z jednym, a aż z dwoma muzycznymi newsami! Po pierwsze z datą rozpoczęcia największej na Pomorzu Zachodnim serii koncertów jazzowych, po drugie z premierowym krążkiem formacji The Jazz Brigade. Czy można wymarzyć sobie lepsze wejście w nowy rok? – Hmmm... Poczekajcie, aż poznacie gwiazdy zaangażowane w obydwa projekty.

„We are the Jazz Brigade”

Jak zawsze z rozmachem i jak zawsze z przytupem, Sylwester Ostrowski i Freddie Hendrix opublikowali w sieci swój nowy album „We are the Jazz Brigade”. Jak sami go scharakteryzowali - to swingujący koktajl autorskich kompozycji, gdzie żarliwy groove przenika się z romantyczną polską nutą. Tradycyjnie obok stałego składu uzupełnianego przez takich muzyków jak: Miki Hayama, Jakub Mizeracki, Essiet Okon Essiet oraz Owen Hart jr pojawili się goście specjalni. Tym razem są to: Endea Owens, Camille Thurman, Albert Bover, a także Lucas Balbo. Jazzowe osobowości z całego świata chętnie angażują się w kolejne projekty Jazzowej Brygady. I nic dziwnego. Sylwester Ostrowski, to nie tylko saksofonista, ale też kipiący pomysłami producent Festiwalu Szczecin Jazz a Freddie Hendrix to trębacz, kompozytor, aranżer, którego można usłyszeć obok gigantów, nie tylko jazowej muzyki. Wśród nich są: Count Basie Orchestra, Aretha Franklin, Stevie Wonder czy Alicia Keys. I choć Brygada jest dość młodym, bo zaledwie czteroletnim przedsięwzięciem to już może pochwalić się niemałymi zasięgami. Powstała w 2018 roku w Szczecinie pod okiem Wyntona Marsalisa i Dariusa Brubecka. Zdążyła wziąć udział w wielu festiwalach jazzowych na całym świecie i... przetrwać okres pandemii, aby powrócić w wielkim stylu w bieżącym roku. Za nimi europejskie tournée łącznie z występami: w Rzymie - Live at Colosseo, w Barcelonie - Jazz Jamboree czy Jazz and World Music Festival w Amersfoort (Holandia) oraz wydanie najnowszego albumu. Krążek wydano nakładem Agora Muzyka pod koniec listopada. Można go odsłuchać na portalach streamingowych, a wkrótce nabyć w wersji na winylu.

Festiwalowe emocje

Największe jazzowe wydarzenie w tej części Polski nie mogło zostać w tyle po ukazaniu się albumu „We are the Jazz Brigade”. Line up zaskakuje i imponuje. Publiczność spotka się z dobrze znanymi lokalnej scenie nazwiskami, ale też tymi podbijającymi światowe sceny i występującymi przed milionowymi widowniami. Tradycyjnie Festiwal Szczecin Jazz otworzy projekt „Jazz dla dzieciaków”. Poprowadzi go szczecińska pianistka i wykładowczyni Akademii Sztuki Joanna Gajda. Gościem specjalnym wydarzenia będzie Mietek Szcześniak. Szykuje się tylko dawka pozytywnej energii, ale również głęboki ukłon w stronę pierwszych edycji koncertów. Przypomnijmy, że w 2016 roku Mietek

Szcześniak i Joanna Gajda wystąpili dla najmłodszych w szczecińskiej filharmonii ze specjalnie przygotowanym repertuarem. W programie zobaczyliśmy najpopularniejsze standardy jazzowe takie jak „Chameleon” Herbie Hancock’a czy „Giant Steps” John’a Coltrane’a, do których pianistka napisała pogodne i wesołe słowa. Całość była tak dobrana i zaaranżowana, aby była łatwa do zapamiętania dla najmłodszych. W ten sposób dobrze znane klasyki przeobraziły się w chwytliwe piosenki dla dzieci. Z Asią Gajdą i Mietkiem Szczeniakiem wystąpili też wtedy perkusista Eric Allen i Bartosz Świątek. Jak będzie tym razem? Cóż, przekonamy się o tym już 2 marca 2023 Koncert zaplanowano na godzinę 18. w Sali kameralnej Filharmonii w Szczecinie. U boku Joanny Gajdy i Mietka Szcześniaka zagrają: na saksofonie Borys Janczarski, na kontrabasie Bartosz Świątek, a na perkusji Sebastian Frankiewicz. Pojawi się też chór złożony z uczniów podstawowych szkół muzycznych. Organizatorzy podają, że w tym roku na koncert, który będzie równocześnie interaktywnym spektaklem, złoży się 12 piosenek - standardów jazzowych z wesołymi, polskimi tekstami. Pozwoli to na zabawę, ale jednocześnie da młody odbiorcom poczucie traktowania na serio. Piosenki, choć oczywiście będą bazowały na dziecięcych tekstach, to pokażą jazz w najprawdziwszym wydaniu z niebanalną warstwą muzyczną i dynamiką.

Pierwsze karty Szczecin Jazz

Kolejne koncerty Festiwalu Szczecin Jazz 2023 są jeszcze objęte tajemnicą. Mimo tego udało nam się poznać kilka nazwisk. Wśród nich jest m.in. Chad Lefkowitz-Brown, słynny nowojorski saksofonista, znany z występów solowych i udziałów w wielu popularnych wydarzeniach z kategorii jazz i pop. Był członkiem wielokrotnie nagradzanej Grammy Afro Latin Jazz Orchestra (ALJO). Na swoim koncie ma też koncerty z gwiazdą pop Taylor Swift. Uznanie publiczności zdobył wirtuozerią swoich wykonań i oryginalnymi improwizacjami. Do tego jest prawdziwą gwiazdą Instagrama. Na festiwalowej scenie pojawi się również Jazzmeia Horn, amerykańska piosenkarka jazzowa, która może pochwalić się wygraną choćby prestiżowego Thelonious Monk Institute International Jazz Competition. Repertuar Horn obejmuje standardy jazzowe i covery piosenek z innych gatunków, w tym takich artystów jak Stevie Wonder. Porównywano ją do wokalistek jazzowych, takich jak Betty Carter, Sarah Vaughan i Nancy Wilson. Kogo jeszcze usłyszymy na jazzowej scenie Szczecina? Dowiemy się już niebawem. Jedno jest pewne – muzycznych emocji nikomu nie zabraknie!

Organizatorem i producentem festiwalu Szczecin Jazz jest Szczecińska Agencja Artystyczna. Patronem wydarzenia jest Miasto Szczecin.

Koncerty Szczecin Jazz odbędą się: 2.03.2023 - Jazz dla dzieciaków

Sala Kameralna, filharmonia w Szczecinie

12.03.2023 - Jazzmeia Horn

Opera na Zamku w Szczecinie

16.03.2023 - Chad LB

Sala Kameralna, filharmonia w Szczecinie

Bilety do nabycia na bilety.fm

TaMalcherek

Śpiew to połączenie dwóch światów, tego w środku z tym na zewnątrz

Oczarowała nas utworem „Jeszcze kiedyś będzie słońce” i klipem do niego. Agata Malcherek, czyli TaMalcherek, ma wszystko, czego potrzeba, by zdobyć serca słuchaczy i wielkie sceny. Talent, charyzmę, piękną duszę, a także obiecujący materiał na pierwszą płytę. Do tego pochodzi ze Szczecina, dlatego nie mogliśmy się oprzeć możliwości rozmowy.

ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO SLEVIN AARON

Za tobą premiera singla i klipu, przed tobą płyta. Na jakim etapie pracy jesteś? Masz już przygotowane kolejne utwory,

które czekają, by się rozgościć na Spotify i Youtube? - Dokładnie tak, w końcu zebrałam się w sobie i światło dzienne ujrzały już dwa moje utwory, „Pokruszone” jako debiutancki singiel i „Jeszcze kiedyś będzie słońce”, oba opatrzone w teledyski. To wyjście do słuchacza i również widza to dla mnie ważny krok, przełomowy, taki nawet nieco niewygodny - pierwszy raz dzielę się ze światem swoją twórczością. Po latach działania raczej na zapleczu sceny, gdzie było mi miło i wygodnie, robię pierwsze ruchy w nowej przestrzeni, poza strefą komfortu. W pewnym momencie poczułam, że chcę o czymś opowiedzieć, że noszę w sobie słowa, które coś dla mnie znaczą i zrodziła się z tego wewnętrzna potrzeba podzielenia się. Nie było łatwo otworzyć się na to doświadczenie, jest ono ekscytujące i nieco stresujące jednocześnie, ale mówią, że rozwijamy się właśnie w lekkiej niewygodzie. W konsekwencji tego - będzie płyta. Kiedy? - To się jeszcze okaże, nie mam zaplanowanych dat, za to mam już całkiem sporo gotowego materiału, którym będę się dzielić regularnie.

Zaglądając do twojego biogramu, dowiedzieliśmy się, że pochodzisz z muzycznej rodziny. Czy właśnie dlatego zajęłaś się muzyką? Dla podtrzymania tradycji? Czy to po prostu bezwa-

runkowa miłość do tworzenia? - Muzyka towarzyszy mi od początku, można by powiedzieć - płynie we krwi. Większość mojej rodziny na czymś gra, od pokoleń muzyka przeplata się w naszych historiach. W domu była od zawsze, moi rodzice są świetnymi muzykami, związanymi ze sceną bluesową, prowadzą również klub Free Blues Club w Szczecinie, który jest najstarszym tego typu miejscem w Polsce. To sprawiło, że wychowałam się na koncertach, otoczona dźwiękami. Rodzice również zaprowadzili mnie i mojego brata do szkoły muzycznej. I tak, mając 6 lat, zaczęłam grać na skrzypcach, brat na wiolonczeli. To związanie się z muzyką sprzyjało eksploracji tematu i choć poza tym próbowałam wielu innych dziedzin sztuki, nauki czy sportu, to jednak zawsze mi towarzyszyła i intensywnie oddziaływała na mój wewnętrzny świat. Wygląda to więc na przekazaną w genach bezwarunkową miłość (uśmiech).

Uczyłaś się śpiewu i gry na skrzypcach, co przeważyło, że jednak postawiłaś na śpiew i w tym kierunku zaczęłaś się roz-

wijać? - Wydaje mi się, że ja szybciej śpiewałam, niż mówiłam, a przynajmniej takie noszę w sobie wspomnienia (uśmiech). Podobno, mając trzy lata, dumnie odśpiewywałam „Jestem kobietą” Edyty Górniak. Śpiewanie od zawsze było dla mnie bardzo naturalne i bardzo mnie do niego ciągnęło, chociaż na pierwszą lekcję emisji głosu poszłam dopiero w wieku 16 lat - wtedy już z dziesięcioletnim stażem skrzypaczki. Śpiewanie mocno mnie wciągnęło, w krótkim czasie zajrzałam do wielu stylów i technik, uczyłam się w kierunkach gospel, musical, jazz, następnie trafiłam na śpiew operowy, a w międzyczasie zakochałam się w bossa novie i sambie, które również towarzyszyły mi przez lata. Dość szybko zaczęłam eksplorować i mieszać ze sobą różne techniki i muszę przyznać, że skrzypce, które bardzo kocham, nigdy mnie tak nie zaintrygowały jak właśnie głos.

Dziś możesz pochwalić się dyplomem dyrygenta Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie, prowadzisz też szkołę śpiewu. Na czym polega ta praca i jak przenika się

z nią twoje dyrygenckie wykształcenie? - Dyrygentura to jest dopiero coś! To trochę jak gra na wyimaginowanym instrumencie, trochę przesuwanie mas powietrza, trochę kierowanie energią zespołu, orkiestry czy chóru, to ruch, to kontakt, to decyzja w gestach, to uwaga na wielu płaszczyznach jednocześnie, to skanowanie dźwięku. Mam wrażenie, że do tego trzeba dojrzeć. Sama zrozumiałam sens i siłę gestu już po studiach, co dzisiaj bardzo pomaga mi w mojej pracy. Dyrygentura nauczyła mnie bardzo wiele o muzyce, interpretacji, o głosie i o ludziach, a przede wszystkim o tym, jak z nimi pracować. Praca dyrygenta to kontakt z człowiekiem, to rozmowa, to wspólne dążenie, to prowadzenie i trochę wzięcie odpowiedzialności za wykonanie, to sporo psychologii i pedagogiki, jednak wplecionych w artystyczny świat, co czyni je fascynującymi. Myślę, że to doświadczenie dopełniło mojej fascynacji głosem, a już profesorowie na studiach popychali mnie w kierunku nauczania. Pamiętam, jak pani profesor Wacholc na egzaminie końcowym z kształcenia słuchu przepowiedziała, że będę miała swoją szkołę śpiewu, wtedy mnie to ogromnie zdziwiło i nie uwierzyłam tym słowom, dzisiaj wspominam je z uśmiechem i wdzięcznością za wiarę.

Czy śpiewać (profesjonalnie) można zacząć, będąc dorosłym?

Oczywiście z perspektywą zajęcia się tym zawodowo? - Bardzo nie lubię takiego doklejania etykiety z terminem ważności na ludziach i na potencjale ich doświadczeń. Zawsze jest czas, żeby zacząć i trochę walczę ze stereotypem, w którym ktoś może powiedzieć inaczej. Sama pracuję głównie z dorosłymi i uczyłam dwukrotnie starszych od siebie, więc wiek nie jest przeszkodą. Wielu moich uczniów dzisiaj z powodzeniem koncertuje i słuchamy ich w radioodbiornikach, a wszyscy trafili do mnie jako dorośli, więc tak, można, a jeśli tylko w środeczku tli się takie marzenie - to nawet powinno się.

Wolisz uczyć innych śpiewu czy raczej samodzielnie stawać na

scenie? - To są dwa inne doświadczenia, inne, choć noszą w sobie pewne podobieństwa. Kocham je oba i czuję, że chcę między nimi wypracować pewien balans. Lekcje śpiewu to indywidualne spotkania, skupienie przede wszystkim na uczniu i jego odczuwaniu, to o nim historia, to na nim uwaga i to o jego głosie. Tam pomagam się odnaleźć i połączyć i uruchomić, tam jestem bardzo konkretna i wprost. Scena to dla mnie nieco inny świat, dzisiaj czuję, że będę go na nowo odkrywać. Tu mówię moją historię, moim głosem i miejmy nadzieję - w większym gronie. Z podobieństw to zależy mi na tym, żeby podobnie jak ucznia - poruszyć i uruchomić odbiorcę, a moja twórczość dotyka konkretnych tematów, nieraz bardzo wprost, co w jakimś stopniu oddaje mój charakter.

Jak często koncertujesz? Zdaje się, że zaczęłaś w dość mło-

dym wieku? - Koncertować zaczęłam jako nastolatka, byłam wtedy związana z kilkoma grupami szczecińskimi, sporo wtedy graliśmy, co bardzo dobrze wspominam. To były grupy coverowe i jazzowe, i chociaż bardzo lubiłam śpiewać na scenie, to czułam, że to nie do końca jest mój kierunek. Czułam, że nie chcę się zajmować śpiewaniem czyichś piosenek, czułam się w nich nieautentyczna. Czułam, że chciałabym powiedzieć/zaśpiewać coś od siebie, ale jeszcze wtedy nie wiedziałam co. Dzisiaj też już mam na to nieco inne spojrzenie, a interpretacja i śpiewanie coverów nabrało innego znaczenia, jednak wtedy zrozumiałam, że jeśli mam być na scenie, to również ze swoją muzyką. Zaczęłam więc swoje występy traktować bardziej wybiórczo, trochę tak na specjalne okazje, i tak często udzielałam się jedynie gościnnie na pojedynczych wydarzeniach. To oczywiście nie oznaczało braku kontaktu ze sceną. Moje studia wymagały ode mnie ciągłej obecności scenicznej, tylko w innym wydaniu. Jakoś jednak czuję, że pomimo licznych koncertów, które mam na koncie, jeszcze nigdy nie koncertowałam tak prawdziwie - że swoją twórczością koncertować będę pierwszy raz, czuję, że to jeszcze nieodkryty przeze mnie świat i jestem bardzo ciekawa tego doświadczenia, mojej wisienki na torcie.

Byłaś też uczestniczką programu Fabryka Gwiazd. Na rynku mamy dość sporo talent show i konkursów. Co o nich myślisz?

Realnie pomagają w osiągnięciu celów? - Wszystko zależy od wszystkiego. Jakie cele sobie obierasz? Czy znasz je? Czy wiesz, gdzie idziesz? Czy wiesz, po co? Ja poszłam po przygodę, naukę i doświadczanie, trochę nawet od niechcenia, nie szłam po sukces, nie szłam po karierę, w zasadzie to po programie odmówiłam podpisania kontraktu. Dobrze wiedziałam, że to nie jest ten czas. I ja to dostałam - przygodę i naukę. Nasze cotygodniowe koncerty na żywo, z towarzyszeniem orkiestry Adama Sztaby oglądało przed telewizorami 10 mln widzów, to naprawdę niesamowite doświadczenie. Znam wielu uczestników różnych talent show, którzy mieli inne założenia, jednym się udało, innym tak na pół gwizdka, innym wcale. Wnioskuję, że jest to świetne medium do pokazania się szerszej publiczności zwłaszcza jak już wiesz, czego chcesz (swoją drogą mogliby wyemitować powtórki Fabryki Gwiazd, to by mi nieco podbili zasięgi) (śmiech). Jednak nie ma nic za darmo, a dzisiejsze umowy są bardzo wiążące, dlatego warto być ostrożnym i czytać, co się podpisuje, ale jeśli tylko ma się ochotę na odrobinę adrenaliny i szaleństwa - to spróbować może każdy (uśmiech).

Przed nami nowy rok i nowe postanowienia. Masz już jakieś?

- Na nowy rok i na stary, bezterminowo być dla siebie bardziej wyrozumiałą. I życzę tego nam wszystkim. Z bardziej przyziemnych kwestii to bardzo chciałabym opanować program Logic i sztukę produkcji muzyki (uśmiech).

This article is from: