16 minute read

Książka

Next Article
Podróże

Podróże

Romantyczny świat książek Agaty Przybyłek

W nasze strony przeniosła się z Mazowsza. I choć jeszcze zgłębia walory i atrakcje Pomorza Zachodniego, to już wprowadziła Szczecin na łamy swoich książek. Kim jest autorka, która tylko tego roku zaplanowała sześć premier swoich nowych książek? I jak udało jej się wypracować takie tempo wydawnicze? Postanowiliśmy to sprawdzić u źródła.

Advertisement

ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO AGNIESZKA-WERECHA-OSINSKA, FOTODOKWADRATU

Powieść obyczajowa czy komedia romantyczna? Który z gatunków jest pani bliższy i oczywiście - z czego to

wynika? - W tym momencie życia oba gatunki są mi tak samo bliskie. Nie umiałabym wybrać. Po napisaniu poważnej książki zawsze potrzebuję zająć się pracą nad lżejszą powieścią i odwrotnie, po stworzeniu zabawnej opowieści zawsze czuję potrzebę podjąć ważne tematy. To mi pomaga zachować równowagę psychiczną jako pisarce, ponieważ zawsze bardzo wczuwam się w tworzone historie, w losy bohaterów.

Czy myślała pani, aby poszerzyć wachlarz swoich powieści o kryminał,

thriller, horror czy fantastykę? - W moich powieściach pojawiają się wątki kryminalne czy elementy thrillera. Fabuła najnowszej książki „Moje serce pamięta” kręci się wokół nierozwiązanej sprawy kryminalnej z przeszłości. Czytelnik obserwuje, jak młody detektyw prowadzi śledztwo. Ale to na razie tylko flirtowanie z innymi gatunkami, zmiany na dłuższą metę nie planuję. Za bardzo lubię pisać o miłości.

Autorki i autorzy literatury kobiecej często zderzają się z opiniami, że ten rodzaj powieści jest mało ambitny, a historie lekkie i banalne. Z drugiej jednak strony cieszy się dużym zainteresowaniem. I tu wyłania się pytanie - po co nam ten gatunek? Dla kogo

jest to gatunek?- Statystyki związane z czytelnictwem wskazują jednoznacznie – w Polsce po książki częściej sięgają kobiety. Mnóstwo z nich lubi czytać o miłości, sama do takiej grupy należę, choć sięgam też po kryminały czy thrillery. To, że powieści obyczajowe i komedie romantyczne trafiają tylko do kobiet, to mit, choć wiem, że w Polsce często używane jest określenie literatura kobieca. Moje książki czytają również mężczyźni, niektórzy nawet dzielą się ze mną przez social media czy na spotkaniach autorskich swoimi wrażeniami po lekturze.

Czy jako autorka - ma pani poczucie, że mężczyznom jest łatwiej na rynku wydawniczym? Że ich praca jest postrzegana poważniej i ma większą siłę

przebicia? - Myślę, że w Polsce mnóstwo kobiet, niezależnie od zawodu, zderza się jeszcze ze szklanym sufitem. W takim żyjemy społeczeństwie, pewne zmiany dopiero następują. Ja osobiście staram się jednak o tym zjawisku nie myśleć, skupiam się na swojej pracy i odnoszonych sukcesach. Oczywiście, stawiam przed sobą jakieś cele, ale nie porównuję się do innych ani pisarek, ani pisarzy.

Pani dorobek literacki obejmuje ponad 30 tytułów. Biorąc pod uwagę pani młody wiek, to bardzo pokaźny wynik. Jak wygląda praca w takim tempie? Skąd pomysły, skąd czas na ich kreowanie, research i redakcje?

- Moją pracę cechuje systematyczność. Po wydaniu pierwszej powieści wyrobiłam w sobie nawyk pisania codziennie. Nie czekam na mityczną wenę, jestem zwolenniczką rzemieślniczego podejścia do pisania. A ponieważ poświęcam pracy sporo czasu, stąd tyle powieści na moim koncie. Na pewno inaczej by było, gdyby praca pisarki nie była moim głównym zawodowym zajęciem. W tym momencie jest.

W tym roku zaplanowano aż 6 premier pani książek. Pamiętam, jak niedawno w wywiadzie Marcin Meller zwierzył nam się, że według niego najgorsze w pisaniu, jest… pisanie. Ale czy wydając 6 powieści jednego roku mogłaby się pani zgodzić z tą opinią?

- Dla mnie najgorsze w procesie wydawniczym jest redagowanie powieści, czytanie po raz enty tej samej historii, wyszukiwanie błędów, przestawianie przecinków. O wiele bardziej lubię wymyślać i spisywać opowieść, tę kreatywną część pracy. Wtedy jestem w swoim żywiole.

Zdarza się pani pracować nad kilko-

ma tytułami jednocześnie? - Nie, mój tryb pracy wygląda zupełnie inaczej. Pracuję tylko nad jedną historią, wynika to z tego, o czym wspomniałam już wcześniej, że zawsze bardzo głęboko wchodzę w świat stworzonych bohaterów i niesamowicie przeżywam ich losy. Nie wyobrażam sobie jednego dnia opisywać jedną historię, a następnego dnia opowiadać inną.

W tym roku zakończyła pani słynną „Serię z domkami”. To rozstanie przyszło łatwo? Ma pani na horyzoncie już

pomysł na nową serię? - Rozstania po latach często są trudne, a seria z domkami powstawała właśnie wiele lat. Zżyłam się z tą serią, ona bardzo oddaje moją wrażliwość, jest bliska mojemu sercu. Na początku miała liczyć sześć tomów, potem rozrosła się do dziesięciu. Ale mimo ogromnej sympatii i sentymentu nie chciałam jednak ciągnąć jej w nieskończoność i znudzić czytelnika. Sama jako pisarka potrzebowałam też nowości, stąd taka decyzja. Pracuję teraz nad serią, która może w pewnym stopniu zastąpić czytelnikom serię z domkami, ale jeszcze nie chcę zdradzać szczegółów.

Nie tak dawno Jakub Żulczyk w obszernym poście na FB zwrócił się do swoich czytelników, aby przestali wysyłać do niego swoje historie, licząc na współudział w tworzeniu książki. - To, że masz fajną historię, to nic nie znaczy. Każdy ma przynajmniej jedną. - Jakie jest pani zdanie? Materiały nadsyłane przez czytelników przydają się? Czy raczej więcej z tym

kłopotu niż pożytku? - Ja też dostaję od czytelniczek podobne propozycje, ale nigdy z nich nie korzystam. Nie jestem „złodziejką historii”. Zawsze proponuję takim osobom, żeby same spróbowały swoich sił w pisaniu. Tworzę fikcję, choć oczywiście każda moja historia mogłaby naprawdę się wydarzyć. Czasem wplatam do książki jakieś swoje wspomnienia z dzieciństwa albo sytuacje, o których słyszałam, ale to raczej wyjątki niż norma w mojej pracy. Taki tryb bardzo mi odpowiada i nie czuję potrzeby, żeby to zmieniać.

Od pewnego czasu mieszka pani niedaleko Szczecina. Czy to miasto, ten region, są równie inspirujące, co ludzie, którzy dają pani natchnienie do pisania? Może Szczecin i jego historia mają szansę na główną rolę

w nowej powieści? - Przez prawie rok mieszkałam w samym Szczecinie i to miasto pojawiło się już w kilku moich powieściach. Na przykład w „Masz wiadomość”, którą niezwykle polecam. Czytelnik może w niej przespacerować się pod filharmonią, przejść się z bohaterami nad Odrą. Najnowszą powieść osadziłam natomiast w stronach rodzinnych mojego męża, w okolicach Chojny. Urzekł mnie klimat przygranicznych miejscowości. Prawdę mówiąc, ja dopiero odkrywam zachodniopomorskie, jego uroki i historię. Wychowałam się na Mazowszu, czas studiów spędziłam w Gdańsku. W tych stronach mieszkam od czterech lat. Tu wszystko jeszcze jest dla mnie nowe i przez to niezwykle interesujące, więc na pewno fabułę niejednej książki osadzę w przyszłości w tych stronach.

„100 lat mody męskiej”

Cally Blackman Wydawnictwo Arkady

Książka prezentuje ponad 100 lat nieustannej ewolucji mody męskiej: od stroju księcia Walii Edwarda z 1900 roku, aż po kolekcje Vivienne Westwood i Alexandra McQueena. Pokazuje nie tylko garnitury, lecz także mundury, ubrania robocze i stroje sportowe, które wpływały także na modę damską. Dzieła takich kreatorów jak Pierre Cardin czy Giorgio Armani, skontrastowane z modą ulicy lat 60. albo stylem punk, dały tom bezcenny dla studentów mody, historyków strojów i miłośników męskich ubrań. Do każdego zdjęcia jest krótki opis, który nawiązuje do historii i sytuacji społecznej, w której określone stroje były popularne. Książka jest pasjonującą lekturą nie tylko dla osób interesujących się modą, pokazuje bowiem, jak wiele ubiór może powiedzieć o człowieku i jak może wyrażać naszą osobowość.

„Empuzjon”

Olga Tokarczuk Wydawnictwo Literackie Panów, gdzie zamieszkuje, poznaje innych kuracjuszy, którzy niestrudzenie omawiają najważniejsze sprawy tego świata. Jak zwykle u Olgi Tokarczuk w książce pojawiają się elementy baśniowe, odrealniające główne wątki, nadające im tajemniczości. Bohaterowie „Empuzjonu” żyją w niespokojnych czasach, na styku kilku kultur, które kotłują się jak w tyglu, powodując mieszankę wybuchową. W tym męskim świecie z 1913 roku, w którym kobiety pełnią rolę przydatnych przedmiotów, odkrywamy, że mizoginia nigdy nie miała się tak dobrze, jak przez ostatnie 100 lat i jeden dzień dłużej.

Książka Olgi Tokarczuk, napisana tuż po otrzymaniu Literackiej Nagrody Nobla, wprowadza nas w całkowicie męski świat, który rozkłada na czynniki pierwsze pokazując jego najsłabsze ogniwa. Mieczysław Wojnicz, student ze Lwowa, przyjeżdża do uzdrowiska z nadzieją, że nowatorskie metody i krystalicznie czyste powietrze powstrzymają rozwój jego choroby, a może nawet całkowicie go uleczą. Diagnoza nie pozostawia jednak złudzeń – tuberculosis. Gruźlica. W Pensjonacie dla „Wielkie Księstwo Groteski”

Szczepan Twardoch

Wydawnictwo Literackie

W tym zbiorze felietonów w soczewce Szczepana Twardocha znalazły się tematy, które poruszały Polaków od 2016 roku . Autor „Króla” bez pardonu demaskuje lęki polskiej władzy, jej słabości i kompleksy. Przysłuchuje się temu, co mówi ulica i temu, co słychać na warszawskich bankietach. PiS czy PO? Małżeństwa jednopłciowe – za czy przeciw? Komitet Obrony Demokracji i Radio Maryja. Powstanie warszawskie i oczywiście wielka dyskusja o autonomii Śląska.

Twardoch bez literackiej fikcji krytykuje, uwodzi bezkompromisowością i talentem polemicznym. Jednocześnie zaskakująco dużo opowiada o samym sobie – o krętej drodze do sukcesu, wizycie w hamburskiej „mordowni”, na Spitzbergenie i dopadającej go czasem potrzebie samotności. Felieton to trudna sztuka i mało któremu celebrycie (bo teraz głównie oni piszą felietony) wychodzi przyzwoicie. Twardoch, jako że para się zawodowo pisaniem, radzi sobie w tym gatunku całkiem dobrze.

„Pewnego razu... w Hollywood”

Quentin Tarantino Wydawnictwo Marginesy

Długo oczekiwane pierwsze dzieło fabularne Quentina Tarantino – jednocześnie zabawne, smakowite i brutalne – to nieustannie zaskakująca, czasem szokująca adaptacja jego nagrodzonego Oscarem filmu. Po wypuszczeniu filmu z tradycyjnie gwiazdorską obsadą - Leonardo di Caprio, Brad Pitt - Tarantino pokazał losy swoich bohaterów również w książce. Pierwsza powieść Tarantino dopowiada to, co w filmie pozostaje niedopowiedziane. Kreuje nowe wątki, pogłębia postaci, a przede wszystkim – pozwala jeszcze lepiej poznać jednego z najważniejszych reżyserów współczesnego kina.

„Merci, Monsieur Dior”

Agnes Gabriel Wydawnictwo Marginesy

To nastrojowa, a zarazem zabawna historia, która zabierze czytelniczki do przepięknego Paryża, odsłoni kulisy pokazów mody i pokaże pełne przepychu wnętrze domu znanego projektanta. To wciągająca opowieść o powstaniu imperium Diora, jego pierwszych kultowych fasonach i kreacjach oraz o stworzeniu linii perfum Miss Dior. Francja, rok 1947. Mieszkańcy Paryża wprawdzie jeszcze odczuwają skutki wojny, ale powoli budzi się w nich nadzieja na lepsze jutro. Wśród nich jest także dwudziestokilkuletnia Célestine, która w poszukiwaniu szczęścia opuszcza rodzinne miasteczko. Moda kobieta trafia pod skrzydła samego Christiana Diora, oczarowuje go swoją naturalnością, szybko zyskuje jego zaufanie i sympatię. Najpierw zostaje gospodynią, potem prywatną sekretarką, a z czasem także muzą i powierniczką najskrytszych sekretów. To właściwie nie jest książka o sławnym projektancie, ale o marzeniach. W powieści pojawiają się autentyczne postaci jak Yves Saint Laurent czy inni ludzie, którzy współpracowali z Diorem. Całość czyta się lekko, łatwo i przyjemnie.

Uniwersum DC. Stan przyszłości – Batman

Scenariusz: John Ridley, Mariko Tamaki, Paul Jenkins i inni / Rysunki: Ben Oliver, Dan Mora, Laura Braga i inni Pierwszy z trzech tomów eventu „Stan przyszłości” przedstawiającego, jak mogą potoczyć się losy świata po wydarzeniach, które wstrząsnęły czasoprzestrzenią po zakończeniu sagi „Batman: Death Metal”. Album „Stan przyszłości – Batman” skupia się na Gotham i członkach batrodziny, kolejne rozwiną wątki dotyczące Supermana i Ligi Sprawiedliwości. Przenosimy się do świata, w którym wszyscy członkowie Ligi Sprawiedliwości nie żyją, a do głosu dochodzi następne pokolenie bohaterów. Poznajemy nowego Batmana, Supermana, Wonder Woman oraz innych superherosów. Dowiadujemy się także, czym jest Magistrat. Poznajemy świat przyszłości, który jest czymś więcej niż alternatywną historią.

Mistrzowie Komiksu. Bug, tom 3

Scenariusz: Enki Bilal / Rysunki: Enki Bilal

Trzeci tom najnowszej serii giganta współczesnego komiksu – Enkiego Bilala! Ziemia pogrąża się w coraz większym chaosie po ataku złośliwego buga pochodzącego z kosmosu, który uniemożliwia korzystanie z urządzeń elektronicznych. Jedynym człowiekiem mogącym ich używać, a nawet potrafiącym aktywować całe uśpione systemy cyfrowe, jest Kameron Obb, członek nieudanej misji na Marsa. Tajemnica jego „mocy” jest prosta – Obb pozostaje w niezwykły sposób związany z niszczycielskim bugiem. Wiedząc, co potrafi były astronauta, wszystkie znaczące światowe siły chcą przejąć nam nim kontrolę. Bohater nie zamierza być marionetką – ma swój plan ratowania planety. Ale zanim go zrealizuje, musi ocalić własną córkę i ukochaną kobietę...

DC Black Label. Grób Batmana

Scenariusz: Warren Ellis / Rysunki: Bryan Hitch Warren Ellis („Transmetropolitan”, „Authority”) i Bryan Hitch („Authority”), jeden z najbardziej nowatorskich duetów współczesnego komiksu, ponownie łączą siły, by opowiedzieć historię o życiu, śmierci i pytaniach, które większość z nas boi się zadawać. Raz w tygodniu Alfred Pennyworth udaje się na niewielki cmentarz na terenie posiadłości należącej do jego pracodawcy i bez względu na pogodę starannie dogląda miejsc spoczynku Thomasa i Marthy Wayne’ów – usuwa chwasty, czyści pomniki, szoruje nagrobki. Jednocześnie zadaje sobie w duchu pytanie, kiedy przyjdzie mu się zajmować jeszcze jednym grobem... Najnowsze wyzwanie zmusza Batmana do zagłębienia się w umysł ofiary pozbawionej przez mordercę połowy twarzy i popycha go ku konfrontacji z wrogiem, którego wpływy sięgają najdalszych zakamarków Gotham. Każdy krok Batmana przybliża go do jego własnego grobu! Album zawiera materiały opublikowane pierwotnie w amerykańskich zeszytach „The Batman’s Grave” #1-12.

Klasyka Polskiego Komiksu. Wielkie wyprawy

Scenariusz: Stefan Weinfeld, Maria Olszewska-Wolańczyk, Tomasz Kołodziejczak, Zbigniew Kasprzak, Zofia Bieniarz, Bran MacLeod, Maryse Charles, Jean-François Charles / Rysunki: Zbigniew Kasprzak Słynni podróżnicy Krzysztof Kolumb, Ferdynand Magellan i James Cook wyruszają w swoje największe i najcenniejsze dla ludzkości wyprawy… We wschodniej Kanadzie na początku XIX wieku kwitnie handel futrami, a ich transportem zajmują się ludzie zwani Podróżnikami… Piękna i utalentowana gwiazda kina wszech czasów Marylin Monroe mierzy się ze swoim losem, przeżywając wzloty i upadki…

Marvel Classic. Daredevil. Mark Waid, tom 2

Scenariusz: Mark Waid / Rysunki: Michael Allred, Marco Checchetto, Khoi Pham, Greg Rucka, Chris Samnee

Kiedy Punisher i jego uczennica Rachel Cole-Alves omal nie zabijają Daredevila, żeby zdobyć Dysk Omega, Nieustraszony i jego wieloletni przyjaciel Spider-Man postanawiają zawrzeć z nimi chwiejny sojusz. Najpierw próbują przerwać polowanie na ludzi prowadzone przez Megacrime, a potem wciągają rywalizujące ze sobą mafijne rodziny w wojnę. Ale nie wszystko idzie zgodnie z planem i życie Daredevila zawisa na włosku! Później świat Matta Murdocka zawala się, gdy jego najlepszy przyjaciel Foggy Nelson zrywa ich prawniczą współpracę oraz... łączącą ich przyjaźń. Duchy z przeszłości Daredevila wracają. W obłędnych okolicznościach, przez które zaczyna wątpić w swoje zdrowe zmysły, Nieustraszony musi zmierzyć się z nowym groźnym złoczyńcą – Kojotem!

Sztuka empatii

Już 8 października na deskach Teatru Współczesnego odbędzie się premiera sztuki Floriana Zellera „Ojciec” w reżyserii Norberta Rakowskiego. Jak czytamy w opisie, to opowieść o tym, co się dzieje z człowiekiem, kiedy jego godność i osobowość tonie, ale też o wielkim wysiłku, jaki tonący wkłada, by utrzymać się na powierzchni. Jak zostanie to przedstawione na szczecińskiej scenie? Odpowiedzi na to pytanie udzielił nam reżyser.

ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO KAROLINA BABIŃSKA

Dopiero, co oglądaliśmy „Ojca” na dużym ekranie, a już możemy zobaczyć go na deskach Teatru Współczesnego w Szczecinie. Skąd decyzja, by akurat teraz podjąć się tej sztuki? Już zamieniłbym na „dopiero” Florian Zeller napisał tę sztukę kilka lat temu. Później zaadaptował ją do kina. To materiał na scenę, ale o wiele łatwiejszy w realizacji filmowej. W teatrze to ogromne wyzwanie aktorskie i nie tak łatwo się zabrać za tę sztukę. Realizację planowaliśmy niezależnie od sukcesu kinowego. Dla mnie najważniejszy jest temat, to jak rezonuje z rzeczywistością, to czy przekaz jest wartościowy i czy widzę możliwość identyfikowania się z problemami bohaterów. Jeśli czuję, że jest we mnie na to szansa, to wierzę, że znajdą się też osoby o podobnej wrażliwości. Ale myślę, że ta sztuka znajdzie zrozumienie u szerokiego grona odbiorców, niezależnie od klasy społecznej, bo posiada wymiar oczyszczający. Jest również niezwykłym hołdem dla ludzkich słabości, dla empatii i miłości, dla oddania, które przejawia się w dokonaniu wyborów między własnym ego, a drugą osobą. „Ojciec” to też ukłon dla aktorów, którzy w podeszłym wieku nie otrzymują zbyt wielu propozycji. W zespole mamy cudownego Jacka Piątkowskiego, bez którego nie podjąłbym się realizacji tej sztuki. Jego rola wymaga niezwykłej koncentracji, kondycji psychofizycznej, a także niezwykłej dyscypliny zawodowej i ludzkiej. Setki słów padających ze sceny, pomieszane wątki, częste powtórzenia - to niełatwe wyzwanie dla aktora w każdym wieku.

Starość w naszym społeczeństwie jest objęta tabu. Nie lubimy rozmawiać o starości, nie lubimy przebywać wśród starszych ludzi, nie mamy do nich cierpliwości. Sztuka obnaża to?

- Jesteśmy ekstremalnie dziwnym społeczeństwem, jeśli chodzi o podejście do ludzi, którzy już „nie są na topie”. I nie chodzi tylko o seniorów czy osoby wykluczone. Mowa o tych, którzy niewiele mogą zaoferować innym. Mówiąc brutalnie, ale wprost – egoizm przesłania nam wszystko. Każdemu z nas. Bo czy często ktokolwiek z nas zastanawia się nad tym, że „jesteśmy częścią czegoś większego” niż tylko my sami? Tak naprawdę dzielimy te same lęki, dylematy co każdy i jesteśmy ze sobą połączeni. Ale „Ojciec” nie jest krytyką ignorancji społecznej, ani krytyką czegokolwiek. Jest aktem miłości. Jest również sztuką o walce o własną tożsamość, o próbie zatrzymania świadomości za wszelką cenę i co ważne - o trudnych wyborach i o rezygnacji z siebie na rzecz drugiego człowieka. Dlatego twierdzę, że w dużej mierze to opowieść o miłości, i kosztach jakie ponosimy ofiarowując siebie innej osobie.

„Ojciec” jest też wystawiany na scenie warszawskiego teatru przez Iwonę Kępę. Czy realizacje tych samych sztuk, mniej więcej w tym samym czasie, oddziałują na siebie? - Nie. Kiedy wystawia się sztukę w kolejnych miastach nie jest istotne, czy zrealizuje się ją lepiej czy inaczej. Dla mnie ważne jest to, by zrobić ją najwnikliwiej jak tylko się da. Nie staram się również robić sztuk, których celem jest udowadnianie, że potrafię reżyserować, albo czy inscenizacja będzie rezonować wśród krytyki. Ciekawią mnie oczywiście recenzje ludzi, czy profesjonalnych krytyków, ale nie skupiam się na tym. Myślę, że wiele osób nadal

nie widziało tej sztuki na deskach scenicznych, a każda okazja ku temu jest wartościowa, bo spektakl oddziałuje dużo mocniej, niż film. Może mówienie o wspólnym przeżywaniu emocji na widowni to banał, ale to prawda. Panuje zupełni inny rodzaj skupienia, nie wychodzimy do kuchni, nie sięgamy po kawę, jesteśmy tu i teraz. „Ojciec” jest w stanie potrząsnąć nami. Nie ma tu miejsca na emocjonalne lenistwo. Prosta, ale zaskakująca fabuła jest niczym układanka z puzzli, które są projekcją mózgu człowieka chorego na Alzhaimera. Zgadzam się z autorem, że nie jest to tylko opowieść, ale rodzaj przeżycia, doświadczania wraz bohaterem „utraty punktów orientacyjnych”, gdzie nic nie jest pewne.

Czy sztuka w pana reżyserii będzie różniła się od oryginału Zellera? - Nie mam w zwyczaju wykreślać tekstu, bo coś mi się w nim nie podoba. W tym przypadku pojawiły się nieliczne zmiany. Ci, którzy oglądali film mogą spodziewać się innej realizacji tylko w wymiarze teatralnym. Jednak struktura dramatu i historia bohatera jest ta sama. W swojej pracy często używam środków wizualnych i nowych technologii, ale ten konkretny dramat to intymna opowieść wymagająca skupienia na tym, co dzieje się w głowach i sercach bohaterów lub na tym co się zdarza między nimi. Dla uwypuklenia zmysłowych wrażeń głównego bohatera używamy sporadycznie środków inscenizacyjnych, specyficznego światła, ale nie będę więcej zdradzał.

Do Szczecina wraca pan po przerwie? Jaki jest to powrót?

- Bardzo lubię przyjeżdżać do Szczecina i pracować z zespołem Teatru Współczesnego. To zespół, który się ceni i szanuje – nawet jeśli między stronami pojawiają się tarcia, to odbywa się to w głębokim szacunku. Wspaniałe w Szczecinie jest to, że twórcy i aktorzy mogą skupić się wyłącznie na pracy laboratoryjnej, poszukiwawczej. Nie ma tu gonitwy za castingami, występami w radiu czy telewizji. Tu przychodzą ludzie skupieni i zdyscyplinowani. Bardzo to cenię. Nie chcę porównywać tego teatru z innymi, bo sam jestem dyrektorem jednego i pewnie o swoim zespole też mogę powiedzieć to samo (śmiech). Może to banalne, ale to niezwykła przyjemność móc współpracować z ludźmi, którzy na poważnie angażują się w sztukę.

This article is from: