4 minute read

Gumiklyjza western, czyli o śląskich kowbojach

Kazik Staszewski mylił się, śpiewając, że „szeryfów nie ma”. Wręcz przeciwnie – są, z całą swoją bogatą menażerią, i to nawet na naszym podwórku. Nie widzimy ich, ponieważ zamiast poganiać bydło i urządzać bijatyki w barach, zaszyli się w piwnicy ostatniego śląskiego rewolwerowca.

Urodzony w 1950 r. Józef Kłyk przez większość swojej młodości mieszkał w pobliżu bojszowskiej karczmy, gdzie zorganizowane było kino. Film towarzyszył mu bez przerwy, więc naturalną koleją rzeczy było kupno kamery. Około siedemnastoletni Kłyk przeżywał w tamtym czasie fascynację Charliem Chaplinem i to nim inspirował się podczas swoich (jak można by za nim powiedzieć, gdyż wstydził się nazywać siebie „reżyserem”) pierwszych prób „realizatorskich”.

Idole szybko zmieniali się i w końcu nadeszła era Douglasa Fairbanksa, ekranowego Zorro, Robin Hooda, ale też okazjonalnie kowboja. Wraz z pojawieniem się nowej inspiracji powstał pomysł na Napad na dyliżans, stanowiący przełom dla dalszej twórczości. Choć Kłyk starał się o odpowiednią scenografię i kostiumy, to nie wszystko był w stanie zapewnić w pojedynkę. Z te- go powodu pozostawał otwarty na wkład reszty ekipy filmowej złożonej z naturszczyków. To właśnie w ten sposób, nieco przypadkiem, Kłyk zainteresował się połączeniem śląskości z Dzikim Zachodem, kiedy aktor prowadzący tytułowy powóz przywdział do filmu własny zwyczajowy strój do pracy w polu –pszczyński kapelusz z szerokim rondem, przewiązaną na szyi chustę, flanelową koszulę, kamizelkę, obcisłe spodnie i wysokie skórzane buty.

Lekcja historii

W tym momencie należy zaznaczyć, że „śląski western” nie stanowi tylko abstrakcyjnego wymysłu Józefa Kłyka, a żeby to udowodnić, wystarczy cofnąć się w przeszłość. Historia osadnictwa w Ameryce to proces kształtowania się na tamtejszych terenach tygla narodowościowego. Nowe ziemie kusiły ogromem możliwości wielu, w tym Polaków, czego przykładem jest historia powstania pierwszej polskiej osady w Stanach Zjednoczonych.

Za całym przedsięwzięciem miał stać niejaki Leopold Moczygemba, franciszkanin, który od 1852 r. przebywał na misji w Teksasie z ramienia osadnictwa niemieckiego. Zakonnik bardzo szybko zaczął przygotowywać grunt pod sprowadzenie kolonistów ze swoich rodzinnych stron, czyli śląskiej Płużnicy Wielkiej. Pierwsze efekty jego działań były widoczne już w 1854 r. wraz z pojawieniem się na kontynencie grup polskich emigrantów, którym w końcu udało się dotrzeć na miejsce w Wigilię Bożego Narodzenia. Ich wyprawa została oficjalnie zakończona przez Moczygembę mszą świętą, co uznawane jest za moment powstania Panny Marii – nie tyle pierwszego polskiego miasteczka, co właśnie śląskiego.

Historyczne ślady Ślązaków w Teksasie nie pozostają tu bez znaczenia, ponieważ opowieści o Pannie Marii dotarły do Józefa Kłyka. Już w latach 70. powstały pierwsze średniometrażowe perypetie „hanysów” na Dzikim Zachodzie. W tym samym okresie filmowiec zaczął pracować jako kinooperator, odbył zasadniczą służbę wojskową w oddziale saperskim, podczas której lepiej poznał działanie materiałów wybuchowych, oraz na zlecenie Gminnej Spółdzielni dokumentował codzienne życie rodzinnych Bojszów, dzięki czemu zyskał dostęp do lepszego sprzętu.

Jedyny sprawiedliwy Rozwój oraz nowo nabytą wiedzę szczególnie widać w nagrywanej w latach 80. trylogii Szlakiem bezprawia, która miała stanowić podsumowanie dotychczasowej twórczości. Biorąc pod uwagę ograniczone możliwości, nie można odmówić Kłykowi ambicji w jej realizacji. Efekty pirotechniczne wyglądają całkiem imponująco, z kolei choreografia walk nie trąci sztucznością – panowie na ekranie niczym profesjonaliści okładają się pięściami oraz rozbijają sobie na głowach butelki. Stroje są przekonujące, a z czasem zwiększa się też skala scenografii – o ile w pierwszym filmie z serii, Człowieku znikąd, miasteczko na prerii odgrywa zaledwie parę stylizowanych domów, o tyle w kolejnych częściach mamy już do czynienia z faktycznym planem filmowym. Bardziej profesjonalny staje się też format –całość została nagrana kamerą 16 mm w pełnym metrażu. Fabuła Szlakiem bezprawia opowiada historię Wawrzyna Złotko, kowala spod Pszczyny, który z powodu swojego buńczucznego charakteru popada w konflikt z pruskimi żandarmami i ucieka do Nowego Świata. Ślązak bardzo szybko odczuwa na własnej skórze, że Stany Zjednoczone w ogóle nie przypominają krainy mlekiem i miodem płynącej, której obraz stworzyły opowieści. Człowiek znikąd skupia się właśnie na pierwszych przygodach Wawrzyna na Dzikim Zachodzie, przedstawiając je w ramach lekkiego, acz klimatycznego, awanturniczego westernu. Druga część, Full śmierci, stanowi już dojrzalsze podejście do tematu – główny bohater próbuje się ustatkować, jednak skutki „chacharskiego” życia wciąż dają mu się we znaki. Pojawiają się wątki sporu z Ku Klux Klanem, sutenerstwa, ale też po prostu poszukiwania swojego miejsca. Z kolei w ostatniej i najosobliwszej odsłonie cyklu, Wolnym człowieku, doświadczony rewolwerowiec powraca w rodzinne progi. Z jednej strony następuje zwrot w stronę niewesternowej filmografii wspomnianego Fairbanksa (Złotko niczym Zorro przywdziewa czarny strój, aby bronić mieszkańców Pszczyny przed złym panem na Jedlinie i jego świtą), a z drugiej – Kłyk stworzył laurkę dla swojej małej ojczyzny oraz miejscowego folkloru.

Warto wspomnieć, że swego czasu Człowiek znikąd utworzył wokół postaci Kłyka nie lada burzę medialną. Wieści o dokonaniach filmowca z Bojszów dotarły za granicę, w tym za ocean Jego plan filmowy odwiedzały zarówno redakcje krajowe, jak i te obcojęzyczne, wśród których można wymienić CBS, ABC News czy ZDF. W realizowanych przez nie reportażach Kłyk miał szansę, aby propagować swoją pasję oraz region, otrzymując w zamian materiały. To właśnie dzięki zdobytej w ten sposób taśmie filmowej udało mu się nakręcić pozostałe dwie części trylogii. O twórczości amatora dowiedział się również reżyser Kazimierz Kutz, który próbował go wypromować. Za jego sprawą Kłyk m.in. został zaproszony na IX Festiwal Filmów Fabularnych w Gdańsku, gdzie odebrał specjalną nagrodę „Gazety Festiwalowej” za „dotarcie do korzeni kina”.

Co teraz?

W 2015 r. miała miejsce premiera ostatniego filmu Józefa Kłyka pt. Śląski szeryf. Czy oznacza to koniec filmowej przygody? W rozmowie z samym zainteresowanym oraz jego współpracownikiem, Grzegorzem Sztolerem, udało mi się dowiedzieć, że na realizację czeka jeszcze jeden scenariusz do westernu mającego być ukłonem dla kina niemego, jednak plany te pokrzyżowała pandemia. Obecnie pan Józef spełnia się jako malarz. Jego piwnica od lat stanowi prawdziwy kowbojski saloon, gdzie trzyma swoje rekwizyty. Część jego dorobku twórczego (w tym omawiane Szlakiem bezprawia) została zamieszczona w zbiorach Śląskiej Biblioteki Cyfrowej (sbc.org.pl), a przyjaciele realizatora próbują powiększyć liczbę ogólnodostępnych filmów. Mają też marzenie, aby odrestaurować przygody Wawrzyna Złotko, gdyż Kłyk wciąż jest w posiadaniu oryginalnych taśm. Jak na razie ich pomysł nie spotkał się z aprobatą instytucji, które mogłyby to umożliwić, a szkoda, ponieważ jest to część śląskiej kultury, która wciąż pozostaje szerzej nieznana. Ale kto wie? Może z obecnym wzrostem popularności polskiego kina gatunkowego ktoś jeszcze przypomni sobie o tym, jak Ślązacy zdobywali Dziki Zachód, a autorski „gumiklyjza western” w odświeżonej formie wybrzmi raz jeszcze…

Źródła:

Filmowe Południe: Józef Kłyk. Samotny strzelec (youtube.com);

M. Gliński: Panna Maria na Dzikim Zachodzie (culture.pl);

Józef Kłyk (bojszowy.pl);

Józef Kłyk; O. Leopold Moczygemba (slask-texas.org);

A. Musialik, H. Grzonka: Śląski szeryf (radio.katowice.pl);

Panna Maria: Śląska osada w Teksasie (1854) – historia (antryj.pl);

G. Sztoler (red.): Droga do westernu. Filmowiec Józef Kłyk z Bojszów opowiada o narodzinach swojej pasji (pszczyna.naszemiasto.pl);

G. Sztoler (red.): Serce mam w filmie Józef Kłyk.

Dawid Hornik dawidhornik@yahoo.pl

This article is from: