2 minute read
Andrzej Utracki – Kupować rybę w worku
Andrzej Utracki
Kupować rybę w worku
Chyba mi się nie powodzi. Pływam w kubku. Ryby z kubków obok mówią, że tak wygląda życie. Według mnie to pic na wodę, gdzieś musi istnieć coś lepszego! Co dzień wielkie istoty pokazują na mnie palcem – chcą chyba udowodnić, jaki jestem mały. Mój rozmiar źle o mnie świadczy? Przecież jestem rybą z krwi i ości! Prawda?
Pływanie w kółko coraz bardziej mnie męczy. Czuję, że jestem stworzony do pływania w czymś… wielkim! Przecież mam do tego ikrę! Ale na razie tkwię tutaj…
Co jakiś czas widzę, jak zabierają moich znajomych. Biorą woreczek i wlewają nas do niego. To jest dziwny woreczek. Chyba pod jego wpływem ryby się zmieniają. Znajomi, o których powiedziałbym, że są jak cicha woda, nagle zachowują się jak w gorącej wodzie kąpani. Na myśl o tym trzęsę płetwami. Boimy się, co będzie, gdy nas spotka „woreczek”.
Nasz wódz to naprawdę gruba ryba, mówi, że był już w innym miejscu. Rozmawiał z rybami, które wyszły spoza kubeczka. Zawsze zastanawia mnie: skoro już tam był, to dlaczego wrócił? Może opowiada nam bajki i cieszy się, że połknęliśmy haczyk?
Nie umiem zliczyć, które kółko w środku kubeczka już robię. Niektórzy z nas poddali się i pływają dookoła bardzo wolno, a niektórzy ruszyli już płetwą po raz ostatni… A przecież każdy z nich był zdrów jak ryba… Ale ja się nie poddam! Im szybciej płynę, tym bardziej ćwiczę mięśnie, a przecież cała moc ryby w ogonie.
Nagle ktoś stuka w mój pojemnik. Zdezorientowany przestaję się ruszać. To była istota, która nas karmi. To ona zapukała! Ale pozostałej trójki nie rozpoznaję. Jedna z nich, mała postać, przybliża się do mnie tak bardzo, że lada chwila może przewrócić mój kubek.
Wszystkie w pewnym momencie uśmiechają się i mój żywiciel odchodzi, by po chwili wrócić, z woreczkiem. Zaczynam panikować. W całym tym sztormie moich myśli przebija się głos wodza. Mówi, że mi zazdrości, że nie mam się czego bać. Zaufam mu, oby miał rację…
Zostaję przelany i jak fala dociera do mnie, że jest tu o wiele więcej miejsca. Od razu postanawiam z tego skorzystać! Jednak trudno mi płynąć tak, jak chcę, mocno mną huśta. Dobrze, że nie mam choroby morskiej.
Docieramy do jakiegoś pomieszczenia, które prowadzi do innych pomieszczeń. Idziemy do pojemnika, który – mógłbym przysiąc – jest wypełniony wodą! Jestem już dosłownie nad nim. Jedna z istot rozerwała mój worek i wrzuciła mnie na głęboką wodę.
Oniemieję. To jest ogromne! Nie wiem, ile ma kubków długości. Dwadzieścia? Trzydzieści? Płynę przed siebie, chociaż boję się, że mogę się zgubić. Wokół mnie jest mnóstwo zielonych rzeczy, które jak gdyby tańczą ze sobą powoli, a między nimi stoją budowle większe, niż to, w czym mieszkałem. Wokół mnie ryby, uśmiechnięte, których nic nie goni i które mogą pływać, gdzie chcą.
Opłynąłem wszystko kilka razy, a i tak nie mogę wyjść z podziwu, jak cudownie tu jest. To chyba mój dom. Tutaj czuję się jak ryba w wodzie.