1 minute read

Weronika Szymańska – Pneumatyczne serce

Weronika Szymańska

Pneumatyczne serce

Kiedy na sali zapalają się światła, wiem, że musimy działać. Nie mogę jeszcze nic zrobić, nic powiedzieć, ale wiem, że zaraz ktoś podejdzie, podłączy zasilacz i napełni mnie energią do pracy. Po chwili od zapalenia lamp właśnie tak się dzieje. Mój ekran rozbłyska jasnym kolorem – zgłaszam gotowość i dołączam do zespołu. Perfuzjonista podłącza jedną z kaniul do żyły głównej, a drugą do tętnicy udowej człowieka leżącego na stole, i już skupiam się na obliczaniu parametrów, jakie muszę utrzymać.

Podczas gdy reszta zajmuje się przeprowadzaniem operacji, ja dbam o stan pacjenta. Przez długi czas pracujemy tak oko w ekran, ramię w ssawkę. Zużywamy wiele sił i energii, by utrzymać jego życie. Oni naprawiają zepsute części, ja zapewniam odpowiednią temperaturę ciała i nasycam krew tlenem. Jestem jego tętnem i oddechem. Oni ingerują w niego, a ja staję się nim.

Po zakończonym zabiegu przewożą mnie i człowieka, człowieka i mnie, mnie-człowieka, człowieka-mnie korytarzem do sali pooperacyjnej. Moi współpracownicy zrobili już wszystko, co mogli, ale ja wciąż muszę z nim być. Podczas transportu podbiega do nas jakiś inny człowiek, rodzaju żeńskiego. Pyta, czy wszystko w porządku, woła Boga, błaga, by ratować jej dziecko.

Nie jestem żadnym z bogów, jestem (tylko czy może aż?) maszyną i na ogół określa mnie kilka mechanicznych części – pompy rolkowe, kaniule, wymiennik ciepła, oksygenator membranowy. Teraz jednak stanowię serce i płuca leżącego obok człowieka. I choć żadna z próśb nie jest kierowana do mnie, to obiecuję, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, by go ratować. Dopóki się nie obudzi, będę każdym jego oddechem i każdym uderzeniem tętna. Krzywą kreską na ekranie zapiszę rytm naszego życia.

Rozdział 2. Zwierzęta

This article is from: