7 minute read
FALSTART JUNINHO U STERÓW LYONU
NIEŁAD I REGRES
Autor BŁAŻEJ JACHIMSKI twitter: @blazejjachimski
Advertisement
“Sezon 2019/20 w profesjonalnym sporcie, szczególnie w piłce nożnej, nie zostanie wznowiony” – te słowa premieraFrancji, Edouarda Philippe’a potwierdziły najgorsze obawy kibiców Lyonu. Zespół nie zdoła bohaterskim finiszem unieważnić najgorszej kampanii w dwudziestym pierwszym wieku.
1997 roku mistrzem kraju został zespół AS Monaco, za nimi uplasowała się ekipa Paris Saint-Germain. Drużyna OL wywalczyła wtedy ósmą pozycję, która skutkowała możliwością gry w Pucharze Intertoto. Rok wcześniej Les Gones zajęli jedenastą lokatę, która nie gratyfikowała przepustką do gry w Europie. Ten wehikuł czasu został przywołany w konkretnym celu – miejsce numer siedem, które zostało przypisane Lyonowi za grę w okresie 2019/20 i nie pozwala na reprezentowanie Francji w rozgrywkach międzypaństwowych, to najgorszy wynik od 23 lat. W
Sezon zaczął się od mocnego akcentu – po ponad trzech latach prowadzenia pierwszej drużyny, z posadą pożegnał się Bruno Génésio. Nie był faworytem trybun, a format współpracy z nim się wyczerpał. Wydawało się, że trzeba postawić na nowe, duże nazwisko. Przewijało się wiele kandydatur, z czego za najpoważniejszą (i często wymienianą wśród fanów) uchodził Laurent Blanc. Finał był zaskakujący, ponieważ sympatycy OL dostali nazwisko jeszcze bardziej znaczące – ale obsadzone w innej roli. Do klubu powróciła legenda, postać jednoznacznie kojarzona z największymi sukcesami – Juninho Pernambucano. Prezes Jean-Michel Aulas powierzył mu rolę dyrektora sportowego, deklarując zarazem, że sam schodzi w procesie decyzyjnym na drugi plan. Jednym z pierwszych zadań Juninho było zatrudnienie nowego szkoleniowca. Kolejna niespodzianka. Nie Blanc, nie żaden inny doświadczony trener, którego domagali się kibice. Posadę dostał nieopierzony rodak nowego dyrektora – Sylvinho.
Nieudany eksperyment
Brazylijski szkoleniowiec zanotował obiecujące wejście. Wokół klubu udało się wreszcie zbudować pozytywną atmosferę. Zatrudnienie trenera było premierową decyzją Juninho, z niecierpliwością wyczekiwanego w ostatnich latach w OL, co pozwalało przypuszczać, że jego dokonania będą doglądane łaskawszym okiem. Zapracował na nie również nienagannymi dyplomatycznie wypowiedziami, którymi od początku próbował zarysować obraz nowego Lyonu, idealnie wpisującego się w powszechne oczekiwania – futbol ofensywny, skupiający się na posiadaniu piłki i, przede wszystkim, oparty na zawodnikach wychowanych w strukturach klubu.
“Nasz najlepszy piłkarz urodził się 3 sierpnia 1950 roku. Nazywa się Olympique Lyon”. Tymi słowami Sylvinho jasno zadeklarował zmianę kursu obranego przez Génésio, który znał klubową młodzież jak mało kto, a mimo to konsekwentnie ignorował zasoby jednej z najlepszych akademii w Europie, wprowadzając do drużyny na stałe jedynie Houssema Aouara, którego zresztą brać kibicowska domagała się w składzie miesiące wcześniej.
Pierwsze mecze ligowe były imponujące – po dwóch kolejkach Les Gones zajmowali pierwszą pozycję w tabeli z bilansem bramkowym 9:0. Jeżeli ktoś nie oglądał tych spotkań, mógł mieć wrażenie, że wreszcie udało się stworzyć kolektyw gotowy rzucić rękawicę PSG. Tak naprawdę wyniki te były wypadkową zaledwie niezłej gry i pokaźnej dozy szczęścia. Szybko okazało się, że były to wyłącznie miłe złego początki.
Siedem spotkań ligowych bez zwycięstwa. Dziewięć punktów w dziewięciu meczach, najgorszy start od ponad 20 lat. Miał być ofensywny futbol, był absolutny brak pomysłu na rozgrywanie akcji. Miała być walka z PSG, był mecz z mistrzem Francji okraszony ultradefensywnym ustawieniem z pięcioma obrońcami i bez celnego strzału przez 90 minut. Lucas Tousart miał być zbyt surowy piłkarsko na grę jako rozgrywający w nowym Lyonie, a wciąż był podstawowym zawodnikiem. Wreszcie – miały być ligowe minuty dla wychowanków, a Caqueret, Gouiri, Cherki i Bard zaliczyli ich okrągłe zero. Robert Berić, strzelając gola w doliczonym czasie gry meczu derbowego z Saint-Etienne, okazał się nowym Bensebainim – on również swoim trafieniem przesądził o losach posady szkoleniowca OL. Rozbita drużyna potrzebowała nowego dowódcy.
Made in Lyon
Tym razem nie było wątpliwości – szansę musiał dostać trener z doświadczeniem. Padło na Rudiego Garcię, którego wybór nie wprowadził kibiców w stan euforii. Nie można mu odmówić dobrego CV, jednak gdy prowadził Marsylię, udało mu się dość mocno zrazić do siebie fanów Lyonu. Nie pomogła też powszechna opinia, że jako trener nie radzi sobie w meczach z czołówką. Niestety dla Lyonu, nie udało się zainicjować efektu nowej miotły – w debiucie Garcia zanotował niezbyt chlubny, bezbramkowy remis na własnym stadionie z Dijon. Wydarzeniem spotkania była jednak sytuacja z 83. minuty – na boisku, po raz pierwszy w seniorskiej piłce, pojawił się 16-letni Rayan Cherki. Wydawało się, że nowy trener chce dać jasny sygnał młodzieży, do tej pory pokornie znoszącej kiepskie występy starszyzny i czekającej na zasłużoną szansę. Dalsza część tej kampanii pokazała jednak, że była to jedynie sztuczka mająca za zadanie udobruchać wymagających kibiców.
Najbliżej pierwszego składu z wychowanków Lyonu była wspomniana wyżej czwórka. Maxence Caqueret dostał 570 minut, Rayan Cherki - 139. Melvin Bard zagrał jedną połowę w spotkaniu z Nîmes, Amine Gouiri zaś musiał zadowolić się pojedynczą minutą.
Sprawa Caquereta jest wymowna. Kolejny raz, jak w przypadku Aouara, kibice domagający się przetestowania wychowanka mogą sobie pogratulować – domagali się jego występów dawno temu i znów mieli rację. Zawodnika o takim profilu – dobrze wyszkolonego technicznie, wybieganego, kreatywnego – pogrążona w bylejakości ekipa potrzebowała.
Ani Sylvinho, ani Rudi Garcia zdecydowanie nie przełamali niepokojącej niechęci do regularnego sięgania po produkty ośrodka szkoleniowego OL. Jest to tym bardziej zadziwiające, że trudno powiedzieć, żeby któryś z nich w jakikolwiek sposób zawiódł. Wydaje się jednak, że właśnie ci piłkarze będą największymi beneficjentami blamażu zafundowanego przez starszych kolegów – brak gry w europejskich pucharach może sprawić, że Houssem Aouar, Memphis Depay czy Moussa Dembélé, postanowią kontynuować karierę poza Francją. Miejsc do obsadzenia zdolnymi wychowankami nie powinno braknąć, szczególnie że problemów w Lyonie jest aktualnie naprawdę sporo.
Choroby współistniejące
Lyon nie jest zbalansowany właściwie w żadnej formacji. Jason Denayer to ostoja defensywy i zdecydowanie jeden z najlepszych stoperów w lidze, o miejsce obok niego walczą zaś Joachim Andersen, drugi najdroższy zawodnik w historii klubu, który niezłe mecze przeplata niewytłumaczalnymi błędami, i Marcelo, który od poprzedniej kampanii prezentuje stabilną, słabą formę. Na lewej stronie Ferlanda Mendy’ego zastąpić miał Youssouf Koné, ten jednak zawodzi na całej linii, a jego konkurent, Marçal, również nie może się pochwalić dobrą formą. Prawa strona bloku defensywnego wydawała się z kolei zbyt obficie obsadzona – Leo Dubois, Rafael i Kenny Tete mieli wystarczyć z nawiązką w walce na kilku frontach. Po kontuzji średniego w tym sezonie Duboisa i obu lewych obrońców defensywa Lyonu nie była już w stanie zatrzymać kogokolwiek.
Środek pola również ma swoje problemy – Thiago Mendes, jeden z najlepszych piłkarzy w lidze w barwach Lille, nadal nie potrafi wejść na najwyższe obroty w nowym zespole (on i Andersen znaleźli się w naszym zestawieniu transferowych wpadek). Houssem Aouar nie dźwiga zaś ciężaru roli lidera. Z kolei Lucas Tousart w preferowanym przez Garcię 1-4-2-3-1 jest po prostu bezużyteczny ze względu na braki techniczne i słabą wizję gry. Ponadto wcale nie nadrabia tego walecznością i wybitną grą w obronie. Nic więc dziwnego, że odejście Tousarta do Herthy za 25 milionów euro spotkało się z pozytywną reakcją kibiców.
W formacji ofensywnej prym wiodą dwie persony, Memphis Depay i Moussa Dembélé. Pierwszy z nich to od dłuższego czasu motor napędowy formacji ofensywnej i prawdziwy lider. Drugi zaś to po kontuzji Holendra właściwie jedyny piłkarz, który regularnie potrafi znaleźć drogę do siatki rywala. Niestety dla Les Gones, mimo ewidentnych walorów czysto piłkarskich obu zawodników, ich współpraca na boisku jest niepokojąco nikła. To zaś sytuacja wysoce niekomfortowa, ponieważ w całej ofensywie OL tylko ta dwójka gwarantuje odpowiedni poziom.
Non omnis moriar
Pomimo wielu negatywów, których wypadkowa poskutkowała tak słabym rezultatem w ligowej tabeli, można znaleźć pewne przesłanki, że następny sezon nie musi być przedłużeniem marazmu. Po latach zaniedbań to idealny moment, żeby powrócić do flagowej strategii klubu i wykorzystać potencjał klasowych wychowanków. Trzeba też uczciwie przyznać, że nie wszystkie transfery sygnowane nazwiskiem Juninho okazały się klapą – są wśród nich dwie perły, które w sezonie 2020/21 powinny być twarzą nowego Lyonu.
Pierwsza z nich to Jeff Reine-Adélaïde, zdecydowanie najciekawszy piłkarz z letniego zaciągu i w większości rozegranych meczów, pomimo niezrozumiałego niewystawiania go lub zdejmowania za wcześnie z boiska zarówno przez Sylvinho, jak i Garcię, najjaśniejszy punkt drugiej linii. Grudniowe zerwanie więzadeł w kolanie wykluczyło go wprawdzie z większości obecnego sezonu, jednak jeżeli Francuz po kontuzji wróci do poziomu prezentowanego w pierwszych miesiącach od transferu, trener będzie miał do dyspozycji świetnego piłkarza. Równie obiecujący jest sprowadzony zimą Bruno Guimarães, bez którego fani nie wyobrażają sobie już linii pomocy - mimo że zdążył on rozegrać dopiero pięć pełnych spotkań w koszulce OL. Brazylijczyk jest właśnie takim defensywnym pomocnikiem, jakiego tęskno opisywali przed sezonem Juninho i Sylvinho – zaawansowanym technicznie, dobrze czującym się z piłką przy nodze, aktywnie uczestniczącym w rozegraniu. Szturmem podbijający serca kibiców Guimarães otrzymał nawet powołanie do dorosłej kadry Canarinhos, jednak pandemia zminimalizowała szanse wiosennego debiutu w pierwszej drużynie do zera.
Pierwszy rok Juninho w roli dyrektora sportowego OL okazał się sportową porażką. Lyon wprawdzie poradził sobie naprawdę przyzwoicie w Lidze Mistrzów (w pierwszym meczu 1/8 finału pokonał na Groupama Stadium Juventus 1:0), jednak mizerny wynik w lidze kładzie się cieniem na ocenie tego sezonu. Brazylijski eksperyment nad Rodanem w duchu Ordem e Progresso (tłum. ład i postęp) mocno zawodzi, jednak nikt nie spodziewa się rychłego końca. Legendarny pomocnik swoją karierą piłkarską zbudował sobie pomnik tak trwały, że nawet odległe miejsce w tej kampanii ligowej nie było w stanie naruszyć jego fundamentów. Cierpliwość fanów ma jednak swoje granice i nawet Król Lyonu może w końcu wpaść pod ostrze krytyki. Pozostaje życzyć, żeby ten epizod nie zniszczył pięknej relacji na linii Juninho – Lyon, która kiedyś przyniosła wiele niezapomnianych chwil nie tylko klubowi, ale i całej lidze.