5 minute read

SAINT-ETIENNE: BURZLIWY SEZON ZIELONYCH

Autor MICHAŁ BOJANOWSKI twitter: @Bojanowski33 t

SEZON BURZ W SAINT-ETIENNE

Advertisement

O prawdopodobnie ostatnim sezonie na pozycji lidera tabeli wszech czasów Saint-Étienne musi jak najszybciej zapomnieć. Fatalna dyspozycja zespołu, kolejne zmiany na ławce trenerskiej i przedwczesne zakończenie rozgrywek, które być może uratowało ich przed kompromitacją.

W ostatnich latach jedynym do czego nie można się doczepić w funkcjonowaniu Les Verts są finanse. Raporty finansowe DNCG (Państwowa Komisja Kontroli Finansów) za dwa ostatnie sezony pokazują, że pod tym względem klub jest bardzo stabilny. Przychody pokrywają wydatki, nie ma kominów płacowych, a wielomilionowe sprzedaże zawodników nie służą łataniu budżetu i – teoretycznie - mogą zostać wydane wartościowych następców. Niestety zdrowe finanse nie zdobywają punktów na boisku.

Roszady

Dzięki zeszłorocznej dyspozycji ASSE pod batutą Jean-Louisa Gasseta kibice mogli zacząć wracać myślami do fantastycznych czasów Christophe’a Galtiera. Prócz umiejętnie poukładanego kolektywu, z kilkoma wybijającymi się zawodnikami (Khazri, Cabella) Saint- Étienne wróciło do promowania wychowanków. Efektem było wypromowanie Williama Saliby, który został zeszłego lata sprzedany za 30 mln euro do Arsenalu (i powrotnie wypożyczony). Czwarta lokata była zaś wyrównaniem najlepszej pozycji w ostatnim 15-leciu.

Cóż jednak z tego, gdy Gasset nie dostawszy gwarancji wzmocnień machnął ręką i udał się na zasłużoną emeryturę. Piękny sen trwał bardzo krótko. Pomysł zastąpienia pierwszego szkoleniowca jego asystentem poprzednio zadziałał, więc ponownie postawiono na ten wariant i doświadczonego trenera zastąpił Ghislain Printant. Mimo ogromnych wpływów ze sprzedaży Saliby oraz m.in. Cabelli (do Krasnodara za 12 mln euro) klub zagrał na rynku transferowym bardzo zachowawczo - z perspektywy czasu trzeba powiedzieć: zbyt zachowawczo. Stosunkowo młodzi Denis Bouanga, gwiazdka poprzedniego sezonu w Nîmes Olympique, i Sergi Palenca, zawodnik Barcelony ograny w Bordeaux, kosztowali 6,5 mln euro. Prosto z Bordeaux nabyto za 2 miliony 19-letniego Zaydou Youssoufa za 2 mln euro, a pierwiastek doświadczenia mieli zagwarantować Ryad Boudebouz kupiony z Betisu za 3,5 mln oraz ściągnięty z półrocznych wakacji Yohan Cabaye. Niewiele, jak na drużynę walczącą w europejskich rozgrywkach.

W trakcie ledwie miesięcznej kadencji Printant nie wykazał cienia pomysłu na zespół. Choć nie zmieniał ustawienia, w jedenastce panował niezrozumiały personalny miszmasz. Nic dziwnego, że Saint-Étienne ryło o dno ligowej tabeli. W 10 ligowych spotkaniach i jednym w Lidze Europy 59-letni szkoleniowiec zaliczył zaledwie 2 zwycięstwa, 3 remisy i 5 porażek.

Konfliktowy Claude

Strażakiem okazał się Claude Puel, który w ostatnim czasie pełnił podobną rolę w Anglii. Szkoleniowiec od początku narzucił rządy twardej ręki i, trzeba przyznać, pierwszy okres pracy miał wyjątkowo udany. Zmienił ustawienie na 3-4-3, gdzie w bloku defensywnym u boku legendarnego Loïca Perrina ryzykownie postawił na dwóch młokosów, nieco bardziej doświadczonego Salibę i całkowitego debiutanta Wesleya Fofanę, który przed sezonem dołączył z drugiej drużyny. Timothée Kolodziejczak w zależności od ustawienia i potrzeby występował na boku, bądź środku obrony. Wygrana w debiucie z odwiecznym rywalem Olympique Lyon dała Puelowi sporą dozę zaufania, a kolejne punkty zdobywane

m.in. z Bordeaux, Monaco czy Nantes wywindowały ASSE do pozycji pretendenta do top 5. Cieniem na ten okres kładą się występy w Lidze Europy, gdzie w dość przeciętnej grupie (Wolfsburg, Ołeksandrija, Gent) SaintÉtienne nie zdołało odnieść nawet jednego zwycięstwa. Choć chwilowo defensywa prezentowała się przyzwoicie, w przednich formacjach cały czas trwał zamęt. Skutecznego w poprzednim sezonie Bericia Puel zupełnie odstawił (a w zimowym okienku sprzedał do MLS), próby gry z fałszywymi napastnikami w osobach Khazriego, Boudebouza czy Hamoumy zupełnie nie wypaliły, a Loïs Diony i młody Charles Abi zaledwie dwukrotnie pokonali bramkarzy przeciwnych drużyn. W poprzednim sezonie gra była oparta o indywidualne umiejętności Khazriego, a w tym rolę holującego zespół przejął Denis Bouanga, który może nie jest zawodnikiem zjawiskowym, ale dynamicznym i skutecznym do bólu, co przy drużynie walczącej o ligowy byt jest dużo istotniejsze.

Mimo zapaści na początku grudnia w zimowym okienku nie postarano się choćby o jedno wzmocnienie w ataku, co biorąc pod uwagę skuteczność napastników było całkowicie niezrozumiałe. Ponadto, gdy wyniki się pogorszyły do mediów zaczęły przenikać informacje o niezadowoleniu zawodników i rosnącym napięciu w szatni. Było to o tyle wiarygodne, że podobna sytuacja miała miejsce u byłego pracodawcy Puela, kiedy to wprost proporcjonalnie do spadku formy Leicesteru City malało poparcie piłkarzy dla szkoleniowca. Zieloni zakończyli rozgrywki remisem 1:1 8 marca z Bordeaux, plasując się na kompromitującej 17. pozycji. Z czasem Puel, podobnie jak poprzednik, zaczął stale wprowadzać zmiany, zamiast ogrywać schematy, które od początku dawały dobre rezultaty. Efektem był zatrważający bilans: jedno zwycięstwo - z niżej notowanym Nîmes - w ostatnich 12 spotkaniach. Jedną z głównych ofiar chimeryczności szkoleniowca okazała się kolejna legenda ASSE - bramkarz Stéphane Ruffier.

Czas pogardy

Sezon Ruffiera był słaby, jak na standardy jednego z najlepszych bramkarzy Ligue 1 ostatniej dekady. Jednak poczynania Puela, które doprowadziły do całkowitego zdyskredytowania golkipera i zrzucenia na jego barki winy za porażki ASSE, zakrawały na śmieszność. Pod koniec rozgrywek francuski trener odsunął od składu Ruffiera i dał szansę wiecznemu rezerwowemu Jessy’emu Moulinowi. Zmiana nie odmieniła gry zespołu, co było do przewidzenia. Kilkumiesięczny przestój w grze nie wpłynął na stosunek Puela do dotychczasowego numeru 1. Wręcz przeciwnie: trener zakomunikował, że w przyszłym sezonie ma zamiar cały czas stawiać na Moulina, co jest jasnym sygnałem, że legenda może sobie szukać nowego klubu. Jeśli kariera Ruffiera na Geoffroy-Guichard rzeczywiście dobiegnie teraz końca, golkiperowi zabraknie jednego meczu na liczniku, by wyprzedzić w liczbie występów w ASSE najsłynniejszego bramkarza Zielonych Ivana Ćurkovicia, i czterech do znamienitego poprzednika, Jeremiego Janota.

Claude Puel stale deklaruje, że chce odmłodzić kadrę i to w niemal każdym wywiadzie. Jak na razie robi to jednak bez jakiegokolwiek szacunku dla doświadczonych zawodników. Wraz z końcem tego sezonu karierę miał kończyć kapitan Les Verts Loïc Perrin. Jednak kontuzja, która dopadła go pod koniec sezonu i przedwczesne zakończenie rozgrywek uniemożliwiły mu godne pożegnanie, stąd chęć przedłużenia umowy o kolejny rok. Na przeszkodzie stoi szkoleniowiec, który ma duże wątpliwości odnośnie sportowej jakości Perrina. Nie ma pewności, kto wyjdzie z tej próby sił górą.

Nie wszystko świadczy bowiem przeciwko Puelowi - w Pucharze Francji drużyna poradziła sobie doskonale, docierając do finału, w którym miała zagrać w PSG. Nie ma pewności, czy do meczu dojdzie, ale hipotetycznie Zieloni wciąż mogą zwieńczyć słaby sezon kwalifikacją do Europy.

This article is from: