HODOWLA
Z wizytą w gospodarstwie Urszuli i Andrzeja Pilis w H ermanach , gm . Tykocin
Z uśmiechem losu
||
Całe stado Urszuli i Andrzeja Pilis liczy: 90 krów mlecznych, 70 jałówek, 40 byków, 30 cieląt. Wydajność: 11 tys. litrów, areał 120 ha. A na zdjęciu wnętrze
nowej obory i (obok) widok budynku z zewnątrz.
Duża, nowoczesna obora na 199 DJP. Wydajność sięgająca 11 tys. kg. Niemal cały, potrzebny park maszynowy i 120 obrabianych hektarów. No i na końcu najważniejsze, dzieci: dwuletni Szymon i ciut młodsza Michasia. Wszystko to w nieco ponad trzy lata. A gospodarze młodzi, radośni, więc jeszcze przed nimi wiele... Ale po kolei. Początek lutego, wybieram się na zimową wycieczkę w okolice Tykocina. Cel: Hermany 15. Na podwórku wita mnie pan Józef, senior rodziny. Przedstawiam się grzecznie i bez większego zastanowienia tłumaczę, że umówiłam się z jego synem. – Z córką – prostuje mnie. – Z Panem Andrzejem rozmawiałam – brnę dalej. – Tak, tak – śmieje się, jakbym nie była pierwsza z takim tekstem. – To nasz zięć. To jedna z nielicznych naszych „gazetowych” rodzin, w której dorobek rodziców przejęła córka i „za nią” przyszedł mąż, a nie odwrotnie. Jak już się wszystko wyjaśniło, zaczynamy rozmowę o gospodarstwie, a właściwie o jego historii. Jako pierwszy pan Andrzej. Pochodzi z Tykocina, jego mama prowadziła hodowlę ukierunkowaną kiedyś, kiedyś... na produkcję mleka, potem opasów i sprzedaż zbóż. – Pomagałem jej od dziecka – opowiada. – Wspierał nas bardzo szwagier. Gdy skończyłem 13 lat, sam wykonywałem już wszystkie prace. Dlatego żartuję, że mam 33 lata i 20 lat doświadczenia w gospodarzeniu. W 2010 r. 24
mama przepisała mi całe gospodarstwo a ja sukcesywnie je powiększałem, aż osiągnęło 80 ha. Lubię zwierzęta i pracę na roli, ale Tykocin, to miasto, tam nie ma miejsca na rozwój rolnictwa. Ulę znałem jakby od „zawsze”. Byłem ministrantem, ona śpiewała w scholi. Potem przez pięć lat studiowaliśmy w WSA w Łomży. Kupowałem też od nich cielęta. Jakoś tak żyliśmy obok siebie. Z czasem... od słowa do słowa... – Okazało się, że mogę być – śmieje się pan Andrzej. – Andrzej mnie zaczarował – prostuje pani Ula, która „ogarnęła” już dzieci, oddając je pod opiekę dziadków i dołączyła do rozmowy. – Ja w grudniu 2015 r. przejęłam gospodarstwo swoich rodziców. Mam trzy siostry, wcale nie było takie pewne, że to ja będę kontynuować. To trudna decyzja. Dopiero jak poznałam bliżej Andrzeja, wiem, że to co robimy jest wspaniałe. Mąż zaszczepił we mnie miłość do gospodarstwa. W maju 2017 r. wzięliśmy ślub. – Dodam, że gospodarstwo, które teraz prowadzimy, powstało z dwóch: mojego i Uli – uzupełnia pan Andrzej. – Wiedziałem,
że połączenie gospodarstw będzie szansą na rozwój. Zaplecze paszowe nie martwiło, gdyż wspólnie stworzyliśmy areał 120 ha (z dzierżawami). I od tej pory zaczęła się rewolucja w Hermanach, która wciąż trwa – to już komentarz od redakcji. Bo jak inaczej nazwać szalone tempo zmian wprowadzanych przez młodych gospodarzy. Wprawdzie Alina i Józef – rodzice pani Uli, od dawna ukierunkowywali się na produkcję mleka, ale stado w 2017 r. było grubo ponad trzy razy mniejsze niż jest dziś, o wydajności mlecznej 7,5 tys. litrów. Ziemi było 40 ha. Nie mówiąc o starych budynkach i sprzęcie. Państwo Pilis mieszkają w bardzo przestrzennym terenie. Pewnie jak pan Andrzej to zobaczył, to zakochał się nie tylko w żonie (uśmiech). Rozwijać się jest gdzie, to nie to co w mieście Tykocin. – Zaczęliśmy natychmiast myśleć o nowej oborze – wspomina gospodarz. – Budowa, bez wątpienia, była najlepszą inwestycją, która najszybciej się zwróci. W 2018 r. sporządziliśmy C.D. NA STR. 26
PODLASKIE AGRO