www.zbiam.pl
Czołg ciężki T-10
NUMER SPECJALNY 6/2019 Listopad-Grudzień cena 18,99 zł (VAT 8%) INDEX 407739 ISSN 2450-2480
INDEX: 409138 ISSN: 2450-3495
Z PRENUMERATĄ SAME KORZYŚCI Atrakcyjna cena, w tym dwa numery gratis! Pewność otrzymania każdego numeru w niezmiennej cenie E-wydania dostępne są na naszej stronie oraz w kioskach internetowych
Wojsko i Technika: cena detaliczna 14,50 zł Prenumerata roczna: 145,00 zł | zawiera 12 numerów Lotnictwo Aviation International: cena detaliczna 16,50 zł Prenumerata roczna: 165,00 zł | zawiera 12 numerów Wojsko i Technika Historia + numery specjalne: cena detaliczna 18,99 zł Prenumerata roczna: 190,00 zł | zawiera 12 numerów Prenumeratę zamów na naszej stronie internetowej www.zbiam.pl lub wpłać należność na konto bankowe nr 70 1240 6159 1111 0010 6393 2976
Skontaktuj się z nami: office@zbiam.pl Zespół Badań i Analiz Militarnych Sp. z o.o. Biuro: ul. Bagatela 10/19 00-585 Warszawa
Vol. V, nr 6 (25) Listopad-Grudzień 2019; Nr 6
NUMER SPECJALNY 6/2019
www.zbiam.pl
Czołg ciężki T-10
Listopad-Grudzień cena 18,99 zł (VAT 8%) INDEX 407739 ISSN 2450-2480
1 NUMER SPECJALNY 6/2019
INDEX: 409138 ISSN: 2450-3495
Na okładce: czołg ciężki IS-3. Rys. Arkadiusz Wróbel INDEX 409138 ISSN 2450-3495 Nakład: 14,5 tys. egz. Redaktor naczelny Jerzy Gruszczyński jerzy.gruszczynski@zbiam.pl Redakcja techniczna Dorota Berdychowska dorota.berdychowska@zbiam.pl Korekta Stanisław Kutnik Współpracownicy Władimir Bieszanow, Michał Fiszer, Tomasz Grotnik, Andrzej Kiński, Leszek Molendowski, Marek J. Murawski, Tymoteusz Pawłowski, Tomasz Szlagor Wydawca Zespół Badań i Analiz Militarnych Sp. z o.o. Ul. Anieli Krzywoń 2/155 01-391 Warszawa office@zbiam.pl Biuro Ul. Bagatela 10/19 00-585 Warszawa Dział reklamy i marketingu Andrzej Ulanowski andrzej.ulanowski@zbiam.pl Dystrybucja i prenumerata office@zbiam.pl Reklamacje office@zbiam.pl
spis treści MONOGRAFIA PANCERNA
Michał Fiszer, Jerzy Gruszczyński Czołgi ciężkie: Black Prince i Conqueror
4
MONOGRAFIA LOTNICZA
Tomasz Szlagor Supermarine Seafire (2)
24
MONOGRAFIA PANCERNA
Tomasz Szulc Radziecki czołg ciężki T-10 (1)
36
MONOGRAFIA LOTNICZA
Prenumerata realizowana przez Ruch S.A: Zamówienia na prenumeratę w wersji papierowej i na e-wydania można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: prenumerata@ruch.com.pl lub kontaktując się z Telefonicznym Biurem Obsługi Klienta pod numerem: 801 800 803 lub 22 717 59 59 – czynne w godzinach 7.00–18.00. Koszt połączenia wg taryfy operatora. Copyright by ZBiAM 2019 All Rights Reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone Przedruk, kopiowanie oraz powielanie na inne rodzaje mediów bez pisemnej zgody Wydawcy jest zabronione. Materiałów niezamówionych, nie zwracamy. Redakcja zastrzega sobie prawo dokonywania skrótów w tekstach, zmian tytułów i doboru ilustracji w materiałach niezamówionych. Opinie zawarte w artykułach są wyłącznie opiniami sygnowanych autorów. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczonych ogłoszeń i reklam. Więcej informacji znajdziesz na naszej nowej stronie: www.zbiam.pl
Leszek A. Wieliczko Nakajima Ki-43 Hayabusa (1)
48
WOJNA NA MORZU
Tadeusz Kasperski ORP Piorun w bitwie pod Jersey
60
ARTYLERIA
Jędrzej Korbal Zamknąć górny pułap. Polska ciężka artyleria przeciwlotnicza 1930-1939 (4) 68 HISTORIA
Kamil Anduła 3. Armia Wojska Polskiego: 6 października – 15 listopada 1944 r. 80
www.facebook.com/wojskoitechnikahistoria
3
Michał Fiszer, Jerzy Gruszczyński
Czołgi ciężkie:
Black Prince i Conqueror Ironią losu jest to, że w czasie drugiej wojny światowej Wielka Brytania nie dysponowała żadnym czołgiem ciężkim, mogącym wesprzeć własne wozy bojowe w walce z nieprzyjacielskimi ciężkimi wozami bojowymi. Niemcy wprowadzili do uzbrojenia kilka różnych typów mniej lub bardziej udanych pojazdów, takich jak czołgi ciężkie Tiger i Tiger II oraz działa samobieżne Ferdinand, Jagdpanther i Jagdtiger, charakteryzujące się solidną ochroną pancerną i silnym uzbrojeniem. Podobnie było w ZSRR, gdzie w drugiej połowie wojny z powodzeniem użyto czołgów ciężkich IS-2 oraz ciężkich dział samobieżnych ISU-122 i ISU-152. Rzutem na taśmę czołg ciężki wprowadzili do użycia Amerykanie – M26 Pershing.
T
4
ylko Wielka Brytania zaspała. Użyto co prawda powolnych, silnie opancerzonych czołgów piechoty Churchill, ale były one stosunkowo słabo (jak na swoją
masę) uzbrojone. Dla odmiany stosunkowo dobrze uzbrojona odmiana czołgu Sherman znana jako Firefly, wyposażona w doskonałe działo 17-funtowe, była niewystarczająco opancerzona. Przebudzenie przyszło za późno jak na drugą wojnę światową, ale po wojnie Wielka Brytania wprowadziła do uzbrojenia czołgi ciężkie Conqueror. Jedyne czołgi
ciężkie, jakie kiedykolwiek Armia Brytyjska wprowadziła do swojego uzbrojenia. Do pewnego stopnia rolę czołgów ciężkich znanych z innych armii w wojsku brytyjskim spełniały czołgi piechoty. I chociaż takie wozy jak A12 Matilda o masie w granicach 27 t, jeszcze lżejszy Valentine o masie 16-18 t w zależności od wersji, czy nawet
Pierwszy i ostatni brytyjski czołg piechoty – po lewej A11 Matilda I, po prawej – A43 Black Prince. Czołgów tej klasy używano do wsparcia piechoty w natarciu i do niszczenia obiektów pola walki. Nie musiały rozwijać dużej prędkości, ale musiały mieć silne opancerzenie i odpowiednie uzbrojenie.
Tomasz Szlagor
2 Supermarine Seafire
Seafire niemal od samego początku kariery w Royal Navy był sukcesywnie wypierany przez samoloty myśliwskie o większym potencjale bojowym i lepiej przystosowane do służby na lotniskowcach. Mimo to pozostał w składzie brytyjskiej marynarki wojennej na tyle długo, by wziąć udział jeszcze w wojnie koreańskiej.
Francja północna
24
Z powodu opóźnienia w wejściu do służby HMS Indefatigable – lotniskowca floty nowego typu Implacable – czekającym nań dywizjonom Seafire’ów z 24. Skrzydła Myśliwskiego (887. i 894. NAS) znaleziono inne zajęcie. Stacjonując w bazie RAF w Culmhead nad kanałem La Manche, oba zapuszczały się nad Bretanię i Normandię, prowadząc „rozpoznanie walką” albo eskortując samoloty myśliwsko-bombowe Hawker Typhoon. W okresie od 20 kwietnia do 15 maja 1944 r. wykonały łącznie 400 lotów nad Francję. Atakowały przygodnie napotkane cele naziemne i nawodne, tracąc od ognia OPL dwa samoloty (po jednym z każdego dywizjonu), ale ani razu nie napotkały przeciwnika w powietrzu. Tymczasem zapadła decyzja, że 3. Morskie Skrzydło Myśliwskie bardziej niż na morzu przyda się do kierowania ogniem artylerii okrętowej podczas nadchodzącej inwazji w Normandii. Doświadczenia z poprzednich desantów pokazały, że wykonujące to zadanie wodnosamoloty marynarki są zbyt po-
datne na ataki nieprzyjacielskich myśliwców. W kwietniu 886. NAS oraz specjalnie „wskrzeszony” na tę okazję 885. NAS wyposażono w pierwsze Seafire’y L.III, natomiast 808. i 897. NAS w Spitfire’y L.VB. Tak rozbudowane i wyposażone 3. Skrzydło liczyło 42 samoloty i 60 pilotów. Razem z dwoma dywizjonami RAF (26. i 63. Sqn) oraz jednym dywizjonem US Navy, który wyposażono w Spitfire’y (VCS 7), utworzyły 34. Skrzydło Rozpoznania Taktycznego, stacjonujące w Lee-on-Solent niedaleko Portsmouth. Lt R. M. Crosley z 886. NAS wspominał: Na wysokości 3000 stóp [915 m] Seafire L.III miał o 200 koni mechanicznych więcej od Spitfire’a Mk IX. Ponadto był lżejszy o 200 lb [91 kg]. Nasze Seafire’y dodatkowo odciążyliśmy, usuwając z nich połowę amunicji i zewnętrzną parę kaemów. Tak zmodyfikowane samoloty miały mniejszy promień skrętu oraz większą prędkość przechylania i wznoszenia od Spitfire’ów Mk IX aż do wysokości 10 000 stóp [3050 m]. Ta przewaga wkrótce miała się nam bardzo przydać! Crosley wspomina, że w ich Seafire’ach zdemontowano końcówki skrzydeł. To przełożyło się na zdecydowanie większą prędkość przechylania i nieco większą prędkość maksymalną, ale niosło ze sobą nieoczekiwany skutek uboczny: Powiedziano nam, że będziemy dobrze chronieni przed Luftwaffe przez stałe patrole siłami 150 innych myśliwców, rozmieszczonych piętrowo aż do wysokości 30 000 stóp [9150 m]. Nie zdawaliśmy sobie jednak sprawy, jak bardzo znudzeni musieli być ci wszyscy piloci myśliwców RAF i USAAF. Przez pierwsze
72 godziny inwazji żaden ADR [Air Direction Radar] nie namierzał im przeciwników, których sami nie mogli nigdzie dojrzeć, jak okiem sięgnął. Z ciekawości spoglądali więc w dół. Tam widzieli nas, krążących dwójkami w rejonie przyczółków. Czasem zapuszczaliśmy się do 20 mil w głąb lądu. Widzieli nasze kanciaste końcówki skrzydeł, dlatego brali nas za niemieckie myśliwce. Chociaż na skrzydłach i kadłubie mieliśmy wielkie, czarno-białe pasy, atakowali nas raz za razem. Przez te pierwsze trzy dni inwazji nic, co mówiliśmy albo robiliśmy, nie było w stanie ich powstrzymać. Innym zagrożeniem – którego, znając naszą marynarkę, byli świadomi aż nadto – był ogień przeciwlotniczy. Pogoda w dniu D zmusiła nas do latania na wysokości zaledwie 1500 stóp [457 m]. Tymczasem nasze wojska lądowe i marynarka strzelały do wszystkiego w zasięgu rażenia i to właśnie z tego powodu, a nie z rąk Niemców, ponieśliśmy tak wysokie straty w dniu D i następnego dnia. Pierwszego dnia inwazji Crosley dwukrotnie kierował ogniem pancernika Warspite. Komunikacja radiowa „spotterów” z okrętami na kanale La Manche często szwankowała, dlatego zniecierpliwieni piloci przejmowali inicjatywę i samowolnie ostrzeliwali napotkane cele, wlatując w gęsty ogień OPL – tym razem niemiecki. Do wieczora 6 czerwca 808., 885. i 886. NAS straciły po jednym samolocie; zginęło dwóch pilotów (S/Lt H. A. Cogill i S/Lt A. H. Bassett). Co gorsza, przeciwnik miał świadomość, jak ważną rolę pełnią „spotterzy” i drugiego dnia inwazji zaczęły na nich polować myśliwce Luftwaffe. L/Cdr S. L. Devonald, dowódca
1 Radziecki czołg ciężki T-10
Tomasz Szulc
W Związku Radzieckim po zakończeniu II wojny światowej zaprojektowano szereg czołgów ciężkich. Były wśród nich konstrukcje bardzo udane (np. IS-7) i bardzo niekonwencjonalne (np. obiekt 279). Niezależnie od tego 18 lutego 1949 r. podpisano decyzję Rady Ministrów nr 701-270ss, zgodnie z którą przyszłe czołgi ciężkie nie powinny ważyć więcej, niż 50 t, co wykluczało praktycznie wszystkie stworzone wcześniej maszyny. Motywowano to chęcią użycia do ich transportu standardowych platform kolejowych, oraz wykorzystania większości mostów drogowych.
B
36
yły też przyczyny, których nie nagłaśniano. Po pierwsze, szukano sposobów na zmniejszenie wydatków na zbrojenia, a czołg ciężki kosztował tyle, ile kilka czołgów średnich. Po drugie, coraz powszechniejszy był pogląd, że w przypadku wojny jądrowej czas użytkowania każdej broni, z czołgami włącznie, będzie bardzo krótki. Lepiej więc było posiadać więcej czołgów średnich i szybko uzupełniać straty, niż inwestować w doskonałe, lecz mniej liczne czołgi ciężkie. Równocześnie rezygnacja z czołgów ciężkich w przyszłych strukturach wojsk pancernych nie mieściła się w głowach generalicji. Skutkiem tego było podjęcie prac projektowych nad nową generacją czołgów ciężkich, których masa tylko nieznacznie różniła je od czołgów średnich. Na dodatek szybki postęp w dziedzinie uzbrojenia doprowadził do zaskakującej sytuacji. Otóż pod względem możliwości bojowych czołgi średnie szybko doganiały ciężkie. Dysponowały armatami kal. 100 mm, ale pracowano nad kalibrem
115 mm i pociskami o dużej prędkości początkowej. Tymczasem czołgi ciężkie miały armaty kal. 122-130 mm, a próby zastosowania armat kal. 152 mm dowiodły, że nie da się ich zintegrować z czołgami o masie nawet 60 t. Próbowano rozwiązać ten problem na dwa sposoby. Pierwszym była budowa dział samobieżnych (dziś pasowałoby do tych konstrukcji określenie „wozy wsparcia ogniowego”), z potężnym uzbrojeniem głównym w obrotowych, ale lekko opancerzonych wieżach. Drugim mogło być zastosowanie uzbrojenia rakietowego, kierowanego, jak i niekierowanego. Do pierwszego rozwiązania nie byli jednak przekonani wojskowi decydenci, a drugie okazało się z wielu powodów trudne do szybkiego zrealizowania. Jedynym wyjściem było ograniczenie wymagań wobec czołgów ciężkich, czyli pogodzenie się z faktem, że tylko nieznacznie będą one górować nad najnowszymi czołgami średnimi. Dzięki temu można było koPoprzednik czołgu T-10 – czołg ciężki IS-3.
lejny raz sięgnąć do perspektywicznych konstrukcji z końca II wojny światowej i na ich bazie stworzyć nowy czołg, lepszy zarówno od IS-3, jak i IS-4. Czołgi obu tych typów były produkowane po zakończeniu wojny, pierwszy w latach 1945-46, drugi 1947-49 i zostały opisane w artykule zamieszczonym w „Wojsko i Technika Historia” nr 3/2019. IS-3 wyprodukowano około 2300 szt., a IS-4 tylko 244. Tymczasem pod koniec wojny Armia Czerwona dysponowała 5300 czołgów ciężkich i 2700 ciężkich dział samobieżnych. Przyczyny ograniczenia wielkości produkcji zarówno IS-3, jak i IS-4 były takie same – ani jeden, ani drugi nie spełniał oczekiwań. Dlatego w wyniku decyzji rządu z lutego 1949 r. przystąpiono do prac nad czołgiem, który miał łączyć w sobie zalety IS-3 oraz IS-4, a nie dziedziczył wad obu konstrukcji. Z pierwszego z wymienionych czołgów zamierzano przejąć konstrukcję kadłuba i wieży, z drugiego – większość elementów
MONOGRAFIA PANCERNA polecenie ministra obrony N. Bułganina przed końcem 1954 r. zbudowano jeszcze trzy takie czołgi. Następca Bułganina – marszałek Żukow polecił przeprowadzenie intensywnych prób. Od 5 maja do 18 czerwca 1955 r. na poligonie w Kubince pierwszy czołg przejechał 830 km i oddał 478 strzałów, drugi – odpowiednio 778 i 458, trzeci – 1144 i 567. Stwierdzono, że przy prowadzeniu ognia w ruchu z prędkością 20 km/h na odległość 1-1,5 km skupienie było 5,5 raza lepsze, niż w przypadku armat bez stabilizatora. Uzyskano 37% trafień w porównaniu z 6,7% bez stabilizatora. Stabilizator zapewniał prędkość zmiany kąta podniesienia armaty od 0,01 do 3°/s. Armaty zaopatrzono także w przedmuchiwacze. Poprawiono również napęd wieży – maksymalna prędkość jej obrotu wzrosła do 14°/s, a precyzję zwiększało zastosowanie mechanizmu kasowania luzów na pierścieniu wiodącym. Próby kontynuowano z przerwami do końca roku, wyniki uznano za jednoznacznie pozytywne. W ich wyniku 17 maja 1956 r. Rada Ministrów postanowi-
Prototypowy czołg ciężki Obiekt 265.
totyp został ukończony na przełomie stycznia i lutego 1956 r. Rada Ministrów decyzją nr 143-78 postanowiła 11 lutego 1957 r. przyjąć Obiekt 267 sp.2 na uzbrojenie Armii Radzieckiej jako T-10B. Ponieważ jednak produkcję uruchomiono w Czelabińsku, numer projektu zmieniono na Obiekt 733 (w niektórych dokumentach figuruje jako Obiekt 731B). Produkcję żyrostabilizatorów,
z reflektorem Ł-2 oraz nocny przyrząd obserwacyjny dowódcy czołgu TKN-1T z reflektorem na obudowie włazu. Do końca 1957 r. wyprodukowano 110 czołgów T-10B, ale ich stabilizatory zaczęły działać dopiero po kontroli i justowaniu, czego dokonano do sierpnia 1958 r. Później jednak pracowały kiepsko i często pojazdy w jednostkach liniowych były w praktyce pozbawione stabilizacji. Zapewne te problemy były jedną z przyczyn wstrzymania produkcji T-10B. Drugą była nadzieja na szybkie opracowanie kompleksowo zmodernizowanego T-10 o znacznie lepszych osiągach.
Obiekt 265
T-10M produkcji LKZ bez nocnych przyrządów obserwacyjno-celowniczych.
ła przyjąć na uzbrojenie zmodernizowany czołg jako T-10A (decyzja nr 649-378). W latach 1955-1956 wyprodukowano jednak tylko 50 takich czołgów (według innych źródeł – 140). Wozy miały także inne, mniej istotne udoskonalenia. W armacie zastosowano elektrospust, poprawiono działanie oporopowrotnika. Rozrusznik ST-700 zastąpiono nowszym ST-16M. Wzrost zapotrzebowania na energię elektryczną skompensowano zamieniając elektrogenerator G-731 o mocy 1,5 kW generatorem G-74 o mocy 3 kW. Kierowca otrzymał półżyrokompas GPK-48, zamontowany niemal na podłodze obok pedału gazu i nocny peryskop TWN-1. Ostatnie wozy otrzymały także radiostacje R-113 zamiast 10RT-26E i intercomy P-120 zamiast TPU-47-2.
T-10B
42
Latem 1955 r. konstruktorzy z Leningradu razem z pracownikami instytutu CNII-173 rozpoczęli prace nad stabilizatorem PUOT-2 Grom działającym w dwóch płaszczyznach i współpracującym z napędem elektrycznym TAEN-2. Naprowadzanie w azymucie z prędkością do 18°/s zapewniał silnik elektryczny MI-22M, a w elewacji – silnik MI-400. We wrześniu 1955 r. przygotowano komplet dokumentacji Obiektu 267 sp.2. Pro-
wzmacniaczy, celowników TPS-1 i TUP-21 uruchomiono w fabryce aparatury precyzyjnej w Krasnogorsku. Czołg otrzymał elektrogenerator G-5 o mocy 5 kW. Instalowano w nim także nowszą radiostację R-113 i intercom R-120. W dnie kadłuba zastosowano usztywniające przetłoczenia, a wsporniki wahaczy kół bieżnych zaczęto przyspawywać bezpośrednio do dna. Od lipca 1960 r. na T-10B zaczęto instalować nocny celownik TPN1-27-11 Łuna
Najważniejszym celem dalszej modernizacji T-10 było zwiększenie jego siły ognia dzięki zastosowaniu nowej armaty. Jeszcze w 1949 r. w biurze konstrukcyjnym artyleryjskiej fabryki nr 172 w Mołotowie (obecnie Perm) pod kierunkiem M. Cyrulnikowa rozpoczęto prace nad czołgową armatą M-62T kal. 122 mm. Przebijalność pancerza na dystansie 1000 m miała być wyższa od D-25T aż o 50% dzięki prędkości początkowej pocisku wynoszącej 950 m/s. 12 września 1951 r. inżynierom z LKZ zlecono opracowanie projektu czołgu z nową armatą, oznaczonego Obiekt 265. Pierwszy wóz miał być gotowy w kwietniu 1952 r., a trzy następne w marcu 1953 r. Inżynierem prowadzącym został A. Szniejdman. Wstępny projekt zaprezentowano już 20 grudnia 1951 r.
T-10M bez przeciwlotniczego karabinu maszynowego.
1
Leszek A. Wieliczko
Nakajima Ki-43 Hayabusa
Ki-43, w kodzie alianckim znany jako Oscar, był najliczniej produkowanym samolotem myśliwskim lotnictwa Cesarskiej Armii Japońskiej w całej jego historii. Został opracowany pod koniec lat 30. jako następca Ki-27. Wyróżniał się doskonałą zwrotnością, ale pod wieloma względami ustępował swoim przeciwnikom. Podjęte w trakcie produkcji próby poprawy osiągów i wzmocnienia uzbrojenia niewiele zmieniły, gdyż alianci też wprowadzili do służby nowe, lepsze typy myśliwców. Mimo swoich wad i słabości Ki-43 pozostał jednym z symboli lotnictwa Armii Japońskiej.
W
grudniu 1937 r., wraz z przyjęciem do uzbrojenia lotnictwa Cesarskiej Armii Japońskiej (Dai Nippon Teikoku Rikugun) myśliwca Ki-27 (Typ 97), Główne Biuro Lotnictwa Armii (Rikugun Kōkū
Honbu) zleciło firmie Nakajima rozpoczęcie prac przy projekcie jego następcy. Ki-27 był pierwszym wprowadzonym do służby w lotnictwie Armii wolnonośnym dolnopłatem o całkowicie metalowej konstrukcji z zakrytą
Drewniana makieta samolotu Ki-43 w naturalnej wielkości w Zakładzie nr 1 firmy Nakajima w Ōta w prefekturze Gunma, wiosna 1938 roku. Zwracają uwagę liczne ramy osłony kabiny, które zastosowano w pierwszym prototypie.
48
kabiną pilota. W nowym myśliwcu postanowiono zastosować kolejną nowinkę – chowane podwozie. Jeśli chodzi o osiągi, to Kōkū Honbu zażądało prędkości maksymalnej nie mniejszej niż 500 km/h na wysokości 4000 m, czasu wznoszenia na wysokość 5000 m poniżej 5 minut i promienia działania 300 km z rezerwą paliwa na 30 minut walki powietrznej lub 600 km bez rezerwy. Zwrotność nowego myśliwca miała być nie gorsza niż Ki-27. Uzbrojenie miały tworzyć dwa zsynchronizowane karabiny maszynowe Typ 89 (89-shiki) kal. 7,7 mm, umieszczone w kadłubie między silnikiem a kabiną pilota i strzelające przez krąg śmigła. Było to standardowe uzbrojenie myśliwców lotnictwa Armii od czasu jego powstania. Wkrótce w Kōkū Honbu zaczęto opracowywać założenia kolejnego programu rozwoju uzbrojenia lotniczego (Kōkū Heiki Kenkyū Hōshin), w którego ramach miała powstać nowa generacja samolotów myśliwskich, bombowych i rozpoznawczych, mających w ciągu kilku lat zastąpić maszyny właśnie wchodzące do służby. Postanowiono stworzyć dwie kategorie jednosilnikowych, jednomiejscowych myśliwców – lekki i ciężki. Nie chodziło o masę samolotów, lecz ich uzbrojenie. Lekki myśliwiec jednomiejscowy (kei tanza sentōki; w skrócie keisen), uzbrojony w dwa kaemy kal. 7,7 mm, miał służyć do walki z myśliwcami przeciwnika. W tym celu musiał charakteryzować się przede wszystkim znakomitą zwrotnością. Wysoka prędkość maksymalna i duży zasięg miały drugorzędne znaczenie. Ciężki myśliwiec jednomiejscowy (jū tanza sentōki; jūsen)
WOJNA NA MORZU
Tadeusz Kasperski
ORP Piorun w bitwie pod Jersey Dokładnie tydzień po rozpoczęciu operacji „Overlord” i lądowaniu aliantów w Normandii, a pięć dni po rozgromieniu zespołu niemieckich niszczycieli i torpedowców w bitwie pod Ushant, niszczyciele ORP Piorun i HMS Ashanti stoczyły zwycięską walkę w zatoce Saint-Malo, a starcie nazwano bitwą pod Jersey. Jest ona jedną z najchlubniejszych kart w historii Polskiej Marynarki Wojennej. Jednak wiele informacji na jej temat nadal podaje się niedokładnie, dlatego wymagają one uściślenia, prócz tego obecnie wiadomo o wiele więcej na temat samego starcia.
R 60
ozbicie zespołu niemieckich niszczycieli w bitwie pod Ushant (fr. Ouessant, zakończonej zatopieniem niszczycieli ZH 1 i Z 32, przez osiem niszczycieli alianckich, w tym OORP Błyskawica i Piorun) znacznie zmniejszyło zagrożenie ze strony dużych niemieckich jednostek nawodnych, które mogły atakować alianckie okręty i statki w kanale La Manche. Aktywne mogły być jeszcze niemieckie ścigacze i nieliczne ocalałe torpedowce, okręty podwodne, a także „żywe torpedy” (jednoosobowe pojazdy Neger, uzbrojone w podwieszoną torpedę).
Teraz to strona aliancka zamierzała przejść do ofensywy, starając się przechwytywać niemieckie konwoje i zespoły okrętów, przemieszczające się z zaopatrzeniem pomiędzy francuskimi portami nadal zajmowanymi przez Wehrmacht. Wykorzystywano rozszyfrowywane depesze Niemców o planowanych podobnych rejsach. Także w rejonie Roches Douvres (w zatoce Saint-Malo) spodziewano się pojawienia niemieckich jednostek, niewiadoma była tylko ich liczba i klasa, więc wysłanie w ten rejon silnie uzbrojonych niszczycieli alianckich nie było wcale przypadkowym posunięciem. Jednak działania na tym akwenie należały do wyjątkowo ryzykownych, ze względu na liczne niemieckie baterie nadbrzeżne ciężkiego kalibru, ulokowane zwłaszcza na wyspach Guernsey i Jersey. Dlatego do tego zadania należało wybrać okręty z bardzo doświadczonymi załogami i dowódcami o wyjątkowej odwadze. Wybór do tej operacji ORP Piorun nie powinien dziwić. Okręt zasłynął najbardziej ze swojej akcji przeciwko pancernikowi Bismarck 26 maja 1941 r. Działał przez długie wojenne lata skutecznie na Atlantyku, wodach arktycznych i na Morzu Śródziemnym, więc miał bardzo doświadczoną załogę. Dowodzący okrętem kmdr ppor. Tadeusz Gorazdowski był jednym z najlepszych w tym czasie oficerów PMW. Już 7 listopada 1939 r. uratował Błyskawicę przed trafieniem torpe-
dy zrzuconej w rejonie Dogger Bank przez samolot Heinkel He 115, osobiście obracając koło sterowe. W trakcie kolejnych lat wojny dowodził kolejno niszczycielem OF Ouragan (zwróconym dość szybko Francuzom ze względu na zły stan techniczny), później oddanym do służby w 1941 r. niszczycielem eskortowym ORP Krakowiak, w pierwszej połowie 1942 r. sprawował dowództwo na Błyskawicy. W czerwcu 1944 r. dowodził Piorunem i z racji starszeństwa objął dowództwo nad zespołem wyznaczonym do operacji w rejonie zatoki Saint-Malo. Piorun (eks HMS Nerissa, znak taktyczny G 65) był jednym z wybudowanych w brytyjskich stoczniach ośmiu nowoczesnych niszczycieli floty należących do typu N, o wyporności standardowej 1773 t (pełna wyporność 2384 t) i wymiarach 108,7 x 10,9 x 4,2 m. Był uzbrojony w 6 armat QF Mk XII kal. 120 mm na podwójnych podstawach CP Mk XIX (trzy dwudziałowe stanowiska artyleryjskie osłonięte maskami, kąt podniesienia luf -10/+40°), armatę plot. QF Mk V kal. 102 mm na podstawie HA Mk III (kąt podniesienia -5°/+80°), poczwórnie sprzężone działko automatyczne „pom-pom” Vickers Mk VII kal. 40 mm i 4 działka automatyczne Oerlikon kal. 20 mm. Dysponował również pięciorurową wyrzutnią torped kal. 533 mm (na podstawie PR Mk II), zrzutnią i dwoma miotaczami bomb głębinowych (z zapasem 42 bomb głębinowych typu D).
Jędrzej Korbal
Zamknąć górny pułap.
4
Polska ciężka artyleria przeciwlotnicza 1930-1939 Trwające od jesieni 1936 r. polskie starania dotyczące zakupu armat przeciwlotniczych kal. 75 mm zakończyły się fiaskiem. Stawiająca w swoich planach rozbudowy właśnie na ten kaliber armia francuska zdominowała swoimi zamówieniami możliwości wytwórcze stopniowo nacjonalizowanych zakładów. Wobec fiaska zakupu lżejszych armat produkowanych przez koncern Schneider, powszechnie występujących jako tzw. wzór 4, strona polska ukierunkowała swoje zakupowe zapatrywania na sprzęt cięższy, kalibru 90 mm. Zabieg ten był możliwy tylko dlatego, że przedmiotowy sprzęt nie przyciągał tak dużej uwagi wojskowych z Paryża. Był bowiem droższy i bardziej czasochłonny w wytwarzaniu niż uznane za w pełni wystarczające armaty 75-milimetrowe.
W
e wrześniu 1938 r. polska komisja bierze udział w długo oczekiwanych próbach z ciężką armatą przeciwlotniczą, obserwując zarówno pracę obsługi jak i zbierając informacje o samych charakterystykach armaty. Dodatnia opinia przywieziona do Warszawy oraz dalsze próby nacisku na stronę francuską zaowocowały podpisaniem w marcu 1939 r. umowy na dostawę dla WP partii 59 armat z terminem rozpoczęcia dostaw w czerwcu kolejnego roku.
Mr Driggs, czyli prolog
68
Stanowiący trzon wyposażenia polskich artylerzystów odpowiedzialnych za ochronę nieba między Wartą, a Zbruczem francuski sprzęt przeciwlotniczy pamiętał jeszcze dobrze czasy Wielkiej Wojny. Z biegiem lat status tego uzbrojenia odchodził od nowoczesności, ku wartościom przeciętnym, aby ostatecznie wejść w okres, kiedy nazwanie go przestarzałym nie było przesadnym nadużyciem. Chcąc uzupełnić, a w zasadzie odbudować, swój przeciwlotniczy potencjał II Rzeczpospolita rozpoczęła poszukiwanie nowego sprzętu mogącego zapewnić bezpieczeństwo przestrzeni powietrznej w jej granicach.
W nieco bardziej przyziemnej formie, wola modernizacji zaowocowała skierowaniem do Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej komisji mającej zbadać zagraniczny sprzęt przeciwlotniczy. Między 2, a 28 października 1928 r. polscy przedstawiciele pracowali więc za oceanem zgodnie z planem ustalonym wcześniej wspólnie z amerykańskim Ministerstwem Wojny. Wizytę podzielono na cztery etapy, a pierwszym z nich był udział w pokazowym strzelaniu przeciwlotniczym na poligonie doświadczalnym w Aberdeen, w stanie Maryland. To właśnie tam zorganizowano ćwiczenia z dziennego i nocnego prowadzenia ognia z karabinów maszynowych 7,62 i 12,7 mm oraz armat kal. 37 i 76,2 mm. Pod względem organizacyjnym oba strzelania prowadzono do rękawa o wymiarach 2x9 m holowanego na linie o długości 610 m z niewielką szybkością wynoszącą 144 km/godz. (40 m/s). Za wszelkie zmiany nastaw broni odpowiedzialny był aparat centralny wyprodukowany przez angielskiego Vickersa posiadający elektryczną instalację przekazywania danych do stanowisk armat. Do nocnego strzelania zaangażowano rów-
nież zespół reflektorów przeciwlotniczych, co stanowiło wyznacznik nowoczesności. Skuteczność ognia prowadzonego przez zespoły czterech karabinów maszynowych kalibru 7,62 i 12,7 mm na dystansie około 1,5 km była niewielka i zamykała się w przedziale 0,0-2,5%. Każdorazowe zużycie kilkuset pocisków nie oznaczało trafień – w ciągu dnia wynik był zerowy. Nieco niespodziewanie, dopiero strzelanie nocne stało się okazją do uzyskania jakiekolwiek trafień. Czterodziałowa bateria armat automatycznych kal. 37 mm oddała 129 wystrzałów osiągając cztery trafne, identyczny wynik uzyskano w dzień. Najciekawsze dla Polaków były jednak pokazy czterodziałowej baterii armat kal. 76,2 mm systemu Driggsa, prowadzącej ogień do celów na wysokości 2130 m oddalonych o 5500 m. Na 97 zużytych szrapneli odnotowano 10 trafień w lotki celu. Obliczenia dokonane na zasadzie obserwacji rozprysków z ziemi i płatowca doprowadziły do wniosku, że przy zastosowaniu granatów udałoby się otrzymać współczynnik strzałów celnych na poziomie 5%. W trakcie strzelań nocnych nie udało się uzyskać ani jednego trafienia, pomimo zużycia 62 naboi. Amerykańska armata przeciwlotnicza średniego kalibru posiadała umieszczoną z lewej strony łoża górnego jednonabojową nastawnicę dostosowaną do pocisków z zapalnikami talerzowymi i sprzęgniętą z odbiornikiem aparatu centralnego. Nastawianie urządzenia dla pocisków odbywało się automatycznie przez zgranie wskazówek odbiornika, a przez obrót korbą dokonywało się wprowadzenie właściwych parametrów zapalnika. Łoże dolne posiadało cztery długie duraluminiowe łapy składające się z dwóch części połączonych zawiasowo. Podstawa
Kamil Anduła
3. Armia Wojska Polskiego:
6 października – 15 listopada 1944 r. Dzieje Polskich Sił Zbrojnych na Wschodzie kojarzone są ze szlakiem bojowym 1. Armii WP od Warszawy, przez Wał Pomorski, Kołobrzeg do Berlina. Nieco w cieniu pozostają tragiczne zmagania 2. Armii WP pod Budziszynem. Natomiast krótki okres istnienia 3. Armii WP znany jest jedynie wąskiej grupie naukowców i pasjonatów. Niniejszy artykuł ma na celu nakreślić dzieje formowania tej zapomnianej armii i przypomnieć o koszmarnych warunkach w jakich musieli służyć polscy żołnierze powołani do wojska przez komunistyczne władze.
R
80
ok 1944 przyniósł wielkie klęski Wehrmachtu na froncie wschodnim. Stało się oczywiste, że zajęcie całego terytorium II Rzeczypospolitej przez Armię Czerwoną jest tylko kwestią czasu. Na mocy decyzji powziętych na konferencji w Teheranie, Polska miała zostać włączona do sowieckiej strefy wpływów. Oznaczało to utratę suwerenności na rzecz Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich (ZSRS). Legalny rząd Rzeczypospolitej Polskiej na uchodźstwie nie dysponował polityczną i militarną siłą zdolną odwrócić bieg wypadków. Równocześnie polscy komuniści w ZSRS skupieni wokół Edwarda Osóbki-Morawskiego i Wandy Wasilewskiej przystąpili do formowania Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego (PKWN) – marionetkowego rządu, który miał przejąć władzę w Polsce
i sprawować ją w interesie Józefa Stalina. Od 1943 r. komuniści konsekwentnie tworzyli formacje Wojska Polskiego, zwanego później „ludowym”, które walcząc w podporządkowaniu Armii Czerwonej miały w oczach światowej opinii legitymizować ich roszczenia do przywództwa w Polsce. Nie da się przecenić bohaterstwa polskich żołnierzy bijących się na froncie wschodnim, ale warto pamiętać, że od połowy 1944 r. wojna dla Niemiec była przegrana, a udział Polaków w zmaganiach wojennych nie był dla ich przebiegu czynnikiem decydującym. Utworzenie i rozbudowa Wojska Polskiego na Wschodzie miała znaczenie przede wszystkim polityczne. Oprócz wspomnianej legitymizacji na arenie międzynarodowej, wojsko wzmacniało prestiż nowej władzy w oczach społeczeństwa, jak również stanowiło użyteczne narządzie przymusu wobec organizacji niepodległościowych i zwykłych ludzi, którzy odważyli się przeciwstawiać sowietyzacji Polski. Gwałtowna rozbudowa Wojska Polskiego, która nastąpiła od połowy 1944 r. pod hasłami walki z faszystowskimi Niemcami, była także formą kontroli nad patriotycznie nastawionymi mężczyznami w wieku poborowym, po to, aby nie zasilali oni zbrojnego podziemia niepodległościowego. Trudno zatem postrzegać „ludowe” Wojsko Polskie jako nic innego jak tylko filar władzy komunistycznej w niesuwerennej Polsce.
Rozbudowa WP w drugiej połowie 1944 r.
Wkroczenie Armii Czerwonej na kresy wschodnie II Rzeczypospolitej umożliwiło
mobilizację w szeregi wojska Polaków zamieszkujących te ziemie. W lipcu 1944 r. Polskie Siły Zbrojne w ZSRS liczyły 113 592 żołnierzy, a na froncie wschodnim działania bojowe prowadziła 1. Armia Polska. Po przekroczeniu linii Bugu PKWN wystosował manifest polityczny do społeczeństwa polskiego ogłoszony z datą 22 lipca 1944 r. Jako miejsce ogłoszenia podano Chełm. W rzeczywistości dokument został podpisany i zatwierdzony przez Stalina w Moskwie dwa dni wcześniej. Manifest ukazał się w formie obwieszczenia wraz Gen. broni Michał Rola-Żymierski – główny orędownik powstania Frontu Polskiego.