3 minute read
Nikt nie jest kowalem swojego losu
Anna Godzińska
O niektórych wnioskach z lektury nowej książki Tomasza Stawiszyńskiego
Advertisement
Bezradność jest jednym z pierwszych słów, które kojarzą mi się z tematem przewodnim tego numeru „Refleksji” – klimatem, a raczej z ociepleniem klimatu, który prowadzi do nieuchronnej katastrofy. Od kilku lat jeszcze mocniej więc – i jako społeczeństwa, i jako jednostki – zastanawiamy się, co z tym fantem zrobić. W jaki sposób możemy uratować nie tylko planetę, ale przede wszystkim siebie i następne pokolenia? Napisano na ten temat mnóstwo stron, wygłoszono setki godzin wykładów, przeprowadzono niejedną rozmowę. I wszyscy to znamy, wszyscy słyszeliśmy. Ale wciąż… Wobec nadchodzącego końca czujemy albo wyparcie, albo bezradność.
Świetnie pokazała to ostatnio dyskusja, która przetoczyła się przez internet w związku z premierą filmu Nie patrz w górę w reżyserii Adama McKay’a. Jedni w opowieści o zabójczej komecie widzieli przewrotną komedię o współczesności, drudzy zaś metaforyczną narrację o nadejściu końca naszej cywilizacji. To oni właśnie dzielili się swoim strachem, niemocą, ale i niezgodą na to, co ostatecznie nas czeka. Współczesny świat nawet w kwestii katastrofy klimatycznej każe nam wziąć sprawy w swoje ręce: „To od ciebie zależy przyszłość!”. Segregujesz śmieci? Nie latasz samolotem? Do pracy jeździsz rowerem? Zrezygnowałeś/zrezygnowałaś z jedzenia mięsa? Brawo – możesz czuć, że wpływasz na przyszłość planety. Gorzej, jeśli wcale nie czujesz się lepiej, a wręcz przeciwnie – że twoje działania to mała kropla w oceanie potrzeb Ziemi.
102 WARTO PRZECZYTAĆ REFLEKSJE 2/2022
Filozof i eseista Tomasz Stawiszyński w swojej książce Ucieczka od bezradności ten koniec nazywa wprost: śmiercią. To jej tak naprawdę się boimy i to wobec niej oraz uczuć przez nią wzbudzanych czujemy się bezradni. Świetnie zostało to opisane na ostatnich stronach książki: „Doświadczenie, które pojawia się, kiedy czasami znienacka budzimy się w nocy (…). Dookoła zalega ciemność, a serce bije z prędkością karabinu maszynowego. (…) Samotność okazuje się w takich momentach nieskończona. Podobnie nieskończona jest przestrzeń, która rozciąga się dookoła i w której zawieszona jest nasza planeta oraz miliardy miliardów innych planet, kostropatych brył materii poruszających się wedle policzalnych, ale niezrozumiałych dla nikogo praw. Przestrzeń nieprzyjazna, ukształtowana nie na ludzką miarę, obojętna na ludzkie sprawy, obca” (s. 334). Bezradność tak bliska każdemu z nas, a jednocześnie doświadczenie, o którym nikt nie chce mówić głośno.
Współczesny lęk przed śmiercią – rozumianą zarówno jako koniec własnego życia, koniec życia planety, ale i koniec czegokolwiek – uruchamia ten sam mit o kowalu własnego losu. Wystarczy pozytywne nastawienie i odpowiednie wybory, a uda się wszystko. Z jednej strony w sprawie walki o klimat to zrzucanie odpowiedzialności na pojedynczego konsumenta jest bardzo widoczne – zamiast plastikowej butelki wybierz szklaną, nie kupuj nowych ubrań, do sklepu zabierz swoją torbę etc. Z drugiej strony jednak wszyscy jesteśmy i sprawcami, i ofiarami systemu, który to, co trudne do przeżycia, smutne, usuwa poza nasz wzrok. Stawiszyński pisze o tym, że nawet w czasach pandemii COVID-19 śmierć i żałoba są tabu. To dane statystyczne, nad którymi nikt się nie pochyla emocjonalnie.
Stawiszyński znakomicie wskazuje i rozbraja mechanizmy, które są dla nas ucieczką przed przemijaniem. Astrologia, teorie spiskowe, transhumanizm, „kultura cancelowania” – każde z nich ma nam pomóc z nieradzeniem sobie z końcem, z uczuciem smutku, urażenia, przykrości, porażki. Części poświęcone tym zagadnieniom napisane są z jednej strony z ogromnym zrozumieniem dla osób, które w nie wierzą/praktykują. Stawiszyński rozkłada je na części pierwsze, wskazując ich oszustwo, ułudę, w którą wierzymy. Trafnie zauważa, że świat, w którym żyjemy, jest pozbawiony zjawiska przemijania, bo wszystkie jego elementy usuwa się z przestrzeni. Tu nie ma też trudnych emocji: lęku, smutku, depresji – jeśli pojawia się choćby ich cień, natychmiast podsuwana jest cała armia specjalistów do pozbycia się problemu: lekarzy, terapeutów, coachów. Znakomitym, przywołanym przez Stawiszyńskiego przykładem jest zmiana z 2013 roku w piątej klasyfikacji DSM (Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders – klasyfikacja zaburzeń psychicznych Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego), według której doświadczenie żałoby ma trwać nie dłużej niż dwa tygodnie. Potem to już zaburzenie psychiczne.
Ucieczka od bezradności nie jest jednak esejem, który przynosi smutek, rozczarowanie i dekonstrukcję wszelkich mitów dających nadzieję. To raczej książka, która pozwala zatrzymać się na chwilę i przyjrzeć sobie, otaczającemu światu, innym. Przypomina także, że w tych szalonych i nieprzewidywalnych czasach, pełnych śmierci, chorób i przemocy, w których social media wypełnione są pięknymi i szczęśliwymi ludźmi, warto po prostu pozwolić sobie na złe samopoczucie, bezradność, smutek.
T. Stawiszyński, Ucieczka od bezradności, Kraków: Znak Literanova 2021, 362 s.
Anna Godzińska
Wieloletnia nauczycielka języka polskiego w szkole podstawowej. Prowadzi literackie spotkania autorskie. Kierowniczka ds. rozwoju i promocji w Zachodniopomorskim Centrum Doskonalenia Nauczycieli.