Skąd czerpać nadzieję w trudnych chwilach?
Lidia Czyż
wyjeżdżał na urlop, ciesząc się z odzyskanej „normalności”. My również – a nasza radość była szczególna, bo tych wakacji w ogóle mogło nie być… ***
Kiedy z początkiem sierpnia 2021 r. podczas urlopu szliśmy – a raczej przeciskaliśmy się w tłumie ludzi – po uroczej gdańskiej starówce, trudno było uwierzyć, że zaledwie cztery miesiące wcześniej to miejsce wyglądało jak wymarłe. W zasadzie niemalże cały świat był wtedy inny: miasta świeciły pustkami, uczniowie uczyli się zdalnie, w ten sposób pracował też każdy, kto miał taką możliwość. Nawet na zewnątrz trzeba było nosić maseczki, a szpitale przypominały niedostępne twierdze. W miejscach użyteczności publicznej obowiązywał ścisły limit osób przypadających na metr kwadratowy, więc choć był to okres Wielkiego Tygodnia, w świątecznych nabożeństwach w naszym kościele uczestniczyła tylko garstka osób – podczas gdy w latach wcześniejszych nie mieściliśmy się w jego murach. Lecz już w lipcu prawie wszyscy zapomnieliśmy o lockdownie, respiratorach i karetkach covidowych. Kto mógł,
12
„Wiesz, jak o tobie mówią? – spytała niedawno mojego męża koleżanka. – Współczesny Job”. Określenie bez wątpienia przesadzone, ale faktycznie seria chorób, jakie dotknęły Leszka, wydawała się wręcz nieprawdopodobna. Wszystko zaczęło się w październiku 2019 r. od infekcji z wysoką gorączką. Lekarz zlecił kilka badań, których wyniki sugerowały konieczność operacji urologicznej. Tuż po niej, w nocy Leszek stracił przytomność, uderzył w ramę metalowego łóżka i wieloodłamkowo złamał nos i uszkodził żebra. Do domu wrócił w fatalnym stanie – z cewnikiem, posiniaczony jak Gołota po walce. Spać mógł wyłącznie na siedząco. A kilka dni później, 11 grudnia, doznał udaru niedokrwiennego mózgu. Doszło do całkowitej afazji, co oznaczało, że Leszek nie potrafił mówić, czytać, pisać ani liczyć. Nie umiał nawet określić, jak się nazywa ani gdzie mieszka, a gdy pytałam o imiona naszych wnuków, nie pamiętał, że je w ogóle ma. Ksiądz, który nie potrafi złożyć zdania, czytać ani pisać?! To tak, jakby snajpera pozbawić dłoni! Miałam wrażenie, że to nie dzieje się naprawdę… „On ma dopiero pięćdziesiąt osiem lat, co będzie mógł teraz robić?” – przemykało mi przez myśl. Ale wbrew temu, co się działo, nie traciliśmy nadziei, którą dawała nam wiara, że Bóg o wszystkim wie i nad wszystkim czuwa. I wbrew wszystkim okolicznościom odczuwaliśmy niezwykły pokój wewnętrzny, który przewyższał nasze zrozumienie i który nie wypływał z nas, bo według specjalistów zarówno chory z udarem, jak i członkowie jego rodziny, często wpadają w depresję. To Najwyższy był naszą siłą i nadzieją, zgodnie z tym, co pisał król Dawid w Psalmie 23: Choćbym nawet
Rok XIV nr 4 (72) październik-listopad 2021