Biuletyn nr 1 Ambasady RP w Buenos Aires

Page 1

BIULETYN AMBASADY RP W BUENOS AIRES


wstęp

Jedz, módl się, kochaj

P

rzypominam tytuł tego filmu, kiedy myślę o poczuciu wspólnoty. Wartości kruchej, delikatnej, którą trudno się buduje, a którą łatwo stracić, zdezawuować. Warto zawsze poszukać odpowiedzi na pytania, co ją tworzy, co sprawia, że jest w niej ta niezwykła siła, dzięki której czujemy się dobrze razem. Kiedy nie gubimy tego co w nas indywidualne, a jednocześnie odnajdujemy się w grupie, wspólnocie, dzięki temu co nas wyróżnia, ale i łączy z innymi. Zawsze zaczynam wtedy od wartości ważnych dla wszystkich, jak wspólne doświadczenie, kultura, historia, wreszcie język. Czym dla nas są, jak na nas wpłynęły, co sprawiło, że jesteśmy dziś tacy, jacy jesteśmy. Potem zaczynam szukać dalej. Szczególnie tu, w Argentynie, tak daleko od Polski, w kraju o tak bogatej historii emigracji, w tym emigracji polskiej, która jak każde rozstanie zawsze zaczyna się od poczucia niepewności, tęsknoty, budowania własnej tożsamości na nowo. Rozmawiajmy o tym. O naszych oczekiwaniach i możliwościach. O tym, co możemy zrobić na rzecz wspólnoty i czego od niej chcemy. Zachęcam do tego bardzo mocno. Wpadnijcie do Kościoła Polskiego przy ulicy Mansilla, do Biblioteki Polskiej przy ulicy Borges, do Antosia na barszcz i pierogi. Może warto zaangażować się w pracę lokalnej organizacji polonijnej albo wymyślić coś samemu, czerpiąc z tego co polskie, z czego jesteśmy dumni. Każdy pretekst jest dobry. Ambasada RP w Buenos Aires zawsze była, jest i będzie dobrym duchem takich inicjatyw. Stajemy się lepsi i silniejsi również dzięki innym. Nie zapominajmy o tym.

Aleksandra Piątkowska

Ambasador RP w Argentynie, Urugwaju i Paragwaju

2.


spis treści

4.

Koń, czyli caballo — Julia Kempa

9.

Jejou — projekt multimedialny

10.

Nieprzemyślana decyzja — wywiad z Mariano Konopką

16.

Filmy końca świata — Natalia Napiórkowska

20.

Boże Ciało — Pablo de Vita

24.

Jesteśmy w mediach społecznościowych!

25.

Album rodzinny Michała Duszkiewicza

26.

Historia, alkowa i cmentarz Recoleta — Justyna Jop

28.

Galeria czasów kwarantanny — Sol Janik, Liliana Zengel

34.

Folklor… z tym że polski — Carolina Warpachowicz

39.

Ogłoszenia drobne

40.

Tango to rozmowa — Dorota Agata Strzyżewska

46.

Ogród Krzysztofa Pendereckiego

47.

Biznes po latynosku — Karolina Barmuta

50.

100x100 — 100 polskich miejsc w Buenos Aires

51.

Fotógrafo — Bolesław Senderowicz

Wydawca: Ambasada RP w Buenos Aires Zespół: Jacek Piątkowski (redaktor naczelny), Anna Stąpór (redakcja, tłumaczenia), Monika Ponc (tłumaczenia) Zdjęcie na okładce: Izabela Kamińska Kontakt: buenosaires.amb.sekretariat@msz.gov.pl Numer 1 (3)/2020 3.


pasja

KOŃ, CZYLI CABALLO JULIA KEMPA

C

zy można sobie wyobrazić historię Polski bez Kasztanki Piłsudskiego, wspomnienie szkolnej ławki bez „Naszej szkapy”, a mapę Polski bez Janowa Podlaskiego? Czym byłby Sarmata, ułan, husarz czy polskie wojsko bez konia? A bez nich Polska? To koń, nie orzeł, powinien widnieć w naszym herbie narodowym. To na koniu Polak walczył o swój kraj, tak jak argentyński gaucho na swoim kreolskim rumaku o niepodległość Argentyny. A czym byłaby pampa — największe pastwisko świata — bez gauchos i koni? Ciekawym byłoby policzyć, czy więcej koni występuje w „Panu Tadeuszu” czy w narodowej epopei

argentyńskiej „El Gaucho Martín Fierro”… Ale czy polski kawalerzysta znalazłaby wspólny język z gaucho? Koń jaki jest, każdy widzi To zdanie pochodzące z XVIII-wiecznej pierwszej encyklopedii polskiej może wzbudzać nasz uśmiech, ale niesie ze sobą też dowód, że koń w dawnej Polsce był tak wszechobecnym kompanem codzienności, parą zarówno do pracy, jak i bitwy na polu, towarzyszem ludzkiej doli i niedoli, że encyklopedysta nie widział potrzeby jakiegokolwiek objaśniania tego hasła. Przecież nawet

4.


AMBASADA RP W BUENOS AIRES

Rząd, czyli ekwipaż koński, w dawnej Polsce potrafił być bardzo ozdobny i wart drugie tyle, co koń.

Foto. Izabela Kamińska 5.


analfabeta, a może przede wszystkim on, stajenny chłop w szlacheckich stajniach, wiedział, jaki jest koń. Ta powszechna obecność konia w ubiegłych stuleciach pozostała do dziś może już tylko w polszczyźnie, w której roi się od wyrażeń z koniem. I z nich wyłania się wizerunek konia jako niezwykle cennego, a jednocześnie cenionego stworzenia. Darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda, gdyż już sam w sobie jest to tak drogi dar, że nie wypada sprawdzać, jak bardzo podarunek jest nadgryziony przez ząb czasu (to przez ocenę uzębienia sprawdza się wiek konia). Natomiast ofiarować komuś konia z rzędem, to obdarować go najwyższą nagrodą. Rząd, czyli ekwipaż koński, w dawnej Polsce potrafił być bardzo ozdobny i wart drugie tyle, co koń. Bogato i ozdobnie oprzyrządowany koń mógł należeć tylko do magnatów i zamożnej szlachty. Dziś te wszystkie strzemiona, siodła, czapraki i ogłowia, pozłacane, posrebrzane, inkrustowane, z aksamitami haftowanymi złotymi nićmi możemy już tylko podziwiać w muzeach jako eksponaty lub na obrazach dawnych mistrzów. Współczesny jeździec sportowy czy rekreacyjny może być równie zamożnie wyposażony, jednak od czasów „Pana Tadeusza” moda jeździecka ewoluowała na równi z modą z wybiegów, tak samo jak i pojęcie jazdy konnej. Na prawie całym Starym Kontynencie, wraz z rewolucją przemysłową, koń w Polsce z towarzysza codzienności, pracy w polu i bitew, stał się już tylko towarzyszem rekreacyjnym czy sportowym. Choć nadal niczym ułan wyruszający na wojnę, dosiadając swojego konia, współczesny jeździec wkłada na nogi oficerki. Po raz kolejny w polszczyźnie zachowana została historia, gdyż to właśnie na gruncie przedwojennych tradycji kawalerzystów wyrosło sportowe jeździectwo w Polsce.

Bombachas, alpargatas y polainas W przeciwieństwie do polskiego jeźdźca, współczesny argentyński gaucho niewiele różni się od swoich potomków sprzed stu lat: w tej samej beretce — nieodłącznym nakryciu głowy chroniącym przed słońcem, szerokich spodniach bombachas, espadrylach (alpargatas) i kolorowych, płóciennych czapsach (polainas), które sprawdzają się w upalnym klimacie północy kraju lub grubych, skórzanych butach w chłodniejszych rejonach. Zresztą każdy region Argentyny może się poszczycić swoim tradycyjnym strojem, typowymi wzorami wyszywanymi na ponczach i apaszkach. Każdy element stroju gauchos oraz rzędu końskiego jest w tej kulturze wykonany ręcznie: detale siodła, ostrogi, lassa, noże, krótki i zakończony dłuższym biczem bat (rebuenque), skórzane i posrebrzane pasy, specjalne ochraniacze na nogi i biodra, strzemiona, ogłowie końskie. W tej kulturze nic nie jest opatrzone metką Made in China. Tutaj dosiadając konia, naprawdę się dostaje przysłowiowego konia z rzędem z ręcznie wykonanymi zdobieniami w skórze, pięknie wykończonymi elementami metalowymi, miedzianymi czy nawet srebrnymi. A stare używane ogłowia zamiast do muzeów trafiają na pchle targi w poszukiwaniu nowych właścicieli. W Argentynie gospodarka w znacznej mierze opierająca się na konnej pracy przy wypasie bydła, sprawiła, że jeśli chodzi o konie, właściwie historia jest tu nadal współczesnością. Od momentu kiedy koń przywieziony przez hiszpańskich konkwistadorów zadomowił się na tych terenach i zaczął być używany przez ludność tubylczą, od czasu kiedy powstała kreolska rasa koni oraz niepodległa Argentyna,

6.


AMBASADA RP W BUENOS AIRES

niewiele się zmieniło. Gauchos na swoich koniach tak samo przeganiają bydło po pampie albo stada owiec w Patagonii czy Andach. Wierzchowiec vs. Criollo Argentyna jest dziewięć razy większa niż Polska. Przestrzeń i odległości zawsze wywierają ogromne wrażenie na przybyszach z małej i ciasnej Europy. To rozległa pampa i wolność definiują kulturę gauchos. Konie kreolskie (criollos), rasa powstała w Ameryce Południowej, to konie przystosowane do pracy przy bydle czy przepraw przez trudne tereny górskie. To jedna z najbardziej wytrzymałych ras koni na świecie. Nie bez powodu to w Argentynie odbywają się najtrudniejsze rajdy konne, których kryterium jest wytrzymałość: w 14 dni pokonuje się dystans 750 km. Konie criollos są bardzo odważne, ale też łagodne i łatwe w ułożeniu, a cały rok przebywając na pastwiskach, żyją — jak gauchos — w zgodzie z naturą. Konie skazane na spędzenie prawie całego życia w stajniach, jak to często się dzieje w Polsce i całej Europie, są w stanie przestraszyć się najmniejszego wróbla odfruwającego im spod kopyt. Oczywiście to naturalny odruch zwierzęcia, dla którego jedyną formą obrony przed drapieżnikiem jest ucieczka. Criollo zaalarmuje, jeśli wyczuje w bliskości drapieżnika, ale do innych odgłosów natury jest przyzwyczajony. W Polsce rasa koni huculskich jest pod wieloma względami najbardziej zbliżona do konia kre-

olskiego. Te niewielkie koniki górskie swoją nazwę wywodzą od Hucułów — górali ruskich, i tak jak criollos cały rok spędzają na pampie, tak hucuły na połoninach i tylko podczas bardzo ostrych zim znajdują schronienie w prymitywnych stajniach. Takie surowe warunki życia pod gołym niebem oraz częste długie wędrówki z obciążeniem jucznym wykształciły w nich zdrowie, odporność, niewybredność oraz zrównoważony charakter. Ze względu na wspomniane cechy, to właśnie hucuły w Polsce (szczególnie w Bieszczadach), a criollos w Argentynie są idealnymi przewodnikami turystów podczas kilkudniowych rajdów konnych, które stają się coraz bardziej popularną formą aktywnych wyjazdów. Nie tylko są najbezpieczniejszymi końmi do jazdy, ale też spokojne i dobrze ułożone wybaczają wiele błędów nawet niewprawionym jeźdźcom, a że są odporne i wytrzymałe, dostosują się do każdych warunków terenu oraz każdej pogody. I co najważniejsze: to na ich grzbiecie można dotrzeć do niedostępnych i bezludnych miejsc. Konie huculskie to jednak tylko mała część świata koni w Polsce, przede wszystkim to świat stajni rekreacyjnych oraz sportowych, małe regionalne zawody oraz zdobywające coraz większą popularność wielkie wydarzenia sportowe jak Cavaliada czy ciągle kultywowane święto św. Huberta, patrona jeźdźców i myśliwych. Jeździectwo ma też wiele twarzy w Argentynie, poza pampą jest jeszcze imponujący hipodrom w Bue7.


Foto. Izabela Kamińska

nos Aires, gdzie prawie codziennie odbywają się gonitwy, istnieją liczne kluby polo z najlepszymi graczami na świecie oraz stajnie prowadzone w duchu europejskim. Jednak w Argentynie to wszystko zaczęło się na argentyńskiej pampie, i wszędzie tam gdzie konie, kultura gaucho jest też obecna. A wraz z nią gitara i tradycyjne piosenki, wspólne asado i dzielenie się mate przy ognisku, a przede wszystkim szacunek i miłość do najwierniejszych kompanów tułaczki przez pampę i życie — koni. Ułan i gaucho Jeśli by się spotkali w jakimś wyimaginowanym świecie gdzieś w połowie drogi nad Atlantykiem, może by się dogadali. Jak głosi fragment jednego z ułańskich wierszy: Bo serce ułana, gdy położysz je na dłoń: Na pierwszym miejscu panna - przed panną, tylko…koń.

/Mój koń i moja kobieta pojechali do miasta Salta, niech wraca prędzej koń niż kobieta/ Mimo tego, że tak różni, jeden w mundurze, a drugi w bombachas i berecie, jeden popisywałaby się gauczowskim „rodeo”, czyli jineteadą, a drugi swoimi zdolnościami władania lancą, jeden zarzucałby lasso i boleadoras (rodzaj kulek na sznurku używanych do polowania), a drugi wymachiwałby szablą, to każdy mógłby się poszczycić niezwykłą znajomością swoich koni. Gaucho to nie tylko jeździec, ale także hodowca, weterynarz i kowal w jednym. Ułani też całymi dniami i nocami musieli doglądać swoich wierzchowców, swoich kompanów w bitwach na śmierć i życie. A wieczorami również przy ognisku nucili swoje piosenki. Dziś, kiedy wojny się skończyły, a czasy zmieniły, pozostali już tylko w tych pieśniach. A my, współcześni, przygodowi jeźdźcy możemy już tylko doceniać tę tak istotną część polskiej kultury oraz podziwiać bogaty i fascynujący świat gauchów, który przetrwał do dziś, a przede wszystkim nauczyć się od nich, że koń jaki jest, już nie każdy widzi.

Na co gaucho mógłby odpowiedzieć sławną frazą z poezji gauczowskiej: Mi caballo y mi mujer viajaron para Salta, el caballo que se vuelva, mi mujer que no me hace falta

Julia Kempa (na zdjęciach) — prowadzi Stajnię Chojnów pod Warszawą, ośrodek jeździecki z restauracją argentyńskopolską. Z zamiłowania podróżniczka, szczególnie chętnie podróżuje do krajów Ameryki Łacińskiej .

8.


AMBASADA RP W BUENOS AIRES

Z

JEJOU etknięcie dwóch kultur, polskiej i guaraní, do którego doszło w argentyńskiej prowincji Misiones, stało się pretekstem do realizacji projektu JEJOU/ENCUENTRO/SPOTKANIE.

Projekt JEJOU jest próbą opowiedzenia historii społecznej argentyńskiej prowincji Misiones. Począwszy od końca XIX wieku, wskutek masowej imigracji z Europy, w tym w znacznej mierze z Polski, pokojowo współistnieli tu przedstawiciele bardzo odległych kultur. Polscy emigranci zetknęli się wówczas z tradycjami ludności autochtonicznej Guaraní Mbyá, pierwszych mieszkańców Misiones. „Ten film i zdjęcia bardzo dużo dla mnie znaczą. Pomogły mi odkryć inne perspektywy i odnaleźć siebie samego w wielu kontekstach. Doświadczenie filmowania i fotografowania społeczności El Chapá było bardzo wzbogacające. Dużo się od nich nauczyliśmy i myślę, że zawsze mamy więcej do nauczenia się od ludów rdzennych niż one od nas”, mówi Mauricio Holc, reżyser filmu i autor zdjęć. Po premierze filmu krótkometrażowego JEJOU i organizacji wystawy fotograficznej, kolejnymi etapami w realizacji projektu był druk albumu ze zdjęciami z filmu i kalendarza na rok 2020. Projekt został zrealizowany przez Stowarzyszenie Polskie w Oberá oraz wspólnotę Guaraní Mbyá El Chapá z prowincji Misiones, pod auspicjami Ambasady RP w Buenos Aires. Jego pomysłodawcami byli Konsul RP w Argentynie Michał Świetlik i Maja Tyborska. Za stronę artystyczną odpowiadał Mauricio Holc (film nakręcił wspólnie z Gabrielem Enriquezem i Virginią Forster). Wsparcia historycznego udzielił José Skowron, a za koordynację projektu i redakcję materiałów odpowiadała Anna Stąpór. 9.


wywiad

N

10.


AMBASADA RP W BUENOS AIRES

NIEPRZEMYŚLANA DECYZJA „Kiedy byłem mały, Polska nie była obecna w moim życiu. Dziś w Polsce czuję się szczęśliwy” – rozmowa z Mariano Konopką, Argentyńczykiem polskiego pochodzenia, który wyemigrował do Polski.

11.


K

im właściwie się czujesz? Polakiem, Argentyńczykiem? Czy zastanawiasz się nad tym?

Myślę o tym, szczególnie kiedy pytają mnie, komu będę kibicować, gdyby odbył się mecz piłki nożnej Polska-Argentyna. Zawsze wtedy odpowiadam, że jestem w 100% Argentyńczykiem i w 100% Polakiem. Nie wyobrażam sobie innej odpowiedzi. Nie wyobrażam sobie, jak mógłbym podzielić swoją narodowość. Gdy byłeś mały, dorastałeś w Argentynie, czym dla Ciebie była Polska? Czy myślałeś o niej? Z czym Ci się kojarzyła? Kiedy byłem dzieckiem, Polska nie była zbytnio obecna w moim życiu. To normalne, gdyż większość rodzin w Argentynie, tak jak w moim przypadku, to rodziny mieszane. W domu nie mówiliśmy po polsku. Chociaż w domu babci faktycznie trochę tej Polski było. Wtedy Polska kojarzyła mi się z gulaszem przyrządzanym przez babcię i z językiem, ponieważ babcia rozmawiała z moim tatą po polsku. Czasami oglądaliśmy stare zdjęcia albo ukradkiem słuchaliśmy, jak babcia śpiewała po cichu piosenki ze swojego dzieciństwa. Dopiero jak miałem 12 lat, zacząłem się Polską interesować i samodzielnie uczyć się języka polskiego. Kiedy po raz pierwszy odwiedziłeś Polskę? Dlaczego? Jakie były Twoje pierwsze wrażenia? Co wtedy czułeś? Pierwszy raz byłem w Polsce w 2007 roku, gdy miałem 21 lat. Dzięki projektowi polonijnego klubu piłkarskiego Polonia FC miałem okazję poznać kraj moich dziadków, robiąc to, co bardzo lubię, czyli grając w piłkę nożną. Polska zrobiła na mnie niesamowite wrażenie, zresztą tak jak na reszcie chłopaków. Pierwsze co nas pozytywnie zaskoczyło, to niezwykła uprzejmość Polaków wobec obcokrajowców odwiedzających ich kraj. Kiedy po raz pierwszy pomyślałeś, żeby wyjechać z Argentyny i „wrócić” do Polski? Właśnie wtedy, kiedy byłem w Polsce pierwszy raz. To były tylko trzy tygodnie, ale udało mi się trochę zwiedzić Polskę i poznać część mojej rodziny. Mogłem również poćwiczyć język. Od razu jednak pomyślałem, że te trzy tygodnie to trochę za mało. Czy była to łatwa decyzja? Tak, jak każda nieprzemyślana decyzja (śmiech). Uważam, że w przypadku podejmowaniu takich poważnych kroków życiowych im więcej się myśli i analizuje, tym trudniej jest się zdecydować. W związku z tym.

postanowiłem działać. Zacząłem szukać możliwości powrotu do Polski, zbierałem potrzebne dokumenty i bardzo chciałem polecieć jeszcze raz. Jeszcze przed ostateczną przeprowadzką, w roku 2008, znów znalazłem się w Polsce, tym razem na kursie języka polskiego. W tamtym czasie moje wysiłki bardzo wspierała Ambasada RP w Buenos Aires, Stowarzyszenie Wspólnota Polska, Narodowa Agencja Wymiany Akademickiej oraz inne organizacje polonijne i przedstawiciele Polonii w Argentynie. Jak potoczyły się Twoje losy w Polsce? Pierwotnie chciałem studiować inżynierię produkcji na Politechnice Krakowskiej. Przed rozpoczęciem studiów musiałem zrobić roczny, intensywny kurs języka polskiego. Jednak w trakcie nauki języka pojawiła się niespodziewanie możliwość studiowania na kierunku lotnictwo i kosmonautyka na Politechnice Rzeszowskiej. Spełniając dodatkowe wymagania, mogłem kontynuować studia po trzecim semestrze na specjalności pilotażu. Nie było to łatwe, ponieważ większość studentów chciała pójść na pilotaż, na którym było miejsce tylko dla 15 najlepszych. O zakwalifikowaniu decydowała średnia ocen, znajomość języka angielskiego, testy psychotechniczne i doświadczenie lotnicze. Udało mi się i po kilku latach treningu lotniczego w Polsce znalazłem pracę w Polskich Liniach Lotniczych LOT. Tęsknisz za czymś, co zostało w Argentynie? Tęsknię za spędzaniem czasu z najbliższymi, za rodziną i przyjaciółmi. Tego nie można zastąpić w innym miejscu. Tęsknię za chodzeniem na stadion i kibicowaniem mojemu klubowi. W Warszawie mieszkam bardzo blisko stadionu Legii, ale to jednak nie to samo (śmiech). Tęsknię za asado, za moimi kolegami. Jak nauczyłeś się języka polskiego? Co sprawiło Ci największą trudność? Uważam, że polskiego nauczyłem się dość szybko. To trudny język, ale wszystko zależy od determinacji i celu, jaki chce się osiągnąć. Jeśli spędzasz czas tylko z Latynosami, możesz mieszkać w Polsce nawet 10 lat i nigdy nie nauczyć się mówić po polsku. Począwszy od mojego drugiego roku pobytu w Polsce i rozpoczęciu studiów w Rzeszowie, miałem kontakt praktycznie tylko z Polakami. Do tego dochodziły studia w języku polskim. Musiałem po prostu się nauczyć języka, nie miałem wyjścia. Największe trudności mam dziś z wymową. Istnieją w języku polskim niektóre głoski, których nie potrafię wymówić. Żeby tak się stało, musiałbym mocno ćwiczyć swoje struny głosowe. Dla osób, dla których język hiszpański jest językiem ojczy12.


AMBASADA RP W BUENOS AIRES

„Postanowiłem działać. Zacząłem szukać możliwości powrotu do Polski, zbierałem potrzebne dokumenty i bardzo chciałem polecieć jeszcze raz.”

13.


stym, to nie jest łatwe. Oczywiście z gramatyką również nie jest perfekcyjnie, ale każdy wie, że to bardzo trudna sprawa i nie przejmuję się tym za bardzo. Język polski pod kilkoma względami jest prosty. Ma niewielką liczbę czasów, nie istnieje w nim forma subjuntivo, nie ma tylu różnych akcentów i dialektów co w hiszpańskim. Bardzo ciekawym dla mnie doświadczeniem było pisanie pracy magisterskiej po polsku. Najpierw układałem sobie w głowie tekst po hiszpańsku, ale później na papierze okazywało się, że wymyślone przeze mnie zdania, po polsku są strasznie długie i tracą sens. Każde zdanie musiałem podzielić na dwie albo trzy krótsze frazy. Hiszpański jest bardzo bogatym i złożonym językiem. Po polsku pisze się inaczej. Jak odnalazłeś się w Polsce, jak się zaadaptowałeś? Co okazało się proste, a co skomplikowane? Dla mnie adaptacja była prosta. Na pewno pomógł fakt, że od pierwszego dnia pobytu w Polsce miałem co robić. Na szczęście podczas tych 11 lat, od kiedy przyjechałem nie miałem żadnego „martwego punktu”. Kiedy nie ma się jakiegoś konkretnego celu do osiągnięcia, pojawiają się wątpliwości. Poza tym od kiedy jestem w Polsce, uważam, że to najbardziej latynoski kraj spośród tych nielatynoskich. Ludzie lubią się tu

spotykać, są pomocni i przyjaźni. Czym dla Ciebie jest piłka nożna? Czym piłka jest dla Argentyńczyków? Któremu klubowi kibicujesz w Argentynie? Piłka nożna jest bardzo ważną częścią mojego życia. Zawsze powtarzam, że mam trzy pasje, lotnictwo, sport i Polskę. W dzieciństwie mieszkałem bardzo blisko osiedlowego klubu sportowego Club Ferro Carril Oeste. Spędzałem tam sporo czasu i próbowałem swoich sił w wielu dyscyplinach, grałem w piłkę nożną, siatkówkę, tenisa i koszykówkę. Pamiętam, że jak wracałem ze szkoły, zawsze brałem piłkę pod pachę i chodziłem do klubu z mamą, a z tatą na mecze. W końcu wybrałem futsal, halową piłkę nożną. Broniłem barw klubu mojego osiedla przez kilka lat. Zresztą do dzisiaj mu kibicuję. Teraz w Polsce znowu mam szczęście, bo mieszkam bardzo blisko stadionu Legii Warszawa, która również ma te same barwy klubowe co Ferro. Legia to super klub, który ma znakomitą infrastrukturę, kadrę itd. Już analizuję możliwości zapisania mojej córki do szkółki piłki nożnej. Jednak w Legii brakuję mi trochę życia klubowego, możliwości spędzania w nim czasu, zrobienia asado en el quincho del club (grilla na terenie klubu – dop. red.). Po kilku latach trenowania, zrezy14.


AMBASADA RP W BUENOS AIRES

gnowałem z piłki na rzecz przygotowania się do egzaminów do Fuerza A érea A rgentina Escuela de A viación Militar (Powietrzne Siły Lotnicze Argentyny – Szkoła Lotnictwa Wojskowego – dop. red.). Ale tak właśnie jest z pasją, że nawet kiedy zrezygnowałem z piłki, później sama do mnie wróciła. Kiedy dowiedziałem się, że powstanie w Argentynie polonijny klub piłkarski Polonia Futbol Club, od razu zacząłem w nim grać. Ulubieni piłkarze? W Argentynie? W Polsce? Mój ulubiony argentyński piłkarz to Claudio López, który jest już na sportowej emeryturze. Ja zawsze grałem na pozycji napastnika, jednak kiedy dołączyłem do Polonii FC, zacząłem grać jako prawy obrońca. W tym klubie odnalazłem dwie z moich pasji, piłkę nożną i Polskę. W Polsce bez wątpienia najlepszy jest Robert Lewandowski. To zawodnik z najwyższej półki, nie ma takiego drugiego. Jednak szczerze przyznam, że oglądam bardzo mało meczów piłkarskich. Jestem fanatykiem piłki, ale grania, a nie oglądania. Daleko mi pod tym względem do stereotypu argentyńskiego kibica, który jest tak rozpowszechniony na świecie. Dzięki piłce nożnej udało nam się stworzyć w

Warszawie świetną grupę przyjaciół wśród Argentyńczyków. Kilku z nas mieszkało w Polsce od lat, ale nie znaliśmy się. Od chwili, kiedy ktoś zapytał na Facebooku, czy chcielibyśmy zagrać w piłkę, zaczęliśmy się bliżej poznawać. Dzisiaj gramy w jednej lidze i spotykamy się często na asado. Czy założyłeś rodzinę w Polsce? Tak, mam żonę Polkę i 4-letnią córkę, która jest Polko-Argentynką. Co teraz robisz w Polsce? Jakie masz plany zawodowe? Cały czas pracuję jako pilot w Polskich Liniach Lotniczych LOT. Chcę być coraz lepszym pilotem, to wymaga ogromu nauki i nieustannego zdobywania doświadczenia. Czy jesteś w Polsce szczęśliwy? Tak.

Rozmawiał Jacek Piątkowski

15.


kino

FILMY KOŃCA ŚWIATA NATALIA NAPIÓRKOWSKA

C

hoć pandemia zamroziła cały filmowy świat, zamknięto kina, zawieszono plany filmowe, odwołano premiery i festiwale, część inicjatyw przeniosła się do wirtualnej rzeczywistości. Dzięki platformom streamingowym i popularnym stronom, takim jak Vimeo czy YouTube, kino przeniosło się do Internetu. Wiele festiwali filmowych testowało na bieżąco nową formę egzystencji, organizację projekcji i spotkań z widzami przez Zooma. Powstały nowe, zaskakujące inicjatywy, jak zrzeszający największych graczy festiwal W e Are One Global Film Festival czy festiwal filmów krótkometrażowych My Darling Quarantine. Niektóre wydarzenia jak Cannes czy BAFICI zostały przełożone na przyszły, miejmy nadzieję lepszy, rok. Jak na razie nic nie wskazuje na to, że w najbliższej przyszłości będzie można pójść do kina, warto więc kino zaprosić do domu i zorganizować je na własną rękę.

Pandemiczne inicjatywy Gorąco polecam wykorzystać okazję i obejrzeć filmy, które zazwyczaj nie znajdują się na platformach streamingowych i tylko dzięki uprzejmości twórców i dystrybutorów możemy sobie nimi trochę osłodzić ten mało optymistyczny czas. Wiele instytutów filmowych, stowarzyszeń oraz twórców zdecydowało się na opublikowanie swoich filmów w Internecie. Za drobną opłatą lub – w większości – za darmo, można nadrobić zaległości i odkryć nowe filmowe światy. Warto zajrzeć na stronę Colectivo de Cineastas, gdzie w związku z pandemią, dostępny jest katalog ponad czterdziestu filmów dokumentalnych i dramatycznych, wśród których znajdują się perełki, takie jak „¿Quién mató a Mariano Ferreyra?” (reż. Alejandro Rath i Julián Morcillo) ̶ interesujący eksperyment z Martínem Caparrosem w roli głównej czy „Carne propia” (reż. Alberto Romero), w której historia Argentyny, Peróna

16.


AMBASADA RP W BUENOS AIRES

17.


i pewnego zakładu przetwórstwa mięsnego łączą się w jedność. DOCA – stowarzyszenie twórców filmów dokumentalnych – udostępniło wybrane zasoby swojej filmoteki. Katalog ma czterdzieści stron i wypełniony jest po brzegi samymi filmowymi perełkami. To także jedna z niewielu okazji, żeby zobaczyć filmy z początku lat 90. oraz prześledzić historię argentyńskiego kina dokumentalnego. Kolejną stroną, którą warto mieć na uwadze, jest wirtualne kino stowarzyszenia La A sociación de Directorxs de Cine PCI Puentes de Cine. W trzech wirtualnych salach – jak w realnym kinie – wyświetlane są argentyńskie produkcje, które pokazywane były na największych międzynarodowych festiwalach, najnowsze premiery oraz alternatywne projekty. Aby „wejść do kina” należy zarejestrować się i zakupić bilet przez Internet. Raz na jakiś czas odbywają się też darmowe projekcje specjalne z udziałem twórców. Jak to w kinie bywa, lista filmów zmienia się regularnie! Nie tylko Netflix Podobno, aby zobaczyć wszystkie filmy dostępne na amerykańskim Netflixie, należałoby poświęcić na to cztery lata. Dostęp do filmów i seriali w Argentynie jest co prawda nieco mniejszy, ale bądźmy szczerzy – nawet dotychczasowe trzy miesiące kwarantanny nie wystarczą, żeby zobaczyć wszystkie napisy końcowe dostępne na platformie. W natłoku dostępnych tytułów z pewnością warto zwrócić uwagę na dwa polskie seriale – „Rojst” (reż. Jan Holoubek) z Dawidem Ogrodnikiem i Andrzejem Sewerynem w rolach głównych oraz „W głębi lasu” (reż. Leszek Dawid i Bartosz Konopka). Można też nadrobić kilka nagradzanych argentyńskich produkcji, jak na przykład „XXY” (reż. Lucia Puenzo), „El ciudadano ilustre” (reż. Gastón Duprat i Mariano Cohn) i „La antena” (reż. Esteban Sapira). Poza popularnymi platformami komercyjnymi, dobrze mieć na oku jeszcze kilka innych serwisów filmowych. Chyba najlepszym miejscem na poznanie kina argentyńskiego jest platforma argentyńskiego Instytutu Filmowego INCAA. Cine.ar to nie tylko kanał telewizyjny, ale także strona internetowa, na której znajdziemy bogaty katalog filmów, od premier po klasyki. Znakomita większość udostępniona jest za darmo, premiery i najnowsze filmy dostępne są po zakupie wirtualnego biletu za 30 pesos.

Kolejną dobrą inicjatywą jest Retina Latina, platforma, której celem jest promowanie latynoamerykańskiej kinematografii. Co prawda do tej pory nie ma na niej argentyńskich produkcji, warto jednak zaglądać tam regularnie, aby mieć panoramę tego, co dzieje się w świecie filmowym w regionie. Uwaga, niektóre filmy pokazywane są tylko przez określony czas. Nowe formy oglądania Wiele festiwali przeniosło się do Internetu, co paradoksalnie pozwala nam uczestniczyć w wydarzeniach w odległych zakątkach świata i zapoznać się z wyborami zagranicznych kuratorów. Niektóre z nich organizują także wirtualne spotkania z twórcami, warsztaty, a nawet spotkania branżowe. Dobrym pomysłem jest także zerknięcie na strony różnych instytutów filmowych, organizacji oraz fundacji. Co więcej, wielu reżyserów oraz producentów publikuje w swoich mediach społecznościowych informacje, gdzie aktualnie można zobaczyć ich filmy podczas pandemicznej rzeczywistości. A gdy już bardzo zatęsknimy za wyjściem do kina ze znajomymi, można ściągnąć jedną z dostępnych za darmo aplikacji do wspólnego oglądania filmów z przyjaciółmi przez Internet. Za pomocą wtyczki w przeglądarce można „na żywo” oglądać filmy i jednocześnie widzieć się przez kamerkę oraz wymieniać się opiniami. Ta opcja może być szczególnie pomocna przy oglądaniu horrorów oraz filmów kryminalnych. Jak wybrać film i nie zwariować? Od razu powiem, że nie do końca wiem. Z pewnością warto w pierwszej kolejności obejrzeć te produkcje, które są dostępne tylko przez określony czas. Dzięki temu można odkryć nowych twórców, zagraniczne filmografie i poszerzyć horyzonty audiowizualne. Zostańmy jeszcze w domach. Wspierajmy kino. Oglądajmy filmy. Natalia Napiórkowska (na zdjęciu) — posiada wykształcenie eklektyczne. Drogi życiowe zaprowadziły ją do pracy przy produkcji audiowizualnej i organizacji festiwali filmowych. Od ponad dwóch lat mieszka w Buenos Aires. 18.


AMBASADA RP W BUENOS AIRES

19.


kino

Boże Ciało recenzja filmu PABLO DE VITA

P

odczas ostatniej ceremonii rozdania

niósł go na wyżyny współczesnego kina polskiego.

nagród Oscara o statuetkę ubiegał

W jakimkolwiek innym kraju historia chłopaka, który

się ponownie film produkcji pol-

po odsiadce w poprawczaku, uzurpuje sobie rolę dostoj-

skiej

kategorii

nika Kościoła Katolickiego, przywracając zaintereso-

wcześniej znanej jako Najlepszy

wanie religią wśród wiernych, nie byłaby przedmiotem

film zagraniczny, a obecnie przemianowanej na Najlep-

kontrowersji, ale rzecz dzieje się w kraju gdzie trady-

szy film międzynarodowy. Tak więc kino polskie wzięło

cyjne wartości, są ̶ według danych z Narodowego Spi-

udział w rywalizacji po raz kolejny, od kiedy Roman

su Powszechnego Ludności przeprowadzonego przez

Polański w 1964 roku po raz pierwszy zdobył wyróż-

Główny Urząd Statystyczny w 2015 roku ̶ reprezenta-

nienie za „Nóż w wodzie”. Jednak musiało minąć pół

tywne dla 92.9% populacji. Ale, tak jak w przypadku

wieku, żeby złota figurka poleciała do Warszawy jako

„Idy” Pawlikowskiego, jedynie powierzchowna inter-

nagroda dla Pawła Pawlikowskiego za film „Ida”. Po

pretacja może wzbudzać kontrowersje (i nie mam na

tym sukcesie Pawlikowski ponownie został nominowa-

myśli walorów artystycznych), gdyż Komasa prowoku-

ny za „Zimną Wojnę”, a w 2020 roku do grona nomino-

je do głębokiej refleksji na temat wiary, znaczenia po-

wanych dołączyło kolejne cudowne dziecko kina pol-

czucia żalu i prawdziwej istoty przebaczenia, czyli fun-

skiego: Jan Komasa i jego „Boże ciało”. Co więcej,

damentów tradycji judeochrześcijańskiej.

nominowany

w

kilka tygodni wcześniej został zaproszony do wzięcia udziału w ceremonii jako jedna z 819 osobistości z całego świata. Przyzwyczajony do wywoływania polemik Komasa dostąpił zaszczytu dołączenia do tego grona enfants terribles kina za sprawą filmu „Sala Samobójców” o zaskakująco rewelacyjnej narracji, nieukrywającej jego buntowniczej duszy i niebanalnej osobowości.

Dlaczego film nosi tytuł „Boże ciało”? Zgodnie z katechizmem, Eucharystia symbolizuje znak jedności, w której przyjęcie ciała Chrystusa wypełnia duszę łaską. Ale czy można przyjąć komunię świętą z rąk fałszywego księdza, a do tego przestępcy? Komasa ukazuje ciekawą rozbieżność, gdyż w odróżnieniu od „Nie jesteśmy aniołami”, czyli „We're no Angels” Neila Jordana (remake’u filmu Michaela Curtiza z 1955 i powtó-

Te same cechy, choć w bardziej wyrafinowa-

rzonego w 2013 roku w indyjskiej wersji zatytułowanej

nym stylu, reprezentuje „Boże ciało”, film, który wy-

„Romans”), gdzie dwaj skazańcy uciekają z więzienia 20.


AMBASADA RP W BUENOS AIRES

21.


i za sprawą przebrania mylnie wzięci są za księży,

bohatera i jego postępującą przemianę, która stawia wi-

w filmie Komasy Daniel, główny bohater, w zakładzie

dza w niewygodnej sytuacji odczuwania empatii, a zara-

poprawczym przechodzi proces nawrócenia i pragnie

zem potrzeby zdemaskowania jego fałszywej kreacji,

zostać duchownym. Prawo tego zabrania, ale on nie

będącej częścią prawdziwej historii opisanej przez Ma-

udaje miłości do Boga, a jedynie przynależność do Ko-

teusza Pacewicza, scenarzystę filmu, w Gazecie Wybor-

ścioła.

czej. Ta potrzeba sprawiedliwości wywołuje u widza Pojawienie się młodego “księdza” w miastecz-

ku ̶ pogrążonym w nieprzepracowanej tragedii zbiorowej ̶ i jego zachowania prowadzą do zmiany w niejednoznacznym postrzeganiu granic reprezentacji i przeżywania kultu religijnego będącego nieoficjalnym i niedookreślonym czynnikiem władzy. Inspiruje on także do refleksji nad tym, czy reli-

również niezrozumiałe poczucie potępienia osoby, która wykracza poza utartą rolę społeczną, ale także dzięki złożoności tematyki „Bożego Ciała” zmusza w końcu do zastanowienia się, dlaczego relacja pomiędzy prowincjonalną społecznością a Kościołem nie jest taka, jak powinna, w sytuacji gdy sama wspólnota duchowna zamiata własne konflikty pod dywan. Czy można dochodzić prawdy poprzez

gijność przeżywa się jako

kłamstwo? W zaskakują-

autentyczne oddanie tej Eucharystii,

cy sposób Komasa sytuu-

czy jedynie

je widza pośród miesz-

uznaje się za kontynuację

kańców miasteczka, sta-

dawnych rytuałów spo-

wiając mu za punkt wyj-

łecznych w dużym stopniu spetryfikowanych

ścia dla refleksji ten sam

przez

problem etyczny i tę samą

czas. Co więcej, Daniel

istotę wybaczenia.

(przedstawiający się jako

wiele pytań jak na obecne

ojciec Tomasz), oczywiście, nie posiada wykształcenia kapłańskiego i wynikające z tego niemałe trudności pokonuje za pomocą Google’a oraz charyzmy, która może być mylnie brana za populizm. Film stawia pytanie, czy Daniel jest tylko mitomanem czerpiącym przyjemność z manipulowania i wykorzystywanej przez siebie względnie sprawowanej władzy, czy też spirala kłamstw ma na celu jedynie pod-

Zbyt

czasy, które wydają się nie dopuszczać do istnienia tylu refleksji, preferując raczej jednoznaczne postawy aprobaty lub potępienia. Jak każda produkcja o tematyce związanej z duchowością, których kino polskie może poszczycić się chlubną kolekcją, „Boże Ciało” ilustruje konflikt ze strukturami społecznymi, ale nie z życiem w wierze, które upoważnia Boga do apostołowania.

trzymanie jego pozycji, która choć według zasad wiary ̶ jaką reprezentuje ̶ jest obłudna, z duszpasterskiego punktu widzenia służy cierpiącym. Przedstawiać całokształt Kościoła Katolickiego wzdłuż tej osi konceptualnej byłoby tak pochopne, jak ignorowanie słusznych krytyk odnoszących się do niewątpliwego chylenia się ku upadkowi, jakie przeżywa w wielu społecznościach na świecie. Bartosz Bielenia (aktor grający rolę Daniela) bardzo zgrabnie przedstawia brak koherencji moralnej

Pablo De Vita (na zdjęciu) — krytyk filmowy argentyńskiego dziennika La Nación. Jest członkiem Rady Redakcyjnej czasopisma katolickiego Criterio i Stałym Członkiem Argentyńskiej Akademii Sztuki i Nauk o Komunikacji Społecznej. Autor książki „Diálogos con el cine polaco” („Dialogi z kinem polskim”) wydanej pod auspicjami Ambasady Polskiej w Buenos Aires. Został odznaczony medalem im. Jana Masaryka przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych Republiki Czeskiej, a także otrzymał nagrodę od Ambasady Włoch dla Najlepszego Dziennikarza Kulturalnego.

22.


AMBASADA RP W BUENOS AIRES

23.


media społecznościowe

Na zdjęciu uczniowie języka polskiego w Buenos Aires tuż po tym jak zmierzyli się z trudną lekturą „Lokomotywy” Juliana Tuwima. Ich sukces można podziwiać na naszym kanale YouTube.

J

ako Ambasada RP w Buenos Aires korzystamy z wielu mediów społecznościowych. Jesteśmy obecni na Facebooku, Twitterze i YouTube’ie. Mamy także własną stronę internetową. Promujemy w ten sposób Polskę w Argentynie i Polaków wśród Argentyńczyków. Chcemy konfrontować różne punkty widzenia, patrzeć na Argentynę oczami Polaków i na Polskę z perspektywy Argentyńczyków. Chcemy jak najwięcej czerpać z doświadczenia i wiedzy niezwykłej Polonii argentyńskiej. Wszystkich generacji, starszych, młodszych, tych którzy są tu od niedawna i tych którzy reprezentują kolejne już pokolenia polskiej emigracji w Argentynie. Jeżeli chcesz się podzielić swoją historią, masz pomysł, który chciałbyś z nami zrealizować, daj znać. Najlepiej napisz do nas na adres: secretaria.buenosaires@msz.gov.pl Zapraszamy!

24.


album rodzinny

Na zdjęciu rodzeństwo Duszkiewiczów przed domem rodzinnym w Chorzelowie. Bronek i Jan trzymają zdjęcie Michała, który wyjechał do Argentyny.

M

ichał (Miguel) Duszkiewicz, urodził się w Chorzelowie (gmina Mielec) 28 października 1905 roku. Dwadzieścia lat później stał na pokładzie statku, który wpływał do portu Darsnena Norte w Buenos Aires. Nigdy nie opowiadał o swoim dzieciństwie. Może dlatego, że miał więcej siły, żeby zapomnieć, niż żeby pamiętać? Po 27 dniach morskiej podróży zobaczył nowy horyzont, wiedział, że zaczyna się jego nowa, wielka przygoda. W Polsce zostawił liczne rodzeństwo, braci i siostry, Józefa, Jana, Marię, Stanisława, Bronisława, Annę, Zofię i Tadeusza. W Argentynie został sam. Jedynie z nadzieją na nowe, godne życie. W Buenos Aires najpierw znalazł pracę, a potem przyjaźń. Razem z Józefem (José) Stachurą wyjechali wkrótce do San Pedro, 140 km od stolicy Argentyny, gdzie dorabiali przy zbiorach na wsi. Ciężko pracowali, dobrze się bawili, umawiali się na randki z dziewczynami. Obaj po jakimś czasie wrócili do Buenos z mocnym postanowieniem ustatkowania się i założenia rodziny. Często spotykali się z innymi emigrantami przed dworcem kolejowym Retiro, pod słynną wieżą Torre de los Ingleses. Pewnego niedzielnego popołudnia Michał poznał tam Karolinę, miłość swojego życia. Był gotowy dla jej pięknych niebieskich oczu, oddać to, co ma najcenniejszego. W listopadzie 1939 roku urodził się ich jedyny syn, Karol. Michał przez całe życie pracował jako cementista i carpintero, przy wylewaniu betonowych fundamentów, konstruowaniu i budowaniu szkieletów budynków i mostów, między innymi w dzielnicach La Boca czy Avellaneda, gdzie postawił swój pierwszy dom. Uwielbiał śpiewać i tańczyć, uczestniczyć w asado, pić argentyńskie wino i spotykać się z przyjaciółmi. Po 44 latach na emigracji w Argentynie, w 1969 roku po raz pierwszy pojechał do Polski. Do Mielca, do Chorzelowa…

25.


historia

HISTORIA,

HISTORIA, ALKOWA I ... CMENTARZ RECOLETA

26.


AMBASADA RP W BUENOS AIRES

W

iele niewiadomych jest w tej historii, pewnym jest jednak, że na słynnym cmentarzu Recoleta spoczywa wnuczka Napoleona Bonaparte – Izabela Colonna-Walewska. Któż mógł przypuszczać, że zmarłe w niemowlęctwie dziewczątko pochowane pośród setek zasłużonych w historii Argentyny, wspominane będzie przez dziesiątki lat, występując w roli „cmentarnej ciekawostki” ?! Walewska – brzmi swojsko, co jednak łączy polsko brzmiące nazwisko, Napoleona i historyczną nekropolię Buenos Aires? Szlak przemarszu wojsk napoleońskich znaczony był wzrostem wskaźnika urodzeń – to fakt powszechnie znany. Sam cesarz Francuzów – Napoleon Bonaparte był wyjątkowo czuły na niewieście wdzięki i długo by wyliczać jego romanse. Jednak czy zwykłym romansem nazwać można jego związek z piękną Polką – Marią Walewską? Urodzona w 1786 roku panna pochodziła ze szlacheckiego rodu Łączyńskich herbu Nałęcz. Jako jedna z siedmiorga rodzeństwa na wielki posag liczyć nie mogła – wyróżniała się jednak niezwykłą ponoć urodą, co wbrew powszechnej opinii stanowiło nie lada atut. Dziwi więc fakt, że w wieku lat zaledwie osiemnastu wydana została za mąż za, mogącego być jej dziadkiem, szambelana Anastazego Walewskiego – dwukrotnego już wdowca. Wyjaśnieniem decyzji o rzeczonym zamążpójściu urodziwej szlachcianki może być fakt, że sześć zaledwie miesięcy po ślubie narodził się syn nowożeńców – Antoni. Anastazy Walewski uznał oczywiście dziecko za swoje, ale trudno pomylić się w rachunkach. Pośpieszne wydanie Marii za mąż było najprawdopodobniej zagrywką mającą na celu ratowanie dobrego imienia rodziny Łączyńskich i samej panienki Marii. Napoleona poznała w roku 1807, a ten zakochał się bez pamięci. Bo Maria była piękna… Jako jedyna z kobiet cesarza Francuzów, Maria przebywała u jego boku nawet w kwaterze wojskowej w Prusach Wschodnich, a Napoleon odwiedzał jej alkowę z nabożną niemal regularnością. Trzy lata od pierwszego spotkania na świat przyszedł owoc tego związku – Aleksander Walewski – stary szambelan Anastazy dał bowiem chłopcu swoje nazwisko. I choć burzliwy romans Marii i Napo-

leona już wygasł, cesarz zadbał o przyszłość syna i kochanki. Aleksander Walewski otrzymał tytuł hrabiego Colonna i olbrzymie dobra ziemskie, Maria natomiast – luksusowy pałac w Paryżu. Relacje między nimi musiały być serdeczne, skoro Maria z synem odwiedziła pokonanego Napoleona na wyspie Elbie – odwiedziła go jako jedyna z bliskich mu osób… Aleksander, hrabia Colonna-Walewski, był wyjątkowo inteligentnym mężczyzną. Posiadał też wszechstronne wykształcenie, a jego kariera była błyskotliwa. W roku 1847 wysłany został przez rząd francuski z misją dyplomatyczną do Buenos Aires – negocjować miał z generałem Juanem Manuelem de Rosas kwestie blokady portu Buenos Aires. Wraz z Aleksandrem na ląd schodzi jego druga małżonka – hrabina de Ricci – córka Izabeli z Poniatowskich, będąca w zaawansowanej ciąży. Ryzykowna podróż dla kobiety w jej stanie… Kilka dni później hrabina rodzi córeczkę, której po babce nadano imię Izabela. Dziewczynka była bardzo słabego zdrowia, cierpiała prawdopodobnie na wrodzoną wadę serca. Możliwe też, że urodziła się przed terminem. De Rosas zabezpieczył maleńkiej hrabiance Colonna-Walewskiej opiekę najlepszych lekarzy, w stołecznej katedrze wznoszono modły za zdrowie Izabeli – na nic jednak. Dziewczątko umiera, przeżywszy zaledwie półtora miesiąca, a maleńka trumienka złożona zostaje na cmentarzu Recoleta. Po reformach cmentarnej administracji zaginęły niestety dokumenty mogące potwierdzić dokładne miejsce jej pochówku. Istnieją jednak przesłanki, że miejsca w przeznaczonym dla siebie grobowcu użyczyła jej Mariquita Sánchez de Thompson. Dama owa słynna była ze swej, niespotykanej wśród kobiet tamtej epoki, aktywności w sferze kultury i polityki. Na jednym z organizowanych przez nią przyjęć salonowych po raz pierwszy odśpiewano hymn Argentyny.

Justyna Jop (na zdjęciu) – katowiczanka, absolwentka Uniwersytetu Śląskiego, historyczka, genealożka, pasjonatka historii i… wielbicielka kotów. W wolnych chwilach przewodniczka po Buenos Aires, gdzie wraz z rodziną rezyduje od ponad 10 lat. 27.


sztuka

SZTUKA ZAMKNIĘTA / OTWARTA Nieprzewidziana przez nikogo pandemia i wynikająca z niej izolacja wyzwoliła w wielu z nas uczucia zupełnie niespodziewane. Zobaczyliśmy ̶ w otaczającym nas świecie i w nas samych ̶ rzeczy, których nie widzieliśmy nigdy wcześniej, rzeczy zaskakujące, inne. Wiele w nich jest irracjonalności, obrazów trudnych do wyjaśnienia, które mieszają jawę ze snem, wyobrażenie z rzeczywistością. Świetnym tego świadectwem jest sztuka, która zawsze zostawia ślad po naszym indywidualnym i zbiorowym stanie umysłu. W tym wydaniu biuletynu chcielibyśmy zaprezentować prace dwóch artystek tworzących w Argentynie, których związki z Polską są bardzo silne. Sol Janik i Liliana Zengel to przedstawicielki różnych światów estetyki, które połączył niewidzialny motyw przewodni – koronawirus.

28.


AMBASADA RP W BUENOS AIRES

Sol Janik – dokumentalistka i fotografka. Urodziła się w Warszawie w 1989 roku, a od 25 lat mieszka w Buenos Aires. Wśród jej prac wyróżniają się debiut „I stało się pięknem”, polsko-argentyńska niezależna produkcja filmowa, nagradzana w kategorii najlepszy dokument długometrażowy na festiwalach w Meksyku i w Polsce, a także seria prac fotograficznych wystawianych w Polsce i w Argentynie. Na co dzień pracuje jako operatorka kamery w filmie i w telewizji. Instagram Sol. W czasie trwającej obecnie izolacji społecznej, wykorzystałam moje portfolio z wywoływanymi ręcznie zdjęciami analogowymi i stworzyłam nowy projekt, który nazwałam „IMAGINACJE KWARANTANNY”. Jest to seria kolaży, które powstały zainspirowane stanem zamknięcia. Chciałam uwolnić wyobraźnię, a także uczucia, jakich doświadczamy podczas izolacji, od poczucia samotności, niepokoju, odosobnienia, paranoi, apokalipsy, optymizmu, wybuchów i introspekcji. Użyłam fragmentów zdjęć, które zrobiłam w innych czasach, w pewien sposób reinterpretując rzeczywistość zniekształconą przez zwidy kwarantanny. 29.


30.


AMBASADA RP W BUENOS AIRES

31.


Liliana Zengel – nauczycielka, samouk malarstwa, urodziła się w Comodoro Rivadavia, w prowincji Chubut, w rodzinie pochodzenia polskiego. W swojej twórczości łączy elementy słowiańskiej kultury z krajobrazami argentyńskiej Patagonii. Brała udział w licznych wystawach grupowych i indywidualnych, szereg jej prac wyróżniono nagrodami. Realizowała projekty razem z Ambasadą Argentyny w Polsce oraz organizacją polonijną Wspólnota Polska. Tworzy i kieruje Pracownią Polskiej Sztuki Ludowej „Kalejdoskop” i współpracuje z polskimi bibliotekami w Argentynie w Buenos Aires i w Comodoro Rivadavia. Współpracuje z Asociación Cultural Argentino - Polaca, koor dynuje pr ace Grupy Ogniwo, skupiające artystów wizualnych, którzy corocznie wystawiają się w centrali Związku Polaków w Argentynie (UPRA). Za współpr acę i zaangażowanie w promocję kultury polskiej w 2004 roku Ministerstwo Kultury RP przyznało jej odznaczenie „Zasłużony dla Kultury Polskiej”. „Obrazy czasów kwarantanny”, to cykl 12 prac, wykonanych na papierze Fabriano, w formacie 24 x 34 cm, w okresie marzec-kwiecień 2020 roku, narysowanych ołówkiem akwarelowym.

32.


AMBASADA RP W BUENOS AIRES

33.


taniec

34.


AMBASADA RP W BUENOS AIRES

FOLKLOR… TYLE ŻE POLSKI CAROLINA WARPACHOWICZ

W

edług definicji Słownika Hiszpańskiej Akademii Królewskiej, folklor to „ogół zwyczajów, wierzeń, wyrobów rękodzielniczych, pieśni oraz innych elementów o charakterze tradycyjnym i popularnym”. Pojęcie to zostało ukute w roku 1846 przez brytyjskiego pisarza Williama Johna Thomsa. Jeśli przyjrzymy się etymologii tego słowa, zauważymy z łatwością, co chciał on przez nie wyrazić: “folk” odnosi się do ludu; a “lore” do przekazów ustnych dotyczących tradycji i wiedzy, charakterystycznych dla danej społeczności. Są to opowiadania, legendy, przysłowia i żarty, tańce, muzyka i kultura materialna. Obyczajowość i rytuały. Wszystkie te elementy nie istniałyby, gdyby nie były przekazywane w czasie i przestrzeni, z jednego miejsca w drugie, z pokolenia na pokolenie. Rodzi się jednakże pytanie: dlaczego tańce ludowe, ponad 12 000 km od regionu ich powstania, stanowią jedną z bardziej popularnych form kultury wśród młodzieży, która dzisiaj stanowi w swej większości drugie pokolenie potomków Polaków?

pieniędzy; i, mimo że można zacząć tańczyć na każdym etapie życia, wejście w świat folkloru następuje zazwyczaj w dzieciństwie, kiedy dokładnie nie rozumie się jeszcze przyczyny tego, co się robi, a wygląda to raczej na zabawę. Gdy jesteśmy dziećmi, próby taneczne to takie zajęcia towarzyskie, na które chodzimy raz w tygodniu, spotykamy się na nich z naszymi przyjaciółmi i bawimy się przy muzyce; jednak z upływem lat zabawa ta szlachetnieje i staje się coraz bardziej kompleksowa, gdyż stajemy się coraz bardziej zaangażowani i czujemy odpowiedzialność za to, co prezentujemy. Nigdy jednak nie tracimy przyjemności, jaką daje nam taniec, w który wkładamy dużo miłości, i do którego podchodzimy z szacunkiem.

Taniec jest jednym z najbardziej złożonych wyrazów kultury, z jakimi możemy się spotkać.

Jest to zajęcie, które wymaga czasu, dyscypliny, uporządkowania, a także w niektórych przypadkach

Osobiście uważam, że taniec jest jednym z najbardziej złożonych wyrazów kultury, z jakimi dane jest się spotkać. Dzięki zajęciom tanecznym możemy nie tylko zapoznać się z różnymi rodzajami tańców tradycyjnych, ale także zdobyć doświadczenie w innych dziedzinach, z czego być może nawet nie zdajemy sobie sprawy. W wielu przypadkach zajęcia te są dla nas pierwszym krokiem do nauki języka polskiego. Polski folklor obfituje nie tylko w tańce, ale i w odmienne dla 35.


każdego regionu pieśni tradycyjne. Aby odpowiednio wyrazić dynamikę tańca, analizujemy teksty, szukając ich znaczenia, dzięki czemu możemy je prawidłowo interpretować. I to właśnie przy nauce, lekturze, ćwiczeniach wymowy, zaczynamy używać tak obcego, a zarazem tak bliskiego nam języka, który stanowi część naszego dziedzictwa rodzinnego, jak gdyby był naszym językiem codziennym. Tych, którzy nigdy nie uczyli się języka polskiego, mogę zapewnić, że to wspaniały język, choć dosyć skomplikowany, a poznawanie go poprzez muzykę, to metoda niekonwencjonalna, ułatwiająca w dużej mierze naukę.

zapoczątkowano używanie danych ubiorów, czy jak kształtowało się ich konfekcjonowanie, gdyż poszczególne elementy mogły być przyjęte zgodnie z panującą modą lub też ze względów praktycznych ułatwiających ich codzienne noszenie… Ze zwyczajami i konwencjami łączącymi się z wydarzeniami, podczas których tańczono: od tych codziennych jak wesela i narodziny, po tradycyjne rytuały jak dożynki… Moglibyśmy nawet zagłębić się w studia nad rodzajami gospodarek regionalnych. Z jakiego powodu? Otóż dlatego, że odzież, w dużej mierze zależy od typu sektora wiejskiego lub przemysłowego, w którym pracuje jej użytkownik, od tego czy hoduje się w nim owce na wełnę, trzodę na skóry czy zwierzęta futerkowe. W niektórych przypadkach elementy wykorzystywane na co dzień do pracy adaptowane były z czasem do strojów ludowych zakładanych przy okazji obrzędów. Stało się tak na przykład z czapkami noszonymi przez górników w niektórych

We współczesnym tak zglobalizowanym i skomunikowanym świecie jest niezwykle ważne, abyśmy się mogli poznać również nasze pierwotne korzenie.

Zwykłe sprawdzanie, jaki strój należy włożyć do każdego z tańców ludowych, początkuje łańcuch czynności, które zapraszają nas do zapoznania się z regionem, jego geografią, historią i położeniem: północ, południe, wschód czy zachód; góry, wieś, morze, jezioro czy miasto… Także z momentem w historii, kiedy

36.


AMBASADA RP W BUENOS AIRES

Argentyńsko ˗ Polskie Stowarzyszenie Kulturalne (ACAP) zostało założone w 2003 r oku. Jego celem jest pr omocja i rozpowszechnianie kultury polskiej w Argentynie oraz organizacja cyklicznych imprez kulturalnych, związanych z Polską. kontakt: acapbs@gmail.com

37.


regionach Śląska: początkowo stosowano je jako element ochronny, ale z czasem elementy użytkowe przybrały formę dekoracyjną, a zarazem nabrały znaczenia hierarchicznego: obecnie zdobienia określają rangę górnika. I tak odzież robocza przekształciła się z czasem w stroje paradne przywdziewane poza kopalniami, zakładane na msze i inne rytuały religijne jak śluby, chrzciny czy pogrzeby. Podobnie też stało się z mundurami żołnierskimi. Jak widać, wszystkie czynniki, choć wydawać się mogą mało znaczące, tworzą kulturę, a co za tym idzie folklor, który następnie my przejmujemy i staramy się go pielęgnować. Można bez końca opisywać korzyści i wartości płynące z kultywowania folkloru, a i tak nie udałoby się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego folklor tak pociąga młodzież. Przejdę więc do przeanalizowania wspólnych dla nas wszystkich czynników społecznych i afektywnych, które wykraczają poza to, czego uczymy się zanurzeni w folklor i charakterystyczne dla niego tańce: miłość i szacunek do naszej historii, a także naszych pradziejów oraz ciągłe poszukiwanie komponentów łączących nas z naszymi przodkami, którym zawdzięczamy istnienie. Myślę, że to jest właśnie to, co nas najbardziej pociąga. Odkryć w usłyszanym akordzie muzycznym wspomnienia przenoszące nas w czasy dzieciństwa; połączyć się, schodząc ze sceny, z sercem innej osoby poprzez przelotne spojrzenie; poczuć ciepło w duszy, widząc dumę w oczach tych, którzy dostrzegają naszą ukochaną flagę w noszonych przez nas strojach ludowych; odnaleźć na tej drodze inne osoby, które szukają tego samego co my i nawiązać przyjaźnie mogące trwać całe życie; mieć sposobność podróżowania i poznawania nowych miejsc; potwierdzać codziennie chęć podtrzymywania tradycji, gdyż to właśnie sprawia, że stajemy się częścią niekończącego się łańcucha i czyni nas wiecznymi.

Wówczas odchodzą w niepamięć wszystkie wysiłki podejmowane w celu urzeczywistnienia tego wyzwania, ponieważ każda wykorzystana minuta i każdy grosz to inwestycja zarówno w naszą przeszłość, jak i w przyszłość, inwestycja jednocząca nas z tymi, którzy byli, ale także ze wszystkimi, którzy przyjdą po nas. We współczesnym tak zglobalizowanym i skomunikowanym świecie jest niezwykle ważne, abyśmy się mogli połączyć również z naszymi pierwotnymi korzeniami. Jeśli dodamy więc do tego wszystkiego, co opisuję, możliwość połączenia się z naszą historią i z przodkami, otworzenia drzwi prowadzących do rozległej wiedzy o kulturze, poznania nowych ludzi będących w tej samej syntonii co my i stworzenia wspaniałej sieci wsparcia kulturowego, a wszystko to, bądźmy szczerzy, w ramach przyjemności, muzyki, radości, pracy zespołowej i zabawy, pozwolę sobie przeformułować pytanie z początku tego eseju i zapytuję: Jak folklor mógłby nas NIE pociągać? Poddaję tę kwestię Państwa refleksji. Chętnie poznam Państwa zdanie, gdyż mając na uwadze wszystkie płynące z kultywowania folkloru korzyści, nie umiałabym na to pytanie odpowiedzieć.

Carolina Warpachowicz (na zdjęciu) — urodziła się w Buenos Aires. Jej polskie korzenie pochodzą od dziadków ze strony ojca: Wacława i Róży. Od 28 lat prawie cały czas wolny poświęca pracy na rzec kultury polskiej. Brała udział w organizowanych w prowincji Córdoba Koloniach Polskich La Granja (najpierw jako uczestniczka, a gdy była już za duża, zaczęła pracować jako opiekunka), była członkinią Stowarzyszenia Studentów Polskich w Argentynie. Od piątego roku życia tańczy w ZPiT “NASZ BALET”, a od czterech lat jest jego kierowniczką artystyczną.

38.


AMBASADA RP W BUENOS AIRES

Ogłoszenie drobne opublikowane w „Głosie Polskim” z 1951 roku. Periodyk jest wydawany w Argentynie od roku 1922. Stare roczniki można studiować w Bibliotece Polskiej im. Ignacego Domeyki w Buenos Aires, która mieści się przy ulicy Jorge Luis Borges 2076 w dzielnicy Palermo.

39.


taniec

TANGO TO ROZMOWA Miałam zagrać Pszczołę w Słupsku. Dziś tańczę tango w Buenos Aires. A wszystko przez ten zgubiony portfel…

DOROTA AGATA STRZYŻEWSKA

Autorka na Milondze 1913 zorganizowanej z okazji 100-lecia tanga w Polsce.

Foto. Jarosław Witkowski 40.


AMBASADA RP W BUENOS AIRES

T

ango to teraźniejszość, tu i teraz, to lekcja cierpliwości, wdzięczności i pokory… SłynnTango to teraźniejszość, tu i teraz, to lekcja cierpliwości, wdzięczności i pokory… Słynna a w środowisku tangowym i często powtarzana przez wielu milongueros jest fraza „to nie ja szukałem tanga, to tango mnie znalazło!” i chyba dokładnie tak było ze mną… Po skończeniu studiów, drugi magister w kieszeni, tym razem śpiewaczka operowa-aktorka, błąkałam się po rynku pracy, aż dostałam ofertę zagrania Pszczoły w spektaklu dla dzieci w Nowym Teatrze im. Witkacego w Słupsku. Jedną nogą byłam więc w rodzinnym Sosnowcu, drugą na próbach na Pomorzu, a trzecią w Warszawie, dokąd co chwila jeździłam i planowałam się przeprowadzić po premierze, wierząc, że będzie tam łatwiej o pracę… Ojciec chrzestny Był grudzień 2011 roku, ostatnie próby przed świętami, prawie wszyscy rozjechali się już do domów (wielu aktorów było spoza miasta, więc spaliśmy w pokojach gościnnych teatru), zostałam tylko ja (pociąg miałam dopiero następnego dnia) i… mój tangowy ojciec chrzestny, kolega aktor Igor Chmielnik. Został, bo nie mógł znaleźć portfela i nie zdążył na wyjazd do Warszawy. Jest (był?) człowiekiem dość roztrzepanym i dość często zdarzały mu się podobne przygody. Jednak tym razem cała historia tego jak próbował, szukał, chciał, był już w taksówce na dworcu i mimo wszystko się nie udało, co zmusiło go do pozostania w Słupsku kolejną noc, do dziś budzi we mnie uśmiech na twarzy i przekonanie, że było to po prostu przeznaczenie. Tango znalazło mnie przez ten zgubiony portfel! Igor był w tym czasie bardzo zapalonym tancerzem, a ich charakteryzuje to, że nie potrafią o niczym innym mówić. Przy każdej okazji opowiadał więc o tangu, na obiedzie, w przerwie, w hotelu. Wielu naszych kolegów było już uodpornionych i jednym uchem wpuszczali, a drugim wypuszczali całe te tangowe monologi, ale ja słuchałam… Był to jakiś nowy, magiczny świat, którego nie rozumiałam, ale od samego początku mnie ogromnie fascynował. Róża w zębach W tym czasie całe moje wyobrażenie o tangu było raczej dość prymitywne. Róża w zębach, przerysowane szarpnięcia głową, namiętność, tak, na pewno dużo namiętności! Nie miałam pojęcia o podstawach. „Co to jest ten milong? To jakiś konkurs?” Pytałam Igora, jak dziś pyta mnie wielu turystów. Sławetnej grudniowej nocy miałam więc okazję zobaczyć pierwsze filmy tancerzy profesjonalnych, prosto z Buenos Aires, usłyszeć ważne nazwiska, dowiedzieć się dokładniej, że to taniec improwizowany, że w tangu można zatańczyć wszystko, że to rozmowa, taka bez słów, i że ta rozmowa może być zarówno intensywna, sensualna, jak i dowcipna, radosna, lekka. Że dwóch znajomych, kolegów, przyjaciół może ze sobą tańczyć z wielką pasją, a po skończeniu tej pięknej rozmowy rozstać się z uśmiechem na twarzy i nie, nie oznacza to, że byli, są lub będą kochankami. Zrozumiałam również, że tango mogą tańczyć dwie kobiety, dwóch mężczyzn i nie ma to żadnego związku z ich orientacją seksualną… Jako że nie ukrywałam zachwytu nad magią tego zjawiska miałam okazję też spróbować zrobić pierwsze tangowe kroki i… jeszcze tego samego dnia zadzwoniłam do przyjaciółki, oświadczając, że moje życie zmieniło się na zawsze! Że odnalazłam to, czego mu brakowało, to, co nadało mu sens, wyjaśniło i dopełniło wszystko, co się w nim wydarzyło do tej pory. Zarówno to dobre jak i złe. Bez wątpienia z naciskiem na to ostatnie. Gruby, łysy i brzydki Decyzja, że zacznę się uczyć tanga była oczywista. W połowie stycznia szczęśliwie odbyła się premiera, a niecałe dwa tygodnie później przeprowadziłam się do Warszawy i w chwilę potem byłam już na pierwszej lekcji. Jedną z cech tanga, która do dziś mnie zachwyca jest fakt, że każdy (absolutnie każdy) może je tańczyć! Młody, stary, chudy, gruby, brzydki, piękny, łysy, w okularach, bez, informatyk, prawnik, lekarz, pani z banku, dyplo-

41.


mata, anglista… i to zawsze będzie tango! Bo w tangu każdy może się odnaleźć, znaleźć siebie! Ja znalazłam. Zauroczyło mnie, że tango jest tak skomplikowane jak ja sama J, wielopłaszczyznowe. Jak różna jest muzyka, poszczególne orkiestry, śpiewacy, teksty. Historia zarówno argentyńska, jak i wątek polski oczywiście. Jak wiele jest technik tańca i jak wielką ewolucję przeszły. Wszystkie rodzaje tanga. I jaką rolę odgrywa w nim mężczyzna, a jaką kobieta. Jakie tango było kiedyś, a jakie jest dziś. Co to znaczy prowadzić, a co podążać. Niezwykłe było odkrywanie relacji społecznych, hierarchiczności samego środowiska w danym mieście, kraju, na świecie. Co to znaczy bycie amatorem, profesjonalnym tancerzem, nauczycielem, jak to wygląda w Polsce, w Europie, a jak w Buenos Aires. I te nieskończone rozważania, czy tango to rozrywka, sport, biznes, moda czy też może coś jeszcze innego? Lista jest bez wątpienia długa… A ja wchodziłam w to z otwartym sercem i umysłem, chłonąc wszystko jak gąbka i zakochując się bez pamięci, w tangu… Tak, wiem! Trudno w to może uwierzyć. „Jak można zakochać się w tangu? To na pewno chodzi o jakiegoś mężczyznę!” Źródło cierpienia

sie „motylków w brzuchu”, gdy zaczyna się już etap dojrzałej miłości, staje przed dylematem, czy iść dalej razem, akceptując zarówno te pozytywne jak i negatywne strony naszego partnera, czy odejść… Wiele osób odchodzi, bo tango jest dość wymagającym partnerem. Z jednej strony dość szybko możemy się nim cieszyć, szczególnie my kobiety. Z zasady jesteśmy bowiem sprawniejsze i bardziej giętkie niż mężczyźni i to nam przypada też rola osoby podążającej (a na początku to rola łatwiejsza). Z drugiej, jeżeli zależy nam na tańczeniu z wieloma dobrymi partnerami czy partnerkami, musimy wszyscy, bez wyjątku, poświęcić godziny, ba, lata całe i całkiem sporo pieniędzy (tak, tak, to całkiem drogie hobby) na lekcje grupowe, prywatne, warsztaty, festiwale, milongi, odpowiednie obuwie. Musimy mieć też czas, by szlifować technikę, a tym samym nabierać wolności w ekspresji… a ideał i tak będzie zawsze gdzieś hen daleko…

„Nierzadko obserwuję, jak tango pozytywnie odmienia życie ludzi, którzy się mu poświęcają, jak wszyscy pięknieją, zarówno kobiety jak i mężczyźni… Ale też i niejednokrotnie jest źródłem cierpienia, rozczarowań i wielu frustracji.”

Z czasem doszłam do wniosku, że właśnie dlatego że tango jest tak wielopoziomowe i bogate, jednocześnie jest dla wszystkich… a zarazem nie dla każdego. I moja historia chyba nie jest tu szczególnie dobrym, w sensie typowym, przykładem kogoś, kto rozpoczyna swoją przygodę z tym tańcem. Dlaczego? Wielu się śmieje, że tango jest jak labirynt bez wyjścia, wchodzi się na własne ryzyko i odpowiedzialność, i bez wątpienia im dalej w las, tym więcej drzew… Tango może być źródłem pięknych przeżyć i relacji. Nierzadko obserwuję, jak pozytywnie odmienia życie ludzi, którzy się mu poświęcają, jak wszyscy pięknieją, zarówno kobiety jak i mężczyźni… Ale też i niejednokrotnie jest źródłem cierpienia, rozczarowań i wielu frustracji. Myślę, że bardziej dla nas, kobiet, również dla wielu początkujących, choć prawda jest taka, że tych frustracji doświadczamy na każdym etapie nauki… Mówi się często, że pierwsze dwa lata są decydujące, czy ktoś zostanie, czy odejdzie. To trochę jak z zakochaniem i miłością. Wielu po okre-

Kiedyś przeczytałam w jednym artykule, że ocho, jedna z podstawowych figur w tangu, „wydaje się proste tylko wtedy, gdy się je źle robi”. Nic bardziej trafnego!… Jeżeli jesteśmy więc przygotowani psychicznie i świadomie podejmujemy decyzję, że nie zależy nam na byciu lepszymi technicznie, dobrze nam z tym, co już umiemy i akceptujemy konsekwencje tej decyzji, to świetnie, żaden problem… Taka samoświadomość to jednak rzadkość. Przeważnie na dzień dobry mamy wiele oczekiwań, uświadomionych lub nie, przez które cierpimy właśnie za każdym razem, gdy nie są zaspokojone, to gubi, chyba nie tylko tangowo, życiowo po prostu. Bez wątpienia dużo zależy też od naszej samooceny, motywacji, z którą przyszliśmy na pierwszą lekcję, otwartości, gotowości na kompromis, dystansu do samego siebie i innych (kurs tanga dzięki temu jest więc świetnym pomysłem na nauki przedmałżeńskie). Kobiety cierpią, moim zdaniem, częściej, bo bez wątpienia standardem jest, że nas jest więcej, a panów w tym środowisku jest znacznie mniej i do tego dużo łatwiej z tańca rezygnują (rola prowadzącego w tangu jest dość wymagająca, zwłaszcza na początku). I też w związku z etykietą obowiązującą w trakcie milongi tradycyjnej, to właśnie panowie mają większą moc sprawczą, to oni nas proszą do tańca (tak w sporym

42.


AMBASADA RP W BUENOS AIRES

uproszczeniu oczywiście, to też nie tak, że my nie mamy nic do powiedzenia, ale często się zdarza, że idziemy na milongę, zapłaciłyśmy wejściówkę… i przesiedziałyśmy całą noc w oczekiwaniu na tę jedną jedyną tandę). Buty Pszczoły Tango jest środowiskiem bardzo hierarchicznym, co dla niektórych może być dość nieprzyjemnym, nieprzyjaznym doświadczeniem. Wyższą pozycję zasadniczo mają ci, którzy są w nim od lat (niekoniecznie idzie to w parze z ich umiejętnościami), a także ci, którzy niezależnie od stażu „są dobrzy”. Dlatego droga kogoś, kto zaczyna, może być długa i momentami zniechęcająca, szczególnie jeżeli zamiast otworzyć się na to, co nam tango daje, tylko wypatrujemy tego, co nam się wydaje, że tango powinno nam dać. A powtórzę – tango uczy pokory i cierpliwości! Moja droga i moje początki to przykład zatem dość nietypowy, choć zdecydowanie niewolny od wspomnianych frustracji i sytuacji trudnych… Dość szybko przeniesiono mnie z grupy początkujących do średniozaawansowanych, potem, w związku z brakiem funduszy

własnych, zaoferowano bym pomagała jako asystentka w zamian za lekcje. Nie miałam stałego partnera, tańczyłam, z kim się dało i kiedy się dało, wielokrotnie ćwicząc nowe elementy na przykład za kulisami, tuż przed rozpoczęciem przedstawienia. A potem, w tym samych butach ze spektaklu (jeśli dobrze pamiętam moje słynne buty Pszczoły były chyba butami do flamenco, które pożyczałam, tudzież przez pewien czas nie pamiętałam oddać) tańczyłam na milongach w Warszawie, do czasu aż ktoś podarował swoje stare tangowe, jakieś ciuchy do tego (bo tango to oczywiście też i moda). Nigdy nie zapomnę mojej pierwszej milongi, na którą poszłam ubrana niemal jak zakonnica, nie mając pojęcia o standardach, o tym w czym tańczy się wygodnie, a w czym ładnie, że to też element tej układanki. Nie zapomnę też konkursu, w którym zaprojektowałam moje buty marzeń i dzięki ogromnemu wsparciu środowiska, pomimo zajęcia 3. miejsca (tylko 1. zakładało wykonanie projektu bezpłatnie), buty własnego pomysłu dostałam (zapłaciła za nie jedna z warszawskich nauczycielek)! Moje pierwsze buty tangowe są jak relikwia oczywiście. Mam je do dziś… I chociaż cały ten okres warszawski bez wątpienia nie należał do najłatwiejszych, jednocześnie był to czas potrzebny i magiczny. Bo zaw43.


sze wszystko, co mi ten taniec przynosił, było pozytywne i dobre, choć wielokrotnie nie tak bezpośrednio tangowe, taneczne. Zresztą tak jest do dziś… Gdzie ta magia? Siłą tanga jest także to, że wszyscy się znamy, nie tylko w tym samym mieście czy kraju. Często podróżujemy, i choć to środowisko hierarchiczne jak wspomniałam, jednocześnie daje poczucie równości i więzi. Wszyscy do siebie mówimy na ty, niezależnie od wieku, i ta nieformalność relacji też od samego początku mnie urzekała. Ludzie, których tak podziwiałam, byli dzięki temu jacyś bliżsi, bardziej dostępni. A miałam bez wątpienia sporo szczęścia do ludzi, którzy na tej mojej tangowej drodze stawali, moich nauczycieli, kolegów, mentorów. Bez nich nie byłabym tu, gdzie jestem! Z tangiem drzwi zawsze się jakoś otwierały… a ja oddawałam wszystko, co miałam, moje objęcie! Bo objęcie to esencja tanga! Jego element kluczowy. To właśnie w kontakcie z drugim człowiekiem zawarta jest cała magia. Coś za czym uwięzione w pogoni za technologiami obecne pokolenie bardzo tęskni (świadomie lub nie). Tango jest zatrzymaniem się w teraźniejszości, na tym, co teraz i tu, na zwykłymniezwykłym byciu razem w muzyce. To dość trudne dla nas Polaków, w ogóle Europejczyków być może, którzy lubimy skupiać się na przeszłości lub przyszłości, bądź co gorsza przeżywamy całe życie w wiecznym rozkroku między tymi dwoma światami, z których żaden tak naprawdę nie istnieje (moja osobista refleksja i porównanie z mentalnością Argentyńczyków, dużo bardziej żyjących w tym, co teraz). Objęcie, mój dar z niebios, element, którego osobiście nie musiałam się uczyć, bo miałam z natury, dla wielu jednak nie jest łatwy. Wielu ma blokadę fizycznego kontaktu, tak sporej w ich mniemaniu bliskości lub lęk przed tą więzią. A tango to oddać całego siebie, otworzyć serce, objąć drugiego człowieka z serdecznością, ciepłem, empatią, miłością, ale nie tą powierzchowną damsko-męską, tylko taką po prostu, ludzką, miłością do drugiego człowieka. To połączenie i komunikacja. W obecnych czasach, tak przesyconych możliwościami, które nas z pozoru łączą, samoloty, w ogóle wszystkie środki transportu, Internet, portale społecznościowe spowodowały, że świat się skurczył. Połączeni na wszystkie możliwe sposoby… tylko czy skomunikowani? Czy naprawdę się słuchamy, czy rozmawiamy?

Zatańczymy? Tango szczęśliwie wciąż jest tą magiczną przestrzenią, tym magicznym światem, w którym pomimo rozwoju i zmian, wiele elementów zatrzymało się w czasie. Milongi, szczególnie te w Buenos Aires, to przede wszystkim spotkania, idzie się na nie, aby nie tylko potańczyć, ale także spotkać się z innymi, porozmawiać, zjeść, napić się, popatrzeć, posłuchać… Do tego ta odświętność czasu milongi, choć dress code mocno się zmienił przez lata (dziś mamy wiele milong o bardzo luźnej atmosferze), ale wciąż większość (wszyscy?) starają się odpowiednio ubrać, uczesać, pomalować, wyperfumować, wziąć koszulę na zmianę, wyczyścić buty, celebrując ten niezwykły czas, który przyjdzie im tam spędzić. Cała etykieta, cabeceo (sposób proszenia do tańca) jest jak gra. Milonga to też unikalność chwili, otwarcie na improwizację, na zmiany. To bycie elastycznym, tak potrzebne w życiu. I szacunek, ogromny szacunek dla osób starszych. To wszystko staram się przekazywać zarówno znajomym ze środowiska, którzy przyjeżdżają w odwiedziny, na lekcje, jak i gościom, turystom z Polski, którzy w ogóle nie znają tego świata i których z tym większym zapałem zabieram na ich pierwszą w życiu milongę.

„Milonga to unikalność chwili, otwarcie na improwizację, na zmiany. To bycie elastycznym, tak potrzebne w życiu.”

Pragnienia i emocje Jednak jak to się w ogóle stało, że znalazłam się Buenos? Szybko przekonałam się, że aby dalej się rozwijać (a chęć rozwoju bardzo silnie leży w moim charakterze), muszę dotrzeć do mekki tanga, Buenos Aires… Czy można tęsknić za czymś, czego się nie zna? To było uczucie, którego nie potrafię inaczej opisać. Ja za Buenos właśnie tęskniłam! Pomysł wyjazdu na początku był jednak tylko marzeniem, nie planem, choć całą sobą tego pragnęłam, nie wierzyłam, że to możliwe. Jednak i te drzwi życie w końcu otwarło. Kiedy człowiek jest gotowy, wszechświat zawsze sprzyja! Nigdy wcześniej nie byłam tak szczęśliwa. Wiedziałam, że kończę pewien etap, więc zamknięcie tego, co pozostało w dwóch walizkach, z którymi tu przyleciałam, było dość oczyszczającym i uwalniającym przeżyciem. Wielu patrzyło na mnie ze zdumieniem, większość jednak wspierała i wyrażała dumę, podziwiała za odwagę. No cóż, odwaga z pewnością nie oznacza braku strachu, co najwyżej działanie wbrew niemu… i tak 20 stycznia 2015 roku wylądowałam w Argentynie…

44.


AMBASADA RP W BUENOS AIRES

foto: Elżbieta Petryka

Dorota Agata Strzyżewska z wykształcenia teatr olożka, aktor ka i śpiewaczka oper owa. Z tangiem związana od 2012 roku. W Buenos Aires mieszka i pracuje od 2015 roku. Jej ogromną pasją jest tango tradycyjne. Pracuje również jako nauczycielka języka polskiego i przewodniczka wycieczek.

45.


muzyka

W OGRODZIE KRZYSZTOFA PENDERECKIEGO

I

nstytut Adama Mickiewicza w wirtualnej przestrzeni buduje interaktywny ogród inspirowany twórczością Krzysztofa Pendereckiego. „Penderecki’s Garden” w pełni rozkwitnie w listopadzie, jednak już teraz użytkownicy mają możliwość obserwowania, jak projekt się rozwija. Ogród Pendereckiego to projekt cyfrowy, nie tylko poświęcony pamięci kompozytora, ale również przybliżający jego postać i pokazujący wpływ na współczesną światową muzykę i inne dziedziny sztuki. Motywem przewodnim projektu jest jedna z największych pasji Krzysztofa Pendereckiego – ogród. W wirtualnej przestrzeni odbiorca będzie miał możliwość posłuchania utworów Mistrza, zapoznania się z jego biografią artystyczną i osobistą. Nie będzie to jednak tylko baza wiedzy, ale również przestrzeń artystyczna prezentująca dzieła innych artystów, które zostały zainspirowane twórczością Krzysztofa Pendereckiego. Ogród Pendereckiego skierowany jest do międzynarodowej publiczności – wszystkie treści zaprezentowane zostaną w języku angielskim. Premierę zaplanowano na 23 listopada, rocznicę urodzin Mistrza. Już teraz na stronie www.PendereckisGarden.pl można obserwować, jak projekt się rozwija. W oczekiwaniu można również zagrać w przygotowaną przez Instytut Adama Mickiewicza grę memory dźwiękowe, w której zamiast obrazków, gracz ma za zadanie połączyć w pary fragmenty utworów Krzysztofa Pendereckiego. Gra dostępna jest na stronie www.MemoryPenderecki.pl. Projekt jest częścią koordynowanego przez Instytut Adama Mickiewicza międzynarodowego programu kulturalnego, realizowanego w ramach Programu Wieloletniego NIEPODLEGŁA na lata 2017–2022.

46.


AMBASADA RP W BUENOS AIRES

BIZNES PO LATYNOSKU KAROLINA BARMUTA

A

rgentyna — w naszej polskiej wyobraźni to Boskie Buenos, tango, steki, wino i tak zwana mañana. Ale również, z niewielu informacji, które docierają do Europy na temat tego odległego kraju, to także ciągłe kryzysy, wielokrotne bankructwa oraz, do tej pory pokutujący we współczesnej polityce, wpływ ideologii peronistycznej. Wszystkie wyżej wymienione charakterystyczne dla Argentyny elementy występują w pewnej formie również w biznesie. Jednak, wbrew pozorom, przy podejmowaniu decyzji o rozpoczynaniu interesów w Argentynie, i wyłączając z tej listy wino, tango oraz steki — nie ma się czego bać. Wszystko się kręci Jak to jednak powiedział kiedyś znajomy praw-

nik Andrés Rozanski: „Nie rozumiem, w czym jest problem, przecież Argentyna jest zawsze przed albo po kryzysie. I jakoś to wszystko się kręci”. A potencjał jest ogromny. Argentyna jest państwem federalnym, złożonym z 26 prowincji, każda ze swoją własną autonomią i gubernatorem. Można więc założyć, że każda prowincja to osobna szansa na realizację własnego projektu. Szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę geograficzną wielkość kraju — sama prowincja Buenos Aires jest wielkości całej Polski. Fundamentalne jest jednak pozyskanie lokalnego partnera lub reprezentanta, który będzie mógł działać w imieniu firmy, nadzorować rozwój projektu, a jednocześnie będzie rozumiał argentyńskie zawiłości biurokratyczne i prawne. Nie bez znaczenia jest także znajomość rynku, jego specyfiki idiosynkrazji, jak i lokalnej kultury biznesowej. Niestety, ta część badania potencjału jakiegokolwiek pomysłu na biznes,

47.


jest niejednokrotnie umniejszana przez polskich przedsiębiorców, a tak naprawdę ma kluczowe znaczenie. Wynika to z tego, że cała kultura latynoska opiera się na relacjach bezpośrednich, osobistych, opartych na obopólnym zaufaniu. Dlaczego jest to takie ważne? Ponieważ słowo, a tym samym zobowiązanie się do czegoś, ma w Argentynie często większą moc niż podpisana umowa. Stąd bardzo ważnym etapem w pierwszych rozmowach jest spotkanie, wspólna kawa, lunch, kolejna kawa... Spowalnia to być może cały proces, trudno jednak narzekać, bo Buenos Aires znane jest z tradycyjnych kawiarni, dobrej kawy i świeżych rogalików (medialunas). Tak miło przecież spędzony czas, pomaga przejść przez cały łańcuch w hierarchii firmy, aby ostatecznie dotrzeć do osoby decyzyjnej. Liczy się zaangażowanie Oprócz typowego eksportu/importu (najczęściej wybierana opcja wśród polskich przedsiębiorców), warto przy okazji spotkania na szczycie wziąć pod uwagę inne formy współpracy niż tylko zwykła sprzedaż. Podpisanie umowy joint-venture lub otwarcie spółki na miejscu, niesie ze sobą wiele korzyści podatkowych, importowych oraz otwiera możliwości korzystania z państwowych programów wsparcia przedsiębiorcy. Naturalnie również wiąże się z większym zobowiązaniem z obydwu stron, co z kolei zwiększa szanse długoterminowej współpracy i osiągnięcia sukcesu na rynku. Jako że rola rządu, Banku Centralnego oraz związków zawodowych jest bardzo silna w polityce państwowej,

posiadanie struktury prawnej z partnerem lokalnym pozwala na wyrobienie sobie kontaktów na różnych poziomach i w różnych strukturach, tak na szczeblu państwowym, jak i regionalnym. Wracając do wymiany handlowej — w przypadku sprzedaży jakiegokolwiek produktu na terenie Argentyny, konieczna jest jego uprzednia certyfikacja oraz uzyskanie pozwolenia na wprowadzenie go do obiegu handlowego. Proces ten jest realizowany w różnych urzędach, a koszt oraz czas uzyskania pozwoleń, jest różny i zależy od sektora, z którego wywodzi się dany produkt. Rejestracja firm została w ostatnich latach bardzo ułatwiona po to, aby zachęcić lokalnych i zagranicznych przedsiębiorców do legalnego rozwoju własnych biznesów. Tak więc, tak zwana spółka uproszczona może zacząć legalnie działać już w ciągu 24 godzin od złożenia wniosku o rejestrację. Z kolei zarejestrowanie spółki typu S.A. lub SRL (odpowiednik polskiego sp. z o.o.) trwa od 14 do 26 dni. Nie tylko steki i wino Mimo że argentyńska ekonomia opiera się głównie na agrobiznesie, a więc w uproszczeniu na wspomnianych już stekach i winie, jest wiele sektorów, które otwierają możliwości do współpracy i inwestycji. Są to sektory takie jak petro- i agrochemiczny, energetyczny, wydobywczy, farmaceutyczny, tekstylny, a w sektorze rolnym — to nowe technologie i uprawa kukurydzy, słonecznika, soi, cytrusów oraz zbóż. Warto wspomnieć, że wraz z otwarciem się Argentyny na ryn48.


AMBASADA RP W BUENOS AIRES

ki globalne w latach 2015-2019, w oparciu o krajowe wsparcie (program RenovAr) praktycznie wszystkie prowincje zaczęły rozwijać sieć energetyczną z energii odnawialnych. Uwagę inwestorów przyciąga w szczególności prowincja Neuquén. Dotyczy to możliwości inwestycyjnych związanych z sektorem oil&gas ze względu na złoża w Vaca Muerta, jak i również innych dziedzin takich jak infrastruktura, gastronomia, hotelarstwo, energie odnawialne jak i rozwój sieci kolejowej. Wynika to z odkrycia potencjału Vaca Muerta, a więc rozwoju ogromnych, do tej pory niewykorzystywanych i nie zagospodarowywanych terenów patagońskich. Zapotrzebowanie na wszelkiego typu udogodnienia dla pracowników, sprowadzających się z okolicznych miast całych rodzin, biznesmenów, inwestorów z kraju i zagranicy, sprawia, że Neuquén obecnie jest najbardziej chłonną biznesowo prowincją.

Oczywiście nie da się ukryć, że Argentyna jest krajem o podwyższonym ryzyku. Jednocześnie jest jednak krajem poszukującym partnerów zagranicznych, krajem o wschodzącej gospodarce z brakami w rozwoju produkcji i technologii, której obecny moment można pod wieloma względami porównać do pierwszych kapitalistycznych lat 90. wolnej Polski. Możliwości i potencjał są praktycznie nieograniczone. A z właściwym przedstawicielem/wspólnikiem na miejscu szanse na zwrot inwestycji są o wiele większe niż w krajach europejskich.

Karolina Barmuta (na zdjęciu) — konsultantka i doradczyni gospodarcza. Absolwentka University of Middlesex i UCL w Londynie oraz podyplomowych studiów z handlu międzynarodowego na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Od ponad 10 lat pracuje dla firm poszukujących dróg ekspansji w regionie Ameryki Łacińskiej www.polaposta.com.

49.


książki

Przewodnik „100x100 Polonia en Buenos

Aires”

autorstwa

Marty

Bryszewskiej dokumentuje wpływ polskiej emigracji na rozwój stolicy Argentyny,

przywołuje

sylwetki

wybitnych przedstawicieli Polonii argentyńskiej, dorobek.

ich

Wersję

osiągnięcia online

i

można

znaleźć na stronie Issuu.com

50.


AMBASADA RP W BUENOS AIRES

B

olesław Senderowicz urodził się w Łodzi w 1922 roku. Był synem Jakuba Senderowicza, nauczyciela i pracownika banku, oraz Esthery Fuchs, gospodyni domowej. Trzy lata później, w marcu 1925 roku, cała rodzina wyemigrowała do Argentyny i zamieszkała w Buenos Aires. Mały Bolek zaczął się uczyć w Colegio Nacional Mariano Moreno. Jako młody człowiek dorabiał sobie, dekorując wystawy i tworząc reklamy dla drobnego biznesu z sąsiedztwa. Gdy miał 15 lat, kupił pierwszy w życiu aparat fotograficzny firmy Kodak, który kosztował niecałe 10 pesos. Wykształcenie artystyczne odebrał w Escuela Nacional de Bellas Artes Manuel Belgrano. W 1945 roku zaczął pracować jako fotograf, założył też czasopismo Gaceta

del Libro. Swoje pierwsze laboratorium fotograficzne otworzył w roku 1953. Zaczął robić fotografie dla takich klientów jak Siam di Tella czy Salvatore de Carlo. Jako jeden z pierwszych zaczął fotografować modę i współpracować z magazynami kobiecymi. Jednocześnie rozwijał się jako fotograf reklamowy, uczestnicząc w tworzeniu reklam dla marek krajowych i zagranicznych, od Hellmannn’sa i Coca-Coli po Serenisimę i Atanor. Bolesław Senderowicz pracował w swoim studiu fotograficznym do niemal ostatnich dni życia. Zmarł w roku 1994. Dzięki staraniom jego wnuczki Pauli Senderowicz, w 2019 roku ukazał się nakładem wydawnictwa Galerii Vasari pierwszy album ze zdjęciami Bolesława zatytułowany Fotógrafo. 51.


52.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.