1 minute read
chciałabym żyć życiem szalo
6. chciałabym żyć życiem szalonym, odrobinę (odrobinę szalonym i odrobinę tak żyć)
Ostatnio znowu postanowiłam zrobić sobie tatuaż; po wnikliwym riserczu znalazłam tat ażystkę, której styl najbardziej mi pasował oraz wzory, które mi się spodobały. Załatwiłam sobie towarzystwo do trzymania za rączkę i przeczytałam masę tekstów, w których toczono boje o to, czy jednak Bepanthen, czy Alantan, ile trzymać folię, ile przed i po nie powinno się pić alkoholu, czy ćwiczyć. W końcu jednak dzień dobry, chciałabym poprosić dwie sztuki tatuażu, tylko kątem oka zerknę czy sprzęt jest sterylny, jednym słowem: jak każdy neurotyk z filmów Allena minus urok osobisty, plus jakiś niezręczny nerwowy tik.
Advertisement
Dzień wcześniej widziałam się z Zuzą i delikatnie sączyłam radlerka, będąc świadomą ryzyka rozrzedzenia krwi i wykrwawienia się na śmierć na foteliku podczas zabiegu i wtedy Zuza opowie-działa mi historię swojego tatuażu.
Otóż pewnego lata pracowała jako asystentka dźwiękowca na złocie motocyklistów (czujecie ten klimat petów, skórzanych kamizelek z naszywkami, whisky i parujący w powietrzu testosteron?) i na tym zlocie jej szef miał zrobić sobie tatuaż, toteż Zuza uznała, że YOLO, też sobie zrobi. Za fotel posłużyła drewniana ława, za poduszkę kilka zwiniętych bluz i okazuje się, że w tych warunkach rozrzedzenie krwi nie istnieje, a folia jest złudzeniem, więc Zuza pojona była whisky, a ze sceny leciało Led Zeppelin.
I w sumie pomyślałam, że bez kitu, też bym chciała, jak Zuza, pluć napalmem, żyć życiem szalonym, albo chociaż podjechać przystanek bez biletu bez potężnej zapaści spowodowanej stresem, ale na razie pozostanę raczej przy przechodzeniu przez przejście tylko na zielonym i wyjmowaniu łyżeczki z kubka przy piciu herbaty.