1 minute read
na robocie nie gadamy o robocie
16. na robocie nie gadamy o robocie
Dzisiaj zbierałam kasztany, bo pomyślałam, że kiedy ostatnio zbierałam kasztany, no nie wiem, bardzo dawno (może dlatego, że potem robią się obleśne i pomarszczone i wyrzuca się je z niesmakiem).
Advertisement
W każdym razie zbierałam je dzielnie, z opuchniętym prawym polikiem po usunięciu prawej, dolnej ósemki, kiedy podeszła do mnie nieznajoma staruszka, mała i pomarszczona, zupełnie jak ten stary kasztan, i zaczęła zbierać ze mną kasztany, i wkładać mi je do torby, a długi papieros zwisał jej smętnie z ust. I wtedy zaczęła mówić, a mówiła w sposób równie powolny i nonszalancki jak powolne i od niechcenia wydawało się tych kasztanów zbieranie. O fabrykach, co je pozamykano i o małych miejscowościach odciętych od miast, o kolej
kach do lekarza i tych owrzodzeniach, co to je ma na podudziach i ją bolą już szósty rok. O tacie alkoholiku i mężu z ciężką ręką, dzieciach pracujących na etatów no mnóstwo, z piętnaście chyba. A imię jej było Polska.
Nie no, kurwa, żartuję sobie. Po skończonej robocie obie nawzajem coś sobie wybełkotałyśmy, możliwe, że było to: Szalenie przyjemnie tak razem pracować, dziękuję!