WRZESIEŃ - PAŹDZIERNIK - LISTOPAD 2021 NUMER 03 (75) / WYDANIE BEZPŁATNE
Kobieta renesansu zalśniła pełnym blaskiem
#reklama
#03
#spis treści wrzesień październik listopad 2021
#06 Newsroom Książki, wydarzenia, podsumowania, sukcesy, nowe projekty
#16 Temat z okładki Małgorzata Hołub-Kowalik
#28 Styl życia Monika Kazayka i jej powrót na muzyczne tory
#30 Rozmowa miesiąca Aneta Kozińska o swoim debiucie literackim i kolejnych pisarskich planach
#34 Miasto
#40 Styl życia
- Co mama pisze nocą? Rozmowa z Anną Fabiszewską-Stachulą - Diana Kicia i jej kręta droga do wielkiego sukcesu
#46 Sport Olimpijczycy na medal
#50 Zdrowie i uroda Leczenie niepłodności
- Szlakiem koszalińskich murali
#44 Podróże
#52 Wnętrza
- Zielone miasto
Z wizytą w Neapolu
Światło w domu - którędy je zaprosić́?
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 03/2021
3
#okładka: Agata Maksymiuk
FOTO Natalia Sobotka / MUA & STYL Agnieszka Szeremeta
redaktor naczelna
NA OKŁADCE: MAŁGORZATA HOŁUB-KOWALIK ZDJĘCIE: JAKUB MAKAREWICZ
#03
#redakcja Ul. Mickiewicza 24, 75-004 Koszalin
Zacznijmy od nowa, ale może nie jak na sesji coachingowej, a bardziej jak na wypadzie na lunch czy kawę. Bez wyznaczania celów, zasad i składania obietnic. Spędźmy czas swobodnie i poprowadźmy dialog intuicyjnie - tak jak to robią przyjaciele. Bo przecież o to w tym wszystkim chodzi. O wzajemną wymianę myśli i pomysłów. O inspirowanie się. Tak jak Wy inspirujecie nas swoimi sukcesami oraz projektami, tak my chcemy inspirować Was opowieściami o nich. Kiedy przewrócicie następną kartkę, zobaczcie, że na naszych łamach pojawiło się kilka wizualnych zmian i kilku zupełnie nowych bohaterów. Mam nadzieję, że będą solidnym impulsem dla Waszej wyobraźni.
Redaktor naczelna: Agata Maksymiuk
Dla nas największym była Małgorzata Hołub-Kowalik i jej fenomenalny występ na letnich igrzyskach olimpijskich. Pochodząca z Koszalina gwiazda lekkoatletyki zalśniła pełnym blaskiem, wracając z Tokio ze złotym i srebrnym krążkiem. Chwilę po powrocie do Polski mieliśmy okazję się z nią spotkać i trudno uciec od wrażenia, że mistrzyni właśnie przeżywa najlepszy czas w swoim życiu. Co najważniejsze, chce się tym czasem dzielić z innymi. Czerpcie z tego pełnymi garściami, czytając artykuł Maurycego Brzykcego o medalistce.
Marketing: Monika Latkowska
Zresztą nie tylko z tego. Na naszych łamach czekają osoby, które swoją energią są w stanie obdzielić nie tylko miasto, ale cały region. Aleksandra Januszewska, Wicemiss Polski Pomorza Zachodniego, Sandra Nowak, instagramerka pomagająca odkryć magię książek, Monika Kazayka, utalentowana piosenkarka szykująca się do powrotu na scenę, Aneta Kozińska, debiutująca pisarka, czy Anna Fabiszewska-Stachula, blogerka - to kobiety, które otwierają długą listę inspirujących gości tego wydania. Od tego numeru mam olbrzymią przyjemność przedstawiać Wam naszych bohaterów i opowiadać o miejscach, a także wydarzeniach z Koszalina oraz wybrzeża. Liczę, że polubicie te opowieści i będziecie ich wyczekiwać. Udanej lektury!
4
Product manager: Katarzyna Kucaba Prezes oddziału: Piotr Grabowski Redakcja: Ewelina Żuberek, Maurycy Brzykcy, Krzysztof Marczyk, Jakub Roszkowski, Jakub Lisowski, Alicja Włodarczyk Dział foto: Radosław Koleśnik, Radosław Brzostek Skład magazynu: MOTIF studio
Reklama: Katarzyna Kucaba, Tel. 519 503 524 Katarzyna.kucaba@polskapress.pl Druk: F.H.U. „ZETA” Wydawnictwo: Polska Press Grupa sp. z o.o. ul. Domaniewska 45, 02-672 Warszawa Prezes zarządu: Tomasz Przybek Zamów Magazyn Trendy do swojego punktu. Wystarczy napisać na: Katarzyna.kucaba@polskapres.pl
Dołącz do nas na Facebook @mmtrendykoszalin Instagram @mmtrendykoszalin
#reklama
| NEWSROOM |
Sandra Nowak, na swoim Instagramowym koncie @_sansia, pomaga odkryć magię książek. Obserwuje ją już niemal 1500 osób! Miłością do książek zaraziła ją mama, która czytała jej do snu. Sama zaczęła czytać już w podstawówce, a dziś potrafi przeczytać 10 książek miesięcznie. Uwielbia książki romantyczne, kryminalne, psychologiczne i o rozwoju osobistym. Czas jesieni jest według niej porą roku wręcz stworzoną dla książkomaniaków. Dłuższe, chłodniejsze wieczory są znakomitym pretekstem do wyciągnięcia z szafy miękkiego koca, zaparzenia sobie ciepłej herbaty i zatopienia się w dobrej książce. Jak mówi – ta pora roku to dla niej przede wszystkim romanse i thrillery psychologiczne. Zatem jakie tytuły poleca Sandra? Sprawdźcie sami. „Zniszcz mnie lub zabij” Wiktorii Marek. - To lekka lektura, która jest idealnym odpoczynkiem od codzienności. Romans opowiada o 18-letniej dziewczynie, której życie i otaczający ją ludzie zmieniają się diametralnie. Chłopak może być mordercą, a nowo poznany mężczyzna skrywa tajemnice. Książka ma nieoczekiwaną i ciekawą konstrukcję i prowadzi czytelnika poprzez dwie odrębne narracje. „Ps. Nienawidzę Cię” Winter Renshaw. - Książka jest relaksująca, porywająca i wciąga nas w swój świat. Idealna na zimny
6
fot. Sandra Nowak
Jesienne wieczory z książką wieczór. Opowiada o pięknej dziewczynie i chłopaku z Afganistanu. Para się poznaje, wymienia adresami i ma pisać do siebie listy, lecz coś się zmienia... „Wdowa” Fiony Barton. - To thriller, który mnie wzruszył i zupełnie potargała emocjonalnie. Do ostatniej strony miałam nadzieję, że skończy się inaczej. Czytając ją, wylałam mnóstwo łez. Opowiada o kobiecie, która przez lata przemilczała wiele szczegółów zbrodni o popełnienie, której podejrzewano jej męża. Kiedy mężczyzna umiera, zdaje sobie sprawę, że nadszedł moment, w którym może opowiedzieć swoją historię. Czy będzie zgodna z prawdą? „Moja mroczna Vanesso” Kate Elizabeth Russell. - Jest to powieść z przesłaniem, którą zapamiętamy na zawsze. Bohaterka podporządkowała swój świat czterdziestoletniemu nauczycielowi. Wierzyła, że to miłość. Ale czy na pewno? Książka wciąga nas w to, czego chcemy za wszelką cenę uniknąć. A na jakie książki warto w tym roku zaczekać wg. Sandry? - To zdecydowanie „Jak nie bać się bliskości?” Stefanie Stahl, „Ekstremista” Remigiusza Mroza oraz „Zanim Cię zobaczę” Emily Houghton - podsumowuje książkomaniaczka. (eż)
#reklama
| NEWSROOM |
fot. archiwum prywatne
fot. archiwum prywatne
Naturalna siła ziół do wykorzystania w domowym zaciszu
Przytulanki z Koszalina Za igłę złapała po narodzinach córki. – Chciałam stworzyć dla niej coś własnoręcznie, coś co zostanie z nią na lata – mówi Barbara Makaroyj. Na początku szyła dla siebie, później dla rodziny i znajomych, dziś ma swoje stałe klientki i z zaangażowaniem rozwija swój mały biznes. Jej znakiem rozpoznawczym są Przytulanki Doudou. – To idealny prezent dla noworodka. Nie jest to zwykła przytulanka, ale przedmiot, który jest z maluszkiem od najmłodszych lat. Często przesiąka zapachem mamy, a więc tworzy poczucie bezpieczeństwa. Ich wzór wymyślam sama i jest to produkt, z którego jestem najbardziej dumna – wyjaśnia Pani Basia. Kreatywność twórczyni szybko wykroczyła poza maskotki i dziś szyje również wszelakie akcesoria dla dzieci i niemowląt: kokony, kocyki, otulacze, maty do zabawy i kostki sensoryczne. Wszystkie powstają z certyfikowanych materiałów, są bezpieczne dla dzieci. Mam sprawdzonych dostawców. Nie używam żadnych produktów z drugiej ręki. Kostki i maskotki są wypełnione wysokosprężystą kulką silikonową, która się nie zbija – opowiada Barbara Makaroyj. Co ważne – wszystko jest szyte w Koszalinie, więc zamawiając projekty Pani Basi wspieramy lokalny biznes. Jeśli szukacie wyjątkowego prezentu dla noworodka – zerknijcie na Instagram: @mojeszyte_labasia. (eż)
8
Krem gwiazdnicowo-mniszkowy łagodzi podrażnienia, nagietkowy doskonale nawilża skórę, a modrzewiowy redukuje zmarszczki. Sekrety tych i innych roślin doskonale zna Natalia Janczyszyn – zielarz i fitoterapeuta, która na Facebooku prowadzi stronę Karuzela Rękodzieła Ratajki. Przez swoją alergię na konserwanty i pestycydy Pani Natalia zaczęła interesować się składem kosmetyków, które znajdziemy na drogeryjnych półkach. Okazało się, że większość jest wypełniona chemią, która działa drażniąco na naszą skórę. Szukając rozwiązania sięgnęła po rośliny i zioła, z których od dawna pozyskiwane są wszystkie substancje lecznicze. Najpierw sama nauczyła się wydobywać z nich to co najcenniejsze, później tą wiedzą postanowiła podzielić się z innymi. Dziś z roślin jest w stanie zrobić dosłownie wszystko - kremy, toniki, szampony, płyny micelarne, a nawet pasty do zębów. Działają one tak samo dobrze, a nawet lepiej, jak te sklepowe. Nie mają bowiem w składach niczego, co blokowałoby przenikanie substancji leczniczych przez skórę. Najłatwiejszy do wykonania jest naturalny szampon. - Wystarczy wykopać korzeń mydlnicy lub nazbierać kwiatów nawłoci i ugotować z nich wywar. Zawierają one saponiny, które pienią się w kontakcie z wodą. To wystarczy, aby umyć skórę lub włosy. Oczywiście by szampon był bardziej odżywczy możemy dodać naturalne prebiotyki – wyjaśnia. Jeśli chcemy zacząć robić własne kosmetyki już tej jesieni to możemy zbierać korzenie, korę, jarzębinę, owoce głogu, dzikiej róży i czarnego bzu. Królową w tym okresie jest maść z korzenia żywokostu lekarskiego, która działa silnie regenerująco w obrębie tkanki, chrząstki stawowej i kości. Jak ją zrobić? Odpowiedź znajdziecie na FB Karuzela Rękodzieła Ratajki i podczas warsztatów, które odbędą się w ostatni weekend listopada. (eż)
#reklama
| NEWSROOM |
Pierwsze urodziny Vip Beauty Estetic Patrycja Białek Był tort, lampka szampana i wspólne zdjęcia. Nie zabrakło pokazu zabiegów i porad kosmetycznych. Wszystko przygotowane na najwyższym poziomie. Tak swoje pierwsze urodziny obchodził salon medycyny estetycznej Vip Beauty Estetic Patrycja Białek. – Dzień otwarty był dniem moich urodzin, dniem, w którym rok wcześniej kupiłam salon. Zorganizowaliśmy go dla obecnych i przyszłych klientek, ponieważ chciałam, by ludzie mieli możliwość poznać moje „dziecko” – mówi Pani Patrycja. W czasie imprezy klientki mogły nie tylko poznać załogę i usługi salonu, ale także odebrać karty rabatowe na przyszłe zabiegi. Odwiedzający mogli też liczyć na darmowe maski, kremy i inne kosmetyki. – Frekwencja dopisała i miło nas zaskoczyła. Mam nadzieję, że klientkom także się podobało i jeszcze nie raz nas odwiedzą – dodaje właścicielka. Huczne urodziny były swojego rodzaju rekompensatą za brak głośnego otwarcia, które miało miejsce w czasie pandemii. – Mimo początkowych trudności ten rok uważam za bardzo udany. Stworzyłam miejsce, które jest jednym z piękniejszych w Koszalinie. Pracuję z profesjonalistkami, ciągle się szkolimy i rozwijamy. Ludzie to widzą i polecają nasz salon znajomym – podkreśla Patrycja Białek. Więcej o początkach, rozwoju i planach na przyszłość salonu Vip Beauty Estetic Patrycja Białek przeczytacie na kolejnych stronach naszego magazynu.
Kubki pędzlem malowane Farbami i pędzlem opowiada historie. Maluje ludzi, zwierzęta i postacie z bajek. Dzięki niej każdy kubek nabiera indywidualnego charakteru. Amelia Guzik, bo o niej mowa, z rękodziełem miała styczność od dziecka. Zajmował się nim jej pradziadek, dziadek i mama. Po urodzeniu dziecka stwierdziła, że chce zrobić coś dla siebie i także złapała za pędzel.Tworzone przez nią kubki są w pełni spersonalizowane. – Wzór ustalam z zamawiającym, któremu przesyłam wstępny szkic zrobiony na kartce papieru. Gdy dojdziemy do porozumienia przenoszę rysunek na kubek. Staram się go odwzorować, jednak efekt finalny zawsze nieco się różni od szkicu. Taki urok rękodzieła – wyjaśnia Pani Amelia. Na kubek nanoszonych jest kilka warstw farby. Po wyschnięciu są one wypalane w wysokiej temperaturze. – To utrwala wzór i pozwala normalnie korzystać z kubka – mówi artystka. Czy o taki ręcznie malowany kubek trzeba jakoś szczególnie dbać? – Można myć go w zmywarce, jednak jak wiadomo niszczy ona naczynia. Osobiście polecam myć go ręcznie, gładką gąbką i płynem do naczyń, aby cieszyć się kubkiem jak najdłużej – zaznacza Pani Amelia. Jak podkreśla artystka – na kubku jest w stanie namalować niemal wszystko. – Przez ten rok udoskonalałam technikę i chętnie podejmę się wyzwań – dodaje. (eż)
fot. archiwum prywatne
fot. Vip Beauty Estetic Patrycja Białek
Prace Pani Amelii można obejrzeć na jej Instagramie @od_ucha.do_ucha
10
#reklama
| NEWSROOM |
foto: archiwum prywatne
Podbiła urodą region, teraz szykuje się do podboju Polski
Aleksandra Januszewska, 22-letnia koszalinianka, latem zdobyła tytuł Wicemiss Polski Pomorza Zachodniego. Sukcesów na jej koncie jest więcej. Przeszła pierwszy etap eliminacji do programu „Mam talent” i ma bardzo konkretny pomysł na siebie. Wybory Miss Pomorza Zachodniego nie były pierwszymi wyborami, w których wzięła udział. Jak nam zdradziła, była w finale konkursu Elite Model Look Polska oraz Miss Wielkopolski. Modeling to tylko jedna z pasji Wicemiss. Drugą jest śpiew, któremu poświęca wiele czasu i z którym nieśmiało wiąże pewne nadzieje na przyszłość. Aleksandra od lat rozwija swój wokalny talent - najpierw w Centrum Kultury 105, a obecnie w Akademii Muzycznej Turowskich. Jej głos doceniło jury kwalifikacyjne telewizyjnego show i wszystko wskazuje na to, że jesienią zobaczymy ją na domowym ekranie. (jb)
12
#materiał partnerski
| NEWSROOM |
VIP Beauty Estetic Patrycja Białek – z miłości do piękna Salon VIP Beauty Estetic Patrycja Białek to niezwykłe miejsce na mapie Koszalina, które łączy w sobie wyjątkową jakość obsługi Klientów, doskonałą atmosferę i wysoki profesjonalizm wykonywanych zabiegów z zakresu medycyny estetycznej, a także kosmetologii twarzy i ciała. Powstał z pasji do piękna i potrzeby rozwoju. Patrycja Białek, właścicielka salonu, jest absolwentką studiów medycznych. Z branżą beauty związana od siedmiu lat, z kosmetologią i medycyna estetyczną od dwóch. W tym czasie odbyła kilkadziesiąt szkoleń u najlepszych z tej branży – zarówno w Polsce, jak i za granicą. Jak mówi – jest uzależniona od zdobywania wiedzy. Otwierając własny gabinet marzyła o stworzeniu miejsca przytulnego, komfortowego i otoczonego rzeczami najwyższej jakości.
Spełnione marzenie Impulsem do założenia działalności były wielkie aspiracje Pani Patrycji. – Zawsze chciałam odnaleźć swoją drogę, robić to co kocham i odnosić w tej dziedzinie sukcesy. Jestem ambitna i uparta w dążeniu do celu, a we wcześniejszym salonie brakowało mi miejsca do rozwoju. Marzyło mi się miejsce wypełnione ludźmi, gdzie każdy ma swoje zajęcie i razem możemy świadczyć szeroki wachlarz usług. Otwarcie własnej działalności było szybką decyzją. Jednak powiedzmy sobie szczerze – rok 2020 nie był dobrym czasem na otwieranie salonu kosmetycznego. Pandemia, wypadek męża, problemy z remontem… Wszystko to sprawiało, że czasami brakowało mi sił. Do dziś się zastanawiam, jak udało mi się stworzyć tak niesamowite miejsce. Efekty przerosły moje najśmielsze oczekiwania – podkreśla Patrycja Białek. Mimo trudności – udało się. Pierwszy rok działalności przyniósł
ze sobą rzeszę Klientów. Dużym atutem jest nie tylko lokalizacja w samym centrum Koszalina, ale także jego wygląd. W eleganckich, przestronnych i nowoczesnych wnętrzach oraz miłej atmosferze Salon VIP Beauty Estetic Patrycja Białek oferuje szeroki wachlarz usług z wykorzystaniem najbardziej innowacyjnych technologii.
Wyszkolona i ambitna kadra specjalistów Wszystkie zabiegi laserowe, z zakresu medycyny estetycznej oraz kompleksowej pielęgnacji twarzy i ciała wykonywane są przez specjalistów i ekspertów w tej branży. Wszystko to w trosce o nieskazitelny wygląd oraz dobre samopoczucie Klientów. – Zatrudniam cztery wspaniałe, młode i ambitne dziewczyny. Każda z nich posiada kierunkowe wyksztalcenie, ma za sobą szereg kursów oraz ogromne pokłady chęci do pracy. Już na wejściu z Klientkami wita się Sandra, która jest naszą prawą ręką. To ona odpowiada za kalendarz i umawianie wizyt. Jest z nami od niespełna pół roku, a ja zastanawiam się, jak radziłam sobie bez niej. O rzęsy i brwi Klientek dbają Marlena i Sandra, a zabiegami na ciało zajmuje się Agnieszka – wymienia Patrycja Białek. Wszystkie Panie nieustannie rozwijają swoje umiejętności. - Kosmetologia to dziedzina, która zmienia się bardzo dynamiczne. Jeśli chcemy być na bieżąco, to musimy wciąż się doszkalać. Jest to nieodłączny element naszej pracy. Staramy się do naszej oferty stale wprowadzać jakieś nowości. Nie chcemy być standardowym salonem. Chcemy wychodzić poza szereg, dlatego wciąż idziemy do przodu. Wierzę, że nowy rok przyniesie nowe pomysły – mówi właścicielka salonu. Patrycja Białek na co dzień prowadzi zabiegi i szkolenia z zakresu kosmetologii i medycyny estetycznej marki K-Esthetic. Za jej ujmującym uśmiechem kryje się ekspercka wiedza i pewność własnych kompetencji. Jej specjalnością są między innymi mezoterapia, lipoliza, wolumetria, modelowanie ust i zabiegi z użyciem nici PDO. Na jej szkolenia przyjeżdżają ludzie nie tylko z Polski, ale także z zagranicy. – Miesięcznie spod swoich skrzydeł wypuszczam blisko 20 kursantek – dodaje Pani Patrycja.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 03/2021
13
| NEWSROOM |
#materiał partnerski
Bezpieczeństwo poparte wiedzą i nowoczesną technologią Wizją Pani Patrycji było stworzenie wyjątkowego miejsca na mapie urody w naszym regionie. By odpowiedzieć na potrzeby kobiet i dbających o siebie mężczyzn sięga po najlepsze rozwiązania i technologie. Pomaga Klientom nie tylko zadbać o wygląd zewnętrzny, chwilę relaksu, ale także odzyskać dobre samopoczucie, radość i pewność siebie. Wizyta w gabinecie rozpoczyna się od wypełnienia ankiety, w skład której wchodzi wywiad zdrowotny. Każdy klient zapoznaje się z możliwymi skutkami i odczuciami występującymi po zabiegu. Przedstawione są także wszelkie zalecenia pozabiegowe. –Kolejnym etapem jest wstępna konsultacja. Aby dobrać odpowiednie zabiegi muszę znać stan zdrowia Klienta. Wówczas doradzam, czy ten wybrany przez niego jest właściwy i dedykowany jego skórze. Jest wiele przeciwwskazań, które nie mogą być zignorowane. Gdy już wspólnie dobierzemy odpowiednią kurację, spełniającą indywidualne wymagania, przechodzimy do znieczulenia okolicy zabiegowej i rozpoczęcia
14
zabiegu. Na koniec Klient otrzymuje pełną dokumentację zawierającą informację co i kiedy było robione. Jest to niezbędne w przypadku dalszych działań, a niestety nie każdy tak robi – wyjaśnia Pani Patrycja. Salon imponuje zestawem metod odmładzających i upiększających. W ofercie VIP Beauty Estetic Patrycja Białek znajdują się takie zabiegi pielęgnacyjne jak mezoterapia, peelingi medyczne, infuzja tlenowa, oczyszczanie wodorowe i dermapen. Z zakresu medycyny estetycznej są to wolumetria twarzy, modelowanie ust, zabiegi nićmi PDO, symulatory tkankowe i lipoliza. Klientki mogą skorzystać także z zabiegów modelujących sylwetkę oraz wspierających walkę z cellulitem, rozstępami i bliznami. – Są to miedzy innymi zabiegi z użyciem fal radiowych RF, które przenikają przez skórę, w wyniku czego dochodzi do podgrzania tkanek. Stymuluje to komórki skóry do produkcji i regeneracji włókien kolagenowych. Kolejną kurację jest termogeniczny zabieg kształtujący i wyszczuplający sylwetkę Thermogenique, który nie tylko wyszczupla ale ujędrnia skórę. Polecam także Magneffio, w trakcie którego mięśnie są pobudzane do maksymalnej pracy poprzez fale elektromagnetyczne o wysokiej częstotliwości – tłumaczy Patrycja Białek.
#materiał partnerski
Nie tylko dla dojrzałych kobiet Z zabiegów medycyny estetycznej korzysta coraz więcej osób. Przestały być kojarzone z kosztownymi kaprysami, z zaczęły być postrzegane są jako inwestycja w urodę z gwarancją długotrwałych efektów, na którą warto wydać pieniądze. Rynek usług kosmetologicznych jest przebogaty, rozwija się dynamicznie i odpowiada na potrzeby skóry każdego wieku. – Nasz gabinet wyposażony jest w wielofunkcyjne sprzęty i całą gamę najwyższej jakości preparatów do poprawiania urody. Oferujemy więc rozwiązania problemów od młodzieńczego trądziku poczynając, przez przebarwienia, po zmarszczki. Nie jest prawdą, że medycyna estetyczna przeznaczona jest tylko dla dojrzałych kobiet. Wręcz przeciwnie – nalegam, by dbać o skórę od młodych lat i działać zapobiegawczo. Każdy wiek jest dobry, aby zacząć dbać o siebie – podkreśla Patrycja Bałek. Z zabiegów coraz chętniej korzystają także mężczyźni. Panowie decydują się na kuracje, zarówno na twarz, jak i na ciało. – Medycyna estetyczna dla mężczyzn przestała być tematem tabu. Największa uwagę skupiają na likwidacji zmarszczek w okolicy czoła oraz oczu. Coraz chętniej wykonują także wolumetrię twarzy. Bardzo nas to cieszy. Uważam, że nie tylko kobiety, ale także mężczyźni powinni o siebie dbać oraz pozbywać się swoich kompleksów – wyjaśnia Pani Patrycja.
Z jakich kuracji warto skorzystać jesienią? - Nadchodzące miesiące to dobry okres na zadbanie o naszą skórę po lecie. Po letnich kąpielach słonecznych skóra często wymaga regeneracji i odżywienia – mówi Pani Patrycja i przedstawia zabiegi, które warto zastosować.
Oczyszczanie wodorowe To zabieg, od którego powinnyśmy rozpocząć naszą pielęgnację. Jest przeznaczony dla osób w każdym wieku i dla wielu typów cery: trądzikowej, naczynkowej, wrażliwej czy z oznakami starzenia. Opiera się na wtłaczaniu w głąb skóry cząsteczek
| NEWSROOM |
aktywnego wodoru pod dużym ciśnieniem. Dzięki temu aktywny wodór złuszcza i dogłębnie oczyszcza warstwę rogową naskórka. Ten zabieg jest wstępem do dalszych dobroczynnych działań dla urody.
Mezoterapia igłowa Rewitalizuje i poprawia kondycję skóry, przywraca jej świeżości i witalność. Za pomocą mikronakłuć pod skórę podawane są substancje aktywne, a używane składniki możemy dopasować do potrzeb skóry. Najlepsze efekty uzyskuje się po zastosowaniu serii zabiegów.
Peelingi medyczne Jesień to najlepszy moment na złuszczanie martwego naskórka. Dlaczego? Przez większą ekspozycję na słońce podczas lata nasza warstwa rogowa naskórka robi się grubsza – to reakcja obronna skóry na promieniowanie UV. Peeling polega na jego złuszczanie za pomocą odpowiednio dobranych substancji chemicznych. Najpopularniejsze są peelingi kwasem migdałowym, salicylowym i pirogronowym. Rodzaj jest dobierany indywidualne pod potrzeby klienta.
Infuzja tlenowa Jest zabiegiem, który przyspiesza okres gojenia i regeneracji oraz dotlenia skórę. Infuzja tlenowa polega na wprowadzeniu w skórę składników aktywnych na poziomie komórkowym, przy użyciu hiperbarycznego tlenu. Zabieg jest nieinwazyjny, a zatem zupełnie bezbolesny. Efekty widać natychmiast po zabiegu - skóra jest miękka, nawilżona i napięta. Nabiera wyraźnie młodszego wyglądu, emanuje zdrowiem i witalnością. Więcej o zabiegach, życiu i funkcjonowaniu salonu można dowiedzieć się także z mediów społecznościowych. – Codziennie na naszym Facebooku i Instagramie umieszczam posty pokazujące wykonywane przez nas zabiegi i ich efekty. Chcę, by ludzie byli na bieżąco, wiedzieli co się u nas dzieje – podkreśla właścicielka salonu VIP Beauty Estetic Patrycja Białek.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 03/2021
15
| TEMAT Z OKŁADKI |
16
foto: JAKUB MAKAREWICZ
| TEMAT Z OKŁADKI |
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 03/2021
17
foto: PAWEŁ RELIKOWSKI
foto: JAKUB MAKAREWICZ
| TEMAT Z OKŁADKI |
18
| TEMAT Z OKŁADKI |
Żołnierka, studentka, była radna, „chciwa baba”, żona, a od niedawna także podwójna medalistka igrzysk olimpijskich. Małgorzata Hołub-Kowalik przeżywa najlepszy czas w swoim życiu. TEKST MAURYCY BRZYKCY / FOTO: JAKUB MAKAREWICZ IG: @MAKAREWICZ.FOTOGRAFIA / KAROLINA WAŁOWSKA / PAWEŁ RELIKOWSKI
Ostatnie sukcesy Małgorzacie Hołub-Kowalik w głowie raczej jednak nie przewrócą. Gwiazda 29-letniej lekkoatletki już dużo wcześniej przed igrzyskami olimpijskimi świeciła pełnym blaskiem. Razem z koleżankami ze sztafety 4x400 metrów od kilku lat są fenomenem na polskiej scenie sportowej, stabilną dawką optymizmu, huraganem siły, szybkości, ale również kobiecego wdzięku i poczucia humoru. W Tokio złotymi i srebrnymi zgłoskami zapisały się w pamięci polskich kibiców. Hołub-Kowalik w sztafecie 4x400 metrów, razem z Natalią Kaczmarek, Igą Baumgart-Witan i Justyną Święty-Ersetic, ustanowiły czasem 3:20:53 min nowy rekord Polski i w finałowym biegu podczas igrzysk w Tokio uplasowały się tylko za Amerykankami. Jeszcze lepiej poszło sztafecie mieszanej (Karol Zalewski, Natalia Kaczmarek, Justyna Święty-Ersetic, Kajetan Duszyński, Dariusz Kowaluk, Iga Baumgart-Witan i Hołub-Kowalik), która wywalczyła złote medale. A był to debiut tej konkurencji w programie igrzysk olimpijskich. Hołub-Kowalik na sukces zareagowała w swoim stylu. - Po cichutku liczyłam na jeden brązowy medal. Ale jak już wcześniej pewnie mówiłam w wywiadach, jestem chciwa baba i od razu przywiozłam dwa medale – mówi z szerokim uśmiechem koszalinianka.
Niemal wszystkie członkinie srebrnej sztafety pań zdecydowanie nie są szarymi myszkami. Sprinterskie dystanse mają w sobie coś, co sprawia, że zawodnicy i zawodniczki występujący na nich są trochę bardziej wygadani, pewni siebie – przynajmniej jeżeli chodzi o wizerunek na bieżni i poza nią – i często są także najjaśniejszymi gwiazdami całej lekkoatletyki. Teraz Hołub-Kowalik oraz jej koleżanki i koledzy z kadry weszły na jeszcze wyższy poziom swojej popularności i czerpią z tego pełnymi garściami. W pewnym momencie dla niektórych może stać się to męczące. Fani oczekują autografów, zdjęć na każdym kroku. Kiedy trwał poolimpijski tour Hołub-Kowalik ze złotym medalem (Lublin, Szczecin, Koszalin), niemal każdy z kibiców chciał dotknąć krążek. - To nie jest męczące, to jest naprawdę bardzo miłe (śmiech) – mówi Małgorzata Hołub-Kowalik. - Być może po jakimś czasie tak się stanie, ale to odpowiem na to pytanie za kilka tygodni. Teraz to jest naprawdę się tym cieszę. Dla mnie igrzyska olimpijskie były zawsze najważniejszą imprezą. Kto zdobywał medal w tej imprezie, stawał się autorytetem sportowym. Ja jestem w szoku, że mam te medale. Od razu dwa. Popularność nie jest na razie męcząca. Ja się cieszę z tymi ludźmi, którzy cieszą się razem ze mną. Fajne jest to, że wspierają, że gratulują, że oglądali olimpijskie
zmagania. Tak samo jak my na mecie, wielu ludzi płakało przed telewizorami. A to znaczy, że dostarczyliśmy wielu emocji. Polska lekkoatletyka przeżywa świetną dekadę. Polacy są mistrzami olimpijskimi, medalistami tych imprez, rekordzistami świata, stale obsadzającymi podium mistrzostw świata czy Europy. Liczą się niemal w każdej konkurencji. Dodatkowo mamy wyjątkowe pokolenie sportowców pod względem mentalnym. Nasi zawodnicy są silni, świadomi swojej wartości, przestrzegający zasad fair play, świetnie przygotowani fizycznie, a dodatkowo cieszący się życiem, z odpowiednim nastawieniem mentalnym przy porażkach i sukcesach. To przynosi olbrzymie efekty. Podczas igrzysk olimpijskich w Tokio spośród 14 medali wywalczonych na japońskich arenach przez Polaków aż dziewięć, w tym cztery złote, wywalczyli lekkoatleci. Już dawno wyszli z cienia gwiazd sportów zespołowych, ale nie ograniczają się tylko do rozwoju sportowego. Hołub-Kowalik mocno związana jest z Koszalinem. To jej rodzinne miasto, tu zaczynała karierę sportową i przez jej większą część reprezentowała miejscowy KL Bałtyk. Kilka lat temu sprinterka spróbowała dostać się do Rady Miasta Koszalina. W wyborach samorządowych w 2014 roku jeszcze jej się to nie udało, ale kilka miesięcy
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 03/2021
19
| TEMAT Z OKŁADKI |
Dla mnie igrzyska olimpijskie były zawsze najważniejszą imprezą. Kto zdobywał medal w tej imprezie, stawał się autorytetem sportowym. Ja jestem w szoku, że mam te medale. Od razu dwa. Popularność nie jest na razie męcząca. Ja się cieszę z tymi ludźmi, którzy cieszą się razem ze mną. Fajne jest to, że wspierają, że gratulują, że oglądali olimpijskie zmagania. Tak samo jak my na mecie, wielu ludzi płakało przed telewizorami. A to znaczy, że dostarczyliśmy wielu emocji.
później dokonała tego, gdy w radzie zastąpiła Przemysława Krzyżanowskiego. Hołub-Kowalik teraz musi dzielić czas między wyjazdami na imprezy, zgrupowania, a dwoma miastami: Koszalinem i Lublinem. To drugie miasto to jej nowy dom. Rok temu sprinterka z Koszalina została zawodniczką AZS UMCS Lublin. Ten klub ściąga ostatnio do siebie zachodniopomorskich sportowców, bowiem tym samym tropem jakiś czas temu powędrował policzanin, Marcin Lewandowski. Daleki Lublin, czasami nawet 300 dni w roku na zgrupowaniach i imprezach – ten tryb życia mocno łagodzi mąż naszej medalistki z Tokio, Jakub Kowalik. Para jest razem od ponad dekady i partner nie opuszcza boku sprinterki podczas najważniejszych zawodów. Czasu na wszystko zbyt wiele nie ma, ale nasza bohaterka lubi dokładać sobie nowych obowiązków. Hołub-Kowalik kilka lat temu została żołnierką Wojska Polskiego. Razem z grupą innych sportowców, a także obecnych medalistów olimpijskich (m.in. Agnieszka Skrzy-
20
pulec czy Patryk Dobek) przeszła kurs w jednostce 36. Dywizjonu Rakietowego Obrony Powietrznej. Obecnie Hołub-Kowalik jest w stopniu szeregowej. Dodatkowo jest studentką lublińskiego UMCS na kierunku bezpieczeństwa wewnętrznego na drugim stopniu. Zdalne nauczanie mocno jej pomaga. Uczestniczyć w zajęciach mogła nawet z dalekich miejsc zgrupowań. Hołub-Kowalik jest w takim wieku, że powoli na sprinterskiej bieżni ustępuje się młodszemu pokoleniu. Panie ze srebrnej sztafety miały po igrzyskach w Tokio złożyć małe deklaracje, jeżeli chodzi o dalszą część kariery. Ale… przesunęły swoją decyzję. – Powiemy wam… za rok. Jakie to uczucie być dwukrotną medalistką olimpijską? Nie mogę powiedzieć, bo to niecenzuralne słowo – skwitowała ze śmiechem Hołub-Kowalik, gdy dziennikarze pytali ją o przyszłość i uczucia po wywalczeniu medali. Koszalinianka sama jest tego świa-
doma, że występując niemal od 10 lat w kadrze, praktycznie bez większych przerw, musi też być mentorką dla młodszych zawodniczek. I tak też było w Tokio. Hołub-Kowalik potrafiła udzielać bardzo merytorycznych porad, ale nie wahała się używać także mocno motywacyjnych okrzyków tuż przed startami. Same igrzyska były zupełnie inną imprezą, po pierwsze bez kibiców, po drugie w reżimie sanitarnym. - Miałam to szczęście, że startowałam już także w igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro, więc mam małe porównanie – zaznacza Hołub-Kowalik. - Myślę, że organizacja stała na świetnym poziomie. Niestety, ze względów na COVID-19 było bardzo dużo obostrzeń. Bezpieczeństwo zawodników było jednak najważniejsze i nie było z tym problemów. Każdy z uczestników doskonale to rozumiał. My cały poprzedni rok startowaliśmy z wieloma obostrzeniami, więc byliśmy już trochę na to gotowi. Mnie, szczerze mówiąc, nic nie zaskoczyło.
foto: KAROLINA WAŁOWSKA
| TEMAT Z OKŁADKI |
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 03/2021
21
| EDYTORIAL |
22
| EDYTORIAL |
Beauty
& strength Foto. Ewelina Monastyrska IG: @e.monastyrska.kobieco FB: @e.monastyrska.kobieco Modelka: Monika Kazyaka
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 03/2021
23
| EDYTORIAL |
24
| EDYTORIAL |
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 03/2021
25
| EDYTORIAL |
26
| EDYTORIAL |
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 03/2021
27
| STYL ŻYCIA |
Monika Kazayka - wracam na muzyczne tory Jej głosem zachwycał się Kuba Wojewódzki, Tatiana Okupnik i Czesław Mozil. Wszystko za sprawą rewelacyjnego występu w programie X-Factor, gdzie w wieku 16 lat zaprezentowała swój autorski utwór „Be Here”. Po udziale w programie zniknęła na 6 lat. W tym czasie skończyła szkołę, urodziła córkę i… uwolniła się od toksycznego związku. Teraz wraca z nowymi siłami, pomysłami i wsparciem. TEKST EWELINA ŻUBEREK / FOTO EWELINA MONASTYRSKA FB: @E.MONASTYRSKA.KOBIECO, IG: @E.MONASTYRSKA.KOBIECO
Monika Kazayka to pochodząca z Koszalina 24-letnia piosenkarka. Jak sama mówi – śpiewa odkąd pamięta. – Jako dziecko zabierałam mamie szpilki i śpiewałam do pilota. Już wtedy wewnętrznie wiedziałam, że to jest moja droga i nie ma dla mnie innej opcji – mówi Monika. Będąc jeszcze w zerówce, występowała na rożnych konkursach i przedstawieniach. Pierwszy koncert dała w czasach szkolnych. – Byłam bodajże w czwartej klasie, gdy zostałam zaproszona do zaśpiewania kilku piosenek na rodzinnym pikniku organizowanym przez firmę, w której pracowała moja mama. Nie czułam żadnej tremy. Wierzyłam, że jestem super i sobie ze wszystkim poradzę – wspomina piosenkarka. Przełomem w jej karierze był występ w programie X-Factor w 2013 roku. – To był bardzo emocjonujący czas w moim życiu. Piosenka, z którą wystąpiłam odzwierciedlała ten stan. Włożyłam w nią serce i jurorzy to docenili. Idąc tam, wiedziałam, że mi się uda. Wierzę, że niektóre rzeczy ściągamy na siebie. Występ w programie to jedno z moich najpiękniejszych wspomnień związanych z muzyką – podkreśla artystka. Program przyniósł jej wiele muzycznych możliwości, z których… zrezygnowała. Dlaczego? – Byłam młoda i głupia. W pewnym momencie zbłądziłam. Zostawiłam muzykę dla byłego już chłopaka, który był tak zazdrosny, że nie pozwalał mi na udział w teledyskach. Teraz po latach, z bagażem doświadczeń, wracam do muzyki. W międzyczasie urodziłam córkę i poznałam fantastycznego mężczyznę, który wspiera mnie w tym, co robię – mówi. Aktualnie Monika Kazayka pracuje nad wydaniem debiutanckiego albumu. – Nad materiałem pracuję w zaciszu domowym. Przez
28
te 6 lat szukałam swojego gatunku muzycznego. Stwierdziłam, że nie chcę odbiegać za bardzo od tego, co już było. Płyta będzie zawierała więc emocjonalne utwory, kobiece, ale z pazurem, niektóre w wersji akustycznej. Mam nadzieję, że ukaże się w przyszłym roku – podkreśla Monika. W najbliższym czasie Monika chce zaprezentować utwór, który powstał we współpracy z jednym z koszalińskich raperów. – Nie chcę jeszcze zdradzać, kto to będzie, ale mam nadzieję, że obydwoje na tym zyskamy. Choć nasze style się różnią, to wiele osób po jego wysłuchaniu mówi, że będzie to strzał w dziesiątkę – mówi piosenkarka. Artystka podkreśla, że choć Koszalin jest małym miastem, to dobrze jej się tu tworzy. – Oczywiście są takie problemy jak brak wytwórni czy profesjonalnego studia. Ale z drugiej strony są tutaj osoby, które bardzo mnie wspierają. Mówię nie tylko o rodzinie, ale także innych artystach. W Koszalinie jest naprawdę wielu młodych, zdolnych ludzi. Pomagają mi przy pracy z teledyskami, tekstem i muzyką, a także udostępniają studio nagrań. Wszyscy próbujemy działać razem, by tworzyć numery, które mogą zdobyć popularność w internecie. To chyba jedyna szansa na wybicie się z Koszalina. Mimo wszystko to piękne miasto, w którym się wychowałam i nie zamierzam z niego wyjeżdżać – tłumaczy piosenkarka. Muzyczne marzenie? – Dużych wymagań nie mam. Chcę po prostu wydać płytę i dawać koncerty. W przyszłości chciałabym stworzyć coś wspólnie z Sanah, która jest moją muzyczną inspiracją – wyjawia artystka. Poza muzyką Monika Kazayka interesuje się modelingiem, fotografią, podróżami i kosmetologią. Spełnia się jako matka i kobieta. Jednak jak podkreśla – wraca na muzyczne tory i nic jej nie zatrzyma.
#reklama
Twój licencjonowany partner do przeprowadzek prywatnych i firmowych oraz transportu mebli w kraju i za granicą.
Firma rodzinna z pełną obsługą Jako firma rodzinna, z krótkimi kanałami komunikacji, przyjaznymi i zaangażowanymi pracownikami, oferujemy Państwu do tego najlepsze warunki. Firmy gwarantuje Państwu profesjonalizm, rzetelność, pełną obsługę oraz przyjazność dla klienta. U nas klient jest królem! 30-letnie doświadczenie w branży, od pracowników po właściciela odnoszącej sukcesy firmy rodzinnej, sprawia, że jesteśmy w stanie spełnić każde życzenie klienta indywidualnie.
Dołącz do nas: PRACA CZEKA! Szukamy: monterów, kierowców i tragaży! Preferencyjne warunki, możliwość zakwaterowania, niewymagany język niemiecki, dyrekcja firmy mówi po polsku!
WIĘCEJ INFORMACJI: +49 170 2954301 (SMS) | info@umzuege-Kazon.de
www.umzuege-Kazon.de
| ROZMOWA STYL ŻYCIAMIESIĄCA | |
Pisanie książek jak lekcja pokory - Aneta Kozińska o swoim literackim debiucie. Dopiero co wydała swoją pierwszą powieść „Sploty”, a już szykuje kolejne książki. Pochodząca ze Szczecinka Aneta Kozińska nie ukrywa radości ze swojej rozwijającej się kariery pisarskiej, jednak, jak mówi, ceną za nią jest cierpliwość i pokora. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO ARCHIWUM PRYWATNE
Ile książek czyta Pani w ciągu roku? - Wszystko zależy od wolnego czasu, ale powiedziałabym, że około dwudziestu. To chyba nie jest imponująca liczba (śmiech). Ale rodzina jest dla mnie najważniejsza i to ona skupia najwięcej mojej uwagi. Książka jest dla mnie sposobem na relaks i inspiracją twórczą. W takim razie, którzy autorzy i jakie historie Panią inspirują? - Od wielu lat jestem zakochana w twórczości Janusza Wiśniewskiego, autora „Samotności w sieci”. Zresztą jest to jedna z moich ulubionych książek. Cenię sobie styl, w jakim jest napisana, ale i samą historię. Bardzo lubię też Camilę Lackberg i jej skandynawskie kryminały. Do tego pomału odkrywam twórczość Sidneya Sheldona. Po nowe tytuły często sięgam po obejrzeniu filmów bazujących na książkach.
30
Lubię porównywać wersje. Zwykle ta literacka podoba mi się bardziej, choć są wyjątki, jak w przypadku „Wyznań gejszy”, w których książka i film są sobie równe. Mam otwartą głowę. Jest tylko jeden typ filmu i literatury, do którego się nie przekonam. To science fiction (uśmiech). Teraz Pani dołączyła do grona pisarzy i osób, które mogą stać się czyjąś inspiracją. Jakie były Pani oczekiwania względem publikacji pierwszej książki i na ile się sprawdziły? - Wydanie książki zawsze było moim wielkim marzeniem. Dzięki sumiennej pracy i cierpliwości udało mi się je spełnić. Obecnie wraz z wydawnictwem pracuję nad jej promocją. Co przyniesie jutro? - Tego nie wiem. Przyznam, że nie miałam większych planów i oczekiwań. Po prostu cieszę się, że mi się udało. Dowiedziałam się, że najpierw napisała Pani powieść, a dopiero później pojawiła się możliwość publikacji. Jak znalazła Pani właściwe wydawnictwo? - Znalezienie właściwego wydawnictwa dla debiutującego pisarza jest chyba trudniejsze niż napisanie książki (uśmiech). Ja zrobiłam to w dość tradycyjny sposób. Rozesłałam moją powieść do pokaźnej liczby wydawnictw i czekałam na odpowiedź. Jedne firmy grzecznie odmawiały, inne milczały. Taka metoda kosztuje dużo cierpliwości, której mi brak. Dlatego przelałam całe litry łez i musiałam zmierzyć się z falą frustracji. Na szczęście było warto. Po pół roku znalazłam Białe Pióro, wydawcę, który zainteresował się moją powieścią. Myśli Pani, że gdyby w Polsce, tak jak np. w Stanach, były dostępne kursy literackie dla przyszłych pisarzy, to byłoby łatwiej? - Myślę, że tak. Wielu pisarzy w naszym kraju nie ukończyło żadnego kierunku związanego z literaturą. Sama do
| ROZMOWA MIESIĄCA |
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 03/2021
31
| ROZMOWA STYL ŻYCIAMIESIĄCA | |
nich należę. Możliwość nauki i obycia się z realiami rynku na pewno byłyby pomocne. Oczywiście są osoby utalentowane, których historie niemal same się piszą i z miejsca zdobywają uznanie recenzentów w wydawnictwach. Ale nie oszukujmy się, takie osoby stanowią niewielki odsetek wszystkich pisarzy. Dziś wiele osób próbuje amatorsko swoich sił w pisaniu. W moim przypadku też tak było. Pojawił się pomysł, później żmudna praca nad rozpisaniem całej historii, w końcu wyłoniła się książka. Nauka stylu i języka to coś, co myślę, że przychodzi z czasem. Oczywiście, jestem przeciwna temu, by napisać cokolwiek, oddać to w ręce korektorów i liczyć, że wykonają za nas całą pracę. Pokora jest niezwykle ważna. Co to znaczy, że pokora jest ważna? Czyżby legendy o tym, że wydawnictwa zmieniają całe treści książek, były prawdziwe (uśmiech)? - Wydawnictwo ma prawo do uwag, w końcu odpowiada za publikowaną treść. W moim przypadku leżał styl. Wymagało to szerszego omówienia i zmian w treści. Muszę powiedzieć, że to, czego uczymy się w szkole podstawowej czy średniej, ma się nijak do zasad obowiązujących w literaturze. Pierwsze lekcje tego, jak powinno się pisać, zaczęłam brać przy Białym Piórze. To wszystko wymaga pokory i otwartości. Jeśli człowiek będzie za bardzo stawiał na swoim, najprawdopodobniej nie zajdzie daleko. Zatem co wynikło z tych nauk? Światowej sławy autorzy zawsze radzą, by nie komplikować zbytnio historii. Jak to jest w „Splotach”? - Już sama nazwa podpowiada, że zupełnie nie posłuchałam tej rady (śmiech). Charakter tej historii po części wynika z mojego charakteru. Lubię, kiedy coś się dzieje, kiedy trzeba pochylić się nad problemem i go rozwikłać. Trochę się nakombinowałam, aby historie moich postaci zazębiły się ze sobą, jednocześnie nie gubiąc sensu. Z pomocą moich korektorek, myślę, że to się udało. I tu znów kłania się kwestia pokory. Wydawnictwo miało kilka sugestii co do ciągu zdarzeń. Przyjęcie krytyki było ważne, bo pozwoliło mi spojrzeć na opowieść z szerszej perspektywy. To, jak my postrzegamy dany temat, nie znaczy, że inni widzą go tak samo. To bardzo ważne z perspektywy czytelnika. Powieść opowiada o trzech różnych mężczyznach i ich życiach. Po premierze pojawiły się sugestie, że jest to kolejny erotyk dla kobiet. Jak jest w rzeczywistości. Dla kogo napisała Pani tę książkę? - Moja książka erotykiem na pewno nie jest. Rzeczywiście dotarły do mnie takie opinie, ale nie wiem, z czego wynikają. Wszelkie momenty bliskości między bohaterami „Splotów” są wynikiem toku opisywanego życia, a nie fantazji. Nie stanowią też motoru napędowego historii. Dlatego każdy, kto sięgnie po tę powieść z nadzieją na opowiadanie erotyczne, będzie rozczarowany (śmiech). Starałam się pisać i do kobiet, i do mężczyzn. Wiedziałam, że przyjęcie odpowiedniej perspektywy będzie trudne. Kobiety nie lubią czytać o facetach, a faceci nie lubią być opisywani przez
32
kobiety. Zależało mi, żeby zmienić punkt widzenia czytelnika i skłonić go do refleksji, że nie można mierzyć wszystkich jedną miarą. Kobiety postanowiłam wprowadzić do książki jako postaci drugoplanowe, co nie znaczy, że są mniej ważne. To one i ich zachowania często pozwalają złapać ostrość na problemy głównych bohaterów. Jakie wątki będą kluczowe? Miłość, nienawiść? - Też, choć raczej wskazałabym alkoholizm u jednej z pań, przemoc fizyczną i przełożenie pracy ponad życie rodzinne. Nie obawiała się Pani, że przesunięcie kobiet na drugi plan i okraszenie ich negatywnymi emocjami - ofiara przemocy, alkoholiczka - może spotkać się z negatywnym odbiorem? - Nie myślałam o tym, kiedy budowałam moje postaci. Na pewno nie próbowałam umniejszyć roli czy wartości kobiet we współczesnym świecie. Każdy z nas zmaga się z różnymi problemami bez względu na płeć. Nie ma co udawać, że tak nie jest. Zepchnięcie kobiet na drugi plan również nie jest uderzeniem w kobiety. Po prostu wynika to z natury tej historii. Poza tym nie popadajmy w paranoję. Próbując ominąć wszystkie delikatne tematy, szybko okazałoby się, że nie zostanie nam nic do powiedzenia. Co dalej wydarzy się ze „Splotami”? Planuje Pani kontynuację? - Tak, w pewnym sensie tak (uśmiech). Zdradzę, ale bez szczegółów, że druga książka jest już napisana i czeka na publikację. Jeśli ktoś przeczytał „Sploty” na pewno znajdzie w niej kilka odniesień. Powiem więcej, mam już też rozpisaną trzecią książkę, a pomysł na czwartą właśnie się rodzi. Moja przygoda z pisarstwem rozpoczęła się na dobre.
#reklama
| MIASTO |
34
| MIASTO |
Szlakiem koszalińskich murali W Koszalinie są ich dziesiątki, jeśli nie setki. Jedne są widoczne, inne mniej. Tworzy je kilkunastu koszalińskich twórczyń i twórców. Murale. Te ścienne malowidła nie tylko upiększają przestrzeń miejską, ale też potrafią nieść wartość informacyjną, społeczną, turystyczną czy historyczną. Poznajmy je bliżej. TEKST KRZYSZTOF MARCZYK / FOTO NATALIA SALA
Murale już nie raz udowodniły, że są ważną częścią naszego miasta. Od niedawna dzięki przedstawicielom Wydziału Kultury i Spraw Społecznych w Koszalinie można zapoznać się z ich mapą, opublikowaną w ponad 20-stronicowym dokumencie. Dostępny jest on za darmo na stronie www.ck105.koszalin.pl. Zainteresowani mogą sprawdzić, w jakich lokalizacjach można znaleźć wyjątkowe malowidła, które tworzy się bezpośrednio na ścianach budynków. - Chcieliśmy wspólnie ze środowiskiem skupionym wokół instytucji kultury, organizacji pozarządowych działających w tej sferze, artystami, animatorami i innymi mieszkańcami naszego miasta stworzyć listę ważnych dla kultury miejsc na mapie Koszalina - czytamy w dokumencie. - Założeniem było wskazanie zarówno tych cieszących się największą popularnością w kontekście uczestnictwa w kulturze, jak i takich, które zdaniem mieszkańców mają potencjał do organizacji wydarzeń kulturalnych - uzupełniają autorzy mapy, dodając, że dotychczasowe podsumowanie i sfotografowanie murali i prac w technice sgraffito (czyli nakładanie kolejnych, kolorowych warstw tynku, kolorowych glin czy farby) nie jest skończone i ostateczne. Mapa ma charakter otwarty i będzie aktualizowana o nowe bądź jeszcze nieodkryte lokalizacje murali. - Murali w mieście jest coraz więcej, stąd pomysł na mapę powiedziała nam Natalia Sulima z Referatu Kultury i Sportu
w Koszalinie. - Impulsem do jej powstania była pandemia. Uznaliśmy, że dobrą aktywnością w czasie, gdy prawie wszystko było zamknięte, byłby spacer śladem murali i podziwiania tych wszystkich prac. Warto zaznaczyć, że wiosną przyszłego roku planujemy wydanie zaktualizowanej wersji mapy, uzupełnionej o nowe murale. Zachęcamy do kontaktu, do wskazywania nam miejsc, gdzie powstają nowe murale. Do grupy koszalińskich artystów, którzy pracują nad muralami w mieście, należą m.in. Tomasz „Cukin” Żuk, Maciej Mazurkiewicz, Anna Waluś, Andrzej Ciesielski, Gabriel Kamiński, Dawid Wojda „Dejart” czy Piotr „Tuse” Jaworski. To oczywiście nie wszyscy. Zwłaszcza pierwszy z wymienionych to prawdziwa osobowość, jeśli chodzi o koszalińską sztukę uliczną. „Cukin” zaznaczył swoją obecność w najważniejszych lokalizacjach Koszalina. Stworzył murale w parku, na osiedlach czy budynkach w centrum. Jak wygląda to od strony technicznej? Cóż, niezbędne są wszystkie pozwolenia i zgody, od konserwatora zabytków, wydziału nieruchomości czy zarządu dróg, w przypadku zajęcia pasa drogowego przy stawianiu rusztowania. A potem można zabrać się do tworzenia. Jak mówi nam „Cukin”, najpierw przygląda się on otoczeniu, okolicznym budynkom, kolorom elewacji, ale też drzewom, zieleni. Od początku plan jest taki, by końcowy efekt dobrze komponował się z otoczeniem. Po zaakceptowaniu pro-
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 03/2021
35
| MIASTO |
jektu muralu przez zleceniodawcę, tworzy on na ścianie szkic, potem wypełnia kolorem, cieniuje i na końcu dodaje najdrobniejsze detale. Im ich więcej, tym lepiej. W zależności od skali zadania, po około tygodniu (tyle średnio zajmuje to koszalińskiemu twórcy) mural jest ukończony. Praca ma być efektowna, zwracać na siebie uwagę. Gdy obserwator zatrzyma się na dłużej przy muralu, to dostrzeże coraz więcej szczegółów. Malkontenci powiedzą, że to niepotrzebne wymysły, ale prawda jest taka, że historia ściennych malowideł sięga czasów prehistorycznych i malunków w jaskiniach. Najstarsze znalezione malunki na ścianach mają około 30 tysięcy lat. Pokolenia mijały. Zmieniła się kultura, obyczaje, technologie. Zmieniały
36
się też ścienne malowidła. Z czasem coraz bardziej złożone, wielowymiarowe, z przekazem politycznym, ekologicznym, nawiązujące do innych dziedzin kultury, sztuki czy show biznesu - możliwości są w zasadzie nieograniczone, pod warunkiem, że nie naruszają prawa, zasad dobrego smaku czy norm obyczajowych. Prace potrafią skłonić do przemyśleń, pokazać inne oblicze miasta, przypomnieć jego historię i kulturę czy zachęcić do dalszych poszukiwań innych lokalizacji murali, bo przecież muralowa turystyka jest coraz popularniejsza. I choć w przypadku Koszalina jest jeszcze za wcześnie, by mówić o turystyce muralowej, to, patrząc na zaangażowanie lokalnych twórców i społeczności, w przyszłości nie jest to wykluczone.
#reklama
foto: archiwum
| MIASTO |
Zielone miasto, to takie które stawia na zieloną komunikację Koszalin często określany jest zielonym miastem. Mieszkańcy metropolii zazdroszczą nam parków, które zajmują sporą powierzchnię miasta, czy lasów w rejonie Góry Chełmskiej. Czy to jednak jedyne powody, dla których Koszalin zasługuje na miano zielonego miasta? Ekologiczne miasto to takie, w którym funkcjonują rozwiązania promujące ekologiczną komunikację, choćby najbardziej ekologicznym sposobem jest korzystanie z roweru. Ścieżek rowerowych regularnie przybywa, po Koszalinie poruszać się też można rowerem miejskim. Jest coraz lepiej, ale rowerzyści mają swoje uwagi – trasy rowerowe kończą się czasem w sposób absurdalny, nie są ze sobą połączone, niektóre są za wąskie „wycięte” z chodnika. Problem jest też podejście przechodniów, którzy nie respektują praw rowerzystów oraz kierowców. Ale osób, które rower uważają za swój główny środek lokomocji przybywa. Trudno jednak oczekiwać by wszyscy zrezygnowali z tradycyjnego transportu. Na szczęście dla środowiska ekologiczna komunikacja to też taka, która stawia na napęd elektryczny. Koszalińskie MZK w swoim taborze ma niskoemisyjne autobusy hybrydowe na razie to pięć autobusów Volvo. Wymiana pozo-
38
stałych na nowocześniejsze wersje byłaby krokiem w dobrym kierunku, tyle że to rozwiązanie dość kosztowne. Miasto inwestuje w niskoemisyjny transport publiczny. Czy wspiera też kierowców, którzy przesiadają się do hybrydowych lub elektrycznych aut? Na razie nie ma ich zbyt wielu. W Koszalinie łącznie zarejestrowanych jest ponad 85 tys. samochodów, z czego tylko ponad 50 to pojazdy elektryczne (samochody i motorowery)! Energa Operator we współpracy z samorządem (Koszalin udostępnił teren) postawił ponad 20 stacji ładujących w różnych lokalizacjach, głównie przy parkingach. Każda z nich, o mocy 22kW, wyposażona jest w dwa punkty ładowania. Dla kierowców łatwy dostęp do stacji ładowania to ważny argument za wyborem ekologicznych aut. A jakie modele samochodów elektrycznych są dostępne w Koszalinie?
- Nasze elektryczne modele jakimi dysponujemy, czyli kompaktowy ID.3 i pierwszy elektryczny SUV Volkswagena ID.4 idealnie wpisują w ekologiczny trend jaki opanowuje miasta. Neutralne pod względem emisji CO2, bezgłośna jazda i reedukacja dwutlenku węgla powodują, że tego typu samochody sprawdzą się w miejskiej jeździe. W tych autach nie brakuje niczego: komfortu, miejsca w środku ani zasięgu – zapraszamy do przekonania się podczas niezobowiązujących i bezpłatnych jazdach próbnych w naszym salonie – mówi Łukasz Machocki kierownik salonu Volkswagen. (red.)
#reklama
Autoryzowany Dealer Volkswagen Grupa Cichy – Zasada Ul. Gnieźnieńska 24B, Koszalin
| STYL ŻYCIA |
Co mama nocą pisze? Anna Fabiszewska-Stachula jest nauczycielką języka polskiego, pedagogiem, doradcą zawodowym, a przede wszystkim – mamą 4-letniej Karoliny. Jak mówi - macierzyństwo to Himalaje, w których pozostanie już do końca życia. W 2021 roku wraz z przyjaciółką Moniką Górką wydała książkę „Bezradnik. Wyrazy macierzyństwa”, w której panie potwierdzają, że bycie mamą to nie tylko pozytywne emocje, ale czasami także bezsilność. ROZMAWIAŁA EWELINA ŻUBEREK / FOTO ARCHIWUM PRYWATNE
Zanim zagłębimy się w treść „Bezradnika”, wyjaśnijmy, skąd taki przewrotny tytuł i jak go interpretować? Odsyłamy do dwóch znaczeń: „Bezradnik”, bo prezentujemy nasze doświadczenie macierzyństwa zupełnie zwyczajnie i pokazujemy, że każda mama bywa bezradna. „Bezradnik”, bo w czasach, gdy na rynku jest mnóstwo poradników, on nie zawiera żadnych rad. Po rady odsyłamy do ekspertek, które wymieniamy w zakończeniu. Skoro nie znajdziemy tam porad, to czego możemy się spodziewać? Wszystkiego, co dotyczy bycia mamą. „Bezradnik” jest napisany w formie alfabetycznie ułożonych felietonów stworzonych przez Monikę i przeze mnie. Są one pretekstem do rozważań na temat: emocji, intymności, zmian, wyborów, zaufania. Pozostawiamy w nim wolne miejsce na przemyślenia czytelnika. Można go więc potraktować jako pamiętnik i w przyszłości wrócić do tych zapisków. To forma terapii, rozmowy i pewnej bliskości w tych trudnych dla nas wszystkich czasach pandemii. „Bezradnik” jest skierowany do kobiet, które już mają dzieci czy raczej do przyszłych mam? Myślę, że jest bardzo uniwersalny. Kobiety, które już mają dzieci, mogą się przekonać, że nie tylko one bywają bezsilne, że to normalne. Przyszłe mamy poznają wiele wyrazów macierzyństwa. Bez upiększania, ale też bez przesadnego naturalizmu. Może znajdą pocieszenie, ukojenie, a może odrobinę humoru. Myślę, że to też fajna publikacja dla mężczyzn. Nie bez powodu w naszych felietonach na literę „T” pojawił się dwa razy tata - „T jak Tata”. Skoro o macierzyństwie mowa – co z Pani punktu widzenia jest w nim najtrudniejsze? Gdy spodziewałam się córki, zdałam sobie sprawę z tego, jak niewiele wiem o opiece nad takim maluchem. Macierzyństwa uczyłam się z godziny na godzinę.
40
Oj! Jak bardzo chciałam mieć wtedy taki bezradnik, który opowiedziałby mi, co przede mną. W macierzyństwie - moim zdaniem – najtrudniejsze są emocje. Musimy uwierzyć w to, że jesteśmy wystarczające, że robimy wszystko najlepiej, jak się da. Mimo skrajnych emocji. Osiem miesięcy temu założyłyście konto na Instagramie „Mama pisze nocą”. To także nazwa waszego wydawnictwa i bloga. Czy faktycznie piszecie nocą? W naszym pierwszym wpisie na Instagramie rozważamy, jakie jest to nocne życie. Dla mnie – bardzo twórcze. Instagram powstał dzięki naszym nocnym rozmowom, na które w dzień zwyczajnie nie miałyśmy czasu. Chcemy dotrzeć do jak największej grupy kobiet, by wzajemnie się wspierać i pokazywać, że mamy podobnie i żadna z nas nie jest sama z problemami. Nasz # to kobietakobieciewinternecie. Obecnie tworzymy mamapiszenoca.pl. Marzymy o podcastach. Czy z twojej perspektywy Koszalin jest miastem przyjaznym dzieciom? Do Koszalina przyjechałam w 2014 roku. Stąd pochodzi mój mąż. Zawsze chciałam mieszkać blisko morza, które daje mi przestrzeń. Mieszkamy w Jamnie, więc można powiedzieć, że to taka wieś w mieście. W okolicy mamy plac zabaw i Orlik, które często odwiedzamy, mamy swój ogródek, owoce, warzywa, a w pobliżu dużo zwierząt. Dla czterolatki to duża atrakcja. Myślę, że z czasem będę poszukiwała form spędzania wolnego czasu dla córki i wtedy będę mogła powiedzieć nieco więcej. Żadnych minusów? Należę do ludzi, którzy nie lubią minusów. Doceniam to, co mamy. Na pewno ucieszyłaby nas ścieżka rowerowa w Jamnie, plac zabaw z ochroną przed słońcem. Najbardziej jednak możliwość adaptacji dzieci i rodziców w każdym żłobku i przedszkolu. Bo przecież nasze dzieci to mali my.
Witaj! Bardzo nam miło przywitać Cię w Babińcu. Z myślą o Twoim rozwoju językowym stworzyłyśmy społeczność od kobiet dla kobiet wzajemnie wspierających się w nauce języków, inspirujących, dzielących się swoimi doświadczeniami, sukcesami i wyzwaniami na drodze doskonalenia językowych umiejętności. W Babińcu znajdziesz przydatne insta-lekcje, zatopisz się w językowych ciekawostkach i nowinkach, poznasz profesjonalne triki na języki, odwiedzisz najciekawsze zakątki świata, udasz się w niezapomniane językowe podróże oraz... nareszcie rozpoczniesz naukę języka obcego podczas ciekawych zajęć online na żywo z Twoją lektorką. Zapraszamy Cię do wspólnej nauki! Dziewczyny z Babińca Instagram: babiniecchili | www.chili.edu.pl/babiniec
Indywidualna Specjalistyczna Praktyka Lekarska Maria Kopaczyk-Pstrokońska - specjalista ginekologii i położnictwa
PROFILAKTYKA, TERAPIA I DUŻO WIĘCEJ Ginekologia estetyczna - rewitalizacja miejsc intymnych przy użyciu lasera ginekologicznego i HIFU - leczenie wysiłkowego nietrzymania moczu - leczenie zespołu luźnej pochwy - labioplastyka laserowa Profilaktyka - pełen zakres -USG narządu rodnego - USG piersi - Cytologia - Kolposkopia - Diagnostyka zakażeń narządu rodnego Antykoncepcja - konsultacja i indywidualny dobór metody Prowadzenie ciąży
ul. Głowackiego 7 (Uromed), Koszalin | tel. do rejestracji 94 747 70 80 kontakt z lekarzem (rejestracja na zabiegi) - 602 580 676
| STYL ŻYCIA |
Diana Kicia i jej kręta droga do wielkiego sukcesu 17 lat temu wyjechała z Mielna do Szwecji wraz z mężem, mistrzem zapasów, Persem. Gdy była w ósmym miesiącu ciąży, ukochany zmarł. Nie miała już czasu na żałobę. Wychowała syna, skończyła studia i została mistrzynią Szwecji w tańcu. TEKST JAKUB ROSZKOWSKI / FOTO ARCHIWUM PRYWATNE
Teraz możemy kupić jej autobiografię i przeczytać o tym naprawdę fascynującym życiu. - O śmierci mojego męża było głośno w całej Szwecji. To było już 16 lat temu. Byłam wtedy w ósmym miesiącu ciąży, on był znanym zapaśnikiem, to ja go znalazłam. Okazało się, że miał wadę serca, o której nikt nie wiedział, nawet on - opowiada Diana Kicia. - To był dla mnie potężny cios, z którego albo się podniosę silniejsza, albo już nie wstanę. Podniosła się silniejsza. Niecały miesiąc po śmierci męża przyszedł na świat ich syn. Nie wróciła do Polski. Została w Szwecji z rodziną ukochanego. Poznała
42
ich język, religię, irańską kulturę. - Kulturę cudowną, wspaniałą, a także cudownych ludzi - opowiada Diana. Walczyła i dostała się na sztokholmską Królewską Wyższą Szkołę Technologiczną. Studia ukończyła, otrzymała propozycję pracy, ale sport wciąż był jej priorytetem. Jeszcze zanim wyjechali z mężem z Polski, mieszkali w Warszawie. Mąż trenował m.in. z olimpijczykiem Andrzejem Wrońskim. Diana wciąż tańczyła. W Szwecji, choć życie ją wciąż doświadczało, tańca nie rzuciła. Została nawet wicemistrzynią kraju w tamtejszej lidze tańca, dziś jest też uznaną trenerką tań-
ca towarzyskiego. Wczoraj pojechała na obóz taneczny do Szczecina. - Już w 2011 roku zaproponowano mi napisanie książki autobiograficznej. Myślałam nad tym długo. Wreszcie podjęłam się tego wyzwania. Książkę napisałam po angielsku. Jest dostępna w księgarniach w całej Skandynawii. Wersja polska jest też dostępna na e-booku, ale dyskutujemy o wersji drukowanej na papierze. To bardzo świeża sprawa, książka została wydana 15 lipca tego roku. Jeszcze nawet nie wiem, jak się sprzedaje, ale są pierwsze sygnały, że całkiem dobrze - cieszy się mielnianka.
#reklama
| PODRÓŻE STYL ŻYCIA| |
Pizza, turyści i… mafia. Moja wizyta w Neapolu Spaceruję wąskimi uliczkami Neapolu, które dają chwilę wytchnienia od palącego słońca. Nad moją głową powiewa świeżo wyprana pościel. Ktoś wciąga na czwarte piętro wiadro na sznurku wypełnione zakupami. Zza otwartych drzwi zerka na mnie staruszka, która robi makaron i ogląda w telewizji włoski teleturniej. Przede mną przebiega grupa dzieci goniąca za piłką. Oddycham głęboko i wczuwam się w ten niepowtarzalny klimat Neapolu. Fascynuje mnie jego ekspresyjność i chaos. TEKST EWELINA ŻUBEREK / FOTO EWELINA ŻUBEREK
44
| PODRÓŻE |
Kilka kroków dalej dociera do mnie woń najsłynniejszego dania na świecie. Jako miłośniczka pizzy szybko podążam za zapachem i ciągnę za sobą grupę znajomych. Będąc w Neapolu – grzechem byłoby jej nie zjeść. Trafiamy do pizzerii Da Michele. To jedna z trzech najsłynniejszych w mieście. Potwierdza to kolejka stojąca przed lokalem i czekająca na stolik. Popularność wynika nie tylko z doskonałej jakości pizzy, ale też faktu, że właśnie w Da Michele kręcili film „Jedz, módl się, kochaj” z Julią Roberts w roli głównej.
wają tylko turyści. Brzegi są chrupiące i dobrze wypieczone, natomiast środek jest niezwykle cienki i wilgotny. Dosłownie rozpływa się w ustach. Patrzę na pizzerię, przed którą stoi tłum turystów i mieszkańców i zastanawiam się, czy jej właściciel także płaci haracz mafii. W końcu to właśnie tutaj działa słynna Camorra. Często powstrzymuje to obcokrajowców przed przyjazdem do Neapolu. Jednak, jak dowiedzieliśmy się od naszego gospodarza, mafia kocha turystów. – Im ich więcej, tym więcej pieniędzy trafia do nich z haraczy – mówi.
Chcąc jak najszybciej spróbować neapolitańskiego cuda, zamawiamy pizzę na wynos. Wchodzę do lokalu i oglądam pracę kucharzy. Patrzę, jak rozciągają ciasto w dłoniach, nakładają na nie składniki pochodzące tylko i wyłącznie z Kampanii i natychmiast wkładają do pieca opalanego drewnem. Po chwili dostaję cudownie miękką i aromatyczną pizzę obsypaną pomidorami, mozzarellą i bazylią. Klasyczna margherita. Pochodzi właśnie stąd, z Neapolu. Jej geneza sięga roku 1889, kiedy to kucharz Rafaele Esposito przygotował ją na cześć królowej Małgorzaty Sabaudzkiej, a składniki miały odzwierciedlać barwy włoskiej flagi.
Z rozmyślań o mafii wyrywa mnie głos mojego partnera. – Napiłbym się kawy – mówi. Ruszamy więc w poszukiwaniu kawiarni. W Neapolu, podobnie jak w każdym innym włoskim mieście, nie jest to trudne. Zaraz za rogiem trafiamy na małą knajpkę. Do kawy serwuje też słynne sfogliatelle – kruche ciastko wypełnione ricottą. Neapolitańczycy często jedzą je na śniadanie, my bierzemy je na deser. Sprzedawca tylko się uśmiecha i podaje nam ciastko z kawą. W przeciwieństwie do Włochów – siadamy przy stoliku. Nigdzie nam się nie spieszy. Cieszymy się włoskim dolce vita. Zamierzam się rozkoszować tym uczuciem do woli. Zamiast iść odhaczać kolejne turystyczne atrakcje – zamawiam sobie ogromną porcję lodów pistacjowych.
Siadamy przy fontannie i łapiemy po kawałku pizzy. Nie mamy problemu z jedzeniem jej rękoma - tutaj sztućców uży-
REKLAMA
009693764
Chałubińskiego 10 c, Koszalin 530 551 904 www.city-pizza.pl Znajdź nas na citypizzapastakoszalin i bądź na bieżąco z promocjami!
Wpadnij do nas lub zamów w dostawie! tel: 530 551 904 | ul. Chałubińskiego 10c, Koszalinskie | www.city-pizza.pl |
/citypizzapastakoszalin
| SPORT STYL ŻYCIA | |
Olimpijczycy na medal
Złoto, dwa srebra i brąz – to były udane igrzyska olimpijskie dla sportowców związanych z Pomorzem Zachodnim. Czas je podsumować. TEKST JAKUB LISOWSKI / FOTO MATERIAŁY PRASOWE
Igrzyska w Tokio zakończone. Zaczęły się ponuro, pechowo, ale dla polskich kibiców rozkręciły się na dobre w drugim tygodniu wydarzenia. Sytuację uratowali lekkoatleci, natomiast boli słabość w grach zespołowych i sportach walki. Z grona sportowców związanych z naszym województwem zdecydowanie najlepiej wypadła Małgorzata Hołub-Kowalik, która przez lata reprezentowała Bałtyk Koszalin, a od niedawna AZS Lublin. Koszalinianka została podwójną medalistką olimpijską. W sztafecie mieszanej wystartowała w eliminacjach i ustanowiła rekord Europy. W finale jednak jej zabrakło, ale Polacy zdobyli złoty medal. Było trochę zamieszania przed ceremonią wręczenia medali, organizatorzy nie zgodzili się na udział wszystkich uczestników w ceremonii i Hołub-Kowalik musiała pozostać na trybunach. Ale medal dostała. Po kilku dniach walczyła świetnie w damskiej sztafecie. Polki spisały się świetnie, ale na Amerykanki to było za mało. Srebro i tak było, i jest ogromnym sukcesem.
Dwa pierwsze wyścigi eliminacyjne (z 10) - wygrane, na półmetku prowadzenie w klasyfikacji generalnej. Później było gorzej i przed wyścigiem medalowym 3. lokata. Skrzypulec i Ogar-Hill w wyścigu medalowym płynęły świetnie taktycznie. Pilnowały prowadzących Brytyjek, a jednym okiem obserwowały, co robią Francuzki - rywalki do srebra. Na ostatniej prostej Polki wyprzedziły Brytyjki i o dwie pozycje wyprzedziły też Francuzki. Dawało im to srebro, ale wtedy zaczął się nerwowy kwadrans, bo trójkolorowe zgłosiły protest. - Kompletnie nie wiedziałyśmy, co się dzieje. Francuzki odebrały nam najważniejszy moment zawodów, czas radości po zakończonej rywalizacji. Nie potrafiły przegrać – mówi Agnieszka Skrzypulec. Komisja sędziowska protest odrzuciła i życiowy sukces Skrzypulec stał się faktem. Żeglarka Pogoni była już mistrzynią świata, ale jednak medal olimpijski ma większą renomę.
Agnieszka Skrzypulec- żeglarka SEJK Pogoni Szczecin pływała w Klasie 470 razem z Jolantą Ogar-Hill (Toruń) i w ostatnim wyścigu na ostatnich metrach zapewniła sobie wicemistrzostwo olimpijskie.
Z medalem do Szczecina powrócił też Patryk Dobek i to był niebywały sukces lekkoatlety MKL Szczecin. Dobek przez kilka ostatnich lat był w kraju najlepszy w biegu na 400 m przez płotki, ale nie mógł się przebić do światowej czołówki. W tym roku zmienił konkurencję. Zaczął biegać 800 m i w Tokio zdobył brąz.
Liczyliśmy na dobry wynik osady, bo od lat była w światowej czołówce. Początek zmagań olimpijskich - wyborny.
- Piękna historia, a to dopiero początek mojej przygody z tym dystansem. W finale podjąłem maksymalne ryzyko,
46
bo każdy błąd mógł mnie kosztować dyskwalifikację. Popełniłem też błąd taktyczny przed ostatnią prostą. Ale w sumie wszystko się dobrze dla mnie zakończyło – podkreśla Patryk Dobek. Pozostali sportowcy z województwa tak dużo szczęścia nie mieli, a część z nich nawet nie przystąpiła do rywalizacji. Michał Rozmys - zawodnik Barnima Goleniów - do półfinału biegu na 1500 m wszedł z ostatniej pozycji, półfinał ukończył z jednym butem i pogodzony, że Tokio będzie dla niego kiepskim wspomnieniem. Ale po proteście został dołączony do finału, a w nim zaprezentował się z bardzo dobrej strony. 8. pozycja z nowym rekordem życiowym. Tej konkurencji nie ukończył Marcin Lewandowski (wychowanek Ósemki Police, obecnie AZS Lublin), który w półfinale doznał kontuzji. Karol Ostrowski - pływak MKP Szczecin wziął udział w sztafecie 4x100 m stylem dowolnym. Było dobrze, bo swoją zmianę Ostrowski zakończył z nowym rekordem życiowym, a sztafeta ustanowiła rekord Polski. Adam Nowicki - zawodnik MKL reprezentował Polskę w maratonie. Zajął odległą pozycję, ale w takiej stawce i w tych warunkach ukończenie rywalizacji było sukcesem. Był też najlepszym z Polaków. Piotr Lisek - tyczkarz OSOT Szczecin zajął 6. miejsce. Zabrakło olimpijskiej
| SPORT |
formy, bo przecież apetyty sięgały podium. Natalia Partyka - tenisistka stołowa Startu Szczecin w drużynówce odpadła w pierwszym meczu, a w singlu w drugim. Łukasz Posyłajka - wioślarz ZS Szczecin poleciał jako zawodnik rezerwowy i w Tokio nie wystąpił. Bojana Milenković - siatkarka od nowego sezonu będzie przyjmującą Chemika Police, a w Tokio zdobyła razem z reprezentacją Serbii brązowe medale. Elżbieta Wójcik - pięściarka z KB Karlino w igrzyskach odpadła już po pierwszej walce. Miała pecha, bo trafiła na wymagającą przeciwniczkę. Paweł Spisak - zawodnik JKS Dako-Galant Skibno od ponad dekady jest najlepszym polskim przedstawicielem
w WKKW i start w Tokio miał być piątym występem olimpijskim. Niestety, w Tokio Spisak miał ogromnego pecha, bo kilka dni przed rozpoczęciem rywalizacji test na COVID jego wierzchowca Banderasa dał wynik pozytywny i Spisak nie mógł wystartować. Darłowo w Tokio reprezentowały trzy kolarki torowe. Marlena Karwacka w sprincie drużynowym zajęła 7. miejsce, a w keirinie i sprincie indywidualnym klasyfikowana była w trzecich dziesiątkach. Daria Pikulik w omnium nie została sklasyfikowana, a w madisonie zajęła 6. miejsce, razem z siostrą Wiktorią. Byli koszykarze Kotwicy Kołobrzeg – Szymon Rduch i Paweł Pawłowski walczyli w nowej konkurencji olimpijskiej – 3x3. Polacy niby z każdym walczyli jak równy z równym, ale przegrywali spotkania w końcówkach, marnowali szanse
na wyjście z grupy i szybko zakończyli swój udział. Szkoda, bo sami zapowiadali medal. Marcin Chabowski z Pomeranii Szczecinek długo był najlepszym z Polaków w maratonie, ale ostatecznie nie ukończył rywalizacji. Olga Michałkiewicz - wioślarka pochodząca z Bornego Sulinowa walczyła w osadzie czwórki bez sternika. Były nadzieje na medal, ale ostatecznie skończyło się 6. miejscem w finale A. Magomedmurad Gadżijew do niedawna reprezentował AKS Białogard (a teraz AKS Wrestling Team Piotrków Trybunalski) miał być liderem polskich zapaśników. W pierwszej walce pokonał szybko Greka, by w ćwierćfinale przegrać z Rosjaninem. Został sklasyfikowany na 7. pozycji.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 03/2021
47
| SPORT STYL ŻYCIA | # m a| t e r i a ł
partnerski
Koszalińscy paraolimpijczycy ze wsparciem Zarządu Obiektów Sportowych
Wokół sportu Bez odpowiednich warunków do treningu, bez odpowiedniej bazy trudno mówić o sukcesach w profesjonalnym współzawodnictwie. Doskonale wiedzą o tym Robert Jachimowicz, Maciej Sochal i Grzegorz Lanzer, utytułowani zawodnicy Startu Koszalin.
Choć na niedawnych Igrzyskach Paraolimpijskich w Tokio medali nie było, to lista ich wcześniejszych osiągnięć jest długa. Medale olimpijskie (Sochal i Jachimowicz), medale mistrzostw Polski (cała trójka), do niedawna rekordy świata (Sochal), sukcesy w zawodach Pucharu Świata (Lanzer), podium na mistrzostwach Europy i rekordy krajowe lekkoatletów i ciężarowca Startu. Trenujący na obiektach Zarządu Obiektów Sportowych zawodnicy zgodnie przyznają, że na sukces składa się wiele czynników. Część z nich trudno przewidzieć, bo jak to w sporcie bywa, liczy się dyspozycja dnia, czy stan zdrowia (co w przypadku osób z niepełnosprawnościami i różnymi schorzeniami jest znacznie trudniejsze do opanowania w decydujących startowych momentach). Często nawet najlepszy plan treningowy, drobiazgowo rozpisany na długie miesiące, może się nie udać przez zdarzenia losowe. Ale też szczęściu można pomóc i odpowiednie warunki do szlifowania formy zbudować. Na to akurat w Starcie narzekać nie mogą. Grzegorz Lanzer urodził się z rozszczepem kręgosłupa. W tym schorzeniu rozwojowym kręgosłupa najczęstszym objawem jest niedowład kończyn zmuszający do poruszania się na wózku. 35-latek prowadzi życie takie, jak w pełni sprawni. Od 15 lat zatrudniony jest w Zarządzie Obiektów Sportowych w Koszalinie, gdzie mieści się również siedziba Startu Koszalin. Czyli klubu, w którego szeregi wstąpił jako 19-latek. Specjalizuje się w pod-
48
noszeniu ciężarów, a konkretnie w wyciskaniu sztangi leżąc. Robert Jachimowicz w 1993 roku w wyniku wypadku na motocyklu stracił władzę w nogach i częściowo w rękach. Już przed tym zdarzeniem sport był ważną częścią jego życia, grał w siatkówkę i koszykówkę, lecz nigdy nie uprawiał dyscyplin lekkoatletycznych. W 1999 roku trafił na obóz do Spały dzięki Fundacji Aktywnej Rehabilitacji, która pomagała osobom z urazami rdzenia kręgowego uczyć się samodzielności. Tam w ramach rekonwalescencji podczas zajęć na basenie dostrzegł go Mirosław Piesak, multimedalista igrzysk paraolimpijskich. Po krótkiej przygodzie na basenie ostatecznie stanęło na rzucie dyskiem. Gdy Maciej Sochal miał niespełna 13 lat, w 2000 r., któregoś dnia zaczął doskwierać mu mocny ból głowy, który z czasem był nie do zniesienia. Na tyle, że trzeba było zawieźć go do szpitala. Tam został na obserwacji, a po serii badań diagnoza okazała się druzgocąca. Guz mózgu. Wymagana była natychmiastowa operacja. Z koszalińskiego OIOM-u został przewieziony do placówki w Szczecinie. Tam guza wycięto, ale niestety pojawiły się bardzo poważne konsekwencje. Koszalinianin nie mógł oddychać o własnych siłach, nie miał możliwości poruszania się. Następnie okazało się, że dotknęło go porażenie spastyczne czterokończynowe, czyli niezborność ruchów. Oznaczało to, że nie może w pełni kontrolować swych kończyn, a konieczna jest długa i żmudna rehabilitacja. W 2003 roku, 3 lata po operacji w Szczecinie, Maciek pojawił się w klubie sportowym Start Koszalin, gdzie trafił pod skrzydła doświadczonego trenera Aleksandra Popławskiego, prowadzącego osoby niepełnosprawne. W rzucie maczugą i pchnięciu kulą należy do światowej czołówki. Od tamtych wydarzeń minęły lata. Cała trójka zebrała mnóstwo doświadczeń na najważniejszych sportowych arenach świata. Ale bazą zawsze był region, Koszalin. Obok wyjazdów na obozy i zgrupowania, to głównie tu wykuwany jest sukces. Siłownia mieszcząca się przy ul. Jedności 4 w Koszalinie to wręcz ich drugi dom. Do tego basen i stadion Bałtyku przy ul. Andersa. W listopadzie 2018 r., dzięki wsparciu Urzędu Miasta oraz dofinansowaniu z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, udało się zebrać niezbędne środki (łączny koszt remontu to 460 tys. zł) i siłownię ZOS wyremontować. Tak, by ekipa Startu mogła szlifować swe umiejętności w bardziej sprzyjających i komfortowych warunkach. - Wygląda to godnie, mamy większy komfort pracy, wszystko jest lepiej przystosowane do naszych podopiecznych - przyznał wówczas trener Aleksander Popławski. Przy tak rozwijającej się współpracy, można przypuszczać, że Start Koszalin jeszcze nie raz da kibicom powody do radości.
#reklama
Ginekologia estetyczna i leczenie nietrzymania moczu Czy któryś z problemów dotyczy Ciebie ? utrata elastyczności tkanek pochwy, zespół rozluźnienie po porodzie, zbyt słabe doznania seksualne, wysiłkowe nietrzymanie moczu.
Zapytaj o zabiegi z zakresu ginekologii estetycznej! Trudne porody, okres menopauzy, problemy nietrzymania moczu czy też nieatrakcyjna budowa anatomiczna mogą powodować zmiany w wyglądzie i funkcjonowaniu ciała kobiety. To z kolei wpływa na spadek jej samooceny, zamknięcie w sobie i unikanie kontaktów intymnych. Ginekologia estetyczna przychodzi z pomocą wszystkim kobietom, które pragną poprawić wygląd i atrakcyjność zewnętrznych narządów płciowych oraz poprawić ich funkcje seksualne. Jest dla kobiet, które chcą podnieść komfort własnego życia seksualnego, poprawić samoocenę, ułatwić przeżywanie w pełni doznań erotycznych. Udane życie seksualne odgrywa bardzo istotną rolę w relacji z partnerem i pozwala na nawiązywanie głębokiego porozumienia z drugą osoba. Buduje nie tylko poczucie pewności siebie i wysoką samoocenę, ale i dobre samopoczucie. Schorzenia, które dotychczas leczono wyłącznie operacyjnie, coraz częściej można zlikwidować za pomocą zabiegów bezinwazyjnych. W ten sposób można unikać okresu rekonwalescencji oraz ryzyko pojawienia się komplikacji pooperacyjnych. Do takich nowoczesnych metod zalicza się zabiegi laserowe z użyciem lasera
Rejestracja: telefoniczna 571 226 101 | www.spmzoz-slupsk.pl Przychodnia Rejonowa SPMZOZ w Słupsku, ul. Władysława Łokietka 6, 76-200 Słupsk
| ZDROWIE I URODA |
#materiał partnerski
Niepłodność jest zjawiskiem bardziej powszechnym, niż można by sądzić. Z leczeniem nie warto czekać. Rozmawiamy z dr. n. med. Waldemarem Świerczyńskim, specjalistą ginekologiem-położnikiem, specjalizującym się w leczeniu niepłodności.
- Jak powszechny jest problem niepłodności? - Niepłodność jest zjawiskiem bardziej powszechnym niż można by sądzić. Faktem jest, że około milion par w Polsce, to jest około 15 proc. populacji w wieku reprodukcyjnym nie jest w stanie zrealizować swoich planów posiadania potomstwa w sposób naturalny. Z uwagi na bardzo osobistą naturę zjawiska, nie rozmawia się o tym tak wiele, jak o innych problemach zdrowotnych. - Czy wynika to z faktu, że coraz więcej kobiet decyduje się na ciążę w późniejszym wieku? - W dużej mierze tak, ponieważ wiek kobiety często decyduje o szansach na ciążę. W naturalny sposób płodność kobiety, jej możliwości produkcji komórek jajowych kończą się mniej więcej po 40. roku życia. Natomiast ze względów cywilizacyjnych pary, czy kobiety, później podejmują decyzję o macierzyństwie i to w pewien sposób zmniejsza szansę na ciążę. - Często młode pary, po kilku latach bycia razem, słyszą docinki ze strony rodziny, czy znajomych, że mogliby się w końcu postarać o dziecko. Tymczasem może to być dla nich bardzo bolesne. - To jest bardzo krzywdzące. Tak naprawdę o to, by była ciąża, nie trzeba się specjalnie starać. Jeśli para współżyje co 2-3 dni – bo tak mniej więcej współżyją pary 2-3 lata po ślubie – to ta ciąża zaistnieje. Oczywiście, jeśli nie ma żadnych przeszkód. Jeśli para normalnie funkcjonuje i obydwoje partnerzy są ludźmi zdrowy-
50
mi, bez chorób przewlekłych, czy też nie ma problemów ze współżyciem, to ta ciąża powinna być w ciągu roku. - No właśnie, kiedy możemy mówić o problemie niepłodności? - O problemie niepłodności mówimy w zależności od wieku kobiety. Do 35. roku mówimy o problemie po 12 miesiącach oczekiwania na ciążę i możemy podejrzewać, że jest jakiś problem. Po 35. roku życia zalecenia są takie, że po 6 miesiącach należy zacząć szukać przyczyny. - Jeśli po tym czasie ciąża się nie pojawi, co para powinna zrobić? - Bez względu na wiek, rozpoczynamy od najmniej inwazyjnego badania, czyli badania płodności partnera. Okazuje się, że równie często przyczyna braku ciąży jest po stronie mężczyzny, jak i po stronie kobiety. To badanie jest podstawowe i ono ukierunkowuje dalsze postępowanie. Jeżeli wynik badania nasienia wskazuje, że mężczyzna ma bardzo słabą płodność, która nie daje szans na zajście w ciążę w warunkach naturalnych, jedyną skuteczną metodą jest metoda In vitro . Metoda leczenia niepłodności - inseminacja domaciczna zarezerwowana dla par gdzie płodność partnera jest obniżona w niewielkim stopniu.
Natomiast, jeśli wynik badania nasienia jest prawidłowy, należy szukać dalej. Następnym etapem jest ocena drożności jajowodów. Jest to badanie, które pozwala upewnić się czy jajowody są drożne ,bo wtedy mamy szansę na uzyskanie ciąży w naturalny sposób , lub przy pomocy metody inseminacji domacicznej połączonej ze stymulacją owulacji . Niedrożne jajowody są również wskazaniem do metody In vitro. I nie ma na co czekać, bo szansy na ciążę nie ma. Tych nieprawidłowości po prostu się nie leczy. Na szczęście są to rzadkie przypadki. W następnym etapie próbujemy wdrożyć postępowanie, które miałoby zwiększyć szansę na ciążę i tutaj są różne opcje. - Jakie są możliwości? - Jedną z opcji jest poprawa jakości plemników, bo w niektórych sytuacjach, przy obniżonych parametrach, nasienia – np. przy słabszej ruchliwości plemników – jeżeli uda nam się znaleźć przyczynę tej nieprawidłowości, można to poprawić farmakologicznie. Czasami u mężczyzn pojawia się taka przypadłość jak żylaki powrózka nasiennego, które mogą być przyczyną obniżenia jakości nasienia. Wtedy odpowiednio wcześnie zdiagnozowana przyczyna zostaje usunięta i dalsze leczenie niepłodności nie jest potrzebne.
#materiał partnerski
| ZDROWIE I URODA |
- Najważniejsza jest świadomość tego, że warto przyjść, jak tylko pojawiają się wątpliwości. Czasami pary są wprowadzane w błąd, słysząc - często od lekarzy pierwszego kontaktu - że są zdrowe, że muszą jeszcze poczekać rok, dwa, trzy… Ale pewne rzeczy można zrobić wcześniej i już mieć świadomość, czy jest problem, czy go nie ma.
- Jak długo trwa leczenie? - Bywa bardzo różnie w zależności od przyczyny. Jeśli leczymy czynnik męski,farmakologicznie lub usuwamy obecne żylaki jądra, trzeba założyć, że efekt leczenie pojawi się minimum po pół roku. U par, gdzie ten limit czasowy ogranicza nam takie możliwości, trzeba zaproponować jak najlepszą opcję leczenia, żeby czegoś nie przespać. Jeśli partnerka ma 39 lat, a partnera będziemy leczyli przez rok lub dwa, to w naturalny sposób skończy się jej płodność. Lekarz prowadzący parę musi uwzględnić wiele czynników, wybierając metodę leczenia. Niektóre rzeczy leczą się szybko – na przykład zaburzenia owulacji kobiet. Jeśli szybko zdiagnozujemy problem, ciąża może pojawić się już po miesiącu. Każda przyczyna ma różne możliwości terapeutyczne . Niektóre, takie jak niedrożność jajowodów
czy bardzo obniżone parametry nasienia partnera – kwalifikują w zasadzie tylko do metody In vitro . Pozostałe przyczyny takie jak niepłodność idiopatyczna gdzie nie wiemy co jest przyczyną braku ciąży, oraz wspomniany czynnik męski / np. obniżona ruchliwość plemników / możemy leczyć metodą inseminacji domacicznej. - Czy to znaczy, że leczenie nie zawsze zakończy się sukcesem? - Niestety, leczenie niepłodności kończy się sukcesem w około 30 procentach. Skuteczność jest bardzo ograniczona. - Czyli na pierwszym spotkaniu w pana gabinecie nie jest pan w stanie zagwarantować parze, że na pewno się uda? - Nie, gwarancji nie ma. Można postawić diagnozę i ewentualnie prognozę, jak będzie przebiegało leczenie i określić szansę. Te 30 procent to jest ogólna staty-
styka, jednak w zależności od określenia przyczyny, ten odsetek możliwych powodzeń leczenia jest różny. Spośród tych 15 procent par, których problem niepłodności dotyczy, około 30 procent par ma szansę na potomstwo. - Zawsze jednak warto spróbować… - Najważniejsza jest świadomość tego, że warto przyjść, jak tylko pojawiają się wątpliwości. Czasami pary są wprowadzane w błąd, słysząc - często od lekarzy pierwszego kontaktu - że są zdrowe, że muszą jeszcze poczekać rok, dwa, trzy… Ale pewne rzeczy można zrobić wcześniej i już mieć świadomość, czy jest problem, czy go nie ma. - A nie zawsze jest czas. - Lepiej wcześniej podjąć leczenie, bo szanse na skuteczność są większe , jeśli odpowiednio wcześnie będziemy wiedzieli, co mamy leczyć.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 03/2021
51
| WNĘTRZA |
Światło w domu - którędy je zaprosić? Naturalne światło w pomieszczeniach ma zbawienny wpływ na nasze samopoczucie to fakt eksploatowany przez architektów i projektantów. W jasnych pomieszczeniach pracujemy wydajniej, jesteśmy bardziej skoncentrowani i mamy lepsze samopoczucie. Tylko jak zaprosić światło do wnętrza? TEKST ALICJA WŁODARCZYK / FOTO ARCHIWUM
O zaproszeniu światła do wnętrza najlepiej pomyśleć już na etapie projektowania budynku lub tworzenia zupełnie nowej aranżacji wnętrza. Warto przy tym pamiętać, że źródłem naturalnego światła są wszystkim okna i drzwi. - To samo pomieszczenie z różną ilością światła dziennego będzie odbierane zupełnie inaczej - wyjaśnia architekt Michał Kołodziejczyk, NAAN architekci. - Jeśli chcemy mieć pomieszczenie jasne i rozświetlone to oprócz standardowych otworów okiennych z parapetem, można zastosować wiele innych pomysłów projektowych, które zapewnią dużą ilość światła. Jak się dowiedzieliśmy - zamiast klasycznych okien można zastosować duże przeszklenia, idealnie zaprojektowane od poziomu podłogi do krawędzi sufitu, najlepiej w wąskich lub ukrytych ramach okiennych. W ten sposób będą odbierane jako jednolite płaszczyzny przeszklonej ściany. Wnętrze zacznie zlewać się z zewnętrznym otoczeniem - zwłaszcza, gdy zastosujemy to samo wykończenie podłogi po obu stronach przeszklenia - w środku i na zewnątrz, na tarasie czy balkonie. Co tyczy się drzwi, stosując przeszklone modele rozjaśniamy przestrzeń, a także uzyskujemy ciekawy efekt dekoracyjny, powiększając optycznie przestrzeń. Dzięki temu możemy wykorzystać dobroczynne działanie światła nie tylko w domu, ale również w pracy, czy innych miejscach, w których spędzamy dużo czasu. - Współczesne budynki cechują się dużymi przeszkleniami - zwraca uwagę Magdalena Goławska, właścicielka firmy FRAMEX. - Jeszcze tak niedawno nieruchomości ograniczyliśmy drzwiami 180 x 220, teraz wybieramy powierzchnie niemal dwa razy większe. To daje zupełnie inne możliwości obcowania z naturą i poczuciem przestrzeni. Zastosowanie przeszklonej stolarki drzwiowej pozwala też na funkcjonalny podział przestrzeni bez jej dodatkowego zacienia-
52
nia i pomniejszania. Niektóre mieszkania, zwłaszcza w blokach z wielkiej płyty, są małe, a często też ciemne wskutek usytuowania budynku, które ogranicza dostęp promieni słonecznych do ich wnętrza. Zamykanie drzwi pomaga nam zatrzymać przepływ dźwięków z danego pomieszczenia, czy oparów i zapachów kuchennych, jednak często stanowi przy tym „światłoszczelną” barierę, która sprawia, że nasze lokum staje się jeszcze mniejsze i przytłaczające. Drzwi z przeszkleniami rozjaśniają mieszkanie i dodają mu lekkości, a jednocześnie umożliwiają każdemu z domowników zachowanie prywatności.
#reklama
Nowa Inwestycja – Komfortowe osiedle domów jednorodzinnych w zabudowie bliźniaczej i szeregowej w Nowych Bielicach Biuro Sprzedaży: Inicio Nieruchomości, ul. Jasna 2a, Koszalin | tel. +48 606 209 208 / +48 602 270 600 | www.inicio.nieruchomosci.pl
#reklama