10 minute read

Grzymółka i Przyszłość

– Pewnie, że otworzę! – zarechotał szaleńczo Kownycz. Wyskoczył z łóżka, pognał do kuchni i szarpnął za drzwiczki lodówki. Ustąpiły po chwili oporu. Grzymółka schylił się i spojrzał w głąb na zawartość półek i półeczek. Wpatrywał się długo, ale nic nie widział. Nie potrafił jednak powstrzymać ciekawości. Pewnie każdy na jego miejscu chciałby wiedzieć, jak wygląda jego przyszłość. Wytężył wzrok i dopiero po dłuższej chwili zobaczył. Przyszłość leżał na niebieskim talerzyku, tuż obok nadgryzionej rzodkiewki i pokrojonych ogórków. Osobnik głowę miał opartą o plaster pomidora i najwyraźniej nie oddychał. Jedyne, co wtedy przyszło do głowy Kownyczowi, to refleksja, że już jedzenia z talerzyka nie tknie. Przyszłość wyglądał jak jakiś owad.

– Wyciągnij go, Grzymółko! Wyciągnij go z lodówki i ratuj! – rozpaczliwy głos prześwidrował Kownyczowi czaszkę.

Advertisement

– A kto go tam włożył? – zapytał rzeczowo Grzymółka, kręcąc z niedowierzaniem głową.

– Ja! – odpowiedział Głos. – Musiałem obniżyć temperaturę jego ciała, by powstrzymać powypadkowy krwotok!

Grzymółka westchnął ciężko, nie namyślał się jednak długo. Wyciągnął talerzyk, dbając o to, by trzymać go od siebie jak najdalej. Wciąż walczył z obrzydzeniem. Postawił naczynie na stole i przyjrzał się skostniałemu osobnikowi.

Przyszłość miał nie więcej niż dziewięć centymetrów wzrostu. Ubrany był elegancko, jakby właśnie wrócił z jakiegoś charytatywnego przyjęcia. Można było wybaczyć Kownyczowi początkowe skojarzenie, bo na pierwszy rzut oka ciemny frak mógł być wzięty za owadzi chitynowy pancerzyk.

– Przebudź się! – powiedział głośno Grzymółka. Nic innego nie przychodziło mu w tej chwili do głowy. – Przebudź!

Przyszłość jednak nie reagował. Leżał bez ruchu, nie dając znaku życia.

– Musisz go reanimować! Zrób to jak najszybciej – w głosie Głosu można było wyczuć napięcie. – Od niego zależy przecież nasza...

– Przyszłość? – zgadł Grzymółka. – Właśnie! Bez niego nie będzie jutra! Ba, nie będzie chwili, która będzie za chwilę! – Głos zapiszczał przejmująco ze strachu.

Kownycz nie wyobrażał sobie, jak może nie być chwili, która ma być za chwilę. Przecież za tę „chwilę” miał się położyć do cieplutkiego łóżeczka i zapaść w smaczny sen. Chyba właśnie ten wniosek pchnął go do natychmiastowego działania. Przyłożył kciuk do piersi Przyszłości i nacisnął. Zorientował się, że zrobił to za mocno, bo oczy wyszły osobnikowi niebezpiecznie na wierzch. Przypomniały teraz łepki od szpilki. Do drugiej próby podszedł więc Grzymółka ostrożniej. I gdy już stracił niemal zupełnie nadzieję, Przyszłość zatrzepotał powiekami, zamamrotał coś pod nosem, konwulsyjnie rzucił kończynami na boki i odzyskał oddech.

– Świetnie, Grzymółko! – Głos odezwał się pierwszy raz od dłuższej chwili. Prawdopodobnie przez cały ten czas z napięciem obserwował wydarzenia. – Jest wciąż nieprzytomny. Po rozmrożeniu powrócił krwotok. Teraz musisz go powstrzymać! Rzeczywiście, Kownycz dostrzegł, że ledwie widoczna strużka krwi sączy się po policzkach Przyszłości. Wielce niebezpieczny krwotok, o którym mówił Głos, wydawał się być zwykłym

krwawieniem z nosa. Grzymółka postanowił jednak potraktować sprawę poważnie. Rozejrzał się za czymś, co mogłoby powstrzymać krew. W końcu nie zastanawiając się długo, chwycił leżący na talerzyku ser. Wydłubał z niego zręcznie zatyczki i wepchnął je w nos Przyszłości.

Teraz należało przywrócić Przyszłość do przytomności. Kownycz wiedział z doświadczenia, że najlepiej jest obudzić pacjenta mocnym klepnięciem w policzek lub chlusnąć mu w twarz wodą. Jednak jeden jak i drugi pomysł wydał się w tych okolicznościach mało fortunny. Próba policzkowania skończyć się mogła rozgnieceniem Przyszłości niczym komara, a oblewanie wodą co najmniej utopieniem z premedytacją. Na szczęście przynajmniej ten problem rozwiązał się sam. Przyszłość, jakby przeczuwając co mu grozi, zatrzepotał nagle powiekami, nabrał powietrza w płuca i usiadł, wydmuchując z nosa tamujące upływ krwi serowe koreczki.

– Się porobiło! – Przyszłość złapał się za głowę. Prawdopodobnie w tym momencie odczuł poważny zawrót. – Chyba znowu przesadziłem!?

– Zabalowało się? – Grzymółka zaśmiał się szyderczo. Przyszłość jakby dopiero w tej chwili zdał sobie sprawę z obecności innej osoby. Zmrużył oczy, próbując odzyskać ostrość widzenia.

– Carpe diem, jak to mówił mój stary kumpel – Przeszłość zaśmiał się obrzydliwie. – Nie ma co się oszczędzać, w końcu czas ucieka, nie?

Grzymółka nie za bardzo wiedział, co na to odpowiedzieć. W sumie upływ czasu odczuwał też na własnej skórze. Lata wchodziły mu na kark jedno za drugim i nie widać było szansy

na odzyskanie utraconej młodości. Z tym jednak zdążył się już pogodzić.

− Coś właśnie sobie przypomniałem − Przyszłość zaśmiał się obłędnie. − Zapiłem się z żalu!

− Jakiegoż to? − Grzymółka oparł się o stół. Nagle zaczęły mu ciążyć te wszystkie lata.

− Koniec świata się zbliża... − Ty jesteś w końcu Przyszłością czy prorokiem? − zakpił Kownycz.

− Nie... poważnie mówię − Przyszłość zasępił się wyraźnie. Odruchowo sięgnął po serowe zatyczki i zaczął je przegryzać. − Co dzisiaj mamy... wtorek?

Grzymółka potwierdził skinieniem głowy. − To znaczy, że jutro... nie, pojutrze stracę robotę, a ty... − Przyszłość przejechał palcem po szyi.

− Żartujesz? − Grzymółka nawet się zaśmiał, ale powaga na twarzy jego gościa nie wróżyła niczego dobrego.

− Całkiem ten ser niezły... z keczupem? − Przyszłość nagle stracił zainteresowanie tematem. Oblizał się i mlasnął ze smakiem. − Niezupełnie − Grzymółka skrzywił się z obrzydzeniem. − Napiłbym się czegoś... − westchnął Przyszłość. − Mam mleko... trochę − Kownycz wskazał lodówkę. − Myślałem o czymś mocniejszym... klinem w kaca, te sprawy... ale jak nic innego nie ma, to daj... Tylko uważaj.

Grzymółka wzruszył ramionami. Podszedł do lodówki, zanim jednak otworzył drzwiczki, potknął się i przywalił głową w szafkę.

− Mówiłem, żebyś uważał... − powiedział z przekąsem Przyszłość.

− Skąd wiedziałeś? − chwilę trwało zanim gospodarz się pozbierał.

− Przecież Przyszłością jestem, trudno, żebym samego siebie nie znał, prawda? − zdziwił się Przyszłość. − No tak – zgodził się niechętnie Kownycz. Otworzył wreszcie lodówkę i wyciągnął niedopitą butelkę mleka. Postawił ją na stole obok gościa i odwrócił się po spodeczek leżący na suszarce.

− O żesz – jęknął Grzymółka, gdy z całej siły uderzył kolanem o taboret. – Mogłeś uprzedzić.

− A przepraszam − Przyszłość podrapał się po głowie. − To akurat jakoś mi umknęło. Być może wina wypadku, częściowy zanik pamięci i te sprawy...

Kownycz rozmasował bolące miejsce, a potem nalał do spodeczka mleka. Przyszłość nachylił się nad naczyńkiem i upił kilka łyków.

− Trochę mi lepiej, dziękuję − powiedział. Podszedł do butelki i przejrzał się w niej jak w lustrze. − Oczy mnie coś pieką... Zawsze były takie wyłupiaste?

− Eeee – Kownycz zająknął się − wcześniej cię nie znałem, nie wiem... Ale w modzie teraz są takie... bardzo wyraziste.

Przyszłość zmarszczył brwi. Poprawił marynarkę i krawat. W końcu odwrócił się do Grzymółki i popatrzył na niego uważnie.

− Musisz mi pomóc − powiedział. − Jeśli oczywiście nie chcesz zakończyć żywota w najbliższych dniach. To jak? Chcesz jeszcze pożyć?

− No, chcę − Grzymółka poczuł się nieswojo. − Co mam zrobić?

− Zbudujesz wehikuł czasu... według moich wskazówek oczywiście.

− Niby jak? Żartujesz sobie? − Nie, skądże znowu − Przyszłość wydawał się lekko urażony. Potrzebny będzie wygodny fotel... toster, stary telewizor, klawiatura komputerowa, nocna lampka, wałek, nożyczki i pół litra spirytusu.

− No, nawet mam wszystko... − zawahał się Grzymółka. − Oprócz spirytusu.

− Wiedziałem − jęknął Przyszłość. − Trudno, spirytus był dla mnie... Przynieś resztę rzeczy i zabieramy się za budowę.

Budowa wehikułu czasu według wskazówek Przyszłości zajęła Kownyczowi niecałe trzy kwadranse. Co prawda dwa razy przy tym kopnął go prąd, ale jak się okazało przybysz był bardzo zadowolony z efektów pracy, dając temu wyraz nadzwyczaj radosnym cmokaniem.

Nie zwlekając, obaj zasiedli na fotelu. Dokładniej zasiadł na nim Grzymółka, pozwalając Przyszłości umościć się w kieszeni swojej pidżamy.

− Ruszamy! – zakomenderował Przyszłość. − Pociągnij wałek! Wałek umieszczony został tuż nad konstrukcją składającą się z tostera i klawiatury. Spięty został z wymienionymi przedmiotami gumką recepturką i frotką do włosów.

Grzymółka posłuchał polecenia. Wałek wprawiony został w ruch, co oznajmił zgrzyt i jednostajne dudnienie.

− Teraz damy czadu! Juuuupi! − ryknął Przyszłość. − Wstukaj na klawiaturze jutrzejszą datę, zaczynając od dnia!

− Czwarty jutro? − upewnił się Grzymółka. Wciąż bolała go głowa od bliskiego spotkania z szafką.

− Się wie! − potwierdził Przyszłość. − Czwarty stycznia! Gdy Grzymółka wcisnął Enter, fotel zadrżał, a potem podskoczył, jakby nagle w jego drewniane nogi wstąpiło życie. Nic więcej jednak się nie wydarzyło.

− Jesteśmy w strumieniu czasowym... − wyszeptał Przyszłość. Coś jednak pokićkałeś...

Grzymółka spojrzał w ekran telewizora i skrzywił się. Zapomniał, że klawiatura miała swoje lata i niektóre z klawiszy za nic nie chciały się należycie wciskać. Tak i teraz jednej cyfry zabrakło w oznaczeniu roku.

− Co robimy? – jęknął Grzymółka. − Wciśnij Escape! Natychmiast wciśnij Escape! Kownycz posłuchał, choć przez chwilę wydało mu się, że wciśnięcie owego klawisza równać się będzie co najmniej katapultowaniu w przestrzeń kosmiczną.

− Chwilę potrwa zanim zwolnimy! Patrz! − wrzasnął Przyszłość.

Kownycz już właściwie patrzył bez tej zachęty. Rozdziawił buzię, bo nagle w pokoju zobaczył samego siebie. To było tak, jakby ktoś puścił film od tyłu. W izbie to pojawiał się on sam, to znikał. Film stawał się coraz szybszy i Grzymółka widział coraz młodszą wersję samego siebie.

Po kilku chwilach dostrzegał już tylko rozmazane cienie. W pewnym momencie jego chałupa znikła, a na niebie pojawiły się bombowce.

− W czasie wojny chałupę rozwalili. Potem dziadek odbudował... − powiedział cicho Grzymółka do Przyszłości. Przyszłość kiwnął tylko głową. Wreszcie, gdy cała okolica wydawała się nie do poznania, maszyna zwolniła.

− Teraz uważaj! − znów ryknął Przyszłość. − Jak nie chcesz, żebyśmy tu utknęli na amen, to wpisz datę jak należy!

Grzymółce drżały dłonie, ale tym razem się nie pomylił. Film znów został puszczony w ruch. Tym razem we właściwym kierunku. Po kilkunastu minutach wehikuł znów zadrżał, a potem na ekranie telewizora pojawił się napis: „Game over”.

− To koniec świata? − zapytał z nabożnym przestrachem Grzymółka.

− Dokładnie − potwierdził Przyszłość. − Teraz musimy wykoncypować, jak to wszystko ponownie puścić w ruch.

Obaj wyszli z maszyny. Kownycz miał wrażenie, że przestrzeń wokół niego zamieniła się w gęstą galaretę. Ze zdziwieniem spojrzał na muchę, która zastygła w locie.

− Wielkie nieba − powiedział. − Toż to niemożliwe. − Możliwe, możliwe − jęknął Przyszłość. − Tyle że wygląda na to, że nic już nie zrobimy... Co więcej, nie uda nam się wrócić nawet do dnia wczorajszego... toster się przepalił. Utknęliśmy tu na dobre, Kownyczu.

Grzymółka sapnął, a po chwili poczerwieniał na twarzy. − Ty chyba żartujesz! − powiedział. − Nie – Przyszłość zwiesił brodę, niemal wypadł z kieszeni pidżamy. – Niestety.

− Uduszę cię! − wrzasnął Kownycz. − Nie dałeś mi nawet szansy nacieszyć się ostatnim dniem przed końcem świata. Carpe diem, tak? Carpe diem?

− Gwoli ścisłości... − Przyszłość był wyraźnie urażony. − Nie udusisz mnie, a co najwyżej rozgnieciesz. Poza tym nic ci to nie da! Co da uduszenie przyszłości, skoro przyszłość jest przyszłością i teraźniejszość nie ma na nią najmniejszego wpływu. To

znaczy ma, ale pośrednio... bo teraźniejszość kształtuje przyszłość, jednak musisz pamiętać, że przyszłość jest już przeszłością. W sumie przeszłością po przejściach, czyli po teraźniejszości!

Kownycza rozbolała od gadania Przyszłości głowa, był w stanie wydać z siebie jedynie bliżej nieokreślone rzężenie.

I wtedy Przyszłość fiknął kozła i wyleciał z kieszeni pidżamy. Grzymółka co prawda próbował go złapać w locie, ale ta sztuka mu się nie powiodła. Przyszłość grzmotnął o toster i wydawało się, że padł bez ducha.

− O nieeee! – jęknął Kownycz. − Nie, nie, NIE! Przyszłość leżał nieprzytomny. Z jego nosa sączyła się krew. − Co teraz? – zasępił się Grzymółka. − Muszę powstrzymać krwotok. Inaczej biedaczysko wykituje!

I wtedy Grzymółka zrozumiał wszystko. Włożył Przyszłość na powrót do kieszeni. Spojrzał na wehikuł czasu i zasiadł w fotelu. Toster, gdy tylko Przyszłość uderzył w niego głową, znów zabuczał, zgłaszając gotowość do pracy.

Kownycz starannie wstukał na klawiaturze datę i godzinę, a potem potwierdził wybór Enterem.

Wciąż pozostawał w strumieniu czasowym, gdy dojrzał leżącego w łóżku Kownycza, oczywiście tego z przeszłości.

− Otwórz lodówkę, Grzymółko Kownyczu. Musisz zobaczyć Przyszłość! − powiedział Kownycz do swojego drugiego ja.

Był w sumie spokojny o kolejne wydarzenia. Wcześniej zdążył włożyć Przyszłość do lodówki. Umieścił go na spodeczku, opierając małą główkę na plastrze pomidora. Chłód przynajmniej na chwilę powstrzymał krwotok.

− Otwórz lodówkę, Grzymółko Kownyczu. Musisz zobaczyć Przyszłość! – powtórzył cierpliwie.

Zastanowił się jak to jest, że zawsze świat ratować musi on sam. Co więcej, wydawało się, że tym razem uratował nie tylko świat, ale i koniec świata! Jeśli można uratować koniec świata... wszak chodziło w tym wszystkim o to, żeby tego końca nie było... Więc czy uratowałem świat przed końcem świata?, zastanowił się Kownycz.

Odpowiedzi nie znalazł. Za to głowa rozbolała go jeszcze bardziej...

Strzelin 2003/2010

This article is from: