Na świecie dzieją się niewiarygodne rzeczy. Weszliśmy w Nowy Rok 2021 i w wielu miejscach Europy można nurkować pod lodem. W innych, wielu chciałoby nurkować pod lodem, którego brakuje. Inni uciekają do ciepłych krajów narażając się na 10-dniową kwarantannę po powrocie. Na szczęście wciąż można nurkować! Wielu z nas odkrywa nowe lub na nowo, miejsca zlokalizowane bliżej domu. My też rekomendujemy #divelocal.
To już nasz trzeci rok obecności w eterze. Magazyn Perfect Diver zmienia delikatnie skład redakcyjny. Cieszymy się z obecności Huberta i wciąż pozostajemy otwarci na współpracę praktycznie z każdym, kto chce wnieść coś pożytecznego i pozytywnego.
Część stałych Reklamodawców również w 2021 roku będzie z nami. Nowych pozdrawiamy i cieszymy się, że dołączyliście i wspieracie nasz Projekt, że wspieracie oficjalnie Perfect Diver.
Jakość tekstów i zdjęć będzie porównywalna z ostatnim rokiem lub jeszcze lepsza. Preferujemy lekkie pióro, praktyczne podejście, dobrą historię i ekologiczne podejście do Natury.
Śledźcie nasz profil na Facebook’u. Powiedzcie o nas znajomym i zaproście ich do wspólnego oglądania i czytania naszych postów.
Numer 1/2021, który właśnie macie na swoich ekranach lub w ręce, pozwoli zapomnieć o rozterkach i spowoduje, że tęsknotę za nurkowaniem przekujecie w konkretny plan. Zawsze bezpieczny – o tym nie zapominajcie. Lepiej czasem odpuścić. To nic złego, a wręcz odwrotnie – to postawa odpowiedzialna. Wewnątrz znajduje się między innymi bardzo ciekawy artykuł Krzysztofa Dziecha o medytacji, świadomości, ćwiczeniach – a wszystko to pod wodą. Mamy też artkuł o Lanzarote. Centrum Nurkowe Bonito Diving Lanzarote zaprosiło Perfect Diver na nurkowania. Opowiadamy, jak tam było. Sami zdecydujcie, czy warto pojechać właśnie tam. Jeśli nie, jest jeszcze kilka innych propozycji.
Na koniec bardzo praktyczne spojrzenie Wojtka A. Filipa na kapelusz nurkowy.
Prenumerata wciąż dostępna – zapraszam!
PODRÓŻE
Raja Ampat, ostatni raj na ziemi
Bahamy, wodny świat
Sardyńskie opowieści. Północny wschód
NASZE ROZMOWY
Przez soczewkę – Oksana Maksymova
FREEDIVING
FreeSłowenia
Bałtyk 1000 lat temu
Nurkowanie w stanie pełnej świadomości
Czy warto uczestniczyć w szkoleniu wrakowo-morskim?
„Mrok”. Recenzja Kamizelka grzewcza z firmy Northern Diver
PLANETA ZIEMIA
Wydawca PERFECT DIVER WOJCIECH ZGOŁA ul. Folwarczna 37, 62-081 Przeźmierowo redakcja@perfectdiver.com
ISSN 2545-3319
redaktor naczelny archeologia podwodna sporty wodne
felietonistka publicysta, fotograf marketing i reklama tłumacze języka angielskiego
opieka prawna projekt graficzny i skład
Wojciech Zgoła Mateusz Popek
Krzysztof Jarzyna
Irena Kosowska
Bartosz Pszczółkowski
Hubert Reiss
Agnieszka Gumiela-Pająkowska Arleta Kaźmierczak
Reddo Translations Sp. z o.o.
Adwokat Joanna Wajsnis
Brygida Jackowiak-Rydzak
magazyn złożono krojami pisma Montserrat (Julieta Ulanovsky) Open Sans (Ascender Fonts) Spectral (Production Type)
dystrybucja centra nurkowe, sklep internetowy preorder@perfectdiver.com
fotografia na okładce Oksana Maksymova model Jaja błazenków miejsce Tulamben, Indonezja
www.perfectdiver.com
Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, nie odpowiada za treść ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo do skracania, redagowania, tytułowania nadesłanych tekstów oraz doboru materiałów ilustrujących. Przedruk artykułów lub ich części, kopiowanie tylko za zgodą Redakcji. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za formę i treść reklam.
Podoba Ci się ten numer magazynu, wpłać dowolną kwotę! Wpłata jest dobrowolna.
PayPal.Me/perfectdiver
WOJCIECH ZGOŁA
Często powtarza, że podróżuje nurkując i to jest jego motto. W 1985 roku zdobył patent żeglarza jachtowego, a dopiero w 2006 zaczął nurkować. W kolejnych latach doskonalił swoje umiejętności uzyskując stopień Dive Mastera. Zrealizował blisko 650 nurkowań w różnych warunkach klimatycznych. Od 2007 roku fotografuje pod wodą, a od 2008 również filmuje. Jako niezależny dziennikarz opublikował kilkadziesiąt artykułów, głównie w czasopismach poświęconych nurkowaniu, ale nie tylko. Współautor wystaw fotograficznych w kraju i za granicą. Jest pasjonatem i propagatorem nurkowania. Od 2008 roku prowadzi swoją autorską stronę www.dive-adventure.eu. Na bazie szerokich doświadczeń, w sierpniu 2018 stworzył nowy Magazyn Perfect Diver
IRENA KOSOWSKA
Regionalny Manager Divers Alert Network Polska, Instruktor nurkowania i pierwszej pomocy, nurek techniczny i jaskiniowy. Zakochana we wszystkich zalanych, ciemnych, zimnych, ciasnych miejscach oraz niezmiennie od początku drogi nurkowej – w Bałtyku. Realizując misje DAN, prowadzi cykl prelekcji „Nurkuj bezpiecznie” oraz Diving Safety Laboratory, czyli terenowe badania nurków do celów naukowych.
MATEUSZ POPEK
„Moja pasja, praca i życie znajdują się pod wodą” Nurkuje od 2009 roku. Od 2008 roku chodzi po jaskiniach. Z wykształcenia archeolog podwodny. Uczestniczył w licznych projektach w Polsce i za granicą. Od 2011 zajmuje się nurkowaniem zawodowym. W 2013 uzyskał uprawnienia nurka II klasy. Ma doświadczenie w pracach podwodnych zarówno na morzu jak i śródlądziu. Od 2013 nurkuje w jaskiniach, zwłaszcza w górskich, a od 2014 jest instruktorem nurkowania CMAS M1. W czerwcu 2020 obronił doktorat z archeologii podwodnej.
KRZYSZTOF JARZYNA
Od dziecka pasjonuje się sportem, w tym różnymi dyscyplinami związanymi z wodą. Zawodowo skończył dziennikarstwo i również przez to lubi rozmawiać z ludźmi i ich obserwować. Amatorsko para się różnymi aktywnościami. Ostatnio coraz bardziej pasjonuje się freedivingiem :)
BARTOSZ PSZCZÓŁKOWSKI
Tak się nazywam i pochodzę z Poznania. Z wodą związany jestem praktycznie od urodzenia a z nurkowaniem, odkąd nauczyłem się chodzić. Pasję do podwodnego świata zaszczepił mi dziadek, ***instruktor CMAS zabierając mnie w każdej wolnej chwili nad jeziora. Pierwsze uprawnienia zdobyłem w 1996 roku. Rok później pojechałem do Chorwacji i dosłownie zwariowałem na widok błękitnej wody, ośmiornic i kolorowych rybek;) Kupiłem swój pierwszy aparat pod wodę – Olympus 5060 i zacząłem przygodę z podwodną fotografią. Swoje doświadczenie nurkowe nabywałem na Wyspach Kanaryjskich, Sardynii, Norwegii, Malediwach i w polskich jeziorach. Obecnie jestem instruktorem Padi oraz ESA, szkolę w Europie zapaleńców nurkowych i przekazuję swoją pasję innym. Wszystkich miłośników podwodnego świata i fotografii zapraszam na Beediver (FB) – do zobaczenia.
HUBERT REISS
Z zawodu informatyk, ale z krwi i kości handlowiec, który żadnej pracy się nie boi. Nurkowanie zawsze było moim wielkim marzeniem. Na początku miało być wyzwaniem, krótkim epizodem, a okazało się pasją do końca świata i jeden dzień dłużej. Pod wodą odreagowuję i odpoczywam. Jako Divemaster, nurek sidemount Razor, a ostatnio również fotograf, realizuję moje marzenia podziwiając i uwieczniając piękno podwodnego świata. „Pasja rodzi profesjonalizm, profesjonalizm daje jakość, a jakość to luksus w życiu. W dzisiejszych czasach szczególnie...”
WOJCIECH
A. FILIP
Ma na swoim koncie ponad 8000 nurkowań. Nurkuje od ponad 30 lat, a w tym od ponad 20 lat jako nurek techniczny. Jest profesjonalistą z ogromną wiedzą teoretyczną i praktyczną. Jest instruktorem wielu federacji: GUE Instructor Mentor, CMAS**, IANTD nTMX, IDCS PADI, EFR, TMX Gas Blender. Uczestniczył w wielu projektach i konferencjach nurkowych jako lider, eksplorator, pomysłodawca czy wykładowca. Były to między innymi Britannic Expedition 2016, Morpheus Cave Scientific Project on Croatia Caves, GROM Expedition in Narvik, Tuna Mine Deep Dive, Glavas Cave in Croatia, NOA-MARINE. Zawodowo jest Dyrektorem Technicznym w TecLine w Scubatech, a także Dyrektorem Szkolenia w TecLine Academy.
KAROLINA SZTABA
Karolina Sztaba, a zawodowo Karola Takes Photos, jest fotografem z wykształcenia i pasji. Obecnie pracuje w Trawangan Dive Centre na malutkiej wyspie w Indonezji – Gili Trawangan, gdzie zamieszkała cztery lata temu. Fotografuje nad i pod wodą. Oprócz tego tworzy projekty fotograficzne przeciw zaśmiecaniu oceanów oraz zanieczyszczaniu naszej planety plastikiem („Trapped”, „Trashion”). Współpracuje z organizacjami NBO zajmującymi się ochroną środowiska i bierze aktywny udział w akcjach proekologicznych (ochrona koralowca, sadzenie koralowca, sprzątanie świata, ochrona zagrożonych gatunków). Jest również oficjalnym fotografem Ocean Mimic – marką tworzącą stroje kąpielowe i surfingowe ze śmieci zebranych na plażach Bali. Współpracowała z wieloma markami sprzętu nurkowego, dla których tworzyła kampanie reklamowe. W roku 2019 została ambasadorem polskiej firmy Tecline. Od dwóch lat jest nurkiem technicznym.
ANNA SOŁODUCHA
Absolwentka Geografii na Uniwersytecie Wrocławskim, niepoprawna optymistka… na stałe z uśmiechem na ustach! Do Activtour trafiła chyba z przeznaczenia… i została tu na stałe. Z zamiłowaniem codziennie spełnia ludzkie marzenia przygotowując wyprawy nurkowe na całym świecie, a sama nurkuje już… ponad połowę życia. Każdego roku eksploruje inny „kawałek oceanu” przypinając kolejną pinezkę na swojej nurkowej mapie świata! W zimie zamienia płetwy na ukochane narty i ucieka w Alpy. Przepis na życie? „Tylko martwy pień płynie z prądem – czółno odkrywców, płynie w górę rzeki!” anna@activtour.pl activtour.pl; travel.activtour.pl; 2bieguny.com
Polski fotograf, zdobywca nagród i wyróżnień w światowych konkursach fotografii podwodnej nurkował już na całym świecie – z rekinami i wielorybami w Południowej Afryce, z orkami za północnym kołem podbiegunowym, na Galapagos z setkami rekinów młotów i z humbakami na wyspach Tonga. Bierze udział w specjalistycznych warsztatach fotograficznych. Nurkuje od 27 lat, zaczął w wieku lat 12 – jak tylko było to formalnie możliwe. Jako pierwszy na świecie użył aparatu Hasselblad X1d-50c do podwodnej fotografii super macro. Niedawno, na odległym archipelagu Chincorro na granicy Meksyku i Belize, zrobił to ponownie, podejmując udaną próbę sfotografowania oka krokodyla obiektywem makro z dodatkową soczewką powiększającą, co jest największym na świecie zdjęciem oka krokodyla żyjącego na wolności (pod względem ilości pixeli, wielkości wydruku, jakości).
SYLWIA KOSMALSKA-JURIEWICZ
Podróżniczka i fotograf dzikiej przyrody. Absolwentka dziennikarstwa i miłośniczka dobrej literatury. Żyje w zgodzie z naturą, propaguje zdrowy styl życia... jest yoginką i wegetarianką. Angażuje się w ekologiczne projekty, szczególnie bliskie jej sercu są rekiny i ich ochrona, o których pisze w licznych artykułach oraz na blogu www. divingandtravel.pl Swoją przygodę z nurkowaniem zaczęła piętnaście lat temu przez zupełny przypadek. Dzisiaj jest Divemasterem, odwiedziła ponad 60 państw i nurkowała na 5 kontynentach. Na wspólną podróż zaprasza z biurem podróży www.dive-away.pl, którego jest współzałożycielem.
„Mokre zdjęcia“ fotografował odkąd pamięta. Po kilku latach doświadczenia jako nurek zapragnął zachowywać wspomnienia z podwodnych zanurzeń. Kupił swój pierwszy aparat kompaktowy z podwodną obudową. Z czasem jednak zaczęło dominować pragnienie posiadania najlepszego zdjęcia, co nie było do końca możliwe w przypadku zastosowanego kompaktu. Dlatego przeszedł na lustrzankę Olympus PEN E-PL 5, która pozwala na użycie nawet kilku różnych obiektywów. Wykorzystuje kombinację połączeń podwodnych błysków i świateł. Koncentruje się na fotografii dzikiej przyrody, a nie na aranżacji. Fotografuje zarówno w słodkich wodach „domowych“, jak i w morzach i oceanach świata. Zdobywał już liczne nagrody na czeskich i zagranicznych konkursach fotograficznych. Więcej zdjęć można znaleźć na jego stronie internetowej, gdzie można je również kupić nie tylko jako fotografie, ale także jako zdjęcia wydrukowane na płótnie czy na innym nośniku. www.mokrefotky.cz www.facebook.com/MichalCernyPhotography www.instagram.com/michalcerny_photography/
MICHAL ČERNÝ
JAKUB DEGEE
WOJCIECH JAROSZ
Absolwent dwóch poznańskich uczelni – Akademii Wychowania Fizycznego (specjalność trenerska –piłka ręczna) oraz Uniwersytetu im. A. Mickiewicza, Wydziału Biologii (specjalność biologia doświadczalna). Z tą pierwszą uczelnią związał swoje życie zawodowe próbując wpływać na kierunek rozwoju przyszłych fachowców od ruchu z jednej strony, a z drugiej planując i realizując badania, popychając mozolnie w słusznym (oby) kierunku wózek zwany nauką. W chwilach wolnych czas spędza aktywnie – jego główne pasje to żeglarstwo (sternik morski), narciarstwo (instruktor narciarstwa zjazdowego), jazda motocyklem, nurkowanie rekreacyjne i wiele innych form aktywności, a także fotografia, głównie przyrodnicza.
AGATA TUROWICZ-CYBULA
Od dziecka marzyłam, żeby zostać biologiem morskim i udało mi się spełnić te marzenia. Skończyłam studia na kierunku oceanografia, gdzie od niedawna rozpoczęłam studia doktoranckie. Moja przygoda z nurkowaniem zaczęła się, kiedy miałam 12 lat. Kocham obserwować podwodne życie z bliska i staram się pokazać innym nurkom jak fascynujące są podwodne, bałtyckie stworzenia.
AGNIESZKA KALSKA
„Nie wyobrażam sobie życia bez wody, gdzie w wolnym ciele doświadczam wolności ducha”.
● założycielka pierwszej w Polsce szkoły freedivingu i pływania – FREEBODY,
● instruktorka freedivingu Apnea Academy International i PADI Master Freediver,
● rekordzistka świata we freedivingu (DYN 253 m),
● rekordzistka i mistrzyni Polski, członkini kadry narodowej we freedivingu 2013–2019,
● finalistka Mistrzostw Świata we freedivingu 2013, 2015, 2016 oraz 2018,
● multimedalistka Mistrzostw Polski oraz członkini kadry narodowej w pływaniu w latach 1998–2003,
● pasjonatka freedivingu i pływania.
Obecnie pracuje jako PADI Course Director w Trawangan Dive Centre na indonezyjskiej wysepce Gili Trawangan. Założycielka portalu Divemastergilis. www.divemastergilis.com @divemastergilis Od ponad 7 lat mieszka i odkrywa podwodny świat Indonezji. Jest nie tylko zapalonym nurkiem technicznym, ale także twarzą platformy Planet Heroes oraz ambasadorem marki Ocean Mimic. Aktywnie przyczynia się do promowania ochrony koralowców i naturalnego środowiska ryb i zwierząt morskich, biorąc udział w projektach naukowych, kampaniach przeciw zaśmiecaniu oceanów i współpracując z organizacjami pozarządowymi na terenie Indonezji. @laura_kazi
LAURA KAZIMIERSKA
JULIA ZABRODZKA i BARTEK KAFTAN
Podróżują razem, z aparatem fotograficznym (Julia) i notesem (Bartek). Najchętniej do krajów Ameryki Środkowej, zwłaszcza Meksyku i Gwatemali, gdzie łącznie spędzili prawie półtora roku. O odwiedzonych miejscach i spotkanych w drodze ludziach od kilkunastu lat piszą dla polskiej i zagranicznej prasy. Ich zdjęcia i teksty ukazywały się m.in. w „The Guardian”, „El País”, „Polityce”, „Piśmie”, „Wysokich Obcasach”, „Zwierciadle”, „Esquire” czy „Kukbuku”, a także na łamach magazynów podróżniczych, jak choćby „Podróże”, „Voyage” czy „Kontynenty”. Wodę lubią pod każdą postacią – mórz, jezior czy rzek – ale konsekwentnie trzymają się powierzchni, bez zapuszczania się w głębiny. Zdjęcia Julii możecie zobaczyć na stronie: www.juliazabrodzka.pl
MACIEJ POSŁUSZNY
Założyciel centrum nurkowego DIVE ENERGY, Instruktor M2 KDP PTTK CMAS, Instruktor DAN. Związany z woda od dziecka, KS POSNANIA Kanadyjkarz, wielokrotny medalista na arenie krajowej i międzynarodowej, zawodnik polskiej kadry Narodowej. Po zakończeniu kariery sportowej swoją pasję do sportu i rywalizacji przeniósł pod wodę. "W nurkowaniu spełniam się całkowicie, moim priorytetem jest propagowanie bezpiecznego nurkowania."
KRZYSZTOF DZIECH
Urodzony 4 lipca 1973 r. w Chorzowie. Ksiądz diecezji katowickiej, pracujący od 2002 roku we Francji. Nurek od 2000 r. Obecnie: Instruktor CMAS ***, CMAS TRIMIX Trainer, PADI TEC TRIMIX Instruktor.
Posiada dyplom państwowy jako edukator sportowy w zakresie nurkowania: DEJEPS. Sympatyk szkoły GUE jako Fundamentals-Tech Diver.
Hollis gear stands up to any condition. So, how deep will you go?
Nurkuj blisko domu 2020
Bardzo dziękujemy wszystkim, którzy wzięli udział w konkursie „Nurkuj blisko domu 2020”. Każde ze zdjęć zostało wykonane w innym akwenie. Mamy piękne miejsca nurkowe w Polsce! Wygranym serdecznie gratulujemy!
Jury w składzie:
Karolina Sztaba (Przewodnicząca), Tomasz Płociński, Bartosz Pszczółkowski, po trudnych negocjacjach, wybrało zwycięzców.
Miejsce I
Jacek Twardowski
Miejsce wykonania fotografii:
Jezioro Leleskie
Miejscowość: Wieś Leleszki
Data wykonania fotografii: 26.07.2020
Aparat: Canon 5D Mark IV
Głębokość: 2 m
Miejsce II
Jarosław Matyga, „Mgła”
Miejsce wykonania fotografii: Kamieniołom Piechcin
Miejscowość: Piechcin
Data wykonania fotografii: 15.11.2020
Aparat: Sony S7III
Głębokość: 14 m
Wyróżnienie
Jacek Twardowski, Miejsce wykonania fotografii: Fort Zbarż, Miejscowość: Warszawa, Data wykonania fotografii: 27.06.2020, Aparat: Canon 5D Mark IV, Głębokość: 0 m
Zwycięzca I miejsca otrzymuje:
Indywidualnie skonfigurowany System Wypornościowy
Tecline o równowartości 3000 PLN, czapkę zimową Tecline, kalendarz Perfect Diver 2021, roczną prenumeratę magazynu Perfect Diver 2021 z dostawą do domu na terenie Polski oraz publikację zdjęcia konkursowego na łamach Magazynu Perfect Diver
Miejsce
III
Paweł Pawłowski, „Magia Machowa”
Miejsce wykonania fotografii: Jezioro Tarnobrzeskie
Miejscowość: Machów, Tarnobrzeg
Data wykonania fotografii: 02.08.2020
Aparat: NIKON COOLPIX S6500
Głębokość: 4 m
Wyróżnienie
Mariusz Czajka, „Wejście do torpedowni”, Miejsce wykonania fotografii: Bałtyk (Zatoka Pucka), Miejscowość: Babie Doły, Data wykonania fotografii: 21.11.2020
Aparat: Sony Alpha A7, Głębokość: 7 m
Zwycięzca II miejsca otrzymuje:
Płetwy Tecline Power Jet dedykowane fotografom podwodnym, czapkę zimową Tecline, kalendarz Perfect Diver 2021, egzemplarz 1/2021 Magazynu Perfect Diver oraz publikację zdjęcia na łamach Magazynu Perfect Diver
Zwycięzca III miejsca otrzymuje:
Maskę nurkową Tecline Frameless Super View, czapkę zimową Tecline, kalendarz Perfect Diver 2021, gadżety Perfect Diver – publikację zdjęcia na łamach Magazynu Perfect Diver
Sponsorem nagród głównych jest firma, która dba o perfekcyjną konfigurację każdego nurka
Lanza
Tekst i zdjęcia WOJCIECH ZGOŁA
Potocznie zwana Lanzą, wyspa Lanzarote, jedna z archipelagu Wysp Kanaryjskich, przyjęła nas wyjątkowo sympatycznie. Było słonecznie, ciepło, transparentnie pod wodą, smacznie i ciekawie.
Magazyn Perfect Diver został zaproszony na nurkowania przez Centrum Nurkowe Bonito Diving Lanzarote. Wirus w koronie zmieniał plany podróżnicze wielu osobom
w minionym roku, jednak udało nam się skorzystać ze wspomnianego zaproszenia.
Lanza jest wyspą wulkaniczną. Widok stożków o różnych kolorach, w różnych porach dnia towarzyszy nam codziennie i to nie ważne, w którą stronę jedziemy. Magia klimatu księżycowego, braku roślinności, nieskażonego ręką ludzką krajobrazu, może nas pobudzić wewnętrznie lub zdołować. My mamy na szczęście tętniące życiem nurkowania w Oceanie Atlantyckim. Cała ta aura wpływa na nas uspokajająco i oczyszcza umysł. Warto wspomnieć, że wulkanów na Lanzarote jest około 300, a najwięcej erupcji miało miejsce w latach 1730–1736. Ostatni wybuch zdarzył się w 1824 roku. Ale uwaga! W niektórych miejscach, zaledwie kilka metrów pod powierzchnią ziemi panuje
temperatura 4000°C. Tu nadmienię, że zwiedzanie Parku Narodowego Timanfaya pomoże zobaczyć to na własne oczy.
Centrum Nurkowe Bonito Diving Lanzarote zostało niedawno odnowione. Zrobiło się w nim bardzo przytulnie, a atmosfera, jaką zastaliśmy powodowała, że chciało się z nimi nurkować. Naszymi opiekunami i przewodnikami byli Kasia i Filip. Przy okazji poznaliśmy kilka nowych osób, z którymi nurkowaliśmy podczas całego pobytu. Czasem dzieliliśmy się na mniejsze grupy, bo Dominika robiła podstawowy kurs nurkowy, a Agnieszka i Marcin chcieli zobaczyć rekina anioła. Ja pod wodą lubię prawie wszystko :)
Ciekawostką jest, że w Bonito DL posługujemy się butlami 10 L napełnionymi powietrzem do 300 BAR. Baza jest dobrze
Angel shark, płaszczki, groupery
Wraki
Groty
Delfiny i żółwie
Plaża nudystów ze spotem nurkowym
Museo Atlantico
przygotowana sprzętowo i logistycznie. Dysponuje własnymi samochodami i dobrymi powiązaniami, jeśli chciałoby się nurkować z łodzi. Na miejscu jest toaleta, salka wykładowa, sklep ze sprzętem, duże kanapy w strefie leniuchowania, woda, kawa i herbata, a nawet cukierki.
Ściany strefy biurowej zdobią piękne malowidła zwierząt, które można spotkać tutaj pod wodą. Dodam, że do home reef mamy jakieś 200 m i jeśli nurkujemy właśnie z Playa Flamingo, to ekipa zawozi butle na plażę, a my ubrani w pianki, wesołym krokiem docieramy w 5 minut do miejsca wejścia do wody.
Wierzcie mi, gorąca lawa w zetknięciu z oceanem stworzyła wyjątkową szatę dna. W niektórych miejscach widać jak lawa
TAK NIE RZADKO
się posuwała. Wypiętrzenia, groty i ścianki, a dalej piasek, w którym chyba zawsze szuka się wzrokiem angel sharka lub płaszczki. W mniejszych dziurach chowają się spore mureny, kraby i inne zwierzęta prowadzące nocny tryb życia. Wprawne oczy, w dobrze dobranej masce nurkowej, wypatrzą koniki morskie, ślimaki, krabopająki i krewetki. Piasek bywa czarny, szary i biały. Dużo w nim jaszczurników, flądr i innych ryb strefy dennej. Co jakiś czas spotykamy też niewielkie mątwy, które kamuflują się w otaczającym je środowisku.
Najlepsze miesiące na spotkanie rekinów aniołów? Od końca września do mniej więcej kwietnia. Potem dużo trudniej je wypatrzeć. Warto dodać, że od jakiegoś czasu, pod koniec roku odbywa się liczenie tych coraz mniej licznych ryb, a Bonito Diving Lanzarote uczestniczy w całej akcji.
Okolice Museo Atlantico. Na nurkowanie jedziemy zodiakiem z portu. Wskakujemy w jednym miejscu, przewodnik „oprowadza” nas po eksponatach i wynurzamy się w innym miejscu. Łódka już tam na nas czeka.
Museo Atlantico jest częścią Centrum Sztuki, Kultury i Turystyki Cabildo na Lanzarote. Zostało stworzone w celu ochrony przyrody i doświadczania wyjątkowego piękna krajobrazu
wyspy. Autorem rzeźb jest Jason de Caires Taylor. Figury i instalacje zlokalizowane są na piasku na powierzchni 2500 m2. Pierwsze prace zostały zanurzone w 2016 roku. Otwarcie Museo dla nurków nastąpiło w styczniu 2017 roku.
Pod wodą mamy 6 różnych obszarów, a w zamyśle twórców było podnoszenie kwestii dotyczących zasobów naturalnych i skłanianie do refleksji. Warto dodać, że pomyślano proekologicznie i do budowy instalacji użyto cementu o neutralnym pH.
Czy warto nurkować w Museo Atlantico? Jeśli już się jest na Lanzarote to tak. Lecieć jednak po to, by tam zanurkować – moim zdaniem nie.
Są takie miejsca na świecie, które wybierają naturyści. W sumie nie wiadomo dlaczego. Filip zabrał nas w takie miejsce. Jest to bardzo ciekawy spot nurkowy z niełatwym zejściem z poziomu parkingu do wody. Miejsce nazywa się Charco del Palo i rzeczywiście spotyka się tu golasów, głównie w wieku 70+, ale nie tylko. Nie robią sobie nic z nurków uważnie stąpających po kamieniach w górę i w dół. Może dlatego, że głównie patrzą pod nogi. Potknięcie może być dramatyczne w skutkach.
Aby nurkować w Charco del Palo muszą być odpowiednie warunki pogodowe dotyczące falowania. My trafiliśmy wręcz
rewelacyjnie. Zanurzenie i niewiarygodna widoczność sięgająca ponad 40 m. Filip świetnie dostrzega kształty ukryte pod piaskiem. Wypatrzył tak dla nas torpedo ray – płaszczkę elektryczną i ze 3 rekiny. Zeszliśmy na około 38 m głębokości spotykając różne ryby, w tym płaszczki różnych gatunków, barakudy, groupery, flądry i jaszczurniki.
Po dłuższej przerwie powierzchniowej zrobiliśmy tu drugie zanurzenie w podobnych, bardzo dobrych warunkach.
WRAKI
Jest ich kilka. Moje ulubione znajdują się w lokalizacji Puerto del Carmen. Wypłynięcie następuje z portu na zodiaku. Wszyscy płyniemy w maseczkach i zdejmujemy je tuż przed wskoczeniem do wody. W sumie jest 9 osób. Czas od wejścia na łódź do zanurzenia to około 5 minut. Leżą tu 2 wraki. Jeden na 20, a drugi na 40 m głębokości. Pomiędzy wrakami często można spotkać płaszczki a nawet angel shark. Mamy to szczęście i podziwiamy dwie duże stingray. Jedna z nich odpoczywa we wraku, a druga pływa w toni. Niegdysiejszy statek, ten spoczywający na 20 m głębokości, jest przekrzywiony
i leży na burcie. Drugi wrak, a właściwie jego większe i mniejsze fragmenty, rozproszone są na większej przestrzeni dna. Pamiętam, że kiedy byłem pierwszy raz na Lanzarote, spotkaliśmy tu półtorametrowego rekina anioła. Leżał spokojnie na piasku w sąsiedztwie żelaznych części wraku.
Puerto del Carmen od strony plaży to bardzo uczęszczane miejsca nurkowe. Spotyka się tu wiele centrów nurkowych. Klarowanie sprzętu odbywa się na wybetonowanym fragmencie nabrzeża, a do wody schodzi się po schodach lub z drugiej strony domku (restauracja) wprost z piaszczystej plaży. Jest tu wiele do zobaczenia, również dla nurków technicznych. Poniżej 40 m głębokości znajdziemy tu między innymi „grotę krewetek”. Pomiędzy 30 a 40 m głębokości jest „katedra”, w której przesiadują duże groupery. Niektóre z nich mają ponad metr długości. Są też widlaki. Wracając „po piasku” możemy spotkać angel shark, marbled electric ray, stingray, common eagle ray, szkaradnice, a przy większych wypiętrzeniach lawy, obrośniętych roślinami, koniki morskie i krabopająki. Wszędzie pływa dużo kolorowych ryb o nazwie talasoma pawia, są oblady, mulety, mątwy, jeżowce, trumpetfish i inne.
Za każdym razem po udanych nurkowaniach wracamy do naszej bazy wypadowej Centrum Nurkowego Bonito Diving Lanzarote, by opłukać i rozwiesić sprzęt, ugasić pragnienie, wypełnić logbooki i pogadać. Najczęściej pytamy o sugestie odnoszące się do polecanej restauracji. Jest ich wiele, ale warto iść za wskazówkami Kasi i/lub Filipa, bo mieszkają tu już jakiś czas. A wierzcie mi, kuchnia na Lanzarote jest taka, że palce lizać! Można nawet skosztować mięso mureny, jeśli ktoś lubi. Możliwości jest dużo. Od owoców morza, przez ryby, burgery, po kuchnię wegetariańską i wegańską. Dla każdego coś dobrego. Tutejszą przystawką są ziemniaki podawane z sosami: czerwonym i zielonym. Do obiadu można zamówić lokalne wino. Robiąc sobie dzień wolny od nurkowania, Kasia zabiera nas na całodniową wycieczkę. Zwiedzamy Park Narodowy Timanfaya, jedziemy do Los Hervideros, spacerujemy po plaży z piaskiem czarniejszym od sadzy. Kontrast z białą pianą fal jest niesamowity. Odwiedzamy el Golfo. Jest to cudowna, naturalna zatoka, zlokalizowana na zachód od Yaiza. Natura stworzyła tu szmaragdowozieloną lagunę. Jest oddzielona od niebieskiego oceanu czarną plażą, a nad nią górują rudo-brązowe skały. Aby zobaczyć to z wysokości, trzeba podejść pod niewielkie wzniesienie zastygłej niegdyś lawy. Z tego miejsca podziwiamy wspaniałe,
naturalne zestawienie kolorystyczne. Warto przyjechać o takiej porze, by słońce oświetlało lagunę. Do tego wiatr i błękitne niebo. Czego chcieć więcej?
My chcemy i jedziemy dalej. Lunch jemy pośrodku wyspy w Teguise, odwiedzamy przepiękną ale bardzo wietrzną Playa de Famara, wspinamy się samochodem na wzgórza w okolicach północnego krańca wyspy, by popatrzeć na niedaleką wyspę La Graciosa. Odwiedzamy jeszcze Jameos del Agua – wulkaniczne jaskinie, w których jest podziemne jezioro. Żyje w nim endemiczny i ślepy krab albinos (Munidopsis polymorpha). Jedziemy na dzikie plaże Caleta del Majon Blanco, na których tubylcy i przyjezdni budują
Lanzarote została odkryta przez Lancelotto Malocello w 1312 roku.
owalne „gniazda” używając do tego czarnych kamieni z lawy. W ten sposób osłaniają się od wiatru i opalają. Bardzo ciekawe miejsce z trudnym wejściem do wody bez infrastruktury. Brak toalet i restauracji. Dziko i naturalnie, gdyby nie śmieci… Wracając Kasia pokazuje nam Arrecife – nic specjalnego – oraz miejsce od strony oceanu, gdzie nadlatują i lądują samoloty. Przez moment wydaje się, że spadną na Ciebie!
W latach 60 i 70-tych XX wieku gospodarka Lanzarote uległa transformacji, jednak César Manrique – najsłynniejszy kanaryjski architekt, uchronił wyspę przed ekspansją turystyczną. To właśnie dzięki niemu Lanzarote i również my, zawdzięczamy ukrycie przewodów elektrycznych pod ziemią. Przewody i słupy nie straszą i nie niszczą naturalnych widoków gór wulkanicznych aż po horyzont. Na wyspie nie ma też tablic reklamowych, a limity pięter i pokoi w hotelach zostały ustalone i narzucone. Nie mogą być zmieniane. To samo dotyczy koloru domów, okiennic i drzwi. Jedynie stolica wyspy – Arrecife – nie wpisuje się w jednolitość całej reszty. Odstaje i jakoś przez to nie pasuje.
Pobyt na Lanza kończymy nocnym nurkowaniem z Playa Flamingo. Niepozorna miejscówka zaskakuje nas od samego zanurzenia. Spotykamy wielkie ślimaki nagoskrzelne – cętkowane zające morskie, które dorastają nawet do 25 cm dłu-
gości. Widzimy w toni złote mureny. Jedna z nich na oczach Dominiki i Kasi pożera mątwę. Schodząc na kilkanaście metrów głębokości podziwiamy sporych rozmiarów łopaciarza. Po chwili zauważamy dużą ośmiornicę, która spędza z nami kilka minut. Na początku ciekawa, w końcu zmęczona obecnością człowieka czmycha gdzieś pomiędzy skały. Są też małe mątwy, kraby i skorpeny oraz bardzo dużo jeżowców. Ukoronowaniem nocnego zanurzenia jest spotkanie półtorametrowej stingray.
A tak już na zupełne zakończenie, Perfect Diver stawia wszystkim grilla w podziękowaniu za super spędzony czas. Cudowne nurkowania pozostają w pamięci na zawsze, a atmosfera miejsca powoduje, że chce się wrócić i zanurkować w Oceanie Atlantyckim wraz z Bonito Diving Lanzarote po raz kolejny. Ocena wysoka. Organizacja, punktualność, informacja i odprawy przed nurkowaniami, jakość sprzętu, miejsca nurkowe i ich różnorodność, bliskość wejścia do wody na medal. Minusem może okazać się pogoda i zbyt wysoka fala, by wejść do wody w jakimś konkretnym miejscu.
Każdy, kto skorzysta z usług Bonito Diving Lanzarote i zarezerwuje przynajmniej PAKIET 6 NURKOWAŃ, na hasło: Perfect Diver, OTRZYMA 10% ZNIŻKI!
Playa Flamingo
Depth 0–18
Reef
DIVE COURSES
LEARN SCUBA DIVING
(SSI Try Scuba, Basic Diver, SSI Scuba Diver, SSI Open Water Diver, SSI Advanced Adventurer, SSI Diver Stress and Rescue)
GO PRO (SSI Dive Guide, SSI Science of Diving)
KIDS
(SSI Scuba Rangers, SSI Open Water Diver, SSI Advanced Adventurer)
HSA TRAINING
o ce@bonitodiving.com
Raja Ampat
OSTATNI RAJ NA ZIEMI
Tekst LAURA KAZIMIERSKA
Zdjęcia KAROLINA SZTABA
Zamknij
oczy i wyobraź sobie różnorodne odcienie błękitu rozciągające sią po horyzont, tropikalne promienie słońca muskające twoją skórę, słony, delikatny wiatr we włosach i malutkie wysepki, jak boskie okruchy skał porozrzucane dookoła krystalicznie czystej wody. A pod powierzchnią, morski Eden. Harmonia natury, gdzie każdy mieszkaniec ma ściśle określony cel i miejsce. Właśnie przeniosłam cię do Raja Ampat. Wysunięty daleko na wschód, indonezyjski archipelag, a jednocześnie rezerwat przyrody, znajduje się w Zachodniej części Papuały, na tak zwanym półwyspie Ptasiej Głowy (Birds Head
Peninsula). Ten urokliwy zakątek Indonezji znany z rajskich plaż i bogatych raf koralowych oferuje magiczne krajobrazy pod, jak i nad powierzchnią wody. Powinno to być jedno z przodujących miejsc na liście życzeń każdego szanującego się nurka.
Raja Ampat w dosłownym tłumaczeniu Czterej Królowie składa się z czterech głównych wysp. Według legendy królowie wykluli się ze smoczych jaj po czym każdy z nich osiedlił się na jednej z większych wysp, pozostałości skorupy przekształciły się w skały, tak obficie występujące w tym regionie.
Na Waigeo możesz podziwiać jedyne w swoim rodzaju karmazynowe, rajskie ptaki Indonezji, Misool szczyci się zatoką w kształcie serca i starożytnymi malunkami w jaskiniach, pozostałe dwie to Batanta i Salawati otoczone archipelagiem bezładnie rozrzuconych mniejszych wysp i wysepek, w sumie ponad tysiąc, pokrytych dżunglą z czego większość jest niezamieszkanych przez człowieka.
Bez względu na to czy twoją pasją jest nurkowanie, snorkling, dalekie podróże czy zwyczajnie jesteś kimś, kto jest w stanie docenić piękno natury, Raja Ampat zadowoli cię pod każdym względem oferując namiastkę raju na ziemi.
Wybierając się z Polski nastaw się na dość wyczerpującą, aczkolwiek wartą wysiłku, podróż. Gdy już dotrzesz na miejsce gwarantuję, że zapomnisz o wszelkich niewygodach i zachłyśniesz się rajskim pejzażem jaki oferuje ta odludna część świata.
Przygodę z Raja Ampat musisz zacząć od przylotu do Indonezji. Najlepiej jest dolecieć na Bali lub do Dżakarty i stąd zaplanować wylot do Sorong, głównego portu, który jest bramą do parku (niestety z Bali nie ma jeszcze lotów bezpośrednich także spodziewaj się przystanku gdzieś na Sulawesi). Sorong jest miastem portowym, zatłoczonym i gwarantuje poważny szok kulturowy, z tego względu nie polecam zatrzymywać się tam na dłużej.
Możesz stąd dolecieć do stolicy Raja Ampat, małego miasteczka Waisai (lotnisko Marinda), wskoczyć na liveaboard, gdyż znaczna część z nich cumuje w zatoce lub złapać łódkę
Borneo
Nowa Gwinea Celebes
na jedną z większych wysp. Najlepiej zorganizować wszystko przed przyjazdem z operatorem, z którym będziesz nurkować.
Żegnając Sorong i wkraczając na rajski zakątek świata jakim jest Raja Ampat, odłóż telefon komórkowy (w większości miejsc i tak nie ma zasięgu), pozwól sobie na kompletny relaks i obcowanie z naturą. Zapomnij o oddalonej tysiące kilometrów szarej rzeczywistości spraw przyziemnych i oddaj się podwodnej pasji. Wakacje tutaj to jak podróż w czasie, gdzie lokalna ludność dalej żyje tym samym rytmem z przed ponad wieku, zajmując się rybołówstwem i uprawą ziemi.
Uroki Raja Ampat najlepiej odkrywa się z tzw. liveaboard z racji tego, że możesz sobie pozwolić na dalsze eskapady w głąb parku. Jest to opcja dość kosztowna, aczkolwiek warta każdej ceny.
Przez ponad 10 dni mieszkasz na dryfującym hotelu, przemieszczając się z miejsca na miejsce, nurkując, snorklując, podziwiając malownicze zachody słońca, smakując rarytasów lokalnej kuchni lub uskuteczniając wspinaczkę na pobliskie szczyty bezludnych wysepek.
A jak już mieszkać na łodzi, to koniecznie na takiej, która sama w sobie jest dziełem sztuki stworzonym z pasją, łącząc indonezyjską tradycję z luksusem. Flota Pacific High Indonesia gwarantuje unikatową przygodę dostosowaną do twoich potrzeb. W zależności od zainteresowań, środków finansowych i wolnego czasu załoga zaprojektuje dla ciebie niepowtarzalną podróż marzeń. Wyobraź sobie, że wstajesz rano i wychodzisz na pokład z kubkiem wyśmienitej, indonezyjskiej kawy, by być przywitanym przez delfiny bawiące się na falach morza o odcieniach błękitu widzianych tylko na płótnach impresjonistów.
Pacific High Indonesia oferuje wycieczki nie tylko w Raja Ampat, ale również Komodo i ukrytych wyspach morza Banda. Jest to idealne połączenie doświadczenia, technologii i tradycji. Ich żaglowce budowane są w tradycyjnym stylu indonezyjskich Phinisi (wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO). Współzałożyciel, a zarazem amator szkutnictwa Yann, osobiście dba o to, by każdy szczegół był dopracowany do perfekcji. Poczujesz to od pierwszego wejścia na pokład.
Do tego czasami masz wrażenie, że ty i twoja załoga jesteście jedynymi ludźmi na ziemi, otoczeni nieskazitelną przyrodą, podziwiającymi na ten sam krajobraz, co sławny odkrywca Alfred R Walles, gdy w XIX w. przemierzał te szlaki.
Ich ogromną zaletą jest nie tylko unikatowa morska przygoda, ale również troska o środowisko. Każdy rejs utrzymany jest w proekologicznej filozofii zero-waste. Drewno, główny budulec żaglowców, pozyskiwane jest z nienaruszających równowagi ekologicznej plantacji na Kalimantan i Sulawesi, a część dochodu z wycieczki i sprzedaży przeznaczona jest na zagęszczanie lasów tropikalnych na Borneo.
Yann uważa siebie przede wszystkim za szkutnika i żeglarza, a fascynacja podwodnym światem zajmuje drugie miejsce w jego życiu. Jego miłość i pasję widać w każdym detalu. Przemierzając ten niezwykły zakątek, w którym czas się zatrzymał, na tradycyjnej indonezyjskiej Phinisi gwarantuje niezapomniane wrażenia i bajeczne krajobrazy wypełniające czas między nurkowaniami.
To, co odróżnia wycieczkę przez Raja Ampat na liveaboard jest to, że nurkując jesteście zazwyczaj jedyną grupą w wodzie, a dzięki temu macie jedyne w swoim rodzaju interakcje z podwodną przyrodą. Pod powierzchnią otaczającego błękitu, doznasz eksplozji kolorów kwitnących raf koralowych tworzących kalejdoskop niepowtarzalnych formacji i kształtów, zadowalając oczy nawet najbardziej wymagających pasjonatów pod-
To, co odróżnia wycieczkę przez
Raja Ampat na liveaboard jest to, że nurkując jesteście zazwyczaj jedyną grupą w wodzie, a dzięki temu macie jedyne w swoim rodzaju interakcje z podwodną przyrodą.
wodnej przyrody. Z każdym zanurzeniem przenosisz się w kadr niebieskiej planety, morski świat ożywa przed twoimi oczami odkrywając wszelkie sekrety, jakby ktoś wcisnął przycisk PLAY. Otoczona skarbami natury, z głosem opisującym niesamowite gatunki ryb napływających z każdej strony, Raja Ampat to dla mnie miłość od pierwszego zanurzenia.
Bujność gatunków ryb i korali, ławice fusilierów i trevallich wdzięcznie unoszące się w prądach morskich, ustępując miejsca tylko większym okazom wargaczy garbogłowych, bumpheadom czy płaszczkom. Nieśmiałe malutkie koniki morskie z całych sił
obracają swe ogonki dookoła koralowca by nie zdmuchnął ich prąd, a tuż obok, bez większego wysiłku żarłacze biało i czarnopłetwowe patrolują rafę w poszukiwaniu czegoś na ząb.
Jeśli zamiast mieszkania na ograniczonej przestrzeni żaglowca wolisz stały ląd, musisz koniecznie wybrać się na na Misool.
Położony w odizolowanej części Raja Ampat, na jednej z głównych wysp znajduje się Misool Resort. Jest to tropikalna kryjówka oddalona od wszelkiej cywilizacji, ukryta pomiędzy archipelagiem bezludnych wysp. Gdzie okiem sięgnąć zachwycą cię złociste plaże i dziewicze rafy koralowe. Misool Resort oferuje luksusową ucieczkę od cywilizacji i niepowtarzalne podwodne doznania.
Zatrzymując się tutaj wspierasz fundację, która przyczyniła się do ochrony parku narodowego, zakładając tak zwane No-take-zone, strefy w których rybołówstwo jest zakazane. Fundacja założona przez Andrew i Marit Miners wspiera łodzie patrolowe, które przez 365 dni w roku przepędzają potencjalnych kłusowników. Dzięki temu odnotowano 200 % przyrost środowiska naturalnego otaczających raf koralowych i pobliskich namorzyn w ciągu ostatnich pięciu lat.
Nurkowisk dookoła wyspy jest ponad 40, a najdalsze oddalone jest ok. 15 minut drogi motorówką. Zróżnicowane pod względem topografii, więc każdy znajdzie coś dla siebie.
Ścianki, łagodne zbocza pokryte twardym koralowcem, podwodne grzbiety sięgające głębokości ponad 50 metrów, laguny, ucieszą nie tylko nurków, ale i snorklerów sprawiając, że ta destynacja jest idealna na rodzinne wakacje.
Co zobaczymy zanurzając się pod cieplutką taflą wody? Ojej, same cuda! Płaszczki oceaniczne, rekiny biało i czarnopłetwowe, żarłacze szare, wobbegongi oraz występujące tylko w tym regionie rekiny naramienne i mnóstwo innych wspaniałych okazów. Szczęśliwcy mogą napatoczyć się nawet na rekina wielorybiego lub przepływającego rekina młota.
Dla podróżujących z ograniczonym budżetem na południe od Gam znajduje się mała Kropka na mapie. To wysepka o nazwie Arborek. Znajdziesz tu kilka homestajów i centrum nurkowe Arborek prowadzone przez uroczą parę Marsela i Gitę, których doświadczona załoga chętnie zabierze cię na nurkowanie dookoła pobliskich raf koralowych. Obejście wyspy zajmie ci niecałe pół godziny, a widok krystalicznie czystej wody otaczającej z każdej strony ukoi zmysły. Transport z Waisai łodzią motorową możesz zorganizować tuż przed przyjazdem, cena zależna jest od ilości gości jak wiadomo im więcej tym taniej. Tradycyjne drewniane bungalowy położone są przy samej plaży, więc do snu ukołysze cię szum fal, tylko po to, by następnego ranka powitać cię eksplozją błękitu.
Raja Ampat to wymarzone miejsce dla pasjonatów nurkowania, gdyż to właśnie tutaj występuje różnorodność gatunków nieznaleziona nigdzie indziej na świecie. Nic więc dziwnego, że ilość nurkowisk przekracza wszelkie oczekiwa-
nia i z łatwością znajdziesz miejsca do zanurzenia z butlą czy nawet tylko z rurką. Pośród nich mała cieśnina Kabui między wyspami Waigeo i Gam znana z silnych prądów morskich, gdzie czarodziejskie pejzaże tworzone przez ławice ryb otoczą cię z każdej strony, by w ułamku chwili przemknąć przed polującym tuńczykiem.
Kolejnym punktem atrakcji jest Kawe, divespot znajduje się dokładnie na równiku. Możesz więc zacumować po jednej stronie półkuli ziemskiej, by przepłynąć na drugą.
Raja Ampat oferuje wszystko, o czym każdy nurek może tylko zamarzyć, silne prądy morskie, które sprawią że zejście pod wodę będzie bardzo ekscytujące i pełne wrażeń. Jeśli jesteś pasjonatem macro, liczne zatoki oferują możliwość oddania się poszukiwaniom małych koników morskich w wachlarzach koralowców, ślimaków nagoskrzelnych o kolorach tęczy czy żabnicokształtnych. Spotkasz tu pięciometrowe płaszczki oceaniczne, rekiny, żółwie, gigantyczne małże i mnóstwo innych równie zachwycających gatunków.
Niezliczone wyspy to jednak nie tylko raj dla nurków. Czas spędzony na powierzchni jest pełny urokliwych punktów widokowych, do których często trzeba się wspiąć poprzez dżunglę o kolorach zieleni tak soczystej, że słowo to nabiera prawdzi-
wego znaczenia. Ponadto na drodze możesz spotkać małpki i kolorowe rajskie ptaki Indonezji. Na szczycie czeka cię wspaniała nagroda. Spoglądając w dół matka natura prezentuje swe najlepsze dzieło sztuki, dając nam szansę, by ujrzeć skrawek raju. Punkt widokowy wyspy Wayag nie tylko zapiera dech w piersiach, ale będzie towarzyszył ci na długo po udanych wakacjach.
Wspaniałą atrakcją jest również odwiedzenie lokalnych wiosek jak Aborek na Waigeo, gdzie rdzenni mieszkańcy wioski przywitają cię tradycyjnym tańcem i muzyką wywodzącą się od papuańskich plemion. Choreografia opisuje historię tubylców, ich życie oparte na rybołówstwie i kultywacji ziemi, życia zgodnego z naturą. Możesz wziąć udział w warsztatach lokalnej sztuki zdobniczej, wyrobu kapeluszy i koszyków, wszystko z naturalnych tworzyw, traw morskich i roślin otaczających tę małą wioskę.
To niesamowite miejsce na ziemi, jest jak niekończąca się opowieść, na każdym kroku ujawniająca coś nowego, każdy może być tu odkrywcą i znaleźć kawałek lądu czy skrawek rafy której nie widział jeszcze nikt. Raja i jej archipelag jest jednym z niewielu magicznych zakątków tego świata bez ustanku urzekającym pomimo upływającego czasu.
Dodatkowe informacje:
Gdzie zatrzymać się w Raja Ampat: www.stayrajaampat.com
Pacific High Indonesia: www.pacifichighcruise.com @pacifichigh_indonesia
Elite design. Top performance. With Atomic Aquatics, the only limits are your own.
www.nurkowanie-ecn.pl
Bahamy WODNY ŚWIAT
Tekst BARTEK KAFTAN Zdjęcia JULIA ZABRODZKA
Na Bahamach wysp i wysepek jest tyle, że każdy może znaleźć taką tylko dla siebie. Ale prawdziwym domem dla wielu spośród mieszkańców archipelagu pozostaje ocean.
Na rozciągniętej nad pokładem lince wisi kilka srebrzystych barakud. Niedużo, to nie był wielki połów, chyba nie wypłynęli daleko. – Ale czasem spędzamy na morzu dwa albo i trzy tygodnie – mówi kapitan, rozparty na krzesełku przy sterówce. Na dwadzieścia dni i nocy domem jego kilkuosobowej załogi staje się kuter: długi na kilkanaście metrów, szeroki na sześć, może siedem. Trudno to sobie wyobrazić? Nie, jeśli mieszkasz na Bahamach, w kraju złożonym z prawie 700 skrawków lądu – czasem niewiele większych od łodzi rybaka, z którym rozmawiamy w stołecznym Nassau. To ojczyzna ludzi oceanu.
– Regularnie nurkuję na 20–30 stóp – podejmuje morską opowieść Errol z mniejszego kutra nieopodal. – Świetne ćwiczenie. Nieźle się trzymam jak na 62 lata, co? – śmieje się szczupły, muskularny mężczyzna. Faktycznie, wygląda na kilkanaście lat mniej. Ale nie nurkuje ani dla treningu, ani dla przyjemności. To na Bahamach popularna metoda połowu. Rybacy wypływają w morze nie tylko po ryby, ale także po langusty i – jak Errol –po skrzydelniki. Żyjące w ogromnych, przepięknych konchach ślimaki są jednym z lokalnych przysmaków. – Pływamy po nie
na wschód, w kierunku Eleuthery, albo na południe, na Exuma Cays – wylicza. – Konchy znajdziesz wszędzie, gdzie ocean jest płytki, a dno piaszczyste – dodaje. A Bahamy to istny labirynt mielizn, łach, przesmyków. Dziś ten biało-turkusowy pejzaż z piasku i wody przyciąga tysiące turystów, dawniej był postrachem kapitanów. Szacuje się, że na trudnym do nawigowania akwenie zatonęło od XVI w. ponad trzy tysiące hiszpańskich, brytyjskich i francuskich statków. Dla ślimaków to jednak raj. – Ale to już nie to, co kiedyś – wzdycha Errol. – Za dużo się ich łowi, za dużo kłusuje. Konch jest coraz mniej. ***
Duch nostalgii i minionej chwały unosi się nad całym portem na Potter’s Cay, połączonej z lądem wysepce w Nassau. Na nabrzeżu sterty skrzyń i skrzynek, pordzewiałe beczki, koty walczące z mewami o resztki patroszonych ryb. Z kilku knajpek na palach słychać tubalne głosy kucharzy, skwierczenie oleju, rytmiczny dźwięk noży siekających ślimaki i syk otwieranych butelek. Na wodzie nieduże kutry i frachtowce łatane i malowane tyle razy, że nikt już nie pamięta ich pierwotnego koloru. I mniejsze łodzie, które nie popłyną już nigdzie. Rzuciły tu kotwice po raz ostatni i służą za domy-tratwy życiowym rozbitkom. Daleko temu miejscu do wymuskanej przystani wycieczkowców, które cumują w samym centrum. Ich potężne
cielska patrzą z góry na jedno-, może dwupiętrową zabudowę Nassau.
Mimo to morskie serce stolicy i całego archipelagu bije właśnie na Potter’s Cay. To stąd w najdalsze zakątki kraju wyruszają frachtowce pocztowe, prawdziwa bahamska instytucja. – Mail boats pływają po archipelagu od dwustu lat, kiedyś pod żaglami, dziś na silniku – mówi Lance Brozozog, kapitan „Grand Mastera”, którym zaraz popłyniemy w nocny rejs do George Town na Grand Exuma. To jedna z kilkunastu regularnie obsługiwanych tras. – Kapitanowie podpisują z rządem kontrakty na przewóz przesyłek i listów, a także towarów i pasażerów. Chodzi o to, by każda z zamieszkałych wysp miała stałe połączenie z Nassau – wyjaśnia Lance, wyprowadzając „Grand Mastera” na otwarte morze. Na pokładzie ma dziś deski i materiały budowlane, kosiarkę i telewizory, leki i kosz na bieliznę, zastawę stołową i zgrzewki napojów, płaty trawy i krzesła ogrodowe, a do tego motorówkę na lawecie. I oczywiście listy oraz kilkoro pasażerów. Kto może, zamiast kilkunastogodzinnego rejsu wybiera trwający kilkadziesiąt minut lot. Dawniej jednak na wiele wysp docierały tylko frachtowce. – Mail boat przejąłem po moim tacie Lennym – opowiada Lance. – A pierwszy w rodzinie, jeszcze pod żaglami, pływał wujek Rolly Gray. Był świetnym kapitanem i żeglarzem. To na jego cześć nazwaliśmy statek „Grand Master” – opowiada.
Ale i on dobrze zna swój fach i tajemnice wód omywających Exuma Cays. Tak dobrze, że gdy kręcono tu „Piratów z Karaibów”, to właśnie on – a nie kapitan Jack Sparrow z niewskazującym północy kompasem – prowadził z ukrycia słynną „Czarną Perłę”.
„Welcome to the home of Grand Master” – czytamy na blaszanej tabliczce na przystani. Za nią zaczyna się miasteczko: kolorowe domy z werandami w karaibskim stylu, tropikalna zieleń, mangowce obwieszone owocami, fioletowe girlandy bugenwilli, czerwone gwiazdy hibiskusa. Cisza, spokój, kury wydziobują okruchy ze szczelin w asfalcie, policjantka drzemie w meleksie. Samochód jej niepotrzebny. Staniel Cay, rodzinna wysepka Rolly’ego Graya, jest szeroka na kilometr i długa na trzy. Na stałe mieszka tu nieco ponad sto osób. W marinie meldujemy się kilka dni po wyruszeniu z Nassau. Frachtowiec pocztowy dowiózł nas do George Town na wyspie Great Exuma. Stamtąd kontynuujemy bahamski rejs pod żaglami. Płyniemy na północny zachód wzdłuż Exuma Cays, łańcucha ponad 350 maleńkich wysepek. Pierwszego dnia trzymamy się wschodniej strony, kołysani potężnymi atlantyckimi falami na ciemnoniebieskich, głębokich wodach Exuma Sound. Nazajutrz przeciskamy się przez jeden z przesmyków, a morski pejzaż w kilka minut zmienia się nie do poznania. Żeglujemy po płaskiej, turkusowej tafli Great Bahama Bank, na przemian wystawiając twarze do słońca i wypatrując rozgwiazd na piaszczystym dnie, kilka metrów pod kilem.
Osłonięte wody Exumas to ostoja tradycyjnego bahamskiego żeglarstwa. Charakterystyczne, drewniane slupy z ogromnym grotem i sterczącymi daleko poza burty belkami, na których uwiesza się balastująca załoga, widzimy i w George Town, i w Staniel Cay. Niestety, tylko na brzegu – nie udaje nam się trafić na tradycyjne doroczne regaty, które są jednymi z ważniejszych świąt na poszczególnych wysepkach. To właśnie w takich zawodach ścigał się Rolly Gray – i nie miał sobie równych. Jedne z najbardziej prestiżowych, kwietniowe Family Island Regatta w George Town, wygrywał kilkanaście razy. Po raz ostatni w 1998 r. – miał wówczas 76 lat.
Exuma Cays nadal są jednym z ulubionych zakątków żeglarzy, dziś jednak częściej niż tradycyjne drewniane łodzie widuje się tu luksusowe jachty. Naprawdę luksusowe. Gdy podpływamy do mariny z kotwicowiska, cumujemy nasz skromny ponton niedaleko dwupiętrowego, lśniącego olbrzyma pod banderą jednego z karaibskich rajów podatkowych. Po trapie na ląd schodzi właśnie dziewczyna o wyglądzie modelki, ubrana w bikini i zwiewną sukienkę. Obserwowana przez wszystkich klientów portowej tawerny, powoli podchodzi w miejsce, gdzie przy kei kręcą się zwabione resztkami ryb rekiny, składa usta w ciup i pstryka sobie selfie z kłębiącymi się niczym w wężowym
Cisza, spokój, kury wydziobują okruchy ze szczelin w asfalcie, policjantka drzemie w meleksie. Samochód jej niepotrzebny. Staniel Cay, rodzinna wysepka Rolly’ego Graya, jest szeroka na kilometr i długa na trzy. Na stałe mieszka tu nieco ponad sto osób.
gnieździe drapieżnikami. Scena jak z filmów o Bondzie. Może to nie przypadek. Wszak to właśnie pobliska podwodna grota zagrała w „Operacji Piorun” jedną z kryjówek wroga agenta 007. ***
W „Operacji Piorun” złoczyńcy z organizacji Spectre ukrywają w płytkich wodach Bahamów brytyjski samolot wojskowy z bombami atomowymi na pokładzie. Na ślady równie nieprawdopodobnej, lecz wcale nie filmowej historii, natrafiamy dwa dni później na Norman’s Cay. Na brzegach wysepki wita nas zrujnowany tropikalny bungalow z zapadniętą palmową strzechą. W gąszczu zieleni dostrzegamy betonowe schodki,
wspinamy się po nich przez zdziczały ogród na taras. Resztki zadaszenia rzucają ażurowy cień na kamienną posadzkę. Widok trochę zarosły palmy, ale i tak jest oszałamiający: turkusowa zatoka, w głębi zielone wysepki z białymi kreskami plaż, przed nimi kilka kotwiczących jachtów. Łodzi kiedyś tu pewnie nie było, wstęp na wyspę mieli tylko wybrańcy. Może gospodarz witał ich właśnie na tym tarasie, częstując w opustoszałym dziś barze najdroższymi rumami świata. Stać go było na wszystko. Carlos Lehder Rivas, który w latach 70. kupił niemal całą wyspę, był jednym z założycieli kartelu z Medellín. Od 1978 do 1982 r. Norman’s Cay było jego główną siedzibą i punktem przerzutowym kokainy z Kolumbii do Stanów Zjednoczonych. Lehder miał tu własną armię ochroniarzy, sforę dobermanów i lotnisko z radarem. W czasach kokainowego boomu przez wyspę przechodziło ponoć nawet 300 kg narkotyków dziennie.
Nie zawsze wszystko szło zgodnie z planem. Po powrocie na jacht zakładamy maski i płetwy i wskakujemy do wody. Pośrodku zatoki, na głębokości kilku metrów dostrzegamy
wrak samolotu. Dziób ma skierowany na południe, kabinę pilota strzaskaną, prawe skrzydło zaryte w dno, ale śmigło ciągle wisi w toni ponad piaskiem. Najwyraźniej nikomu nie chciało się wyciągać z wody samolotu DC-3, który nie trafił w pas startowy – ludzie Lehdera ograniczyli się do odzyskania cennego ładunku. Nurkujemy pod lewym skrzydłem, zaglądamy przez okienka do wnętrza kadłuba, płoszymy ławicę zielono-niebieskich wargaczy kręcących się przy odsłoniętym mechanizmie silnika. Odkąd w 1983 r. władze Bahamów skonfiskowały posiadłość, tropikalna przyroda powoli pochłania ślady narkotykowego imperium – czy to na lądzie, czy w wodzie.
Przed wieczorem podpływamy jeszcze na pobliską wysepkę – wedle naszej locji bezimienną, jak wiele na Bahamach. Ale któżby się przejmował nadawaniem nazwy skrawkowi lądu niewiele większemu od kutra czy jachtu? W płytkiej wodzie omywającej łachę piasku leżą setki młodych konch, pośrodku płaską linię horyzontu przełamuje pień palmy. Tuż przy niej dostrzegamy małą tabliczkę. „Pamięci Pani i Pana Turner” – czytamy. Ponoć byli żeglarzami i ukochali sobie to miejsce. Trudno im się dziwić. Siadamy pod samotną palmą i patrzymy w Atlantyk. Dobrze pomyśleć, że nie trzeba wcale być milionerem, przemytnikiem ani agentem Jej Królewskiej Mości, by mieć gdzieś na świecie swoją własną wysepkę. Choćby i całkiem maleńką.
Every mission. In every condition. Zeagle has your back.
www.nurkowanie-ecn.pl
Sardyńskie opowieści
PÓŁNOCNY WSCHÓD
Granitowa Santa Teresa di Galura oraz archipelag tysiąca wysp La Maddaleny
Tekst
i zdjęcia
BARTOSZ PSZCZÓŁKOWSKI
Niedźwiedzica z Capo di Orso
Północny wschód wyspy obfituje w równie niesamowite miejsca, co środkowa czy południowa część Sardynii.
Santa Teresa to granitowe formacje skalne wyrzeźbione wiatrem i wodą. Tworzą one jedyną w swoim rodzaju rzeźbę taką, jak Capo di Orso czyli półwysep Niedźwiedzia.
W Santa Teresa znajduje się Orca Diving Center, gdzie Alfredo przyjmuje nas bardzo ciepło i wyjaśnia, że wiszące na wieszaku butle to po prostu efekt artystyczny, a flaszki pięknie pomalowane jakoś muszą wyschnąć.
Zaraz zaczynamy rozmawiać o nurkowaniu i planować nasze wypłynięcie i mimo, że dzień zaczął się deszczowo, po godzince wychodzi słońce i zaciera wszelkie oznaki niepogody, a na naszych twarzach rosną uśmiechy.
W tej okolicy możemy zanurkować na wraku Angelica. To grecki frachtowiec, który zatonął około roku 1985. Statek spo-
czywa na głębokości pomiędzy 10 a 20 metrów, dzięki czemu dostępny jest dla nurków początkujących. Przy czym zaawansowani będą również zachwyceni. Rufa wraku posiada dużą śrubę napędową zachowaną w niezłym stanie.
To miejsce jest bezpieczne, posiada niewiele otworów gdzie można wpłynąć do środka ale jego ogromne części robią wrażenie, gdy szybuje się nad ich krawędziami. Można spotkać mureny czające się w zakamarkach, a w otwartej wodzie barakudy i korwiny ławicami patrolują okolicę. Graniki jakby strzegły wraku, co jakiś czas pojawiają się nam i zaraz znikają pod jakimś stalowym elementem.
Dla wprawnego oka też się coś znajdzie :) Wrak obfituje w kilka dosyć pospolitych gatunków ślimaków nagoskrzelnych, jak purpurowa flabellina czy niezwykła biało niebieska kratena peregrina. W koło wraku duże formacje skalne sprawiają,
że czujemy się mali, jak astronauci odkrywający nowe światy. Powietrze szybko się kończy, a i poczucie czasu pod wodą jest zupełnie inne, po 62 minutach wychodzimy z wody wprost na zodiaka, który tu na Sardynii nazywają gommone.
W poszukiwaniu czarnego korala nurkujemy na głębokość 40 metrów. Po drodze spotykamy niezwykłego ślimaka „Zająca morskiego“ płynącego w niebieściutkiej toni. Porusza się tanecznym ruchem niczym para tańcząca hiszpańskie flamenco. Ogromne skalne formacje granitowe tworzą niezwykłą rafę porośniętą gorgoniami, a w zakamarkach przesypiają dzień takie stworzenia, jak Alicia mirabilis (piękny ukwiał , który może otwierać się jak kwiat podczas swoich nocnych polowań).
Woda jest ciepła, 24°C i przejrzysta, widoczność sięga 30, 40 m, bajka. Można tutaj spotkać grupery, barakudy, mureny, a na większej głębokości czarny koral Gerardia savaglia.
Nurkowie podróżują z daleka, by zobaczyć wspomniany koral, gdyż występuje on na głębokościach poza zasięgiem nurków rekreacyjnych, jednak jest kilka miejsc, gdzie okazałe drzewa tego zwierzęcia można podziwiać między 30, a 40 metrem.
Kolejne miejsce to Mero Ville, świetne miejsce do obserwacji oraz zabawy ze strzępielami. Niezwykłe jest to, że można tu nurkować z 40-kilowymi rybami, które jak psy pilnują swojego podwórka i podążają za każdym nurkiem oprowadzając po swoich włościach.
Zdecydowanie miejsce unikatowe, jednak trzeba kontrolować wskazania komputera bo łatwo się zapomnieć w towarzystwie gruperów, krystalicznej wody oraz dużych bloków skalnych ozdobionych czerwonymi gorgoniami.
Schodzimy przy boi, która zatopiona na kilku metrach wymusza na nas „szamandurę” co w sardyńskim dialekcie oznacza
Niczym pranie, rozwieszone butle do suszenia po malowaniu
Orca Centrum Nurkowe, Santa Teresa di Galurra
Nurek wypatrzył nudibranka (Flabellina)
Zając morski (Coniglio)
Wrak Angelica
Cratena peregrina
Alicja mirabilis
przycumowanie do zatopionej bojki. Łańcuch przymocowany do wielkiego betonowego bloku na 30 metrach. Wszystkie atrakcje skoncentrowane są pomiędzy 17 a 30 metrem więc czas pod wodą jest ograniczony. Dobrym pomysłem w tym miejscu jest użycie nitroksu, by wydłużyć czas bezdekompresyjny. Czasami występuje tu prąd i warto trzymać się przewodnika, który będzie nas prowadził przez „dom grupera“ (Casa de la cernia) i pokaże wiele atrakcji.
Miejsce to jest zlokalizowane z dala od lądu, co zwiększa atrakcyjność nurkowania ale także stawia wyzwania dla mniej doświadczonych płetwonurków.
Po udanych nurkowaniach koniecznie trzeba coś zjeść, bo przecież w brzuszkach burczy, a w Santa Teresa jest wyśmienita knajpka z owocami morza, a spaghetti frutti di mare po prostu wymiata ;) !
Kolejny dzień planujemy na archipelagu La Maddalena, gdzie na wyspie koziej Caprera znajduje się willa Garibaldiego.
Włoski bohater zasłużony w walce o niepodległość w podziękowaniu za zasługi otrzymał wspaniałą posiadłość.
Historia Włoch tu przeplata się z bajecznymi widokami i kolorami.
W klimatycznej zatoczce, pomiędzy wyspami, spędzamy noc na łodzi. Gdy robi się już ciemno płyniemy pontonem (dingi) na pobliską wysepkę, by zakosztować spokoju i ciszy
Czarny koral, Gerardia savaglia
jakie oferuje to miejsce. Degustujemy również wcześniej nabyte regionalne napoje oraz sery. Noc jest przyjemna, a niebo usłane gwiazdami tak, jakby ktoś chlapnął pędzlem z białą farbą. Po takim zakończeniu dnia przesypiamy noc jak dzieci, kołysani śródziemnomorska wodą, a podczas pobudki pływamy w morzu blisko łodzi. Zauważam płaszczkę pod łodzią na jakiś 5 metrach i podekscytowany lecę po aparat. Na bezdechu do-
pływam i pstrykam kilka fotek. Tak można zaczynać dzień :), a za godzinkę ruszamy na nura.
Z Daniele z centrum nurkowego Area 11 nurkujemy przy wyspie Spargi. Woda ma piękny błękitny odcień i 30 metrów widoczności. Temperatura około 23 stopnie i jest spokojnie. Okolice wyspy Caprera pod wodą, to monumentalne bloki skalne, schodzące do 30 metrów głębokości. Porośnięte algami, glonami i gąbkami. To doskonałe miejsce, by wypatrywać moich ulubionych mieszkańców takich okolic czyli nudibranch. I jest, po 34 minutach nurkowania znaleziony!!! Krzyczę w automat z radości i przyklejam się z aparatem do ściany. Staram się zrobić zdjęcie życia heheheheh, jak zawsze kiedy wypatrzę zwierzaka, o spotkaniu którego zawsze marzyłem. To Janolus, ciekawy nagoskrzelny ślimak z nadmuchanymi wyrostkami. Po kilku minutach dostrzegam następnego i zaraz jeszcze jednego i niebieskiego i żółtego aaaaaaaaaa, znowu krzyczę :) Wyjątkowe szczęście spotkać te stwory, które mają zaledwie 1, 2 cm długości.
Cały podekscytowany wracam na powierzchnię po 67 minutach przy ścianie. Paszcza mi się nie zamyka bo z wszystkimi chcę się podzielić moimi odkryciami. To był udany dzień pełen wrażeń i super nurkowań. Po raz już chyba nie zliczę, który dochodzi do mnie, że ta część morza śródziemnego oferuje takie ciekawe przeżycia.
Czym więcej odkrywam niesamowitych zwierząt i ich zależności w tych wodach, tym więcej pojawia się nowych, tajemniczych stworzeń na liście do odszukania.
Janolus
Wielki Grouper pozujący, na swoim podwórku, do zdjęcia
Często koledzy pytają mnie skąd wiem czego szukać i skąd znam tyle tych małych zwierzaków, których trudno zauważyć. Odpowiedź jest banalnie prosta i zawsze odsyłam ich do książek, które są już swego rodzaju archaizmem ale to jest złota składnica wiedzy i dla mnie źródło inspiracji. Dzięki odszukanym okazom w książkach przyrodniczych łatwiej mi zlokalizować je pod wodą.
Ograniczony czas jaki mamy podczas nurkowania oraz procedury bezpieczeństwa, które jeszcze ten czas skracają, powodują, że każde znalezisko jest atrakcyjne, a fakt, że nie wszyscy mają to szczęście obserwować podwodny świat z perspektywy nurka sprawia, że czuję się pod woda wyjątkowo i za to dziękuję po każdym wyjściu na powierzchnię.
OCEANIC IS BUILT FOR ADVENTURE. ARE YOU?
Teraz czas na zrzucenie zdjęć, i ocenę czy coś w ogóle nadaje się do pokazania :) A tu słońce już praży, delikatne fale błękitnego atłasu połyskują i mienią się srebrem zapraszająco. Doczekać się już nie mogę następnego nurkowania.
Miasteczko La Maddalena
Delfin z La Maddalena
Wojciech Zgoła: Robisz fantastyczne zdjęcia. Od kiedy zacząłeś fotografować pod wodą?
Oksana Maksymova: Wydaje mi się, że droga do profesjonalnej fotografii podwodnej była z góry ustalona od urodzenia. Urodziłam się w mieście nad morzem, więc mniej więcej każdy dzień od wczesnego dzieciństwa był związany z morzem.
Wiele letnich dni spędziliśmy na odkrywaniu mieszkańców
Moja rozmowa z Oksana Maksymova, fotografem podwodnym, szukającym idealnego ujęcia.
Morza Czarnego. W młodości marzyłam o pracy na statkach badawczych, które często zawijają do naszego portu. Ale życie zdecydowało inaczej. Nurkowanie wkroczyło w moje życie zupełnie nieoczekiwanie, a odkrycie podwodnego świata radykalnie zmieniło moje życie. Wkrótce mały aparat stał się moim towarzyszem nurkowania. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że chcę robić nie tylko zdjęcia, ale dobre zdjęcia. Mniej więcej w tym samym czasie jedno z moich zdjęć zostało nagrodzone jako zdjęcie tygodnia w dość znanej społeczności rosyjskich fotografów podwodnych. Decyzja o poświęceniu mojego życia fotografii podwodnej zbiegła się w czasie z ukończeniem kilku kursów teoretycznych z różnych aspektów fotografii. A teraz od pięciu lat fotografuję profesjonalnym sprzętem.
Dzięki twoim zdjęciom poznaliśmy się. A zdjęcia makro tak mi się spodobały, że napisałem do Ciebie i zgodziłaś się udostępnić zdjęcie w kalendarzu Perfect Diver. Uwielbiam fotografię makro. Dzięki niej możemy zobaczyć wszystkie szczegóły malutkich stworzeń morskich. Nie da się tego zrobić pod wodą nawet z lupą. Oczywiście wymaga specjalnego sprzętu i dużo cierpliwości, ale efekt jest tego wart. W ten sposób, na przykład, odkryłam, że maleńki konik morski o długości 10 mm ma uroczy wzór na ustach, że Kardynał zwyczajny (Ostorhinchusaureus), samiec chroni i wysiaduje jaja w pysku, a rudowłosa stylophora babka (Paragobiodonechinocephalus) ma zielone oczy . Zdjęcie do kalendarza przedstawia bardzo rzadki gatunek niebieskich krabów porcelanowych (Aliaporcellanaspongicola). Jego rozmiar to zaledwie 6–8 mm, ale widać sporo szczegółów.
Czym się zajmujesz?
Jak już wspomniałam, dużą część mojego czasu poświęcam fotografii podwodnej i wszystkim z nią związanym. To najbardziej niesamowita i ekscytująca część mojego życia. To nowa wiedza i odkrycia dotyczące podwodnego świata i jego mieszkańców, nowe umiejętności fotograficzne, pomysły i ekspery-
menty z różnymi rodzajami oświetlenia. To wystawy, konkursy, udział w różnych projektach i spotkania z godnymi podziwu fotografami i naukowcami.
Czy twoja rodzina nurkuje? Jeśli tak, to czy spędzasz wakacje na nurkowaniu, jeśli nie, dlaczego?
Moja córka nie przepada za nurkowaniem. Kilka razy razem nurkowałyśmy. Wydaje się, że nie fascynowały ją takie wakacje. Dla mnie osobiście nurkowanie i fotografia podwodna to dwie różne rzeczy. Fotografia podwodna to nie urlop. To coś, co całkowicie pochłania czas, energię i myśli. Jednak podczas podwodnych wypraw fotograficznych często spotykam współpracowników i kolegów, z którymi czas jest bezcenny.
Czy Oddesa to dobre miejsce do nurkowania? Dlaczego? W okolicach Odessy nie ma fascynującego, bogatego i różnorodnego życia morskiego. Dodatkowo widoczność jest słaba, a woda dość zimna. Dla fanów wraków jest kilka miejsc z zatopionymi statkami. W porównaniu z moimi ulubionymi miejscami w Azji Południowo-Wschodniej, niestety Odessa nie jest lepsza.
Czy nurkujesz zarówno w piance jak i w suchym skafandrze?
Zawsze nurkuję w piance. Nigdy nie próbowałam nurkować w suchym skafandrze, ale jestem pewna, że w razie potrzeby z łatwością nauczę się tej umiejętności.
Zatem wolisz ciepłą wodę, a więc temperatura ma znaczenie w fotografowaniu wybranych przez Ciebie obiektów?
Jak wynika z odpowiedzi na poprzednie pytanie, wolę ciepłą wodę. Jest to związane nie tylko z okazami do fotografii, ale także z osobistą potrzebą ciepła. Ledwo znoszę zimno. Ale uczciwie chciałbym zaznaczyć, jak bardzo podziwiam zdjęcia moich kolegów zrobione w zimnej wodzie.
Gdzie najbardziej lubisz fotografować pod wodą? Ogólnie. Najbardziej lubię robić zdjęcia w Trójkącie Koralowym. Trójkąt Koralowy to z grubsza trójkątny obszar tropikalnych wód morskich Indonezji, Malezji, Papui Nowej Gwinei, Filipin, Wysp Salomona i Timoru Wschodniego
Czy nurkujesz bez aparatu, mając wolne ręce? Czy nigdy?
W zeszłym roku nurkowałam zawsze z aparatem, a jest to cały zestaw. Zawiera również lampy błyskowe, światła, dodatkowe
obiektywy i różne urządzenia, które pozwalają wykonać dobre zdjęcie. Zdarza się, że 90-minutowe nurkowanie nie wystarczy do sfotografowania jednego obiektu. Trudno oceniać siebie jako fotografa. Zawsze nie jestem do końca zadowolona ze swojej pracy i myślę, że mogłam zrobić to lepiej.
A jakie jest Twoje wymarzone zdjęcie podwodne?
Marzę o zrobieniu zdjęcia, które mogłabym nazwać idealnym.
Co myślisz o śmieciach w oceanach? O plastiku w odniesieniu do oceanów i zwierząt? Czy podczas nurkowania w różnych miejscach napotykasz śmieci?
To jedna z największych tragedii ludzkości. Czasami wydaje mi się, że większość ludzi nie zdaje sobie sprawy, jak fatalna jest sytuacja. Byłam akurat pod wodą, kiedy prąd niósł drastyczną ilość plastikowych śmieci. Trudno mi wytłumaczyć moje uczucia, kiedy musiałam dosłownie zgrabiać śmieci rękami. To jedno z najgorszych uczuć w moim życiu. To poczucie końca życia cywilizacji.
Oglądałaś magazyn Perfect Diver? Co o nim myślisz?
Wasze czasopismo jest na naprawdę wysokim poziomie. Jest
bardzo pouczające i interesujące, z odpowiednią równowagą tekstu i informacji wizualnej, nie jest przeładowane reklamą. Dowiedziałam się o nim całkiem niedawno i bardzo się cieszę, że znalazłam kolejne miejsce na spotkanie entuzjastycznych ludzi, zakochanych w morzu i jego mieszkańcach.
Twoje następne plany nurkowe w Covid?
Covid odebrał mi możliwość fotografowania w moich ulubionych miejscach. Ale życie toczy się dalej i musimy spróbować żyć w nowej rzeczywistości. Wciąż jest kilka miejsc, w których można nurkować. Doskonalę swoje umiejętności w fotografii szerokokątnej. Malediwy, Egipt, Meksyk są otwarte pod warunkiem przestrzegania określonych wymagań. Miejmy nadzieję, że okaże się, że rok 2021 będzie lepszy, a granice podróżowania znów zostaną otwarte.
REKLAMA
FreeSłowenia
Słoweńcy zakochali się we freedivingu jak Polacy w morsowaniu. Gdyby postawili na tę drugą aktywność nie chodziliby zimą po pięknych Alpach Julijskich z gołym torsem, tylko robili to z głową i wpletli w inne sporty, które uprawiają.
Taki to naród, dla którego sport to styl życia. Freediving też i to dla coraz liczniejszego grona. Nie tylko w Słowenii, ale my skupimy się właśnie na zejściu pod wodę w kraju określanym mianem Europy w pigułce.
Dlaczego tak mówi się o tym małym kraju o populacji Warszawy? Z kilku względów. Na miejscu są góry, tereny nizinne, morze, przepiękne jeziora, źródła termalne, wodospady i winnice. Do tego trzy strefy klimatyczne. Alpejska czy jak ktoś woli górska, śródziemnomorska i umiarkowana. I zanim zajmiemy się tym jak się tu odnaleźli się freediverzy zwrócimy uwagę na sportowy fenomen Słowenii.
Mają znakomitych kolarzy – Tadej Pogacar wygrał w ubiegłym rok Tour de France, za nim uplasował się jego rodak Primoż Roglić. Młody Luka Doncić jest jedną z największych gwiazd koszykarskiej ligi NBA, Jan Oblak bramkarzem obecnego lidera La Liga Atletico Madryt, mają świetnych szczypiornistów i potrafią pokonać nawet naszych siatkarzy. A my akurat w tym sporcie jesteśmy prawdziwą potęgą i aktualnymi mistrzami świata. Jak to możliwe, żeby dwumilionowy naród generował takie sportowe osiągnięcia?
Sprawa jest złożona i prosta zarazem – zaczyna Paweł Kranc, założyciel portalu visitslovenia.pl i pewnie najlepiej zorientowany w sprawach słoweńskich obywatel naszego kraju. – Po pierwsze Słoweńcy mają we krwi spędzanie wolnego czasu na zewnątrz. Tu pokoleniową tradycją jest, że w weekend – zwłaszcza w miejscowościach górskich całe wsie wychodzą na długie spacery. Poza tym pomaga im ukształtowanie terenu – mają piękne góry. Stąd zamiłowanie do sportów zimowych. Nigdy nie zapomnę gdy po raz pierwszy spędzałem Sylwestra i Nowy Rok w Bledzie. Gdy się obudziłem i wyjrzałem przez okno w hotelu zobaczyłem tłum ludzi na zewnątrz. W różnym wieku. Jedni biegali, inni już jechali z nartami biegowymi do Pokljuki – jeszcze inni szykowali się jazdy na nartach alpejskich. Była 9 rano, w Nowy Rok. Każdy z nas wie jak o tej porze 1 stycznia wygląda aktywność Polaków – skonkludował.
Oczywiście powodów słoweńskiego sportowego fenomenu jest więcej. Musimy pamiętać, że nie tylko w Słowenii, ale i w całej byłej Jugosławii sport był oknem na świat, szansą na wyjazd z kraju i lepsze życie. Dodajmy jeszcze, że słoweńskie miasta nie są duże – łatwej w takich ośrodkach podejmować decyzję i łatwiej organizować na sportowo życie młodych ludzi. No i kwestia sportowych wychowawców. Są na tyle dobrze wynagradzani, że nie muszą chwytać kilku srok za ogon. Tu etat
Tekst KRZYSZTOF JARZYNA
Samo Jeranko
wuefisty w szkole, tam pół w klubie i kilka umów o dzieło poza sportem dzieci. To nie w Słowenii.
Czas najwyższy zejść pod wodę i oddać głos Samo Jeranko. Jest znakomitym i utytułowanym freediverem na arenie międzynarodowej i można go było spotkać całkiem niedawno w Deepspocie. – Freediving jest niezwykle popularny w Słowenii. Dziesięć czy piętnaście lat temu chodziło tylko o łowiectwo podwodne. Ale dziś ludzie cieszą się czystym freedivingiem w basenach, jeziorach i Morzu Adriatyckim. Wszyscy z nas, którzy są w jakiś sposób zaangażowani w ten sport, bardzo ciężko pracują, aby promować go jako idealne połączenie sportu, emocji i relaksu. Nie wspominając o tym, że mamy również bardzo silnych sportowców, którzy zdobywają medale i biją rekordy świata, jak Alenka Artnik, Andrej Roprte i ja – spuentował skromnie.
Pytaliśmy go też o to gdzie w Słowenii z reguły zaczyna się przygoda z freedivingem. – Mamy kulturę spędzania letnich wakacji nad Adriatykiem, gdzie zawsze masz ze sobą maską i fajkę. Poza tym zajmujemy się freedivingiem w jeziorze Bled – jednym z najpiękniejszych miejsc na świecie. Z perspektywy sportu mam nadzieję, że pewnego dnia stanie się to bardziej popularne niż pływanie. Pracujemy nad tym – stwierdził.
To jeszcze wątek międzynarodowych sukcesów słoweńskich freediverów. Samo widzi to następująco. – Cały naród jest bardzo aktywny. Mamy sportowców odnoszących sukcesy w wielu dyscyplinach. I podobnie jest z nurkowaniem swobod-
nym. Alenka Artnik pobiła 2 rekordy świata w 2020 roku. Ilekroć w okolicy odbywają się mistrzostwa świata w nurkowaniu we freedivingu, jest o tym bardzo głośno. I to bardzo pomaga w popularności i promocji dyscypliny zakończył. My zakończymy promocją freedivingu w naszym kraju. Marzy nam się eksplozja popularności na miarę Słowenii i to jest możliwe, zwłaszcza gdy tym sportem zarażają osoby pokroju Emilii Białej. Niecodzienna energia, mądrość i dystans do życia i świata. Proszę zerknąć. – Freediving dla mnie jest czystą, prostą i bardzo osobistą formą kontaktu z wodą, naturą, ale też ze sobą samym. Jest dla mnie narzędziem do samopoznania. Jest podróżą między dwoma oddechami – tym tuż przed zanurzeniem i tym po wypłynięciu na powierzchnię. Podróżą, w której czas przestaje płynąć, gdzie nieistotne stają się głosy z zewnątrz i gdzie jest tylko chwila „tu i teraz” a my w niej zanurzeni: nie ma tu miejsca na rozważanie wypadków przeszłości i obaw o nieznaną przyszłość. To dla tych kilku momentów, kiedy wszystko składa się w jedność a której jesteśmy częścią, odbywają się długie przygotowania, dalekie wyprawy, treningi... Może to być trochę uzależniające… – oceniła
Czy ktoś z Państwa po słowach Emilii nie ma ochoty zanurkować bez butli i maski? A czy ktoś ma jeszcze wątpliwości, że Słoweńcy są wyjątkowym narodem i że koniecznie trzeba odwiedzić ich kraj i umówić się z Samo na przykład na zejście pod wodę w krystalicznie czystym jeziorze Bled? Nie chce nam się wierzyć…
Zdjęcie Emilia Biała
Samo Jeranko
Zdjęcie Paweł Kranc, visitslowenia.pl
Bałtyk 1000 lat temu
Tekst MATEUSZ POPEK Zdjęcia WIKIMEDIA COMMONS
Haithabu, średniowieczna osada, największe nordyckie miasto czasów wikingów i jednocześnie najstarsze (obok istniejącego Ribe) miasto duńskie
Gdy stoimy na plaży i patrzymy na Morze Bałtyckie na horyzoncie zawsze majaczy jakiś statek podążający do tylko sobie znanego portu.
Port, do którego dopłynie, jest zatłoczony, pełen innych statków i towarów, które są przeładowywane, aby wyruszyć dalej w podróż. Zastanawialiście się jak wyglądało to morze 1000 lat temu? Czy sporadycznie jakieś łodzie przybijały do plaży, by z miejscową ludnością wymienić się towarami? Czy może był jednak pełen podążających do zatłoczonych portów statków handlowych?
Zanim odpowiemy sobie na te pytania może warto opowiedzieć, co działo się w tym czasie wokół tego niewielkiego morza. Około 1000 lat temu kraje skandynawskie zaczęły być
rządzone przez silnych władców. Dania była pod panowaniem Swena Widłobrodego. W Norwegii władzę przejął Olaf Trygvasson, a Szwecją zarządzał Olaf Skötkonung. Na południowym wybrzeżu Bałtyku dominował władca Polski Bolesław Chrobry, który na wschodzie graniczył z bałtyjskim plemieniem Prusów. Wschodnie krańce morza to były tereny pod panowaniem ruskiego władcy Włodzimierza Wielkiego. Każdy z tych twardych i wybitnych władców prowadził wojny, na które potrzebował mnóstwo pieniędzy, które uzyskiwał między innymi z handlu. Jedną z głównych aren tego rynku był właśnie Bałtyk pokryty siecią szlaków handlowych.
Te szlaki handlowe musiały prowadzić „dokądś”. Przecież nie dałoby się prowadzić intensywnej wymiany bez miejsc do tego specjalnie przygotowanych. Takimi miejscami były porty nazywane czasami przez naukowców proto-miastami lub po prostu miastami. O wielkości i wspaniałości tych miast dowiadujemy się dzięki arabskim podróżnikom czy europejskim kronikarzom. Tak o jednym z miast wypowiadał się kronikarz Adam z Bremy:
Odra to najbogatsza rzeka Slavonii. Przy jej ujściu stoi poważne miasto Jumneta, ośrodek wielce odwiedzany przez barbarzyńców i greków mieszkających naokoło. Jest to istotnie największe z miast, jakie są w Europie. Mieszkają w nim Słowianie i inne narodowości, Grecy i barbarzyńcy. Miasto to, bogate wszystkimi towarami północy, posiada wszelkie możliwe przyjemności i rzadkości.
z epoki wikingów, Gotlandia,
Tajemnicza Jumneta lokowana jest przez naukowców w obecnym mieście Wolin. Jak wspomina Adam z Bremy było to największe miasto na Bałtyku. Dzięki pracy archeologów wiadomo więcej na jego temat. Samo miasto było podzielone na dzielnice gdzie znajdowały się liczne warsztaty rzemieślnicze, w których produkowano luksusowe przedmioty rozprowadzane przez kupców po całej Europie. Funkcjonował też targ, na którym skupowano i sprzedawano towary. Miasto to nie mogłoby funkcjonować gdyby nie wielki port, w którym miało mieścić się nawet 300 statków. W słowach Adama z Bremy mówiących o zamieszkałych w Wolinie grekach i barbarzyńcach można dopatrywać wielokulturowości mieszkańców Jumne. Ale Wolin to nie było jedyne wielkie miasto Bałtyku. Wybrzeża tego morza usiane były większymi i mniejszymi portami, zatokami i miejscami cumowania statków. Na półwyspie Jutlandzkim czyli na terenie obecnej Danii mieścił się kolejny potężny ośrodek handlowy Haithabu (Hedeby). Obecnie można by powiedzieć, że Hedeby było konkurencją dla Wolina. Tutaj również kwitło życie handlowe. Ciekawe jest to, że przez pewien czas Haithabu miało status „wolnego miasta” i każdy mógł szukać tutaj fortuny. Nie wiemy dokładnie w jakim celu ale to właśnie stąd wyruszył angielski kupiec lub podróżnic Wulfstan. Po wejściu na statek przez siedem dni i nocy płynął
Kamień
Szwecja
Birka, średniowieczne miasto, wyspa Björkö
Przez dziesięciolecia naukowcy spierali się gdzie leży legendarne
Truso i czy w ogóle istnieje. Ale dzięki pracy archeologów udało się ustalić, że tajemnicza wikińska faktoria leżała nieopodal dzisiejszego Elbląga w Polsce.
na wschód do Truso leżącego pomiędzy krajem Wenendów, a Witlandem należącym do Estów.
Przez dziesięciolecia naukowcy spierali się gdzie leży legendarne Truso i czy w ogóle istnieje. Ale dzięki pracy archeologów udało się ustalić, że tajemnicza wikińska faktoria leżała nieopodal dzisiejszego Elbląga w Polsce. Natomiast kraj Wenedów to tereny opanowane przez Słowian, a Witland to obszar zamieszkały przez plemiona bałtyjskie znane pod nazwą Prusowie. Ten ogromny ośrodek był bliźniaczo podobny do Hedeby i prawdopodobnie właśnie przez duńskich
wikingów założony. To tutaj kontrolowano handel z Bałtami i Słowianami, a także stąd biegł dalej szlak w stronę Bizancjum. Nie wiemy czy Wulfstan ruszył dalej na wschód, ale niejeden kupiec z Truso wyruszył dalej na północny-wschód do Nowogrodu Wielkiego. Miasto to zostało założone przez wikingów nazywanych tutaj Rusami lub Waregami. Port ten kontrolował handel pomiędzy Bałtykiem, a Bizancjum. To stąd kupcy wyruszali na południe z futrami, płodami leśnymi i niewolnikami na południe, by stamtąd przywozić jedwab i arabskie monety. Te drugie archeolodzy znajdują wokół wszystkich proto-miast nad Bałtykiem. Świadczą o tym jak intensywny handel prowadzono z Bliskim Wschodem. Natomiast najbardziej pożądanym towarem eksportowanym na wschód byli właśnie niewolnicy. Skąd wiemy, że to właśnie niewolnicy byli tym towarem. Raczył to skomentować w następujących słowach poeta imieniem Abu Yaqub Ali ibn Gabala twierdząc że: słowiańska szarańcza dosłownie zatyka ulice Bagdadu. W końcu skądś trzeba było brać pieniądze na liczne wojny prowadzone wokół Bałtyku.
Z Nowogordu pożeglujemy na zachód do miasta nazywanego Birką, które leżało nieopodal współczesnego Sztokholmu w Szwecji. Birka to był jeden z największych portów
Barka wikingów
wczesnośredniowiecznej Szwecji położony na wyspie na jeziorze Mälaren. Podobnie jak wspomniane wcześniej miasta również to miejsce było centrum handlowym sprzed tysiąca lat. Najlepiej świadczą o tym bogato wyposażone groby z licznymi przedmiotami z dalekich stron znajdowane przy zmarłych. Jednak pomimo swojego bogactwa, a może właśnie dlatego, mieszkańcy tego miasta musieli zabezpieczać się przed napadami morskich rozbójników. Aby utrudnić piratom wpłynięcie do portu zbudowali palisadę, której czubki pali znajdowały się zaledwie kilkanaście centymetrów pod lustrem wody. Więc do Birki można było wpłynąć korzystając z miejscowego przewodnika, a każdy kto miałby nieczyste intencje spotkałby się z nieprzyjemną niespodzianką. W ten oto sposób zrobiliśmy kółko wokół Bałtyku, morza które 1000 lat temu było usiane statkami i portami. Opisałem tylko największe z nich, jednak z pewnością było ich znacznie więcej. Jednak miasta te nie powstałyby gdyby nie wikingowie kupcy/piraci przyjmujący w swoje szeregi zarówno Skandynawów, Słowian czy Finów. To właśnie oni napędzali tą sieć handlową, a pozostałości po portach, zakopane skarby arabskich monet i wiele innych odnajdują współcześnie archeolodzy na lądzie i pod wodą.
Birka, Björkö
REKLAMA
NURKOWANIE W STANIE PEŁNEJ ŚWIADOMOŚCI
Tekst i zdjęcia KRZYSZTOF DZIECH
W roku 1979 Jon Kabat-Zinn, absolwent
MIT i doktor w zakresie biologii molekularnej, wpadł na pomysł, by swoje prywatne praktyki medytacyjne oparte na buddyjskiej metodzie „Pełnej świadomości” zaproponować w środowisku szpitalnym, zarówno pacjentom jak i personelowi.
Jego celem było generalne zredukowanie poziomu stresu. W ten sposób narodził się MBSR (Mindfulness-Based Stress Reduction) czyli protokół, którego korzenie tkwią w klasycznej psychologii buddyjskiej (jednak po odpowiednim zgłębieniu tematu okazuje się, iż można je odnaleźć w każdym systemie filozoficzno-religijnym, i w znacznym stopniu także w tradycji judeochrześcijańskiej), a jednocześnie opierają się na klasycznej medycynie, psychologii i nauce świata zachodniego. Czytelnikom pragnącym poszerzyć swoją wiedzę w tym zakresie, proponuję lekturę specjalistycznych opracowań i zachęcam do osobistych przemyśleń i poszukiwań.
W dalszej części artykułu użyję szeregu pojęć i zwrotów, wywodzących się z jednego źródła, którym jest książka: „Mindfulness Meditation for everyday life” napisana przez samego Kabat-Zinn i wydana w Londynie w 2001 roku. Będą one pomocne w zrozumieniu istoty stworzonego przeze mnie programu (protokołu), który po polsku nazwałbym „Nurkowanie w stanie pełnej świadomości”.
Jednakże wypadałoby zacząć od trzech logicznych pytań: „Skąd taki pomysł”, „Jak to zrobić” oraz „Czemu to może służyć”.
SKĄD TAKI POMYSŁ?
Na przestrzeni mojej 20 letniej przygody z nurkowaniem: jako nurek, instruktor i instruktor kadr nurkowych, niejednokrotnie uzmysławiałem sobie, że czegoś w moim systemie mi brakowało, do czasu, aż pewnego razu (w czasie długiego solodive) w istnie spontaniczny sposób przerzuciłem moje regularne medytacyjne praktyki na grunt nurkowy i odkrycie było porównywalne z wewnętrznym wstrząsem typu „… ach to oto chodzi…” i machineria ruszyła. I jak to zazwyczaj w podobnych odkryciach bywa rozpoczęły się poszukiwania. W 2015 roku po serii zamachów w Paryżu pojawiły się medialnie propagowane informacje na temat uwolnienia z szoku post traumatycznego poprzez praktyki nurkowe proponowane przez zespól Bathysmed. Nie zwlekając skontaktowałem się z dyrektorem projektu i okazało się, że prowadzą uczestników kursu (naocznych świadków zamachów) raczej w stronę relaksacji i sofrologii podwodnej niż medytacji.
Moim wyzwaniem stało się wierne przetransponowanie programu na grunt nurkowy z uwzględnieniem ograniczeń czasowych i organizacyjnych. Ostateczny rezultat to 8 intensywnych dni, podczas których dokonuje się wypracowanie stanu pełnej świadomości, przyzwyczajenie się do niego i trwanie w nim.
Moje poszukiwania i osobiste eksperymenty (na sobie samym, bo takie najlepsze...) trwały i owszem, były „przebudzenia”, ale nie było systemu. Oszczędzę w tym miejscu szczegółów na temat ilości skontaktowanych specjalistów w zakresie neuronauk, psychologii, a nawet psychiatrii, by znaleźć odpowiedź na dręczące mnie pytanie: czy medytacja podwodna jest możliwa i jakie mogą być z tego korzyści?
Punktem zwrotnym było uczestnictwo w 8 tygodniowym seminarium MBSR prowadzonym przez jednego z pierwszych uczniów Kabat-Zinn, doktor Fulvien Mazzola w Nicei. I pojawił się pomysł:
JAK TO ZROBIĆ?
I tu zaczęła się wspinaczka na wysoką górę, by zanurkować proporcjonalnie głęboko…
W wielkim uproszczeniu wygląda to w następujący sposób. Każdy z 8 tygodni kursu MBSR ma swój temat, taki jak: być obecnym, świadomość oddechu, przeszkody i rozproszenia, pozwolić i zaakceptować, istnienie myśli…
Moim wyzwaniem stało się wierne przetransponowanie programu na grunt nurkowy z uwzględnieniem ograniczeń czasowych i organizacyjnych. Ostateczny rezultat to 8 intensywnych dni, podczas których dokonuje się wypracowanie stanu pełnej świadomości, przyzwyczajenie się do niego i trwanie w nim. Ku mojej wielkiej radości protokół został zaaprobowany i bardzo pozytywnie przyjęty przez grono specjalistów, wśród których znalazł się także dziekan Nicejskiej Akademii Medycznej.
A
TERAZ KILKA PRZYKŁADOWYCH SZCZEGÓŁÓW PROGRAMU
„What if” oto zwrot, który każdy techniczny nurek „przeżuwa” godzinami, natomiast Kabat-Zinn mówi „Now what” czyli co jest moją rzeczywistością w danym momencie? W tym kontekście kursant zanurza się w serii prostych do wykonania ćwiczeń, natomiast wykonywanych w określonym czasie ze specyficzną ilością powtórzeń, by umożliwić spotkanie z sobą samym w pełnej świadomości swojego ciała w stanie nieważkości, oddechu obrazowanego przez odgłos cyklu oddechowego i interakcji ze środowiskiem.
„Keeping the breath in mind” – jest niezbędną pomocą na drodze otwartej uważności, na której oddech jest jak lina kotwiczna pomiędzy okrętem miotanym natłokiem natrętnych myśli i tak zwanych „starych demonów” (doświadczeni nurkowie wiedzą o czym mowa), a kotwicą osadzoną głęboko w świadomości. Sesja o oddechu jest początkiem całego programu. Mogłoby się wydawać, że wiele systemów szkolenia nurków dotyka tego zagadnienia, czy jednak na pewno pozwalają one na odkrycie „jakości” oddechu w nurkowaniu i jego wpływu na przebieg nurkowania, a także w jaki sposób świadomość zmiany „jakości” oddechu odzwierciedla stan psycho-emocjonalny nurka?
„Non-Judging” – czyli nie ma oceny procesu medytacji, ani wykonywanego ćwiczenia, która może prowadzić do strachu,
gdyż nie jestem wystarczająco dobry i na pewno coś się nie uda, a to co osiągnąłem nie będzie trwało wiecznie. Ta sesja uczy trwania w danym momencie w kontekście zmieniającej się topografii i wrażeń (w ćwiczeniach używam skutera i korzystam z pomocy doświadczonego asystenta).
„Dignity” – w przypadku, gdy pozycja ciała jest załamana, nienaturalna, zbyt usztywniona czy zwyczajnie byle jaka, jest ona odbiciem braku energii wewnętrznej, pasywności i braku klarowności. To pojęcie towarzyszy wielu ćwiczeniom w trakcie całej sesji, szczególnie gdy dotyka się zagadnienia interakcji ze sprzętem czy środowiskiem naturalnym.
Po powyższej krótkiej i fragmentarycznej prezentacji programu dochodzimy do ostatniego pytania:
CZEMU TO MOŻE SŁUŻYĆ?
W pierwotnym zamyśle miał to być program skierowany do środowisk ewoluujących w kontekście stresogennym jako zapora przed podwyższonym poziomem stresu lub osób po przeżyciach traumatycznych. Istnieje też możliwość wykorzystania protokołu jako elementu wzmacniającego efekt terapii psychologicznej pod kierunkiem specjalisty. (Specjalnie nie używam terminu terapia, gdyż nie będąc lekarzem nie mam prawa do jego aplikacji).
Jednakże szybko okazało się, że program jest doskonałym narzędziem w przygotowaniu mentalnym nurków do długich nurkowań w wymagających warunkach. W najbliższym czasie zostanie on przedstawiony jako element formacji przyszłych instruktorów.
Ostatecznie jest to program dla wszystkich, którzy chcą poprawić „jakość nurkowego życia” lub po postu odkryć siebie w nowym kontekście. Takie podejście spowodowało już na etapie wczesnych refleksji podjęcie decyzji o maksymalnej głębokości zanurzenia 6 m w czasie trwania całej sesji, gdyż wedle prawa francuskiego zanurzenie do tej głębokości nie wymaga żadnego stopnia nurkowego.
Reasumując stwierdzam, że stworzyłem narzędzie będące efektem długich przemyśleń, testów i konsultacji, które może być akceleratorem życiowej przygody z Mindfullem, a dla mnie stało się osobistą drogą do odkrycia nurkowania i (nie tylko) w stanie pełnej świadomości.
Jako dopełnienie zapraszam do lektury poniższego tekstu nurka, który był pierwszym „obiektem” doświadczalnym projektu, a obecnie jest moim asystentem:
"Nurkowanie stanowi wymagającą dziedzinę sportową, konfrontacja ze sprzętem, środowiskiem naturalnym, elementami teorii i jej zastosowaniem w praktyce wymaga sporej dyscypliny, koncentracji i poświęcenia, co w praktyce może prowadzić do stresogennych sytuacji. Praktyka świadomego nurkowania pozwoliła mi na poprawienie techniki, lepszą i szybszą ocenę sytuacji jak i odkrycie nowych wrażeń pod wodą.
BUT BARE KEEPS YOU WARM ON EVERY DIVE.
Z czasem, praktykowanie techniki „mindfull” zaczęło także rzutować na inne dziedziny i sytuacje życiowe. Świadome podejście do problemów i wyzwań pozwoliło mi na ograniczenie napięć wywołanych przez nieprzewidywalne sytuacje".
– Sławomir Chiniewicz
Czy warto uczestniczyć w szkoleniu wrakowo-morskim?
Tekst i zdjęcia MACIEJ POSŁUSZNY
Czy na pewno potrzebna jest mi kolejna specjalizacja, kolejny plastik? W sumie po co mi to, nurkuję tylko w ciepłych wodach, w dobrych warunkach… nic się nie może stać.
Bardzo często zadają sobie te pytania, zarówno już nurkujący, jak i dopiero co rozpoczynający swoją przygodę z nurkowaniem. Artykuł chciałbym skierować do wszystkich, sceptyków, którzy negują sens kolejnych kursów i zdobywania wiedzy, jak i tych, którzy chcieliby w przyszłości podwyższać
swoje umiejętności na różnego rodzaju kursach, czy szkoleniach. W tym artykule napiszę dlaczego warto ukończyć kurs wrakowo-morski…
Tutaj lepiej zaufać zdobytemu doświadczeniu. Bezapelacyjnym priorytetem w nurkowaniu na pewno jest bezpieczeństwo. To, w którym kierunku pójdzie nasz rozwój zależy tylko od nas, a tylko niezbędna wiedza i umiejętności mogą nam to zagwarantować. Z pewnością nikt nie zaprzeczy, że postęp techniczny wkroczył do nurkowania z wielkim przytupem. Zarówno do nurkowań technicznych jak i rekreacyjnych. Firmy prześcigają się w coraz to większej ilości nowinek sprzętowych. To co było kiedyś dostępne tylko dla nielicznej grupy zapaleńców, dziś jest już niemal powszechną formą spędzania czasu wolnego. Odległe nurkowiska, głębokie wraki, jaskinie nie stanowią już żadnej przeszkody.
W całym tym pędzie niejednokrotnie zapominamy o własnym bezpieczeństwie. Właśnie po to są kursy i specjalizacje. Jak wspomniałem na początku, dziś pod lupę biorę WRAKOWO-MORSKI KDP PTTK CMAS. Dlaczego KDP CMAS??? Odpowiedź jest prosta, jest to federacja, której jestem instruktorem, a jej standardy i poziom szkolenia uważam za jeden z najlepszych, dający najlepsze efekty i umiejętności, z którymi możemy się spotkać podczas każdego, nie tylko ‘morskiego’ nurkowania.
Jaki jest cel specjalizacji WRAKOWO-MORSKIEJ?
● Czy wiecie że Bałtyk jest bardzo zmiennym i niebezpiecznym miejscem do nurkowania?
● Czy potraficie przygotować się technicznie i sprzętowo do warunków jakie możecie napotkać?
● Czy potraficie sprawnie i bezpiecznie posługiwać się kołowrotkiem, bojką, szpulką, kompasem czy latarką?
● Dlaczego nie wolno wpływać do wnętrza wraku?
● Czy zdajecie sobie sprawę, że nawet płytkie nurkowania przy złych warunkach mogą być ekstremalnie niebezpieczne?
● Czy potrafcie wyciąć się z sieci? Czy potraficie posługiwać się narzędziami tnącymi?
● Czy macie wiedzę o zasadach panujących na jednostkach pływających?
● Czy znacie aspekty prawne obowiązujące podczas nurkowań wrakowych?
Mógłbym tak zadawać pytania bez końca, ale istotne jest to, abyście zdali sobie sprawę czy odpowiedzi na te pytania są dla was ważne. Zrobienie specjalizacji wrakowo-morskiej
pozwala nie tylko na nurkowanie na wrakach, ale także wpływa na poprawę ogólnych umiejętności w nurkowaniu, dzięki którym zwykłe nurkowanie da wam większe poczucie bezpieczeństwa. Specjalizacja to nie tylko dokument ale przede wszystkim nowe doświadczenie i umiejętności. Dlatego warto kształcić się dalej. Moim zadaniem, jako instruktora, jest was nakierować,
pokazać drogę, wyszkolić i przygotować na to, co może was spotkać pod wodą, byście po każdym nurkowaniu bezpiecznie mogli wrócić do swoich rodzin.
Podczas szkolenia WRAKOWO-MORSKIEGO przekazujemy wiedzę teoretyczną i praktyczną w bardzo obszernej treści. Wykonujemy wszystkie ćwiczenia ze sprzętem do nurkowań wrakowych w wodach bezpiecznych i przyjaznych, na bardzo małych głębokościach. Tu zazwyczaj okazuje się, że zwykłe poręczowanie, obsługa kołowrotka i jednoczesne posługiwanie się latarką może okazać się bardzo skomplikowane, a jeśli dojdzie do tego nagłe pogorszenie widoczności, nasze nurkowanie może zamienić się w dramat, a nawet walkę o życie. Bez tego przygotowania nie wyobrażam sobie nurkowania na wrakach. To właśnie te ćwiczenia są elementem istotnym i całym sednem szkolenia.
Dopiero gdy jesteście gotowi do podjęcia wyzwania jakim jest Bałtyk zaczynamy przygodę i egzamin w warunkach morskich. Z opisu może to wyglądać poważnie, ale wszystko jest prowadzone pod ścisłym nadzorem wykwalifikowanego instruktorka. Specjalizacja WRAKOWO-MORSKA ma bardzo duży wpływ na rozwój nurka, podnosi jego umiejętności i samoocenę. Spróbujcie, a przekonacie się sami, jestem pewien że każdy z Was będzie zadowolony i nie uzna tego szkolenia za stracony czas!
Mrok (Diving into Darkness: A True Story of Death and Survival) autorstwa Phillip Finch, to pozycja dla nurków, obok której trudno przejść obojętnie. Myślę, że większość nurków zna tę historię jeśli nie z książki, to z filmu lub wieczornych opowieści przy piwie i pewnie każdy ma wyrobioną opinię na temat bohatera tej opowieści.
Książka opowiada historię pilota Davida Shaw, który odkrywa tajniki nurkowania. W pewnym momencie na swojej drodze spotyka instruktora nurkowania Dona Shirley’a. Od tego momentu historia nabiera tępa. Widzimy kolejne rekordowe nurkowania, odkrywanie świata rebreatherów oraz nurkowania jaskiniowego. Wszystko dzieje się perfekcyjne do momentu gdy w 2004 roku w jaskini Boesmansgat (Bushman's Hole) podczas swojego rekordowego nurkowania na głębokości ok. 270 m, odnajduje ciało nurka. Dave Shaw postanawia wydobyć odnalezionego Deona Dreyera. Od tego momentu książka przeprowadza nas przez przygotowania i przebieg tego fatalnego nurkowania, które warto podkreślić zostało nagrane.
Pierwsze co uderza w tej publikacji to brak dystansu autora książki. Bez względu na to czy zachowanie Shaw’a było słuszne
Philip Finch
MROK
Wydawnictwo Mayfly Sp. z o.o., 294 strony, 2009 r.
czy nie, autor nie podejmuje nad tym tematem refleksji przedstawiając główną postać jako bohatera i wręcz wzór do naśladowania. Od początku do końca Dave jest opisywany w samych superlatywach i jako wzór cnót nurkowych. Co w mojej opinii jest dosyć niebezpieczne, gdyż to nurkowanie jest przez dużą część środowiska surowo oceniane, a stawianie tego nurkowania jako czyn bohaterski może przynieść naśladowców takiego zachowania. Poza aspektem moralno-etycznym dostajemy dobrą historię z mnóstwem ciekawych informacji dotyczących nurkowania. Phillip Finch to dziennikarz więc jest to dobrze i lekko napisane, przez co czyta się świetnie.
Pomimo braku dystansu do tej historii, który jako dziennikarz Finch powinien zachować, warto przeczytać tę książkę z kilku powodów. Po pierwsze jest to jedna z najbardziej znanych akcji nurkowych na świecie. Po drugie warto zweryfikować historię zasłyszane przy piwie „u źródła”. Po trzecie jest to ciekawa pozycja reportażowa. Myślę, że przy zachowaniu dystansu i uważnym śledzeniu wydarzeń warto zapoznać się z tą historią.
Mateusz Popek
Kamizelka grzewcza z firmy Northern Diver
Elektryczne ogrzewanie nurka jest już standardem w krajach, gdzie temperatura wody często spada poniżej 9°C, nie mówiąc już o nurkowaniach podlodowych lub głębokich, gdzie temperatura wody może wynosić 3–4°C. Na rynku dostępne są różne rozwiązania związane z ogrzewaniem elektrycznym, z zewnętrznymi akumulatorami.
Prezentujemy Wam propozycję firmy Northern Diver – kamizelkę grzewczą z wewnętrznym akumulatorem. Kamizelka została zaprojektowana i wyprodukowana z myślą o komforcie nurka. Nie będzie sytuacji, że nurkowi będzie za gorąco. Producent zastosował rozwiązanie, które daje trzy ustawienia grzania, pozwalające wybrać komfortową temperaturę. Przełącznik został umieszczony w sposób zapewniający łatwy dostęp.
Wbudowane panele grzewcze są wodoodporne, posiadają certyfikat CE i są zgodne z EN61000–61:2019, EN 61000–6–3:2007 / A1:2011 / AC:2012
Czy to produkt tylko dla nurków? W żadnym wypadku. Kamizelka z powodzeniem może być również używana na powierzchni. Dzięki czemu nadaje się również dla ratowników z PSP czy SAR.
Co w trzcinach piszczy
Tekst i zdjęcia WOJCIECH JAROSZ
Tym razem zaproponować czytelnikom
Perfect Diver pragnę opowieść o ptaszętach nie nurkujących, a nawet nie pływających, co najwyżej zanurzających się w gęstwinie trzcinowiska.
Trzciny, jak wiadomo, nad wodami rosną, więc nurków i innych wodniaków spotkać może przyjemność odbycia rendez vous (a może nawet tete-a-tete) z tymi pięknymi stworzeniami podczas nadwodnych aktywności (choćby podczas przygotowywania się do aktywności podwodnych). Nad wodą spotkać można całą menażerię ptaków bytujących w strefie przybrzeżnej, w tym tych związanych z szuwarami. Być może będzie jeszcze okazja, by większej liczbie gatunków wspólnie się przyjrzeć, lecz tym razem skupmy się na wąsatkach. Choć zdarza się, że nazwy gatunkowe zwierząt, podobnie zresztą jak i roślin, nie są dla nas jasne w kontekście ich pochodzenia (wydaje się, że próba odgadnięcia źródeł inspiracji twórców takich nazw musi być bezskuteczna), to w przypadku polskiej nazwy wąsatki wszystko jest jak należy. Męska część rodu wąsatek jest bowiem wyposażona w sumiaste wąsiska –czarne plamy w odpowiednim miejscu i o stosownym kształcie. Samice i młode wąsów nie mają, co nie budzi jednak emocji, wszak zbieżne jest z regułą i naszego gatunku dotyczącą. Odniesienia do tego rzucającego się w oczy szczegółu wyglądu wąsatek widoczne są również w innych językach. Pojawiają się wąsy, baczki czy brody, np.: panure à moustaches (francu-
ski), basettino (włoski), bearded reedling (angielski), Bartmeise (niemiecki) czy sýkořice vousatá (czeski). Z kolei łacińska nazwa Panurus biarmicus nawiązuje do długiego ogona i legendarnej krainy Biarmii położonej w dorzeczu Kamy i Dwiny nad Morzem Białym, gdzie dzisiaj wąsatka nie występuje. Ptaki tego gatunku spotyka się w Europie i Azji aż po północo-wschodnie Chiny, a ich rozmieszczenie ma tzw. charakter plamowy. Oznacza to, że bytują tylko w ściśle określonych, odpowiadających im typach siedlisk. W Polsce jest to ptak nieliczny (ok. 1,8–2,5 tys. par), najczęściej spotykany na północy i zachodzie kraju. Pojawienie się pewnego razu wąsatki w Warszawie wywołało niemałe poruszenie wśród lokalnych ornitologów i ptakolubów, a chętnie podglądany samiec stał się nawet celebrytą w lokalnych mediach społecznościowych. Samicy jakoś wtedy nikt nie wypatrzył wśród trzcin, mimo że wąsatki są ptakami bardzo towarzyskimi i rzadko widuje się samotne osobniki.
Liczebność populacji wąsatek podlega znacznym fluktuacjom. Wśród przyczyn gwałtownego zmniejszenia się populacji wymienia się nagłe załamanie pogody wczesną wiosną, w tym późne i masywne opady śniegu. Zmiany warunków meteorologicznych wpływ mają na dostępność pokarmu,
a podkreślić należy, że wąsatki co innego jedzą gdy jest ciepło, a co innego gdy nastanie zimna pora roku. W sezonie wegetacyjnym wąsatki są koneserami bezkręgowców, głównie owadów. Zimą zaś, stają się jaroszami, przestawiając się na dietę roślinną, której podstawowym składnikiem są nasiona trzcin. By owadożerca mógł poradzić sobie z twardymi ziarnami, musi dostosować swój układ pokarmowy do innego rodzaju pożywienia. W żołądkach wąsatek pojawiają się więc specjalne wyrostki, które wraz z połykanymi kamyczkami tworzą żarna mielące nasiona. Zaobserwowano, że niedostępność drobnych kamyczków może być dla wąsatek kłopotem i powodem opuszczenia siedliska bogatego we wszelkie inne, ważne dla nich zasoby. Gdy minie zima, ptaki znowu przestawiają się na drapieżnictwo, i gdy wtedy dojdzie do niespodziewanego nawrotu zimy, owady znikają i wąsatki mają poważny problem kulinarny, który może przyczynić się do upadku takiej populacji. Innym czynnikiem wpływającym na liczebność wąsatek są wahania poziomu wody. Podniesienie się poziomu wody może zamykać dostęp do ulubionych miejsc gniazdowania, co z kolei skłania ptaki do migracji w celu znalezienia nowych miejsc sprzyjających ich lęgom.
Ze spadkiem liczebności wąsatki próbują sobie radzić rozrodczością. Potrafią bowiem wyprowadzić cztery, a nawet pięć lęgów w ciągu roku (choć najczęściej nie wszystkie kończą się sukcesem), co może przełożyć się aż na 20 młodych ptaków w sezonie! Jest to możliwe, bo lęgi zaczynają się wczesną wiosną i mogą pokrywać się w czasie. Obserwowano wąsatki z niezakończonym jeszcze lęgiem, które złożyły jaja w kolejnym gnieździe. W takiej sytuacji samica wysiaduje nowe jaja, w czym partner nieregularnie i w miarę możliwości jej pomaga, większość czasu spędzając jednak na wykarmieniu młodych z dotychczasowego lęgu. Karmienie odbywa się w ciekawy sposób, ponieważ podobnie jak u ptaków rozmnażających się w dziuplach, młode zmieniają miejsca zgodnie z ruchem wskazówek zegara, by nie tylko najaktywniejsze było karmione. Rodzic nie zawsze ma szansę dostrzec, któremu pisklęciu wkłada do dzioba pożywienie, bo gniazda wąsatek skryte są w mroku trzcinowych zarośli, a co więcej, ich konstrukcja może być zwieńczona daszkiem z liści okolicznych roślin. Gniazda wąsatek są ciekawe również z innych powodów. Zdarzają się im np. jaja zabudowane w gnieździe, ponieważ złożenie może mieć miejsce jeszcze przed ukończeniem budowy! Często też,
gniazda ptaków z tej samej populacji są blisko siebie i po wylęgnięciu młodzież dołącza do grupy, stając się jej częścią i koczując w okolicy lęgu. Ptasia młodzież rośnie jak na drożdżach i młode samce z pierwszych lęgów już pierwszego lata zaczynają śpiewać, co jest zjawiskiem wyjątkowym. Wtedy dochodzi do tzw. zaręczyn, kiedy to młode osobniki tworzą pary, w których przystąpią do lęgów w następnym sezonie. Co zaskakujące u ptaków wróblowych i jednocześnie niezwykle romantyczne z ludzkiego punktu widzenia, pary te mogą przetrwać przez całe wąsatkowe życie!
Na koniec lata wąsatki przechodzą wyjątkowe pierzenie. Jest to bowiem całkowita wymiana wszystkich piór, co u małych ptaków europejskich jest rzadkością, a co sprawia, że wszystkie osobniki – młode i dorosłe, samce i samice stają się do siebie podobne. Gdy już przyodzieją się w nowe szaty zaczynają zastanawiać się, czy nie polecieć gdzieś dalej. Wąsatki są ptakami osiadłymi i koczującymi, ale niekiedy zdarza im się wędrować. Preludium do wędrówek są tzw. „wysokie loty”, które są niezwykłe, jak w zasadzie wszystko, co wąsatek dotyczy. Gromadzą się więc coraz bardziej podekscytowane ptaki hałasując przy tym i nagle pionowo w górę wystrzeliwują całą grupą. Po chwili część osobników opada i chowa się w trzcinach, a reszta wysoko się unosi zmieniając raz po raz kierunki. Po takim wysokim locie ptaki powracają w znane im szuwary. Przyglądajcie się trzcinom i wypatrujcie wąsatek, bo warto nacieszyć nimi oczy!
Tekst WOJCIECH A. FILIP
Najwięcej ciepła tracimy prze głowę…
Prawda czy mit?
W1950 roku amerykańska armia przeprowadziła szereg
testów mających na celu wykazanie, że człowiek najwięcej ciepła traci przez nieosłoniętą głowę.
Zastanówmy się ile razy słyszeliśmy, że tak właśnie jest?
Inaczej mówiąc, brak czapki spowoduje, że bardzo szybko się
wychłodzimy. Niejednokrotnie dodawane do tej teorii są konkretne liczby: przez głowę człowiek traci 40, 50, a najodważniejsze mówiły o tym, że nawet 70% ciepła. Oznaczać by to musiało, że w wyjątkowo chłodny, zimowy dzień moglibyśmy założyć czapkę, a równocześnie zdjąć kurtkę albo spodnie i powinno być nam w miarę ciepło.
Wspomniane badania przeprowadzone przez ochotników, a szeroko komentowane ponad 70 lat temu, były przeprowadzone w kierunkowy, niezbyt obiektywny sposób. Stosunkowo ciepłe ubranie i brak okrycia głowy powodował, że wystawieni na silne zimno ochotnicy odczuwali największy chłód w okolicach głowy
Nurkowy kapelusz
i właśnie tędy tracili ciepło. Dodatkowo górne drogi oddechowe, nos i policzki, brak tkanki tłuszczowej i naczynia krwionośne obkurczające się w niewielkim stopniu potęgowały to odczucie. Wyobraźmy sobie kogoś, kto stojąc na mrozie jest bardzo dobrze ubrany, ale jedną stopę ma całkowicie odkrytą – jaka jest szansa, że największego zimna nie będzie odczuwał właśnie w tej stopie?
Niewiele osób przejęło się dokładniejszą analizą tego zagadnienia – armia amerykańska była (i jest) wzorem wielu technik wykorzystywanych w codziennym życiu. W efekcie, 70 lat później nadal słyszymy, że najważniejsza jest ciepła czapka albo… ciepły kaptur.
Dopiero w 2008 roku, w pracy kanadyjskich naukowców zatytułowanej: „Shivering heat production and core cooling during head-in and head-out immersion in 17 degrees C water” możemy przeczytać o dużo dokładniejszym i istotniejszym dla nas, nurków, podejściu do sprawy utraty ciepła przez głowę.
Okazało się, że utrata ciepła przez głowę jest niemal wprost proporcjonalna do procentowej powierzchni głowy w stosunku do reszty ciała.
Ergo: powierzchnia naszej głowy stanowi 9–11% powierzchni naszego ciała i jeżeli zostawić ją odsłoniętą, to o takiej procentowej utracie ciepła należy mówić.
Zdjęcie Przemysław Zyber
Czy bardzo gruby kaptur jest najlepszy na zimną wodę?
Czy możliwe jest, że w piance kaptur bardziej „grzeje” niż w suchym skafandrze?
Na co zwracać uwagę przy doborze kaptura?
TEMAT WAŻNY DLA KAŻDEGO NURKA – SERDECZNIE ZAPRASZAM DO LEKTURY!
Kaptur jest ważnym elementem naszego nurkowego wyposażenia. Jego znaczenie bywa jednak technicznie nie do końca jasne. Jego działanie jest bardzo podobne do działania mokrego skafandra, czyli popularnej pianki. Grubość pianki jest istotna, ale od pewnego momentu okazuje się, że dużo istotniejsze jest to ile zimnej wody wpływa na bieżąco pod piankę!
Jak to wpływa pod piankę? Przecież ona bardzo dokładnie przylega do mojego ciała?
Wiemy o tym, że neopren kurczy się wraz ze wzrostem ciśnienia, czyli im głębiej, tym neoprenu jest „mniej”. Największe różnice możemy zaobserwować pomiędzy powierzchnią, a 12–15 metrem pod wodą. Później proces ten zwalnia, a od głębokości ok 35 metrów jest dla nas niemal niezauważalny (gęstość neoprenu wzrosła na tyle, że neopren zamiast się dalej kurczyć, zaczyna ulegać trwałemu uszkodzeniu – jeszcze o tym będzie ).
Dlaczego woda miałaby wpływać pod mój skafander? Sprawa jest dosyć prosta: wraz ze wzrostem głębokości neopren robi się coraz cieńszy z obydwu stron – czyli zarówno od strony wody jak i ciała, a przez to staje się coraz luźniej dopasowany. Tym samym mamy więcej miejsca na wodę pomiędzy naszym skafandrem, a ciałem kiedy głębiej nurkujemy. Wpływająca w okolicach szyi oraz przez długi zamek chłodna woda, wymaga intensywniejszego wysiłku naszego organizmu aby ją podgrzać, a nam robi się coraz chłodniej*.
Z kapturem jest bardzo podobnie, jednak w odróżnieniu od mokrego skafandra, odpowiednio dobrany i dopasowany może ograniczyć wpływanie świeżej, chłodnej wody. Jeżeli weźmiemy pod uwagę nurkowania w zimnej wodzie na głębokości ok. 20 metrów, to niemal każdy kaptur o grubości 5–7 mm zapewni nam wystarczający komfort cieplny.
Ograniczenie napływania świeżej wody pomiędzy kaptur a głowę możemy uzyskać stosując kaptury które wokół otworu na twarz oraz na szyi mają szeroki pas gładkiego neoprenu niemal „klejącego się” do naszej skóry. Jeżeli dodatkowo trafimy na taki model, który dokładnie przylga na całej długości naszej szyi to komfort będzie jeszcze większy.
Dyskusyjną sprawą pozostaje kwestia grubości neoprenu, z którego zrobiony jest kaptur.
Firmy znane z produkcji najlepszych kapturów, rzadko stosują neopren grubszy od 7 mm. Chętnie za to wybierają taki, który przez swoją elastyczność przez całe nurkowanie dokładnie przylega w miejscach istotnych dla ograniczenia przepływu wody.
Czyli 5 mm jest lepszy od 10 mm?
Gdyby mocno uprościć zagadnienia związane z kompresją neoprenu to tak właśnie jest.
Na 10 metrach ciśnienie 2 atmosfer ściska kaptur tak, że zostaje połowa z jego grubości zmierzonej na powierzchni. Czyli kaptur zrobiony z 10 mm neoprenu będzie miał ok. 5 mm grubości, a ten który początkowo miał 5 mm na 10 metrach będzie miał 2,5 mm.
Pamiętajmy, że dla komfortu cieplnego kluczowa jest ilość miejsca na wodę, która stale przepływa pomiędzy naszym ciałem a neoprenem – im więcej będzie miała przestrzeni, tym mniejszy komfort cieplny będziemy odczuwać.
W kapturze o grubości 10 mm, na 10 metrach pod wodą, pomiędzy skórą a neoprenem będziemy mieli 2,5 mm miejsca na zimną wodę, a w kapturze o grubości 5 mm o połowę mniej, bo 1,25 mm. Czyżby cieńszy okazał się cieplejszy ?
Konstruktorzy nie odpuszczają w poszukiwaniu nowych rozwiązań – najlepsze wyniki osiągają ci, którzy sami nurkują, projektując konstrukcje pozwalające wykorzystać również te grube kaptury. Jednym z najprostszych rozwiązań, jest zastosowanie 2 grubości neoprenu: gładkiego, 5 mm wszędzie tam gdzie powinien przylegać do twarzy i szyi i grubszego w pozostałych częściach kaptura.
To co warto wziąć pod uwagę, to fakt, że większość nurków nie przejmuje się dylematami konstruktorów i kupuje kaptur, który najłatwiej ubrać, albo najlepiej pasujący kolorem do reszty sprzętu, co może się okazać nie takim znowu złym rozwiązaniem. Średnia długość nurkowania u początkującego nurka to 35–40 minut, a wiemy już, że utrata ciepła przez głowę wcale nie jest taka duża, dodatkowo, nasza twarz i reszta głowy stosunkowo szybko „przyzwyczajają się” do niskiej temperatury, więc kaptur który nam się najbardziej podoba może być na tym etapie nurkowania całkiem dobrym wyborem !
*Nurek używający mokrego skafandra na większej głębokości w zimnej wodzie najpierw odczuwa narastający chłód, potem przez pewien czas jest mu w miarę komfortowo, a kiedy kończą się jego indywidualne możliwości podgrzewania wody przepływającej pomiędzy skafandrem, a ciałem, zaczyna się mu robić coraz zimniej. Każdy z nas odczuwa te zmiany w różnym stopniu, po różnym czasie. Aby je ograniczyć, nurkowie stosują suche skafandry z odpowiednimi ocieplaczami minimalizującymi wymianę ciepła pomiędzy ciałem a wodą.
Nurkowanie techniczne i jaskiniowe
Sytuacja zaczyna się zmieniać wraz z wydłużającym się czasem nurkowania i jego głębokością.
Nurkowie techniczni/jaskiniowi raczej rzadko stosują skafandry mokre. Nie używają też skafandrów suchych o zmiennych parametrach z neoprenu (wyjątek w tym przypadku to nurkowie realizujący nurkowania na głębokości kilku metrów w bardzo zimnej wodzie), a zazwyczaj kompletują kompleksowe systemy docieplające minimalizujące utratę ciepła przez największe części ciała nurka stosując wysokiej klasy ocieplacze lub systemy ogrzewania.
Jak już wiemy przez głowę możemy stracić ok. 10 % ciepła, mimo, że nie brzmi to już tak jak 50 %, to jest o co powalczyć wybierając właściwy kaptur. Wyzwaniem dla konstruktorów
są kaptury dla nurków, którzy przemieszczają się wewnątrz wraków czy jaskiń, a więc sporo poruszają głową. Oznacza to, że kaptur nie może być zbyt gruby na karku, bo uniemożliwi swobodne podnoszenie głowy, mogąc przy okazji powodować retencję CO2. Zawór labiryntowy powinien znajdować się na szczycie kaptura, lub być przedłużony nieco w dół (początkujący nurkowie często pływają z głową opuszczoną co powodować może szereg niekorzystnych następstw, które w nurkowaniu technicznym mogą być niebezpieczne – niektóre kaptury mają zawory labiryntowe bardzo nisko i te mogą przeszkadzać w nurkowaniach bardziej zaawansowanych. Więcej o wpływie położenia głowy na bezpieczeństwo nurka napisałem w poprzednich numerach Perfect Diver). Otwór na twarz powinien być jak najmniejszy ograniczając możliwość odsuwania się kaptura od twarzy w czasie używania skutera.
Zdjęcie Wojtek Filip
ACADEMY
W czasie nurkowań w ciepłej lub bardzo ciepłej wodzie niewielka utrata ciepła przez głowę może dawać poczucie braku konieczności używania kaptura. Warto mieć na uwadze, że w przestrzeniach zamkniętych bardzo łatwo o drobne otarcia skóry głowy, przed czym kaptur nas zabezpiecza. Jeżeli dochodzi do nich w wodzie słonej, to przez to nawet drobne rany potrafią się bardzo dług goić.
Zdecydowanie lepiej ubrać nawet cienki kaptur, który po wypłynięciu na wodę otwartą zawsze można zdjąć
Komplikacje
Kompresja neoprenu
To jeden z największych problemów producentów kapturów. Jako, że procentowo, nurków technicznych jest znacznie mniej niż rekreacyjnych, to kłopot z kompresją neoprenu na większych głębokościach rozwiązuje się przez… wymianę kaptura na nowy. Nie zmienia to faktu, że zdecydowana większość kapturów traci bezpowrotnie pomiędzy 30, a 40 % swojej grubości podczas nurkowań na głębokości 50–60 metrów. Jeszcze gorsze wyniki uzyskujemy przy nurkowaniach na głębokości przekraczające 75–80 metrów, gdzie trwała kompresja neoprenu może wynosić ponad 50% (trwała kompresja, czyli przy wynurzaniu kaptur pozostaje już na zawsze bardzo cienki).
Ciekawostką są nurkowania bardzo głębokie, na głębokości przekraczające 100–120 metrów. Tutaj okazuje się, że niewiele kapturów nadaje się do powtórnego użycia po jednym nurkowaniu z powodu trwałej kompresji, jeżeli czas nurkowania przekroczył 30 minut.
Sprawa może wydawać się dziwna: jak to, mój kaptur po 30-minutowym nurkowaniu na 120 m nadaje się do wyrzucenia?
Zwróćcie uwagę na kaptury nurków, stale nurkujących głęboko w zimnej wodzie. Pomimo bardzo szerokiej oferty rynkowej, na ich głowach pojawia się zazwyczaj logo zaledwie 2–3 firm robiących naprawdę dobre kaptury. Stała kompresja neoprenu to także niepotrzebny dyskomfort w fazie dekompresyjnej po nurkowaniach bardzo głębokich w zimnej wodzie. Ogólne odczucie zimna (m.in. związane z wazokonstrykcją) może być niepotrzebnie potęgowane przez luźny kaptur, który jeszcze na początku nurkowania dokładnie przylegał do głowy. Jeżeli ostatnia faza nurkowania dodatkowo odbywa się na skuterze, to dyskomfort rośnie, a jedynym rozwiązaniem w takiej sytuacji mógłby być zapasowy kaptur pozostawiony na głębokości 21 m wraz z depozytem gazowym.
Zbyt ciasna konstrukcja kaptura w okolicach żuchwy Nacisk na żuchwę przy długich nurkowaniach powoduje odru-
chowe napinanie mięśni, a później ból głowy w czasie dekompresji. Odsunięcie kaptura w tył i uwolnienie żuchwy, rozszczelnia tak pieczołowicie przygotowywany system dokładnego przylegania do twarzy.
Rozwiązaniem mogą być kaptury z bardzo elastycznego neoprenu, albo takie o kombinowanej konstrukcji z wykorzystaniem cieńszego neoprenu w okolicach żuchwy.
Ciekawostki konstrukcyjne
Zawór labiryntowy to system kilku małych otworków, które położone są w środkowej części kaptura. Otwory te pozwalają na wypuszczanie powietrza, które wydycha nosem nurek, poza kaptur. Jeżeli kaptur nie jest wyposażony w taki zawór, wydech nosem może powodować, że pomiędzy kapturem, a głową zbierać się będzie coraz większy bąbel gazu.
W zależności od modelu/producenta otwory rozmieszczone mogą być na szczycie głowy i dalej w kierunku karku. W miejscu otworków kaptur składa się z 2 warstw neoprenu. Otwory w zewnętrznej części neoprenu przesunięte są względem tych bliżej głowy. Powoduje to, że wydychane powietrze najpierw przepływa przez otwory bliżej głowy, następnie nieco się przesuwa i trafia na otwory przez które wypływa na zewnątrz kaptura. System taki znacznie ogranicza wpływanie wody do kaptura, co miałoby miejsce, gdyby otwory prowadziły w jednej linii z wnętrza kaptura na zewnątrz.
Rys. Bartłomiej Trzciński
ACADEMY
Dobór kaptura do skafandrów mokrych i suchych
Długość kaptura jest zależna od tego w jakim rodzaju skafandra pływamy. W skafandrze mokrym, ograniczenie przepływu wody możemy uzyskać stosując bardzo długi kaptur z dodatkowo rozszerzającym się u podstawy szyi kołnierzem. Skafander zakładamy wtedy na tę część kaptura. Skafander po zapięciu zamka powoduje, że nie tylko kaptur jest bardziej szczelny, ale też uszczelnia skafander w jego górnej części.
W przypadku nurkowań w wodach ciepłych stosujemy zwykle kaptury z krótkim odcinkiem szyjnym.
W skafandrze suchym (pomijam skafandry ze zintegrowanym kapturem, czyli takim, który jest połączony ze skafandrem na stałe stanowiąc jego część) wybieramy pomiędzy 2 rodzajami kapturów: z krótkim odcinkiem szyjnym stosowane wtedy, kiedy skafander suchy wyposażony jest w kryzę szyjną wykonaną z neoprenu. Gładkie wykończenie wewnętrznej części kaptura powinno połączyć się na jak najdłuższym odcinku z gładkim neoprenem na kryzie, co uszczelni całe połączenie.
Kaptury z dłuższym odcinkiem szyjnym zakończonym niewielkim kołnierzem u podstawy szyi, stosuje się w przypadku skafandrów suchych z kryzą szyjną wykonaną z lateksu lub silikonu. Takie skafandry wyposażone są zwykle w dodatkową, zewnętrzną osłonę kryzy pod którą wsuwamy kołnierz kaptura.
Długie włosy
Osoby lubiące długie włosy dobrze żeby je schowały w głównej części kaptura tak, aby włosy nie rozszczelniały połączenia z kryzą w suchym skafandrze (nie ma to znaczenia w skafandrach mokrych).
Dobrym rozwiązaniem dla takich osób są kaptury o podwyższonej elastyczności neoprenu.
Dokładne dopasowanie po czasie
Kupując nowy kaptur warto pamiętać, że po ok. 10 godz. pod wodą kaptur zacznie przyjmować kształt naszej twarzy. Oznacza to, że nie warto kupować kaptura zbyt luźnego, który po jakimś czasie okaże się zbyt duży. Jeżeli kaptur ma bardzo mały otwór na twarz, a idealnym byłby, gdyby ten otwór był o 1–2 cm większy, to możemy go dostosować do naszych potrzeb:
● ubieramy kaptur przed lustrem i zaznaczamy kredką linie w miejscach, gdzie kaptura jest „za dużo”
● na płaskiej powierzchni, przy użyciu ostrego nożyka wycinamy zaznaczone elementy
● jeżeli konieczne jest wycięcie fragmentu gdzie kaptur jest zszyty, to po wycięciu, a przed kolejną przymiarką pokrywamy to miejsce elastycznym klejem np. Aquasure zabezpieczając szew i pozostawiamy do wyschnięcia na 20 godzin.
Zdjęcie Przemysław Żytek
Zdjęcie Przemysław Żytek
Wytrzymałość kaptura
Kaptur, podobnie jak często używana czapka zużywa się. Jeżeli dodatkowo nurkujemy głęboko, to każdy kaptur po sprężeniu dobrze jest przez co najmniej kilkanaście godzin odprężyć (zrobić mu taką kapturową dekompresję ). Jeżeli dużo i często nurkujemy, to wymianę kaptura co 100 nurkowań można potraktować jako normalną praktykę. Dobrym pomysłem może się okazać posiadanie 2 kapturów i używanie ich na przemian. Jeżeli stosując 1 kaptur wymienialiśmy go co 100 nurkowań, to przy 2 kapturach czas ten magicznie wydłuży się do blisko 300 nurkowań – warto spróbować (poza tym, jeżeli mam jeden kaptur i go zgubię to nie wiadomo co uda się pożyczyć, a nurkować trzeba…)!
Podwójny kaptur
Niektóre osoby stosują do trudnych nurkowań 2 kaptury ubierane jeden na drugi. Pierwszy to zwykle kaptur stosowany przez freediverów, idealnie przylegający do głowy, zrobiony z neoprenu o niewielkiej grubości. Drugi to bardzo elastyczny kaptur z miękkiego neoprenu o grubości 5–7 mm. Warto sprawdzić takie rozwiązanie, bo może okazać się wyjątkowo udanym.
Różni producenci – co wybrać?
Pytajmy producenta czy i jakie testy swoich kapturów robił w komorze ciśnieniowej.
Pozytywne wyniki sprężania na dużą głębokość z długim czasem to informacja, która powinna zachęcić nas do sprawdzenia takich kapturów. Warto też podglądnąć nurków technicznych nurkujących często na duże głębokości w zimnej wodzie – zazwyczaj wybierają kaptury sprawdzone i dobre.
Podwodni hipisi
Bywają nurkowie, którzy nurkują dużo i głęboko i używają kapturów wyjątkowo kiepskich.
Zasięganie opinii od osób, dla których sprzęt nie ma większego znaczenia, a kaptur jest traktowany jak podwodne sombrero, proponuję potraktować bardziej jako ciekawostkę niż cenną wskazówkę
Czy ubieranie/rozbieranie kaptura sprawa ci dyskomfort?
Może masz długie włosy, a kaptur skutecznie cię ich pozbawia?
Czy wiesz po co nurkowi czepek pływacki?
Obecnie w Akademii Tecline proponujemy espresso o lekkim posmaku orzechowym z dużą zawartością kofeiny –wpadnij na dobrą kawę i porozmawiajmy o kapturach!
Serdecznie zapraszamy!
Tecline Academy:
https://teclinediving.eu/pl/akademia-tecline/#/
Zdjęcie Mariusz Czajka
UMÓW WIZYTĘ ONLINE
Specjalizacja lub nazwisko
Znajdź uraz
Wybierz część ciała, w której odczuwasz dolegliwości bólowe.