Magazyn nurkowy Perfect Diver nr 19

Page 52


nurkowanie freediving pasja wiedza STYCZEŃ/LUTY

nr 19 1(19)/2022

cena 25,00 zł w tym 8% VAT

JAKIM NURKIEM JEST KOBIETA? Wyspa ptaka DODO

WWOJCIECH ZGOŁA

Redaktor Naczelny

eszliśmy w Nowy 2022 Rok. Przed Wami nowe wydanie naszego magazynu, w którym między innymi o postanowieniach na nadchodzące już mniej niż 365 dni.

Jednak najpierw chciałbym spojrzeć w stronę Królestwa Tonga. W sobotę 14 stycznia 2022 roku wybuchł tu podwodny wulkan Hunga Tonga. Ten przepiękny archipelag mocno ucierpiał wskutek samego wybuchu i przez powstałe tsunami. Pył zagraża bezpośrednio, bo osadza się na płucach (a oddychać trzeba) i zanieczyszcza ujęcia wody pitnej. Tonga uchodziło za świetne miejsce do nurkowania. Można tu było spotkać tropikalne ryby, rafy były w bardzo dobrym stanie, a najbardziej na wyspy przyciągała możliwość pływania z humbakami. Mam nadzieję, że przyroda szybko się odbuduje i nie ucierpiała tak bardzo, jak mogłoby się wydawać.

W magazynie znajdziecie dużo, tym razem, o kopalniach. Stawkę otwiera Tuna spod pióra i oka Tomka Ramutkowskiego. Jego jest również okładka. Są kopalnie łupka w Niemczech i kopalnia w Belgii. Dodatkowym smaczkiem jest mało znany kamieniołom „Kamyk“.

Jest również mocno podróżniczo. Bogdan Trzcionka pisze dla Was o Mauritiusie w dobie pandemii, Michal Černy o Kubie, a Ania Sołoducha zaprasza do Ekwadoru.

Po ostatnim tekście o rzezi grindwali, te piękne ssaki wracają i w tym numerze. Tym razem Jakub Banasiak opisuje grindwale krótkopłetwe żyjące przy Teneryfie.

Zima to sezon na pływanie z orkami, chyba najlepszymi polującymi drapieżnikami mórz i oceanów.

Na popływanie z nimi wybrała się Klaudyna Brzostowska i nam o tym opowiedziała.

Na samym końcu w Akademii Tecline’a ciekawy artykuł o nurkach kobietach. Serdecznie zapraszam do zanurkowania w gazecie.

Na koniec kilka informacji. Dziękujemy Bartoszowi Pszczółkowskiemu za wspieranie redakcji w minionym czasie. Od stycznia nasz zespół wspiera Karola Takes Photos.

Nadal wydajemy dla Was magazyn w formie 2-miesięcznika. Nie podnieśliśmy ceny za wersję drukowaną, jednak ze względów ekologicznych przeznaczamy ją dla prenumeratorów i autorów tekstów.

Zobaczcie jakie firmy wspierają nas w tym roku! My będziemy wspierać je i polecamy je waszym zakupom. Na niektóre dostaniecie rabat z KODem perfectdiver :)

No i zawsze możecie nas wspomóc finansowo!

Szwedzka księżniczka

Kopalnie łupka w Niemczech POD SUFITEM

Denée. Belgijska kopalnia czarnego marmuru

Mauritius. Wspa ptaka dodo

Kuba. Perła Karaibów

Preludium do Galapagos, czyli Ekwador po obu

stronach równika

Vasa… najwspanialszy

KAMIENIOŁOM ARCHEOLOGIA

Kamieniołom Kamyki

PLANETA ZIEMIA

Istotne postanowienia

Grindwale z Teneryfy

Ławice śledzi, matriarchat orek i humbaki, czyli norweska zima za kołem podbiegunowym Śpiewający podróżnicy

Jakim nurkiem jest kobieta?

Wydawca PERFECT DIVER WOJCIECH ZGOŁA ul. Folwarczna 37, 62-081 Przeźmierowo redakcja@perfectdiver.com

ISSN 2545-3319

redaktor naczelny archeologia podwodna fotograf marketing i reklama tłumacze języka angielskiego

opieka prawna projekt graficzny i skład

Wojciech Zgoła

Mateusz Popek

Karolina Sztaba

Hubert Reiss

Agnieszka Gumiela-Pająkowska Arleta Kaźmierczak

Reddo Translations Sp. z o.o. Piotr Witek

Adwokat Joanna Wajsnis Brygida Jackowiak-Rydzak

magazyn złożono krojami pisma

Montserrat (Julieta Ulanovsky) Open Sans (Ascender Fonts) Spectral (Production Type)

druk Wieland Drukarnia Cyfrowa, Poznań, www.wieland.com.pl

dystrybucja centra nurkowe, sklep internetowy preorder@perfectdiver.com

fotografia na okładce Tomek Ramutkowski miejsce

Tuna Hästberg, Szwecja

Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, nie odpowiada za treść ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo do skracania, redagowania, tytułowania nadesłanych tekstów oraz doboru materiałów ilustrujących. Przedruk artykułów lub ich części, kopiowanie tylko za zgodą Redakcji. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za formę i treść reklam.

Podoba Ci się ten numer magazynu, wpłać dowolną kwotę! Wpłata jest dobrowolna.

PayPal.Me/perfectdiver

WOJCIECH ZGOŁA

Często powtarza, że podróżuje nurkując i to jest jego motto. W 1985 roku zdobył patent żeglarza jachtowego, a dopiero w 2006 zaczął nurkować. W kolejnych latach doskonalił swoje umiejętności uzyskując stopień Dive Mastera. Zrealizował blisko 650 nurkowań w różnych warunkach klimatycznych. Od 2007 roku fotografuje pod wodą, a od 2008 również filmuje. Jako niezależny dziennikarz opublikował kilkadziesiąt artykułów, głównie w czasopismach poświęconych nurkowaniu, ale nie tylko. Współautor wystaw fotograficznych w kraju i za granicą. Jest pasjonatem i propagatorem nurkowania. Od 2008 roku prowadzi swoją autorską stronę www.dive-adventure.eu. Na bazie szerokich doświadczeń, w sierpniu 2018 stworzył nowy Magazyn Perfect Diver

MATEUSZ POPEK

„Moja pasja, praca i życie znajdują się pod wodą”. Nurkuje od 2009 roku. Od 2008 roku chodzi po jaskiniach. Z wykształcenia archeolog podwodny. Uczestniczył w licznych projektach w Polsce i za granicą. Od 2011 zajmuje się nurkowaniem zawodowym. W 2013 uzyskał uprawnienia nurka II klasy. Ma doświadczenie w pracach podwodnych zarówno na morzu jak i śródlądziu. Od 2013 nurkuje w jaskiniach, zwłaszcza w górskich, a od 2014 jest instruktorem nurkowania CMAS M1. W czerwcu 2020 obronił doktorat z archeologii podwodnej.

Z zawodu informatyk, ale z krwi i kości handlowiec, który żadnej pracy się nie boi. Nurkowanie zawsze było moim wielkim marzeniem. Na początku miało być wyzwaniem, krótkim epizodem, a okazało się pasją do końca świata i jeden dzień dłużej. Pod wodą odreagowuję i odpoczywam. Jako Divemaster, nurek sidemount Razor, a ostatnio również fotograf, realizuję moje marzenia podziwiając i uwieczniając piękno podwodnego świata. „Pasja rodzi profesjonalizm, profesjonalizm daje jakość, a jakość to luksus w życiu. W dzisiejszych czasach szczególnie...”

Karolina Sztaba, a zawodowo Karola Takes Photos, jest fotografem z wykształcenia i pasji. Obecnie pracuje w Trawangan Dive Centre na malutkiej wyspie w Indonezji – Gili Trawangan, gdzie zamieszkała cztery lata temu. Fotografuje nad i pod wodą. Oprócz tego tworzy projekty fotograficzne przeciw zaśmiecaniu oceanów oraz zanieczyszczaniu naszej planety plastikiem („Trapped”, „Trashion”). Współpracuje z organizacjami NBO zajmującymi się ochroną środowiska i bierze aktywny udział w akcjach proekologicznych (ochrona koralowca, sadzenie koralowca, sprzątanie świata, ochrona zagrożonych gatunków). Jest również oficjalnym fotografem Ocean Mimic – marką tworzącą stroje kąpielowe i surfingowe ze śmieci zebranych na plażach Bali. Współpracowała z wieloma markami sprzętu nurkowego, dla których tworzyła kampanie reklamowe. W roku 2019 została ambasadorem polskiej firmy Tecline. Od dwóch lat jest nurkiem technicznym.

HUBERT REISS
KAROLA TAKES PHOTOS

WOJCIECH

A. FILIP

Ma na swoim koncie ponad 8000 nurkowań. Nurkuje od ponad 30 lat, a w tym od ponad 20 lat jako nurek techniczny. Jest profesjonalistą z ogromną wiedzą teoretyczną i praktyczną. Jest instruktorem wielu federacji: GUE Instructor Mentor, CMAS**, IANTD nTMX, IDCS PADI, EFR, TMX Gas Blender. Uczestniczył w wielu projektach i konferencjach nurkowych jako lider, eksplorator, pomysłodawca czy wykładowca. Były to między innymi Britannic Expedition 2016, Morpheus Cave Scientific Project on Croatia Caves, GROM Expedition in Narvik, Tuna Mine Deep Dive, Glavas Cave in Croatia, NOA-MARINE. Zawodowo jest Dyrektorem Technicznym w TecLine w Scubatech, a także Dyrektorem Szkolenia w TecLine Academy.

Polski fotograf, zdobywca nagród i wyróżnień w światowych konkursach fotografii podwodnej nurkował już na całym świecie – z rekinami i wielorybami w Południowej Afryce, z orkami za północnym kołem podbiegunowym, na Galapagos z setkami rekinów młotów i z humbakami na wyspach Tonga. Bierze udział w specjalistycznych warsztatach fotograficznych. Nurkuje od 27 lat, zaczął w wieku lat 12 – jak tylko było to formalnie możliwe. Jako pierwszy na świecie użył aparatu Hasselblad X1d-50c do podwodnej fotografii super macro. Niedawno, na odległym archipelagu Chincorro na granicy Meksyku i Belize, zrobił to ponownie, podejmując udaną próbę sfotografowania oka krokodyla obiektywem makro z dodatkową soczewką powiększającą, co jest największym na świecie zdjęciem oka krokodyla żyjącego na wolności (pod względem ilości pixeli, wielkości wydruku, jakości).

Absolwentka Geografii na Uniwersytecie Wrocławskim, niepoprawna optymistka… na stałe z uśmiechem na ustach! Do Activtour trafiła chyba z przeznaczenia… i została tu na stałe. Z zamiłowaniem codziennie spełnia ludzkie marzenia przygotowując wyprawy nurkowe na całym świecie, a sama nurkuje już… ponad połowę życia. Każdego roku eksploruje inny „kawałek oceanu” przypinając kolejną pinezkę na swojej nurkowej mapie świata! W zimie zamienia płetwy na ukochane narty i ucieka w Alpy. Przepis na życie? „Tylko martwy pień płynie z prądem – czółno odkrywców, płynie w górę rzeki!” anna@activtour.pl activtour.pl; travel.activtour.pl; 2bieguny.com

„Mokre zdjęcia“ fotografował odkąd pamięta. Po kilku latach doświadczenia jako nurek zapragnął zachowywać wspomnienia z podwodnych zanurzeń. Kupił swój pierwszy aparat kompaktowy z podwodną obudową. Z czasem jednak zaczęło dominować pragnienie posiadania najlepszego zdjęcia, co nie było do końca możliwe w przypadku zastosowanego kompaktu. Dlatego przeszedł na lustrzankę Olympus PEN E-PL 5, która pozwala na użycie nawet kilku różnych obiektywów. Wykorzystuje kombinację połączeń podwodnych błysków i świateł. Koncentruje się na fotografii dzikiej przyrody, a nie na aranżacji. Fotografuje zarówno w słodkich wodach „domowych“, jak i w morzach i oceanach świata.

Zdobywał już liczne nagrody na czeskich i zagranicznych konkursach fotograficznych. Więcej zdjęć można znaleźć na jego stronie internetowej, gdzie można je również kupić nie tylko jako fotografie, ale także jako zdjęcia wydrukowane na płótnie czy na innym nośniku.

www.mokrefotky.cz

www.facebook.com/MichalCernyPhotography

www.instagram.com/michalcerny_photography/

Obecnie pracuje jako PADI Course Director w Trawangan Dive Centre na indonezyjskiej wysepce Gili Trawangan. Założycielka portalu Divemastergilis. www.divemastergilis.com @divemastergilis

Od ponad 7 lat mieszka i odkrywa podwodny świat Indonezji. Jest nie tylko zapalonym nurkiem technicznym, ale także twarzą platformy Planet Heroes oraz ambasadorem marki Ocean Mimic. Aktywnie przyczynia się do promowania ochrony koralowców i naturalnego środowiska ryb i zwierząt morskich, biorąc udział w projektach naukowych, kampaniach przeciw zaśmiecaniu oceanów i współpracując z organizacjami pozarządowymi na terenie Indonezji. @laura_kazi

Od dziecka marzyłam, żeby zostać biologiem morskim i udało mi się spełnić te marzenia. Skończyłam studia na kierunku oceanografia, gdzie od niedawna rozpoczęłam studia doktoranckie. Moja przygoda z nurkowaniem zaczęła się, kiedy miałam 12 lat. Kocham obserwować podwodne życie z bliska i staram się pokazać innym nurkom jak fascynujące są podwodne, bałtyckie stworzenia.

MICHAL ČERNÝ
JAKUB DEGEE
LAURA KAZIMIERSKA
AGATA TUROWICZ-CYBULA

WOJCIECH JAROSZ

Absolwent dwóch poznańskich uczelni – Akademii Wychowania Fizycznego (specjalność trenerska –piłka ręczna) oraz Uniwersytetu im. A. Mickiewicza, Wydziału Biologii (specjalność biologia doświadczalna). Z tą pierwszą uczelnią związał swoje życie zawodowe próbując wpływać na kierunek rozwoju przyszłych fachowców od ruchu z jednej strony, a z drugiej planując i realizując badania, popychając mozolnie w słusznym (oby) kierunku wózek zwany nauką. W chwilach wolnych czas spędza aktywnie – jego główne pasje to żeglarstwo (sternik morski), narciarstwo (instruktor narciarstwa zjazdowego), jazda motocyklem, nurkowanie rekreacyjne i wiele innych form aktywności, a także fotografia, głównie przyrodnicza.

SYLWIA KOSMALSKA-JURIEWICZ

Podróżniczka i fotograf dzikiej przyrody. Absolwentka dziennikarstwa i miłośniczka dobrej literatury. Żyje w zgodzie z naturą, propaguje zdrowy styl życia... jest yoginką i wegetarianką. Angażuje się w ekologiczne projekty, szczególnie bliskie jej sercu są rekiny i ich ochrona, o których pisze w licznych artykułach oraz na blogu www. divingandtravel.pl Swoją przygodę z nurkowaniem zaczęła piętnaście lat temu przez zupełny przypadek. Dzisiaj jest Divemasterem, odwiedziła ponad 60 państw i nurkowała na 5 kontynentach. Na wspólną podróż zaprasza z biurem podróży www.dive-away.pl, którego jest współzałożycielem.

AGNIESZKA KALSKA

„Nie wyobrażam sobie życia bez wody, gdzie w wolnym ciele doświadczam wolności ducha”.

● założycielka pierwszej w Polsce szkoły freedivingu i pływania – FREEBODY,

● instruktorka freedivingu Apnea Academy International i PADI Master Freediver,

● rekordzistka świata we freedivingu (DYN 253 m),

● rekordzistka i mistrzyni Polski, członkini kadry narodowej we freedivingu 2013–2019,

● finalistka Mistrzostw Świata we freedivingu 2013, 2015, 2016 oraz 2018,

● multimedalistka Mistrzostw Polski oraz członkini kadry narodowej w pływaniu w latach 1998–2003,

● pasjonatka freedivingu i pływania.

BARTOSZ PSZCZÓŁKOWSKI

Tak się nazywam i pochodzę z Poznania. Z wodą związany jestem praktycznie od urodzenia a z nurkowaniem, odkąd nauczyłem się chodzić. Pasję do podwodnego świata zaszczepił mi dziadek, ***instruktor CMAS zabierając mnie w każdej wolnej chwili nad jeziora. Pierwsze uprawnienia zdobyłem w 1996 roku. Rok później pojechałem do Chorwacji i dosłownie zwariowałem na widok błękitnej wody, ośmiornic i kolorowych rybek;) Kupiłem swój pierwszy aparat pod wodę – Olympus 5060 i zacząłem przygodę z podwodną fotografią. Swoje doświadczenie nurkowe nabywałem na Wyspach Kanaryjskich, Sardynii, Norwegii, Malediwach i w polskich jeziorach. Obecnie jestem instruktorem Padi oraz ESA, szkolę w Europie zapaleńców nurkowych i przekazuję swoją pasję innym.

Wszystkich miłośników podwodnego świata i fotografii zapraszam na Beediver (FB) – do zobaczenia.

IRENA KOSOWSKA

Regionalny Manager Divers Alert Network Polska, Instruktor nurkowania i pierwszej pomocy, nurek techniczny i jaskiniowy. Zakochana we wszystkich zalanych, ciemnych, zimnych, ciasnych miejscach oraz niezmiennie od początku drogi nurkowej – w Bałtyku. Realizując misje DAN, prowadzi cykl prelekcji „Nurkuj bezpiecznie” oraz Diving Safety Laboratory, czyli terenowe badania nurków do celów naukowych.

Od zawsze zafascynowany podwodnym światem, a od początku nurkowej drogi związany z wrakami Bałtyku. Aktualnie ma na swoim koncie kilka tysięcy zanurzeń, w różnych miejscach na świecie. Nurkuje głównie technicznie, wrakowo i jaskiniowo. Zafascynowany rebreatherami oraz fotografią podwodną. Tomek jest Instructor Trainerem, instruktorem rebreatherowym, technicznym, wrakowym i sidemountowym w kilku organizacjach szkoleniowych. Od ponad 10 lat dzieli się swoją wiedzą z innymi, stawiając na wysoką jakość szkoleń. Założyciel Stowarzyszenia 4baltic, właściciel Deepbusters i Wreckbusters. www.4baltic.pl, www.deepbusters.pl www.wreckbusters.pl, www.facebook.com/tomekramutkowskitechnical

Płetwonurek od 2008 r. Pasjonat M. Czerwonego i pelagicznych oceanicznych drapieżników. Oddany idei ochrony delfinów, rekinów i wielorybów. Nurkuje głównie tam, gdzie można spotkać te zwierzęta i monitorować poziom ich dobrostanu. Członek Dolphinaria-Free Europe Coalition, wolontariusz Tethys Research Institute oraz Cetacean Research & Rescue Unit, współpracownik Marine Connection. Od 10 lat uczestniczy w badaniach nad dziko żyjącymi populacjami delfinów oraz audytuje delfinaria. Razem z zespołem „NIE! Dla Delfinarium” przeciwdziała trzymaniu delfinów w niewoli i popularyzuje wiedzę na temat delfinoterapii przemilczaną bądź ukrywaną przez ośrodki zarabiające na tej formie animaloterapii.

Instruktorka nurkowania PADI oraz wideografka. Większość czasu spędza w wodzie dokumentując fascynujący podwodny świat. Absolwentka ASP na kierunku Projektowania Mody w Łodzi oraz Filmoznawstwa na UAM w Poznaniu, z wykształcenia krawcowa, a z zamiłowania miłośniczka natury oraz sporej dawki adrenaliny. Kocha wszystko co z woda związane. Jej przygoda z nurkowaniem zaczęła się od podroży z plecakiem w 2016 roku. Podczas pobytu w Tajlandii zanurkowała po raz pierwszy i od tamtego momentu straciła głowę i serce dla tego sportu. Spędzając ostatnie lata i większość swoich dni pod woda, ucząc i pokazując piękno podwodnego świata wierzy, że nurkowanie jest jednością – z samym sobą, naturą i niezwykłymi stworzeniami. @waterographyk

Zawodowy żołnierz, odkrywca podwodnych jaskiń i aktywny instruktor nurkowania technicznego/jaskiniowego/rebreatherowego dla IANTD. Karierę nurkową rozpoczął w Egipcie na wakacjach, a pasja trwa nadal. Kurt jest też założycielem i dyrektorem generalnym Descent Technical Diving. Nurkuje na kilku CCR, takich jak AP, SF2, Divesoft Liberty SM. Kurt bierze udział w tworzeniu dokumentu o nowej kopalni soli w Belgii (Laplet). Projekt ten gościł w wiadomościach w Nationale TV.

Prywatnie prawdziwą pasją Kurta są głębokie nurkowania jaskiniowe. Jego żona (Caroline) dzieli pasje męża i również nurkuje w jaskiniach. W wolnym czasie zwiedza belgijskie kopalnie łupków, a kiedy nie eksploruje, zabiera kamerę by dokumentować nurkowania.

http://www.deepdivingslesin.pl/

TOMEK RAMUTKOWSKI JAKUB BANASIAK
KLAUDYNA BRZOSTOWSKA KURT STORMS

ŁUKASZ KIELASZEWSKI DAMIAN MARCINKOWSKI

Pasjonat wody i jej tajemnic. Od najmłodszych lat ciężko było mnie z niej wyciągnąć. W szkole średniej wpadły mi w ręcę opowieści grozy autorstwa H.P. Lovecrafta. Ciemno? Zimno? Przedwieczni bogowie? Wchodzę w to!

Aktualnie w trakcie kursu Divemastera. Przygotowuję się do „podjęcia rękawicy” jako nurek wojskowy. Podwodny świat, który najchętniej odwiedzam, to ten mroczniejszy i mniej poznany.

Żyję aktywnie i robię dużo rzeczy, które sprawiają mi, wtedy czuję, że żyje. Nurkowanie nie było moim marzeniem. Pierwszy stopień OWD zrobiłem, by zwiększyć swoją szansę dostania się do służby w straży pożarnej, co jednak nie było mi dane. Obecnie służę jako żołnierz, a nurkowanie stało się jedną z moich głównych pasji. Daje mi ono możliwość zobaczenia kawałka świata, zarezerwowanego dla nielicznych. Obcowanie z podwodną naturą i jej dziką stroną jest niesamowite.

BOGDAN TRZCIONKA

Nurkuję z zamiłowania, od kilkunastu lat pogłębiając wiedzę i umiejętności. Każdą wolną chwilę poświęcam pasji, którą uprawiam z przyjaciółmi i znajomymi, przez co smakuje jeszcze lepiej. Prawie od zawsze nurkowania rejestruję na filmach, mam nadzieję, że mogą one być inspiracją dla innych do poznawania podwodnego świata.

See you on the other side of the mirror Kanał na YouTube: Andrzej Z

„Siedzenie w domu to największa kara” - oto moje motto. Jestem podrzędnikiem i miodnikiem wszelkich form aktywności: nurkiem, motocyklistą, rowerzystą, wspinaczem itd. Z akwalungiem nurkuję od 10 lat, jako instruktor nurkowania od 3. Środowisko overhead to od dłuższego czasu moje główne destynacje wyjazdowe. Małe marzenie o byciu reporterem spełniam z aparatem w podwodnej obudowie poszukując emocji i spektakularnych krajobrazów. Czarny suchar świadczy o tym, że jestem bardzo poważnym nurkiem technicznym, ale te butle i kolorowe wstawki z gumy bunggie szybko rozwiewają to złudzenie ;)

Jestem Instruktorem Trenerem ASTD, Instruktorem PADI, nurkiem technicznym i jaskiniowym. Dla swojej pasji zrodzonej jeszcze w czasach czarno-białych kineskopów z Jacquesem Cousteau, rozstałem się z informatyką i porzuciłem wygodny etat, aby w 2014 roku wkroczyć na profesjonalną ścieżkę i otworzyć własne centrum nurkowe. Uwielbiam turystykę nurkową i każdego roku organizuję kilkanaście dalekich i bliskich wypraw nurkowych. Po kilku tysiącach fantastycznych zanurzeń nadal nie czuję sytości świata i staram się zarażać innych miłością do błękitnej planety. Obecnie prowadzę też polski oddział Association of Sport and Technical Divers.

OCTOPUS

ANDRZEJ ZALEWSKI MICHAŁ ANTONIUK

Szwedzka księżniczka

Tekst i zdjęcia TOMEK RAMUTKOWSKI

GDZIEŚ POŚRODKU NICZEGO, W ODLEGŁOŚCI

197 KM W LINII PROSTEJ

OD SZTOKHOLMU, 250 KM

OD NORWESKIEGO OSLO, 542 KM OD DUŃSKIEJ

KOPENHAGI I 970 KM

OD WARSZAWY, JEST

PEWNE MAGICZNE MIEJSCE.

Ukryte między potężnymi świerkami starego skandynawskiego lasu, na skraju niedużej miejscowości, skąpane nierzadko w zaspach śnieżnobiałego puchu, szczególnie w okresie mojej ostatniej, grudniowej, wizyty w tym miejscu. Zarówno ilość pokrywy śnieżnej, jak i temperatura powietrza, oscylująca w okolicy -15°C, powodowały, że klimat tam był iście bajkowy.

No i super, tylko ten magazyn jest o nurkowaniu, a nie o zimowych sceneriach rodem z bajki „Kraina Lodu”, więc gdzie tam można zanurkować?

Ano można, a miejscem tym jest Tuna Hästberg – kopalnia rudy żelaza, która przyciąga nurków z wielu krajów Europy niczym wielki magnes.

POD POWIERZCHNIĄ

Żeby odkryć piękno tego miejsca, trzeba zejść głęboko pod powierzchnię ziemi, korzystając przy tym z ponad 400-stopnio-

wych schodów, schodzących pod kątem 450 na poziom –120 metrów. Jest to główny poziom, do którego jest dostęp „suchą stopą”, prowadzący do strefy nurkowej.

Kto podążał tymi schodami ten wie, że robią naprawdę duże wrażenie. Ich otoczenie jest niezwykle interesujące, można bowiem oglądać pozostałości po starej infrastrukturze kopalni. Aż dziw, że ówcześni górnicy korzystali z niej każdego dnia schodząc do pracy (i wracając! – przypis red.). Patrząc na te wszystkie elementy trzeba przyznać, że byli to naprawdę odważni ludzie.

Kto podążał tymi schodami wie również, że wspięcie się nimi na powierzchnię, po całym dniu spędzonym pod ziemią, nurkując, to nie lada wyzwanie i nawet dobrze wytrenowanym nurkom może nastręczyć nieco trudności.

Całe szczęście, że w obu kierunkach kursuje winda towarowa na szynach. Można na nią zapakować cały sprzęt nurkowy i zwieźć go na docelową głębokość, skąd wózkami ręcznymi transportuje się go do strefy nurkowej, a po skończonych nurkowaniach komfortowo wysyła na powierzchnię.

I pomyśleć, że ekipa eksplorująca tą kopalnię po raz pierwszy, musiała z całym sprzętem schodzić na dół po to, żeby wykonać nurkowania, po czym razem z tym sprzętem wychodziła

na powierzchnię. A to wszystko w ciągu jednej nocy, ponieważ przebywanie na terenie kopalni było oficjalnie zabronione. Wówczas kopalnia i jej infrastruktura nie była przystosowana do nurkowania, dlatego logistyka była znacznie utrudniona.

Na szczęście aktualnie kopalnia jest ogólnodostępna, a nawet więcej – jest odpowiednio przystosowana do organizowanych tam „suchych” wycieczek dla zwiedzających, a przede wszystkim do nurkowania!

PRZYGOTOWANIE

W części nurkowej znaleźć można wszystko, co jest potrzebne do komfortowego przygotowania się do nurkowania, ogarnięcia sprzętu po nurkowaniu i chwilowego odpoczynku przed następnym zanurzeniem.

Część nurkowa wyposażona jest bowiem w: ` ławki do klarowania sprzętu, ` pomost nad samą wodą z siedzeniami, gdzie ostatecznie można przygotować się do wejścia do wody, ` dostęp do gazów: powietrze, tlen, nitrox, trimix, ` strefę suchą i ciepłą, gdzie znajduje się jadalnia z kuchenką mikrofalową i czajnikiem bezprzewodowym.

Kopalnia jest zatem tak przygotowana, że z czystą przyjemnością można przesiadywać tam całymi dniami, bez kontaktu z powierzchnią. No chyba że ktoś zapomni zabrać ze sobą czegoś do jedzenia :)

W KOŃCU WODA!

Część podwodna kopalni jest po prostu magiczna, jest obłędnie piękna, niezwykle urokliwa czy bajeczna. Epitety świadczące o jej niesamowitości można by mnożyć w nieskończoność. Nie pomoże to jednak ani trochę w pełnym zobrazowaniu tego, jak klimatyczne jest to miejsce. Nie odda tych emocji i ekscytacji

odczuwanej w trakcie odwiedzania kolejnych korytarzy z nutką zaciekawienia, związanego z tym, co jest za kolejnym zakrętem, w kolejnym pomieszczeniu. Tam po prostu trzeba być i poczuć to na własnej skórze. Przekonać się, jak to jest lewitować w toni wodnej, pośród artefaktów i pozostałości po dawnej świetności tego miejsca.

Woda jest tam krystalicznie czysta, więc wrażenie jest takie, jakby się latało po starych ciągach komunikacyjnych, przepastnych komnatach wysokich na kilkanaście metrów, szybach windowych czy niedużych przejściach pomiędzy poziomami. Znaleźć tam można wagony pozostawione na torowiskach, jakby jeszcze wczoraj ktoś ładował tam urobek. Drabiny porozrzucane w wielu miejscach, jak duże bierki leżące bezładnie, czy też zwoje wszelkiej maści kabli, składowanych tu i ówdzie. W końcu, znaleźć można wiele pomieszczeń ze skrzynkami elektrycznymi, z których rozprowadzony był prąd po całej kopalni i drewniane konstrukcje pomieszczeń wiszących niczym domki na drzewie nad czeluścią przepaści. A to wszystko już na pierwszym poziomie schodzącym do głębokości około 35 metrów.

Kolejny poziom znajduje się na 75 metrach, więc jest dostępny tylko dla nurków trimixowych, co nie ma absolutnie żadnego znaczenia, bo na pierwszym poziomie jest napraw-

dę wiele rzeczy do zobaczenia i trzeba się mocno starać, żeby na jednym wyjeździe zobaczyć wszystko.

Z kolei żeby zanurkować na poziomie 75 m, oprócz uprawnień trimixowych, trzeba udokumentować co najmniej 10-godzinne doświadczenie w tej konkretnej kopalni na pierwszym poziomie, a ponadto uzyskać pozwolenie na takie nurkowanie. I jak pokazuje historia pewnych nurków z Finlandii ;), te zasady są rzetelnie przestrzegane przez włodarzy kopalni.

Temperatura wody i otoczenia ma 4°C, praktycznie we wszystkich miejscach, za wyjątkiem kilku korytarzy, w których z niewiadomych przyczyn temperatura wody spada do 2°C. Trzeba się zatem wyposażyć w dobrej jakości ocieplacz i bieliznę pod suchy skafander. Warto również zdecydowanie pomyśleć o ogrzewaniu elektrycznym, które sprawia, że nurkowanie tam robi się super przyjemne.

KRÓTKI RYS HISTORYCZNY

Nie ma jednoznacznej informacji na temat tego, kiedy w kopalni Tuna zaczęto wydobywać rudę. Niektóre źródła wskazują, że nastąpiło to już w średniowieczu, chociaż bardziej prawdopodobne jest, że pierwsze wydobycie miało miejsce w XVI wieku lub na początku XVII wieku.

Co jest wiadome na pewno, to że już u schyłku XVI wieku w pobliskiej miejscowości Laxsjön znajdowała się chata do produkcji surówki, a w latach późniejszych ich ilość sukcesywnie wzrastała w okolicy kopalni.

Kopalnia, pomimo tego, że wydobywała rudę przez setki lat, dopiero w XX wieku doświadczyła swojej świetności, za sprawą znacznej modernizacji i usprawnienia górnictwa.

Ostatecznie Tunę zamknięto latem 1968 roku, kończąc tym samym wielowiekowe wydobycie. Na przestrzeni tych wszystkich lat wydobyto tam 6 milionów ton rudy, a szacuje się, że w głębi kopalni znajdują się nadal znaczne zasoby, o masie co najmniej 16 milionów ton.

ZASADY BEZPIECZEŃSTWA I WYMAGANIA

Zasady bezpieczeństwa, jak to w kopalni, są takie, że od wejścia na schody, aż do samej strefy nurkowej, wymagane jest noszenie kasku. I jest to niezwykle ważne, bo niewysokie korytarze, z wystającymi z sufitu ostrymi kawałkami skał czy wbitymi tam metalowymi elementami, są realnym zagrożeniem dla naszego zdrowia. Przekonałem się o tym kilkukrotnie na własnym kasku :)

Wymagania związane z nurkowaniem, to:

` wymagane są uprawnienia overhead (mine lub cave diver).

` nie można wykonywać nurkowań solo

` przy pierwszej wizycie w kopalni wymagany briefing z obsługą i check dive

` wymagane jest udokumentowanie co najmniej 10 godzin w tej konkretnej kopalni, zanim otrzyma się pozwolenie na głębsze nurkowanie

` zapisywanie na tablicy parametrów nurkowania (team, czas, miejsce, itp.)

` uprawnienia trimix do głębszych nurkowań

` uprawnienia cave dpv, w przypadku używania skutera

Istnieje możliwość wykonania nurkowań nie-overhead w kopalni, w części otwartej, przy wejściu, gdzie korytarz ze swobodnym dostępem do powierzchni ciągnie się dość długo, dając nurkom wód otwartych możliwość poczucia namiastki niesamowitego klimatu tego miejsca. Z pełną odpowiedzialnością muszę jednak przyznać, że swoje prawdziwe piękno kopalnia odkrywa dopiero po zejściu na pierwszy poziom.

W przypadku nurkowania w środowisku overhead, czyli w kopalniach, jaskiniach czy we wrakach, niewątpliwym przy-

jacielem nurka jest obieg zamknięty, czyli rebreather. Daje on naprawdę wiele więcej możliwości i dużo większy poziom bezpieczeństwa nurkowi, w porównaniu z obiegiem otwartym. Jest to jednak temat na odrębny artykuł :)

PODSUMOWANIE

Kopalnia Tuna w Szwecji niewątpliwie jest miejscem jedynym w swoim rodzaju. Jest zdecydowanie jedną z obowiązkowych pozycji na mapie europejskich miejsc do nurkowania overhead, dla nurków posiadających uprawnienia do tego typu nurkowań.

Dla tych, którzy takich uprawnień nie mają, Tuna może być motywatorem do ciągłego rozwoju i dążenia do zdobywania uprawnień, a przede wszystkim umiejętności, pozwalających na zanurkowanie w tym niesamowitym miejscu.

Mam nadzieję, że ten artykuł i zawarte w nim zdjęcia, przedstawiające jedynie ułamek tego wszystkiego, co można zobaczyć w tej kopalni, również przyczyni się do Waszego rozwoju nurkowego czego zwieńczeniem będzie niezapomniane nurkowanie w bajecznej Tunie, czego Wam serdecznie życzę i w czym z chęcią pomogę.

Mauritius

WYSPA PTAKA DODO

Panoszący się bezczelnie na naszej planecie wirus po raz kolejny udaremnił fantastyczny plan nurkowania na wrakach Florydy. Odkładając Key West na dalszy plan, zmuszeni byliśmy rozejrzeć się za inną, równie ciekawą destynacją i tak oto dotarła do nas wieść, że po półtora roku całkowitej izolacji, w październiku 2021 r., otwiera się na turystów Mauritius.

Poznałem kiedyś Maurytyjkę, którą miałem okazję uczyć jazdy na nartach w Słowacji. Dziewczyna, która po raz pierwszy w życiu widziała biały puch chodziła po nim boso, pomimo że daliśmy jej buty. Ubzdurałem sobie zatem, że na Mauritiusie ludzie żyją w szałasach i nie znają butów. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie po wylądowaniu… (było nawet lotnisko!). Autostrady, aglomeracje miejskie, samochody, jakich w Europie nie widziałem – były nawet sklepy z obuwiem. Nie wszyscy wiedzą (ja też nie wiedziałem), że Republika Mauritiusu to nie pojedyncza wyspa, a państwo wyspiarskie położone w południowo-zachodniej części Oceanu Indyjskiego, około 900 km na wschód od Madagaskaru. Procedury bezpieczeństwa wymagały od całej naszej 18-osobowej grupy szczepień, ale również dodatkowych testów 72 h przed wylotem, testów na miejscu w hotelu zaraz po przylocie oraz dodatkowych testów piątego dnia pobytu na wyspie. Trochę to przytłaczające, ale czego nie zrobi człowiek spragniony słońca i wody. Na szczęście obyło się bez przykrych niespodzianek. Pomimo kilku drobnych niedociągnięć nasz hotel okazał się bardzo fajny, obsadzony palmami z 3 basenami, siłownią i spa. Zdecydowaliśmy się na zamieszkanie w północnej części wyspy w miej-

scowości Trou aux Biches („Trobisz” – jak wymawiają Kreole) ze względu na najlepsze warunki do nurkowania. Obsługujące nas, położone kilometr dalej centrum nurkowe Blue Water Divers zapewniało transfer hotelowy, a właściciel centrum, nasz przewodnik po bezkresie podwodnego świata Hugues okazał się prawdziwym pasjonatem i na każdym kroku widać było jak bardzo kocha to, co robi, pomimo tysięcy zanurzeń na swoim koncie. Mieliśmy szczęście, trafiając w to miejsce. Generalnie obszar nurkowań dzieli się tam na 3 strefy, my nurkowaliśmy w pierwszej strefie, w ramach podstawowego pakietu nurkowego – wszystkie nurkowania z łodzi na pobliskich rafach i wrakach oddalonych maksymalnie o 20 minut od mariny. Pory roku na Mauritiusie nie pokrywają się z naszymi. W październiku ledwo zaczynało się lato, które przypada na listopad – kwiecień, dlatego też nasze zapędy na dalsze wody i chęć nurkowania z rekinami skutecznie utemperował Hugues, informując o potężnych prądach o tej porze roku, z którymi i tak częściowo mieliśmy okazję się zmierzyć bliżej brzegu. Na jednym z nurkowań w strefie silniejszych prądów nasz kolega popełnił błąd, płynąc zbyt wysoko nad rafą i w ciągu chwili zniknął w wielkim błękicie. Takie sytuacje zawsze budzą we mnie niepokój, ale doświadczenie Marka, jego opanowanie i natychmiastowa decyzja o wypuszczeniu bojki sprawiły, że szybko został dostrzeżony i podjęty przez załogę naszej łodzi. Na oficjalnej stronie centrum nurkowego możemy przeczytać, że posiadanie minimum jednej bojki na parę jest wymagane. Podczas debriefingu głośno zastanawiałem się, co by było gdyby porwało osobę bez boi? Wybierając się na nurkowania w morzach i oceanach zdecydowanie każdy nurek powinien posiadać boję, kompas, a może nawet gwizdek i lusterko i umieć się nimi posługiwać.

Podwodny świat Mauritiusa bardzo różni się od tego znanego z Egiptu. Próżno tu szukać podobnych, kolorowych raf. W tym zakresie Morza Czerwonego nie pobije chyba nic. Jednak bogactwo życia w poszczególnych lokalizacjach oraz dostępność wraków na niedużych głębokościach bardzo pozytywnie mnie zaskoczyły. Na kolejnych nurkowaniach mieliśmy okazję oglądać chętnie pozujące do zdjęć, dużych rozmiarów skrzydlice, mureny, sumiki rafowe, kraby, lucjany, elektryczne drętwy, szkaradnice i słodkie amphipriony, uwijające się w wielokolorowych ukwiałach. Były też olbrzymie żółwie i maleńkie ślimaki nagoskrzelne. Słowem wszystko, czego nurkowi potrzeba do szczęścia. Nie będę się wymądrzał i wyliczał tu wszystkich gatunków, ponieważ biologiem morza nie jestem. Z przekonaniem napiszę jednak, że warto to miejsce przynajmniej raz w życiu odwiedzić. Wartością dodaną był fakt trochę przypadkowego trafienia do Blue Water Divers, którego właściciel został chyba przez podwodne stworzenia uznany jako część ekosystemu. Wydając specyficzne gardłowe dźwięki pod wodą, potrafił przywołać olbrzymią murenę i zatańczyć z nią w toni podwodną salsę! Człowiek nie wie, co myśleć oglądając takie widowisko.

Ze względu na klimat i dosyć dużą roczną ilość opadów wyspa ptaka dodo jest bardzo zieloną, wulkaniczną krainą z magicznymi kraterami, majestatycznymi wodospadami, bujnymi lasami i zadziwiającymi ludzkie oko górami. Wybierając

się w tak daleką podróż, trudno byłoby poprzestać jedynie na zwiedzaniu podwodnego świata. Po pięciu dniach nurkowych zdecydowaliśmy się na dokładniejsze poznanie natury i historii kraju. Naszą przewodniczką po wyspie była Gertruda – Polka mieszkająca na wyspie od 20 lat. Zdziwiła mnie informacja, że na wyspie nie ma rodowitych mieszkańców. Pierwszymi ludźmi byli tu Portugalczycy odwiedzający wyspę tylko po to, by uzupełnić zapasy wody na statkach. W ślad za Portugalczykami, na nieszczęście wspomnianego wcześniej, występującego tu endemicznie dużego ptaka dodo, pojawili się na wyspie w 1638 r. Holendrzy – ci jednak zdecydowali się na kolonizację wyspy i nazwali ją imieniem księcia Maurycego Orańskiego. Duży ptak oznaczał dużo mięsa, łatwo więc dopisać resztę historii. Holendrzy zjedli wszystkie ptaki i niemal nic nie wiadomo o ich życiu na wolności. Bez wdawania się w szczegóły – w XVIII wieku opanowali wyspę Francuzi, a w 1810 r. Brytyjczycy. Ci ostatni znieśli niewolnictwo i zaczęli sprowadzać robotników z Indii. Dlatego dziś ponad połowa mieszkańców wyspy to Hindusi. Mieliśmy okazję oglądać fantastyczne, wielokolorowe świątynie hinduskie, a także liczne ołtarzyki, nawet na plażach, na których wierni składali ofiary bogom w postaci

darów natury i kadzidełek. Hinduizm, Chrześcijaństwo i Islam to główne religie, które potrafią współistnieć ze sobą pokojowo. Język, którym najczęściej w mojej obecności posługiwali się mieszkańcy wydawał się bardzo podobny do francuskiego. Jak się od Gertrudy dowiedziałem, dla Kreoli – ludzi pochodzenia afrykańskiego z domieszką dowolnej innej krwi, język francuski był zbyt trudny i wykształcili własną odmianę tego języka. Jest on podobno używany przez 80 % mieszkańców wyspy. Jednak wyłącznie w mowie, stosunkowo rzadko bywa zapisywany. Odwiedzając wyspę, nie zapomnijcie zawołać na powitanie „kimanie” z akcentem na ostatnie „e” (pojęcia nie mam jak to się pisze), co wywoła uśmiech na twarzy i przychylność, albowiem oznacza coś w rodzaju „jak się masz?”.

Podczas dwóch dni przeznaczonych na wycieczki odwiedziliśmy stolicę Port Louis wraz z tamtejszym, przepełnionym kolorami i zapachami bazarem, krater wygasłego wulkanu, świątynię Śiwy, wodospad Chamarel, a także Ogród Botaniczny Pamplemousses – jeden z najstarszych ogrodów na świecie, zadziwiający niezwykłą, barwną i różnorodną roślinnością, w tym 82 gatunki palm. Na szczególną uwagę zasługuje miejsce nazwane Siedmioma Kolorami Ziemi. Wygląd tego terenu

jest efektem erozji pyłu wulkanicznego oraz bogactwa gleby pod względem nasycenia rozmaitymi minerałami. Nigdzie na świecie nie spotkałem się z podobnym zjawiskiem. Jednym z punktów zwiedzania był wybudowany w 1830 r. dom kolonialny Eureka nad rzeką Moka, gdzie mogliśmy poznać życie ówczesnych mieszkańców i poczuć klimat tamtych czasów. Podczas zwiedzania ogrodów należących do posiadłości można natknąć się na 4 przepiękne wodospady i endemiczną roślinność nad brzegiem rzeki. Urzekła mnie swoim pięknem róża porcelanowa zwana też imbirową lilią, która na swej długiej łodydze utrzymuje się prawie przez pół roku.

Odwiedzając Mauritius warto pamiętać, że jest to jeden z nielicznych krajów afrykańskich posiadających stabilną demokrację z regularnie odbywającymi się wolnymi wyborami i przestrzeganymi prawami człowieka. Dzięki rozwiniętemu sektorowi turystycznemu i inwestycjom zagranicznym Mauritius osiągnął jeden z najwyższych w Afryce dochodów na obywate-

la. Wybierając się tam, nie trzeba obawiać się zorganizowanej przestępczości i chodzić z gazem pieprzowym w kieszeni. Owszem, zdarzają się kradzieże jak wszędzie na świecie, ale wystarczy odrobina pomyślunku, aby się przed tym uchronić. Nie ma też potrzeby dodatkowych szczepień przed wylotem. Bardziej niż na ludzi uważać trzeba na małpki. Żyjące na wolności nieduże makaki, choć dosyć inteligentne, nie znają się na żartach i łatwo wzbudzić w nich agresję. To dlatego ten, który strzelał niedawno boję w samotności, wracał z wycieczki boso (podobno nieszczęścia chodzą parami). Człowiek uczy się całe życie – nie da się szybko uciekać w japonkach.

Aktualnie używana waluta Mauritiusu to rupia maurytyjska. Bez problemu można płacić w euro, jednak lokalni sklepikarze oraz taksówkarze przeliczają walutę na oko, na niekorzyść turystów. Nie ma większego problemu z bankomatami, a płatność kartami kredytowymi jest możliwa, z wyjątkiem bazarów i małych sklepików. W październiku temperatura powietrza wynosiła 28°C, a wody 26°C. Bardzo dziękujemy tour operatorowi Safpol Safaris z RPA za świetną organizację. Ja tymczasem zabieram się za planowanie kolejnych wypraw w 2022 r. Do zobaczenia nad i pod wodą!

REKLAMA

Kuba

PERŁA KARAIBÓW

Tekst i zdjęcia MICHAL ČERNY

Cały świat zmienia się bardzo szybko, ale są miejsca, które zmieniają się jeszcze szybciej, a jednym z nich jest Kuba. Na przykład Tajlandia, Bali czy Meksyk będą mniej więcej takie same w ciągu najbliższych pięciu lat jak obecnie, ale Kuba będzie zupełnie inna.

Kuba zaczyna otwierać się na świat, a zwłaszcza na Amerykę. W marcu 2016 roku ówczesny prezydent USA Barack Obama, odwiedził Hawanę. Minęło 88 latach od oziębienia stosunków między tymi państwami. Już w kwietniu tego samego roku uruchomiono pierwszą regularną linię żeglugową, a pod koniec sierpnia zostały wznowione regularne loty między Florydą i Santa Clara. Więc jeśli chcesz doświadczyć chociaż trochę tej wyjątkowej atmosfery wyspy wolności, to jest najlepszy czas, aby tu przyjechać.

GEOGRAFIA

Kuba to największa wyspa na Wielkich Antylach. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że nie jest dużą wyspą, ale z zachodu na wschód mierzy prawie 1200 km, to jak odległość z Pragi do Kijowa, w najszerszych miejscach wyspa ma aż 190 kilometrów. Oprócz głównej wyspy, Kuba ma prawie 4000 mniejszych wysp.

Językiem urzędowym jest hiszpański, ale w kurortach turystycznych zazwyczaj bez większych problemów można mówić po angielsku. Na Kubie istnieją dwie waluty – peso kubańskie (CUP), które jest używane głównie przez mieszkańców do płatności, oraz peso kubańskie wymienialne (CUC), którym płacą turyści. Ci mieszkańcy, którzy trafiają do CUC, czyli turyści, maja bardzo dobre lokalne warunki, podczas gdy pozostali są jeszcze częściowo zależni od funkcjonującego tu jeszcze systemu racjonowania.

HAWANA

Wyjeżdżając na Kubę, zdecydowanie nie można przegapić Hawany, zwłaszcza Stara Hawana ma swój szczególny urok. W wąskich uliczkach jest wiele barów i pubów, z których grana jest muzyka na żywo, a szczególnie wieczorem ludzie tańczą praktycznie na ulicach. Najlepiej usiąść w jednym z nich, zamówić kieliszek dobrego kubańskiego rumu, zapalić kubańskie cygaro i w pełni cieszyć się atmosferą tego miasta. A skoro jesteśmy w tych barach, to na pewno warto odwiedzić bar Floridita, gdzie serwują doskonałe daiquiri, i gdzie bywał Hemingway, dziś znajdziecie tu jego posąg z brązu. Niepowtarzalny klimat Hawany tworzą też klasyczne amerykańskie samochody, wciąż można ich tu wiele spotkać, większość z nich pełni funkcję taksówek dla

turystów i bez problemu można wynająć taki samochód na cały dzień lub tylko na przejażdżkę po głównych atrakcjach Hawany.

OGRODY KRÓLOWEJ

Zdecydowanie najlepszym miejscem do nurkowania na Kubie jest archipelag Jardines de la Reina, który składa się z ponad 400 wysp koralowych i znajduje się na Morzu Karaibskim na południe od głównej wyspy. Archipelag został nazwany przez Krzysztofa Kolumba na cześć królowej Izabeli z Kastylii, a w czeskim tłumaczeniu nazwa oznacza Ogrody Królowej. Archipelag został ogłoszony parkiem narodowym, a nurkowanie i wędkarstwo mają swoje własne, surowe zasady. Wędkowanie jest tu dozwolone tylko przy użyciu sportowego systemu łowienia, brania i wypuszczania. Kubański rząd wydaje tylko około 1000 zezwoleń rocznie na zwiedzanie parku, z których większość kupują rybacy, więc nurkowie docierają do tego pięknego miejsca tylko w ilości około 400 rocznie. Według wskazań można jednak przypuszczać, że w najbliższych latach liczba ta znacząco wzrośnie. Nurkowanie i wędkowanie odby-

wają się tutaj w formie cotygodniowego safari, gdzie łodzie odpływają z małego portu Jucaro. Łódź safari jest następnie cumowana wśród lasów namorzynowych, a poszczególne nurkowania odbywają się promieniście na mniejszych łodziach. Na tych łodziach jest również sprzęt do nurkowania, a personel przez cały czas dba o wymianę butli, dzięki czemu jest bardzo komfortowo.

Nurkowania odbywają się zawsze trzy razy dziennie i naprawdę jest na co popatrzeć. Główną atrakcją do nurkowania są tu rekiny, można je spotkać praktycznie na każdym nurkowaniu, a dzięki przynę-

cie można się do nich zbliżyć. Najpopularniejszym gatunkiem jest rekin perez, czyli rekin karaibski, na każdym nurkowaniu spotkaliśmy ich od 10 do 20, z których największy miał do trzech metrów długości. Ten gatunek rekina przebywa głównie na dnie na głębokości około dwudziestu metrów, gdzie zwykle czeka w miejscu umieszczenia przynęty, po nakarmieniu wynurza się wraz z nurkami na powierzchnię i czeka, czy coś jeszcze mu nie skapnie. Innym popularnym gatunkiem rekina jest rekin jedwabisty, który porusza się w otwartej wodzie na powierzchni i dorasta do trzech i pół metra, dzięki przynęcie można podejść do tych piękności na kilka metrów. Przy odrobinie szczęścia, można również zobaczyć rekina stodołowego, rekina cytrynowego, a nawet rekina wielorybiego. Skrzydlice są też trochę spokrewnione z rekinami, jak zapewne wiecie, jest to nierodzimy gatunek na Karaibach, który nie ma tu naturalnego wroga i dlatego już się tu rozmnaża i wyrządza znaczne szkody rodzimym gatunkom ryb. Tak więc miejscowi nurkowie zwykle nurkują z małym harpunem, a jeśli natkną się na skrzydlicę, strzelają do niej bezlitośnie i wtedy przychodzą rekiny. Wystarczy pomachać nad głową ostrzem, na którym skrzydlica jest dźgnięta i za chwilę przypłynie rekin,

który wyciągnie ją z harpuna i „oszaleje”. Rekiny są głównym powodem nurkowania w Jardines de la Reina i nie ma tu wielu innych zwierząt. Istnieje kilka gatunków graników, w tym największy grouper itajara, który dorasta do długości trzech metrów i waży 300 kilogramów. Kolejną majestatyczną i dużą rybą, którą można tu spotkać, jest tarpon atlantycki, zwykle trochę większy niż metr, ale ich srebrne korpusy bardzo mocno odbijają światło błysku, więc zrobienie im zdjęć nie jest łatwe.

Z dużych ryb można spotkać również płaszczki amerykańskie, które zakopują się na piaszczystym dnie. I oczywiście spotkacie tu też ławice mniejszych ryb, możemy wymienić np. grzechotniki, lucjanowate, płaszczki, ostroboki, księży.

Wśród innych zwierząt można znaleźć największego ślimaka morskiego, którego chroni ślimak wielki (Skorupa).

Jeśli masz szczęście, między nurkowaniami, możesz przeżyć bardzo nietypowe doświadczenie – snorkeling z krokodylem, a konkretnie z krokodylem amerykańskim. Jeśli krokodyl jest

mniejszy od człowieka, nie ma się czego bać i spokojnie można iść do wody, ale jeśli jest większy, może zaatakować. Mieliśmy szczęście spotkać osobnika, który mierzył mniej niż 1,5 metra, jeden z członków załogi przywiązał kawałek udka kurczaka do liny, aby krokodyl miał większą motywację do pozostania przy naszej łodzi i mogliśmy przeżyć to wyjątkowe doświadczenie. Muszę przyznać, że trochę się pociłem podczas tego snorkelingu, czasami tylko kilkadziesiąt centymetrów oddzielało nas od spiczastych zębów tego krokodyla, co więcej widok tego zwierzaka jest zupełnie inny, w porównaniu do widoku rekina.

SANTA LUCIA

Kolejnym miejscem, w którym nurkowaliśmy na Kubie był kurort Santa Lucia na północy Kuby, czyli na Atlantyku. Wybraliśmy to miejsce z dwóch powodów, z jednej strony ciekawe wraki, a z drugiej jest szansa na spotkanie byka rekina. Kiedy zaczynaliśmy pierwsze nurkowanie na mniejszym sztucznie zatopionym wra-

ku, wciąż wypatrywaliśmy gdzie są rekiny, ale to nie są Jardines de la Reina, po prostu nie ma gwarancji spotkania z rekinami, ogólnie morze jest uboższe w życie, ale jest też co oglądać. Bycze rekiny nurkują w specjalne miejsce, gdzie lokalni nurkowie zapraszają je i karmią bezpośrednio z ręki, ale szanse na pojawienie się rekinów wynoszą 40 %. Niestety mieliśmy pecha, rekiny po prostu nie dotarły tam tego dnia. Ale wynagrodziło nas spotkanie z małym dzioborożcem, którego odkryliśmy na płytkiej głębokości tuż przed zakończeniem nurkowania.

BAY OF PIGS

Innym ciekawym miejscem do nurkowania jest Zatoka Świń na południowym zachodzie wyspy; Zatoka znana jest głównie z lądowań kubańskich kontrrewolucjonistów (wspieranych przez USA), których próba obalenia Fidela Castro nie powiodła się. W miejscowości Playa Girón można również odwiedzić Muzeum Inwazji – a w nim m.in. i czeskiej broni używanej w obronie rewolucji. Można oczywiście nurkować w kilku miejscach w morzu,

ale my wybraliśmy drugą opcję, nurkowanie w jaskiniach – tutaj zwanych casimbas – gdzie miesza się woda słodka i słona. Pierwsze kilka metrów to woda słodka, dalej jest strefa z wodą słonawą (miejsce mieszania się wody słodkiej i słonej) i słoną. Podczas jednego nurkowania możesz spotkać ryby, które widziałeś już wcześniej w morzu, a jednocześnie natrafisz na zwierzęta słodkowodne, takie jak krewetki słodkowodne. Jaskinie mają również ładną dekorację naciekową. Oczywiście doświadczony lokalny Divemaster będzie Ci towarzyszył we wszystkich nurkowaniach i zabierze Cię kilkadziesiąt metrów do jaskini od jeziora wejściowego, ale nigdy tak daleko, aby nie było widać światła dziennego lub wschodu słońca. W czasach socjalizmu kilku czeskich nurków brało udział w odkryciu i eksploracji tych jaskiń. Dziś można tu nurkować na przykład w jaskini Casimba Ilona.

Na drodze biegnącej wzdłuż zatoki można również zobaczyć dużą migrację krabów. Kraby przechodzą przez ulicę, kiedy wychodzą z buszu, aby złożyć jaja w morzu. Na szczęście ruch nie jest jeszcze duży, ale mimo to każdego dnia tysiące krabów nie dociera do celu. Kierowcy nie przejmują się nimi zbytnio i mimo że kraby napinają swoje pancerzyki w spotkaniu z samochodem nie maja szans. Jeśli interesuje Cię Kuba i nurkowanie i zastanawiasz się nad wyjazdem tutaj, nie wahaj się zbyt długo, aby skosztować prawdziwego smaku Kuby.

Preludium do Galapagos

CZYLI EKWADOR PO OBU STRONACH RÓWNIKA

Tekst ANIA SOŁODUCHA

Archipelag Galapagos jest marzeniem każdego nurka. To pozycja obowiązkowa jeśli rozpatrujemy „TOP-owe” miejsca nurkowe na świecie.

Zdjęcie Jarosław Gołembiewski

Jednak aby osiągnąć te oddalone o 1000 km od stałego lądu wyspy, musimy dotrzeć do najmniejszego andyjskiego kraju Ameryki Południowej, który pomimo swojej „maleńkości” potrafi oczarować nawet najbardziej wymagającego turystę… Buenos dias Ecuador!

Ekwador – linia życia. 24 maja 1822 roku na stokach wulkanu na obrzeżach Quito rozegrała się bitwa pomiędzy hiszpańskimi rojalistami a ekwadorskimi powstańcami, którzy po epoce kolonialnej – w końcu uzyskali niepodległość. Kraj wszedł w skład Wielkiej Kolumbii, projektu geopolitycznego, który jednak upadł w 1831r. Nowe, niepodległe państwo potrzebowało nazwy.

Tradycyjna nazwa „Quito” utrzymana przez kolonizatorów wywołała sprzeciw dwóch ważnych ośrodków – Guayaquil i Cuenki. Ostatecznie wybrano nazwę „neutralną” odnoszącą się do położenia państwa na równiku. Sam pomysł nazwania tych ziem „Ecuador” pochodził od francuskich uczonych, którzy lata wcześniej badali te tereny i właśnie – równik.

Zdjęcie Anna Sołoducha

Najdłuższy równoleżnik opasuje całą Ziemię wstęgą słonecznego blasku, obfitością życia i niezwykłej przyrody. Zmiany klimatu sprawiają, że najcieplejsze miejsca na naszej planecie stają się jeszcze gorętsze, choć to wyjątkowe państwo położone na równiku, nie raz zaskoczyło mnie zróżnicowaniem pogodowym. Idealnym na to przykładem jest stolica kraju – Quito. Przez Ekwadorczyków uznawana jest za najwyżej położoną stolicę na świecie (2.800 m n.p.m.), zaś przez Boliwijczyków –drugą po La Paz (stolica Boliwii, choć położona wyżej – nie jest stolicą konstytucyjną państwa!) Ze względu na ukształtowanie

geograficzne – bliskość oceanu oraz gór, w Quito panuje stała temperatura powietrza ok 18°C stopni, a co ciekawe – pierwsze połowa dnia jest zazwyczaj sucha i słoneczna, popołudniami natomiast prawie zawsze pada deszcze. To jednak daje możliwość dobrego zaplanowania zwiedzania :) Warto również pamiętać, że na takiej wysokości może wystąpić (a raczej występuje;)) choroba wysokościowa i jeśli planujemy podczas wyprawy także nurkowanie (a na 100% planujemy;)) to warto jednak spędzić kilka dni na stałym lądzie, aby nasz organizm przeszedł aklimatyzację. Położone u stóp wulkanu Pichincha miasto, zachwyca infrastrukturą kolonialną. Eklektyzm – czyli łączenie w całość stylów z różnych epok przejawia się tu na każdym kroku – kościoły i katedry charakteryzują się neogotyckimi łukami, barokowym wnętrzem, mauretańskim zdobnictwem i klasycystycznymi portykami. Ponadto, przepiękny zespół miejski historycznego centrum miasta Quito znajduje się na Liście UNESCO. Nie byłoby w tym nic wyjątkowego gdyby nie fakt, że znalazło się na liście w tym samym roku, co Kraków (1978), a dokładnie, miesiąc po nim :) To unikatowe miasto ma także specyficzny, podłużny kształt – w najszerszym miejscu nie przekracza 8 km, natomiast jego długość wynosi aż 50 km! Ulice Quito są pełne kolorów – na każdym kroku rozbrzmiewa indiańska muzyka, pachnie świeżo zmieloną kawą (ekwadorska kawa eksportowana jest do pond 50-ciu państw na świe-

Zdjęcie Łukasz Metrycki
Zdjęcie Anna Sołoducha

cie, spożywana przez mieszkańców niezależnie od dnia i nocy – to nie tyko napój, to część kultury!), a targowiska obfitują w nigdzie indziej nie spotykane owoce jak pitaja, jagodzian, tomate de árbol, (krewny pomidora), opuncja czy ukochana przeze mnie naranjilla. Niekwestionowanym królem ekwadorskich owoców jest oczywiście banan, nazywany tutaj platano. Ekwador jest największym producentem i dystrybutorem bananów na świecie. Eksport ekwadorskich bananów pokrywa ponad 26 % światowego zapotrzebowania na te owoce. Występuje tutaj kilkanaście odmian bananów, są owoce żółte, zielone, różowe, czerwone, banany o smaku ziemniaka, o smaku jabłka lub gruszki. W końcu są duże zielone banany, które je się tylko na gorąco, lub które wykorzystuje się do smażenia bananowych chipsów ;) Nie sposób wspomnieć również o słynnych kapeluszach „panama”. Najdroższe egzemplarze mogą kosztować ponad 10 tys. dolarów, a wyplecenie jednego egzem-

plarza zajmuje 0,5–1 roku! Nakrycia głowy były wyrabiane przez rdzenną ludność ekwadorską od pokoleń. Palące słońce, jakie jest na równiku, niejako zmusiło ludzi do wymyślenia czegoś, co ochroni przed nim głowę. Do tego idealnie nadawały się liście łyżkowca dłoniastego, występującego na wybrzeżu. W 1849 roku niejaki Manuel Alfaro, kupiec hiszpański, przewiózł do Panamy ok. 220 tysięcy kapeluszy. Gdy w grudniu 1879 rozpoczęto budowę kanału Panamskiego, budowniczowie potrzebowali nakrycia, które ochroni ich przez strasznym upałem panującym w Panamie. Lekkie i przewiewne kapelusze z Ekwadoru miały jeszcze jeden atut – można je było zgiąć i schować do kieszeni – nie traciły przy tym fasonu. Robotnicy od razu przekonali się do tego nakrycia głowy – zaczęto ich powszechnie używać. Stąd nazwa Panama. Jednak największą promocją dla kapeluszy było zdjęcie prezydenta USA — Teodora Roosevelta w tej czapce, zrobione podczas wizyty na budowie Kanału Panamskiego. Potem już gwiazdy kina w latach 20-stych XX w. z upodobaniem nosiły kapelusze Panama… i my podczas zwiedzania Ekwador ;)

Quito jest także jedyną stolicą na świecie, która bezpośrednio zagrożona jest przez czynny wulkan. Podczas występujących w przeszłości erupcji – miasto pokrywało się popiołem, jednak nigdy nie zostało zniszczone. Nie bez przyczyny wspomniałam o wulkanie. W paśmie Andów zwanym Aleją Wulkanów w Ekwadorze znajdziemy 29 czynnych i kilkadziesiąt wygasłych stożków. Ekwadorczycy zwykli nazywać je „nevado” – śnieżnobiałe. Nietrudno zgadnąć, dlaczego ;) Większość z nich to potężne, pokryte lodem szczyty. Większość wulkanów nie stanowi jednak

Zdjęcie Anna Sołoducha
Zdjęcie Jarosław Gołembiewski
Zdjęcie Jarosław Gołembiewski

wielkiego zagrożenia – szczyty i piękne jeziora kalderowe należą do flagowych atrakcji turystycznych kraju. Najwyższy szczyt Ekwadoru, a zarazem wygasły wulkan – Chimborazo (6263 m n.p.m.) jest najbardziej oddalonym od jądra Ziemi – punktem na jej powierzchni (!) Warunkuje to znaczna wysokość i bliskość równika. Tereny położone na równiku są najdalej położone od środka Ziemi, odległość ta spada wraz ze zwiększaniem się szerokości geograficznej i najmniejsza jest na biegunach 

Jeśli jesteśmy ponownie przy równiku… 20 km od Quito znajduje się miejsce, w którym po prostu – trzeba być. La Mitad el Mundo po hiszpańsku oznacza „środek świata”. To chyba najbardziej emblematyczna atrakcja turystyczna kraju! Ekwador to jedno z 15 krajów na Ziemi, które przecina równik. Już w XVIII wieku francuscy geodeci próbowali ustalić środek Ziemi. Podczas jednej z ekspedycji, zbudowano pomnik u stóp którego wyznaczono linię, która wedle ówczesnej wiedzy pokrywała się z linią równika. Niestety, jak się okazało pod koniec wieku dzięki technologii GPS, prawdziwy równik znajduję się 240 m na północ od wyznaczonej linii… ;) Fakt ten nie ujmuje nic temu miejscu! Miejsce jest absolutnie niezwykłe. Na terenie

wokół symbolicznej „linii życia” dzielącej kulę ziemską na półkulę południową i północną znajduje się interaktywne muzeum Intiñan, w którym pod kierunkiem przewodnika można uczestniczyć w różnego rodzaju eksperymentach, pokazujących niezwykłe właściwości Ziemi wynikające z jej ruchu obrotowego (np. zobaczyć na własne oczy efekt działania siły Coriolisa współodpowiedzialnej m.in., za kierunek wirowania cyklonów oraz… „skrętność” wody wypuszczanej ze zlewu – przeciwne dla półkuli północnej i południowej). Dla cierpliwych i zręcznych turystów została przewidziana konkurencja ustawiania jajka na gwoździu.. polecam!;)

Przed konkwistą, czyli podbojem Ameryki Południowej przez Hiszpanów, Ekwador należał do imperium Inków. Czy w XXI wieku istnieje szansa na spotkanie prawdziwych Indian, potomków Inków? Czy można przyjrzeć się ich codziennym zajęciom, a fragment indiańskiego rękodzieła zabrać na pamiątkę? Wydaje się niemożliwe… Zaledwie 110 km na północ od Quito, na wysokości 2500 m n.p.m. znajduje się malownicza dolina Valle del Amanecer (Dolina Świtu), a w niej – Otavalo, indiański targ, największy tego typu w całej Ameryce Południowej! Wciąż żywa kultura

Zdjęcie Jarosław Gołembiewski

i obecność Indian kichwa sprawia, że to miejsce jest naprawdę wyjątkowe. Otavalo jest pięknym i pełnym energii miastem, domem dla dużej ilości ludności tubylczej, znanej ze swoich rękodzieła. W otoczeniu wulkanów Imbabura, Cotacachi i Mojanda żyje ponad 21000 Indian, rdzennych mieszkańców tych ziem. Każdej soboty (ale nie tylko) część z nich zjeżdża do Otavalo, gdzie sprzedają przeróżne przedmioty: poncho, swetry, kapelusze, biżuterię, ceramikę i inne lokalne cuda. Przepięknie haftowane koszule, pantofle, skórzane torby – to istne skarby tego miejsca! W Otavalo kupisz też szale z wełny alpaki albo biżuterię etniczną wykonaną przez Indian. Naprawdę warto!:)

„Kręgosłupem” Ekwadoru są Andy – które dzięki swojemu południkowemu położeniu stanowią odrębną strefę klimatyczną kraju. Sierra – czyli teren górzysty oddziela Costę (wybrzeże) od Oriente – czyli Amazonii. Jest to najprawdopodobniej najbar-

dziej tajemnicza część tego kraju, położona w dorzeczu Amazonii. Choć rzeka nie przepływa przez Ekwador, to właśnie z dzisiejszych terenów tego państwa wyruszyli jej odkrywcy. Flora i fauna tego obszaru fascynuje, i to właśnie Oriente – czyli Amazonia zrobiła na mnie największe wrażenie… Pobyt tutaj pozwala zanurzyć się w świecie całkowicie różnym od wszystkiego, co można zobaczyć chociażby w Europie. Ekwador, należący do 17 krajów o największej bioróżnorodności biologicznej, uznawany jest za kraj o największej bioróżnorodności w stosunku do powierzchni. Jest również pierwszym państwem, które uwzględniło prawa przyrody w swojej konstytucji! Występuje tu ponad 17 tys. gatunków roślin. Szczególnym bogactwem są tu storczyki, na terenie całego raju można znaleźć ponad 4000 odmian, z czego 1714 to gatunki endemiczne! Większość z nich rośnie na wschodnich stokach Andów, właśnie w dorzeczu Amazonki.

Podróżując ze stolicy, w której odczuwalna temperatura wynosi ok 23°C, wzbijamy się na wysokość 4500 m.n.p.m. przekraczając kordylierę zachodnią i wschodnią, gdzie zimne powietrze przeszywa naszą skórę na wylot. Kierujemy się do zachodniej części Oriente, która stanowi unikatowe połączenie ekosystemu wilgotnego lasu równikowego z górami. Rezerwat Cuyabeno – to cel naszej wyprawy. Rozpieszczeni gorącym słońcem, które towarzyszy nam od przekroczenia

Zdjęcie Jarosław Gołembiewski
Zdjęcie Adrian Worożko
Zdjęcie Anna Sołoducha

Andów – wsiadamy do tradycyjnych łodzi canoe, gdzie czeka nas 4-godzinna przeprawa rzeką Río Aguarico oraz Cuyabeno i nagle… „ekwadorskie niebo” przypomniało nam gdzie jesteśmy…na równiku, bo lunęło jak z cebra!

Ukryte w gąszczu dżungli lodge – to miejsca na końcu świata. Możemy całkowicie zapomnieć o sygnale telefonicznym. Prąd wytwarzany przez panele słoneczne włączany jest tylko na kilka godzin w ciągu doby, woda pod prysznicem jest… zimna, a w nocy jest głośniej niż za dnia ;) Nocą zwierzęta budzą się do życia i świetnie zastępują muzykę z telefonów komórkowych. Przepiękne drewniane chaty położone na palach, są skromnie ale przytulnie urządzone. Pomimo faktu, że malaria nie występuje w tej części lasu równikowego – każde łóżko otoczone jest pokaźną moskitierą aby zminimalizować kąsanie owadów i spotkanie innych, egzotycznych przedstawicieli fauny…

Na ponad 600 tys. ha chronionego terenu można zaobserwować ponad 12 tys. gatunków roślin i ok 1320 gatunków zwierząt. Na terenie parku występuje 165 gatunków ssaków, a w tym nietoperze, pekari, pancerniki, jaguary, anakondy, kolorowe motyle, leniwce i różne gatunki małp! Cuyabeno to także raj dla miłośników ornitologii – można tu zaobserwować ponad 500 gatunków ptaków: kilkanaście gatunków papug, a w tym ary, tukany, harpie wielkie (drapieżniki!), strojnoczuby amazońskie, kośniki czubate czy złotopióry.

Każdy dzień naszego pobytu obfitował w kilkugodzinne spacery w głąb lasu deszczowego lub rejsy rzeką. Odziani

w kalosze i peleryny szybko przystosowaliśmy się do klimatu gorącego i wilgotnego (powietrze jest tu wilgotne i ciężkie, a temperatura waha się od 20°C do nawet 40°C!).

Podczas każdej wędrówki w głąb lasu deszczowego, przewodnik opowiadał nam o każdej napotkanej roślinie, drzewie, liściach. Niemal każdy element tutejszej flory pełni jakąś funkcję – łagodzi rany i oparzenia, łodygi akumulują w sobie pokaźne zasoby wody, inne rośliny pomagają udrożnić zatoki, uregulować cykl menstruacyjny kobiet, a nawet – zwalczyć COVID-19 (!). Liście, nasiona, a także owoce – to naturalne antybiotyki, lekarstwa i witaminy, w dalszym ciągu używane przez plemiona zamieszkujące Cuyabeno – trzy ludy indiańskie: Siona, Cofan, Seciya. Nie małą atrakcją była degustacja larw i cytrynowych mrówek ;) Niezapomniane były także wędrówki nocą – pająki, kajmany, jaszczury i węże boa towarzyszyli nam każdej nocy… oraz łowienie piranii. Wystarczy kawałek surowego, czerwonego mięsa oraz ręcznie wykonana wędka. Złapanie piranii nie należy do najłatwiejszych zajęć, ale radość z udanego połowu – nie miała sobie równych (należy jednak pamiętać, że trójkątne zęby piranii są ostre jak brzytwa ;))

Opuszczając Amazonię doświadczyliśmy jeszcze jednego spotkania – żegnały nas prawdziwe „rzeczne duchy”… Inie amazońskie to różowe delfiny, które żyją w rzece. Nie są tak skore do zabawy jak delfiny, które znamy z różnych innych miejsc nurkowych na świecie, ale swoim różowym kolorem – są wyjątkowe. Zaskakująco długi i wąski pysk, nieproporcjonalnie

Zdjęcie Edward Wronka

maleńkie oczka i szara lub różowa skóra, to główne cechy charakterystyczne stwora, który występuje w systemie rzecznym Ameryki Południowej. Ważą do 200 kg i mierzą do 2,5 m długości, dzięki czemu są największe spośród czterech gatunków delfinów rzecznych. Pozostałe żyją w Gangesie i Indusie (Indie i Pakistan), w Jangcy (Chiny) oraz w La Placie (Argentyna i Urugwaj). Ich najbardziej uderzającą cechą jest jasny różowy kolor skóry, który może mieć różne odcienie. Zwierzęta są szare, gdy się rodzą i przez cały okres dojrzewania, a kolor zmieniają z czasem, gdy dorastają. Ponadto samce są często bardziej różowe niż samice, wszystko zależy jednak od przejrzystości, temperatury i lokalizacji wód, w których żyją… Amazonia to miejsce niezwykłe. Wieczory spędza się w hamaku z książką, łowiąc ryby lub próbując swoich sił na paddle board. To kraina, gdzie czas staje w miejscu. Cały Ekwador zaś, to istny tygiel różnorodności, którą czerpie się całym sobą. Zatem zanim pojedziesz na Galapagos – zatrzymaj się na chwilę na stałym lądzie. Odetchnij, zamknij oczy, stań na równiku, zatrać się w obfitości ekwadorskiej przyrody i nie czekaj – nigdy nie będzie idealnej chwili.

Zdjęcie Arkadiusz Majewski
Zdjęcie Łukasz Metrycki

DENÉE

Belgijska kopalnia czarnego marmuru

Tekst i zdjęcia KURT STORMS

W przeszłości w Belgii czarny marmur wydobywano na masową skalę, szczególnie po stronie Namur. W tamtych czasach przemysł wydobywczy był niesamowicie ważny, a czarny marmur rozprzestrzeniał się na całym świecie.

Jednym z miejsc jego wydobycia była kopalnia czarnego marmuru Denée. Denée to belgijska wioska, od 1977 roku będąca częścią gminy Anhée w prowincji Namur. W jej pobliżu znajduje się również klasztor benedyktyński Maredsous Abbey. Kopalnia Denée jest dobrze znana wśród belgijskich i holenderskich nurków jaskiniowych. Kiedyś i ja stawiałem w niej swoje pierwsze kroki jako nurek jaskiniowy. Znajduje się ona godzinę drogi od mojego domu, więc regularnie odwiedzam ją z moim kumplem Willem Verryckenem, nie jest ona jednak ogólnodostępna i aby uzyskać do niej dostęp trzeba być członkiem VVS lub UBS. Ja jestem członkiem VVS (Flamandz-

kiego Stowarzyszenia Speleologów) poprzez mój speleoklub Sience Explorers.

Dziś nadszedł czas, aby zabrać moją żonę Caroline oraz byłego ucznia Nico do tego pięknego podwodnego świata. Oboje zostali niedawno członkami VVS, lecz jeszcze nie nurkowali w tej kopalni, więc na ich prośbę wybraliśmy się do niej na jednodniową wycieczkę. Uzgodniłem z Nico, że odbierze klucz, abyśmy mogli wejść do środka. Klucz miał znajdować się w szafce w biurze VVS. Kiedyś to ja byłem zarządcą klucza, ale ze względu na zmiany w przepisach nie było to już możliwe. Na miejscu zjawiamy się o 10. Nico jak zwykle jest punktualnie i ochoczo podjeżdża na parking. Wjeżdżamy w wąski korytarz, aby móc zaparkować w pobliżu. Przed udzieleniem informacji o tym czego możemy się spodziewać, z rozbawieniem pokazuję im zejście, które musimy pokonać, aby dostać się do kopalni. Już słyszę wzdychające głosy „czy my musimy zejść tędy na dół, a później znowu na górę?” To dopiero będzie wyzwanie. Po wprowadzeniu ładujemy wszystko do worków speleo, aby ułatwić transport. Droga do kopalni biegnie po stromym zboczu, do pokonania którego używamy liny. Jest to wymagające, zwłaszcza gdy musimy wrócić do góry. Na dole jest mnóstwo

śmieci, co prawda dwa lata temu usunięto ich dwa kontenery, jednak nadal widać pozostałości takie, jak opony samochodowe czy lodówki. Kiedyś przywieziono tutaj nawet mały wrak samochodu. Po kilku wycieczkach w górę i w dół, jesteśmy gotowi do przebrania się w nasze suche skafandry nurkowe.

Znajdujemy się nad brzegiem wody i przygotowujemy się. S-drill, omówienie nurkowania i bubble check. Nurkujemy w 1 zespole składającym się z 3 nurków.

Korytarze są duże, a woda bardzo przejrzysta, więc widoczność jest znakomita. Po około 50 metrach dopływamy do rozwidlenia, tu wybieram prawą stronę. Mijamy jakieś pozostałości, np. duże koło. Zatrzymuję się tu na chwilę, aby zrobić kilka zdjęć. Potem podążamy dalej korytarzem i co jakiś czas odwracam się, by zrobić zdjęcie i sprawdzić, czy z ekipą wszystko w porządku, zwłaszcza, że są tu po raz pierwszy. Zatrzymujemy się przed znajomym kołem linowym zwisającym z sufitu. To niewyobrażalne, jak ludzie kiedyś wciągali tędy łupki na górę. Po około 30 minutach wracamy do wyjścia. Po krótkiej, około 5 minutowej przerwie wyruszamy ponownie i kierujemy się lewym przejściem, które prowadzi do dużego pomieszczenia. Stąd wchodząc po drabinie i pokonując przepaść można dostać się do innej części kopalni. Pozwalam im rozejrzeć się po pomieszczeniu i wskazuję im pęcherz powietrza, w który możemy włożyć głowy. Widzę po ich oczach, że oboje są zachwyceni. Po około minucie znów znikamy całkowicie pod wodą, a ja daję znak do wyjścia. Po nurkowaniu wszyscy są zadowoleni, jednak nadszedł czas na wędrówkę w górę. Podciągamy się po linie, po drodze robimy krótką przerwę i dysząc docieramy do samochodów. Trzeba to zrobić kilka razy, ale satysfakcja z nurkowania łagodzi ból.

Denée to bardzo piękna kopalnia, ale bardzo wymagająca pod względem fizycznym, szczególnie w kwestii transportu po stromym zboczu. Jest to również idealne miejsce do trenowania swoich umiejętności. Bo nurkowania jaskiniowego nie robi się w jeden dzień. Jest to proces wieloletni i wymagający wielu treningów. Dla mnie jednak nurkowanie pod sufitem pozostaje najpiękniejszą rzeczą, jaka istnieje.

Kopalnie łupka w Niemczech

Tekst ANDRZEJ ZALEWSKI

Zdjęcia MICHAŁ ANTONIUK

Zaczęło się skromnie, nie pamiętam dokładnie kiedy. Grześ powiedział: przyjedź, nie jest głęboko, ale fajnie. Nie mylił się. Tym razem celem były cztery kopalnie. Trzy już znałem, czwarta, najgłębsza była nową pozycją w naszym planie.

Pierwszą kopalnią jaką odwiedziliśmy była Schwalefeld. Akceptowane są tu uprawnienia organizacji IANTD, GUE, NSS-CDS i NACD. Posiadając inne trzeba liczyć się z nurkowaniem

Willingen i okolice. Pomimo, że rejon większości znany jest z narciarstwa i skoków, nie tylko po to jeżdżą tam wycieczki! Od kilku lat jesienią odwiedzam kopalnie w zachodnich Niemczech. sprawdzającym. Maksymalna głębokość w tej pięknej i chyba najtrudniejszej kopalni, to 70 m. Są tu trzy wejścia do wody, ale dotarcie na maksymalny poziom optymalne jest z pierwszego. Z pozostałych najlepiej planować płytsze poziomy. Schwalefeld to dość skomplikowany system, gdzie na pewno spotkamy się ze skrzyżowaniami, możemy zakładać swoje jumpy, robić trawersy. Z pewnością przeznaczona jest dla nurków full cave i o wyższych umiejętnościach. Wchodziliśmy w trzech zespo-

łach z dwóch powodów. Przede wszystkim przestrzeń w wodzie otwartej jest komfortowa dla dwóch nurków, przy trzech robi się ciasno, co wymaga trochę empatii od zespołu. Cztery osoby to już extremum, ale też da się to zrobić. Mieliśmy różne plany. Mój zespół skupił się na poziomach 20 i 37 m, pozostałe zdecydowały zejść na 70 m. Widoczność to dla nurka istotna kwestia. Na poziomie 20 m zazwyczaj jest dobrze lub bardzo dobrze.

I tym razem tak było, halciony pokazały swoją moc oświetlając

całe komnaty. Widoczność na poziomie 37 m niestety nie jest już tak łaskawa dla nurków. Często występuje tu tzw. „cappuccino”, tj. ok 1 m wizury. Tym razem było bardzo przyjemnie, jak na to miejsce, bo około 3 m. Najlepsza widoczność znajduje się na poziomie 70 m, gdzie woda wydaje się znikać, oczywiście nie dosłownie. Miejsce ma duży potencjał z pewnością nie tylko na jedno nurkowanie lecz na wiele więcej.

Następnego dnia przyszła kolej na Christine. Uprawnienia jak w Schwalefeld. Chodniki w tej kopalni są na poziomie 25 i 50 m. Miejsce jest trochę inne niż wszystkie odwiedzone przez nas kopalnie. Nawigacyjnie poziom 25 m jest prosty, a zarazem trudny, gdyż w czasie nurkowania, jeśli chcemy obejrzeć nie tylko korytarze, ale i przestrzenie skąd wydobywano łupek, musimy liczyć się z profilem typu piła. Nasze uszy były wystawione na duże obciążenia. Żadna z komór,

pomimo tego, że niektóre wychodzą do powierzchni, nie daje możliwości wyjścia na zewnątrz. Należy o tym pamiętać przy planowaniu trasy jaką chcemy zrobić i nie przeceniać swoich uszu. Poziom 43–50 zostawiłem na kolejną wizytę. Jest inny niż płytsze i przypomina jaskinie. Kolejną zaletą tego miejsca jest widoczność, gdyby nie ściany byłoby to ponad 30 m. Christine jest najmniejszym obiektem, ale mimo to można spędzić tam mnóstwo czasu.

Felicitas, słyszysz o niej i już wyobrażasz sobie znajdujące się tu maszyny. Najpierw jednak trzeba pokonać "mleczną drogę" w szybie zejściowym, która tym razem ciągnęła się przez około 15 m. Główny chodnik znajdował się na 30 m. Wcześniej warto jednak to sprawdzić, ponieważ poziom wody zmienia się w zależności od opadów, a to jest istotne dla nurkujących na OC w celu dobrania optymalnego gazu. Kopalnia dzieli się na dwie części, lewą, gdzie spotykamy maszyny i równo drążone nimi komory oraz prawą, która eksploatowana była metodą strzałową. Ta wygląda miejscami jak jaskinia, ale oczywiście nie jest pozbawiona śladów infrastruktury z lat eksploatacji. Widoczność w korytarzach zazwyczaj jest dobra, sięgająca około 10–15 metrów. Nawigacja nie jest tu skomplikowana, a rozłożone poręczówki umieszczone są w bardzo uporządkowany sposób. Możemy zrobić kilka niedużych trawersów. Miejsce dobre jest zarówno do szlifowania umiejętności nurkowania pod stropem, jak i do turystyki nurkowej. Felicitas ma świetnie zorganizowaną infrastrukturę, a pełna „blenderownia” zapewnia nabicie każdego gazu, jaki jest nam potrzebny.

Na koniec zostawiliśmy sobie Nuttlar. To kilkupoziomowa kopalnia z różnymi trasami, gdzie można spędzić wiele czasu na poznawaniu korytarzy i przejść między nimi. Wejście, podobnie jak w przypadku Christine i Schwalefeld, to prawdziwe wrota do Narni. Na zewnątrz mamy żółty kontener, w nim stoły na sprzęt, a dalej właściwe wejście do kopalni. Jest ono obszerne i daje wyobrażenie tego, co możemy zobaczyć podczas nurkowania. W wodzie znajduje się pomost ułatwiający upinanie dodatkowych butli. Z dużej przestrzeni do wnętrza kopalni prowadzi wąski tunel, który na około 13-tym metrze kończy się rozwidleniem na różne trasy. Kopalnia charakteryzuje się szerokimi i wysokimi korytarzami. Jeśli podczas nurkowania odbić trochę od liny, można zobaczyć przedmioty pozostawione przez górników. W wielu miejscach ściany ułożone są z wydobywanego kamienia, co wygląda bardzo ładnie. W kopalni jest kilka miejsc, gdzie możemy się wynurzyć, jednak żadne z nich nie jest wyjściem. Natomiast na czerwonej linie są przynajmniej dwa miejsca do wyjść awaryjnych zamknięte w czasie normalnych nurkowań, dlatego tak ważne jest wpisywanie się na tablicę informacyjną.

Willingen i okoliczne kopalnie były dla nas łaskawe, dopisały widocznością. Temperatura wody przyjemniejsza niż w większości jezior o tej porze roku w naszej szerokości geograficznej, wahała się pomiędzy 8–10°C. Choć dla większości uczestników wyprawy nie był to pierwszy raz w tych kopalniach, to z pewnością będziemy wracać. To miejsca z potencjałem, gdzie wiele jeszcze jest do odkrycia.

Kamieniołom Kamyki

Tekst ŁUKASZ KIELASZEWSKI

Zdjęcia DAMIAN MARCINKOWSKI

ny jest na 585 m n.p.m., a jako datę jego zamknięcia podaje się lata 70, XX wieku.

Dojazd pod sam akwen nie należy do trudnych, prowadzi do niego wąska asfaltowa droga, praktycznie wprost nad brzeg.

Zejście do wody jest dość strome, pokryte głazami i kamieniami. W strefie przybrzeżnej jest dość płytko, także można ze spokojem ubrać płetwy, maskę i sprawdzić sprzęt przed zanurzeniem.

bo liczy sobie w najgłębszym miejscu około 6 metrów.

Wizura pozostawia sporo do życzenia, mieściła się w przedziale od metra do czterech. Kamieniołom otoczony jest kilkusetmetrowymi ściankami, które latem wykorzystują amatorzy wspinaczek, zaś zimą zamieniają się w malownicze lodospady.

OD REDAKCJI

Wraz z Damianem postanowiliśmy odwiedzić kolejny, mniej znany zbiornik wodny. Płetwy poniosły nas w stronę Głuszycy Górnej (Polska), do starego kamieniołomu melafiru.

„Kamyki”, bo tak brzmi nazwa kamieniołomu, zaczął funkcjonować najprawdopodobniej na początku XX wieku pod szyldem firmy Krause & Co. Położo-

Płynąc prawą stroną tuż przy brzegu natrafimy na brukowane pozostałości po budynku bądź moście, zaś po lewej stronie czeka nas niewątpliwie największa atrakcja, a mianowicie pozostałości po metalowej konstrukcji, której fundamenty położone są poniżej trzeciego metra pod wodą. Całość rzuca się w oczy już przy tafli akwenu, jej elementy praktycznie wystają znad wody (są oznaczone plastikową butelką). Na dnie można znaleźć pozostałości po maszynerii służącej wydobyciu kruszca, takich jak metalowe elementy maszyn, kilkumetrowe odcinki torów czy wielkich łyżek służących do załadunku.

Przy strefie przybrzeżnej, dookoła zbiornika, znajdują się zatopione drzewa, które zostały przyozdobione z czasem wodną roślinnością i służą za dom miejscowym rybom.

Kopalnia jest dość płytkim akwenem

Melafir, inaczej paleobazalt – jest pochodzącą z paleozoiku skałą magmową o strukturze porfirowej. Posiada migdałowcową teksturę i szarofiołkowe, czerwonobrunatne lub zielonoczarne zabarwienie. Jest to młodopaleozoiczny odpowiednik bazaltu.

VASA... najwspanialszy

Tekst MATEUSZ POPEK

Zdjęcia WIKIMEDIA COMMONS

Vasa, w pełni nienaruszony

64-działowy okręt wojenny z XVII wieku

Dziesiątego sierpnia 1628 roku, sztokholmski port wypełniał tłum ludźmi, których spojrzenia kierowały się w jedno miejsce, przy którym stał sam król Gustaw Adolf.

Dumny ze swojego dzieła, chrzcił swój najwspanialszy okręt nada-

jąc mu imię „Vasa”, mające podkreślić wielkość jego dynastii. Po chwili statek dumnie opuszczał główki portu stawiając żagle. Tłum wiwatował. Gdy niespodziewany podmuch wiatru wypełnił żagle, okręt przechylił się na burtę… król zbladł…a tłum zamilkł.

Bałtyk w XVII wieku był areną nieustannych walk. Państwa bałtyckie ście-

rały się na lądzie, a zwłaszcza na morzu. Flotylle galeonów uczestniczyły w spektakularnych bitwach. Wśród tych niespokojnych czasów wybijał się jeden człowiek dowódca, strateg, reformator, wojownik, „Lew Północy”… Gustaw II Adolf, król Szwecji. Prowadził on wojny z Rosją, Niemcami, zreformował armię i sprawił, że Szwecja była hegemonem Bałtyku. Jednak najbardziej skonfliktowany był z Rzeczpospolitą, gdzie na tronie zasiadał jego stryjeczny brat Zygmunt III Waza. Ich konflikt miał nie tylko wyraz polityczny czy rodzinny, ale także symboliczny.

Takim symbolem zwycięstwa i dominacji miał być najwspanialszy okręt wojenny wszech czasów, który kazał zbudować Gustaw Adolf. Swoim splendorem miał przyćmić wszystkie statki pływające po Bałtyku. Stępka została położona w 1626 roku, a prace trwały przez dwa lata. W tym czasie zbudowano

ogromny statek o długości 61 i szerokości ponad 11 metrów. Jego wyporność wynosiła 1210 ton, a załogę stanowiło 437 marynarzy. Okręt ten wyposażono w 64 działa, co na ówczesne czasy było potężną siłą ognia. Król osobiście doglądał budowy i wyposażenia statku, aby ten nie miał sobie równych.

Cały statek miał być pływającą deklaracją potęgi szwedzkiego króla. Pokład zdobiły rzeźby nawiązujące do biblii czy greckich herosów. Swoje miejsce znalazły tam także rzeźby najgorszych wrogów króla czyli Polaków, które umieszczono na dziobie okrętu. Postacie te były skulone pod ławkami, co miało nawiązywać do zwyczaju „odszczekiwania”. Rzeźby te były tak umiejscowione, aby marynarze załatwiający się w latrynach mogli doskonale je widzieć, wiedząc jak mają traktować wrogów korony.

Głównym budowniczym był szkutnik holenderskiego pochodzenia Henrik

Hybertsson, który zmarł w tracie prac. Spowodowało to nieco zamieszania w budowie, które było pogłębiane ciągłymi zmianami wymuszanymi przez króla. Ten chciał, by okręt był smukły, ale największy, a także aby bogato zdobione nadbudówki doskonale się prezentowały.

Gdy nadszedł pamiętny dzień 10 sierpnia 1628 roku, król, jego dwór i wszyscy poddani, zgromadzeni na sztokholmskiej kei, oczekiwali na opuszczenie żagli. Gdy wiatr zawiał, a okręt się przechylił tłum zamarł, a król zbladł. Gdy przechył nie ustępował, a przez otwarte furty działowe zaczęła się wlewać woda, Gustaw Adolf już wiedział że będzie to spektakularna… katastrofa. Po chwili statek przewrócił się i zatonął, pociągając za sobą na dno ponad 30 marynarzy.

Zaraz po katastrofie powołano komisję śledczą, która miała na celu zbadanie sprawy. Członkowie komisji oskarżyli polskich szpiegów o sabotowanie projektu. Mieli oni wprowadzić szkice techniczne, zmiany, które spowodowały niestabilność jednostki, co spowodowało jej zatonięcie. Szpiedzy nigdy nie zostali złapani. Jednak w domyśle wiadomo było, że zachcianki króla i jego ciągłe zmiany w oryginalnym projekcie spowodowały, że statek ten był źle wyważony i niestabilny.

Po katastrofie nie od razu wymazano Vasę z pamięci. Jeszcze w latach 60. XVII wieku przeprowadzono operację wydobycia części dział z wraku. Do tego nurkowania wykorzystano dzwon i jest to jedna z najstarszych tego typu operacji. Czas jednak biegł nieubwłaganie i pozycja wraku została zapomniana, a sam obiekt przeszedł do legendy. Dopiero w 1956 roku archeolog amator Anders Franzén odnalazł wrak. Dosyć szybko zawiązał się komitet mający na celu zebrać fundusze i sprzęt do wydobycia historycznego wraku. Pięciu nurków Szwedzkiej Marynarki Wojennej pod dowództwem Per Edvina Faltinga zostało oddelegowanych do wydobycia ogromnego wraku. Ich celem było wykopanie pod jednostką 6 tuneli, przez które zostały przeciągnięte liny potrzebne do wydobycia obiektu. Wszystko działo się na głębokości 32 metrów, przy kompletnie zerowej widoczności. Wykonano niesamowitą ilość 1 300 nurkowań, podczas operacji wydobycia Vasy, bez żadnego poważnego wypadku. Po czym wrak podczepiony pod dwa pontony został wydobyty i przetransportowany do suchego doku.

Ogromna i godna podziwu była praca nurków podczas operacji wydobycia. Warto wspomnieć o profesjonalizmie i odwadze tych ludzi, ponieważ wtedy

nurkowanie nie było hobby, a ciężką i niezwykle niebezpieczną pracą. Zanurzenia odbywały się w ciężkim sprzęcie klasycznym. Często niedoceniani lub pomijani w opowieściach o Vasie nurkowie wykonali kluczową pracę. Należy pamiętać, że wciąż jest to jedna z największych i najbardziej spektakularnych operacji wydobycia drewnianego wraku w historii nurkowania i archeologii podwodnej. Obecnie wrak można oglądać w sztokholmskim Muzeum Vasy gdzie jest prezentowany. Może to chichot losu, ale po ponad 300 latach od katastrofy, Vasa stała się największym i najbardziej spektakularnym wrakiem jaki można oglądać. Ciekawe czy Gustawowi Adolfowi by się to spodobało…

Vasa, 14 maj 1961 r.

Istotne postanowienia

Tekst LAURA KAZIMIERSKA

Zdjęcia KAROLA TAKES PHOTOS

Święta i Sylwester już za nami a przed nami miesiące szarugi, wahań temperatury, od minus do plus i oby do wiosny. Ach, no i do tego te noworoczne postanowienia, z których trzeba się przecież wywiązać.

Agdyby tak, tym razem, wybrać z tych postanowień coś, co sprawi nam ogromną radość, a do tego podniesie naszą sprawność fizyczną i kwalifikacje lub pomoże naszej planecie? Oczywiście mówię tu o nurkowych celach noworocznych. Przecież tak łatwo je podciągnąć pod standardowe postanowienia, które właściwie każdy z nas ma przed północą w nadziei, że przyszły rok przyniesie wszystko, co dobre. Gdzie warto, a przede wszystkim, gdzie można pojechać, jakie kursy zrobić by urozmaicić sobie podwodne wyprawy,

a także jak zadbać o środowisko morskie, czasem będąc nawet daleko od wody.

POSTANOWIENIE NUMER 1.

Nauczę się czegoś nowego!

Kurs Sidemount, bo co dwie butle to nie jedna Sidemount to konfiguracja, gdzie cylindry montujemy po bokach, wzdłuż ciała zamiast tradycyjnie na plecach. Ten styl wywodzi się od nurkowania jaskiniowego, ale w ostatniej dekadzie zyskuje coraz większą popularność wśród nurków rekreacyjnych. A to ze względu na: podwójoną ilość gazu jaką możesz zabrać ze sobą pod wodę, zwiększone bezpieczeństwo w razie awarii jednego z aparatów oddechowych, bardziej opływowej pozycji w trakcie nurkowania, co zmniejsza zużycie energii, a zarazem zyskujemy ułatwienie ze sprzętem nurkowym z racji pakowności. Zalet jest mnóstwo, a i zastosowań wiele. Od nurkowania we wrakach i jaskiniach, po głębsze zejścia na otwartej wodzie, a poza tym, w tej konfiguracji wygląda się całkiem imponująco, trochę na styl Jamesa Bonda.

Podstawowy kurs składa się z około czterech do pięciu

Na zdjęciu Laura Nina Yan Felix

godzin teorii oraz zapoznania się z nową konfiguracją, sesji w basenie lub w akwenie o warunkach basenopodobnych i minimum trzech nurkowań, aczkolwiek, warto skusić się na większej ich ilości. Nie musisz mieć dużego doświadczenia, wystarczy podstawowy kurs OWD i ukończone 15 lat. Osobiście polecam, by osoby przystepujące do kursu miały minimum dwadzieścia nurkowań (nie jest to jednak standardowy warunek wstępny) lub czuły się dość pewnie pod wodą i miały znakomicie opanowaną pływalność.

Sidemount jest świetnym kursem pośredniczącym między nurkowaniem rekreacyjnym i technicznym. Zaczynamy tu wchodzić w konfigurację tec przy głębokościowych i czasowych limitach rekreacyjnych. Jest więc dobrym testem na sprawdzenie czy nurkowanie techniczne to coś, w co chcielibyście się zagłębić.

Spróbuj po cichu. Przygoda z CCR

Obieg zamknięty znany jako Closed Circuit Rebreater (CCR) to już raczej „wyższa szkoła jazdy” i dość kosztowny ekwipunek, ale warto na nim ponurkować chociażby raz. Rebreather to urządzenie, które pozwala ci na wielokrotne użycie tej sa-

mej mieszanki oddechowej. Używany jest m.in. w medycynie oraz oczywiście nurkowaniu. Koncept maszyny pojawił sie już w XVII wieku za sprawą Giovanniego Borelliego. Maszyny, których używamy dzisiaj zaczęto udoskonalać i produkować na większa skalę w trakcie II Wojny Światowej, a potem metodą prób i błędów tworzono nowe modele, ulepszano elektronikę, by podnieść ich niezawodność i bezpieczeństwo.

Teraz, coraz częściej widzimy je na plecach nurków technicznych i głębinowych. Z racji tego, że ich funkcjonalność, wydajność i technologia mogą ułatwić i w dużej mierze zredukować koszt podwodnych exploracji. A jedyne, co ogranicza twój czas pod wodą, to substancja wchłaniająca dwutlenek węgla, który pozwala ci na nurkowania nawet do 6 godzin.

Wbrew pozorom CCR nie jest przeznaczony tylko dla nurków głębinowych. Jest to wspaniały sprzęt, by zbliżyć sie do podwodnej fauny. Gdy przestajemy wydychać bąbelki z automatu oddechowego, prawdziwie stajemy się częścią podwodnego świata. Jest to wspaniałe rozwiązanie dla fotografów i videografów, a schodzić nie trzeba nawet głęboko. Co więcej, na płytszych zejściach, nasz limit czasu bezdekompresyjnego (NDL) w porównaniu z obiegiem otwartym znacznie się wydłuża.

Na zdjęciu Laura Kazimierska
Na zdjęciu Samuel Mason

Aby zacząć przygodę z obiegiem zamkniętym nie musisz mieć doświadczenia z nurkowaniem technicznym, a jedynie ukończone 18 lat i posiadać certyfikat na Nitrox oraz nurka głębinowego. Tak zwany „Try CCR” można zrobić w jeden dzień. Najpierw poznajesz teorię i podstawowe zasady nurkowania na tego rodzaju sprzęcie, a potem instruktor zabiera cię na płytkie nurkowanie w otwartej wodzie.

A może tak dowiedzieć się więcej o sprzęcie

Sprzęt nurkowy i dodatkowe akcesoria mogą nas przyprawić o ból głowy. Obecnie na rynku mamy wachlarz możliwości, a producenci prześcigają się w kolorystyce, jakości i funkcjonalności, by udogodnić nam nasze podwodne wyprawy. Jak wybrać odpowiednią dla nas konfigurację, która będzie funkcjonalna, pozwoli na rozwój umiejętności i doświadczenia nurkowego przy niedużym nakładzie kosztów? Jak działa automat oddechowy i o czym pomyśleć wybierając płetwy, maskę czy bojkę? Na te i wiele innych pytań odpowiada w każdym numerze Perfect Diver Akademia TecLine. Możecie też się z nimi umówić. Dwa dni spędzone w autoryzowanym salonie pod okiem profesjonalistów pozwolą zagłębić się w świat nowych rozwiązań i technologii sprzętu nurkowego. Jest to opcja dostępna dla instruktorów nurkowania dowolnej organizacji nurkowej.

POSTANOWIENIE NUMER 2

Zadbam o zdrowie (swoje i naszej planety).

Włącz się do ochrony tego, co kochasz

Z nowym rokiem świetnie jest dać coś od siebie, a sposobów jest wiele. Fajnie jest zaopatrzyć się w siateczkową torbę (mesh bag) lub gadżet typu Trshbag, które możemy zabrać ze sobą pod wodę. Kiedy spostrzeżesz śmieci na rafie podczas nurkowanie, możesz je do niej zapakować, a potem zalogować znaleziska na appce ProjectAWARE, Dive Against Debris. Wszelkie informacje z tej aplikacji przekazywane są do większej bazy danych, która monitoruje kategorię i ilość znalezionych pod wodą odpadów z różnych części świata. Baza danych służy do zrozumienia skali zanieczyszczenia naszych wód oraz podjęcia odpowiednich działań w kierunku ochrony środowiska. Innym sposobem jest organizowanie akcji sprzątania. Czy to będzie miało miejsce pod woda, czy w pobliskim lesie, nie ma znaczenia, bo jak wiadomo to, co znajdziemy na lądzie, w którymś momencie zobaczymy w wodzie. Taką akcję można zarejestrować na platformie PlanetHeroes i zarabiać pieniądze. Fundusz możesz przeznaczyć na finansowanie sprzętu, podobnych eventów, zasilić fundację działającą na rzecz rekinów czy raf koralowych lub po prostu zatrzymać dla siebie jako nagrodę

za wspaniały uczynek. (Lub włączyć się w Sprzątanie Świata organizowane w Polsce przez Fundację Nasza Ziemia – przypis red.)

Kolejnym postanowieniem może być ograniczenie spożywania ryb i owoców morza czy unikanie suplementów diety takich, jak tran z wątroby rekina, który można z łatwością zastąpić roślinnym odpowiednikiem.

Przełowienie jest ogromnym problemem dotykającym nasz ocean i społeczności żyjące z rybołówstwa. Dzieje się to ze względu na brak jasnych regulacji i kontroli połowu ryb, używania destrukcyjnych dla środowiska narzędzi połowowych, rybołówstwa komercyjnego i ogromnego popytu na produkty pochodzenia morskiego. Z badań wynika, że Unia Europejska jest największym importerem ryb i owoców morza na świecie. „To my, jej mieszkańcy, podejmując decyzje konsumenckie wpływamy na to, co się dzieje na świecie” twierdzi Anna Sosnowska z WWF. Zamawiając kolejną deskę sushi, warto się więc zastanowić skąd pochodzi ryba, którą spożywamy i jaki to ma wpływ na rafy koralowe, które przecież tak podziwiamy.

POSTANOWIENIE NUMER 3

Będę więcej czytać!

Znajdź czas na książkę

To postanowienie znalazło się na trzeciej pozycji najpopularniejszych postanowień noworocznych w 2021. Nic dziwnego, bo czytać przecież warto. Zwłaszcza jeśli ma to pogłębić naszą wiedzę o nurkowaniu i podwodnym świecie. Szczególnie polecam te trzy pozycje. Nie mogłam się od nich oderwać:

“Into the Planet: My Life as a Cave Diver” – książka autorstwa jednej z najbardziej znanych nurków jaskiniowych Jill Heinerth. Opowiada ona, krok po kroku, o jej ścieżce prowadzącej do odkrywania podziemnego świata. Znajdziecie tu dobry kawałek historii o tym, jak rozwijało się nurkowanie jaskiniowe i trochę

Na zdjęciu Sany i Siận

o ewolucji sprzętu nurkowego, ciekawe anegdoty, a także próba wyjaśnienia co nas rwie w te wrogie przecież dla człowieka środowisko, gdzie nawet najmniejszy błąd grozi utratą życia.

„Shadow Divers” Roberta Kursona to jedna z pierwszych książek o nurkowaniu, po którą sięgnęłam. Wydano ją prawie dwadzieścia lat temu i oparta jest na faktach. Kurson opowiada historię odnalezienia i próbę identyfikacji niemieckiej łodzi podwodnej zatopionej na siedemdziesięciu metrach u wybrzeży New Jersey. Akcja toczy się na początku lat dziewięćdziesiątych. Opisuje wyzwania zapalonych poszukiwaczy wraków i ich misję zidentyfikowania tajemniczej łodzi, o której nie ma wzmianki w dokumentach historycznych. W tamtych latach techniczny sprzęt nurkowy, mieszanki gazowe i procedury były jeszcze w powijakach i coraz to odkrywano nowe i lepsze metody nurkowania dekompresyjnego. Współczesność przeplata sie z historią II Wojny Światowej i fragmentami życia oficerów, którzy spoczywają na dnie razem z wrakiem.

„The Brilliant Abyss” napisana przez Helen Scales, która jest biologiem morskim, autorką wielu książek i dziennikarką radiową. Zagłębiamy się tutaj w niezwykły i jakże obcy świat głębokiego oceanu. Odkrywamy organizmy żyjące w niezwykle extremalnych warunkach i przyglądamy się ich egzystencji w tym oddalonym o tysiące metrów podwodnym świecie. Nawet dziś, wiemy mniej o głębiach oceanu niż o kosmosie, a niemalże każdy organizm czy zjawisko jest nowym, fascynującym odkryciem. Autorka porusza problem, że mimo tego, iż tak mało wiemy o tym świecie, jest on niezwykle zagrożony. Wykopaliska głębinowe i pobór surowców z dna oceanu, które są planowane na najbliższe lata mogą poważnie zaszkodzić, jakże delikatnemu ekosystemowi i mieć katastrofalne konsekwencję dla oceanu. Książka ta skłania do pytania, czy współczesna eko technologia, rzeczywiście jest tak odnawialna jak nam się wydaje? I jakie skutki dla naszej planety przyniesie pozyskiwanie surowców do jej funkcjonowania.

Na zdjęciu Georgina Swain, Laura Kazimierska

POSTANOWIENIE NUMER 4

Będę więcej podróżować

A może jednak ten Meksyk...

Meksyk w okresie pandemii był jednym z niewielu miejsc z fantastycznymi nurkowaniami, który pozostał otwarty na zagranicznych turystów i nie zapowiada się na to, by nowa fala miała coś zmienić. Od wschodu po zachód od nurkowania jaskiniowego po pływanie w towarzystwie wielorybów. Meksyk ma wszystko czego nurkowa dusza zapragnie.

Jeśli interesują cię jaskinie (Cenotes), najlepiej zatrzymać się w okolicach Tulum czy Playa del Carmen, aczkolwiek cenoty można znaleźć także w wielu innych miejscach na półwyspie Yucatan. Na miejscu jest wielu operatorów, w tym polskich, oferujących nurkowania w grotach, co nie wymaga właściwie żadnych dodatkowych uprawnień poza OWD i dobrą pływalnością. Gra świateł w cenotach zapiera dech w piersiach, a otaczające stalaktyty, stalagmity i skamieliny sprawiają, że cofamy się do prehistorycznych czasów.

REKLAMA
Na zdjęciu Dennis Hooghoff, Frederike Leurs, Matthias Baumann

Jeśli nurkowanie w małych przestrzeniach i ciemnościach to nie coś dla ciebie, wybierz się na Cozumel wyspy oddalonej czterdzieści minut promem od Playa del Carmen. Tamtejsze nurkowania z prądem dostarczą wielu wrażeń. Rafa w tej części świata należy do drugiej największej na świecie. Dramatyczna topografia, przesmyki i groty, przez które z łatwością może przepłynąć każdy nurek, zachwycą przy każdym zejściu pod wodę. Płaszczki, żółwie, rekiny wąsate i wspaniale zachowany wrak, są to tego fantastycznym dodatkiem.

Dla fanów mega fauny, polecam zanurzenie się w morzu Corteza w rejonie Baja California na zachodnim wybrzeżu (Pisaliśmy o tym w poprzednim numerze – przypis red.). Popularną i zarówno kosztowną opcją jest nurkowe safari na wyspę Socorro czy Guadalupe, które na pewno powali cię na kolana. Można też wybrać tańszą opcję, jak na przykład jednodniowe nurkowania w okolicach La Paz czy Cabo San Lucas. Te także dostarczą wspaniałych wrażeń i spotkań z podwodną przyrodą. W zależności od sezonu i nurkowiska można się tu spotkać, oko w oko, z fokami, uświadczyć gromadzące się w pokaźnych grupach rekiny młoty, wieloryby, manty, rekiny bycze i jedwabiste czy tornado trevallich. Ten region to zdecydowanie jedna z najlepszych destynacji nurkowych na świecie.

...albo Egipt w tym roku Jakby nie patrzeć Egipt także zalicza się do nurkowych hot spotów. Dla nas dodatkowym plusem jest to, że i blisko i otwarte,

a do tego niedrogo. Kolorowe rafy koralowe, rekiny, płaszczki i delfiny uprzyjemnią podwodne eskapady, a przecież zobaczyć morza znacznie więcej. Dla urozmaicenia warto wybrać się na safari i spędzać dnie w doborowym towarzystwie przemierzając błękit Morza Czerwonego. Jest to miejsce stworzone do fotografii podwodnej ze względu na różnorodność gatunków morskich występujących w tym regionie gdzie widoczność waha się od dwudziestu metrów w górę. Ci, którzy uwielbiają podwodne krajobrazy także znajdą coś dla siebie. Dramatyczne ścianki pokryte wachlarzami koralowców, groty, jamy i przesmyki stworzą niesamowitą grę świetlną.

Sezon nurkowy trwa właściwie cały rok, także jest to wspaniały wypad, by zapomnieć na chwilę o szarudze i poczuć na skórze rozgrzewające promienie słońca popijając drinki z palemką po ekscytującym dniu spędzonym pod lazurową taflą wody.

Nieważne, którą z tych opcji wybierzesz, każda z nich sprawi, że ten Nowy Rok 2022 będziesz spędzać w iście nurkowym nastroju, a przecież o to nam w tym wszystkim chodzi.

UMÓW WIZYTĘ ONLINE

Znajdź uraz

Wybierz część ciała, w której odczuwasz dolegliwości bólowe.

Rehasport - medycyna ruchu
Specjalizacja lub nazwisko
Miasto
Szukaj

Grindwale z Teneryfy

Tekst JAKUB BANASIAK

Zdjęcia SERGIO DAVID HERNANDEZ HERRERA

WIĘKSZOŚĆ

Z NAS SŁYSZAŁA

O DRAMACIE GRINDWALI

DŁUGOPŁETWYCH, ZABIJANYCH MASOWO

NA WYSPACH OWCZYCH.

W „PERFECT DIVER”

NR 18 W ARTYKULE

HANNY MAMZER

PT. „UBÓJ RYTUALNY”

MOGLIŚMY PRZECZYTAĆ

O TRADYCJI POLOWAŃ

NA TE ZWIERZĘTA.

Pięć tysięcy km na południe od Wysp Owczych, u wybrzeży

Teneryfy, żyje populacja grindwali krótkopłetwych, których bezpieczeństwo i dobrostan wydają się diametralnie większe.

Grindwale, należące do definiowanych, są generalnie o wiele mniej znane niż ich kuzyni – delfiny butlonose, pospolite, plamiste, czy wreszcie największe

delfiny – orki. A szkoda, bo te masywnie zbudowane walenie o bulwiastych głowach i zaokrąglonych płetwach grzbietowych są niezwykle interesującym gatunkiem, zwłaszcza pod względem zachowań i życia rodzinnego.

W odróżnieniu od swoich długopłetwych kuzynów, grindwale krótkopłetwe preferują cieplejsze akweny. Ich głównym siedliskiem żerowania są obszary obfitujące w kałamarnice. Akwen w okolicach Teneryfy i La Gomery na Kanarach zapewnia im świetne warunki bytowania.

Zwierzęta te, towarzyskie i przyzwyczajone do obecności człowieka, skupiają się tutaj w cieśninie oddzielającej południowe wybrzeże Teneryfy od sąsiedniej wyspy La Gomera, a ich obserwacja jest możliwa o każdej porze roku.

Grindwale to po angielsku „pilot whales” czyli wieloryby piloty. Nazwa ta wzięła się prawdopodobnie stąd, że kiedyś wierzono, iż stada grindwali były prowadzone przez przywódcę czyli pilota.

Poza zaokrągloną głową jako znakiem rozpoznawczym grindwale można też zidentyfikować po charakterystycznej, zakrzywionej do tyłu, zaokrąglonej płetwie grzbietowej w przedniej części ich ciała.

U samców podstawa płetwy grzbietowej jest dłuższa i ogólnie większa.

Cielęta grindwali mają słabo rozwinięty dziób, a ich płetwa grzbietowa jest bardziej spiczasta, bardziej wyprostowana i bardziej przypomina kształtem płetwę grzbietową mniejszych delfinów, jak np. butlonosów. Te ostanie również można często spotkać na południowy zachód od Teneryfy.

Ciało grindwali jest czarne lub czarnobrązowe, z dużym szarym siodłem za płetwą grzbietową. Grindwale, obok orek oceanicznych, orek karłowatych i najmniejszych, a także melonogłowa wielozębnego należą do grupy delfinów określanej mianem „Blackfish”.

Grindwale krótkopłetwe żywią się prawie wyłącznie kałamarnicami i ośmiornicami, czasami tylko małymi rybami

Butlonos u wybrzeży Teneryfy

ławicowymi (np. dorsz, śledź, makrela).

Zjadają do 45 kg pokarmu dziennie.

Dojrzałość płciową samice osiągają w wieku 6–10 lat zaś samce w wieku 12–15 lat. Ciąża trwa około 15 miesięcy i występuje raz na 3 do 5 lat. Większość porodów ma miejsce latem. Po urodzeniu cielęta mierzą około 1,8 metra długości. Młode karmione są mlekiem matki przez 2 do 4 lat.

Dzięki technice fotoidentyfikacji poszczególnych osobników wiemy, że grindwale krótkopłetwe żyją w stabilnych grupach społecznych i tworzą matrylinearne grupy pokrewieństwa.

W takich grupach wszystkie osobniki są genetycznie spokrewnione z najstarszą samicą, a kojarzenie odbywa się między osobnikami z różnych grup.

W latach 1991–1992 Jim Boran i Sara Heimlich zidentyfikowali 495 grindwali krótkopłetwych w 46 stadach na południowy zachód od Teneryfy. W oparciu o schematy występowania wiemy, że na obszarze tym pojawiają się grupy, które przybywają tu na krótki czas oraz rezydenci czyli grupy stałych mieszkańców tego rejonu. Badania pokazują, że kojarzenie odbywa się między osob-

nikami różnych stad. Badacze ustalili też podobieństwa do struktury społecznej matrylinearnych stad zamieszkujących tutaj orek.

Z kolei badania gridnwali długopłetwych potwierdziły, że u tego gatunku powszechna jest opieka allorodzicielska (opieka „zastępcza” nad młodymi, które nie są potomstwem osobników sprawujących opiekę), i nawet ponad połowa cieląt jest pod opieką osobników niebędących rodzicami. Obie płcie opiekują się cielętami, a opiekunowie i cielęta mogą pochodzić z różnych stad. Opieka

allorodzicielska występuje też u grindwali krótkopłetwych, ale jest mniej zbadana. Uważa się, że wśród grindwali krótkopłetwych opiekę nad cielętami sprawują jedynie samice.

Badania nad grindwalami krótkopłetwymi na Hawajach w USA pokazują, że samce mają więcej niż jedną partnerkę – zazwyczaj w grupie występuje jeden dojrzały płciowo samiec na każde osiem dojrzałych samic. Samce na ogół opuszczają grupę rodzinną, opiekującą się cielętami, podczas gdy samice mogą w niej pozostać przez całe życie. Prawdopodobnie podobnie jest na Teneryfie.

Uznaje się, że maksymalna długość życia to 45 lat dla samców i średnio 60 lat dla samic.

Cielęta (o długości ciała mniejszej niż połowa długości osobników dorosłych) zwykle pływają blisko matki, a noworodki (z widocznymi na ciele jaśniejszymi liniami – pozostałością po zmarszczeniach ciała w okresie płodowym) w ogóle się od niej nie oddalają. W tym wieku ryzyko zaatakowania przez rekina lub orki jest bardzo wysokie.

Zwykle poszczególne zwierzęta z grupy rodzinnej lub cała grupa nurkują razem. Młode często wynurzają się wcześniej lub czasami pozostają całkowicie na powierzchni. Często można zaobserwować tak zwane „grupy przedszkolne”

Młody grindwal

z kilkoma dorosłymi i kilkoma młodymi zwierzętami – przemieszczające się razem bądź wspólnie odpoczywające na powierzchni morza.

Wyskoki ponad wodę są u grindwali znacznie rzadsze niż np. w przypadku żyjących po sąsiedzku delfinów butlonosych.

Grindwale to niezwykli „freediverzy”. Nurkują z prędkością około 2–5 metrów na sekundę do głębokości 500–600 metrów. Tam zwalniają, używając echolokacji orientują się w terenie i rozpoczynają szybkie polowanie z prędkością 25–30 km/h, do średniej głębokości 700 m.

Jeśli porównamy to z prędkościami nurkowania innych gatunków (2 m/s dla kaszalotów, 1,5 m/s dla wali dziobogłowych), to okazuje się, że grindwale, które często widujemy leżące nieruchomo na wodzie, wcale nie są powolne czy leniwe. To wręcz wyczynowcy! W cza-

sie badań prowadzonych przez SECAC (Sociedad para el Estudio de los Cetáceos en el Archipiélago Canario) obserwowano samca, który w godzinach od 9.00 do 16.00 wykonał 17 kolejnych nurkowań na głębokości ponad 700 m! Nawet niespełna półtoraroczne cielę o długości ciała 2,20 m nurkowało

10  razy na średnią głębokość 100 m, schodząc też tego samego dnia na głębokość 370 m. Badania pokazały także, że nurkowania nocne są zdecydowanie płytsze, sięgają ok. 100–300 m, ponieważ kałamarnice w nocy są aktywne na mniejszych głębokościach. Ta strategia błyskawicznych, głębokich zanu-

rzeń przyniosła grindwalom przydomek „gepardy z morskich głębin”.

Gdy zdajemy sobie sprawę, jak dynamicznie i głęboko nurkują grindwale, łatwiej wtedy zrozumieć ich zachowania regeneracyjne na powierzchni. Delfiny te spędzają długie okresy odpoczynku, leżąc prawie jak kłoda na powierzchni wody, aby przygotować się i natlenić

przed kolejnym polowaniem na kalmary i ryby na dużych głębokościach. Dzięki temu łatwo je obserwować, jeśli tylko ich nie niepokoimy.

W fazie spoczynku oddychają spokojnie przez kilka minut i uzupełniają zapas tlenu. Podczas obserwowania grindwali często wydaje się, że bliskość łodzi im nie przeszkadza. Należy jednak

wziąć pod uwagę to, że zwierzęta mogą być zbyt zmęczone, aby się oddalić, czy zanurkować.

Zdarza się, że młode podpływają do łodzi i „bawią się”. Pokazują jedną lub obie płetwy piersiowe lub podnoszą głowy z wody, aby zerknąć dokoła. Taki „spy hopping” można zresztą zaobserwować także w wykonaniu dorosłych osobników. W niektórych przypadkach, gdy łodzie zbliżają się zbyt blisko lub płyną zbyt szybko, grindwale zaczynają się poruszać, nurkują lub oddalają się.

Kiedy zwierzęta odpoczywają lub śpią na powierzchni wody, zazwyczaj nie wydają dźwięków, które można by było usłyszeć przy użyciu hydrofonu. Ale kiedy „socjalizują się” ze sobą, nurkują czy polują, słychać wiele różnych kliknięć i gwizdów. Grindwale krótkopłetwe mają szeroki repertuar wokalny, w tym gwizdy, „ćwierkanie”, brzęczenie czy inne chrapliwe dźwięki używane w kontaktach społecznych. Kliknięcia są również wykorzystywane do echolokacji.

Komunikacja w stadzie, życie społeczne, relacje międzyosobnicze, a być może także kwestie emocjonalne są dla grindwali bardzo ważne. Badacze wielokrotnie udokumentowali to, jak grindwale przeżywają żałobę po śmierci cielęcia. Matka przez wiele dni potrafi trzymać przy sobie martwego noworodka, nie chcąc się z nim rozstać.

Również w Cieśninie Gibraltarskiej obserwowano podobne sytuacje. Pewnego dnia do łodzi whale watching podpłynęła grupa rodzinna na czele z samicą trzymającą przed sobą martwe cielę. Pozostawała przy łodzi przez kilka minut, podtrzymując truchło małego grindwala

Skorzystaj z kodu qr, aby zobaczyć to zachowanie
Grindwal – spy hopping
Młody grindwal pokazuje płetwy

na powierzchni. Być może będzie to antropocentryczne nadużycie, ale wyglądało to jakby prosiła ludzi o pomoc, bezradna w swym bólu.

Czy te społeczne, inteligentne, empatyczne, ale i potężne jednocześnie zwierzęta mogą być zagrożeniem dla pływaków czy nurków? W 2004 r. Michael Scheer, Bianka Hofmann, Itay P.Behr opublikowali wyniki swoich badań terenowych z 1996 i 2001 r. dotyczące interakcji grindwali krótkopłetwych z pływakami w oceanie u wybrzeży południowo-zachodniej Teneryfy. Opisali repertuar zachowań grindwali z 11 interakcji z ludźmi i porównali je z wcześniej opisanymi zachowaniami tego gatunku, przedstawionymi w literaturze naukowej. Badacze zaobserwowali jedynie afiliacyjne i eksploracyjne zachowania grindwali, przede wszystkim nacecho-

wane ciekawością. Były to: wielokrotne opływanie osoby w wodzie w odległości 5–20 m, podpływanie frontalnie do pływaka na odległość do 2 m, skanowanie człowieka przy pomocy echolokacji i odpłynięcie w lewo lub prawo przy jednoczesnym zachowaniu kontaktu wzrokowego, podpływanie do człowieka na odległość mniejszą niż 2 m, skanowanie przy użyciu echolokacji w pozycji brzuchem do góry i przy zachowaniu stereoskopowego kontaktu wzrokowego.

Jedyny dobrze udokumentowany przypadek agresywnego zachowania dzikiego grindwala wobec człowieka to sytuacja z 1992 r. z Hawajów z zatoki Kealakakua, kiedy to fotograf Lee Tepley i jego znajoma Lisa Costello podpłyneli szybką łodzią motorową bardzo blisko stada grindwali. Weszli do wody

z grupą grindwali około 8 mil od brzegu. Lisa podpłynęła bardzo blisko zwierząt i zaczęła głaskać ciekawskiego wielkiego samca. Wkrótce potem Lisa została ściągnięta pod wodę przez tego samego grindwala i prawie utonęła. Zwierzę kilkakrotnie chwytało ją za nogę i puszczało na chwilę, by za moment ponownie wciągnąć kobietę kilkanaście metrów pod wodę. Lee Tepley nagrał większość tego wydarzenia, dzięki czemu można dokładnie prześledzić całe zajście.

Skorzystaj z kodu qr, aby zobaczyć ujęcia z tego wypadku

Z kolei w opracowaniu „Delphinids on Display: the Capture, Care, and Exhibition of Cetaceans at Marineland of the Pacific, 1954–1967” opisującym sytuację waleni trzymanych w niewoli w Marineland znajdujemy liczne odniesienia do zagrożeń, jakie stwarzały tam grindwale dla pracowników oceanarium. Z powodu swoich rozmiarów i siły grindwale niejednokrotnie narażały na niebezpieczeń-

stwo lub krzywdziły nurków i opiekunów pracujących z nimi w wodzie. Budziło to przerażenie publiczności i skłoniło właścicieli Marineland do tego, by aplikować grindwalom psychotropowe środki uspokajające. Szczególnie znana z ataków na pracowników i ekipy filmowe była samica grindwala – Bubbles, która doprowadziła do kilku groźnych wypadków. Z agresywnych zachowań

znany był też Bimbo. W 1965 r. lokalne gazety nazwały samca Bimbo „psychotykiem”, gdy ściągnięty przez Marineland lekarz zdiagnozował u zwierzęcia zaburzenie maniakalno-depresyjne po tym, jak przez dwa lata grindwal ten odmawiał występów, stracił na wadze, miewał „gwałtowne napady złości” i zabił kilka innych waleni w zbiorniku, w którym mieszkał. Te zachowania skłoniły perso-

nel Marineland do wypuszczenia Bimbo z powrotem do oceanu w 1967 roku.

Grindwale krótkopłetwe w naturze w zasadzie nie mają naturalnych wrogów, poza orkami i kilkoma gatunkami rekinów. Szramy na ciele dorosłych osobników to zazwyczaj ślady walki z kałamarnicami olbrzymimi.

Relacje grindwali z orkami wydają się szczególnie interesujące. Na począt-

ku 2021 r. naukowcy wysłuchali 2028 wokalizacji grindwali długopłetwych u wybrzeży Australii. Byli zaskoczeni, słysząc 19 przypadków wokalizacji, które przypominały orki – oceanicznych rywali wielorybów. Orki konkurują o pożywienie z grindwalami długopłetwymi i są potencjalnie ich drapieżnikami. Grindwale żerujące lub jedzące resztki jedzenia orek mogą pozostać niezauważone, jeśli użyją dzięków orek.

Nie wiadomo jeszcze, czy podobne naśladownictwo akustyczne ma miejsce pomiędzy grindwalami krótkopłetwymi a orkami w pobliżu Teneryfy.

Dla grindwali zagrożeniem jest przede wszystkim zatrucie mórz i oceanów toksycznymi związkami chemicznymi (w tym metalami ciężkimi), które na drodze bioakumulacji gromadzą w swoich ciałach i które z tkanki tłuszczowej przenikają do mleka matki. Takie skażone mleko może być zabójcze dla cielęcia.

Problemem jest też zanieczyszczenie oceanu hałasem. Nadmierny ruch turystyczny, hałas silników łodzi (w tym także łodzi whale watching), skuterów wodnych, kutrów rybackich, licznych na Kanarach promów czy wreszcie okrętów wojennych z ich sonarami niskiej częstotliwości utrudnia komunikację i jest dodatkowym stresorem dla delfinów. Im większy stres, tym trudniejsza regeneracja po wyczerpujących nurkowaniach, tym mniej energii na niezbędne aktywności, jak opieka nad potomstwem, nauka polowania itd., tym większe także ryzyko poronienia.

Grindwali na szczęście nie odławia się obecnie do delfinariów (z wyjątkiem Japonii, gdzie w Taiji wciąż porywa się grindwale do parków morskich, zabijając przy tym całe grupy rodzinne). Jeśli żyją w niewoli, to dlatego, że odłowiono je z naturalnego środowiska lata wcześniej lub przetrzymuje się w delfinarium po tym, jak odratowano je chore bądź po utknięciu na brzegu na plaży. Zdarza się też, że któreś z zachodnich oceanariów kupi grindwala od jakiegoś japońskiego parku morskiego.

Dla grindwali przebywanie w delfinarium jest bardzo uciążliwe. Przystosowane biologicznie do pokonywania codziennie dużych dystansów, nurkowania wielokrotnie na głębokość kilkuset metrów, polowań z wykorzystaniem echolokacji, życia w złożonych strukturach rodzinnych, w niewoli nie mogą w żaden sposób zaspokoić swoich potrzeb lokomotorycznych i społecznych oraz korzystać ze zmysłów słuchu i echolokacji. A przecież taka niewola trwa wiele lat. Najstarszy żyjący w delfinarium grindwal – samica Bubbles – ta sama, która spędziła około 20 lat w Marineland, przetrzymywana była w niewoli w sztucznym zbiorniku SeaWorld w San Diego, przez kolejne 30 lat. Grindwal Fredi, uratowany po tym, jak utknął w 2011 r. na plaży na Florydzie, trzymany był przez SeaWorld w Orlando aż do śmierci w 2019 r. spowodowanej infekcją bakteryjną.

Grindwale krótkopłetwe były trzymane w niewoli w różnych parkach morskich w południowej Kalifornii, na Hawajach i w Japonii, prawdopodobnie od późnych lat 40-tych. Historycznie miały niskie wskaźniki przeżywalności w niewoli –mniej niż połowa przeżyła 24 miesiące. To, że obecnie delfinaria są w stanie utrzymać grindwale w niewoli przy życiu diametralnie dłużej, nie oznacza, że mogą im zapewnić długie życie w dobrostanie, a jedynie długoletnie więzienie.

Jeśli chcemy spotkać grindwale, to tylko w morzu, w ich naturalnym środowisku, dbając o to, by zapewnić zwierzętom maksymalne bezpieczeństwo i nie powodować ich dyskomfortu. Grindwale z Teneryfy czekają. To tylko 5 godzin lotu z Polski.

Serdeczne podziękowania dla Sergio David Hernandez Herrera z BONADEA II z Puerto Colon na Teneryfie za możliwość pogłębienia wiedzy o grindwalach w trakcie wspólnych godzin na morzu i za udostępnienie zdjęć oraz nagrania grindwali.

Ławice śledzi, matriarchat orek i humbaki

CZYLI NORWESKA ZIMA

Każdego roku w listopadzie fiordy okręgu

Troms na północy Norwegii zamieniają się w niezwykły spektakl natury. Gromadzą się tutaj masywne ławice śledzi, które przybywają na tarło. Podążają za nimi setki wielorybów gotowych na polowanie.

Norweskie fiordy stają się tymczasowym domem dla humbaków, finwali oraz orek, które przeszukują fiordy w celu zaspokojenia głodu. Szanse na spotkanie tych zwierząt są wysokie i listopadowe wydarzenie przyciąga turystów oraz fotografów z całego świata. Północna część Norwegii to także jedyne z niewielu miejsc na Ziemii, gdzie można jeszcze nurkować z orkami.

W tym roku miałam okazję udać się w tygodniowy rejs po fiordach za koło podbiegunowe w celu sfotografowania

Tekst i zdjęcia KLAUDYNA BRZOSTOWSKA

orek. Przez siedem dni moją bazą wypadową był 22-metrowy żaglowiec o nazwie Duen III. Celem wyprawy było zanurkowanie z orkami. Każdy dzień wyglądał mniej więcej tak samo: pobudka o 7:00, śniadanie, przebranie w suchą lub mokrą piankę (ja skłaniałam się ku mokrej, gdyż pozwalała mi ona na swobodne nurkowanie), wypłynięcie z portu i wypatrywanie zwierząt, interakcja z orkami w wodzie, powrót na żaglowiec i odpoczynek. Cała grupa brała czynny udział w porannym wypatrywaniu zwierząt. Wszyscy szukali czarnych płetw, które miały się na-

gle wyłonić znad burzliwej wody. Niekiedy godzinami staliśmy na pokładzie przy -16°C próbując wypatrzeć chociaż jednego wieloryba. Ograniczone światło dzienne, fale, wiatr oraz duża powierzchnia sprawiały, że znalezienie orek było prawdziwym wyzwaniem. Kiedy już udało się wypatrzeć czarno-białe drapieżniki, wszyscy w pełnej gotowości schodzili na RIB’a. Skipper podpływał jak najbliżej zwierząt i kiedy udało się znaleźć rodzinę orek, która była zaciekawiona naszą obecnością, wszyscy nurkowanie spokojnie schodzili do wody. Istotne było, aby

spokojnie i po woli wejść do wody, poczekać aż orki same bliżej podpłyną. Są to stworzenia niezwykle inteligentne, ciekawe tego, co dzieje się dookoła i kiedy tylko mają ochotę i nie zrażą się głośnymi pluskami, to często wchodzą w interakcje z ludźmi. Zdarzało się tak, że były osobniki, które były niechętne do interakcji i szybko odpływały, ale zdarzały się sytuacje w których ciekawe stado podpływało coraz bliżej i przy odrobinie szczęścia można było podziwiać orki przez dłuższy czas. Spektakl na który każdy czekał to moment, w którym orki polują na śledzie. Wtedy całe stado poluje na ryby, woda staje się mętna od szczątek, a szczęśliwi nurkowie mogą podziwiać z bliska niezwykłe wydarzenie, które niekiedy trwa całymi godzinami. Orka (Orcinus orca) to bez wątpienia najgroźniejszy drapieżnik oceanów, spotykany jest we wszystkich morzach świata. Populacja orek norweskich jest szacowana na 2000 osobników, jest to druga co do wielkości populacja orek na świecie. Żywią się one głównie śledziem, który zimą przypływa na północ Norwegii w ogromnych ilościach. Drapieżniki te znane są z ciekawych i wyrafinowanych strategii łowieckich. Kiedy polują na śledzie to posługują się metodą carousel fishing oraz lobtailing. Orki zaganiają ławicę ryb w ciasną kulę i wyczekują odpowiedniego momentu do ataku. Kiedy ten nastąpi to ogłuszają ryby uderzeniem masywnego ogona. Na końcu zbierają

nieprzytomne ofiary, sztuka po sztuce. Ciekawe jest to, że orki nie połykają śledzi w całości. Każdą rybę z osobna podgryzają u nasady głowy i poprzez odpowiedni zacisk odgryzają tylko część ryby pozostawiając głowę oraz ości w wodzie. W listopadzie norweskie wody mają 4°C, na zewnątrz temperatura sięga -15°C i często wieje wiatr. Przy takich warunkach, kilka godzin na RIB’ie, w mokrej piance brzmi jak szaleństwo. Ciało szybko traci ciepło i bywa naprawdę zimno. Jednak jeżeli wytrzyma się spartańskie warunki i ma się danego dnia szczęście to nurkowanie swobodne wsród orek jest doświadczeniem istnie magicznym. Fotografka Julia Ochs, która była na pokładzie tak opisała to zdarzenie: „Wchodząc na RIB’a, byłam przygotowana na to, że przez najbliższe godziny nie będę czuć palców rąk i nóg. Wiedziałam, że tylko siła umysłu może pomóc mi przezwyciężyć drastyczny chłód. Przy -16°C i mroźnym wietrze nie było wątpliwości, że będzie niesamowicie zimno. Zwłaszcza gdy nosisz mokrą piankę o grubości 5 mm kombinezon. Wiedziałam, że gdy wejdę do wody i pojawią się orki zapomnę o zimnie. I tak właśnie było.”

MIEJSCE: Skjervøy, Norwegia

SEZON: listopad (warto zarezerwować miejsce u operatora z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem)

ZWIĘRZĘTA DO WYPATRZENIA: orki, humbaki, finwale, rzadziej grindwale

SPRZĘT: ABC, pianka mokra lub sucha

LOT Z POLSKI: do Tromso i dalej autobusem (3 godziny)

Śpiewający podróżnicy

Tym razem zaproszę Szanownego Czytelnika do świata ptaków niewielkich i rzadko dostrzeganych przez nas na co dzień (nie dotyczy, rzecz jasna, ornitologów i „birdwatcherów”). Parokrotnie już w tym świecie gościliśmy wraz z Perfect Diver (poznając wąsatki, PD nr 13, i pliszki, PD nr 17) i wracamy do niego, by poznać następny gatunek ptaka, którego być może podczas przygotowań do kolejnego nurkowania w wodach śródlądowych uda nam się usłyszeć, a może i zobaczyć.

Rokitniczki (Acrocephalus schoenobaenus) to ptaki z rodzaju trzciniaków, a więc grupy ptaków wróblowych, które upodobały sobie środowisko wilgotnych terenów otwartych z wysoką i zwartą roślinnością, tworzącą przede wszystkim trzcinowiska i turzycowiska. Jako miejsca swego bytowania,

w tym rozrodu, ptaki te preferują porośnięte roślinnością brzegi zbiorników wodnych, zarówno wody płynącej jak i stojącej. Upodobania mają zatem zbieżne, do pewnego stopnia, z miłośnikami sportów i aktywności wodnych i nadwodnych. My, ludzie, raczej rzadko ładujemy się celowo w trzciny, ale tuż obok zażywamy kąpieli, nurkujemy, żeglujemy czy po prostu spacerujemy. Wtedy właśnie mamy szansę na spotkanie z tymi pierzastymi mieszkańcami szuwarów. Najczęściej będziemy je słyszeć, wszak ich śpiewy i głosy są niezbywalnym elementem nadwodnych okoliczności przyrody. Na pisanie o zgrzytliwym i głośnym śpiewie trzciniaka (A. arundinaceus) czas jeszcze nadejdzie, zapewne w którymś z kolejnych wydań PD (o ile Naczelny uzna ten temat za interesujący dla Czytelników Magazynu) więc teraz skupmy się już na rokitniczce i jej śpiewie. Jak to najczęściej u ptaków bywa, śpiewają samce. Robią to po to, by skłonić samice do wspólnego założenia gniazda. W przypadku ptaków tego gatunku zaobserwowano, że im ładniej i różnorodniej śpiewa samiec tym ma większe szanse na zainteresowanie przedstawicielki płci nieco mniej pięknej (to nie pomyłka, wszak u ptaków to samce są ładniejsze). Różnorodność śpiewu samców rokitniczki polega na składaniu w jedną pieśń różnorodnych sylab i fraz, które mogą być kopią śpiewu różnych ptaków należących

Tekst i zdjęcia WOJCIECH JAROSZ

do innych gatunków. To właśnie bogactwo repertuaru ma być czynnikiem decydującym o sukcesie w uwodzeniu śpiewem pani rokitniczki. Ptasiarze różnie tłumaczą te obserwacje. Jedna z postawionych tez sugeruje, że samiec naśladuje w swym śpiewie głównie ptaki z sąsiedztwa. Skoro tak, to znaczy, że dobrze rozpoznał okolicę, a to może przekładać się na głębszą wiedzę o miejscach, gdzie pożywienia jest więcej, a nawet, które miejsca będą najlepsze pod względem założenia tam gniazda. Temat zapewne wymaga dalszych badań, bo te, które prowadzone były np. na kuzynach rokitniczek – łozówkach, wskazują na fakt naśladowania śpiewu olbrzymiej liczby gatunków (ponad 200!), z czego nieco większa część dotyczy gatunków spotykanych

wcale nie w okolicach lęgowych, a na zimowiskach w dalekiej Afryce. Być może więc chodzi o bardziej kreatywne niż u rywali zestawianie zasłyszanych fraz i fragmentów pieśni? Czy to przypadkiem nie podobnie jak u nas, ludzi? Przecież poeta posługuje się tymi samymi słowy co każdy z nas, a jedynie w ich doborze i kolejności zestawiania tkwi tajemnica różnicy pomiędzy Mickiewiczowskim trzynastozgłoskowcem, a zawołaniem sprzedawcy kartofli z lokalnego ryneczku. Oczywiście większy zasób słów ułatwia poecie skuteczne wyrażanie tego, co sobie zamierzył, więc być może u ptaków również o to chodzi? Znawców poezji i nauki o języku przepraszam za grubiańskie uproszczenia i daleko posuniętą ignorancję, ale tego typu przykłady potrafią niekiedy uruchomić naszą ciekawość i wyobraźnię wcale nie wymagając dogłębnej znajomości dziedziny, której dotyczą. Wracając do ptaków i do wspomnianej kilka zdań wcześniej Afryki. To tam, dokładniej w części subsaharyjskiej, europejskie rokitniczki zimują. Gdy odchowają już młode, a niekiedy udaje się to dwukrotnie w trakcie trwania sezonu, przygotowują się do dalekiego lotu. I to są nie lada przygotowania! Otóż ptaki te zaczynają po prostu bez umiaru się objadać. Cel jest taki by szybko podwoić masę ciała i z 10 gramowej ptaszyny stać się 20 g kulką pierza z solidnym zapasem tłuszczu. To wszystko po to, bo rokitniczki nie lubią się w drodze zatrzymywać. W zasadzie robią tylko jeden przystanek w południowej Europie, gdzie uzupełniają zapasy, a później jednym skokiem (bagatela, 4000 km!) przenoszą się w tropikalne rejony Czarnego Lądu. Rokitniczki przyjęły strategię szybkiego pokonywania długich dystan-

sów stąd też konieczność zgromadzenia tak zwanego tłuszczu wędrówkowego, który umożliwia długotrwały aktywny lot.

Lecąc non stop stosują jednocześnie zapewne różne systemy nawigacji. Badacze donoszą, że ptaki mogą korzystać z wielu uzupełniających się sposobów orientowania się w przestrzeni. Nie tak dawno temu ustalono nawet w jaki sposób ptaki „widzą” pole magnetyczne Ziemi, dzięki któremu bezbłędnie trafiają do celu podróży – odpowiadać ma za to obecność fotoreceptorowego białka z grupy tzw. kryptochromów. Trafić w tę samą budkę lęgową czy kępę trzciny po przebyciu wielu tysięcy kilometrów wydaje się zaskakujące, ale nawigacja u wędrujących ptaków rzeczywiście jest doskonała. Ptaki wspomagają się również astronawigacją i precyzyjnym zegarem biologicznym, dzięki któremu doskonale interpretują położenie naszej Dziennej Gwiazdy na nieboskłonie. Ponadto ptaki są świetnymi obserwatorami i w sposób bezbłędny zapamiętują i rozpoznają określone miejsca zarówno w czasie przebywania na lęgowiskach, jak i podczas wędrówek. Ciągle jeszcze nie

wiemy wszystkiego o ptasiej orientacji i choć nauka robi wielkie postępy, także w zakresie ekologii i etologii ptaków, to może jeszcze trochę wody w rzekach upłynąć nim poznamy wszystkie ptasie tajemnice. Obyśmy mieli do tego okazję, bo tempo ginięcia niedostatecznie poznanych jeszcze gatunków organizmów wcale nie zwalnia w ostatnim czasie… Póki co rokitniczki, na szczęście, mają się wciąż nieźle, jak o ich stan liczebności idzie. Wymagają jednak ochrony siedlisk, co można powiedzieć w zasadzie o większości gatunków ptaków i nie tylko ptaków, z Europy i całego Świata.

Jak więc rozpoznać rokitniczkę spośród innych ptaków zamieszkujących podobne biotopy? Z pewnością charakterystyczna brew będzie tu wskazówką (odsyłam do zdjęć), ale mimo iż nie jest wyjątkowo płochliwa, nie zawsze usiądzie w takiej odległości, by można było się jej wygodnie przyjrzeć (dlatego na ptaki zabieramy lornetkę). Nie powinniśmy mieć natomiast problemu z usłyszeniem śpiewu samców. By bezbłędnie ocenić, że słyszana pieść emitowana jest przez aparat dźwiękotwórczy (anatomicznie zwany krtanią) rokitniczki, dobrze jest podeprzeć się za pierwszym lub drugim razem ściągawką (nagrania w Internecie) lub aplikacją do rozpoznawania głosów ptasich. Doskonałe narzędzie stworzyli specjaliści z Cornell Lab of Ornithology – aplikacja na urządzenia mobilne do pobrania w miejscach, skąd z reguły pobieramy aplikacje. Polecam, bo działa – sprawdziłem wielokrotnie w terenie.

Wypatrujcie i nasłuchujcie więc ptaków podczas aktywności w terenie! Być może trafi się Wam rokitniczka. Gdy będziecie mieli szczęście możecie zostać świadkami niezwykłego spektaklu z udziałem tych ptaków, kiedy to karmią o wiele większe od siebie pisklę – pisklę kukułki! Często bowiem rokitniczkom kukułki podrzucają swoje jajka.

Jakim nurkiem jest kobieta?

DWADZIEŚCIA LAT NAUCZANIA NURKOWANIA, NAUCZYŁO MNIE, ŻE DOBRZE WYSZKOLONE KOBIETY SĄ LEPSZYMI NURKAMI OD MĘŻCZYZN.

Są bardziej skoncentrowane kiedy się uczą, zazwyczaj jasno komunikują swoje potrzeby, dobrze oceniają ryzyko i… nie mają najmniejszego problemu z tym, aby powiedzieć, że czegoś nie zrobią bo nie potrafią, albo się boją.

Mógłbym przywołać sporo przykładów obrazujących to, co napisałem powyżej. Nie zrobię tego, bo służyłoby to wyłącznie udowodnieniu wymienionej tezy… mężczyznom. W dzisiejszym artykule postaram się przedstawić kilka spraw, które mogą spowodować, że paniom będzie się nurkowało lepiej.

Istnieją TRZY OBSZARY , którym warto dokładnie się przyjrzeć w kontekście komfortu nurkowania.

Komfort w tym wypadku oznacza bezpieczeństwo, możliwość budowania właściwej samooceny i czerpania największej przyjemności z nurkowania.

WIEDZA, DOŚWIADCZENIE I SPRZĘT DO NURKOWANIA

Każdy z tych obszarów ma wpływ na dwa pozostałe, a wszystkie razem i każdy z osobna wpływa na samopoczucie nurkujących pań.

NURKOWANIE NIE ODCHUDZA

Wiem, powinienem napisać coś zupełnie odwrotnego. W dniu nurkowym pod wodą spędzamy zaledwie kilkadziesiąt minut, ale za to zjadamy rano śniadanie, po drodze coś żeby dobrze się jechało, po pierwszym nurkowaniu jakiś grill żeby nie opaść z sił, a po drugim coś konkretniejszego żeby jakoś wytrzymać ten ciężki dzień. Oczywiście droga powrotna to kolejna wizyta w barze na stacji paliwowej. Próba przeliczenia kaloryczności tak spędzonego dnia z nadzieją, że bilans wyjdzie ujemny z powodu 2 nurkowań wymagać będzie wspięcia się na szczyty niepoprawnego optymizmu, który i tak przegra z matematyką.

1. Sprzęt

Mam taki sprzęt jaki dostałam, bo to tylko kurs dla początkujących albo bo mąż kupił sobie nowszy, a mi oddał poprzedni, albo bo nie warto się przejmować, bo jakoś to będzie.

Skądś to znamy?

W takim razie chwila technicznej analizy przez analogię:

Zdjęcie Tomasz Płociński
Tekst WOJCIECH A. FILIP

Idziesz na imprezę ze znajomymi, których nie widziałaś od kilku lat. Zrobisz wszystko, żeby dobrze wyglądać, nawet jeżeli będzie to okupione ciągłym poprawianiem ciuchów, które mogą odsłonić nie to, co powinny, a zbyt ciasne szpilki gniotą niemiłosiernie.

Wiecie ile was kosztuje magia przygotowania i ciągła kontrola czy wszystko jest ok na takiej imprezie. Wiecie, że po powrocie wskoczycie w wygodną pidżamę i przestaną cisnąć za małe buty, skóra odetchnie bez makijażu, a ciągle wciągany brzuch wreszcie odpocznie. Ale co to ma do sprzętu? Sprzęt do nurkowania dla kobiety MUSI być jak najwygodniejsza pidżama w dniu, kiedy potrzebujesz czasu wyłącznie dla siebie. Bezwzględnie musi się pozytywnie kojarzyć, czy to ze strony komfortu, działania czy koloru.

Ciało kobiety ma bardziej skomplikowany kształt, więc czas jaki potrzebujesz na dobór sprzętu powinien być dłuższy niż czas, który na to mają mężczyźni. Dotyczy to szczególnie kursu dla początkujących, a potem powinno być tylko lepiej.

Kobiety mają biust. Jeżeli jest on większy, to nie ma mowy, aby uczyć się nurkowania w klasycznym jackecie, czy uprzęży

niedostosowanej do kształtu ciała kobiety. Jeżeli to zlekceważycie, już na początku możecie mieć kłopoty z kontrolą pływalności, butla będzie przesuwać się na boki, a komfort wykonywanych ćwiczeń będzie raczej niski.

Jeżeli nurkowanie = przyjemność, to zakładam, że chcecie jej od samego początku, a nie kiedy już się nauczycie.

Czas kiedy uczysz się podstaw ma krytyczny wpływ na późniejsze zachowanie pod wodą, więc zanim zaczniesz kurs, zapytaj instruktora czy dostaniesz sprzęt przeznaczony dla kobiet.

Taki sprzęt istnieje i nie powinnaś akceptować fałszywej teorii o tym, że w basenie nie jest on potrzebny.

Coś cię gniecie, jest niestabilne, nie panujesz nad tym – zgłaszasz to od razu i eliminujesz problem – musi ci być wygodnie i przyjemnie.

WNIOSEK:

Istnieje wiele modeli sprzętu zaprojektowanego specjalnie dla kobiet. Jeżeli ktoś zaprasza was na szkolenie dla kobiet, wymagajcie takiego sprzętu.

Jeżeli kupujecie sprzęt dla siebie  wybieracie sprzęt dla kobiet.

Jeżeli dostajecie stary sprzęt męża  sprzedajecie go i kupujecie sprzęt dla kobiet!

Zawsze sprawdzajcie, czy możecie wypróbować sprzęt przed zakupem – może się zdarzyć, że sprzęt dla kobiet jest takim tylko z nazwy.

2. Wiedza

Kobiety są jednymi z najlepszych nurków technicznych i jaskiniowych. Każda z Pań może mieć maksimum przyjemności z bardzo złożonych nurkowań, jeżeli tylko posiada odpowiednią wiedzę i umiejętności.

Kobiety często chętniej się uczą, dlaczego w nurkowaniu miałoby być inaczej?

Kobiety inaczej postrzegają zagadnienia techniczne. Oznacza to, że wymagają instruktora, który zamiast po raz kolejny powtarzać to samo, bo przyzwyczaił się, że działa w przypadku męskiego odbiorcy, wytłumaczy coś tak, aby było to jasne. Ma wtedy nie tylko wdzięczne słuchaczki, ale także przekazuje cały zakres wiedzy prowokując panie do jej zdobywania. Wymaga to doświadczonego szkoleniowca, który ma predyspozycje do tłumaczenia zagadnień związanych z fizyką i fizjologią w sposób zachęcający do ich poznawania.

Jeżeli kobieta nie potrafi czegoś zrozumieć oznacza to że… trafiła na niewłaściwego nauczyciela.

Wiem, że to duże uproszczenie, nie mniej nie pozwalajcie instruktorom na lenistwo polegające na czytaniu schematów z książki. Każda z was jest inna i wymaga innego, mocno indywidualnego podejścia – przecież za to płacicie! Wymagajcie więc obsługi na adekwatnym poziomie.

Zdjęcie Ash Embi

Nawet najbardziej skomplikowane zagadnienia dotyczące nurkowania muszą być wytłumaczone w beznadziejnie prosty sposób tak, aby były w pełni jasne dla kursantki, która nigdy wcześniej o nich nie słyszała. Jeżeli tak nie jest – tracisz czas albo stajesz się niebezpieczna dla siebie i innych nurków. Szukaj do-

NURKOWANIE ODCHUDZA

Ejże, trochę wcześniej nie odchudzało – NIE ROZUMIEM!

Na bezpieczeństwo nurka mają wpływ m.in. sprawność układu krążeniowo oddechowego oraz ilość tkanki tłuszczowej. W czasie nurkowania nasze ciało nasyca się różnymi gazami. W tkance tłuszczowej znajduje się mało naczyń krwionośnych, a te odpowiadają za transport rozpuszczonego m.in. w tłuszczu gazu. Im więcej tłuszczu, tym trudniej pozbyć się gazu, a to może powodować chorobę dekompresyjną. Kiedy gaz dostanie się do naczyń krwionośnych musi być sprawnie wydalony – czyli oddychając przeprowadzamy dekompresję, a do tego potrzebne jest zdrowe serce i płuca. Hmm…a w skrócie?

Nurkowanie odchudza, jeżeli nurek przygotowuje się do niego przez dodatkowy trening i świadome kształtowanie kondycji. Mniej tkanki tłuszczowej i lepsza kondycja = wzrost bezpieczeństwa.

brych szkoleniowców i wymagaj od nich pełnego zaangażowania. Jeżeli instruktor na Twoją uwagę, że czegoś nie rozumiesz, zaczyna powtarzać zagadnienie, zamiast zmienić sposób jego wyjaśnienia, może to oznaczać, że sam nie rozumie dokładnie tego o czym mówi. Z doświadczenia wiem, że to się zdarza.

WIEDZOWE PODSUMOWANIE:

Od tego jak opanujecie teorię nurkowania, zależy bezpieczeństwo pod wodą. Za każdym razem kiedy coś jest niejasne mówcie: NIE ROZUMIEM!

1. Instruktor ma przekazać wiedzę i to powinno być celem prowadzenia szkolenia.

Jeżeli celem instruktora jest pokazanie kto tu jest instruktorem – zmień instruktora 

2. Wybieraj kursy dla kobiet – w grupie raźniej.

3. Zastanów się czy na szkoleniu czujesz się komfortowo – jeżeli nie, zmień instruktora, złam schemat i zrób szkolenie w innym mieście/centrum nurkowym.

3. Doświadczenie

Doświadczenie w nurkowaniu zdobywamy latami – głównie dlatego, że… tak rzadko nurkujemy. Doświadczenie to wypa-

Zdjęcie Tomasz Płociński

dowa wiedzy, sprzętu i liczby wykonanych nurkowań. Jeżeli od początku naszej kariery nurkujemy na niedokładnie dobranym i źle dopasowanym sprzęcie, to będzie on kształtował nasze doświadczenie w określony sposób. Pamiętajcie, że kiepsko dobrany sprzęt będzie jakoś działał, więc możecie dojść do wniosku że… „nikt nie mówił, że będzie łatwo to przecież nurkowanie”. Mogą pojawić się też teoretyczne ciekawostki w stylu „nurkująca kobieta musi być twarda”. To wszystko buduje fałszywe doświadczenie, że tak właśnie ma być.

Budujcie doświadczenie w oparciu o właściwie dobrany i dopasowany dla kobiet sprzęt, wiedzę, którą nie tylko rozumiecie, ale w praktyce wykorzystujecie pod wodą.

Przekazujcie sobie informacje o dobrych instruktorach, doradcach sprzętowych i grupach kobiet, które wymagają od nurkowania… przyjemności.

Kilka istotnych spraw – takie technikalia dla kobiet

Mam implanty piersi

Zadbaj o uprząż, która będzie wykrojona we właściwy sposób np. Tecline LADY, naucz się szybko reagować w sytuacji braku

zasilania w suchym skafandrze. Obydwa przypadki mogą wpłynąć na silny nacisk i przemieszczenie się implantów

Skorygowałam sobie twarz

Zadbaj o dobrze dobraną maskę (zassanie powietrza nosem, nie jest sposobem doboru maski) i bądź pewna że potrafisz wyrównywać w niej ciśnienie nie czekając na pojawiający się ucisk.

Mam permanentny makijaż

Kup maskę z dużą szybką i przezroczystym silikonem – podbije kolor oczu i dobrze wygląda na zdjęciach 

Jestem nurkiem technicznym, co z dekompresją kobiet?

To złożony temat na niejeden duży artykuł. Kobiety naturalnie mają więcej tkanki tłuszczowej od mężczyzn przez co łatwiej o skórną postać DCS przy dłuższych nurkowaniach. Weź pod uwagę strategię deco związaną z możliwością podniesienia temperatury w drugiej części nurkowania wliczając wynurzenie (pomóc może pełny ocieplacz grzewczy i zwiększenie ilości gazu w skafandrze).

Używam ShePee do sikania pod wodą co zrobić w czasie menstruacji?

Rozważ wykorzystanie kubeczka menstruacyjnego zamiast tamponu – cała reszta bez zmian.

Zdjęcie Karola Takes Photos

Drogie Panie, niemal od zawsze chodzicie na ustępstwa, wybieracie rozwiązania często zadowalające nas, mężczyzn za cenę waszego komfortu. Pod wodą nie ma miejsca na nurkowe „matki polki”, które zrobią wszystko dla wszystkich zostawiając siebie na koniec.

Tak nie może być z wielu powodów. Jednym z najważniejszych jest to, że świadomy nurek dba o bezpieczeństwo swoje i innych, a to oznacza: ABSOLUTNIE ŻADNYCH USTĘPSTW!

…a skoro deklarujemy, że jesteście dla nas takie ważne to najwyższy czas powiedzieć… sprawdzam!

Jak zwykle zapraszam do Akademii Tecline na seminaria zamknięte dla kobiet. Dajcie znać o czym chciałybyście porozmawiać – reszta będzie na was czekać.

PS (ważne głównie dla panów)

Niemal cały artykuł z powodzeniem może dotyczyć nurkujących panów.

Wystarczy wyłączyć tę część naszego codziennego oprogramowania, która posiada błąd pozwalający nam sądzić, że jesteśmy lepsi od kobiet… 

https://teclinediving.eu/pl/akademia-tecline/#/

Zdjęcie Karola Takes Photos
Zdjęcie Karola Takes Photos

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.