OLGA BOŃCZYK: ZNOWU CZUJĘ WIATR W SKRZYDŁACH Nie bywa na bankietach, nie fotografuje się na ściankach, nie prosi o role. Gra na scenie, śpiewa, a ostatnio zaczęła malować obrazy. W tym roku obchodzi 35-lecie pracy artystycznej, a jej ukoronowaniem jest nowa płyta „Ślady miłości”. O tym jak to jest być w Polsce aktorką po czterdziestce, „5 minutach sławy” i dystansie do otaczającej rzeczywistości jaką dała nam pandemia, opowiedziała Olga Bończyk. Jest Pani wszechstronnie uzdolnioną osobą. Czy talent wystarczy, aby zaistnieć w dzisiejszym świecie?
Znam bardzo wielu utalentowanych aktorów, wokalistów, poetów, malarzy, tancerzy, którzy wciąż czekają na swoje przysłowiowe „5 minut”. Zasługują na najwyższe uznanie i mają wszelkie warunki, by zaistnieć w wielkim świcie. Talent to jednak zaledwie początek, to fundament, iskra, która może rozpalić wszystkie światła ramp. Może, ale nie musi. Bo aby spełnił się artystyczny sen, trzeba mieć łut szczęścia, uśmiech losu by dostać bilet do wymarzonego świata, ale… od tej chwili wszystko jest w naszych rękach. Może się udać. Można popłynąć z falą i zrobić wielką karierę, ale można też zachłysnąć się pierwszym sukcesem i… cofnąć się do punktu wyjścia. Drugiej szansy można jednak już nie dostać. Trzeba naprawdę mieć wiele szczęścia, by nie przegapić swojej szansy i umieć z niej skorzystać. Pandemia przeprowadziła selekcję niemal w każdym zawodzie.
86
Jak Pani się odnalazła w tej sytuacji?
Pandemia była wielkim sprawdzianem naszych czasów. Ścieżki, którymi się poruszaliśmy dotąd, pewniki, które stały naszym przyzwyczajeniem, szczyty, które wydawało się, że już dawno zdobyliśmy wszystko legło w gruzach. Nikt nie był już niczego pewny. Miałam wiele dni i wieczorów, gdy zastanawiałam się czy będę miała do czego wrócić? A może warto zastanowić się nad planem B? Złe i depresyjne myśli przeplatały się z próbą uspokojenia własnego poczucia wartości. Starałam sama siebie przekonywać, że jeśli pandemia jest swego rodzaju tsunami, to po jej przejściu, ktoś jednak przecież przeżyje. A jeśli ktoś przeżyje, to w tej grupie szczęśliwców mogę być także i ja. Dzień po dniu budowałam w sobie wiarę i przekonanie, że nie ma racjonalnych przesłanek bym miała zakończyć swoją karierę, by telefony przestały dzwonić i moje nazwisko miało być wymazane gumką myszką u wszystkich producentów. Pierwsze poluzowania przed wakacjami zeszłego roku upewniły mnie,
Kultura