nietak!t nr 15

Page 80

Magdalena Wróbel

Barakah, czyli błogosławieństwo u nas

N

a początku była… szafa. Zwykła, stara, odrapana, drewniana szafa, która rozeschła się pod wpływem czasu, dlatego się nie domyka. Szafa wypełniona zniszczonymi walizkami, które przypominają o dalekich podróżach odbytych w lepszych, dawno i bezpowrotnie minionych czasach. Szafa, w której wiszą nierówno stare ubrania – łachy i te trochę lepsze, wyjściowe. Która staje się drzwiami do innego wymiaru, do innego świata… Od Szafy (2004) zaczęła się historia Teatru Barakah. Dwie artystki – Ana Nowicka – aktorka i reżyser oraz Monika Kufel – aktorka i scenograf poznały się, pracując w Teatrze im. Ludwika Solskiego w Tarnowie. Razem przygotowały spektakl, który równocześnie stał się dyplomem Moniki we wrocławskiej Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej – ona opracowała też tekst, który wyreżyserowała Ana. „Dzięki pracy nad Szafą okazało się, że świetnie się z Aną dogadujemy, dobrze nam się razem pracuje i mamy wspólną wizję dotyczącą teatru”1 – podkreśla Monika. Zabrały więc Szafę w podróż po rozmaitych festiwalach, a następnie zaczęły się rozglądać za własnym miejscem na teatralnej mapie – wybór padł na Kraków, co było o tyle uzasadnione, że Monika dostała właśnie rolę w Teatrze im. Juliusza Słowackiego Krakowie przy spektaklu Pułapka Tadeusza Różewicza, a zaraz potem pracę w Teatrze Groteska. Tu także prezentowały Szafę, przytuliwszy się na chwilę do STeNu (Stowarzyszenie Teatrów Nieinstytucjonalnych). Od Szafy zaczęło się też moje spotkanie z Teatrem Barakah pewnego letniego sierpniowego wieczoru, podczas festiwalu organizowanego przez STeN. Trzeba 1 Wszystkie wypowiedzi nieoznaczone przypisem pochodzą z rozmów przeprowadzonych przez autorkę artykułu z twórcami Teatru Barakah.

78

było wtedy obejrzeć sporo przeciętnych, męczących przedstawień, mających zapełnić kulturalną pustkę sezonu ogórkowego, dając jednakowoż równocześnie rozrywkę łatwą i niewymagającą – odpowiednią na skwarne popołudnia. Między tymi spektaklami, już nieco zrezygnowana, trafiłam do maleńkiej, ciasnej piwniczki, mieszczącej się w podziemiach Klezmer Hois na ulicy Szerokiej. I przeżyłam objawienie. Krótki monodram Moniki Kufel jest tak mocny, że na długo pozostaje w pamięci. To spektakl trudny, bolesny i grający na emocjach za pomocą bardzo prostych środków wyrazu – ot, skromnie ubrana w czarną sukienczynę z białym kołnierzykiem dziewczyna, szafa, walizki. Przedmioty zmieniające swoje funkcje i znaczenie w zależności od kontekstu. I tyle. Zaskakujący pomysł – kolaż tekstów Olgi Tokarczuk, Hanny Krall i własnych. I jeszcze Lokomotywa Tuwima, spajająca całą materię spektaklu. Prosty język, prosty przekaz, świetne aktorstwo. Młoda Żydówka opowiada o swoim strachu, bólu i rozpaczy, ogrywając niewielką przestrzeń, której centralnym punktem jest stara szafa, miejsce stające się raz schronieniem, a raz symbolem zamknięcia, pułapki bez wyjścia. Kołyską, bo siedząc w niej, można śpiewać piosenki z dzieciństwa, które przed snem nuciła mama, byśmy poczuli się bezpiecznie. I trumną. Wagonem wiozącym w stronę ostatecznej zagłady, do obozu. Miejscem, w którym czeka się na nieuchronnie nadchodzącą śmierć. Do innych dzieci, schowanych w podobnych szafach, już zapukała. Każde słowo jest tutaj krzykiem człowieka zaszczutego, który nie rozumie, dlaczego świat wokół niego nagle zwariował. Ale to krzyk niemy – tym bardziej bolesny. Monika Kufel miota się, na zmianę


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.