2 minute read
CZY PARYŻ DORÓSŁ DO EUROPY?
Autor ERYK DELINGER twitter: @E_Delinger
Francję toczy spór o słuszność zakończenia sezonu i sprawiedliwość rozstrzygnięć, ale być może największy poszkodowany milczy. Ze sportowej perspektywy paradoksalnie to w Paryżu żal o przedwczesne zakończenie może być największy. Ostatni rozegrany “w dawnych czasach” mecz Ligi Mistrzów pokazał, że to naprawdę mógł być “ten” sezon.
Advertisement
W minionych latach do sportowego pionu Paris Saint-Germain można było mieć masę zastrzeżeń. Błędy dyrektorów i trenerów, wpadki piłkarzy, wynikający z wielowładztwa chaos, a do tego całkiem sporo pecha. Tym razem wreszcie wszystko zdawało się wreszcie być na dobrej drodze.
Kluczowy był zdecydowany ruch Nassera Al-Khelaifiego przed sezonem – zrezygnowanie z zupełnie zawodzącego dyrektora sportowego, Antero Henrique. Działacza, który nie potrafił zrealizować transferowych życzeń dwóch kolejnych trenerów zastąpił powracający do Parku Książąt Leonardo.
Brazylijczyk przyjeżdżał do Paryża na białym koniu, jako ostatni skuteczny dyrektor PSG i architekt pierwszych sukcesów w katarskiej erze. Praca, jaką wykonał w okienku transferowym, dobrze wyglądała już na papierze, zaś boisko potwierdziło, że zasługiwał na reputację zbawiciela. Z myślą o natychmiastowym wzmocnieniu drużyny sprowadził sześciu graczy – i ani razu nie spudłował.
Idrissa Gueye (o ironio, upatrzony jeszcze przez Henrique) okazał się brakującym elementem układanki Thomasa Tuchela. Keylor Navas wyleczył bramkarski problem Paryżan, który dręczył ich równie długo jak luka na „szóstce”. Mauro Icardi wypchnął z klubu żywą legendę, Edinso
na Cavaniego. Abdou Diallo dał trenerowi nowe możliwości w obronie – Niemiec wreszcie mógł bezboleśnie przesuwać Marquinhosa do środka pola. Pablo Sarabia okazał się zaś znakomitym „pierwszym rezerwowym” i wyrasta na jeden z lepszych transferów w Europie w kategorii „stosunek ceny do jakości”. Pewne wątpliwości można mieć tylko w przypadku Andera Herrery, któremu start w nowym klubie utrudniły kontuzje.
Otrzymawszy wreszcie narzędzia, o które prosił, Thomas Tuchel pomysłowo przemeblował i usprawnił drużynę. Przede wszystkim wypracował nieoczywisty sposób pogodzenia wszystkich ofensywnych gwiazd z równowagą zespołu. W wariacji 4-4-2 znalazło się miejsce dla Kyliana Mbappé i Icardiego (napastników), ale też mnóstwo przestrzeni dla znów liderującego ekipie Neymara i błyszczącego w tym roku wyjątkowo jasno Angela di Marii. elementem dobrze dopasowanym do systemu, nie zaś środkowym punktem „obudowanym” innymi graczami. Chociaż nie zajmował już na papierze centralnej roli, przejmował inicjatywę częściej i z większym pożytkiem niż w poprzednim sezonie.
Na ligowej trasie wyboiste odcinki przytrafiały się paryżanom głównie wtedy, gdy Tuchel testował alternatywne rozwiązania. Nawet wówczas gra mogła się jednak podobać – dwie z pięciu wpadek to remisy 3:3 (z Monaco) i 4:4 (z Amiens), czyli jedne z najbardziej widowiskowych spotkań sezonu L1. W drugim z nich na gwiazdę mistrza wyrósł w dodatku wychowanek, Tanguy Kouassi. W takich warunkach kibicom trudno było narzekać na kiepski wynik.
Za przemyślaną strukturą poszła mentalna zmiana. W poprzednich latach po ciosie takim jak w pierwszym spotkaniu z Borussią piłkarze PSG pewnie by się już nie podnieśli, przytłoczeni łatką „wiecznych przegranych” wielkiej piłki. Trudno ocenić, na ile przełom był zasługą większej równowagi (ogromna zasługa Idrissy Gueye’a popisowo kontrolującego środek pola), a na ile – wiary zespołu w plan trenera. W każdym razie dało się wyczuć, że Les Parisiens się zmienili. Wychodząc zwycięsko ze starcia z BVB zatarli feralną etykietkę. Kibice z Parku Książąt na kolejną rundę Ligi Mistrzów mogliby czekać z największymi nadziejami od lat – co byłoby zresztą sprawdzianem trwałości domniemanego postępu zespołu.
Pandemia każe odłożyć świeżo rozbudzone nadzieje na półkę z napisem “co by było gdyby”. Trudno przypuszczać, że w razie wznowienia europejskich pucharów wybity z rytmu meczowego zespół będzie w postawić się rywalom z „reanimowanych” lig. Paryż będzie musiał raczej zadbać o to, by zbyt kiepskim występem na nowo nie podciąć sobie skrzydeł.