5 minute read
MARSYLIA: PRZEWRÓT MAJOWY
Autor MICHAŁ BOJANOWSKI twitter: @Bojanowski33 t
PRZEWRÓT MAJOWY
Advertisement
Asumptem do długo wyczekiwanych zmian w Olympique’u Marsylia było dość zaskakujące zakontraktowanie Andre Villasa-Boasa, który mimo sporych ograniczeń narzuconych przez zarząd osiągnął wynik ponad stan. Ta bajka nie będzie jednak „neverending story”. Wielce prawdopodobne, że w OM niebawem dojdzie do kolejnego przewrotu.
Choć klubowi ze Stade Vélodrome nie można odmówić wielkości, to w ostatnich latach przejawia się ona głównie w zaangażowaniu kibiców i rozpoznawalności marki OM niż w liczbie trofeów i sportowej jakości. Postronnego widza widok Olympique’u tuż za plecami PSG może nie dziwić, ale osoba znająca bolączki zespołu z dużo większym uznaniem przypatrywała się pracy wykonanej przez portugalskiego trenera. Czy nie była to praca na marne?
Drużyna A(ndre)
Po osobliwym, męczącym już wszystkich wraz z głównym zainteresowanym okresie rządów Rudiego Garcii oczekiwano spokoju. Andre Villas-Boas nie był tego oczywistym gwarantem. Z początku traktowany z dystansem, szybko stał się jedna ulubieńcem zarówno piłkarzy, dziennikarzy, jak i kibiców Marsylii.
Wewnętrznie skonfliktowany klub potrzebował resetu, a Portugalczyk go zapewnił. Nie było łatwo, gdyż sytuacja finansowa klubu nie pozwalała na szaleństwo na rynku transferowym. Każde euro musiał oglądać z obu stron, a prędzej
niż zakupów mógł się spodziewać dużych sprzedaży. Oczyszczona Marsylia z oszczędnymi wzmocnieniami mogła rozpocząć sezon, którego zakończenia nikt się nie spodziewał.
Początek nie był wymarzony, a wysoka porażka 4:0 z odwiecznym rywalem z Paryża pod koniec października była wodą na młyn dla przeciwników kandydatury AVB. Odkupienie win nastąpiło bardzo szybko. Dwa kolejne zwycięstwa - z Lille i Olympikiem z Lyonu - rozpoczęły serię 14 spotkań bez porażki, która na dobre wywindowała OM na fotel wicelidera.
Podcięte przez Garcię skrzydła Dimitriego Payeta pod wodzą Villasa-Boasa odrosły i poniosły go z powrotem szczyt, zarówno w hierarchii klubowej, jak i ligowej. Niemal wszyscy zawodzący w poprzednich rozgrywkach odżyli, jakby Portugalczyk przed każdym meczem zaordynował zastrzyki z dopaminy. Jordan Amavi wraz z Bouną Sarrem stworzyli jeden z groźniejszych duetów bocznych obrońców w Ligue 1. Álvaro González wespół z dotychczas rozczarowującym Duje Ćaletą-Carem okazali się godnymi zaufania stoperami. Świetnie zadziałał także podpatrzony u Tuchela manewr z Marquinhosem - przesunięty do przodu Boubacar Kamara błyszczał. Rewelacyjnego Payeta asekurowali Valentin Rongier i Morgan Sanson, którzy nawzajem uzupełniali swoje braki. Dario Benedetto dał zaś wystarczającą namiastkę skutecznego napastnika, jakiego od lat pożądają trybuny Vélodrome.
Z szatni wydostawały się same głosy sympatii względem nowego szkoleniowca. Atmosfera poprawiła się też na konferencjach prasowych. Gdy posługujący się płynnym francuskim Villas-Boas z uśmiechem i pozytywną nonszalancją udzielał odpowiedzi dziennikarzom, ci zdawali się czerpać przyjemność z rozmów. Koronawirus zatrzymał maszynę, którą Portugalczyk wprowadził w ruch, ale głównym hamulcowym okazał się prezydent Olympique Marsylia, Jacques-Henri Eyraud.
Adieu Zubi
O słabej pozycji dyrektora sportowego Andniego Zubizarrety słychać było niemal od początku jego czteroletniej przygody w Marsylii – z perspektywy czasu aż dziwi, jak długo utrzymał się na stanowisku wobec takiej niechęci zarządu. Otwarty konflikt z Rudim Garcią i zasadne zarzuty o częstą ospałość nie zapowiadały owocnej współpracy. Ponoć sam właściciel OM Frank McCourt we wrześniu oczekiwał zwolnienia Hiszpana, gdyż zakładał dwukrotnie wyższy przychód ze sprzedaży zawodników. Co więc odwiodło od tej decyzji? Postać Andre Villasa-Boasa, którego do przyjścia przekonał nie kto inny, a właśnie Zubizarreta. - Zbudowaliśmy relację, która była decydująca dla mojego przyjazdu do Marsylii. Moja przyszłość jest ściśle z nim związana – mówił o dyrektorze Portugalczyk.
Niewątpliwy sukces jaki odniosła drużyna AVB i powyższe słowa w stosunku do dyrektora sportowego zdawały się decydującymi dla utrzymania dalszej współpracy z legendarnym bramkarzem. Jednak plan Eyrauda od dłuższego czasu takiej opcji nie przewidywał. Pierwszą z kilku decyzji świadczących o takich intencjach było zatrudnienie Paula Aldridge’a w roli specjalnego doradcy zarządu. Anglik będący w przeszłości dyrektorem sportowym West Hamu United miał umożliwić łatwiejsze wejście na rynek angielski w poszukiwaniu chętnych na zakup zawodników z Marsylii. Wszedł tym samym w kompetencje Zubizarrety jako dyrektora sportowego. Ponadto prezydent wraz z właścicielem szykowali się do stworzenia kolejnego etatu w klubowych gabinetach – dyrektora generalnego, którego funkcje miały się pokrywać z tymi pełnionymi przez aktualnego dyrektora sportowego. Tym samym Hiszpan miał zostać w klubie w roli „słupa” bez żadnych kompetencji, którego jedynym zadaniem byłoby utrzymanie Villasa-Boasa w Marsylii.
Co oczywiste, na takie traktowanie “Zubi” nie pozwolił, co skończyło się rozwiązaniem umowy wygasającej w przyszłym roku już teraz. Los Villasa-Boasa miał być ściśle związany z losem Hiszpana, więc od razu po ogłoszeniu tej wiadomości zaczęły się spekulacje dotyczące przyszłości Portugalczyka w OM. A że prezydent Erayud nie ma zamiaru wywiązywać się z obietnic składanych przed przejściem szkoleniowca do Francji, to stopień napięcia wokół klubu powrócił do tego z czasów Rudiego Garcii.
Zdradzony o świcie
Ostatni puchar zdobyty w 2012 roku, brak gry w Lidze Mistrzów przez siedem lat i opasła lista płac musiały doprowadzić do katastrofy finansowej w OM, której aktualnie jesteśmy świadkami. Coroczne raporty Komisji Kontroli Finansów czarno na białym wykazywały zarządczą patologię. Trzy kolejne deficyty, których suma przekracza 250 milionów euro doprowadziły do sytuacji, w której kondycja finansowa zmusza do demontażu drużyny.
Takich decyzji nie akceptuje Portugalczyk, który nie chce się ośmieszyć w przyszłym roku w europejskich rozgrywkach. Zamiast wzmocnić drużynę na poczet długo wyczekiwanych meczów w Lidze Mistrzów, straci czołowych zawodników, których sam odbudował i z którymi wywalczył awans. Amavi, Sarr, Thauvin są piłkarzami z wygasającymi kontraktami w 2021 roku, więc jest to ostatni moment na ewentualną sprzedaż. Natomiast Ćaleta-Car, Sanson czy Kamara są na tyle młodzi i rokujący, że z ich sprzedaży można zgarnąć grube miliony. Prócz leciwych Payeta i Mandandy tak naprawdę nie ma teraz zawodnika, który nie jest dziś w OM rozpatrywany jako plaster na finansowe dolegliwości. Na nieszczęście Olympique’u pandemia drastycznie obniży rynkową wartość piłkarzy – na jednym dużym odejściu raczej się więc nie skończy.
Wytyczne związane z Finansowym Fair Play czy z postanowieniami Komisji Kontroli Finansów nie dają na dużych nadziei na imponujące zakupy. Andre Villas-Boas oczywiście znał finansową klubu, ale zapewniano go, że wejście do Ligi Mistrzów przyniesie poprawę i ułatwi mu pracę w kolejnych latach. Nie było mowy o exodusie, na jaki zanosi się dziś. Przyszłość Portugalczyka zostanie wyjaśniona w najbliższych tygodniach – od tego rozstrzygnięcia zależy, czy OM można jeszcze traktować jako zdrowy klub.