6 minute read

BANDYCI W LIGUE 1

Autor ERYK DELINGER twitter: @E_Delinger

OSTATNI NIESPRAWIEDLIWI:

Advertisement

ODCIENIE PRZEMOCY

Nawet słynąca z agresywnej gry Ligue 1 nie uciekła przed “modern football”. Jedną ze zmian, jakie przyniosła ewolucja piłki w prestiżowy medialny produkt (choć nie tylko ona, bo rolę odegrało też ucywilizowanie przepisów i wprowadzenie VAR) jest zmierzch boiskowych agresorów: twardzieli, bandziorów, czasem zwykłych rzeźników. Niektórych można było doceniać za charakter, innych – wyłącznie potępiać. Oto francuska galeria (nie)sławy.

Bodaj ostatnim słynnym przedstawicielem tego gatunku wśród francuskich ligowców był Lorik Cana – ostatnio stoper Nantes, na świecie znany głównie z idiotycznej czerwonej kartki zarobionej w 36. minucie historycznego debiutu jego reprezentacji na Euro 2016. Francji przedstawił się przed laty zupełnie inaczej – podejmując w wieku 22 lat najbardziej ryzykowną decyzję na jaką może się zdobyć piłkarz nad Sekwaną i zamieniając Paris Saint-Germain (którego de facto był wychowankiem) na Olympique Marsylię. W OM wyrobił sobie markę jednego z najtwardszych, najbardziej agresywnych pomocników w kraju i z czasem awansował na kapitana zespołu. Od czasu odejścia ze Stade Velodrome jego kariera nie toczyła się tak dobrze, ale w każdym klubie jednał sobie kibiców poświęceniem i grą na granicy reguł.

Podobnym typem gracza – często dającym z siebie zbyt dużo – był występujący w Montpellier w pierwszych dwóch sezonach od powrotu La Pallade do najwyższej ligi Emir Spahić. Jako lider zespołu zapędzał się w manifestowaniu przywódczych zdolności zbyt daleko – sprzeczki, przepychanki i brutalne faule stanowiły kluczowe pozycje w jego wachlarzu ulubionych zagrań. Trzeba jednak uczciwie oddać, że na największe popisy Spaha zdobywał się poza Francją: na sumieniu ma między innymi starcie z grającym w niemieckiej koszulce Bośniakiem Marko Marinem w meczu Bośnia-Niemcy czy potraktowanie „z Zidane’a” ochroniarza na stadionie Bayeru Leverkusen, które poskutkowało natychmiastowym zerwaniem umowy z klubem. W XXI wieku szlak bardziej porywczym bałkańskim zawodnikom przetarł legendarny bramkarz RC Lens, Vedran Runje. Chorwat zasłynął umiejętnościami i wiernością wobec Złotokrwistych – w 2008 roku pozostał w klubie mimo spadku do Ligue 2 i pomógł mu natychmiast powrócić do pierwszej ligi. Nie miał na koncie przewin podobnego kalibru jak koledzy z pola, ale jego wybuchowy charakter i tak przeszedł do legendy. Nie miał litości dla partnerów z linii obrony, mających w teorii ułatwiać mu pracę. Koledzy z Lens mawiali, że z Runje za plecami obrońca w ciągu kilku tygodni do perfekcji opanowuje wszystkie istniejące chorwackie wulgaryzmy.

Kolekcjonerstwo i sztuki walki

Archetypu boiskowego zakapiora Francuzi nie musieli jednak importować z Bałkanów. To stuprocentowo krajowy produkt – l’enfant terrible francuskiej myśli szkoleniowej. Cyril Rool, francuski środkowy pomocnik tudzież boczny obrońca, znany głównie z gry w Bastii i Lens, mający za sobą także występy w Monaco, Bordeaux i Marsylii. „Znany z twardej gry” to w jego wypadku uroczy eufemizm. Nazwany niegdyś przez prasę Antychrystem piłkarz to absolutnie rekordowy kolekcjoner kolorowych kartoników. W 445 meczach obejrzał 187 żółtych i 27 czerwonych kartek (w samej Division 1/Ligue 1: 368, 156, 22). W ostatnim swoim sezonie – 2009/10 w barwach OM – wybiegł na boisko tylko dwukrotnie. Tak, podtrzymał średnią. Kartkę numer 187 obejrzał siedem minut przed końcem kariery.

W zbieranych od rozgrywek 1995/96 statystykach LFP Rool figuruje jako rekordzista wszech czasów z szesnastoma wykluczeniami z gry – tam jednak nie jest osamotniony, bo pierwsze miejsce dzieli z Cyrilem Jeunechampem. Całościowy dorobek byłego gracza m.in. Auxerre, Rennes i Montpellier nie jest aż tak okazały (532 mecze, 145 żółtych i 21 czerwonych kartek), ale koniec długiej kariery pomocnik zaakcentował pokazując, że z wiekiem nie nabrał krzty opanowania.

W grudniu 2012 roku (pół roku po zdobyciu historycznym tytule MHSC) zirytowany krytycznym wobec drużyny artykułem Jeunechamp tuż po zremisowanym 1-1 meczu z Valenciennes dopadł autora, Jose Barroso z L’Equipe, i uderzył go pięścią w twarz. Za swój wyskok obchodzący kilka dni po tym incydencie 37. urodziny piłkarz został początkowo ukarany rocznym zawieszeniem. Po apelacji udało się skrócić karę o połowę, dzięki czemu wymierzony dziennikarzowi sierpowy nie był finalnym zagraniem Cyrila jako czynnego sportowca.

Zagranie doświadczonego Francuza nie było ostatnim tego typu obrazkiem na boiskach Ligue 1 – ostatni przykład pokazu sztuk walki włączonego w widowisko piłkarskie dostarczył w 2014 roku brazylijski napastnik Brandao. Zmieniony w okolicach 70. minuty spotkania Bastii z PSG piłkarz przez ponad kwadrans czekał w tunelu by „rozliczyć się” z Thiago Mottą – gdy doczekał nadejścia ofiary, uderzeniem głową złamał rodakowi nos i uciekł do szatni. Za napaść został ukarany miesiącem więzienia i półrocznym wykluczeniem z gry. Na boisko wrócił w kwietniu 2015 przy okazji finału Pucharu Ligi przegranego 0:4 z – jakżeby inaczej – Paris Saint-Germain.

Za granicami rozsądku

Dla prawdziwego specjalisty od bójek, napaści i zawieszeń pobyt w Ligue 1 był bodaj najspokojniejszym okresem w karierze, ale lista jego niechlubnych osiągnięć nie pozwala go tu pominąć. Mowa oczywiście o wypożyczonym do Marsylii w sezonie 2012/13 Joeyu Bartonie. Na Stade Velodrome Anglik trafił z trwającym, 12-meczowym zakazem gry w piłkę, nałożonym za niedorzeczny wybuch agresji w ostatniej kolejce poprzednich rozgrywek Premier League, w starciu jego Queens Park Rangers z Manchesterem City. Pomocnik w ciągu kilkudziesięciu sekund kolejno uderzył łokciem w twarz Carlosa Teveza, obejrzał czerwoną kartkę, kopnął w plecy Sergio Aguero i spróbował (bezskutecznie) wymierzyć cios głową Vincentowi Kompany’emu. Mecz przeszedł do historii z innego powodu: walczące o utrzymanie QPR straciło w doliczonym czasie gry dwa gole i przegrało 2:3, w konsekwencji gwarantując City tytuł mistrza Anglii. Szczęśliwie dla Bartona, The R’s utrzymali się w lidze dzięki korzystnym wynikom na innych stadionach.

Wybryk, który w praktyce doprowadził Bartona do Francji, jest jednak niczym przy jego wcześniejszych dokonaniach. Anglik ma w kartotece m.in. zgaszenie cygara w oku piłkarza młodzieżówki swojego klubu, napaść i wymierze-

nie 20 ciosów człowiekowi w centrum Liverpoolu oraz pobicie na treningu Manchesteru City kolegi z drużyny, Ousmane Dabo, które w sumie zaowocowały sześcioma miesiącami zawieszenia i 77 dniami w więzieniu. To ostatnie przestępstwo sprawiało zresztą, że wypożyczeniu Bartona do OM towarzyszyły spore kontrowersje – solidarni z Dabo francuscy piłkarze głośno protestowali przeciw transferowi recydywisty do ich rodzimej ligi.

Przypadek Bartona mógłby pełnić rolę całkiem mocnej pointy, ale takowa zostawiałaby błędne wrażenie, że źródłem największego zła w całej galerii antybohaterów Ligue 1 jest import z Wysp Brytyjskich.

Przykładem największego ekstremum w tym towarzystwie jest zaś wychowany w Nancy napastnik Tony Vairelles. Gdy pozostawał czynnym zawodnikiem, wątpliwości co do jego charakteru mogła nasuwać tylko skłonność do przeprowadzek – po ośmiu stabilnych latach w Nancy i Lens w kolejnych dwunastu sezonach zakładał koszulki aż dziewięciu różnych zespołów. Czarną kartę w swojej biografii Vairelles zapisał tuż po zakończeniu kariery. W październiku 2011 roku uczestniczył wraz z braćmi w strzelaninie pod nocnym klubem w Nancy – czterej Vairellesowie (wszyscy – zawodowi piłkarze) mieli ruszyć z karabinem i kijami baseballowymi na ochroniarzy, którzy wcześniej wyrzucili ich z lokalu. Tony, były reprezentant Francji, stanął przed sądem pod zarzutem usiłowania zabójstwa i trafił do aresztu, z którego został jednak po pięciu miesiącach zwolniony z braku wystarczająco mocnych dowodów. Postępowanie trwa do dzisiaj, zaś ex-piłkarz ma zakaz opuszczania kraju.

Korsykańska krew

Nawet najłagodniejsze z tych przypadków cieplej wspomina się z dystansu, z nutką nostalgii, niż na żywo, w trakcie kolejnych piłkarskich spektakli. Chciałoby się powiedzieć „dziś takich już nie ma”, ale to nie byłaby cała prawda.

Wraz z RC Lens w przyszłym sezonie do Ligue 1 wróci ostatni piłkarz niosący pochodnię (lub bardziej adekwatnie: kosę) Roola, Jeunechampa i Cany – Yannick Cahuzac. Legenda Bastii, weteran korsykańskiego futbolu, a przede wszystkim człowiek, którego styl gry definiują wyłącznie zagrania bez piłki i w parterze. Zdobywca 17 czerwonych kartek, w tym 10 po trzydziestce. Kompilacje z jego „najlepszymi zagraniami” zamiast strzałów i podań składają się z przepychanek, stempli i wślizgów, zazwyczaj spuentowanych bolesnymi grymasami rywali. Komiczne, że jego charakterystyka we francuskiej Wikipedii zaczyna się słowami „jest dość drobnej budowy, co stawia go w niekorzystnej pozycji w fizycznej walce”.

Cahuzac planował już przejście do historii, ale awans Złocisto-Krwistych stworzył nowe okoliczności – nie może przepuścić okazji, by jeszcze raz pokazać pierwszoligowym trybunom, jak grało się kiedyś.

This article is from: