MIESIĘCZNIK DLA ŚLĄSKA CIESZYŃSKIEGO Nr 44, wrzesień 2020
§ ̧ê H0I0 e»ÉÚê »§ÌîÉÚɟ » Ñ
www.tramwajcieszynski.pl
mËÔā 綫 Ì Á č « ð¢çðÓā ȴ Tel.: +48 33 816 MINI
Nr 44, wrzesień 2020
E Y% >>ǜ / mhȴ `<\ E/ y `h E \ / ȭ L h 'L `/%' L ǝǟ <D E E Y% / `hL > <h\ E Dȴ
MIESIĘCZNIK DLA ŚLĄSKA CIESZYŃSKIEGO
NOWE MINI COUNTRYMAN HYBRYDA PLUG-IN.
ISSN: 2543-8751 / Cena: Bezpłatny
NA POMOC
CIESZYNOWI Zbrodnie serca Szyldy
Ocalić Olzę
Covidowe porządki
Kobieta w polityce
Tylko koni żal
W STAREJ CEGIELNI Polska od 15,00 zł
Czechy od 16,80 zł
Holandia od 38,80 zł
Anglia od 41,80 zł
Niemcy od 32,80 zł
Słowacja od 20,10 zł
u ;7j ৵ v of; -h-1f; -v-৵; Ҍ -hb;| 7Ѵ- 7 of]- Ҍ ";vf; u;Ѵ-hv-1 fm; Ҍ -mb1 u; Ҍ ;7b1 u; Ҍ b;Ѵ<]m-1f- | -u Ҍ ubo|;u-rb,-0b;]bĹ v 1 rѴ-f.1;ķ o7lj-7 -f.1;ķ lo7;Ѵ f.1; v Ѵ ;|h<ķ -m| 1;ѴѴ Ѵb|o ;
ul. Kościuszki 33, Cieszyn (teren starej cegielni) tel. +48 512 790 260 / www.paczki123.pl Oferta biznesowa na www.olzalogistic.com
tel. +48 518 198 018, ul. Bielska 184, Cieszyn www.nowoczesneSPA.pl
rozkład Jazdy: kierunek Jazdy Ocalić Olzę i nadolzie
6-9
Wyższa brama na pomoc cieszynowi żołnierz spod Monte cassino białoruś walczy o wolność rezolucja w sprawie pracowników transgranicznych... kobieta w polityce
10-13 14-15 18-19 20-21 22-25
Mijanka na rynku praktyczne ćwiczenia z innowacyjności
26-27
stary targ porzóndzymy pogadamy - leszek richter
31-33
torebka jakby damska tęsknię za zmianą szyldy, czyli cieszyn mój widzę ogromny Mowa nienawiści przeminęło nie z wiatrem... W tramwaju z tatą - na placu zabaw covidowe porządki powakacyjny sOs dla skóry i włosów batony kokosowe tylko koni żal
38-39 40-41 42-43 44-45 46-47 48-49 50-51 52-53 54-56
kierunek sport Historia tour de pologne Fotoreportaż z tour de pologne Wsiadaj na rower i zdobądź odznakę Hokej w czasach zarazy
57 59-61 62-63 64-66
z a ŁO g a t r a M Wa J u: dYspOzYtOr: Wojciech krawczyk MOtOrniczY: urszula Markowska tel. 577 148 965 kOnduktOrzY: Fryderyk dral, Małgorzata perz dziaŁ Marketingu: piotr czerwiński tel. 602 571 638 pasażerOWie: amelia Witos, Florianus, Marcin Mońka, robert kania, iwona Włodarczyk, Jacek cwetler, dariusz bożek, rafał urbaczka, daniel korbel, stanisław przybysz-Malinowski, Mateusz Jonkowski, Wiesław Hołdys, karol cieślar zaJezdnia: cieszyn, ul. Mennicza 44 baza: Fundacja lOkalsi cieszyn, ul. bielska 184 drukarnia: drukarnia „kOluMb” 41-506 chorzów, ul. kaliny 7
ŹrÓdŁO zdJĘcia OkŁadki: www.fotopolska.eu opr. graficzne okładki rafał Łęgowski druk OkŁadki: drukarnia „kOluMb” 41-506 chorzów, ul. kaliny 7
·
·
·
·
·
„Kierunek jazdy” - felietony „Wyższa brama” - tematy ważne „Most przyjaźni” - zza Olzy „Mijanka na Rynku” - polityka i gospodarka „Stary Targ” - gwara „Torebka jakby damska” - tematy różne „Kierunek kultura” - kultura „Kierunek sport” - sport „Przystanek na żądanie” - reklamy i artykuły sponsorowane Wydawca magazynu „Tramwaj Cieszyński” nie ponosi odpowiedzialności za treści reklam i art. sponsorowanych, a także za poglądy autorów zawarte w zamieszczonych tekstach. Reprodukcja oraz przedruk wyłącznie za zgodą wydawcy. Wszystkie materiały publikowane w niniejszym magazynie są własnością wydawcy i są chronione prawami autorskimi.
·
·
·
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
3
Nie ważne o co - ważne, że można się pokłócić Dość długo zastanawiałam się nad tym jaki temat poruszyć i jak rozpocząć kolejny numer Tramwaju Cieszyńskiego. Dzieje się sporo, można rzec, że dla dziennikarza czas żniw. Koronawirus i nadciągający kryzys gospodarczy zasłonił wszystko i stał się wytłumaczeniem każdej decyzji, nawet tej błędnej i kosztownej. Naród kłóci się o LGBT, co jak już wszyscy zdążyliśmy zauważyć stało się produktem politycznym zarówno dla partii rządzącej jak i opozycji. Na ulicę, w obronie katolickich rodzin, wyszli napakowani uczestnicy siłowni, ojcowie i mężowie atakując tych po drugiej stronie barykady, oczywiście w imię Boga. Trzeba jeszcze dorzucić wątek gestu hajlowania i mamy niezły bajzel. Do tego politycy kłócą się o pieniądze i przynajmniej w tym byli wszyscy zgodni, głosowali jednomyślnie za przytuleniem całkiem sporej podwyżki. Nie wyszło, senat odrzucił, a sami zainteresowani przerzucali się winą niczym gorącym ziemniakiem, byleby opinii publicznej się wytłumaczyć. Każdy konflikt jest lepszy niż jego brak, a przecież nie możemy być gorsi od innych. Cóż tam problemy naszych białoruskich sąsiadów… nasze są ważniejsze i szybkim krokiem zmierzamy do własnej rewolucji. Zazdrość to jednak podła cecha, a Polacy coraz odważniej marzą o własnej wojence. Oby się tym marzycielom szybko znudziło. Patrząc na dzisiejszą Polskę można tylko zapłakać. Przestaliśmy ze sobą rozmawiać, a zaczęliśmy się kłócić i walczyć. Komunikacja międzyludzka jest dzisiaj największym narodowym problemem, a raczej jej brak. Na naszym cieszyńskim podwórku również atrakcji nie brakuje. 13 sierpnia do burmistrz Cieszyna i przewodniczącego RM trafił wniosek o nadanie jednemu z rond w Cieszynie imienia Marii i Lecha Kaczyńskich. Nie zabrakło więc radnych, którzy pomysł oczywiście obśmiali informując o tym swoich facebookowych znajomych. No cóż, marzy mi się, by równie mocno promowali inne wnioski i interpelacje. Marzy mi się, również, by w końcu sami jakikolwiek wniosek złożyli. Można oczywiście z pomysłem dyskutować. Trochę już wszyscy mamy dość pomników i tablic pamiątkowych zarówno Kaczyńskich jak i innych prominentów. Jednak nie wiedzieć dlaczego chcemy uczcić ich pamięć właśnie w Cieszynie, choć wielu zasłużonych mieszkańców nadal nie doczekało się nazwy jakiegokolwiek ronda czy małej uliczki. Miałam przyjemność poznać Marię Kaczyńską, gdy jej mąż sprawował urząd Prezydenta Warszawy. Pani Maria była 4
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
ostatnią osobą, która chciałaby pomników i tego całego cyrku. Zawsze skromna i uśmiechnięta. Gdy wpadałam do niej na wywiad, obowiązkowa była najpierw herbata. Znała nas wszystkich dobrze i nie było szans na zadanie pytania dopóki nie opowiemy co u nas słychać. Sprawiała, że przychodziliśmy do niej jak do dobrej znajomej, a nie żony prezydenta. Nie zmieniła się nawet, gdy Lech Kaczyński został prezydentem RP. Do końca zachęcała wszystkich do dialogu i kompromisu. Nie milczała i nie stała w cieniu. Dobrze wiedziała, jak ważnym jest głosem polskich kobiet. Nie chciałaby być dzisiaj powodem sporów o nazwy rond, nie chciałaby być powodem poróżnienia wśród ludzi. Zanim więc zaczniemy się spierać i kłócić o kolejną, całkiem nieważną rzecz, spróbujmy dialogu i całkiem normalnych ze sobą rozmów. Cieszyn ma sporo dużych problemów, a jak pokazuje każda kolejna kadencja największy problem ma z komunikacją. Bywa, że sama, mimo wieku i doświadczenia nie rozumiem podejmowanych decyzji czy toczącej się narracji. Na moje pytania UM nie odpowiada. Nie tłumaczy i nie wyjaśnia. Mówimy, że w naszym kraju trwa władza totalitarna, ale w wielu miasteczkach i gminach taka władza jest sprawowana od dawna. Decyzje podejmuje burmistrz, rada jego pomysły może zawetować, ale w przypadku Cieszyna „veto” jest tylko symboliczne. Duża grupa radnych klubu pani burmistrz przepchnie wszystko, nie zabierając nawet głosu w sprawie. Według mojej oceny jest to najsłabsza Rada jaka kiedykolwiek zasiadała w Ratuszu. Zatem nawet taki głos, o nadanie nazwy ronda jest jakimś wydarzeniem. Przypuszczam, że większością głosów zostanie odrzucony. Jednak odrzucane są również całkiem dobre pomysły klubu radnych „Siła”. Jedyny racjonalny głos w radzie, który zazwyczaj jest ignorowany.
Beth Henley
ZBRODNIE SERCA premiera 5 września 2020, godz. 17:30 Reżyseria: Petr Kracik Przekład: Małgorzata Semil W rolach głównych: Joanna Litwin Anna Paprzyca / Małgorzata Pikus
W pozostałych rolach: Barbara Szotek-Stonawski Kamil Mularz / Grzegorz Widera
Teatr zastrzega sobie prawo do zmian w repertuarze
Terminy kolejnych spektakli: www.tdivadlo.cz
FELIETON
KIERUNEK JAZDY
fot. arch. Florianusa
Florianus
OCALIĆ OLZĘ i NADOLZIE
W tym roku minęło pół wieku od wielkiej powodzi, która zerwała Most Wolności na Olzie w Cieszynie. 19 lipca 1970 roku, kiedy powodziowa fala na Olzie kulminowała, a stan wody był o pięć i pół metra wyższy od normalnego, kilkunastu strażaków zostało posłanych do ratowania mostu. Pięciu z nich zginęło – jeden z OSP na Bobrku, a czterech z OSP w Pastwiskach. Dwóch ciał ofiarnych strażaków nigdy nie odnaleziono. Powódź porwała je gdzieś do Odry, a może jeszcze dalej. Mostu Wolności nie udało się ocalić. Pamiętam, że tamtego lata padało ciągle i nieustannie chyba przez dwa tygodnie. Byłem na wakacjach u moich dziadków w Kończycach Wielkich. Wylewała Piotrówka i dochodzące do niej rowy melioracyjne, a pola i łąki wzdłuż nich tonęły w wodzie, nie dało się tam wyprowadzić krów, bo stałyby w deszczówce po kolana i pewnie też by utonęły. Zbliżały się żniwa, a babcia z dziadkiem martwili się głównie tym, że deszcz powalił zboże i jak tak dalej będzie to wszystko zgnije. Wtedy jeszcze kosiło się zboże kosami, ewentualnie kosiarkami konnymi. Jak tu wejść w takie pole z powalonym, mokrym zbożem? A tu tymczasem zanosiło się na potop. Siedziałem w domu na kopcu, czytałem książki i słuchałem radia. Ale to nie z radia czy z telewizji dowiedziałem się, że w Cieszynie zginęło pięciu strażaków, lecz od ludzi, co jeździli do miasta do roboty. 19 lipca 1970 roku była niedziela. W poniedziałek chyba nie obyło się bez problemów z komunikacją autobusową, ale po południu już wiedzieliśmy, może od sąsiada kolejarza, co wrócił z nocki, że w Cieszynie utopiło się pięciu strażaków i woda zerwała most. Ciągle padało i nie były to wcale 6
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
wesołe opady jak w późniejszym przeboju Czerwonych Gitar. W ogóle 1970 rok, ostatni rok rządów Gomułki, był raczej ponury i skończył się masakrą robotników na Wybrzeżu. Wampir z Zagłębia nadal mordował kobiety na Śląsku, Górnik Zabrze po zdumiewających remisach z AS Romą przegrał w finale Pucharu Zdobywców Pucharów z Manchesterem City, misja Apollo 13 nie doleciała na Księżyc, rozpadł się zespół The Beatles. Młodzi – a ja też byłem wtedy bardzo młody - nucili wtedy „Let it Be”, ich ostatni wielki przebój, jakby mimowolnie, fatalistycznie uznając, że trzeba się zgodzić na to, co niesie czas, bo prawie wszyscy jeszcze wierzyli, że czas istnieje realnie. Granica na Olzie w Cieszynie była wtedy ścisła i pilnowana na obie strony przez wojska ochrony pogranicza dwóch bratnich, socjalistycznych państw – Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i Czechosłowackiej Republiki Socjalistycznej, której władze właśnie przykręcały śrubę swoim obywatelom w ramach normalizacji po inwazji wojsk Układu Warszawskiego w 1968 roku. Odbudowa mostu trwała prawie cztery lata. Aby trochę
KIERUNEK JAZDY
fot. arch. Florianusa
usprawnić mały ruch graniczny, w miejscu niegdysiejszej kładki Kametza, a więc pod zakładami dziewiarskimi „Juwenia”, na wysokości Młyńskiej Bramy, jeszcze w 1970 roku Czesi przerzucili prowizoryczny, żelazny most dla pieszych, który, zresztą dwa lata później porwała następna powódź. Odbudowany Most Wolności został oddany do użytku w 1974 roku. Nie wyglądał jednak tak pięknie, jak pierwszy most zbudowany w tym miejscu na początku XX wieku. A był to secesyjny Kaiser Franz Josef Brücke wzniesiony z okazji 55 rocznicy panowania umiłowanego przez cieszynioków Franza Josefa I, oddany uroczyście do użytku 18 sierpnia 1903 roku, a więc w dniu 73 urodzin Cysorza. Ale, odbudowany za Gierka, a odnowiony w 2010 roku z unijnym wsparciem finansowym Most Wolności na szczęście stoi i miejmy nadzieję, że jeszcze parę dobrych lat postoi. I że już nikomu nie przyjdzie do głowy, żeby go zamknąć pod pozorem epidemii albo na przykład zablokować ze względu na uchodźców i znowu obsadzić wojskiem. Teraz, odkąd po zniesieniu pandemicznej blokady granicy został ponownie otwarty z początkiem lipca, czuję wielką radość za każdym razem, kiedy przez niego przechodzę. I rzeczywiście czuję na nim smak wolności. Nowe poczucie nadrzecznej, pogranicznej wolności jest jednym z efektów epidemii. Wiosną, kiedy koronawirusowa pandemia się rozpędzała, granica została zamknięta i obsadzona najpierw przez policję, a potem przez wojsko. Jak w najbardziej mrocznych okresach minionego stulecia odkąd państwowa granica w tym miejscu istnieje. Kiedy w polskim państwie wprowadzono de facto zakaz wychodzenia z domu, a trzy osoby na ulicy stanowiły już niedozwolone zgromadzenie, koronawirusowa psychoza sprawiła, że nawet
wyjście na spacer nad Olzę wydawało się ryzykowną eskapadą. Starałem się wtedy wychodzić codziennie do Lasku Miejskiego i nad rzekę, aby nie zwariować. Wtedy wydawało się, że nic już nie będzie takie samo, jak przed epidemią, i nawet wiosna wydawała się przez nią skażona i napiętnowana. Wiosna tymczasem rozwijała się według odwiecznych praw przyrody zgodnie z rytmami słońca, księżyca i ziemskich żywiołów. Woda nie przestała w rzekach płynąć, trawa rosnąć, zazieleniły się drzewa, zakwitły kwiaty. Przyroda odczuła nawet pewną ulgę, bo ludzie wstrzymali swoje absurdalne, nawykowe i szkodliwe zachowania nastawione na jej niszczenie, chcąc nie chcąc przestali jeździć samochodami i latać samolotami, dzięki czemu na jakiś czas zmniejszyło się zatruwanie powietrza. Przyroda się nie zatrzymała, drzewa się zazieleniły, wylęgły się ptaki, wypełzły żaby, w amfiteatrze przestały parkować samochody, stoki pożółkły od mniszka lekarskiego, a nad rzeką pod drzewami rozkwitły całe pola czosnku niedźwiedziego. W dodatku do wyludnionego miasta coraz śmielej zaczęły wchodzić zwierzęta. W okolicach supermarketów i dyskontów widywano sarny. W Olzie pojawiły się ławice półmetrowych ryb. Widziałem je na własne oczy kawałek za Mostem Wolności, kiedy chodziłem tam w kwietniu i maju, tęsknie raz po raz popatrując na czeską stronę. Z czasem, w miarę odwoływania epidemicznych restrykcji, ruch nad Olzą w Cieszynie nie tylko wrócił do poprzedniej normy, ale stał się jakby bardziej intensywny. Ludzie skierowali się na miejskie obszary zielone i nadrzeczne instynktownie. Szukali tam ulgi od własnych czterech ścian, w których musieli się zmagać z mniej lub bardziej realnymi zagrożeniami zewnętrznymi, swoimi kłopotami, frustracjami, codziennym TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
7
KIERUNEK JAZDY
mozołem związanym z ciągłą obecnością dzieci, które trzeba było doglądać w lekcjach on-line, czasem też z chorymi, zniedołężniałymi rodzicami, którzy wymagali opieki, w ciasnym mieszkaniu jakoś radzić sobie z nadmiarem osadzonych w miejscu bliskich, a przy tym ze zdalną pracą, przedwyborczą propagandą i polityczną paranoją. Niektórzy przeszli przez narzucony reżim kwarantanny, inni narzucili go sobie sami. Wtedy każdy skrawek zieleni dawał pocieszenie, a zielona okolica z świergoleniem ptaków i szumem rzeki miała niemal rajski blask. Wychodziłem wtedy nad Olzę i marzyłem o dniu, kiedy z mostów odejdą desantowcy, odjadą policjanci i będzie znowu można przejść przez Most Wolności na drugą stronę, przemierzyć Park Sikory i iść jeszcze dalej, wzdłuż ogródków działkowych, do trzeciego jazu, a potem wrócić jakby nigdy nic przez Most Sportowy i lasek miejski do domu. Marzyłem także o dniu, kiedy będzie można po prostu pójść na dworzec kolejowy w Czeskim Cieszynie i pojechać sobie na przykład do Pragi albo na Słowację. No i w końcu politycy poszli po rozum do głowy i granice otworzyli, a mosty odblokowali. W połowie sierpnia wróciłem do Cieszyna po paru tygodniach za granicą i idąc z dworca kolejowego w Czeskim Cieszynie, przechodząc przez Most Wolności na Olzie, zauważyłem, że po polskiej stronie pojawił się jakiś nowy, niebieski element na brzegu rzeki koło zabudowań pozostałych po przejściu granicznym, w pobliżu trasy rowerowej. Ale najważniejsza zmiana, która rzuciła mi się w oczy, polegała na tym, że wody w Olzie było znacznie mniej niż przed trzema tygodniami. Po niespodziewanie wilgotnym, burzliwym i deszczowym lipcu, sierpień był gorący i suchy. Narastająca, wczesną wiosną budząca obawy susza nie wzmogła się, ale też wyraźnie nie ustąpiła. Stan wody na Olzie w Cieszynie w epidemicznym sierpniu jednak znowu się obniżył. Następnego dnia po powrocie wyszedłem nad Olzę na swoją rytualną przechadzkę, a przy tym żeby zobaczyć, co to za obiekt został umieszczony tuż przy wodzie za Mostem Wolności. Okazało się, że to coś jakby zaczątek mola, który powstał w ramach międzynarodowego projektu Mood for Wood, realizowanego przez młodych projektantów z krajów wyszehradzkich. Wstawiono więc przy wodzie coś jakby pomost, ale nie wchodzący do wody. Mood for Wood w wolnym tłumaczeniu znaczy nastrój na drewno. Rzeczywiście nowy quasipomost jest drewniany. Na niebieskich deskach umieszczono także obszerną metryczkę nowego obiektu. Nazywa się #point of blue i według jego twórców jest meblem miejskim - platformą przeznaczoną do wypoczynku w formie siedzenia lub leżenia. W dodatku powstał regulamin platformy #point of blue, który określa prawa 8
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
i obowiązki korzystających z niej osób, z którym należy się zapoznać przed wejściem na mebel. W regulaminie pisze się, że w związku z zagrożeniem i urazami w trakcie korzystania z niebieskiej platformy surowo zabrania się: palenia papierosów, w tym e-papierosów, spożywania alkoholu i środków odurzających, palenia ognisk i używania otwartego ognia w pobliżu platformy, skakania po konstrukcji, używania ostrych narzędzi lub przedmiotów podczas korzystania, wchodzenia w obuwiu na obcasie lub w stanie nietrzeźwości. To bardzo przewidująco sformułowana lista możliwych zachowań, która dla niektórych może być nawet inspirująca. Zasadniczo należy z platformy korzystać zgodnie z jej przeznaczeniem. No dobrze, pomyślałem sobie, niech będzie. Let it Be. Wszedłem na niebieski pomost, postałem chwilę, popatrzyłem w mętny po burzy nurt Olzy z lekkim zakłopotaniem i po chwili zeskoczyłem z mebla na brzeg, aby skierować się dalej, przez Most Wolności, na czeską stronę. Idąc bulwarem na zachodnim brzegu, zaraz za Strzelnicą zauważyłem następny nowy, drewniany obiekt. Ta platforma z niemalowanych desek miała kształt trójkątnej miski. Baraszkowała na niej gromadka dzieci w wieku przedszkolnym a małe, najwyżej trzyletnie pacholę wspinało się do krawędzi trójkąta, a właściwie nawet do jego szpica wystającego na wysokości co najmniej jednego metra, skąd – bardziej wyobraziłem sobie niż pomyślałem - łatwo można było spaść i złamać sobie nóżkę, będąc takim żądnym przygód berbeciem. Kilka metrów dalej pod drzewami stała jego mama, która wołała go już trochę niecierpliwie zamiast go asekurować. Poszedłem jednak dalej trochę niespokojny o los małego wspinacza, a niedługo, w oddali niemal na środku rzeki, na tle Sportowego Mostu, zobaczyłem następną drewnianą konstrukcję. Coś jakby klatka na wielkie zwierząta wchodziła niemal do rzeki na końcu cypla w miejscu, gdzie Puńcówka wpada do Olzy. Poszedłem tam ciekawy, co to właściwie jest za obiekt, platforma czy mebel. Ponieważ jednak akurat chwilkę przede mną przyjechała tam młoda para na rowerach, nie chciałem jej zakłócać romantycznej idylli moimi oględzinami. Para może czuła mood for wood, ale z bliższej odległości ten modernistyczny z ducha obiekt przypominał nie tylko klatkę, ale wręcz szubienicę. I w ślad za tym skojarzeniem zaraz przeleciało mi przez głowę, że przecież stąd niedaleko do miejsca pamięci o egzekucji pod Wałką. Ponieważ przez chwilę miałem nadzieję, że para rowerzystów odjedzie, przyjrzałem się trochę bardziej dokładnie miejscu, gdzie byłem. To tak zwany Skwer Miast Partnerskich. Miasto Cieszyn podpisało kiedyś umowy o partnerstwie z kilkoma miastami w Europie, ale już od wielu lat nie ma faktycznie żadnej partnerskiej
KIERUNEK JAZDY
fot. arch. Florianusa
aktywności na przykład ze szwajcarską Lucerną czy z belgijskim Genk. Ach, można by powiedzieć, przecież partnerstwa przemijają. Mieliśmy partnera, a potem się z nim rozstajemy. Przemijają nawet wielkie miłości. Nie ma się co czepiać. Zdumiało mnie jednak, że na Skwerze Miast Partnerskich między Mostem Sportowym a cyplem stoi aż dziesięć latarń. To chyba najlepiej oświetlone nocą miejsce w całym mieście. Toż to absurd jakiś jest. Po co w tym miejscu aż tyle latarń? Kto tu po zmierzchu przychodzi i właściwie po co miałby przychodzić? Jakie cele przyświecały kreatywnemu projektantowi, że aż tak bardzo naświetlił ten skwer nad graniczną rzeką? Może w tym był jakiś ukryty zamiar? A może komuś się opłaciło wstawić tam dziesięć latarń, choć wystarczyłyby dwie, a może nawet ani jedna nie byłaby potrzebna? Podczas epidemicznego, wiosennego lockdownu władze Czeskiego Cieszyna wyłączały latarnie na noc, a po polskiej stronie, mimo zakazu wychodzenia z domu, latarnie nad Olzą świeciły w najlepsze. Trzeba pokazać światu, że energii elektrycznej wyprodukowanej z węgla jest w Polsce dostatek. Jak już postawili te latarnie, to niech świecą. Niech na całym świecie kryzys klimatyczny, a my mamy węgiel śliczny, za to niskokaloryczny... A może chodziło o to, żeby doświetlać wzrost roślinności na pobliskiej łące? Niestety, łąka pod Mostem Sportowym mało już przypomina pachnącą i kwitnącą łąkę sprzed roku czy dwóch lat, w odróżnieniu od łąki po stronie czeskiej, która nadal fantastycznie kwitnie. Dlaczego wykoszona parokrotnie łąka po polskiej stronie to teraz raczej nieużytek z pokrzywami, chwastami i badylami? Dlaczego w tym mieście tak trudno przyjmuje się myślenie i działanie sprzyjające naturze? Rowerzyści spod klatki na Olzie nie wyjechali, poszedłem więc dalej, w stronę Lasku Miejskiego. Tam przy placu zabaw, niedaleko kaskady też powstał drewniany obiekt w ramach warsztatów Mood for Wood, ale już został uszkodzony i odgrodzony biało-czerwoną taśmą i znakiem Stop! Nie dotykać! Miejskie meble od
razu sprowokowały wandali. Nie minęło kilka dni, a już niektóre z nich zostały zaatakowane, uszkodzone, zepsute, zniszczone. Co to za ludzie mieszkają w tym mieście? Gdzie ta sławna kultura jego mieszkańców? Jak się tu wychowuje dzieci? Jakimi wartościami żyje młodzież? Jaka jest ich wrażliwość na sprawy publiczne i problemy naturalnego środowiska? Czego ich uczą nauczyciele? O czym się głosi kazania w kościele? Ludzie mają w sobie sporo frustracji i agresji, którą wyładowują bezrozumnie, na ślepo, w jakiejś niezrozumiałej nienawiści. I nawet koronawirus tego nie uśmierzył. Jestem ciekaw jak długo ostaną się w mieście obiekty z warsztatu młodych projektantów Mood for Wood. Chcieli pomóc poprawić przestrzeń publiczną nad Olzą, ale w gruncie rzeczy jej nie poprawili, tylko narazili na dalszą agresję i zniszczenia. Przestrzeń nad Olzą potrzebuje prawdziwej ochrony i działania sprzyjającego nie tyle ludziom, ile tutejszej naturze. Interes człowieka i interes przyrody powinien tu być zrównoważony. Nie trzeba zmieniać brzegów Olzy w Cieszynie w plac zabaw i lunapark. Ludzi trzeba edukować nie tyle o historii, ile o tym, jak nie zachowywać się destruktywnie wobec Matki Ziemi. W imię poprawy przestrzeni publicznej nie powinno się naruszać resztek ekosystemu, który i tak jest tu miażdżony przez ruch samochodowy, zwłaszcza przez TIRy. W rzece i na jej brzegach mieszkają zwierzęta, rosną rośliny i to one są ofiarami radosnej działalności poprawiaczy przestrzeni publicznej. Zamiast wstawiać tam nowe obiekty, należałoby racjonalnie, działając na rzecz natury, odejmować je stamtąd. Można by zacząć od systematycznego, dokładnego usuwania śmieci. Tak zwany Ogród Dwóch Brzegów jest ogrodem coraz mniej, a właściwie nigdy nim nie był. Co do tego nie trzeba mieć złudzeń. Obłudnie pieścimy się tylko nazwą, dzięki której udało się swego czasu pozyskać kasę z Unii. A obszar nad Olzą po polskiej stronie z roku na rok coraz bardziej ulega degradacji. Może już czas, by jakaś jednostka tutejszego samorządu terytorialnego wystąpiła do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej z odpowiednim wnioskiem. Na przykład na usunięcie zbędnych latarni, rekultywację i posadzenie drzew. Niech cieszyniocy, którzy uwielbiają kosić i wycinać, w końcu spróbują dorosnąć do idei ogrodu dwóch brzegów i potraktują ją serio. Olza jest naszą rzeką domową. Ludzka aktywność w pobliskiej przestrzeni publicznej nie powinna naruszać jej domowego, naturalnego miru. Olza jest naszą świętą rzeką, pradawnym skarbem, który trzeba ocalić. Cieszmy się nią rozumnie i szanujmy ją, póki jeszcze nie wyschła.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
9
9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 1 9 919 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 NA POMOC 1 9 9 1 1 9 1 9 1 1919 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 9 1 191 CIESZYNOWI! 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 9 1 9 1 9 191 919 1919 1 1 9 9 1 1 9 1 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 1 9 9 1 1 9 1 9 1 9 9 1 1 9 9 1 9 19 1 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 9 1 9 1 9 1 1919 WYŻSZA BRAMA
Daniel Korbel
Żołnierze Pułku Piechoty Ziemi Wadowickiej pierwsi i najliczniej wsparli obronę Śląska Cieszyńskiego w styczniu 1919 r. To oni właśnie oddali pierwsze strzały w wojnie z Czechami i to z ich szeregów pochodzili pierwsi zabici w tym konflikcie.
Pułk Ziemi Wadowickiej, który otrzymał później nazwę 12 Pułk Piechoty (12 pp. - i tej krótszej będziemy używać) – wzmocnił polskie siły w regionie jeszcze przed wybuchem wojny. W styczniu 1919 r. w związku z odesłaniem batalionu (ponad 400 ludzi) z Pułku Ziemi Cieszyńskiej pod Lwów, na Śląsk Cieszyński przysłano batalion 12 pp. Około 340 jego żołnierzy obsadziło Bogumin, a słaba kompania (75 ludzi) stanęła w Skoczowie. Dla liczących ok. 2 500 (w tym ok. 2000 żołnierzy pułku cieszyńskiego i ponad 540 umundurowanych i uzbrojonych żandarmów) sił podlegających płk Franciszkowi Latinikowi, było to bardzo duże wzmocnienie. Dowódcą wadowickiej piechoty był kpt. Władysław Mielnik, a dowódcą całego garnizonu bogumińskiego ppłk Stanisław Nałęcz-Mroczkowski. Już 22 stycznia 1919 r. wieczorem zaalarmowali oni krakowskie Dowództwo Okręgu Generalnego o tym, że 23 stycznia nastąpi czeski atak. Meldunek ten został jednak w Krakowie zlekceważony. Ppłk Mroczkowski podjął więc decyzję, by już wieczorem 22 stycznia rozpocząć odsyłanie taboru kolejowego z Bogumina. Sytuacja była tym trudniejsza, że zgodnie z pkt. 5 polsko-czeskiej umowy z 5 listopada 1918 r. o tymczasowym rozdzieleniu Śląska Cieszyńskiego przy dworcu kolejowym w Boguminie stacjonowała kompania czeska.
fot. Henryk Kłuszyński, lekarz garnizonu bogumińskiego
10
fot. Kpt. Władysław Mielnik
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
Pierwsze strzały wojny
23 stycznia 1919 r. około godziny 8:00 rano polskie patrole zauważyły oddziały czeskie przemieszczające się z Gruszowa w kierunku na Bogumin i otwarły do nich ogień. Były to dwie czeskie kompanie batalionu bogumińskiego, które próbowały odciąć Bogumin-Dworzec od Starego Bogumina, gdzie mieszkało wielu Polaków. Informacje o sile czeskiego ataku przekazano ppłk. Mroczkowskiemu. Ten zareagował szybko i stanowczo, wydając rozkaz natychmiastowego rozbrojenia i wzięcia do niewoli stacjonującej przy dworcu czeskiej kompanii. Liczyła ona prawie 200 żołnierzy i oficerów. Kpt. Mielnik do akcji tej skierował jedną kompanię wzmocnioną plutonem ppor. Seweryna Jeschiwe. Około godz. 11:00 wydzielony oddział brawurowo zajął kwatery zaskoczonych czeskich żołnierzy i przy niewielkim oporze rozbroił ich i wziął do niewoli. Czesi mieli tylko kilku rannych, ale zginęło 2 polskich żołnierzy i były to pierwsze ofiary śmiertelne rozpoczynającej się wojny. W czasie gdy walczono wokół Bogumina, po godz. 11:00 samochodami z Morawskiej Ostrawy do Cieszyna, do płk. Latinika przybyli oficerowie Ententy (francuscy, angielski, włoski i amerykański) przedstawiający się jako „Komisja Międzysojusznicza”. Żądali w formie ultimatum wycofania do godziny 13:00 wszystkich wojsk polskich za rzekę Białą, do Małopolski. Płk Latinik przytomnie odpowiedział, że musi się skontaktować z władzami w Warszawie. Fałszywa (bo nie posiadająca żadnych uprawnień) komisja nie czekała, tylko wróciła do Ostrawy. Kiedy z Cieszyna wyjeżdżała fałszywa komisja, po godz. 13:00 również do dowództwa polskiego w Boguminie przybył czeski mjr Sykora wraz z oficerami w mundurach angielskich i francuskich. Przekazał ppłk. Mroczkowskiemu list od francuskiego ppłk. Antoine Gillaina z informacją, że to wojska koalicyjne
19 9 1 9 1 9 1 9 1 9 1 9 9 1 1 19 9 1 9 1 9 1 9 1 9 1 9 9 1 1 9 9 1 91 9 1 9 1 9 1 9 1 9 9 1 1 9 9 1 91 9 1 9 1 9 1 9 1 9 1 19 Ententy zajmują Śląsk Cieszyński, a polski garnizon ma się z Bogumina wycofać. Ppłk Mroczkowski zgodził się na chwilowe zaprzestanie walki, chcąc skontaktować się z Cieszynem. Warunkiem zawieszenia broni było pozostanie oddziałów obu stron na swoich dotychczasowych pozycjach, ale mimo tych ustaleń, czeskie oddziały kontynuowały manewr okrążenia miasta. Z Cieszyna przyszedł rozkaz, aby kontynuować obronę, ale o godz.. 16:00 na teren dworca w Boguminie wjechał pociąg przewożący III batalion 21 pułk strzelecki czechosłowackiej legii francuskiej. Legioniści czescy wykorzystali konsternacje polskich żołnierzy, zaskoczonych ich francuskimi mundurami i okrążyli polskie pozycje na dworcu. Sytuacja stała się beznadziejna, ustalono wprawdzie, że polscy obrońcy będą mogli wycofać się pociągiem do Piotrowic. Jednak kiedy kolejnym pociągiem na teren dworca bogumińskiego wjechał czeski II batalion 54 pp. i przewaga atakujących była już przytłaczająca, wbrew prowadzonym pertraktacjom polski garnizon (ponad 240 ludzi) został podstępnie rozbrojony i wzięty do niewoli. Niestety, mimo że w Cieszynie głównodowodzący płk Latinik miał w rezerwie co najmniej 700 żołnierzy, przez cały dzień, nie wysłał nawet jednej kompanii (100-120 ludzi), aby zabezpieczyła drogę odwrotu obrońcom Bogumina…
WYŻSZA BRAMA
Czarny dzień Pułku Wadowickiego Wśród pierwszych polskich posiłków, które zaczęły już od 23 stycznia wieczorem napływać do Cieszyna była też 6 kompania „żywiecka” 12 pp. por. Lachety. Kiedy 24 stycznia wojska czeskie zaatakowały przez Przełęcz Jabłonkowską i tunele w Mostach, z trudem były powstrzymywane przez trzynieckich milicjantów. Na pomoc przybyła właśnie komp. „żywiecka”. Czesi zrezygnowali z kontynuowania działań na tym kierunku i wycofali się do Czadcy. 24 stycznia przed południem do Cieszyna przybyły także kolejne dwie kompanie (10 i 11) z 12 pp. Jednocześnie Dowództwo Okręgu Generalnego w Krakowie po wzięciu do niewoli polskiego garnizonu Bogumina nakazało Dowództwu Okręgu Wojskowego w Wadowicach sformowanie dodatkowego oddziału, który jeszcze 24 stycznia wieczorem przybył koleją do Zebrzydowic. Na czele tego półbatalionu (w sumie 240 ludzi) stanął kpt. Cezary Haller. Kompania ppor. Henryka Tauba, obsadziła Zebrzydowice, a ppor. Stanisława Karolusa Kończyce Małe. Niestety 26 stycznia wcześnie rano wojska czeskie dzięki znacznej przewadze liczebnej i zaskoczeniu rozbiły te oddziały. Zginął na polu walki kpt. Haller, a śmiertelnie ranny ppor. Taub zmarł w czeskim szpitalu. Śmierć poniosło także co najmniej 10 żołnierzy, wielu było rannych, a około 100 dostało się do niewoli, resztki wycofały się na Pruchną. Jednocześnie z tym uderzeniem nastąpił skoordynowany z nim atak w kierunku na Łąki, Stonawę i Olbrachcice. Stonawy broniła 11 komp. 12 pp. dowodzona przez por. Bronisława Kawałkowskiego. W czasie 8 godzinnego zażartego boju, polscy żołnierze ulegli jednak przewadze liczebnej wroga i zostali rozbici. Z pośród 21 obrońców, którzy oddali życie w tej bitwie, kilku (7-8) zostało jako ranni lub poddający się do niewoli zamordowani przez czeskich żołnierzy z I batalionu 21 ps. czechosłowackiej legii francuskiej. W dniu 26 stycznia zginęło co najmniej 30 żołnierzy i 2 oficerów 12 pp., a kilkakrotnie więcej zostało rannych. Były to największe dzienne straty w zabitych w czasie całej wojny. Niestety ani kpt. Haller walczący przeciwko 2 batalionom, ani bohaterscy obrońcy Stonawy broniący się przed liczniejszym przeciwnikiem, nie doczekali się żadnej pomocy od płk Latinika, który w Cieszynie zgromadził prawie 1 000 żołnierzy (w tym dwie komp. z 12 pp.) w odwodzie…
1 9 1 >>9 1 9 1 9 1 9 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 191 19
fot. kpt. Cezary Haller (u góry), ppor. Henryk Taub (po lewej), ppor. Stanisław Jan Karolus (po prawej)
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
11
9 9 1 1 91 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 1 9 919 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 9 1 191 9 9 1 1 9 1 9 1 9 9 1 1 9 1 9 1 9 9 1 1 9 9 1 91 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 9 1 1 9 1 9 19 9 1 9 1 9 1 9 1 9 1 19 WYŻSZA BRAMA
fot. por. Bronisław Kawałkowski, plutonowy Karol Waluś (zginął w Stonawie)
Konsekwencje tych klęsk, były druzgocące. Bierny i tracący kontrolę nad przebiegiem walk płk. Latinik około godziny 14:00 otrzymał informacje o całkowitym rozbiciu oddziału kpt. Hallera. Ważna linia kolejowa, tzw. kolej północna, z Zebrzydowic do Dziedzic pozostała bez jakiejkolwiek osłony. Istniało realne zagrożenie wejścia dużych sił czeskich między Cieszyn i Skoczów i okrążenia sił polskich, znajdujących się jeszcze nad Olzą. Płk Latinik podjął więc decyzję o wycofaniu wojsk na nową pozycję opartą o linię rzeki Wisły. Nocny odwrót, źle i chaotycznie przeprowadzony, doprowadził do dużych (kilkuset żołnierzy) i nieodwracalnych strat w „zaginionych” przede wszystkim z szeregów cieszyńskiego pułku. 6 komp. „żywiecka” 12 pp. na pozycjach w Jabłonkowie i Mostach otrzymała rozkaz o odwrocie zbyt późno i unikając groźby niewoli musiała cofać się przez góry na Żywiec. Żołnierze musieli w środku zimy, mroźną nocą przejść zaśnieżonymi górskimi drogami kilkadziesiąt kilometrów. Konsekwencją były duże straty marszowe (w chorych i osłabionych). Przed południem 27 stycznia, niebroniony Cieszyn został zajęty przez patrol czeski (1 oficer i 4 żołnierzy), który do miasta wjechał samochodem osobowym...
czas zasilane posiłkami liczyły ok. 15 000, z czego na froncie i jego najbliższym zapleczu ponad 10.000. Oddziały 12 pp. w ugrupowaniu polskim zajmowały następujące pozycje: miasta Strumień na zachodnim brzegu Wisły broniła kompania szturmowa pod dowództwem ppor. Stanisława Łobodzińskiego. W Drogomyślu przy moście drogowym stacjonowała zbiorcza kompania oznaczona nr 264, złożona z żołnierzy 8 pp., grupki ułanów i z 12 pp (prawdopodobnie z rozbitego półbatalionu kpt. Hallera), dowodzona przez por. Staszewskiego i wzmocniona dwoma karabinami maszynowymi. Od drewnianego mostu w Ochabach Wielkich przez Ochaby Małe do Wiślicy – dowodził żołnierzami por. Józef Mazur mający do dyspozycji 10 i 12 komp. 12 pp., wzmocnioną plutonem karabinów maszynowych z cieszyńskiego pp. W Simoradzu odwodem obrony odcinka była 2 komp. 12 pp.
Wytrwali do końca Pierwsze 4 dni wojny przyniosły wojskom polskim wielkie straty, pokazały także brak przygotowania obrony i nieudolność dowództwa. Oficerowie i żołnierze, byli wstrząśnięci i przygnębieni przebiegiem walk i oddaniem Cieszyna. Jednak w bitwie pod Skoczowem (szeregu starć, w dniach 28-30 stycznia 1919 r. na całej długości frontu, od Strumienia po Ustroń) również oddziały 12 pp. dalej biły się dzielnie. Siły polskie, wzmacniane do końca bitwy skoczowskiej (m.in. kolejnymi dwoma kompaniami 12 pp.), w dniu 30 stycznia liczyły prawie 5.000 ludzi wspartych silną artylerią i pociągiem pancernym „Hallerczyk”. Oddziały czeskie również cały 12
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
Fot. chor. Stefan Górnisiewicz, (rząd 1, po lewej) szeregowi: Józef Fidorek, (rząd 1, prawej) Józef Jano, (rząd 2, po lewej) Józef Namysłowski, (rząd 2, poprawej) Julian Mroczek (ostatnie)
9 1 9 19 1 1 9 1 9 1 9 1 9 1 9 1 9 1 919 9 1 9 1 9 1 9 1 9 1 9 9 1 1 19 9 1 9 1 9 1 9 1 9 1 9 9 1 1 9 1 9 1 9 1 9 1 9 1 9 1 9 1 9
WYŻSZA BRAMA
Bitwa pod Skoczowem
28 i 29 stycznia Czesi atakowali wielokrotnie w rożnych miejscach polskiego frontu, siłami od kompanii do batalionu, starając się rozpoznać polskie pozycje i znaleźć w nich słabe punkty. Na północnym odcinku większy atak nastąpił w Ochabach Małych, gdy dwie czeskie kompanie próbowały sforsować Wisłę, ale został odparty przez kompanie 12 pp, dowodzone przez por. Mazura wspierane ogniem polskiej artylerii. Niestety bardzo słabo obsadzono linię obrony pomiędzy Kisielowem, a rzeka Wisłą i wsią Nierodzim. Dopiero 28 stycznia do Skoczowa dotarła osłabiona 6 komp. „żywiecka” 12 pp. i to jej niewystarczającym siłom powierzono ten dotychczas praktycznie nieobsadzony odcinek. Wykorzystali to Czesi szukający luki w polskiej obronie i 29 stycznia silne patrole 35 pp. czechosłowackiej legii włoskiej zajęły słabo obsadzony Ustroń wraz z mostem i kładkami przez Wisłę. Najcięższe walki rozgorzały 30 stycznia na całej linii frontu. Czesi odrzuceni szarżą pociągu pancernego „Hallerczyk” od mostów w Drogomyślu, posuwając się tuż przy granicy z Górnym Śląskiem (obsadzonej przez Niemców), zaatakowali miasto Strumień. Po krótkim oporze komp. szturmowa 12 pp. ppor. Łobodzińskiego musiała się wycofać za Wisłę, ale wzmocniona posiłkami nie pozwoliła wrogowi przejść przez rzekę. Bardzo silny atak przeprowadzili Czesi z Dębowca na Simoradz, gdzie broniły się cztery polskie kompanie (w tym jedna z 12 pp. ). Po prawie 10 godzinach walk, atakujący musieli wycofać się na pozycje wyjściowe. Ciężkie walki trwały po osi drogi „cesarskiej” Cieszyn – Skoczów oraz o Kisielów. Na południowym odcinku frontu było, niestety, dużo gorzej. 6 komp. „żywiecka” z 12 pp. wsparta tylko patrolami szwoleżerów została wyparta ze wsi Nierodzim. Czesi zajęli też most w Lipowcu i silnymi patrolami zaczęli penetrować wschodni brzeg Wisły. Do wieczora kontrataki polskich odwodów odrzuciły wroga na pozycje wyjściowe. Płk Latinik uznał bitwę za przegraną i wydał podległym wojskom rozkaz przygotowania do odwrotu. Cały plan obrony opartej na największej przeszkodzie naturalnej w regionie – rzece Wiśle, w wyniku zajęcia przez Czechów Ustronia i jego mostów, został „wywrócony”. Na szczęście po godz. 20 do Skoczowa przybyli czescy parlamentariusze z propozycja rozejmu, którą przyjęto co zakończyło wojnę. Pułk Piechoty Ziemi Wadowickiej w obronie Śląska Cieszyńskiego bił się ofiarnie i dzielnie. Skuteczną obronę Bogumina, Czesi złamali przez podstęp, oszukując polskie dowództwo. W pierwszych dniach wojny, kiedy głównodowodzący płk Latinik popełniał największe
Fot. Oficer garnizonowy 12 pp. w Wadowicach Karol Wojtyła (senior) ojciec Jana Pawła II, pomagał organizować i wysyłać posiłki do Cieszyna.
błędy, a posiłki z głębi kraju dopiero napływały, to właśnie oddziały 12 pp. były rdzeniem obrony. Jego żołnierze (w sumie ponad 1000) pochodzili z Wadowic, Oświęcimia i okolic Żywca. Mimo, że ponieśli największe straty w zabitych i rannych spośród wszystkich polskich oddziałów, nie upadli na duchu i do końca odważnie walczyli w obronie Śląska Cieszyńskiego. Cześć ich pamięci! Część fotografii żołnierzy i oficerów 12 pp., uczestników wojny z Czechosłowacją udostępnili: Stefan Król, Józef Stec i Adam Leśniak – Dziękujemy!
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
13
WYŻSZA BRAMA
Ja
cek
Cwet
ler
ŻOŁNIERZ spod MONTE CASSINO buduje goc załkowicki zbiornik wodny
Po zakończeniu ii wojny światowej, wrócił z Wielkiej Brytanii do Polski, do Zabrzega i podjął się pracy przy budowie zbiornika wodnego w Goczałkowicach. Przyczynił się tym samym do zalania Zarzecza, miejsca swych urodzin i dzieciństwa. Pod wodą znalazł się kościół pw. nMP Śnieżnej, w którym był ochrzchony, kaplica pw. nMP Gołyskiej, w której bywał na nabożeństwach z rodzicami oraz siedmioklasowa szkoła, którą ukończył z wynikiem dobrym.
Dziwnie czasem plotą się ludzkie losy, a życie Józefa Sosny jest tylko dobitnym przykładem, że tak właśnie bywa. Urodził się w miejscu, którego dziś w większej części już nie ma na mapie Polski (zachował się tylko fragment wsi, pod nazwą Zarzecze, gmina Chybie, powiat cieszyński), jest pod wodą. Sam przyczynił się do „zniknięcia” Zarzecza, podejmując pracę przy stawianiu zbiornika wodnego i umierając, w kwiecie wieku, przy tejże budowie. Został pochowany na cmentarzu w Zabrzegu, niedaleko od korony zapory, która trzyma wody nad zalanym Zarzeczem. Jego wojenne losy w czasie II wojny światowej to także gotowy scenariusz, na kilka dobrych filmów wojennych i sensacyjnych. Ad rem Nasz dzisiejszy bohater, Józef Sosna, urodzil się 14 listopada 1909 roku, w rodzinie Michała i Zuzanny z domu Piekarczyk, we wsi Zarzecze, jednej z najstarszych miejscowości na Śląsku Cieszyńskim. Nazwa „Zarzecze” po raz pierwszy pojawia się w dokumencie protekcyjnym bpa wrocławskiego Wawrzyńca, z 25 maja 1223 roku, wydanym na prośbę księcia opolsko-raciborskiego Kazimierza dla klasztoru promonstrantek w Rybniku. W dokumencie tym wymieniono 30 miejscowości kasztelanii cieszyńskiej, zobowiązanych płacić dziesięcinę dla wrocławskiego biskupa. Wśrod tych miejscowości jest Zarzecze, a raczej Zasere, bo tak w dokumencie jest zapisane. 14
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
Dzieciństwo spędzał mały Józio, w Zarzeczu, Chybiu, Zabrzegu i Strumieniu. Ukończył siedmioklasową szkołę w Zarzeczu i w wieku 15 lat podjął pracę przy regulacji rzek, m.in. Wisły, Iłownicy, Wapienicy i Białej. W 1932 roku został powołany do odbycia służby wojskowej. Służył w 4 Pułku Strzelców Podhalańskich w Cieszynie. Po przejściu do cywila powrócił do pracy przy regulacji rzek, zatrudniając się w Zarządzie Wodnym w Pszczynie, na stanowisku robotniczym. Budował wały rzek, pogłębiał koryta rzek, stawiał mosty i mostki, prowadził prace melioracyjne oraz zabezpieczenia przeciwpowodziowe. W spółce tej pracował aż do wybuchu II wojny światowej. Rozkaz mobilizacyjny otrzymał 25 sierpnia 1939 roku i dzień później stawił się w swoim cieszyńskim pułku. Walczył przez całą kampanię wrześniową, z Niemcami oraz z Rosjanami. Jego jednostka była cały czas w odrocie, cały czas ewakuowała się na wschód i ostatecznie dotarła do Lwowa. Pod koniec września dostał się do sowieckiej niewoli, w której przesiedział aż do ogłoszenia amnestii dla Polaków przebywających w łagrach i ogłoszenia naboru do formowanego przez gen. Andersa Wojska Polskiego. Do Wojska Polskiego w ZSRR wstąpił 27 października 1941 roku. Wraz z II Korpusem armii gen. Władysława Andersa przeszedł szlak przez Persję, Syrię, Palestynę docierając ostatecznie do Włoch. W stopniu kaprala, walczył pod Monte
WYŻSZA BRAMA
Józef Sosna, plutonowy z 18 batalionu 5 Kresowej Dywizji Piechoty - fotografia portretowa. Na jego mundurze widać Odznakę za Rany i Kontuzje oraz baretkę Krzyża Pamiątkowego Monte Cassino. https://www.szukajwarchiwach.gov.pl/de/jednostka/-/jednostka/5971093/obiekty/402292
Krzyż Pamiątkowy Monte Cassino, baretka i baretka okuta. Fot. Wikipedia
Cassino, biorąc udział w kilkutygodniowych walkach o wzgórze i klasztor. Był kilkukrotnie ranny. Rozkazem dowództwa 5 Kresowej Dywizji Piechoty, z dnia 22 lutego 1945 roku, nadano mu Krzyż Pamiątkowy Monte Cassino (nr legitymacji 197830). Od 17 listopada 1944r. służył w 4 Wołyńskiej Brygadzie Piechoty, dochrapując się stopnia plutonowego. 11 września 1945 roku na podstawie rozkazu Szefa Sztabu Głównego Polskich Sił Zbrojnych został oddany do dyspozycji brytyjskich władz wojskowych i przeniesiony do jednostki w Cumnock Camp, do oddziału 12 Pol. Rfl. Bn, pod numerem ewidencyjnym 157/III, celem odesłania do Polski. Plutonowy Józef Sosna został skreślony ze stanu ewidencyjnego Polskich Sił Zbrojnych poza Krajem z dniem 17 grudnia 1946 roku. Z brytyjskiego stanu wojskowego został skreślony 9 stycznia 1947 roku i przeszedł do cywila. Natychmiast zgłosił się do Konsulatu Generalnego RP w Londynie, z podaniem o pozwolenie na powrót do Polski. Wystawiono mu Kartę Repatriacyjną dla osób wojskowych i ich rodzin powracających z Wielkiej Brytanii do Polski, o numerze 8092. Do Polski powrócił w połowie 1947 roku. Przewinął się przez Polski Urząd Repatriacyjny w Dziedzicach. Przez kilka miesięcy pracował dorywczo w Pszczynie, Zabrzegu i w Katowicach, aby ostatecznie udać się na budowę Nowej Huty, w której pracował aż do 1952 roku. W tymże roku wrócił do Zabrzega i zatrudnił się jako robotnik przy budowie zbiornika wodnego w Goczałkowicach, na której to budowie pracował aż do śmierci (4 listopad 1963). Pochowany na cmentarzu przy kościele pw. św. Józefa w Zabrzegu. Oprócz Krzyża Monte Casino, był uprawniony do noszenia polskich odznaczeń: Krzyż Walecznych, Odznaka za rany z jedną Gwiazdką, Odznaki Pamiątkowej 6 Dywizji Lwów i Odznaki Pamiątkowej 5 KDP oraz brytyjskich odznaczeń: Gwiazdy za Wojnę 1939-1945, Gwiazdy Afryki, Gwiazdy Italii, Gwiazdy Niemiec i Francji. Bibliografia: Materiały archiwalne i pamiątkowe rodziny Józefa Sosny. Panic I., Śląsk Cieszyński w średniowieczu (do 1528), Cieszyn, 2010 Wikipedia
Kpr Jerzy Sosna w Polskim Wojsku na Bliskim Wschodzie, 1942 r. Fot. arch. autora TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
15
JESTEŚ KREATYWNY, UTALENTOWANY MUZYCZNIE LUB PLASTYCZNIE, CIEKAWY ŚWIATA, CHCESZ W PRZYSZŁOŚCI PRACOWAĆ Z LUDŹMI? WYBIERZ STUDIA W CIESZYNIE, A MY POMOŻEMY ROZWIJAĆ CI TWOJE PASJE!
KIERUNEK NA STUDIA KIERUNEK NA ŻYCIE Wybór studiów idzie w parze z tym, co chce się robić w życiu. Pomocna w podjęciu decyzji może być wyobraźnia – spróbuj zobaczyć siebie za 10 lat w danym zawodzie, przy założeniu, że wykonuje się go codziennie, przez pięć dni w tygodniu. Dodaj do tej wizji swój temperament i kompetencje społeczne, a potem rozstrzygaj… Wybór studiów, to poniekąd, wybór życiowej drogi. To decyzja trudna, obwarowana wieloma czynnikami: zainteresowaniami, możliwościami personalnymi i finansowymi, trendami. Kiedy jest się młodym, trudno podejmować decyzje, które ważą o własnym losie. Jak wybierać życiową drogę na lata, gdy współczesny świat zmienia się jak szkiełka w kalejdoskopie? Czy zdecydować się na studia przygotowujące do wybranej, konkretnej dziedziny, czy może takie, które oprócz określonej wiedzy, rozwijają kreatywność, komunikację i stosunki interpersonalne, gotowość do rozwoju osobistego, otwartość na relacje społeczne, szybką adaptację do nowych warunków. Jeśli nie potrafisz zdecydować jaki obrać kierunek na życie – wybierz Uniwersytet Śląski w Cieszynie. Rozwiniemy twoje talenty, wzbogacimy umiejętności i podniesiemy poziom kompetencji zawodowych. Programy studiów na wszystkich kierunkach są dostosowane do potrzeb rynku pracy.
Jest to wymóg, który wynika zarówno z dyrektyw ministerialnych związanych z jakością kształcenia, jak i z oczekiwań maturzystów, dla których wybór studiów jest jednoznaczny z inwestowaniem we własną przyszłość. Dużym walorem naszych studiów są nowatorskie techniki pracy – zajęcia z wykorzystaniem e-learningu czy „tutoring z praktyką”. Każdy kierunek studiów realizuje strategię współpracy z tzw. interesariuszami zewnętrznymi polegającą na konsultowaniu programów kształcenia z potencjalnymi pracodawcami. W ramach studiów proponowane są praktyki i staże, w trakcie których studenci uczą się wybranych umiejętności w instytucjach partnerskich. W zależności od kierunku studiów są to: szkoły i przedszkola, media, ośrodki kultury oraz podmioty gospodarcze działające w sektorze kultury i edukacji, placówki opiekuńczo-wychowawcze, jednostki administracji samorządowej, a także organizacje pozarządowe. Bogata oferta edukacyjna to nie wszystko, Kampus w Cieszynie ma doskonale wyposażone zaplecze – nowoczesne pracownie, akademiki, obiekty sportowe z basenem, opiekę medyczną. Kompleks jest dostosowany do osób niepełnosprawnych.
PEŁNA OFERTA EDUKACYJNA: www.us.edu.pl/wydzial/wsne
UNIWERSYTET ŚLĄSKI WYDZIAŁ SZTUKI I NAUK O EDUKACJI UL. BIELSKA 62, 43-400 CIESZYN
TEL. +48 33 8546 100
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
STUDIA LICENCJACKIE MAGISTERSKIE PODYPLOMOWE
Edukacja artystyczna w zakresie sztuki muzycznej Muzyka w multimediach Edukacja artystyczna w zakresie sztuk plastycznych Grafika Projektowanie gier i przestrzeni wirtualnych Animacja społeczno - kulturalna z edukacją kulturalną Etnologia i antropologia kulturowa Edukacja kulturalna Pedagogika Pedagogika specjalna Pedagogika przedszkolna i wczesnoszkolna Pedagogika osób niepełnosprawnych z arteterapią
WYŻSZA BRAMA
sk
zu
U
rs
a
Zdjęcia 13-16 sierpnia 2020 r., autor Artem Podrez, Białoruś, pexels.com
l a M a r ko w
Białoruś walczy o wolność. Polscy politycy milczą
Jeśli ktoś pyta, ilu jest na Białorusi więźniów politycznych, można odpowiedzieć, że 9,5 miliona. Wszyscy są zakładnikami nieprzewidywalnej polityki Aleksandra Łukaszenki. Dzisiejsi oponenci Łukaszenki mają zróżnicowane i nie zawsze sprecyzowane poglądy. To co ich łączy to przekonanie, że obecny system polityczno-gospodarczy Białorusi jest anachroniczny, nie zaspokaja potrzeb społecznych i nie gwarantuje ochrony niepodległości państwa. Stąd postulat reform. Przede wszystkim jednak białoruskie społeczeństwo powinno odzyskać realną szansę decydowania o swoim losie i o swoich przywódcach poprzez wolne, demokratyczne wybory. Tylko taka sytuacja spowoduje, że uzna ono państwo białoruskie w pełni za swoje i będzie bronić jego niepodległości. Polscy politycy patrzą w milczeniu na to, co dzieje się na Białorusi. Milczy polski kościół. Celebryci nie 18
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
wstawiają sobie zdjęć z napisem „solidarni z Białorusinami”, nie toczą mądrych dyskusji, a wieczorne wiadomości TVP pokazują Białoruś bardzo zdawkowo. Prasa tematem zainteresowana jest trochę bardziej, jednak czy to nie jest za mało? Dlaczego temat walki tych ludzi jest mało atrakcyjny? Co się stało, że większa część polaków całą swoją energię skupiła na walce polsko - polskiej o LGBT i podwyżki w sejmie? Politycy każdej partii skupieni są na tłumaczeniu rodakom dlaczego podwyżki uposażenia sejmowego są tak ważne, odwracają się plecami do tematu wyborów na Białorusi. Nie potrzebujemy już lajków na facebooku? Nie potrzebujemy być w opinii publicznej postrzegani
WYŻSZA BRAMA
jako Ci, co walczą o demokrację i wolność? Zachowujemy się jak kiepski sąsiad, który patrzy na bitą przez 20 lat sąsiadkę, a gdy woła o pomoc kosimy trawę, udając, że niczego nie słyszymy. Covidowe maski zakneblowały nam usta, ale kiedyś przyjdzie nam je zdjąć i spojrzeć naszym sąsiadom w oczy. W kilku polskich miastach Białorusini mieszkający w naszym kraju wraz z Polakami na znak protestu wyszli na rynki i pod ambasady. Cieszyn milczy. Milczą również strony fb. naszych włodarzy, którzy przy każdej okazji właśnie tam dają wyraz swoim politycznym poglądom. Kiedy w USA policjant zabił podczas aresztowania czarnoskórego mężczyznę Georga Floyda, Polacy ustawiali się pod ambasadą USA na znak protestu. Solidaryzowali z czarnoskórymi Amerykanami dając wyraz niezgody na przemoc i nietolerancję. Strony społecznościowe kipiały od komentarzy i smutnych zdjęć. Gdy na Białorusi torturuje się zwykłych obywateli i ginie 34 letni Aleksander Tarajkowski, świat się tylko przygląda. Przyglądają się również polscy parlamentarzyści. Prezydent Aleksander Kwaśniewski był rozjemcą podczas Pomarańczowej Rewolucji na Ukrainie, szef MSZ Radosław Sikorski wraz z szefem niemieckiego
MSZ Guido Westerwelle w 2008 r. w imieniu UE namawiał Łukaszenkę na poluzowanie śruby, a w 2014 roku prowadził negocjacje na Majdanie. Prezydent Lech Kaczyński wspierał Gruzję w konflikcie z Rosją, tworząc koalicje państw Europy Środkowej. Dlaczego już takim chorążym demokracji nie jesteśmy? Czyżby dlatego, że w przypadku polskich wyborów prezydenckich 2020 roku krystalicznymi standardami demokracji trudno się nam pochwalić? Rząd PiS przestał być przykładem demokracji w Europie Wschodniej. Zamiast tego postawił na Łukaszenkę, sądząc, że w obliczu mocarnej Moskwy będzie on lepszym gwarantem suwerenności Białorusi niż liderzy opozycji. Ta koncepcja polityczna poniosła na szczęście klęskę. Milczenie w sprawie Białorusi i tego, co się tam dzieje, nie jest zapewne wynikiem jedynie krępujących podobieństw. Polska polityka ostatnich lat to proces gaśnięcia prestiżu Polski jako prymusa Unii Europejskiej w oczach naszych wschodnich sąsiadów i rewidowania prometejskich projektów polityki wschodniej. Jeszcze w 2013 roku, gdy to było modne, Jarosław Kaczyński jeździł na kijowski Majdan, a Jacek Kurski robił sobie selfie na tle protestujących.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
19
sk
zu
U
rs
a
WYŻSZA BRAMA
l a M a r ko w
Rezolucja w sprawie pracowników transgranicznych i sezonowych
19 czerwca do Komisji europejskiej trafiła rezolucja w sprawie pracowników transgranicznych i sezonowych. Posłowie Parlamentu europejskiego wezwali do podjęcia pilnych działań w celu ochrony zdrowia, bezpieczeństwa i godnych warunków zatrudnienia pracowników transgranicznych i sezonowych w kontekście COViD-19. Kiedy i czy w ogóle zapadną decyzje w sprawie regulacji prawnych? Przyjęcie rezolucji większością głosów nie gwarantuje szybkich decyzji i odpowiednich regulacji. Jak wiele innych będzie omawiana i dyskutowana, jednak czy kraje członkowskie będą zgodne, co do postawionych wymagań?
Od piątku 14 sierpnia, od godziny 12.00 władze Czech zniosły obowiązek przedstawiania pracodawcy co 2 tygodnie wyniku testu na koronawirusa. Dla tysięcy pracowników transgranicznych i dla firm było to sporym obciążeniem finansowym. Obowiązku już nie ma, jednak pracodawca nadal może tego wymagać względem pracowników, szczególnie w dużych zakładach pracy (ostateczna decyzja należy do pracodawcy). Problemy polskich pracowników transgranicznych pojawiły się już na poczatku pandemii. Zamknięte granice i obowiązek testów spowodował zwolnienia, a co za tym idzie wiele rodzinnych dramatów. Jako miasto graniczące z Czechami nie tylko przyglądamy się temu od poczatku, ale pozostajemy nadal w obawie o przyszłość. Ta sytuacja pokazała, że otwarte granice to stan względny i w każdej chwili może powrócić straż graniczna oraz zakaz przemieszczania się do zaolziańskiego sąsiada. Pomimo złożonej przez parlamentarzystów europejskich rezolucji nadal nie ma konkretnych wytycznych dla pracowników transgranicznych. Zatem każdy kraj może wprowadzać swoje regulacje. Dzisiaj nadal trudno przewidzieć kiedy i czy w ogóle Komisja Europejska przedstawi propozycje w sprawie regulacji prawnych dotyczących pracowników transgranicznych. Według Parlamentu, potrzeba więcej działań w celu ochrony zdrowia, bezpieczeństwa i warunków pracy pracowników transgranicznych i sezonowych. Czy państwa członkowskie zabezpieczą ten sektor przed kolejnymi problemami? Kryzys COVID-19 jeszcze bardziej ujawnił i pogłębił dumping społeczny oraz istniejącą niepewność sytuacji wielu mobilnych pracowników zatrudnionych w sektorach rolno-spożywczym, budowlanym i opieki 20
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
zdrowotnej w UE. W przyjętej 19.06.2020 roku rezolucji Parlament wzywa Komisję Europejską do dokonania oceny warunków zatrudnienia, zdrowia i bezpieczeństwa pracowników transgranicznych i sezonowych, w tym roli agencji pośredniczących i firm podwykonawczych, w celu zidentyfikowania niedociągnięć w prawodawstwie UE i krajowym oraz, jeśli to konieczne, do dokonania przeglądu obowiązującego prawa. W tekście wzywa się również do szybkiego i wyważonego porozumienia w sprawie koordynacji systemów zabezpieczenia społecznego, które jest niezbędne do zwalczania oszustw wymierzonych w systemy zabezpieczeń społecznych i ochrony praw pracowników mobilnych.
Czego chce Parlament? Parlament chce właściwego wdrożenia istniejących przepisów UE i lepszej koordynacji między państwami członkowskimi, aby zapewnić równe traktowanie i ochronę pracowników transgranicznych i sezonowych, w tym: - ochrony zdrowia, bezpieczeństwa i uczciwych warunków pracy pracowników, w tym godnych warunków mieszkaniowych, które należy oddzielić od ich wynagrodzenia. - zidentyfikowania słabych punktów przepisów unijnych i krajowych oraz ewentualnego przeglądu istniejących ram prawnych. - zintensyfikowania krajowych i transgranicznych inspekcji pracy. - opracowania rozwiązań w celu zwalczania niewłaściwych praktyk podwykonawstwa i zapewnienia pełnego funkcjonowania Europejskiego Urzędu ds. Pracy (ELA). - zapewnienia, że pracownicy są w pełni poinformowani
WYŻSZA BRAMA
fot. UM
o ich prawach i obowiązkach w języku, który rozumieją, ale także o zagrożeniach i środkach bezpieczeństwa, które należy podjąć. - szybkiego porozumienia w sprawie zmian przepisów koordynacji systemów zabezpieczenia społecznego, które są obecnie negocjowane między Parlamentem, Radą i Komisją, w celu zwalczania nadużyć świadczeń z zabezpieczenia społecznego. Rezolucja wzywa również państwa członkowskie, które jeszcze tego nie uczyniły, do jak najszybszego zniesienia wszystkich ograniczeń w podróżowaniu dla pracowników transgranicznych, aby uniknąć niedoborów siły roboczej w kluczowych sektorach. Rezolucję przyjęto 593 głosami do 34, przy 38 wstrzymujących się od głosu. To tylko oznacza przyjęcie rezolucji, jednak nie oznacza, że dojdzie do jej realizacji. Z pewnością to bardzo długa droga i długie negocjacje z państwami UE.
W 2018 roku najwięcej pracowników transgranicznych wyjechało: - z Polski do pracy w Niemczech (125 000 osób, z których wiele pracowało w sektorze budowlanym), - z Francji do Luksemburga (88 000), - z Niemiec do Luksemburga (52 000), - ze Słowacji do Austrii (48 000, z których większość stanowiły kobiety pracujące w sektorze opieki zdrowotnej w Austrii) - oraz z Francji do Belgii (46 000).
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
21
sk
zu
U
rs
a
KOBIETA w polityce l a M a r ko w
wywiad z Panią Krystyną Danilecką-Wojewódzką prezydentką Miasta Słupska
„I takie miasto chcę widzieć w najbliższym czasie – rozwijające się, tętniące życiem, pełne energii, pasji i siły pchającej je do przodu. Jak zdrowy i silny organizm. Taki też jest Słupsk ze swoimi otwartymi, uśmiechniętymi, przyjaznymi mieszkańcami.“ Co łączy Cieszyn i Słupsk? Przede wszystkim sentyment do tramwaju… Środek lokomocji odstawiony na boczny tor nadal sentymentalnie istnieje w przestrzeni miejskiej obu tych miast. Słupsk nie jest naszym miastem partnerskim, ale powiat słupski dla naszego powiatu już tak. Tramwaj Cieszyński dotarł do Słupska w czasie przygotowań wspólnego projektu, którego efektem był kolejny wakacyjny nr „Tramwaju Turystycznie“. Warto więc poznać to piękne miasto i zaplanować w przyszłości wakacyjną podróż. Z pewnością Słupsk trzeba zobaczyć i się nim zauroczyć. Najbardziej zielone miasto jakie widziałam w Polsce. W konarach drzew skrywa wiele zabytków, pięknych budynków i niezwykłych murali. Słupsk jest miastem uśmiechniętych, otwartych i gościnnych ludzi. Korzystając więc z okazji udało mi się porozmawiać z prezydentką Miasta Słupska. Dla jednych sukces to suma porażek i uporu, który nie pozwolił się poddać w trudnych momentach. Dla innych to ciężka praca, konsekwencja i jasna wizja celu. Kobiety odnoszą sukces w różnych dziedzinach – polityce, kulturze, sztuce, rozrywce. Wiele z nich dokonało rzeczy przełomowych, wyznaczając nowe kierunki i przecierając szlaki kolejnym kobietom. Inne są autorytetem, głosem pokolenia i wzorem do naśladowania. Ich słowa mogą być inspiracją, dodając nam siły do działania lub odwagi i determinacji, gdy mierzymy się z porażką. Polityka zaczyna się już na szczeblu samorządowym, czy wybór takiej drogi może w ogóle być przypadkowy, czy jednak powinna to być świadoma decyzja? Czy dla kobiety polityka jest czymś innym niż dla mężczyzn? Czy to mit, czy prawda? W każdym przypadku jest to sprawa indywidualna – jak za każdym naszym działaniem, czy to wyborem drogi zawodowej czy decyzjami podejmowanymi w życiu prywatnym - kryje się określona motywacja.
Czasem jest ona bardzo świadoma. Jest to konsekwentnie realizowana strategia zmierzająca do określonego celu, a czasem wynika ze zbiegu okoliczności, pewnych wydarzeń skłaniających ludzi do aktywności politycznej. Wtedy ta motywacja rodzi się pod wpływem tego, co dzieje się wokół. W pierwszym wypadku, o którym wspomniałam, jest krok po kroku budowana i realizowana. Często tak mówi się o tzw. politykach z zawodu. Nie wartościuję ani jednej, ani drugiej opcji – myślę, że bardziej liczy się to, co później człowiek robi będąc już w polityce. Istotny jest efekt, produkt, skuteczność, to, co powstaje, siła sprawcza. Polityka to ocean, w którym miejsce znajdują ludzie o rozmaitych barwach i przymiotach – tak jak oceanem rozmaitości jest nasze społeczeństwo. Myślę, że nie ma sensu rozgraniczać polityki pod względem kobiecym i męskim. Oczywiście, jest dużo stereotypów i znanych sformułowań odnoszących się do polityki w męskim i kobiecym wydaniu. Mężczyźni nadal, przynajmniej w liczebności, przeważają, jeśli chodzi o różne szczeble władzy. Jednak uważam, że zmienia się to już teraz i będzie zmieniało nadal. Odwaga kobiet, zdolność do łączenia róznych ról, zmiana postrzegania roli kobiety w społeczeństwie, to wszystko powoduje, że nie ma już zamkniętych przestrzeni dla nas. Jak i kiedy znalazła się Pani w polityce? Moje pierwsze poważne zetknięcie z polityką przypada na czas pełnienia funkcji Rzecznika Prezydenta Miasta Słupska; miało to miejsce w 1983 roku. Wtedy to mogłam w praktyce zobaczyć jak wiele zależy od słów, od umiejętnego przekazywania informacji, od rozmowy. Zawsze wiedziałam, że dialog i komunikacja to kluczowe elementy w sprawowaniu nie tylko pracy rzecznika, ale jakiejkolwiek funkcji publicznej. Jednak kiedy człowiek jest w centrum wydarzeń, nabiera to szczególnego wyrazu – zarówno w sferze intelektualnej jak i emocjonalnej. Wtedy jeszcze nie mówiło się o np. agnecjach PR, bez których dziś wielu nie wyobraża sobie działania w sferze publicznej. Jednak komunikacja i rozmowa
fot. arch. autora
zawsze były dla mnie najistotniejsze. Treść przekazu i sposób jego nadania to równie istotne elementy – one decydują o sukcesie polityków. Dbałam o te obszary tak w pracy rzecznika, jak i późniejszym sprawowaniu madnatu radnej w 1987 roku i późniejszych kadencjach 1990-1994, 1994- 1998, 2006-2010, 2010-2014. Rada Miejska to pole dyskusji, ścierania się lokalnych wizji i argumentów. Bez skutecznej komunikacji nie ma możliwości wypracowania kompromisu czy przeforsowania swojej koncepcji. Tak samo było, kiedy pełniłam funkcję Wiceprezydentki od roku 2014 i jest nadal – od 2018, gdy zostałam Prezydentką Słupska. Rozmawiam z moimi współpracownikami, z radnymi, z mieszkańcami, z partnerami biznesowymi i społecznymi. Ale rozmawiam aktywnie – uwypuklając swoje racje z jednoczesnym autentycznym słuchaniem. Dlatego też po partnersku i z dużym wzajemnym szacunkiem możemy wspólnie rozwijać nasze miasto. Bycie prezydentem dużego miasta to wyzwanie. Wiele godzin pracy w stresie. Udaje się Pani zachować równowagę między pracą, a życiem rodzinnym? Z bliska prezydentura nie wygląda tak, jak w relacjach medialnych czy w oczach pobocznego obserwatora. To naprawdę tytaniczna praca, każdy prezydent miasta, wójt i burmistrz z pewnością mogą to potwierdzić. My jesteśmy najbliżej naszych mieszkańców – w tych dobrych momentach, ale też i w tych najtrudniejszych. Do nas zgłaszają się z życiowymi problemami, w których nie zawsze możemy coś poradzić. Stres pojawia się w każdej pracy, tak samo w mojej. Jednak najbardziej frustrujący jest dla mnie moment, kiedy przepisy prawa lub brak prawnych uprawnień dla władzy samorządowej uniemożliwiają działanie. Wtedy dopada mnie prawdziwy nerw, ponieważ przy
największej chęci, mojej determinacji oraz kompetencji moich współpracowników nie ma możliwości przeskoczenia jakiegoś paragrafu. Ale jest też stres pozytywny, związany z intensywnością i szybkością działania. W ratuszu dużo spraw planujemy, mamy określony harmonogram dnia, spotkań, wydarzeń, kolejnych aktywności. Jednak pojawiają sie takie momenty, jak to w dziennikarskim żargonie, gdy „wszystko spada”. I nie ma już kalendarza, nie ma ułożonego spotkania po spotkaniu, ale konieczność reagowania tu i teraz, opierając się na własnych zasobach osobowościowych i intelektualnych oraz na gotowości do szybkiej reakcji współpracowników. Daje to dużo adrenaliny i poczucia jeszcze większej siły sprawczej. Prezydent Miasta nie pracuje w godzinach funkcjonowania urzędu i tylko od poniedziałku do piątku. To naprawdę aktywność całoroczna, od rana do wieczora. Nie mówię tego w kontekście negatywnego obrazu, absolutnie, decydując się na taką rolę, każdy jest świadomy, że pewne obszary życia mogą na tym ucierpieć. Jednak uważam, że udaje mi się odpowiednio zbilansować plusy i minusy takiego stanu rzeczy. Duże znaczenie ma też dla mnie aktywność fizyczna, kontakt z naturą. Poranne ćwiczenia, kilometry spraceru z psem oraz wieczorny nordic walking to dla mnie naturalne energetyki. Do tego czas spędzony z bliskimi i mogę każdy tydzień zaczynać na nowo z równą pasją i chęcią do działania. Jakie są Pani priorytety, co stawia sobie Pani na pierwszym miejscu w swojej pracy? Troszkę już powiedziałam o tym wcześniej, ponieważ w trakcie pracy na rzecz mojego miasta zawsze myślę o dwóch najważniejszych sprawach – rozmowie, komunikacji i dialogu, to te elementy, o których już wspomniałam, a drugi, nie mniej ważny, a raczej ważniejszy element, to prowadzenie tak Miasta, by mieszkańcy w codziennych aktywnościach jak najmniej musieli zastanawiać się, co zrobić, by było lepiej. To moja rola, rola Prezydentki, radnych, pracowników samorządu, by ułatwiać codzienne życie mieszkańcom. By oni mogli skupić się na realizacji swoich zadań, planów, marzeń i zamierzeń. Mam na myśli, (czasem wydawać się może przyziemne, ale niezwykle istotne, z punktu zwykłego życia każdego z nas), sprawy takie jak: organizacja dostępnej, czystej, wygodnej, sprawnej i punktualnej komunikacji miejskiej, rozwijanie sieci ścieżek rowerowych, zabezpieczenie przestrzeni do działalności społecznej (wsparcie techniczne, finansowe i merytoryczne), dbanie o szeroką ofertę kulturalną oraz stałe poprawianie infrastruktury publicznej.
Te sfery: infrastruktura, komunikacja, kultura i partycypacja społeczna, to obszary, które powinny być dla mieszkańców przyjazne, by z nich korzystali, by im pomagały w codziennym życiu, poprawiały samopoczucie i komfort życia. Wtedy można powiedzieć, że swoje zadanie spełniliśmy należycie. Zdaję sobie sprawę, że w pewnym sensie nigdy się to nie kończy, ale z drugiej strony na tym polega życie – na ciągłej zmianie, stawaniu się, odkrywaniu i przeżywaniu od nowa. I to jest piękne. Najtrudniejszy moment w dotychczasowym urzędowaniu? W świetle ostatnich wydarzeń z pewnością połowa marca 2020 to był moment, może nie najtrudniejszy, ale niespotykany do tej pory zarówno dla mnie, jak myślę dla wszystkich. Chwila, w której przekazywałam mieszkańcom miasta, że wszystkie imprezy kulturalne i sportowe zostają odwołane, instytucje będą zamykane, szkoły, żłobki i inne placówki opiekuńcze zawieszane, czułam emocje nieporównywalne ze wszystkim. Nie był to strach, ale oczekiwanie na to, co przyniesie kolejny dzień. Wszyscy przez wiele dni pracowaliśmy na najwyższych obrotach, by zorganizować funkcjonowanie miasta w nowych warunkach. To też czas, kiedy mogłam obserwować, jak zachowują się różni ludzie, na różnych stanowiskach, np. kto sprawdza się na stanowisku kierowniczym, kto w momencie próby nie cofa się, a staje na wysokości zadania. Ciekawe doświadczenie pod względem psychologicznym i socjologicznym. Pamiętam pierwsze dni po zamknięciu ratusza. Jak inne było to miejsce bez mieszkańców przychodzących by załatwiać swoje sprawy. Ciemne, puste, chwilami mroczne. Na szczęście dziś funkcjonujemy normalnie, jednak tamte dni wiele nauki przyniosły nam wszystkim. Musimy zapamiętać, iż nic nie jest pewne na wieki, że świat, który znamy nie zawsze będzie wyglądał tak jak do tej pory. Tak samo, jak na chwilę, ten świat zatrzymał się kilka miesięcy temu. Co dalej w kontekście pandemii? Ostatnie dane nie uspokajają. Musimy nadal być czujni, bo może to nie był ostatni sprawdzian. Jak widzi Pani swoje miasto? Jak chce je Pani widzieć za parę lat? ( Co tworzy to miasto, że jest miejscem w którym chce się być i do którego chce się wracać?) Dla mnie Słupsk to idealne miasto do życia pod względem wielkości, kompaktowości, sąsiedztwa natury, czystości powietrza, zieleni i zasobów kulturalnych. 24
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
Oczywiście, jak w każdym miejscu na ziemi znajdą się i mankamenty, jednak uważam, że pod względem organizacji życia naprawdę jest przyjazne mieszkańcom. Zieleń miejska i bliskość morza, ciekawostki kulturalne i bogactwo muzealne – znana na całym świecie kolekcja prac Witkacego, przepiękne zabytki, szlak słupskich murali i Niedźwiadków Szczęścia – to piękna i barwna wizytówka naszego miasta. Rewitalizacja śródmieścia to potężny skok infrastrukturalny i społeczny, który dzieje się na naszych oczach. Zmieniają się drogi, chodniki, parki, powstają nowe miejsca spotkań dla mieszkańców, centra aktywności społecznej i twórczej, mieszkańcy współtworzą tą zmianę – wspólnie z nami diagnozują problemy i uczestniczą w ich rozwiązywaniu, jak. np. akcje związane z odnawianiem/odświeżaniem podwórek. I takie miasto chcę widzieć w najbliższym czasie – rozwijające się, tętniące życiem, pełne energii, pasji i siły pchającej je do przodu. Jak zdrowy i silny organizm. Taki też jest Słupsk ze swoimi otwartymi, uśmiechniętymi, przyjaznymi mieszkańcami. Pandemia zmieniła nie tylko podejście do budżetu miast i gmin, ale zmieniła priorytety na przyszłość. Kryzys gospodarczy w który wchodzimy i widmo tego co nas może czekać staje się najważniejszym zmartwieniem miast. Słupsk ma szansę sobie z kryzysem poradzić? Czy kryzys wpłynie na decyzje o inwestycjach i działaniach miejskich? Uważam, że pomimo pandemii miasto musi funkcjonować normalnie. Musimy planować, przewidywać i działać. Nie możemy czekać na złe momenty, nie możemy zastanawiać się tylko „co będzie jeśli...”. Zamrożenie funkcjonowania pewnej sfery, czy to inwestycyjnej czy jakiejkolwiek innej, pociąga konsekwencje w innych obszarach – negatywne skutki odczuwają firmy, wykonawcy inwestycji, pracodawcy, a dalej pracownicy. Cierpią wtedy ich rodziny, bliscy, a co za tym idzie my wszyscy jako wspólnota. Na ten moment staramy się realizować planowane inwestycje, ze szczególnym uwzględnieniem tych z zewnętrznym dofinansowaniem. Obserwujemy sytuację epidemiologiczną, finansową i jeśli będzie trzeba na pewno podejmiemy stosowne decyzje. Pandemia pokazała nam, że najważniejszą komórką w tym czasie była wspólnota społeczna. Mobilizacja i solidarność, choćby w pomocy starszym często była oddolną inicjatywą. Wspólnota społeczna nabrała więc zupełnie innego znaczenia, jak wykorzystać ten potencjał i sprawić by przestrzeń publiczna stała się dobrym polem dla oddolnych inicjatyw?
Uważam, że słupszczanie i słupszczanki sprawdzili się w tych najciężych momentach bardzo dobrze. Szybko powstały akcje pomocowe dla sąsiadów czy seniorów, chociażby Widzialna Ręka, gdzie wolontariusze na naprawdę dużą skalę pomagali osobom samotnym i seniorom w robieniu i dostarczaniu zakupów oraz leków. Podobnie jeśli chodzi o inne mobilizacje – np. firmy prywatne wykazały się dużą wrażliwością i solidarnością. Otrzymaliśmy darowizny finansowe i rzeczowe przekazane na działania związane z przeciwdziałaniem rozprzestrzenianiu COVID-19, setki przyłbic, rękawiczek, wiele litrów płynu dezynfektującego i innych środków ochrony osobistej trafiło do naszych służb medycznych, opiekuńczych i mudurowych. Podmiot zajmujący się dezynfekcją nieodpłatnie przeprowadził dezynfekcję ratusza. Ludzie samodzielnie organizowali się i szyli maseczki. Także moja inicjatywa uszycia i rozdysponowania dla każdego mieszkańca maseczek wielorazowych i sposób ich dostarczania – spontanicznie zgłaszające się osoby, radni, wolontariusze, którzy wrzucali je do skrzynek na listy, to przykłady realnej współpracy międzyludzkiej i międzysektorowej. Czy takie zjawisko można wykorzystać w przyszłości i przeformatować na życie w tzw. zwykłych czasach? Twardo stąpam po ziemi i wiem, że takiego wzmożenia emocjonalnego i zaangażowania nie da się utrzymać przez dłuższy czas. To był nienaturalny czas i właśnie w takich nienaturalnych momentach pojawia się determinacja, zjednoczenie, współdziałanie na niesamowitą skalę. To jest normalne, bo wtedy liczy się jeszcze bardziej niż zwykle tu i teraz. Później to mija i to też jest normalne. Niemniej jednak wiem, że pewne znajomości, ludzie poznani w trudnych momentach, którzy sprawdzili się i relacje wtedy nawiązane na pewno będą procentowały w przyszłości. Pytałam w kilku polskich miastach działaczy społecznych, jak odbierają współpracę z samorządami w tym czasie. W większości wypowiedzi pojawia się żal, że nie dostawali wsparcia, że samorządy nie włączały się w taką pracę, a radni wyłączali w tym czasie telefony. Pojawiło się więc odczucie, że samorządy nie musiały wiele robić, bo przecież społeczeństwo załatwi sobie to samo. Nikt im oficjalnie nie podziękował i nie docenił. Nawet gdy wyłonili się liderzy społeczni, omijani są z daleka. Czy w Słupsku takie dobre praktyki zostały przez włodarzy dostrzeżone? Czy tacy liderzy mają szansę na dalsze działania? Czy jest to właśnie ten moment, gdy społeczeństwo może poczuć się ważną i potrzebną częścią miasta?
Mogę z całą mocą podkreślić, że wszystkie podmioty, organizacje pozarządowe, wspomniane firmy prywatne i osoby fizyczne zaangażowane w pomoc w tych trudnych chwilach były stale obecne w przestrzeni publicznej jako przykłady pozytywnych postaw i wyjątkowych osobowości. Dziękowaliśmy im publicznie na konferencjach prasowych, w wywiadach, na stronie miejskiej, w mediach społecznościowych, ale także wysyłając pisemne podziękowania za prowadzone działania. Nie zgadzam się z twierdzeniem, że samorządy nie musiały wiele robić, bo społeczeństwo samo się zorganizuje. Samorząd to też społeczeństwo, ponieważ my nierozerwalnie jesteśmy związani z lokalną społecznością. I właśnie w tych trudnych momentach albo sami inicjowaliśmy działania albo wspieraliśmy naszymi siłami te podmioty, które chciały pomagać. Wiedzieliśmy od razu, że np. sfera gastronomii odczuje w wielkim stopniu brak możliwości prowadzenia działalności, dlatego też podjęłam decyzję o zmniejszeniu opłat za zajęcie pasa drogowego do symbolicznej opłaty 1 grosza dzięki czemu w momencie umożliwienia funkcjonowania tzw.ogródków gastronomicznych obciążenie na starcie było mniejsze. Podobnie jeśli chodzi o wsparcie przedsiębiorców polegające na obniżce o 80 % czynszu za wynajem lokali będących w zasobie komunalnym miasta. Uważam te przykładowe działania za naprawdę duże wsparcie w tych trudnych momentach. Jak przygotować się (i czy w ogóle jest to możliwe) na podobny problem? Pandemia jeszcze się nie skończyła, a kolejne medialne doniesienia są niepokojące. Czy Słupsk przygotowuje się na taki scenariusz? Nigdy nie wiemy, co czeka nas w przyszłości, tak samo jak nie do końca możemy być przygotowani na każdą ewentualność. To tak jak znane powiedzenie dotyczące konfliktów zbrojnych – kolejny konflikt zawsze zaskakuje, wojskowi opierają się na dawnych doświadczeniach, które nijak mają się do czasów następujących później, kolejna wojna zawsze była inna niż poprzednia. Tak i w czasach pokoju, kiedy zagrożenia inne niż militarne z równą mocą czyhają na nasze życie i zdrowie. Oczywiście pewien rodzaj świadomości i mechanizmów działania na pewno zostanie wykorzystany w przyszłym czasie, poszerzyły się nam wszystkim horyzonty patrzenia na różne sprawy – wiemy, że już nie tylko konwencjonalne trudności nas czekają, ale też niewidzialni wrogowie, jak wirus, z którym trudno walczyć. Niemniej jednak jestem przekonana, że moje miasto będzie w stanie w równie skutecznym stopniu zareagowac na takie lub każde inne zagrożenie.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
25
MIJANKA NA RYNKU
Beata Mońka
PRAKTYCZNE ćwiczenia z innowacyjności
Fot. Dawid Majewski
Wszystko zaczęło się w Poznaniu. Tam odbyły się wcześniejsze edycje międzynarodowych warsztatów pod szyldem: Mood for wood. Ich uczestnikami byli studenci kierunków projektowych – w sumie ponad 200 osób z Polski, Czech, Słowacji, Węgier i Niemiec. Zadanie jest co roku podobne – trzeba zaprojektować i wybudować obiekt dla konkretnej przestrzeni, poznając wcześniej jej specyfikę oraz badając potrzeby mieszkańców. Podczas warsztatów z każdą z grup współpracują tzw. tutorzy, czyli doświadczeni architekci i projektanci oraz stolarze. Bo materiał jest co roku ten sam – drewno. Warsztaty – co trzeba mocno podkreślać – mają edukacyjny charakter. Ich uczestnicy muszą działać zespołowo, pamiętać o potrzebach mieszkańców, mierzyć się z presją czasu, którego mają stosunkowo niewiele. Zazwyczaj jest to około 10-12 dni na to, żeby poznać miejsce, dogadać się w swojej ekipie, stworzyć model obiektu i skonsultować pomysł z przyszłymi użytkownikami, pamiętając też o ograniczeniach 26
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
budżetowych. Do tego dochodzi projektowanie, całodniowe szkolenie obsługi różnych urządzeń do obróbki drewna, no i etap budowania tego, co się wymyśliło. Cieszyńskie eksperymentowanie Podobnie wyglądał scenariusz warsztatów, które odbyły się w Cieszynie, a bazą operacyjną stał się na te kilka dni, na przełomie lipca i sierpnia, Zamek Cieszyn. Widok zamkowego dziedzińca, który zamienił się w jeden wielki warsztat stolarski, gdzie powstawały obiekty dla Cieszyna i Czeskiego Cieszyna, naprawdę robił wrażenie. Na pytanie: dlaczego Cieszyn, organizatorzy warsztatów przyznają, że przyszedł czas na zmiany. Tegoroczna, letnia edycja uzyskała wsparcie finansowe Funduszu Wyszehradzkiego. Toteż do głowy przyszedł im pomysł, by podziałać na pograniczu i stworzyć obiekty dla Cieszyna i Czeskiego Cieszyna. Pomysł podchwyciły władze obu
miast i dzięki temu 54 studentów projektowania oraz architektury z Polski, Czech, Słowacji i Węgier zmieniło wygląd sześciu miejsc. – Powstały obiekty większe niż podczas wcześniejszych edycji. Cieszyńskie lokalizacje zachęcały do eksperymentowania ze skalą – przyznaje Magdalena Wypusz, organizatorka warsztatów. Przy Moście Wolności pojawiło się siedzisko – nazwane „Niebieskim punktem”, zachęcające do zatrzymania się, popatrzenia na rzekę i drugi brzeg Olzy. Na cyplu przy Skwerze Miast Partnerskich jest gdzie usiąść i posłuchać szumu wody – niestety dodatkowa atrakcja, jaką miała być huśtawka, ze względów bezpieczeństwa została ostatecznie zdjęta. Z kolei przy placu zabaw w Lasku Miejskim stanęła konstrukcja, będąca połączeniem siedziska, piaskownicy i punktu widokowego. Wybieg dla psów, znajdujący się nad Olzą w Czeskim Cieszynie, wzbogacił się o swoisty tor przeszkód. W pobliżu KaSS Střelnice stanęły siedziska, nawiązujące kształtem
do nachos. W przestrzeni przy Teatrze Cieszyńskim w Czeskim Cieszynie pojawiły się obiekty nawiązujące do teatralnej specyfiki, gdzie jest miejsce do siedzenia i do… występów. Czy było warto? Trzeba mieć świadomość, że warsztaty edukacyjne to swoisty eksperyment wiążący się z ryzykiem i nieprzewidywalnością rezultatów. Miasta zyskały oryginalne obiekty w przestrzeni bez ponoszenia większych kosztów. Jak to często bywa, szybkie tempo prac i ograniczone budżety nie wyszły projektom na dobre. Jedna z instalacji, obiekt w Lasku Miejskim, niedługo po jej wybudowaniu, wymagała już wprowadzenia poprawek. Jednak jest do uratowania, czego nie można powiedzieć o konstrukcji z cypla przy Skwerze Miast Partnerskich. Intensywne ulewy sprawiły, że spokojna zazwyczaj Olza TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
27
MIJANKA NA RYNKU
przypomniała o swojej sile, porywając z nurtem obiekt powstały podczas warsztatów. Pozostaje pytanie: Czy było warto? Organizatorzy warsztatów planowali wrócić do Cieszyna w przyszłym roku. Czy miasta powinny ponownie skorzystać z tej okazji? Letnią edycję warsztatów „Mood for wood” w Cieszynie zorganizowały Stowarzyszenie Architektów 28
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
Polskich (SARP) oddział w Poznaniu oraz Stowarzyszenie Punkt Wspólny dzięki wsparciu finansowemu Funduszu Wyszehradzkiego, Miasta Cieszyn oraz ścisłej współpracy z partnerami projektu: Nomad Studio (Węgry), architektami 2021 (Słowacja) oraz Wydziałem Architektury Uniwersytetu Technicznego w Brnie (Republika Czeska).
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
FOTOWOLTAIKA
tania energia dla domu i firmy
POMPY CIEPŁA DOTACJA
5000
z programu zł Mój Prąd
Zebrzydowice, ul. Słowackiego 2a
tel. +48 506 054 489 www.beskidenergy.pl
FIRMA
LOKALNA
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
29
KIERUNEK SPORT
UBEZPIECZAMY WSZYSTKO UBEZPIECZENIA MAJĄTKOWE
UBEZPIECZENIA TECHNICZNE
· mienia od ognia i innych zdarzeń losowych lub na bazie wszystkich ryzyk (all risks) wraz z ryzykiem utraty zysku (Business Interruption - BI) · mienia od kradzieży i dewastacji · ubezpieczenie gotówki w lokalu i transporcie · ubezpieczenie sprzętu stacjonarnego oraz sprzętu przenośnego · ubezpieczenie szyb i innych przedmiotów od stłuczenia · ubezpieczenia transportowe · ubezpieczenia komunikacyjne
· maszyn od awarii (Machinery Breakdown - MB) · maszyn budowlanych od wszelkich zdarzeń (Contractors Plant Machinery CPM) · robót budowlano - montażowych (Contractors All Risks - CAR i Erection All Risks - EAR) · oraz utraty zysku (Machinery Loss of Profit - MLOP, Advanced Loss of Profit - ALOP)
UBEZPIECZENIA OC
· gwarancje kontraktowe · gwarancje przetargowe, zwrotu zaliczki, dobrego wykonania kontraktu, usunięcia wad i usterek oraz należności handlowe
· z tytułu prowadzonej działalności i posiadanego mienia, · z tytułu niewykonania lub nienależytego wykonania zobowiązania, · odpowiedzialności cywilnej zawodowej, · oraz odpowiedzialności cywilnej menadżerów (D&O)
UBEZPIECZENIA FINANSOWE
ZDROWIE, ŻYCIE · ubezpieczenia pracownicze grupowe · ubezpieczenia na życie indywidualne · ubezpieczenia NNW · ubezpieczenia podróżne · ubezpieczenia zdrowotne
ul. Bobrecka 29, Cieszyn 30 Poczty w budynku Starostwa) (lokal TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
tel. 503 085 915 33 857 81 46
STARY TARG
Gdo się za swój jynzyk wstydzi takim niech się każdy brzidzi
er y
k Jan
Dr
PoGaDaMY
al
Fr
yd
PoRZÓNDZYMY
Prziszeł zaś czas na jakigosi Zaolzioka, coby chocioż roz za kiedy był rymis. akurat to dobrze dopadło, bo to dzisiejsze nomero mo dwie sztwórki i mianuje się to sztyry a sztyrycet i nóndzie sie to w tej raji łod piyrszego nomera. Sie mi zdo, że pudzie nóm to snadno, bo tyn przezy mie wychledany panoczek wyrzóndzo pieknie po naszymu.
Leszek Richter
regionalnym koordynatorem marki „Górolsko Swoboda produkt regionalny”. Od prawie 23 lat systematycznie działa i realizuje projekty na rzecz identyfikacji, dokumentacji, zachowania, wzmacniania i promowania dziedzictwa kulturowego Śląska Cieszyńskiego i Górnych Kisuc, w tym tradycyjnego rzemiosła i rękodzieła. Z ważniejszych wymieńmy chociażby: - warsztaty rzemiosł i technik rękodzielniczych „Szikowne gorolski rynce”, odbywające się w ramach Międzynarodowych Spotkań Folklorystycznych „Gorolski Święto” w Jabłonkowie; - autor koncepcji piątkowego programu podczas Międzynarodowych Spotkań Folklorystycznych „Gorolski Święto” w Jabłonkowie; - przy współpracy z Zamkiem Cieszyn wytyczenie Szlaku Tradycji, który umożliwia dotarcie do niezwykłych miejsc i wyjątkowych wytwórców na Śląsku Cieszyńskim oraz Górnych Kisucach, tworzących z pasją niepowtarzalne wyroby według tradycyjnych technik i metod; - wdrażanie systemu znakowania miejscowych produktów marką ochronną „Górolsko Swoboda produkt regionalny®” w Mikroregionie Gorolsko Swoboda;
fot. arch. LR
LESZEK RICHTER - społecznik, regionalista z zamiłowania, od 2002 r. prezes Sekcji Ludoznawczej Zarządu Głównego Polskiego Zwiazku Kulturalno – Oświatowego. Jest założycielem i kierownikiem Izby Regionalnej im. Adama Sikory Miejscowego Koła Polskiego Związku Kulturalno – Oświatowego w Jabłonkowie, która jest społeczną instytucją o charakterze muzealnym oraz
- Miyszani łowiec w Koszarzyskach; - z ramienia Sekcji Ludoznawczej angażuje się w organizację Konkursu Gwar „Po cieszyńsku po obu stronach Olzy”. Fryderyk Dral - Tustelocy o was prawióm, że mocie taki wielki miech energije, kierej nie żałujecie żodnymu jak trzeja w czymsi i kómusi pumóc. Ale ta energija je wóm fest przidajno jak bierecie się roz do roka, za TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
31
STARY TARG
zegnani wszeckich dziecek s Ĺ&#x201A;obu strĂłn Olzy do kupy, coby wyrzĂłndzaĹ&#x201A;y ze sebĂłm po naszymu. Je to kĂłnkurs gwarâ&#x20AC;? Po cieszyĹ&#x201E;sku po obu stronach Olzyâ&#x20AC;?. Rozchodzi siÄ&#x2122; Ĺ&#x201A;o to, coby zachraniÄ&#x2021; tĂłm naszĂłm pieknĂłm rzecz i nie daÄ&#x2021; i nigdy umrziÄ&#x2021;. Leszek Richter - Niesamowiczie se woĹźim tego, Ĺźe byĹ&#x201A;o mi dane poznacz Karola a Ewym LisztwanĂłw z Kamynitego w Dolnej Ĺ omnej, zocnych goroli z krwie a koszczi. Przekozano prze nich darowizna stanowi podstawym zbiorĂłw muzealnych Izby Regionalnej im. Adama Sikory MK PZKO w JabĹ&#x201A;onkowie. Kupa szie prziucziĹ&#x201A;ech Ĺ&#x201A;o downym Ĺźiwobyciu na grĂłniach dziynki wywiadĂłm, kierech przeprowadzoĹ&#x201A; z P. Karolym. ByĹ&#x201A; teĹź wspĂłĹ&#x201A;twĂłrcĂłm wystawy â&#x20AC;&#x17E;Warsztat rÄ&#x2122;kodzielniczy rodziny LisztwanĂłw z Kamiynitego , instalowanej w filii Izby Regionalnej w Polski Szkole Podstawowej w Czeskim Cieszynie. Powiyl wywiady byĹ&#x201A;y Ĺ&#x201A;o nabywaniu gĹ&#x201A;Ăłwnie wiedzy teoretycznej, tak zasz praktycznĂłm szkoĹ&#x201A;Ăłm byĹ&#x201A;o dlo mnie, jak my wroz aranĹźowali stanowiska ekspozycyjne taki jak: strugani skury; krzesani toporym a rozr-Ĺźazowani szpolcokym trĂłmĂłw na krokwie a kanty; strugani szindzioĹ&#x201A;Ăłw na strugacej stolicy; drzici szczyp; toczyni na wĹ&#x201A;oĹ&#x203A;nej roboty drzewianym drebanku; robiyni koĹ&#x201A;a do koĹ&#x201A;owrotka na stolicy do robiynio koĹ&#x201A;a; bednorka, w tym wyrĂłb dungĂłw, wyrzazowani wĂłntora, szcziĂłngani dungĂłw Ĺ&#x201A;obrynczami; dziyrgani, Ĺ&#x201A;Ăłmani, czosani a przyndzyni lnu, skryncani notkĂłnczo a szniĂłrĂłw na wĂłzkach, mleci na Ĺźarnach, kulani prodĹ&#x201A;a, sziczi kyrpcĂłw atd. ZoleĹźaĹ&#x201A;o nĂłm na tym, co by aranĹźacje byĹ&#x201A;y jak nejbardzi poglĂłndowe, to znaczi przemĂłwiĹ&#x201A;y do wyĹ&#x201A;obraĹşni Ĺ&#x201A;odwiedzajĂłncych, przede wszieckim mĹ&#x201A;odzieĹźi szkolnej. Dziszio szie takich ludzi jak Pan Karol nazywo depozytariuszami dziedzictwa kulturowego. Pan Karol uĹźiwoĹ&#x201A; rzecz jakĂłm szie juĹź dziszio maĹ&#x201A;o kaj sĹ&#x201A;yszi, tymu teĹź z przijymnoszcziĂłm przedstawim czitelnikĂłm trzi godki, Ĺ&#x201A;opowiedziane mi przez niego.
Anielski gĹ&#x201A;os TeĹź kiejszi, ale to juĹź je downo, na Polynicach byĹ&#x201A; saĹ&#x201A;asz. To byĹ&#x201A;o na Kozubowej, bo tam byĹ&#x201A;o wiyncyj saĹ&#x201A;aszi. Polynice byĹ&#x201A;y po Ĺ ĂłmniaĹ&#x201E;jskij strĂłnie nad KantorzĂłnkami, nad Kiczerami, miyndzy MaĹ&#x201A;yszowymi dolinami a Kamynickim saĹ&#x201A;aszym. Ĺ owczorz na Polynicach byĹ&#x201A; swobodny, mĹ&#x201A;ody gibczok, tak kole trzicatki, dobrze sze mioĹ&#x201A;, wypocziwany byĹ&#x201A; na tym saĹ&#x201A;aszu, wrzaĹ&#x201A;o to w nim jako w starej krowie guwno. BrniaĹ&#x201A;o mu teĹź niejyny w kolanach, ale aji nad kolanami. Psa mioĹ&#x201A; dobrego, Bosy sze nazywoĹ&#x201A;, byĹ&#x201A; strasznie mĂłndry, Ĺ&#x201A;ofce dobrze pos. 32
TRAMWAJ CIESZYĹ&#x192;SKI â&#x20AC;˘ IX 2020
Na MjĂłjszi byĹ&#x201A; teĹź saĹ&#x201A;asz, teĹź tam byĹ&#x201A; Ĺ&#x201A;owczorz i baczĂłwka. Jak byĹ&#x201A;o pieknie a wiater wioĹ&#x201A; Ĺ&#x201A;od poĹ&#x201A;edni strĂłny, byĹ&#x201A;o sĹ&#x201A;yszecz jak baczĂłwka szpiywaĹ&#x201A;a. Tóş Ĺ&#x201A;owczorz teĹź rzykoĹ&#x201A;, aby tyn wiater fuczoĹ&#x201A; z poĹ&#x201A;ednia. Ta baczĂłwka na MjĂłjszi strasznie pieknie szpiywaĹ&#x201A;a, maĹ&#x201A;o â&#x20AC;&#x201C; Ĺ&#x201A;una miaĹ&#x201A;a ganc anielski gĹ&#x201A;os. Jak byĹ&#x201A;o pieknie to byĹ&#x201A;o widacz na MjĂłjsz, ale tak gymby to nie byĹ&#x201A;o poznacz, jyny ty melodyje co Ĺ&#x201A;una szpiywaĹ&#x201A;a sze niysĹ&#x201A;y kajszi aĹź do Wyr Ĺ Ăłmnej, przez Hadaszczok, Kamynite aĹź doĹ&#x201A;u do NiĹźnij Ĺ Ăłmnej a na ty Polynice nejbardzi. A Ĺ&#x201A;owczorzym jyny tak krynciĹ&#x201A;o, co teĹź to tam na tej MjĂłjszi je. To muszi bycz anioĹ&#x201A;. Tak Ĺ&#x201A;uznoĹ&#x201A; a uwierziĹ&#x201A; w to. Jednego pieknego dnia zasz sze tyn anioĹ&#x201A; Ĺ&#x201A;odezwoĹ&#x201A;, pasĹ&#x201A;a tu bliĹźi ku PolynicĂłm, Ĺ&#x201A;owczorz juĹź to nie wydzierĹźoĹ&#x201A; â&#x20AC;&#x201C; nimĂłg. ZawoĹ&#x201A;oĹ&#x201A; psa, Ĺ&#x201A;obuszek wbiĹ&#x201A; do mrowczij kympki, na tym Ĺ&#x201A;obuszek zawiesiĹ&#x201A; guniym a Bosymu powiedzioĹ&#x201A;: â&#x20AC;&#x17E;Pasz mi tu dobrze ty Ĺ&#x201A;owieczki, bo jo jidym sze podziwacz na anioĹ&#x201A;aâ&#x20AC;?. WziĂłn palicym, Ĺ&#x201A;obuĹ&#x201A; kyrpce, nowĹ&#x201A;okĂłm prziwiĂłnzoĹ&#x201A;, bo po rozmajtym kotyczu a skolu by byĹ&#x201A; nogi zedrziĹ&#x201A; do krwie. I leczoĹ&#x201A; do Kamynickigo potoka przez Ĺ Ăłmniankym, na drugĂłm strĂłnym do MjĂłjszi. Grapa byĹ&#x201A;a Ĺ&#x201A;okrutnie przikro ale chutniczko leczoĹ&#x201A;, bo sze juĹź doczkaÄ&#x2021; ni mĂłg na tego anioĹ&#x201A;ka. Za chwilym byĹ&#x201A; na saĹ&#x201A;aszu, dziwo sze kanyĹź teĹź sĂłm krowy a przi nich bedzie baczĂłwka â&#x20AC;&#x201C; anioĹ&#x201A;. PrzileczoĹ&#x201A; ku krowĂłm, a baczĂłwka szedĹźaĹ&#x201A;a Ĺ&#x201A;obrĂłcĂłno ku Jelitowu i szpiywaĹ&#x201A;a se, ale tak pocichutku. PrzileczoĹ&#x201A; ku nij caĹ&#x201A;y czyrwiĂłny, sparzĂłny i witej anioĹ&#x201A;ku chczoĹ&#x201A; powiedziecz, ale niedokĂłncziĹ&#x201A;, bo przed nim na dzichcze szedĹźaĹ&#x201A;a ni anioĹ&#x201A;, ale staro czarownica. Tak sze rozeĹźroĹ&#x201A; na niĂłm, Ĺźe jĂłm palicĂłm tak zbiĹ&#x201A;, Ĺźe maĹ&#x201A;o Ĺźiwo zustaĹ&#x201A;a. Potym Ĺ&#x201A;uczyk ze zĹ&#x201A;oszczĂłm nazod, na Polynice. Ĺ od tego czasu baczĂłwka nie szpiywaĹ&#x201A;a, a mama moja teĹź niewiedzieli co sie Ĺ&#x203A; niĂłm staĹ&#x201A;o.
TeĹź sze mi chczAĹ&#x201A;o Na Kamynitym Ĺ&#x201A;u gazdy sĹ&#x201A;ĂłgowaĹ&#x201A;a dziywka. Przez lato posaĹ&#x201A;a krowy, w zimie zasz jich Ĺ&#x201A;odbywaĹ&#x201A;a, dojiĹ&#x201A;a, gnĂłj kidaĹ&#x201A;a. SpowaĹ&#x201A;a w chlywie na wyrczisku. DĹ&#x201A;Ăłgi roki tak byĹ&#x201A;o. AĹźe roz sze tam kajsi wşón Jura z pod Hawranij, teĹź stare pachoĹ&#x201A;czisko. Ĺ un zasz Ĺ&#x201A;u gazdy dĹ&#x201A;Ăłgi roki sĹ&#x201A;ĂłgowoĹ&#x201A; przi kĂłniach. Tak sze mi zdo, Ĺźe ftedy szeĹ&#x201A; z Kozubowej, ze saĹ&#x201A;asza, bo tam kaĹźdy rok dowali Ĺ&#x201A;ofce na poszyni i byĹ&#x201A; sze tam w niedzielym na ty Ĺ&#x201A;ofce podziwacz. PoĹźitku z tych Ĺ&#x201A;owiec nie brali, tyn se broĹ&#x201A; gazda kiery ich wziĂłn na poszyni, bo jymu samymu chybiaĹ&#x201A;o Ĺ&#x201A;owiec na wysadym. Na Kamynitym, na paszĂłnku sze zebroĹ&#x201A; z HanĂłm, pieknie pozdrowiĹ&#x201A;, sĹ&#x201A;owo ku sĹ&#x201A;owu i pos Ĺ&#x203A; niĂłm krowy
STARY TARG
fot. arch. LR
do wieczora. Potym też doczkoł aż połodbywo wszecek statek, podoji krowy i powieczerzo. Zjadła skibym chleba dómowego, bo też ftedy inkszigo chleba nie było króm placka z pipy w trómbie łupieczónego a ku tymu kiszki z czepnika a syra z faski zakwaszónego i posolónego – tyn dłógo wydzierżoł. Wyszła na pole, że se fajfkym zakurzi a tu Jura jeszcze czako i aż sze zlynkła. Jura ji na to powiadoł: „Na dycz sze Hanka nie bój, ani sze nie lynkej, dycz już też mosz swoje roki, jo też i choczby my se aji społu legli na wyrczisko to teżby sze nic nie stało. Szkoda żech jo ło Tebje wczaszi nie wiedżoł”. I tak sze pozdomowali. Jura jeszcze porym razy prziszeł i domówili, że sze pobieróm. Za dwa tydnie szli na naukym do koszczoła, a hnet potym dali na łogłoszki. Po trzeczij łogłoszce we wtorek mieli ślub i wieszeli. Przed koszczół, jak szli ku tymu szlubu, jich prziwióz Jurów gazda poróm kóni w kolasze. Hana piyrszi a łostatni roz jechała w kolasze, ale se fajfkym zakurziła i pokurzowała se tak aż przed koszczół. Przed koszczelnymi schodami ji Jura tóm fajfkym chczoł wychynycz, ale Hana nie dała i fukła fajfkym do kapsy w sukni. I szli ku łołtorzu jakoby nic. Wieszelnicy w koszczele sze dziwajóm - baby sze prziszły podziwacz na szlub takich rzezańców, nó już też starszich - i łuwierzicz nimogóm swojim łoczóm. Miyndzy nimi, na pawłaczi, stoły Zuza z Werunóm a Zuza powiado Werunie: „Dziwej sze Werunko mje sze też chczało jakech sze wydowała, ale żeby sze mi ś nij kurziło to przeca ni”. Po szlubie szli ku jedzyniu a potym na czakaczkym do starej karczmy. Czakaczóm wziyni kołoczi, wiesielnikóm swaczinym i tańcowali do biołego rana kołomajki, lindra, szwinioka i rozmajte jinkszi tańce.
JANO NA BALU Jano był bezmała 21 roków prezesym w jednym Kole PZKO, w jednej dziedzinie przi Jabónkowie. Bardzo sie mu dobrze darziło, PZKO fóngowało bardzo dobrze,
imprez było, łodczity na rozmajte tymaty, jako sadownictwo abo ło wszelijakich chorobach, a jeszcie jinych kupa. Mimo festynów w lecze były też bale w zimie. W tym jednym roku w miysopuszcie też mieli bal w karcznie. Jano, jako gazda tego balu, ło wszecko sze muszoł postaracz. Bo to tak bywało, że gazda mioł wszecko na głowie, a to niej jyny łu nich, ale we wszeckich dziedzinach. Przitym PZKOwski bale były dycki wydarzóne. Łobganianio była kupa. Trza było poprziwożacz materiał do kuchynie a kwit, zabezpieczić, coby baby aji z dzieckami narobiły kotylijóny a napiykły słodkigo, co jyny gdo by był pomyszloł. W balowóm sobotym Jano już jyny kóntrolowoł, czi wszecko było gotowe. Czy czi, co mieli funkcyje, sóm na miejscu, czi przi kwituli majóm nalywoczki, półek czi majóm doszcz, kucharki czi majóm doszcz drzewa na przigrzywani jelit, warzyni kapusty, smażyni sznycli itd. Jak sze bal fajnie rozjechoł, tóż se Jano prawił, że se wypije półkwaterkym kwitule, dyć se już aji zasłóżił. Kiej sze tak przeciskoł pomiyndzy tych balowiczów ku stołu z kwitulóm – bo ludzi było kupucno, bo na dziedzinach to tak bywało, że na PZKOwskich balach bywało wdycki sumeryja ludzi – czuje, że tam Jozef z partyjóm nadowo, że tym pieróńskim Polokóm sze ty bale tak darzóm a kanyco jeszcze inszigo, co tu nimogym ani pisacz. Jana to napuszcziło, łobrócził sze ku Józefowi i powiado mu: „Jozef, co tu bulczisz !” a drzis mu w pysk. Zagnoł po drugi – jyny Jozef sze zakrył rynkami – i rómbnył go jakszi nieszikownie, po łokczu i aż rynczisko poharatoł. Na tym sze ale nieskóncziło, to wiycze, baby do dziwu: „Wołejcze hónym szandarów, bo Polocy sze bijóm !”. Szandarzi przijechali hnetka, że ani sanitka po nimocnego by nie była chutni przijechała. Szandarzi wpadli do zolu, ale niewidzóm nic złego. Tóż pogrożili babóm i pojechali nazod do Jabónkowa czakacz na drugi telefón. A Jano z Jozefym już byli przi stole z kwitulóm i mieli aji po kwaretce wypite. Jako to potym bywuje, Jozef prawi Janowi: „Człowiecze, dycz bysz mje był zabił, dybych sze nie był zakrył”. Jano mu jyny tela powiado: „Baw sze już dobrze. A czi wiysz za cosz dostoł?”. Jozef prawi: „Jistotnie za to, żech wygryzoł na Poloków”. Jano mu na to: „Za to ni, ale za to, żesz je z Wisły”. Nielza też tak wszeckigo łopisować dokumyntnie, ale było to prowdziwe wydarzyni. Podobne zdarzynia sze czynsto stowały tu, w łokolicach Jabónkowa. Jano z Jozefym po dziszo żijóm w zgodzie, niedoszło do nijakich wyczitek, że tam Jozef pochodzi z Wisły, bo takich je tu łu nas wiyncy. TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
33
Coraz częściej poszukujemy miejsca na zorganizowanie małego przyjęcia dla bliskich czy przyjaciół. Chcemy upamiętnić niezwykłe chwile w życiu naszych najbliższych, ale często brakuje nam siły i czasu na poszukiwanie odpowiedniej dekoracji, organizowanie kwiatów, pieczenie tortu… a przecież chcemy, aby wszystko było idealne. Dodatkowo myśl, że najpierw musimy wszystko przygotowywać a potem, gdy goście już wyjdą, posprzątać, wcale nie działa mobilizująco. Tramwaj Cafe w Cieszynie wspólnie z Lets PARTY i PRACOWNIĄ FLORYSTYCZNĄ ZIELONA wychodzi naprzeciw Państwa oczekiwaniom i rozpoczyna organizację imprez tematycznych: przyjęć urodzinowych dla dzieci i dorosłych,
baby shower czy wieczorów panieńskich i kawalerskich. Kameralna sala, piękne tematyczne dekoracje, doskonałe desery to atuty, którym trudno się oprzeć. Do tego, wszystko do uzgodnienia w jednym miejscu – bez biegania i szukania. Państwu pozostaje już tylko wysłanie zaproszeń. Girlandy balonowe w dowolnych kolorach i aranżacje stołu zapewnia Lets PARTY, o zielone i kwiatowe akcenty zadba PRACOWNIA FLORYSTYCZNA ZIELONA, zaś Tramwaj Cafe przygotuje wybrane słodkości i napoje. W ofercie również menu wytrawne.
REZERWACJA TELEFONICZNA +48 602 571 636 +48 606 459 517
Do zobaczenia na przyjęciu!
TEL. 883 517 393
TEL. 502 260 283
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
BAB
! R Y SHO W E
Przyjęcie dla przyszłych mam
N
arodził się w Stanach, ale zyskuje na popularności również u nas. Nazwa w wolnym tłumaczeniu oznacza „dziecięcy prysznic” – w domyśle „prysznic prezentów”, którymi obsypywana jest kobieta spodziewająca się dziecka. Obdarowywanie przyszłej mamy jest ważnym elementem baby shower, ale równie istotne jest po prostu sprawianie radości i wsparcie przyszłej mamy, która pod koniec ciąży zdecydowanie go potrzebuje. Trzeba dodać, że baby shower to impreza organizowana przez kobiety i dla kobiet. Najczęściej inicjatorką imprezy jest przyjaciółka lub siostra.
Trudno o słodszy zwyczaj niż baby shower. Najważniejsze na przyjęciu są kolory i słodkości (pamiętajmy, że nie wszystko co słodkie musi być niezdrowe). Tort, czy babeczki mogą kolorystycznie nawiązywać do płci dziecka albo stanowić miłą niespodziankę. Imprezę organizuje się zwykle pod koniec ciąży. Z reguły znamy już wtedy płeć dziecka. Dobrym momentem na organizację będzie okolica 7. lub 8. miesiąca ciąży. Warto wcześniej poprosić przyszłą mamę o stworzenie listy rzeczy, które chciałaby dostać dla dziecka. Spersonalizowane prezenty nigdy nie zawodzą.
i UtuLen ka 17 u ul. Hajd ieszyn C 43-400 utuleni.pl @ t k a kont 245 0 0 602 7 nipl f/utule
36
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
Kiedy po całym dniu wytężonej pracy lub w upalne sobotnie popołudnie masz ochotę na chwilę wytchnienia Zajazd Trzech Braci otwiera swoje podwoje. Wyborne jedzenie i szklanka zimnego specjału sprawi, że będzie to na prawdę wyjątkowa chwila. Jasne pełne, złociste pszeniczne lub ciemne, każde zwieńczone czapeczką perlistej piany i podane w odpowiedniej temperaturze zaspokoi różne gusta. eby cieszyć się smakiem Žateckego, nie trzeba jechać do Czech, podobnie jak nie trzeba udawać się do Okocimia ani Sierpca aby zakosztować wyselekcjonowanych gatunków lanych piw. Można to wszystko mieć siedząc wygodnie na tarasie Restauracji „Trzech Braci”. W Žateckym svetlym ležaku, ważonym według receptury czeskiego piwowara, opartej na chmielu uprawianym jedynie w okolicach miasta Žatec odnajdziemy łagodnie goryczkowy smak z nutami korzennymi. Z kolei wytrawny, jasnozłoty Kasztelan niepasteryzowany o lekkim posmaku zbożowo - chlebowym świetnie sprawdzi się w akompaniamencie potraw z grilla. Zwolennicy
łagodnych i delikatnych piw rozsmakują się w Okocimiu pszenicznym, charakteryzującym się lekko owocowym, orzeźwiającym bukietem, zaś miłośnicy pełnych, szlachetnych aromatów zachwycą się piwem Okocim ciemne, równocześnie goryczkowym i słodkawym. A oto i crème de la crème - wyjątkowe i niepowtarzalne piwo eksportowe o świeżym słodowym smaku, wybrzmiewające w końcowych nutach chmielowym akordem, rarytas nie tylko dla koneserów. Wszystkie te piwa w ofercie Restauracji „Trzech Braci” zagościły niedawno, a już znalazły zagorzałych zwolenników. Bez dwóch zdań - w „Trzech Braciach” dzieje się – leje się – Okocim!
ul. Motelowa 1a, 43-400 cieszyn, tel. 512 484 038, www.trzechbraci.pl, info@trzechbraci.pl
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
37
Treści zawarte w tej reklamie są przeznaczone dla osób powyżej 18. roku życia.
Ż
„TĘSKNIĘ ZA ZMIANĄ…” ? e i c u z c u o t z znas znasz poczucie dojmującej pustki, bezsensu życia i braku wartości w tym co robisz, jak żyjesz, w jakich relacjach pozostajesz? Wiele osób miewa takie momenty. paradoksalnie nie oznaczają one, że to, co do tej pory osiągnęliśmy i jak żyliśmy rzeczywiście było bezwartościowe. Świadczą o chęci wprowadzenia zmian i o potrzebie rozwoju. Mimo, że nieprzyjemne, są więc pozytywne, bo dają impuls do wyjścia poza dotychczasowe schematy, do odkrywania nowych obszarów. czas pandemii i przymusowego spowolnienia w wielu osobach wywołał właśnie takie refleksje, które w „normalnym”, zabieganym życiu nie miały szansy przebicia się przez nadmiar bodźców. DlaCZeGo „ZIeloNe PoJĘCIe”? Często trudno sprecyzować co tak naprawdę chcemy zmienić, gdzie szukać nowych możliwości czy inspiracji. Próbujemy różnych aktywności i w niczym nie znajdujemy ukojenia. Krótko mówiąc – nie mamy zielonego pojęcia od czego zacząć, żeby poczuć rzeczywistą, satysfakcjonującą zmianę. Dla każdego z nas tym początkiem, iskrą, może być coś zupełnie innego. Dla jednej osoby będzie to zmiana wyglądu, dla innej modyfikacja diety, dla jeszcze innej nowa praca. Możliwości jest nieskończenie wiele, a każda jest dobra, jeśli w efekcie prowadzi do celu, jakim jest zmiana postrzegania siebie, jakości swojego życia i wzrost poczucia własnej wartości. W tym przekonaniu utwierdziła nas realizacja Projektu Kobieta Dojrzała1, w którym rok temu udział wzięły cztery 38
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
kobiety ze śląska cieszyńskiego. Ich główną motywacją była poprawa wyglądu i zdrowia, a w efekcie wszystkie stwierdziły, że zmieniło się o wiele więcej – zyskały wiarę w siebie i siłę do wprowadzania dalszych, już świadomie zaplanowanych, pozytywnych zmian w swoim życiu. To zachęciło nas do stworzenia miejsca, które będzie dawało możliwość wypróbowania różnych możliwości służących rozwojowi na polu osobistym, rodzinnym, społecznym czy zawodowym. Tak w styczniu tego roku powstała Fundacja Edukacyjno-Rozwojowa Zielone Pojęcie, w ramach której organizujemy wykłady, warsztaty i pomoc związaną głównie z rozwojem osobistym i zawodowym oraz poprawą zdrowia i samopoczucia. Na początku planowałyśmy swoje działania skierować głównie do kobiet. Są one częściej otwarte na rozwój i zaglądanie do swojego wnętrza. Szybko jednak doszłyśmy do wniosku, że zabieranie mężczyznom takich samych możliwości jest niesprawiedliwe i do niczego dobrego nie doprowadzi – żyjemy w związkach, nasze rzeczywistości się przenikają, a gdy zmienia się świat tylko jednej osoby w relacji powstaje rozdźwięk. Gdy rozwijamy się razem tworzy się harmonia. Dlatego wykłady, warsztaty i inne aktywności kierujemy do wszystkich zainteresowanych, czasem (jeśli jest to uzasadnione) dedykując je tylko kobietom lub tylko mężczyznom. „ŚCIeŻka Do SeRCa” I „MĘSkIe GRaNIe” Trudno ukryć, że na jakość naszego życia ogromny wpływ ma cały proces wychowania, relacje z rodzicami i nasze dotychczasowe doświadczenia. Wiemy, że determinują one to, w jakie związki wchodzimy, co budzi nasz lęk, co uruchamia automatyczne, a nie zawsze konstruktywne reakcje i przeszkadza w codziennym funkcjonowaniu. Niestety rzadko mamy tego świadomość. Nasza historia zapisana jest w ciele – cierpienie, trudności i traumy odciskają w nim piętno wywołując napięcia, bóle, a nawet poważne choroby. Napięcia te mają też ogromny wpływ na nasze funkcjonowanie emocjonalne i stan naszej psychiki. Jeśli więc chcesz otworzyć sobie drogę do zmian, nie możesz pominąć integracji ciała, emocji i duszy. Temu służą październikowe, dwudniowe warsztaty, które szczególnie polecamy – „Ścieżka do serca”2 dla kobiet i „Męskie granie”3 dla mężczyzn. W bezpiecznym środowisku, pod okiem wykwalifikowanych, doświadczonych terapeutów, będzie można pracować nad akceptacją swoich emocji, poprawą tworzenia relacji i funkcjonowania w najważniejszych rolach społecznych. Bo prawda jest taka, że nie ma drogi na skróty – rozwój wymaga otwarcia się na siebie, na swoją historię, zidentyfikowania problemów i zmianę tego, co już nie
działa lub jest niepotrzebnym nawykiem, na zachowania konstruktywne i wzmacniające. Dla wielu z nas to trudne, ale skuteczne działanie, w przeciwieństwie do popularnego ostatnio pop coachingu. To oczywiście nie jest jedyna propozycja Fundacji na jesienny czas. Wszystkie aktualne wydarzenia zamieszczamy w zakładce Kalendarium, na naszej stronie internetowej4. W planie mamy warsztaty z komunikacji bez przemocy (NVC) czy zbawiennej dla zdrowia sztuki prawidłowego i świadomego oddychania. „BĄDŹ ZMIaNĄ, kTÓRĄ PRaGNIeSZ UJRZeĆ W ŚWIeCIe.”
5
Bardzo nam zależy, by zaznaczyć coś dla nas bardzo ważnego – Fundacja Zielone Pojęcie to nie jej założycielki, ale wszystkie osoby wokół niej skupione. Te proponujące pomoc i te z niej korzystające – to jeden organizm. Tylko tak jesteśmy w stanie wspólnie stworzyć coś, co będzie odpowiadało na realne potrzeby lokalnej społeczności. Dlatego bardzo liczymy na Wasze wsparcie i zaangażowanie, a możliwości jest wiele. Można: - zgłosić zapotrzebowanie na jakikolwiek temat, a także zaproponować sposób jego realizacji, - zagłosować na realizację pomysłów, które wg Was są potrzebne i sensowne, - napisać artykuł, który ukaże się na blogu fundacji, zaoferować współpracę, - zostać wolontariuszem wspierającym nasze działania, wesprzeć działania fundacji finansowo lub rzeczowo. Wszystkie szczegóły i dane kontaktowe oczywiście znaleźć można na stronie internetowej. Marzymy, by Fundacja Zielone Pojęcie była miejscem, skupiającym osoby, które pragną realnych, sensownych zmian, tworzenia wartościowych relacji i rozwoju, który przyniesie korzyść na wszystkich polach życia. Zrealizować ten cel możemy jednak tylko wspólnymi siłami, kiedy w działania Fundacji włączą się osoby takie jak Wy – osoby, które pragną w życiu czegoś więcej, niż przetrwania i życia z dnia na dzień. Chcą zakwitnąć i żyć szczęśliwie, w poczuciu samorealizacji i spełnienia. Jesteś taką osobą? Dołącz do nas! Kasia Wojciechowska i Renia Weber, założycielki Fundacji Edukacyjno-Rozwojowej Zielone Pojęcie
1)
Więcej o projekcie i jego efektach dowiesz się na http://kobietadojrzala.eu/zobacz-efekt/ 2) https://zielone-pojecie.com/wydarzenia/sciezka-do-serca/ 3) https://zielone-pojecie.com/wydarzenia/meskie-granie/ 4) https://zielone-pojecie.com/kalendarium/ 5)Cytat, Mahatma Gandhi TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
39
St
an
is ła
w M al
ws
ki
Zdjęcia arch. autora
in
o
SZYLDY,
czyli Cieszyn mój widzę ogromny Mój tato o Cieszynie usłyszał na plaży na innym kontynencie, u ujścia La Platy. To była emigracja za chlebem. Opowiadał mu w Argentynie o Polsce i Boguszowicach pod Cieszynem napotkany człowiek. To musiały być ważne rozmowy, przekonywujące. Mój tato wrócił więc, jak to pięknie potrafił sformułować, do ojczyzny macierzystej. Tu, na Śląsk, bo Lanerówki, jego wioski nad Bugiem, gdzie się urodził, już nie było. Pozostała za wschodnią granicą państwową i tylko na starych mapach austriackich. Zaakceptował Beskidzki kraj z miłością. na różnych uroczystościach śpiewał nową dla siebie pieśń - „...ojcowski dom to istny raj....”, ku uciesze swojej i zebranych.
40
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
Matka znalazła wspólny repertuar z tatą i pobrali się na wiosnę 1953 roku. Cieszyn od zawsze widział się jej ogromny. Za jej panieńskich czasów otworzono w końcu granicę. To znaczy przesunięto ją tak, że miasto stało się jednym organizmem społecznym. Najpiękniejszym wspomnieniem mojej mamy były Aleje na drugim brzegu Olzy. Tu można było odnaleźć wytchnienie od nieustającej pracy w gospodarstwie na wsi w Boguszowicach. Dziś patrzę na wieżę kościoła, dokąd jako młoda dziewczyna chodziła moja mama. Przez okno poniemieckiego domu z lat trzydziestych patrzę. Widzę z Alei Piastowskiej spacerujących. Ten dom, w którym teraz przyszło mi żyć, budowali, tak myślę, polscy robotnicy. To ich buntowano zapewne hasłem internacjonalistycznym – proletariusze wszystkich krajów łączcie się. Do mnie dziś dobiegają inne znamiona czasu brzmiące jakże śmiesznie, lecz bardzo propagandowo – zostań w domu, zostań w domu. Śmieszne to dlatego, że choć bardzo lubię dalekie podróże, to i tak pozostaję serdecznym domatorem. Poufałość ta, „zostań w domu”, brzmi mi niestety infantylnie. Nie jestem niesfornym dziecięciem i rozróżniam wolność od swawoli. Wychodzę z domu, aby kolejny raz oswoić swoje miasto i wrócić do domu, do swoich obowiązków i ulubionych zajęć. Wychodzę, bo ciągle mi tu, w miejskim pejzażu, coś nie pasuje, nieustannie coś się zmienia. W domu doganiają mnie na dodatek refleksje, bo zobaczyłem stary napis, niemiecki, na jednej z kamienic. Jakby ten stary napis chciał swoim zszarzałym archaizmem dołączyć do tych wszystkich współczesnych szyldów, głównie w angielszczyźnie. W tym moim, naszym mieście, purysta językowy mógłby dostać zawału. Przecież ta mozaika poliglotyczna utwierdza mnie w przekonaniu o globalności, bo i tak stąd bliżej do Wiednia, aniżeli do metropolitarnej Warszawy. Mentalnie i w kilometrach. Stąd, przekraczając granicę na Olzie, Polacy wyjeżdżali kiedyś do cieplutkiej Europy, stojąc w przydługawej kolejce do kontroli
celnej. To tu Polacy, wielu nowych cieszyniaków odnajdywali swoją pracę, sens życia po studiach, osiedlali się, wtapiając w naszą mowę domową. Wchodząc z nimi w dialog, ja, tubylec, uczyłem się przynależności, że jestem stąd. Prosiłem, powiedzcie, sfotografujcie, namalujcie, co wam się podoba w tej ziemi, w ludziach. Miałem świadomość prowincji. Jednocześnie odkrywałem wartości, które pozwalały czuć dumę z tej, mojej, naszej Krainy. Bo można tęsknić za Toskanią, Saksonią, Tyrolem, Lazurowym Wybrzeżem, ale wraca się do swej ojczyzny macierzystej. Chociażby myślą nieustanną. Do tej swoistej ojczyzny polszczyzny. Może tak już jest, że wbrew opiniom jacy to jesteśmy nieużyci, potrafimy jednak nagiąć pradawne prawo gościnności i przemówić do obcego człowieka ludzkim językiem? Zrobił tak między innymi mój stryj, mieszkający, jak wielu rodaków w Polsce, w poniemieckiej kamienicy. Spostrzegłszy raz z okna zwiedzające miasto niemłode turystki, zagadnął je. Okazały się Niemkami, które dzieciństwo spędziły w tym właśnie miejscu, które nazywamy naszym krajem, naszym miastem, naszym domem. Stryj zaprosił je do mieszkania na piętrze, zaproponował kawę, pytając o rodzaj kawy i sposób parzenia. Zdziwione panie dopytywały się stryjka, urodzonego na Kresach, o narodowość. Tą nacjonalność stryjka definiowało wyraźnie jego nazwisko. Ale stryj wyznał – jestem kosmopolitą. Ominęła go wojenna trauma, bo był na dalekiej tułaczce razem ze swoją matką i braćmi. Powrót do zniszczonej wojną Polski po dwudziestu latach nieobecności w Europie był szokiem. Pułapką, z której stryj rozważał wraz z innymi ucieczkę. Ale pozostało mu tylko żyć godnie, ponad podziałami. Tak żyć, by w zimnowojennej atmosferze do końca nie doznać dehumanizacji, nie poddać się sowietyzacji. „Jestem obywatelem świata” - gościnnością demonstrował swój pogląd mój nieżyjący od wielu lat stryj. Nie mogąc wyrwać się do swoich córek w Argentynie, przyjmował wygnańców - wędrowców Ziemi pod swój dach w gościnę. Zamierzał eleganckim
paniom z Niemiec opowiedzieć swój ból rozdarcia, swoją wizję świata, lecz wyszła z tego, podszyta humorem pogodnego człowieka, internacjonalna rozmowa. Rozmowa jak ten szyld w moim mieście, który nie zawsze pasuje do całości. Który mi nieustannie zadaje pytanie, czyj jest Cieszyn? I trochę ta rozmowa stryja z Niemkami przypomina mi Polaków zwiedzających Lwów i spoglądających tęsknie w głąb historii. Nie zawsze wystarcza mi fantazji, ale i słów porozumienia. Tym bardziej każda rozmowa z obcym staje się jakby niedokończona. Ale miałem kiedyś satysfakcję uświadomić hiszpańskiej studentce, że urzędowym językiem Polaków jest jednak język polski, nie rosyjski. Chociaż ku zgorszeniu gruzińskich rozmówców, pytających mnie po angielsku o drogę na stację, rozmawiałem z nimi przyjaźnie, ale we wrogim dla nich języku rosyjskim. Kiedy po raz pierwszy, bardzo dawno temu, przekroczyłem granicę na moście mojego miasta, zachłannie czytałem wszystkie czeskie szyldy. Ziarenka liter wysypywały się z nich jak zboże z kłosa. Zaczynałem je rozumieć. Zdawały się swojskie, pansłowiańskie, rodzinne. Kiedy przeczytałem pierwsze czeskie wiersze, pierwszą książkę w „czeszczinie”, to tak jakbym osobiście złamał szlaban graniczny. Ale to nie ja napisałem to graffiti na drugim brzegu rzeki, że „...wolne miasto Cieszyn żąda dostępu do morza...” Po jakimś czasie wchodząc w dialog z postulatem, ktoś rozsądnie dopisał - „...ale do którego (morza)?...” Czas stał mi się jakiś po-wolniejszy. Odroczyłem moją podróż za morze, z mojego po-wolnego miasta na inny termin. Podobno, jak mówi w swej poezji Miłosz, „...innego końca świata nie będzie....”. Dlatego śmieję się z wesołymi, smutno mi ze smucącymi się i - czekam. A moje miasto, wiadomo, jest wielkie! O, jakże duże, nie mieści się w Polsce – jak powiadają w starej, może niezapomnianej jeszcze, anegdocie.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
41
ie s
ak
A
gn
z ka N o
w
Mowa NIENAWIŚCI
Mowa nienawiści – wydawać by się mogło, że wszechobecność tego zjawiska zapewnia mu właściwą, ogólnodostępną i jasną definicję – ale czy tak jest ? Czy potrafimy właściwie interpretować jego symptomy? Czy świadomość formy i treści przekazu wystarczy, aby – w końcu świadomie – go eliminować ? Mowa nienawiści ma zapewne historię, tak długą jak długa jest historia komunikacji międzyludzkiej, niemniej jednak w naszej XXI wiecznej czasoprzestrzeni, dzięki szybkości i wszechstronnej formie przekazu – osiąga swoje apogeum. Jako więc mniej lub bardziej świadomi agresorzy języka lub co bardziej bolesne – jego ofiary – powinniśmy się nad nim pochylić. Przystanąć, pomyśleć i zrozumieć… począwszy od siebie. Nienawiść bez względu jak ją oceniamy jest … naturalnym stanem, z którym każdy z nas od czasu do czasu się mierzy, a więc należy go potraktować z właściwą powagą i pokorą w odniesieniu do naszej codzienności. Pojawia się, jako bardzo silne uczucie niechęci wobec kogoś lub czegoś, często połączone z pragnieniem, by obiekt nienawiści spotkało coś złego. Gdzie zatem znajduje się jej źródło? Może niestety pojawiać się zewsząd – wynikać bezpośrednio z naszego systemu wartości, zaspokojonych lub niezaspokojonych potrzeb, frustracji, przyswojonych stereotypów, uprzedzeń itd. Jej sprzymierzeńcem, a zarazem najlepszym nośnikiem jest język w przekazie wszystkich, zarówno oficjalnych, jak i nieoficjalnych treści. Język nienawiści to różne typy negatywnych emocjonalnie wypowiedzi, wymierzonych przeciwko grupom lub jednostkom, ze względu na domniemaną lub faktyczną przynależność do określonej grupy, powstających na bazie uprzedzeń. Mowa nienawiści, nie potrzebuje jednak wyszukanych treści, zaczyna się niewinnie i niemal niezauważalnie – jak mówi prof. Michał Głowiński, wybitny badacz – wystarczy pierwotny, dychotomiczny podział na MY (czyli lepsi, mądrzejsi, poprawni itd.) i ONI (czyli gorsi, głupsi, niepoprawni itd.), który inicjuje lub podżega lawinę mniej lub bardziej przewidywalnych konsekwencji. Co to jest mowa nienawiści i skąd się bierze? Definicja Komitetu Ministrów Rady Europy mówi, że mową 42
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
nienawiści określamy każdą formę wypowiedzi, która rozpowszechnia, podżega, propaguje lub usprawiedliwia nienawiść rasową, ksenofobię, antysemityzm lub inne formy nienawiści oparte na nietolerancji, włączając w to nietolerancję wyrażaną w formie agresywnego nacjonalizmu lub etnocentryzmu, dyskryminacji lub wrogości wobec mniejszości, migrantów lub osób wywodzących się ze społeczności imigrantów (Załącznik do rekomendacji Komitetu Ministrów Rady Europy nr R (97) 20, przyjętej 30 października 1997 r.) Mowa nienawiści zawiera się w szerszym zjawisku przestępstw z nienawiści – wymierzonych w ludzi lub ich mienie, którego ofiara lub cel przestępstwa jest dobierany ze względu na faktyczne lub domniemane powiązanie z grupą, wyróżnianą na podstawie cech charakterystycznych, wspólnych dla jej członków, jak: rasa, narodowość lub pochodzenie etniczne, język, kolor skóry, religia, płeć, wiek, niepełnosprawność fizyczna lub psychiczna, orientacja seksualna itd. Nienawiść nie potrzebuje zbyt wielu suplementów, by osiągać szczyty własnych możliwości – by pociągać za sobą tłumy – w myśl idei, podkreślenia różnic, podcięcia skrzydeł „tym innym”. Droga do mowy i przestępstw wynikających z nienawiści rozpoczyna się jak zwykle od małych kroków – złożonych z uprzedzeń i stereotypów z czasem dopiero zmieniających się w skostniałe, przerysowane schematy, dotyczące danej grupy, np. stereotyp Muzułmanów jako terrorystów, Żydów jako skąpców, rudych jako fałszywych, gejów jako zboczeńców itd. Stereotypy i uprzedzenia przyswajamy z czasem, implementując wraz z nimi „zainfekowaną” narrację rzeczywistości. Mowa nienawiści dla trafności przekazu uwielbia symbole i skróty myślowe, które rozpalają pragnienia i żądze, nie zważając na konsekwencje. Dlatego z tak prostolinijnym tupetem deptane są obecnie tęczowe flagi, tworzą się wirtualne getta dla „odmienności” lub w skrajnych przypadkach giną ludzie za jakąś formę „inności”.
Dlatego język zaśmiecany jest nieustannie stygmatyzującymi neologizmami np. „żydzić”, „ocyganić”, czy „oszwabić”. Dlatego tworzone są z pasją wykrzykniki – „zakaz pedałowania”, „white power” czy „murzynowo”. Dlatego wreszcie rozpoznawalne i czytelne są symbole takie jak Krzyż Celtycki – międzynarodowe oznaczenie rasizmu, „Falanga” – symbol nacjonalizmu czy „swastyka” – symbol hitlerowskiej partii NSDAP. Kolejnym, znacznym, ale nieoczywistym zagrożeniem, które rodzi mowa nienawiści – poprzez powtarzalność i powszechność – jest swojego rodzaju znieczulenie – anestezja, sącząca się wszelkimi dostępnymi kanałami, z których kluczowymi obecnie są Internet i telewizja – bezpośrednio w głowy i serca odbiorców. W konsekwencji utrwala się zakrzywiony obraz rzeczywistości, w którym zło przestaje być już jednoznacznie złe, a dobro prezentuje się w wielu odcieniach szarości. Najgroźniejszym suplementem nienawiści jest więc obojętność.
nienAwiść
wisława szymborska Spójrzcie, jaka wciąż sprawna, jak dobrze się trzyma w naszym stuleciu nienawiść. Jak lekko bierze przeszkody. Jakie to łatwe dla niej – skoczyć, dopaść. Nie jest jak inne uczucia. Starsza i młodsza od nich jednocześnie. Sama rodzi przyczyny, które ją budzą do życia. Jeśli zasypia, to nigdy snem wiecznym. Bezsenność nie odbiera jej sił, ale dodaje. Religia nie religia byle przyklęknąć na starcie. Ojczyzna nie ojczyzna byle się zerwać do biegu. Niezła i sprawiedliwość na początek. Potem już pędzi sama. Nienawiść. Nienawiść. Twarz jej wykrzywia grymas ekstazy miłosnej. Ach, te inne uczucia cherlawe i ślamazarne. Od kiedy to braterstwo może liczyć na tłumy? Współczucie czy kiedykolwiek
Dlatego między innymi jeden z ostatnich Świadków jednoznacznego, brutalego zła, jakim niewątpliwie były obozy śmierci podczas II wojny światowej – w tym Auschwitz – postuluje o rozszerzenie Dekalogu – o XI przykazanie – NIE BĄDŹ OBOJĘTNY !!! bo Auschwitz jak mówi – nie spada z nieba – rodzi się w nas samych z uprzedzeń i podziałów. Czy istnieje zatem skuteczne antidotum na nienawiść we wszelkich jej przejawach? Myślę, że tak i każdego dnia, każdy z nas może znaleźć na to dowody: to samoświadomość, niewykluczająca granic i inności, ale przyjmująca je z szacunkiem i pokorą, niezgoda na zło w każdej jego postaci, przeciętna dobroć. Jak mawiała Irena Sendlerowa – „Ludzi należy dzielić na dobrych i złych. Rasa, pochodzenie, religia, wykształcenie, majątek – nie mają żadnego znaczenia. Tylko to, jakim kto jest człowiekiem …”
pierwsze dobiło do mety? Zwątpienie ilu chętnych porywa za sobą? Porywa tylko ona, która swoje wie. Zdolna, pojętna, bardzo pracowita. Czy trzeba mówić ile ułożyła pieśni. Ile stronnic historii ponumerowała. Ile dywanów z ludzi porozpościerała na ilu placach, stadionach. Nie okłamujmy się: potrafi tworzyć piękno. Wspaniałe są jej łuny ciemną nocą. Świetne kłęby wybuchów o różanym świcie. Trudno odmówić patosu ruinom i rubasznego humoru krzepko sterczącej nad nimi kolumnie. Jest mistrzynią kontrastu między łoskotem a ciszą, między czerwoną krwią a białym śniegiem. A nade wszystko nigdy jej nie nudzi motyw schludnego oprawcy nad splugawioną ofiarą. Do nowych zadań w każdej chwili gotowa. Jeżeli musi poczekać, poczeka. Mówią, że ślepa. Ślepa? Ma bystre oczy snajpera i śmiało patrzy w przyszłość - ona jedna.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
43
z
yk
Iw
on
PRZEMINĘło NIE Z WIATREM, lecz z UTRATĄ WZROKU
a W ło d arc
Każdy rodzaj niepełnosprawności niesie z sobą różnego rodzaju ograniczenia. inne ograniczenia będą miały osoby niesłyszące, inne będą dla niepełnosprawnych ruchowo, a z jeszcze innymi ograniczeniami wiąże się brak wzroku. Dla mnie jak i dla wielu ociemniałych czas, kiedy przed naszymi oczami pojawiały się barwne obrazy minął bezpowrotnie. Po to, aby móc żyć w miarę „normalnie” każdy z nas musi wykazać się uporem oraz cierpliwością w trakcie codziennych ćwiczeń, bez których samodzielne wykonywanie nawet najprostszych czynności byłoby nie możliwe. Zmysł wzroku trzeba zastąpić słuchem, dotykiem, a nawet węchem oraz smakiem. Godzina po godzinie, dzień po dniu uczymy się na nowo tego, co dla widzących jest proste np. robienia kanapek, odnajdywania przedmiotów czy zaparzenia kubka herbaty. Posmarowanie masłem kromki chleba, tak aby masło było na kromce, a nie na naszych palcach nie było kiedyś problemem. Tak samo ma się sprawa z wlaniem wrzątku do kubka. Natomiast dostrzeżenie leżącego gdzieś przedmiotu w czasach naszego widzenia trwało zaledwie chwilę obecnie zdarza się, że na zlokalizowanie go trzeba poświęcić nawet godzinę. Dążenie do perfekcji poprzez ciągłe ćwiczenia sprawia, że osoby niewidzące niejedną czynność wykonują tak samo sprawnie jak ci, którzy mają dobry wzrok, lecz pomimo wszystko są sprawy, które minęły bezpowrotnie, 44
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
a których brak jak przysłowiowa szpilka wbija się w codzienność niosąc z sobą tęsknotę oraz smutek.
ZAChODZąCe ZMiAny Czas płynie, a wraz z jego upływem zmieniają się nasi najbliżsi, dzieci rosną, my jednak w pamięci mamy ich widok z czasów, gdy nasze oczy jeszcze widziały. To samo dotyczy innych ludzi, z którymi spotykamy się na co dzień. Co gorsza nie możemy obserwować zmian jakie zachodzą w nas samych. Podróże nie są już tak atrakcyjne jak kiedyś, ponieważ jadąc czy to pociągiem, autobusem czy innym środkiem lokomocji nie mamy możliwości oglądania mijanych widoków, a to co nas otacza można porównać do ciemnego tunelu, w którym przemieszcza się wiozący nas pojazd. Będąc na wycieczce pomimo opisów przekazywanych przez przewodnika, niewidomy nie jest w stanie dostrzec pięknych pejzaży widocznych np. z górskich szczytów czy uroków zachodzącego nad morzem słońca. Przy pomocy białej laski czy przewodnika niewidomi chodzą na zakupy, do lekarza, kina, teatru, podróżują, chodzą na spacery itd. Lecz każde wyjście z domu muszą
wcześniej zaplanować i na spontaniczność nie ma miejsca. Przykładem może być zwykły spacer, na który osoba widząca może zdecydować się w dowolnej chwili, a z realizacją swojego zamierzenia nie będzie miała najmniejszego problemu, po prostu ubierze się i wyjdzie z domu. Osobiście brakuje mi takich spontanicznych wypadów do lasu czy parku, gdzie w otoczeniu zieleni mogłam w samotności cieszyć się przyrodą. W trakcie rozmowy z drugim człowiekiem niejednokrotnie z mowy ciała naszego rozmówcy możemy dowiedzieć się więcej niż z wypowiadanych przez niego słów, jednak brak wzroku uniemożliwia obserwację, a co za tym idzie niewidomy zostaje pozbawiony połowy przekazu. Nie widząc nie można mieć pewności czy rozmówca nas słucha, czy zajmuje go coś zupełnie innego np. idący gdzieś w oddali ludzie czy wystawa sklepowa.
pracownia lodów naturalnych ul. Bielska 3, Skoczów Lody naturalne rzemieślnicze na świeżym mleku, śmietance i owocach!
Miałam nieprzyjemność załatwiania w pewnym urzędzie ważnej dla mnie sprawy i na wstępie odniosłam wrażenie, że urzędujące tam panie podchodzą do tematu rozmowy profesjonalnie. Pomimo iż zadawały mi pytania, które nie powinny paść to nie wzięłam ich za niestosowne i zrzuciłam je na karb zwykłej ludzkiej ciekawości, jednak owe pytania w połączeniu z tym co opisał mi mój przewodnik sprawiły, iż zdecydowałam, że w tym konkretnym miejscu więcej się nie pojawię. Otóż w trakcie rozmowy ze mną kobiety patrzyły na mnie z ironicznymi uśmieszkami, przewracały oczami, machały sugestywnie rękoma i kręciły głowami, ogólnie patrzyły na mnie tak, jakbym przybyła z kosmosu lub urwała się z choinki. Brak pełnego obrazu uniemożliwił mi dokonania prawidłowej oceny sytuacji. To tylko niektóre z wielu pozornie niewielkich części życia osób, które straciły wzrok, lecz są to te części, które znikły na zawsze, a za którymi tęsknota jest tak duża, że nie jeden raz spod powiek niewidzących oczu płyną łzy. Warto w tym miejscu wspomnieć o osobach głucho-niewidomych, oni to zostali pozbawieni dwóch podstawowych zmysłów i nie dość, że nie widzą to jeszcze żyją w częściowej lub całkowitej ciszy. Mało kto jest sobie w stanie wyobrazić, jak wygląda życie osoby pozbawionej otoczeniem jest możliwe jedynie za pomocą dotyku. Z tego też powodu każdy kto ma dobry wzrok i słuch powinien o nie dbać, by jak najdłużej móc cieszyć się urokami otaczającego go świata.
SKoCzÓw, ul. Bielska 3 pierśCieC, ul. Skoczowska 71 USTroŃ, ul. 3 maja 48
eu
sk
M
at
ii
W Tramwaju z Tatą
sz Jonk
ow
na placu zabaw z Tatą
Sam!!! Fam, fam!!! - głośno krzyknął Wojtuś i pobiegł w kierunku najbliższej kolorowej atrakcji na placu zabaw. Wcześniej spędził już na huśtawce dobre 15 minut i tylko dzięki licznym obietnicom, ekstra lizaka, zgodził się na ustąpienie miejsca małej dziewczynce w zielonej sukience. Mamy górą
Tatowe przedszkole
Zauważyłem po licznych obserwacjach oraz wizytach na różnych placach zabaw, że osobami, które przyprowadzają tam swoje pociechy są, w zdecydowanej większości, mamy. Takie z całkiem małymi dziećmi, które jeszcze mniej lub bardziej spokojnie, leżą w wózkach. Takie z brzdącami w wieku moich pociech - 2-4 lata, które juz raczej nie chcą siedzieć i dziarsko biegają po każdej wolnej przestrzeni wyłożonej miękkim gumowym podłożem. Podobno upadek na taką „wykładzinę” boli mniej… Wolę nie sprawdzać i lepiej by Twoje dzieci też tego nie sprawdzały. Część mam lubi spędzać czas razem, w małych grupkach, po dwie, trzy. Razem wesoło szczebioczą na temat swoich dzieci, pandemii czy tego jakie auto dostała ich koleżanka od męża - jak dla mnie całkiem normalne tematy. Ich dzieci są już bardziej „samoobsługowe” i również tworzą swoje grupki. Na ławeczce obok żywopłotu często przesiadują chłopcy. Większość z nich gra w lokalnym klubie piłkarskim i żywo dyskutują o grach komputerowych i rowerach. Trochę dalej, na kamiennych krzesełkach, niespełna dziesięcioletnia Kamila, właśnie opowiada o koncercie, który widziała online w ubiegły weekend. Dookoła niej zgromadziły się inne małe przedstawicielki płci pięknej i z uwagą słuchają opinii małej mówczyni na temat tancerzy.
Gdy jestem na placu zabaw z dziećmi staram się ze wszystkich sił skupić na nich. Zostawiam pracę, problemy, zadania na wieczór, terminy tekstów do napisania, moje wyrzuty… na potem. Teraz, będąc w to piękne letnie popołudnie na spacerze z dziećmi, chcę poświęcić się całkowicie im. Oczywiście nie jest to ani łatwe, a też nie zawsze mi się to udaję. Jest jednak sposób by skupić swoją uwagę na dzieciach. Ja organizuję wokół mnie małe przedszkole. Amelka radośnie bawi się w berka ze starszymi dziećmi. Co jakiś czas podbiega do wysokiej dziewczynki o rudych włosach i krzyczy - berek!!!
no i jestem JA Zazwyczaj sam, czy jako woli mój syn - fam. Rzadko widzę innego tatę. Skoro nie mogę wymienić moich uwag na temat urody mam uśmiechających się do mnie czy wyższości starych samochodów nad nowymi z innym rodzicem płci męskiej, rzucam się w wir zabawy. 46
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
Wojtuś woli stateczne zabawy i spokojnie buduje z piasku nowe figury. Przygotował mi już piaskowy obiad, taki nie za gorący bo już dwa razy ostudzony przez młodego kucharza. Dziś w menu - zupa z piachu i trawy, a do tego piachowo-ziemny kotlet - palce lizać!!! Biegając z Amelką co jakiś czas kontroluje czy Wojtek sam nie próbuje swoich dań i czy przypadkiem nie próbuje karmić innych dzieci. Po kilku rundach dookoła wieży i zjeżdżalni, ekipa zbiera się w piaskownicy. Razem z Amelką, Ewą, Leną i Hanią, budujemy kopiec kreta:). Pomaga nam mały blondynek o turkusowych oczach. Młody co jakiś czas pokazuje swoją budowle i porównuje jej kształt do dzieła dziewczynek. Co mnie dziwi, jestem jedynym rodzicem zaangażowanym w zabawę z dziećmi. Inni siedzą z poważnymi minami na ławkach i tylko czasem można usłyszeć - uważaj Basiu!!! Albo - Karol nie pchaj się tak!!!
Ja się świetnie bawię i nieraz moja żona komentuje kolejne wygłupy słowami - ty to chyba masz więcej zabawy z tego niż te dzieciaki. I tak czasem jest. Dla nich bieganie, skakanie, wspinanie się na zawsze za wysokie drabinki jest czymś normalnym. To ich świat. Plac zabaw to dla nich takie miejsce jak dla nas - dorosłych - miejsce pracy, sklep, urząd. Tylko, że my nie mamy tyle frajdy przebywając w naszym „dużym” świecie. Dlatego polecam zjeść piaskowe ciasto, napić się piaskowej herbaty i pamiętać o tym by potem dobrze wypłukać ziarenka piasku podczas wieczornej kąpieli.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
47
ii
eu
sk
M
at
s z J o n ko
w
coViDowe PoRzĄDki co nam zostanie po wirusie
Parkuję swój samochód na ulicy wzdłuż rzędu szarych kamienic. Nie łatwo zmieścić mojego starego mercedesa między równie wiekową corsą i dużym zielonym dostawczakiem. Zamykam szyby, upewniam się, że wszystko zabrałem. Odhaczam poszczególne rzeczy na niewidzialnej liście, w mojej głowie. Telefon, komórka, torba, notes z długopisem, ładowarka. Wszystko jest. Zamykam samochód - centralny nie działa, ale to nic. Zmierzam w kierunku wejścia na szpitalny parking. Brukowana ścieżka zaprowadzi mnie do głównego wejścia, gdzie przejdę kontrolę przed wejściem na umówioną wizytę po moim ostatnim zabiegu. W połowie drogi zatrzymuję się. Czegoś brakuje. Coś co powinienem mieć przy sobie, a raczej… na sobie. Maseczka. Została w schowku obok gałki zmiany biegów.
Lista kontrolna Stoję w kolejce przed białymi drzwiami wejściowymi do szpitala. Mamy piękne lato i mimo wczesnej pory - jest godzina 7.52, jest już 29 stopni Celcjusza. Szybko się pocę, podobnie jak para starszych osób przede mną. Mąż odprowadza żonę, która za jakieś 5 godzin, zostanie przyjęta na oddział. Oboje też są spoceni i z trudem oddychają w jednorazowych maseczkach. Gdy już odstałem swoje 20 minut, miła pani - okryta w ochronne ubranie - maseczka, przyłbica, rękawiczki,
48
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
fartuch i zapas płynu dezynfekującego na stoliku - mierzy mi temperaturę. Na szczęście termometr pokazuje 36,3, mogę wejść. Jeszcze tylko ankieta. Podaję moje dane osobowe i zaświadczam, że nie jestem chory ani z chorymi nie miałem styczności i mogę iść na pierwsze piętro, by potwierdzić swoją obecność na planowanej wizycie kontrolnej.
To miejsce jest zajęte Udaję się dobrze znanym korytarzem pod salę nr 2 i jak zwykle nie ma już miejsc siedzących. Każda z dziesięciu osób, która była umówiona na godzinę 8.00 już siedzi na co drugim miejscu na przeciw gabinetu nr 2. Jak się okaże, część z nich zostanie wezwana do sali nr 3 po kilkunastu minutach i szybko opuszczą szpital. Inni jak ja…ściskając swój numerek - ja mam ładną czarną dziesiątkę na białym poplamionym kartoniku poczekają jakieś 2-3 godziny by zgodnie z rozsądnym planowaniem przestrzeni w ciasnym szpitalnym korytarzu, nie stykać się ze sobą bez konieczności. Moja wizyta z godz. 8.00, przesuwa się na 11.12. Przecież wielu mądrzejszych od nas już dawno temu stwierdziło, że czas jest względny…
Do czterech razy sztuka Pacjent, 32 lata po wycięciu wyrostka robaczkowego skarży się na bóle w okolicach rany pooperacyjnej. Zalecana kontrola oraz wykonanie USG. Miesiąc wcześniej, ten sam człowiek zgłosił się na izbę przyjęć z podejrzeniem zapalenia wyrostka robaczkowego. Jednak mimo potwierdzenia jego obaw, musiał czekać 17 godzin w izolacji bez dostępu do sanitariatów - no może poza uroczą plastikową kaczuszką… Trzeba było sprawdzić czy pacjent nie stanowi zagrożenia dla innych osób, bo wykryto u niego przeciwciała na COVID-19. On sam czuje się dobrze i zapewnia, że jest zdrowy. Wirusa przebywał niemal bezobjawowo trzy tygodnie wcześniej. Jednak trzeba poczekać na wyniki, bo te które ma… mogą okazać się nieaktualne.
Na szczęście zabieg się udał, pacjent przeżył, wyrostek został przesłany do dalszych badań.
Ot, happy ending Niestety coś poszło nie tak i po miesiącu, należy ponownie zgłosić się do szpitala - na szczęście pacjent sam poprosił o wykonanie USG na pierwszej wizycie. Dzięki temu teraz znów stoi w kolejce i ponownie wypełnia kartę informacyjną, poci się przez 20 minut przed wejściem i liczy na to, że tym razem kolejne badania na wirusa szybko potwierdzą jego negatywny stosunek do wirusa. Niestety po pierwszym badaniu wynik jest niejednoznaczny, trzeba powtórzyć. Ale przynajmniej pacjent może pojechać do domu będąc podejrzanym o bycie zarażonym - i wrócić rano, gdy nowe wyniku już przyjadą z porannym transportem. Jest godzina 11.13, środa, pacjent wypełnia po raz czwarty kartę informacyjną i udaje się znanym sobie korytarzem na pierwsze piętro…
Dokąd zmierzamy? Pacjent, wiek 32 lat, mężczyzna. Jest bardzo wdzięczny personelowi szpitala. Naprawdę. Widział poświęcenie ludzi, pracujących pod presją. Widział młodą pielęgniarkę, która „biegała” pomiędzy salami by pomagać pacjentom - była sama, mając pod opieką 15 osób. Widział lekarza, który chce mu pomóc i tłumaczy konieczność zabiegu. Widział swój strach, gdy leżał pod dużą białą lampą na sali operacyjnej nr 2. Miła pani anestezjolog, pytała go o jego zawód i uspokajała, widząc przyśpieszające tętno. Widział zmęczoną pielęgniarkę, gdy o północy na jego prośbę pisała sms do jego żony: Wszytko dobrze, już jestem po, kładę się spać. Nie martw się. Te osoby robią co mogą, by dalej ratować nasze zdrowie i życie. Marnują masę energii na próbę dopasowania regulacji do naszej sytuacji. Czy teraz przed wejściem do szpitala, będziemy każdego badać na obecność grypy, zapalenia płuc, choroby weneryczne? Czy zanim zaczniemy komuś pomagać, poddamy się procedurom, które tę pomoc opóźniają? Co zostanie z nas, gdy staniemy sami i będziemy potrzebować drugiej osoby, by ta… nawet bez maseczki pochyliła się nad nami?
KORONAWIRUS Przypominamy najważniejsze informacje
//symptomy koronawirusa COVID-19// kaszel wysoka gorączka duszności i płytki oddech rzadsze symptomy: ból mięśni uczucie rozbicia ból głowy ból gardła Symptomy choroby stają się widoczne między 2 a 10 dniem po kontakcie z nosicielem. Ten czas może sie wydłużyć jednak, nawet do 24 dni
ZAPOBIEGANIE //Utrzymujemy dystans// w okresie wysokiego zagrożenia wirusem, nie witaj się przez podanie ręki ani przez pocałunek w policzek
1,5 metra //Maseczki w miejscach publicznych// podobnie, jak grypa, także koronawirus cOVid-19 rozprzestarzenia się droga kropelkową. do organizmy człowieka przedostaje sie przez oczy, nos lub usta
//Myjemy ręce// Myj również powierzchnie, z których korzystasz i najczęściej używywane przedmioty jak klamki, toaletę, powierzchnie kuchenne
DZIĘKUJEMY personelowi medycznemu
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
49
Małgorzata Perz
Powakacyjny
SOS DLA SKÓRY I WłoSÓW Jadąc na wakacje zabieramy ze sobą komplet kosmetyków pieczołowicie przygotowanych na tę okazję. Okazuje się często, że w ferworze atrakcji, różnych wydarzeń i emocji nie pamiętamy o regularnym stosowaniu zabranych preparatów. A warunki wakacyjne są bardzo inwazyjne dla skóry i włosów. Słońce, wiatr i słona woda nie znają litości. Po powrocie więc czeka nas miesiąc lub dwa przeróżnych zabiegów by odzyskać sprężystość skóry i blask włosów, choć zdarza się, że te drugie może uratować tylko fryzjer.
CO ROBiMy? W pierwszej kolejności należy wyleczyć wszelkie podrażnienia skóry i mikrourazy. W aptekach dostępne 50
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
są kremy i maści bez recepty gwarantujące szybką regeneracje i ulgę. Świetnie nadaje się do kilkudniowego leczenia Alantan plus krem lub maść oraz Bepanthem, czy powszechnie stosowany u niemowląt i małych dzieci, znany na całym świecie Sudokrem. Lanolina z pastą cynkową zawarta w tym preparacie wspaniale wpłynie na wszelkie mikrourazy. W dalszej kolejności czeka nas peeling nie tylko twarzy, ale też całego ciała. W sprzedaży online lub sklepach
z kosmetykami znajduje się szeroki asortyment tego rodzaju specyfików. Możemy wybrać peeling enzymatyczny, który rozpuści martwy naskórek lub drobnoziarnisty peeling wspomagany masażem. Świetnym sposobem jest masaż skóry przy pomocy zmielonej kawy. Drobingi usuwają złuszczone płatki naskórka, a kofeina zawarta w kawie pobudzi skórę do regeneracji. Zaróżowioną, rozgrzaną wcześniejszymi czynnościami skórę smarujemy balsamem, kremem lub olejkiem. Jednym z najlepszych preparatów są olejki dla niemowląt, które nawilżają, regenerują i sprawiają, iż staje się sprężysta i pełna blasku. Taki olejek najlepiej użyć na noc, dać mu czas na wchłonięcie i zadziałanie. Podobnie traktujemy włosy natłuszczając je hojnie odpowiednim olejkiem i zawijając ręcznikiem na godzinę przed myciem. Potraktowane nim kilkakrotnie włosy odwdzięczą się żywotnością i efektownym wyglądem.
z wodną. Podobnie jak czynniki aktywne są to emulgatory pochodzenia roślinnego zaś w kosmetykach konwencjonalnych korzysta się z dużo tańszych surowców syntetycznych. Identycznie ma się sprawa z substancjami zapachowymi i konserwantami. Kosmetyki naturalne działają być może mniej spektakularnie i wolniej, ale stosowane na dłuższą metę dają o wiele lepsze efekty. Możemy także śladami naszych babek i prababek stworzyć własne receptury preparatów wytwarzanych w domowej kuchni. Zapewne też każda z nas zna już choć jeden rodzinny przepis na piękne włosy czy cerę. Wakacje minęły. Do dzieła :)
Dlaczego KOSMeTyKi nATURALne? Obecnie dostępna jest cała gama produktów pochodzenia naturalnego bez parabenów i przeciwutleniaczy. Mają krótszą datę przydatności do wykorzystania, ale pozbawione są dzięki temu toksycznej chemii. W kosmetykach naturalnych składnikiem czynnym są naturalne oleje, ekstrakty z roślin i wody roślinne pochodzące w większości z upraw organicznych. Bazą kosmetyków konwencjonalnych są prawie wyłącznie tanie i łatwo dostępne oleje syntetyczne, będące pochodnymi przemysłu petrochemicznego. Kosmetyki naturalne i organiczne od konwencjonalnych różnią także emulgatory czyli substancje łączące fazę olejową
promienie uVa i uVb czym się różnia i jaki jest ich wpływ na skórę?
Promieniownie UVA stanowi 95 procent promieniowania ultrafioletowego docierającego do ziemi i działającego nawet w pochmurne dni. Promienie UVA docierają do skóry właściwej powodując tworzenie wolnych rodników. Promienie UVA są powodem fotostarzenia się
skóry, czyli zmiany ukierunkowania włókien elastyny i kolagenu co prowadzi do zwiotczenia skóry, są również powodem powstawania brązowych plamek na skórze oraz nowotworów skóry. Promienie UVB są głównie odpowiedzialne za oparzenia słoneczne i jej brązowienie. Stanowią tylko 5 procent promieniowania UV docierajacego do ziemi.
Promienie UV prowadzą też do degradacji keratynowej osłonki włosa oraz do utleniania lipidów spajających łuski osłonki, nabłyszczających i ułatwiających rozczesywanie. UVB penetruje do kory i powoduje uszkodzenie białek keratynowych. Zarówno do skóry jak i włosów, w słoneczne dni, konieczne jest stosowanie preparatów z filtrami.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
51
Produkty do nabycia w placówkach poniżej i sklepie internetowym. Na hasło „ZŁoTY TRaMWaJ CIeSZYŃSkI”
rabat w wysokości 6% Sklep CIeSZYN 43-400 ul. Wyższa brama 8 tel. +48 694 695 336 Sklep SkoCZÓW 43-430 ul. a. Mickiewicza 16 tel. +48 728 110 132
Sklep i pijalnia soków JaSTRZĘBIe-ZDRÓJ 44-330 ul. słoneczna 2 tel. +48 668 570 980 Sklep internetowy planetabio24.pl
Gdy za oknem upały i strach włączyć piekarnik, a ochota na słodką przekąskę nie maleje, polecamy batoniki kokosowe bez pieczenia. Na szczęście nie wszystko co słodkie, musi być na czarnej liście niezdrowych produktów, więc tym bardziej warto zaprzyjaźnić się z przepisem i przygotować małe co nieco.
BATONY KOKOSOWE DO PRZYGOTOWANIA BATONIKÓW POTRZEBUJESZ: szklankę niesłodzonych wiórek kokosowych 1/4 szklanki syropu z agawy 2 łyżki oleju kokosowego 1/2 łyżeczki ekstraktu waniliowego szczyptę soli
Wszystkie składniki włóż do misy i zblenduj do uzyskania spójnej masy. Możesz składniki wymieszać również ręcznie. Gotową mieszankę przełóż do płaskiego naczynia wyłożonego papierem do pieczenia, wyrównaj szpatułką i lekko dociśnij. Naczynie włóż do lodówki na co najmniej godzinę. Po tym czasie placek pokrój na kwadraty lub paski. Przechowuj w lodówce. Na zdrowie! Amelia Witos
WIÓRkI kokoSoWe - otrzymuje się z miąższu, czyli białej i mięsistej masy, która znajduje się bezpośrednio pod twardą skorupą orzecha kokosowego. ten egzotyczny owoc najpierw zostaje poddany procesowi suszenia, a dopiero potem ścierania. najlepsze wiórki kokosowe pochodzą z suszarń na archipelagu Malajskim, cejlonie i nowej gwinei, ponieważ suszone są tam gorącym powietrzem. Miąższ z kokosa zawiera w sobie cenne składniki odżywcze, takie jak minerały - magnez, sód, potas, wapń i żelazo, witaminy - witaminy z grupy b (b1, b2, b3, b6 i b9),
witamina c, e i k oraz nasycone kwasy tłuszczowe, które są bardzo ważne w naszej codziennej diecie. kwasy te są przetwarzane w zupełnie inny sposób niż te pochodzenia zwierzęcego. Wszystko dlatego, że ich cząsteczki są znacznie mniejsze, a sam proces przebiega zdecydowanie szybciej i nie wymaga obecności enzymów. ich wielką zaletą jest to, że nie odkładają się jako komórki tłuszczowe, ale są szybko wykorzystywanym źródłem energii dla organizmu. W związku z tym podkręcają nasz metabolizm, dlatego spożywając je szybciej spalamy kalorie.
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
53
słońce nad stadniną, w końską grzywę chowa twarz, wstęgą nad łąkami jeszcze się unosi mgła... stoją napięte jak strzała gdy drży, nim cięciwy świst znów do lotu ją poderwie. fragment wiersza Krzysztofa Dzikowskiego
Małgorzata Perz
Tylko koni żal... Pandemia skierowała nasze turystyczne zainteresowania na oferty krajowe. Jest w czym wybierać od lat, więc mimo utrudnień, nie powinniśmy być zawiedzeni. Jednym z najchętniej odwiedzanych zakątków naszego kraju jest Zakopane, w którym w letnie dni potrafi przebywać kilkanaście tysięcy turystów. Najbardziej popularną trasą wśród przyjezdnych jest trasa na Morskie Oko, największe jezioro w polskich Tatrach położone na wysokości 1395 m n.p.m. Długość trasy to około 9 km, której przejście zajmuje 2 godziny i 30 minut. Można całość przejść wyasfaltowaną drogą lub na przemian asfaltem i leśnymi skrótami.
UMieRAJą KOnie Jednak nie piękno polskich Tatr, ale sprawa tzw. „zasiągów” czyli konnych zaprzęgów dowożących chętnych do popularnych zakątków w sąsiedztwie Zakopanego, nie znika z łam prasy. Chodzi o skandaliczne i niezgodne z prawem warunki transportu konnego. Nie jest to historia nowa, ponieważ już w latach 90 ubiegłego wieku, czyli mniej więcej trzydzieści lat temu grupa tatrzańskich przewodników oraz ratowników TOPR informowała władze Tatrzańskiego Parku Narodowego o wykorzystywaniu koni ponad miarę, o incydentach padania, czyli umierania w trakcie pracy. W 2003 roku Jan Gąsienica Roj - senior, ratownik TOPR i przewodnik wysokogórski pisał: „Zwracam się głównie do dyrektora TPN i tych, którzy wydają zezwolenia i licencje wozakom. Na Palenicy Białczańskiej od wielu lat konie padają ze zmęczenia na drodze. (…) Jest to chyba jedyny park narodowy na świecie, gdzie zwierzęta są zamęczane pracą na śmierć”.
DLACZeGO tak się dzieje? Do lawety mogącej pomieścić nawet 30 osób zaprzężone są dwa konie. Po wielu protestach przepisy dopuszczają obecnie 12 osób. Trasa prowadzi pod górę w warunkach, które dla koni są bardzo ciężkie. Rozrzedzone powietrze i duża wilgotność, przeciążenie wozów ponad miarę (wozacy nie przestrzegają przepisowej ilości osób) powodują iż średni czas pracy koni na tym odcinku to około 12 miesięcy. Lawety ważą też więcej o 250 kg niż deklarowali fiakrzy. „798 kilogramów. Fiakrzy podawali wagę wozu jako 540 kilogramów. Dla takiej wagi robiliśmy nasze badania. Nas te badania nie zaskoczyły. O te pomiary
fot. fundacja VIVA
prosiliśmy od kilku lat. Sądziliśmy, że ta waga wynosi dużo więcej” - mówi Anna Plaszczyk z Fundacji VIVA. Do wozów zaprzęgane są konie stosunkowo młode 4-5 letnie ras lekkich nieprzystosowane do tak ciężkiej pracy, które jednak potrafią kłusować w przeciwieństwie do koni pociągowych. Konie muszą kłusować w drodze powrotnej, kiedy wymaga tego spadek terenu. Gdy nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze, jak mówi popularne powiedzenie. Roczny budżet Tatrzańskiego Parku Narodowego to około 3 miliony z czego 700-800 tysięcy uzyskuje z licencji dla fiakrów. Nigdzie natomiast nie jest zapisane ani słowa o obowiązku dbania o konie. Więc fiakrzy o konie nie dbają, potrafią zarobić za swoje usługi transportowe nawet 6 tysięcy dziennie (przejazd w sezonie to 50 zł, poza sezonem 40 zł od osoby) i stać ich na wymianę konia nawet co parę dni, gdy poprzedni w wyniku katorżniczej pracy pada na trasie lub po paru miesiącach mordęgi nie nadaje się do dalszej eksploatacji. Taki koń trafia na rzeź. TPN TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
55
zakazał na drodze do Morskiego Oka poruszać się czymkolwiek innych niż wozem lub pieszo, nawet rowerzyści zostali wykluczeni. Wozacy stali się monopolistami. Powoli i z oporami coś sie zmienia.. W lutym 2020 roku karę grzywny muszą zapłacić dwaj fiakrzy, którzy zostali uznani przez Sąd Rejonowy w Zakopanem za winnych znęcania się nad końmi na drodze do Morskiego Oka. Jeden z nich wymusił na koniach trzy kursy w ciągu jednego dnia w wyniku czego jeden z nich nie przeżył, padł na trasie. Drugi winny zaprzągł do pracy konia z pękniętym kopytem. Jeszcze przed wyrokiem obaj fiakrzy stracili licencje na przewóz turystów. PSEUDOTURYŚCI Czasami pojawiają się argumenty, że osoby starsze lub z małymi dziećmi mają utrudnione dotarcie do celu jakim jest Morskie Oko. Argument dobry i zrozumiały. Dlaczego więc wozy oblegane są przez młodych i sprawnych? Gdyby statystycznie sprawdzić ile osób
Dolina Chochołowska i wyczerpany koń, mat. arch. Fundacji VIVA
ZakoPaNe W lICZBaCh 1. Morskie Oko od zawsze było tłumnie odwiedzane. W XIX wieku tłumem określano 200-300 gości dziennie, dziś w letnie dni potrafi ich być tutaj kilkanaście tysięcy. 2. Rocznie Tatrzański Park Narodowy odwiedzają około 3 miliony osób. 3. Liczba stałych mieszkańców Zakopanego wynosi niecałe 28 tysięcy. W czasie najbardziej obleganych weekendów w mieście przebywa jednocześnie 250 tysięcy turystów. 4. Każdego letniego dnia bilety wstępu do TPN na Palenicy Białczańskiej kupuje 5-7 tysięcy osób. 5. 16% wszystkich wycieczek w Tatry polskie podejmowanych przez turystów to spacery Doliną Kościeliską.
56
starszych, schorowanych bez innych możliwości korzysta z transportu bylibyśmy rozczarowani, zawiedzeni i wstrząśnięci ludzką znieczulicą i tępotą emocjonalną. Obraz popularnej wakacyjnej czy weekendowej turystyki tatrzańskiej definiuje oraz przedstawia pomysł pewnego fotografa. Bartłomiej Jurecki w 2016 roku postanowił przez 3 godziny fotografować obuwie mijających go pseudoturystów. Oprócz standardowych butów górskich pojawiały się wszelkiej maści mokasyny, kroksy, sandały i klapki. Czy człowiek idący w góry w baletkach, sandałach czy tenisówkach ma wyobraźnię czy jego decyzja o wyjściu w góry w klapkach jest przemyślana? Nie, dlatego konie na trasie do MORSKIEGO OKA i innych podobnych trasach, będą jeszcze długo zamęczane na śmierć na oczach pesudoturystów, którym nawet w takiej sytuacji nie chce sie zsiąść z lawety, lub wyeksploatowane będą kończyć życie w rzeźni mając 5 czy 6 lat, choć normalnie pracujące konie dożywają lat 30.
Tłum nad Morskim Okiem, fot. arch. autora Jedno ze zdjęć fotografa B. Jureckiego
6. W sierpniowy dzień Dolinę Kościeliską odwiedza średnio 3 tysiące osób. (portaltarzanski.pl) Fasiąg – czterokołowy pojazd konny używany głównie na Podhalu do przewożenia turystów. Nazwa pochodzi z gwary góralskiej, w której tym mianem określa się wóz góralski „Fasiąg” jest gwarową, góralską odmianą wyrazu „Wasąg”. Komercyjne zastosowanie pojazdu jako środka transportu zbiorowego w górskie okolice rozpoczęło się już w połowie XIX wieku, kiedy to górale, zaczęli przewozić nimi „ponów” z Krakowa pod Giewont. Taka podróż zajmowała wówczas dwa, trzy dni. Po otwarciu linii kolejowej do Chabówki, w 1884 r.,
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
podróż konnym zaprzęgiem skróciła się do jednego dnia, gdyż od tego momentu letnicy zwykle przesiadali się na fasiąg dopiero w Chabówce. Kres podróżom konnymi zaprzęgami pod Tatry przyniosło przedłużenie linii kolejowej z Chabówki do Zakopanego w 1899 r. Fasiągi dziś znane są głównie jako pojazdy, którymi fiakrzy wożą turystów na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego drogą Oswalda Balzera na odcinku Palenica Białczańska – Włosienica. Dawniej fiakrzy, zgodnie z przepisami mogli wieźć na fasiągu 30 osób, potem tę liczbą zmniejszono do 24. Po upadku konia ciągnącego wóz w dniu 14 lipca 2009 r. wprowadzono regulaminowy limit 15 osób, a w roku 2014 limit zmniejszono do 12 osób. (Wikipedia)
fot. tourdepologne.pl
KIERUNEK SPORT
Małgorzata Perz
Historia Tour de Pologne w pigułce 1923-1939
Od 1947 do dzisiaj
W 1923 roku Polska odzyskała niepodległość, a wraz z nią możliwość organizowania dużych imprez sportowych w tym kolarskich, łączących ludzi na świeżo odzyskanych ziemiach. Pierwsze tego rodzaju zawody miały miejsce w 1928 roku. Impeza nosiła nazwę Kolarski Bieg dookoła Polski i odbyła się dokładnie ćwierć wieku po inauguracji Tour de France. Patronem honorowym wyścigu został prezydent II Rzeczypospolitej Ignacy Mościcki, a przewodniczącym Komitetu Honorowego Marszałek Józef Piłsudski. 7 września w Warszawie wystartowało 71 kolarzy na trasę liczącą prawie 1500 km i obejmującą takie miasta jak Lublin, Lwów, Rzeszów, Kraków, Poznań. Zwycięzcą został zawodnik Bydgoskiego Klubu Kolarskiego Feliks Więcek, który wygrał 6 etapów z 8. Międzywojenne zawody wyglądały nieco inaczej niż te obecne, zawodnicy pokonywali do 300 km ze średnią prędkościa 25 km/h na jednym etapie, a w trakcie jazdy zatrzymywali się by, zjeść posiłek. Do wybuchu II Wojny Światowej rozegrano 5 zawodów Tour de Pologne. Jedno jednak pozostało niezmienne w czasie na sportowych imprezach, wielka radość i satysfakcja z pokonanych kilometrów. Przegląd Sportowy zanotował: „Zarówno wyniki sportowe Biegu, jak i całość prac organizacyjnych, a nade wszystko duch zawodników – wszystko to otworzyło przed sportem polskim horyzonty, o których marzyli tylko szaleńcy sportowi. Półtora tysiąca kilometrów szos polskich, przez które przelecieli w ciągu 10 dni bohaterscy kolarze – to jakby wielka wstęga, zespalająca najpotężniejsze ośrodki naszego życia kulturalnego, społecznego, gospodarczego i sportowego w jedną wielką solidarną i przez to potężną całość”
Po wojnie władze ludowe faworyzowały swoje dziecko jakim był Wyścig Pokoju. Jednak organizatorzy Tour de Pologne nie dawali za wygraną, dzięki czemu impreza przetrwała i stopniowo zaczęłą się rozwijać. W 1947 r. trasa liczyła tylko 600 km i miała zaledwie 4 etapy. Ale już rok później zaczęła nabierać blasku imprezy międzynarodowej, kiedy wyścig wygrał Szwed Olle Persson Podium w kolejnych latach zdominowali obcokrajowcy. 30 lat po odzyskaniu niepodległości w 1953 r. odbył się 10 jubileuszowy, najdłuższy w historii TdP. Liczył 13 etapów i 2311 kilometrów. Zwyciężył Mieczysław Wilczewski. W latach 1954-57 niekwestionowaną gwiazdą został Marian Więckowski, który wygrał Tour de Pologne trzy razy z rzędu. Kolejne lata, po 1993 roku, to nowa rzeczywistość, nowe wyzwania i nazwiska. Najważniejszym jest Czesław Lang. Pierwszy zawodowiec w polskim kolarstwie. „Został także pierwszym prywatnym animatorem kolarstwa polskiego. Z podupadającego Wyścigu Dookoła Polski, który długo był w cieniu Wyścigu Pokoju, uczynił imprezę rangi światowej Tour de Pologne, która po latach doświadczeń i sukcesów awansowała do rangi wyścigu o znaczeniu prestiżowym (UCI World Tour).” (Wikipedia) Ostatni z wyścigów, 77 Tour de Pologne miał miejsce w dniach 5-9 sierpnia, liczyl 5 etapów i 890 km. Zwycięzcą został młody belgijski kolarz Remco Evenepoel z ekipy Deceuninck-Quick Step. Najlepszy z Polaków, Rafał Majka (Bora-Hansgrohe) zajął czwarte miejsce. Zapraszamy Czytelników na fotoreportaż z bielskiego odcinka III etapu Tour de Pologne 2020. TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
57
PRZYSTANEK NA ŻĄDANIE artykuł sponsorowany
Totem-Sklep Hajduka 8, 43-400 Cieszyn
Rozmowa o rowerach z właścicielem Sklepu i Serwisu Rowerowego TOTEM - panem Michałem
Jazda na rowerze zyskuje coraz więcej amatorów i staje się co raz bardziej popularna. Jednak dla kogoś, kto do tej pory nie miał kontaktów z branżą rowerową, wybór wcale nie jest prosty. Kiedyś w sklepach były składaki i kolarzówki, dziś typów i rodzajów rowerów jest tak wiele, że można się pogubić. Jest jakiś prosty sposób na pogrupowanie i poznanie zasadniczych różnic pomiędzy rowerami? Najłatwiejszym sposobem jest pogrupowanie rowerów według stylu jazdy, jaki uprawiamy lub zamierzamy uprawiać. Najprościej rzecz ujmując rowery dzielimy na: szosowe, miejskie, trekingowe, crossowe, górskie W tym miejscu warto również zaznaczyć, że każda z takich grup obejmuje kilka rodzajów rowerów i w każdej dostępne są modele ze wspomaganiem elektrycznym, tak zwane e-bike. Co zatem powinna wziąć pod uwagę osoba chcąca kupić nowy rower i rozpocząć przygodę z dwoma kółkami? Najważniejsze jest to gdzie i w jaki sposób będziemy użytkować rower. Jeśli klient zna powyższe grupy, to dobór odpowiedniego roweru będzie szybszy i bardziej precyzyjny. Natomiast jeśli ich nie zna, to przeprowadzamy tak zwany wywiad, który ma na celu przede wszystkim uświadomienie klienta, w której grupie się znajduje, a następnie odpowiednie dobranie roweru. Ponadto bardzo istotnym elementem jest również dobór odpowiedniego rozmiaru ramy, który zagwarantuje wygodne użytkowanie roweru. Co użytkownik roweru powinien mieć zawsze ze sobą? Dawniej była to pompka? Aby czuć się bezpiecznie w trakcie wycieczki, warto mieć przy sobie wspomnianą pompkę, łyżki do opon, zestaw łatek z klejem, mini zestaw kluczy imbusowych i najważniejsze: dobrze dobraną dętkę zapasową. Powinniśmy zwróćmy uwagę nie tylko na rozmiar, ale również na zawór, jaki występuje w naszym rowerze. 58
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
Użytkownicy samochodów zwykle wiedzą, że raz w roku należy zrobić przegląd auta, dolewać oleju, gdy świeci kontrolka… W jaki sposób należy dbać o rower, tu niestety kontrolek brak? Wbrew obiegowej opinii rower to na szczęście bardzo prosta maszyna i zazwyczaj sam daje nam znać, że coś jest nie tak. Przykładowo jeśli skrzypi nam łańcuch, wystarczy go lekko przesmarować i po kłopocie. W trakcie trwania sezonu warto co jakiś czas skontrolować ciśnienie w kołach, stan klocków hamulcowych oraz jakość bieżnika opon. Kiedy powinniśmy odwiedzić serwis? W celu wykonania przeglądu rower powinien pojawić się w serwisie co najmniej raz w roku, po lub przed sezonem rowerowym, czyli w miesiącach od listopada do marca. Ponadto należy odwiedzić serwis za każdym razem, gdy rower tego wymaga - przecież nie każdy z nas potrafi wymienić klocki czy wyregulować przerzutkę. Warto pamiętać, że regularne przeglądy uchronią nas przed niemiłym zaskoczeniem podczas wycieczki oraz niepotrzebnymi wydatkami.
KIERUNEK SPORT
Zwycięzca 3 etapu Tour de Pologne Richard Carapaz (Team INEOS) na mecie, fot. Mariusz Hetman
FOtOrepOrtaż z bielskiegO Odcinka 3 etapu tOur de pOlOgne
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
59
KIERUNEK SPORT
Finisz, ul. Armii Krajowej, fot. Mariusz Hetman
Transmisja wyścigu, fot. Małgorzata Perz
Mała kibicka, fot. Małgorzata Perz
60
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
Zjazd z ul. Górskiej w ul. Żywiecką, fot. Małgorzata Perz
KIERUNEK SPORT
Lider pierwszego okrążenia, ul. Karbowa, fot. Małgorzata Perz
Armii Krajowej, fot. Jacek Woltyński
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
61
KIERUNEK SPORT
Strumień
WSIADAJ NA ROWER I ZDOBĄDŹ ODZNAKĘ
Zebrzydowice
Ochaby Wielkie
Karwina
Hażlach
Skocz
na temat zdrowotnych aspektów jazdy na rowerze wylano już morze atramentu. Dlatego też nie wgłębiając się w to zagadnienie tylko wspomnę, że jazda na rowerze ( nie mylić z modną ostatnio elektryczną hulajnogą) wzmacnia układ oddechowy i naczyniowy poprawiając ogólną kondycję. W czasie jazdy angażujemy prawie wszystkie partie mięśniowe rozwijając zwłaszcza mięśnie nóg, rąk i grzbietu. Oczywiście poruszanie się na rowerze to też znakomityCIESZYN sposób na zrzucenie balastu zbędnych kilogramów, a wysiłek włożony w poruszanie wehikułem wspomaga Goleszów w walce z żylakami oraz cellulitem. Ropica Frydek-Mistek Mając w pamięci kolarzy walczących o przeżycie poru- uwarunkowania to kwestia doboru odpowiedniej wielszających się skrajem zatłoczonej drogi, czy też grupki kości ramy, a przede wszystkim siodełka. Naprawdę młodzieży jeżdżących w kółko po ruchliwych osiedlach nie warto na tym oszczędzać, gdyż nic tak nie zepsuje muszę dodać, że aby skorzystać z dobrodziejstw wpły- nawet najciekawszej wyprawy, jak nasze bolące cztery wu użytkowania roweru na nasze ciało i duszę należy litery za sprawą niewygodnego siodełka... spełnić jeszcze kilka dodatkowych warunków. Aby nasze rowerowe wyczyny oprócz ładunku poPrzede wszystkim bezpieczeństwo. Przed wyrusze- zytywnej energii przynosiły również satysfakcję, przed niem nawet na najkrótszą wycieczkę, zadbajmy o to, wyruszeniem na trasę należy zadać sobie pytanie podabyśmy z niej bezpiecznie powrócili. Nasz rower musi stawowe: jaki cel chcemy osiągnąć? posiadać minimum wyposażenia wymaganego przepiCzy chcemy tylko rekreacyjnie „przejechać się kawasami, a zwłaszcza sprawne hamulce i oświetlenie. Pa- łek za miasto”, czy może w trybie sportowym „połknąć miętając, że na 100 wypadków rowerowych aż 70 wią- kilometry”, czy wreszcie przy pomocy roweru chcemy że się z urazami głowy, używajmy kasku rowerowego. poznawać i smakować otaczającą nas przestrzeń? Wydatek naprawdę niewielki, i jest wielu kolarzy, któJeżeli założymy, że naszym celem jest ten ostatni warych w krytycznej sytuacji właśnie uratował założony riant dojdziemy szybko do przekonania, że rower jest kask. Planując jazdę o zmierzchu załóżmy odblaskową najlepszym środkiem do jego realizacji. Poruszając się kamizelkę. Kierowcy na pewno zetknęli się z sytuacją, samochodem, to po pierwsze nie wszędzie uda nam się gdy w ostatniej chwili w światłach pojazdu miga nam dotrzeć, a po drugie wiele ciekawych miejsc z pewnonajczęściej nieoświetlony rowerzysta. A jeżeli zdarzy ścią mignie nam tylko nie zauważonych za szybą sasię to o zmierzchu, w trakcie deszczu czy mgły, to nie- mochodu. Alternatywne piesze wycieczki, choć jak najszczęście prawie gotowe. bardziej godne polecenia i pełne uroku, z oczywistych Pamiętajmy też, że jest dostępna coraz bardziej względów ograniczają nas do eksploracji nieporównyrozbudowywania sieć dróg rowerowych, jako najbez- walnie krótszych tras. pieczniejszych dla użytkowników jednośladów. Jeżeli Jadąc rowerem od punktu A do punktu B nie powybieramy się z rowerem w konkretny region, to warto miniesz niczego. Czujesz wszystkie zapachy, chłoniesz sprawdzić zawczasu, jakie trasy rowerowe nam oferuje. wszystkie dźwięki. Jesteś w podróży kompletnej i bieNastępnym elementem o który warto zadbać to rzesz garściami wszystko - bez wybrzydzania. Gdy pada wygoda. Rower dopasowany do potrzeb i ergonomicz- - jesteś mokry, gdy jest gorąco - smażysz się na skwarnych uwarunkowań właściciela, to gwarancja wyłącznie kę. Zmierzysz się też z pewnością z własnymi słabościadobrych wspomnień z każdej wyprawy. Ergonomiczne mi, bo droga, zwłaszcza w naszym regionie nie zawsze 62
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
Jabłonkó
KIERUNEK SPORT
Chybie
e
zów
Ustroń
Wisła
wiedzie z górki. W zamian Twoim udziałem staną się niezapomniane przeżycia, radość i zadowolenie z pokonanej trasy. Powyższa zasada już przed półwieczem przyświecała grupce pasjonatów, którzy w 1966 r. założyli Turystyczny Klub Kolarski PTTK „Ondraszek” jako jeden z klubów zrzeszonych w cieszyńskim Oddziale PTTK „Beskid Śląski”. Dla wszystkich, którzy powyższe dywagacje uznają za przekonywujące, a jednocześnie są pasjonatami lokalBielsko-Biała nej historii mam wspaniałą wiadomość: Mając na uwadze uczczenie 730-lecia powstania Księstwa Cieszyńskiego oraz 110-lecia istnienia polskiej turystyki zorganizowanej w 2020 r. klub wyszedł z inicjatywą utworzenia odznaki kolarskiej PTTK do samodzielnego zdobywania. Po wielu przygotowaniach Oddział PTTK „Beskid Śląski” w Cieszynie, przy znaczącym wsparciu Powiatu Cieszyńskiego ustanowił regionalną odznakę kolarską PTTK „ROWEREM DOOKOŁA ŚLĄSKA CIESZYŃSKIEGO” do indyBrenna zdobywania. widualnego Poznanie na rowerze Śląska Cieszyńskiego w jego historycznych granicach na pewno będzie wspaniałą propozycją na wiele rowerowych wycieczek po obu stronach granicy, a finalne zdobycie odznaki ukoronowaniem włożonego wysiłku.
Zachęcam serdecznie do zdobywania odznaki i życzę wyłącznie dobrych przygód na trasach. Zbigniew Pawlik prezes TKK PTTK „Ondraszek”
RegUlAmin zDoBYwAniA oDznAki jest dostępny na stronach internetowych: pttkcieszyn.pl tkk-ondraszek.pl Książeczki do zbierania potwierdzeń i odznaki po spełnieniu wymogów regulaminowych nieodpłatnie można otrzymać w siedzibie Oddziału PTTK przy ul. Głębokiej 56 w Cieszynie.
Park Krajobrazowy Beskidu Śląskiego
ów Istebna
Koniaków
fot. arch. PTTK TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
63
zdjęcia Robert Kania
M
arc
in M o
a ńk
HOKEJ W CZASACH ZARAZY
– Myślę, że w ogóle zmieniła świat na dobre 10, a nawet 20 lat. Przede wszystkim ludzie będą żyć w strachu i w poczuciu nieustannego zagrożenia. Na pewno zostanie i to na długi czas, przynajmniej w części społeczeństwa, potrzeba noszenia maseczek. Ludzie już zaczynają bardziej zwracać uwagę na swoje zdrowie i najbliższe otoczenie – mówi Aron Chmielewski, napastnik HC Oceláři Trzyniec i reprezentacji Polski. We wrześniu rozpocznie swój siódmy sezon w czeskiej Tipsport Ekstralidze. Marcin Mońka: To najdziwniejsze przygotowania do sezonu, w jakich uczestniczyłeś? Aron Chmielewski: Trenowaliśmy z dużą dozą niepewności czy ten sezon się w ogóle odbędzie, a jeśli tak, to na jakich zasadach. Przygotowania rozpoczęliśmy jeszcze w czasie kwarantanny, indywidualne treningi odbywaliśmy w domach, rejestrując je na aplikacjach, aby miał do nich dostęp sztab szkoleniowy. Później wyszliśmy na lód, przy wciąż zmieniających się obostrzeniach. Jesteśmy regularnie badani, gramy mecze sparingowe niemal bez udziału publiczności. Mamy przed sobą wiele niewiadomych, które nie dają nam pełnego komfortu pracy. Obostrzenia nie wpływają na nas ze strony przygotowania fizycznego, lecz mają ogromny wpływ na psychikę, każdy z zawodników ma w głowie przemyślenia, że sezon może się nie rozpocząć, albo będzie opóźniony, czy będziemy grać w obecności kibiców itd. Jak się trenuje w chwili, gdy nie ma pewności, że sezon w ogóle ruszy? Ciężko jest o tym nie myśleć nawet w czasie treningów. Każdy chce być jednak przygotowany jak najlepiej, bo wierzymy, że mimo wszystko sezon wystartuje. Będziemy reprezentować klub i siebie, więc każdy daje z siebie jak najwięcej. A z niepewnością krążącą po głowie trzeba się po prostu jakoś uporać. 64
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
Pandemia pokrzyżowała szyki nie tylko w wymiarze sportowym, ale także czysto życiowym, zostaliście na kilka miesięcy odcięci od rodzin, mieszkających w Polsce. Jak trudny był to czas dla rodziny Chmielewskich? Dobrze się stało, że poprzedni sezon zakończył się po rundzie zasadniczej, dzięki temu wszyscy jesteśmy zdrowi. Jednak ze sportowego punktu widzenia pozostał mały niedosyt, bo nasza forma przed decydującą fazą sezonu rosła i czuję, że w play-offach trudno byłoby nas zatrzymać. Dlatego pierwsze informacja, że nie dogramy sezonu, były małym szokiem. I niedługo później zamknięto granice, a to oznaczało, że nie możemy odwiedzić naszych rodzin. Był to dla nas ciężki czas, zwłaszcza dla żony oraz dzieci, które bardzo już tęskniły za dziadkami. U mnie było trochę inaczej, bo do takiego rodzaju oddalenia jestem przyzwyczajony – od 16 roku życia przebywałem poza rodzinnym domem, najpierw trenując w Niemczech, a potem grając w Krakowie. Dlatego jakoś byłem w stanie wytrzymać te 4 miesiące. Poza tym letnie przygotowania do sezonu rozpoczęły się naprawdę szybko. I dzięki temu, że mieszkam w Trzyńcu w domku jednorodzinnym, było mi łatwiej, niż gdybym wyjechał do Polski i kwarantanna złapała mnie w domu rodziców albo u teściów, gdzie musiałbym również trenować.
Jak bardzo w Twoim odczuciu pandemia zmieniła hokej, a właściwie cały sport? Myślę, że w ogóle zmieniła świat na dobre 10, a nawet 20 lat. Przede wszystkim ludzie będą żyć w strachu i w poczuciu nieustannego zagrożenia. Na pewno zostanie i to na długi czas, przynajmniej w części społeczeństwa, potrzeba noszenia maseczek. Ludzie już zaczynają bardziej zwracać uwagę na swoje zdrowie i najbliższe otoczenie. Samego sportu w jego najgłębszym sensie chyba jednak nie zmieniła, wciąż pozostanie taki, jakim był, może zmienić się jedynie jego otoczka. Myślę, że gra pozostanie taka sama, zresztą trudno wyobrazić sobie jakieś głębsze zmiany w dyscyplinach, które z założenia są sportami kontaktowymi. I liczę, że już niedługo znów zaczniemy podawać ręce z przeciwnikami po rozegranym meczu. Przed nadchodzącymi rozgrywkami trzeba się liczyć z każdym scenariuszem. W Twoim odczucie granie spotkań bez udziału kibiców ma sens? Każdy zawodnik chce grać dla kibiców, i liczyć na ich wsparcie na każdym meczu oraz atmosferę, jaką są w stanie wytworzyć na trybunach. Myślę, że mecze bez udziału kibiców to już zupełnie inny sport. Czas mamy jednak nadzwyczajny, więc musimy liczyć się z mnóstwem rozwiązań, łącznie z tym, że będziemy grac
mecze bez udziału publiczności. Na przedsezonowym przetarciu, jakim był Generali Česká Cup, dopuszczono ograniczoną liczbę widzów. Dla mnie jako sportowca ważne jest, aby grać mecze, choćby dla garstki publiczności na stadionie, i większej publiczności przed ekranami telewizorów. Bo przecież mam świadomość, jak wielką rozrywką dla kibiców, po ciężkim dniu w pracy, jest hokej, w dodatku w ciężkich czasach pandemii. I mam ogromna nadzieję, że kolejne ograniczenia zaczną systematycznie odchodzić w przeszłość, by w końcu grać przy pełnych trybunach. Wiosną przedłużyłeś kontrakt w Trzyńcu o kolejne dwa lata, kupiliście również tutaj dom. Czujesz się już takim „pomorskim Ślązakiem”? Coś jest na rzeczy, bo gdy jadę do rodzinnego Gdańska, to niektórzy twierdzą, że słychać już we mnie Śląsk. Rozpoczynam siódmy rok moich bliskich związków z tym regionem, mocno się z nim zżyłem, choć nigdy nie wiadomo, jak długo tutaj pozostanę, bo przecież taki jest los sportowca. A gdybym wiedział, przychodząc do klubu przed sześciu laty, że zostanę na tak długo, dom kupilibyśmy zdecydowanie wcześniej. Człowiek jednak takiej zdolności przewidywania nie posiada. Jak w sensie czysto sportowym zapowiada się nadchodzący sezon? Po raz drugi z rzędu będziecie TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
65
KIERUNEK SPORT
bronić tytułu mistrzowskiego, a w lidze znów będzie panować zasada „bij mistrza”... Sezon zapowiada się ciekawie, kadra w dużej mierze została skomponowana z zawodników, którzy grali w sezonie mistrzowskim, choć nie ma już w niej dwóch klubowych legend – Jiříego Polanskiego i Martina Adamskiego. Na początku sezonu będziemy mogli liczyć też na pomoc wypożyczonych zawodników, jak Filip Zadina i Lukáš Jašek, jednak w trakcie rozgrywek będą musieli powrócić do Ameryki. Mamy też kilka innych wzmocnień, zarówno w defensywie, jak i w ataku. I będziemy pucharu mistrzowskiego bronić – w tym roku nie zabrała go nam pandemia, mam nadzieję, że wkrótce obronimy go w sportowej walce. W trakcie minionego sezonu w drużynie pojawił się Wojtek Wolski, kanadyjski napastnik z polskimi korzeniami, z piękną kartą zapisaną w NHL, któremu bardzo pomagałeś podczas pobytu w klubie spod Jaworowego, niektórzy nawet żartowali, że stałeś się jego rzecznikiem prasowym. Żałujesz, że Wojtka nie ma już w Trzyńcu? Z jednej strony żałuję, bo nawiązaliśmy fajną relację, był bardzo dobrym kolegą w szatni i na lodowisku, poza tym to świetny gracz, który od razu udowodnił swoją przydatność dla zespołu. Z drugiej strony jednak nie dziwię się jego decyzji o powrocie w rodzinne strony – przez 13 lat grał poza domem i na pewno stęsknił się za dziećmi i swoją życiową partnerką. Przeczuwałem, że po wybuchu pandemii i jego powrocie do Kanady albo zaraz szybko wyfrunie na kilka kolejnych lat, albo wprost przeciwnie, pozostanie na dłużej wśród najbliższych. Wygląda na to, że wybrał tę drugą możliwość. Mówił mi jakiś czas temu, że chyba nie rozpocznie nowego sezonu w terminie, bo tak mu jest dobrze z rodziną. I jeśli nawet już w ogóle nie wróci na taflę, w pełni zrozumiem jego decyzję. Jesteś zawodnikiem o jednym z najdłuższych staży w drużynie To prawda, obecnie dłużej jest np. Erik Hrňa, podobny staż ma jak Vladimír Dravecký. Myślę jednak, że staż niczego nie może zagwarantować, bo przecież ten klub zawsze walczy o najwyższe cele, a zawodnicy wciąż muszą udowadniać swoją przydatność. Cieszę się, że jestem w takim miejscu, a czas pokaże, co się jeszcze wydarzy. Staram się swoją pracę wykonywać na sto procent, klub wiąże ze mną nadzieje, dlatego podpisaliśmy kontrakt na następne lata. Ale czujesz już chyba mocną pozycję w zespole? Nie lubię mówić, że czuję się pewnie, bo potem może wrócić jakaś niechciana karma. W klubie każdy z nas 66
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2020
odczuwa konkurencję, a na przykładzie kilku zawodników można pokazać, że to poczucie pewności jest bardzo nikłe i może szybko obrócić się w pył. To jest za dobry klub, by ktokolwiek mógł powiedzieć, że jest pewniakiem. Jeśli nie będziesz grać i punktować dla drużyny, to szybko możesz stracić miejsce w składzie. Zatem to poczucie pewności trzeba z jednej strony nosić w sobie, a jednocześnie za każdym razem udowadniać na lodzie. W wakacje udało Ci się zorganizować, już po raz trzeci z rzędu, Camp Chmielewskiego, na którym w dwóch turach przyjechali młodzi gracze z różnych stron Polski. Czujesz, że dokładasz swoją cegiełkę, by za kilka czy kilkanaście lat ta dyscyplina powróciła w Polsce na należne jej miejsce? Cegiełka to może zbyt duże słowo, na razie to raczej kamyczek. Od pewnego czasu z dużą ochotą staram się organizować spotkania z młodymi adeptami hokeja, aby pobudzić w ich sercach zapał do uprawiania tej pięknej dyscypliny sportu. Potencjał w tych młodych i bardzo młodych ludziach dostrzegam od dawna, zawsze mamy duże zainteresowanie obozem, a i sam hokej zaczyna być w Polsce budowany nieco lepiej wśród najmłodszych roczników. Są oczywiście pewne braki w szkoleniu, i niektóre roczniki odstają od swoich rówieśników np. z Czech. Nie mamy jeszcze w Polsce dużego naboru, i pewnie sporo lat jeszcze musi minąć, by był taki, jak w krajach bardziej od nas hokejowych. Udaje nam się na campie od czasu do czasu wyławiać perełki, które trzeba pielęgnować, z których być może wyrosną bardzo dobrzy zawodnicy. Reprezentacja Polski, której jesteś filarem, ma nowego trenera, Tomka Valtonena zastąpił Robert Kalaber... Tomek Valtonen dzwonił do mnie jeszcze dwa dni przed odejściem z funkcji trenera kadry narodowej, by się pożegnać. Osobiście ubolewałem nad jego odejściem, ponieważ nie tylko osiągnęliśmy razem bardzo dobre wyniki, ale przede wszystkim to świetny trener, który z zawodników potrafi tworzyć prawdziwy team, zarówno na lodowisku, jak i poza nim. Niestety związek hokejowy nie poradził sobie z sytuacją i zakwestionowano możliwość prowadzenia przez Tomka Valtonena jednocześnie kadry narodowej jak i klubu w Rosji. Rozmawiałem na temat kadry z jej nowym trenerem. Ze względu na pandemię wciąż np. nie wiadomo, kiedy zagramy turniej kwalifikacyjny do Igrzysk Olimpijskich. Zresztą nie zerkam tak bardzo w przód, co będzie za pół roku, za rok, raczej skupiam się na tym, co sportowo wydarzy się już wkrótce. I najbliższa perspektywa to start Ekstraligi, do której chcę być maksymalnie przygotowany.
W STAREJ CEGIELNI Polska od 15,00 zł
Czechy od 16,80 zł
Holandia od 38,80 zł
Anglia od 41,80 zł
Niemcy od 32,80 zł
Słowacja od 20,10 zł
u ;7j ৵ v of; -h-1f; -v-৵; Ҍ -hb;| 7Ѵ- 7 of]- Ҍ ";vf; u;Ѵ-hv-1 fm; Ҍ -mb1 u; Ҍ ;7b1 u; Ҍ b;Ѵ<]m-1f- | -u Ҍ ubo|;u-rb,-0b;]bĹ v 1 rѴ-f.1;ķ o7lj-7 -f.1;ķ lo7;Ѵ f.1; v Ѵ ;|h<ķ -m| 1;ѴѴ Ѵb|o ;
ul. Kościuszki 33, Cieszyn (teren starej cegielni) tel. +48 512 790 260 / www.paczki123.pl Oferta biznesowa na www.olzalogistic.com
tel. +48 518 198 018, ul. Bielska 184, Cieszyn www.nowoczesneSPA.pl
MIESIĘCZNIK DLA ŚLĄSKA CIESZYŃSKIEGO Nr 44, wrzesień 2020
§ ̧ê H0I0 e»ÉÚê »§ÌîÉÚɟ » Ñ
www.tramwajcieszynski.pl
mËÔā 綫 Ì Á č « ð¢çðÓā ȴ Tel.: +48 33 816 MINI
Nr 44, wrzesień 2020
E Y% >>ǜ / mhȴ `<\ E/ y `h E \ / ȭ L h 'L `/%' L ǝǟ <D E E Y% / `hL > <h\ E Dȴ
MIESIĘCZNIK DLA ŚLĄSKA CIESZYŃSKIEGO
NOWE MINI COUNTRYMAN HYBRYDA PLUG-IN.
ISSN: 2543-8751 / Cena: Bezpłatny
NA POMOC
CIESZYNOWI Zbrodnie serca Szyldy
Ocalić Olzę
Covidowe porządki
Kobieta w polityce
Tylko koni żal