Rumini (tom 1) Przygoda się zaczyna

Page 1





ILUSTRACJE ZOLTÁN NAGY PRZEŁOŻYŁA ANNA BUTRYM



SPIS TREŚCI 1. 2. 3. 4. 5. 6. 7. 8. 9. 10. 11. 12. 13. 14. 15. 16. 17. 18. 19. 20. 21.

Siedmiozębny harpun . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7 Umowa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 13 Przygotowania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 19 Lepka Toń . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 26 Potwór . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 35 Bezludna wyspa. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 43 Woda źródlana. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 50 Drzewinki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 59 Czerwona chmura . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 68 Mapa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 78 Smoczy Przesmyk . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 88 Nocna misja . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 98 Skarb Turniowej Wyspy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .107 Łowca złota . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .116 Bitwa morska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .126 W niewoli . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .136 Gdzie zniknął Rumini? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .145 Kupiec . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .154 Monsieur Ględziłło . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .162 Jednooki Morti . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .171 Uszkorski bazar . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .181


2 2. 23. 24. 25. 26. 27. 28. 29. 30.

Puszka widuszka. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .190 Rufus Naftalina. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 199 Kazamaty . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 207 Ucieczka. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 217 Dwór króla Uszkorów. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 225 Mnóstwo radości i nieco smutku . . . . . . . . . . . 234 Prezent od mistrza Rufusa . . . . . . . . . . . . . . . . . 242 Czerwona flara. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 251 Niebieska flara. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 258


Rozdział 1

Siedmiozębny Harpun Ryżego i jego szajkę znał cały Mysigród. Ich drogę znaczyły wybite okna, poprzewracane kosze na śmieci i pobazgrane mury. Kiedy pojawiali się na targu, handlarze w przerażeniu zamykali swoje stragany. Nawet portowe mewy uciekały z wrzaskiem, jeśli zobaczyły zdolną do wszystkiego mysią drużynę. Miejscy żandarmi od dawna próbowali schwytać Ryżego i jego kumpli, ale opryszkom jak do tej pory zawsze udawało się czmychnąć. Znali wszystkie kryjówki w mieście. Teraz też szykowali się do jakiegoś skoku. Ryży, umięśniony przywódca bandy, który przed niczym się nie cofał, wpadł na nowy pomysł. – Dziś idziemy do portu. – Przewietrzyć się? – zarechotał Gamoń, zastępca Ryżego. – Przespacerujemy się, rozejrzymy – przytaknął Ryży, szczerząc zęby. Nagle spoważniał. – Zajdziemy do Siedmiozębnego Harpuna. – A po co? – zaciekawił się Gamoń. – Niedawno miałem małą sprzeczkę z karczmarzem, więc teraz zabierzemy stamtąd coś, na czym bardzo mu zależy. – Planujesz grubszą aferę? – Gamoń podrapał się za uchem. – Obiecuję, że nie będzie nudno! – odparł tajemniczo Ryży. 7


8


Członkowie bandy z entuzjazmem zaczęli gwizdać i pokrzykiwać. Ryży zawsze umiał wymyślić ekscytujące awantury. Tym razem także wsunął coś do swojego skórzanego worka, ale co, tego nikomu nie wyjawił. Długim giętkim ogonem dał znał Gamoniowi, że mogą ruszać. Mysia szajka zerwała się na równe nogi i z zapałem ruszyła w stronę portu. Ukryta za wielką beczką, obserwowała ich myszka w obszarpanych spodniach i pasiastym sweterku. Z podekscytowaniem słuchała słów Ryżego, a kiedy banda skręciła za następny róg, myszka z pośpiechem ruszyła za nią. Idąc, grzebała w kieszeniach. A nuż znajdzie tam coś do przegryzienia? Z rozczarowaniem stwierdziła jednak, że jak zwykle są puste. „Gdyby Ryży wziął mnie do swojej bandy, z pewnością zawsze miałbym co jeść – rozmarzył się młodzik i zacisnął zęby. – W końcu mnie przyjmą. Pokażę im, co potrafię! A jak dorosnę, zostanę hersztem!” Podążał za bandą zdecydowanym krokiem. Od wielu dni towarzyszył im wszędzie niczym cień. Mysia szajka skręciła między szeregi straganów w porcie. Z przodu stały kramy z koszami i różnymi wyrobami z wikliny. Ryży przyjaźnie machał do przerażonych kupców, a Gamoń w tym czasie chwycił jeden z trzcinowych koszyków i wrzucił do niego kilka garści daktyli od następnego handlarza. Zych, kumpel Gamonia i Ryżego, po drugiej stronie zwinął dwie mandarynki. Najchudsza mysz, z żółtymi zębami, kopnęła z całej siły w kosz na śmieci stojący na skraju drogi. 9


– Opanuj się, Szparag, bo zwabisz mundurowych przed czasem! – rzucił przez ramię Ryży, ale kiedy to mówił, jego ogon sięgnął w stronę kolejnej lady i niezauważenie ściągnął woreczek solonych pistacji. Chwilę później Ryży rozłupywał zębami ten przysmak. Myszka podążała krok w krok za bandą. Ani na chwilę nie chciała stracić Ryżego z oczu. Z uznaniem cmoknęła na widok popisu z pistacjami i już zwinęła swój ogonek, żeby wypróbować tę sztuczkę. Tymczasem szajka skręciła przed namiot starego znachora. Sędziwa mysz groziła im pięściami. – Wynoście się, póki ładnie proszę! Wiem, że ostatnim razem to wy ukradliście mi worek prochu i smarowidło! Ryży roześmiał się głośno i skinął na resztę, żeby szli dalej. Stary rzucał za nimi klątwami. Krzyczenie tak go pochłonęło, że nawet nie zauważył podążającego za bandą młodzika. Myszka, przechodząc koło starca, wyciągnęła ogonek i – tak jak Ryży – szybkim ruchem okręciła wokół pierwszego flakonika, który stał na wiklinowej macie rozłożonej przed namiotem. Jedno pociągnięcie i buteleczka już siedziała w kieszeni spodni młodzika. Starzec wciąż wygrażał pięściami, a myszka z łobuzerskim uśmiechem podążyła za szajką. „No, tego też się nauczyłem! Przydam się Ryżemu, jeśli mnie przyjmie!” 10


Banda w tym czasie skręciła w prowadzącą do molo wąską uliczkę. Tu znajdowała się bowiem karczma Siedmiozębny Harpun, cel dzisiejszej wyprawy szajki Ryżego. Nad grubymi dębowymi drzwiami, na zardzewiałym stalowym łańcuchu, wisiał niedbale pomalowany srebrną farbą harpun o siedmiu zębach. Irytująco skrzypiał na wietrze. Ryży dał znak reszcie, żeby się zatrzymali. Teatralnym gestem wskazał na siedmioząb. – No, i co wy na to? – Uuu, to nie będzie bułka z masłem! – Szparag z uznaniem pokręcił głową. – Wiem, że nie, ty bęcwale. I dlatego tu jesteśmy. Potrzebuję tego harpuna! Kto ma jakiś pomysł? Gamoń zmarszczył czoło. – Niełatwo będzie go stąd ukraść. – Gdyby było łatwo, wysłałbym samego Szparaga – skwitował lekceważąco Ryży. Gamoń głośno myślał: – Potrafię sobie wyobrazić, że niezauważenie odpiłujemy harpun z łańcucha. Wspiąć się to pestka, a nikt nie usłyszy zgrzytu piły, bo mam przy sobie smar wyciszający, który ostatnio ukradłem tamtemu znachorowi. Ale jak zabierzemy stąd harpun? Nawet w sześciu go nie podniesiemy. Mundurowi z łatwością nas dogonią, jeśli zaczniemy z nim uciekać. Szajka stała bezradnie. Ryży splunął pogardliwie. – Nikt nie ma żadnego sensownego pomysłu? Członkowie bandy wpatrywali się w swoje stopy. Nikt nie śmiał spojrzeć na Ryżego. Niespodziewanie zza ich 11


pleców odezwała się ta sama myszka, która do tej pory podążała za nimi niezauważona. – Trzeba tu przetoczyć wózek stojący na skraju bazaru! Ustawimy go przed wejściem. Jest wypełniony słomą, nikt nie usłyszy, gdy harpun na nią spadnie. A potem trzeba go tylko popchać, wystarczą dwie mocne łapki. Nawet biec będzie można. Wszyscy odwrócili się w stronę młodzika. – A niech to, szczeniaku! – zdziwił się Zych. – Wciąż się za nami szwendasz? – Ryży powiedział, że jeśli będę dość sprytny, przyjmiecie mnie do bandy – powiedział młody, wzruszając ramionami. – Już od wielu dni was śledzę i nawet mnie nie zauważyliście. Podejrzałem wasze sztuczki. Umiem kraść, zakradać się, z drugiego końca ulicy wybiję z procy każde okno. I zawsze mam głowę pełną pomysłów! – Spojrzał na Ryżego. Ten się zamyślił. – W porządku, możesz nam pomóc. A potem zobaczymy, czy cię przyjmę.

12


Rozdział 2

Umowa

Młodemu zabłysnęły oczy. Czy to możliwe, że już wkrótce naprawdę zostanie członkiem bandy? Po żołniersku strzelił obcasami. – Mam iść po wózek, szefie? – Idź! – potaknął Ryży. – Zych, pomóż mu! A ty, Gamoń, wyciągaj to smarowidło! Piłę mam przy sobie – dodał i skinął na Szparaga, który wyglądał, jakby właśnie chciał coś powiedzieć. Szajka się ożywiła. Dwie myszy stanęły na straży przy obu rogach ulicy. Zych i młody pobiegli po wózek, a Gamoń kierował pozostałymi. Wspinając się sobie po ramionach, dosięgnęli do zwisającego nad drzwiami harpuna. Gamoń podał smar, a Puwa, najzwinniejszy bandzior, porządnie natarł nim łańcuch. Ryży niespiesznie rozwiązał swój skórzany worek i wyjął z niego piłę, zawiniętą w kraciastą szmatę. Puwa natychmiast wziął się do pracy i z całej siły zaczął piłować łańcuch. W pięciu podtrzymywali go od dołu. Smar wyciszający dobrze się sprawdzał – nie było słychać ani skrzypnięcia, a przecież piła dość głęboko weszła już w zardzewiałe żelazo. – Zaraz skończę! – oznajmił Puwa. – Nadjeżdża ten wózek?! W tej samej chwili na rogu pojawili się Zych i młody, ciągnąc za sobą mocno rozklekotany, obdrapany wózek ze słomą. 13


– Hej, Puwa, przestań już piłować, bo zaraz spadnie! – martwił się Szparag, ale Ryży tylko machnął lekceważąco ręką. Zych i młody prawie dotarli pod drzwi, kiedy odpiłowany do połowy zardzewiały łańcuch nie wytrzymał dłużej ciężaru harpuna i pękł. Siedmioząb z potężnym hukiem spadł na chodnik przed drzwiami. Puszczony przez Zycha wózek zachwiał się, popchnął młodego i docisnął go do ściany. Na dźwięk łoskotu natychmiast otworzyły się dębowe drzwi karczmy i wyskoczyła przez nie gruba mysz w białym fartuchu. – Hej, wy podłe złodziejaszki! – wrzasnęła, a potem krzyknęła do środka: – Niech ktoś prędko zawoła żandarmów! Z wnętrza karczmy słychać było pokrzykiwanie, a w drzwiach pojawiały się coraz to nowe postaci. Na ich czele stanął Wincenty Wibrys, kapitan najszybszego morskiego żaglowca, oraz kilku marynarzy, którzy właśnie jedli kolację. Szajka rzuciła się do ucieczki. Ryży wprawnymi ruchami chwycił z ziemi skórzany worek i piłę, żeby nie zostawić po sobie żadnych śladów, i popędził za swoimi ludźmi. Młody, którego uderzenie wózka na chwilę zamroczyło, chciał czmychnąć za pozostałymi, ale karczmarz go przytrzymał. – Teraz cię mam! – Proszę mnie puścić, nic nie zrobiłem! – piszczała młoda myszka, próbując wyrwać się z łap oberżysty. – Nie słyszy pan? Nie jestem jednym z nich! Tylko tędy przechodziłem! 14


– Opowiesz o tym żandarmom, szczeniaku! – wrzasnął na niego karczmarz, ściskając coraz mocniej. Wtedy niespodziewanie odezwał się stojący w drzwiach kapitan Wincenty Wibrys. – Ten dzieciak rzeczywiście nie był z nimi! – A skąd pan to wie? – Karczmarz zamrugał, nic nie rozumiejąc. – Stąd, że to mój majtek na Królowej Wiatru. To zaskoczyło wszystkich. A najbardziej młodego, który co prawda wiele razy podziwiał kołyszącą się na wodach portowych potężną, trzymasztową Królową Wiatru, ale nawet w snach nie śmiał marzyć, że on, obdarte dziecko ulicy, może służyć na tak wspaniałym statku. Karczmarz tylko wybałuszył oczy, a stojący za kapitanem marynarze zrobili głupie miny, jednak Wincenty Wibrys odepchnął oberżystę i położył młodemu dłoń na ramieniu. – Już na statku mi wytłumaczysz, jak się tu znalazłeś, synku – powiedział. – Sebastianie! – zwrócił się do marynarza, który pojawił się w drzwiach. – Dokończcie kolację, a potem ruszajcie za nami! Spotkamy się na Królowej Wiatru. Ja odprowadzę chłopaka na statek, żeby znów nie wpadł w jakieś tarapaty. Sebastian i stojący za nim marynarze potaknęli głowami, mimo że nic z tego nie rozumieli. Przecież każdy z nich 15


wiedział, że młody nie jest majtkiem na Królowej Wiatru i razem z szajką próbował ukraść szyld Siedmiozębnego Harpuna. Dlaczego Wincenty Wibrys uratował młodego przed żandarmerią? Dlaczego skłamał, że dzieciak jest jego majtkiem? Nad tym głowił się też sam młody, idąc posłusznie obok kapitana. Czekał, aż brzuchaty dowódca statku swoim gromkim głosem wytłumaczy, dlaczego mu pomógł. Jednak Wincenty Wibrys jak dotąd nie powiedział ani słowa, tylko trzymał młodego za ramię, prowadząc go w ten sposób aż do ogromnego żaglowca, kołyszącego się przy mola. Gdy dotarli do prowadzącego na statek trapu, kapitan wreszcie się zatrzymał i marszcząc brwi, zmierzył młodego od stóp do głów. – Dziękuję panu za pomoc – powiedział ostrożnie młodzik, próbując wyśliznąć się z uścisku kapitana. Ale Wincenty Wibrys wcale go nie puszczał. – Wiele razy widziałem cię tutaj, w porcie – odezwał się wreszcie. Głos miał surowy, ale oczy spoglądały przyjaźnie. – Wyglądasz na mądrego, sprytnego dzieciaka. Nie próbuj przystać do tych nicponiów! Stać cię na więcej. – Ale niby jak, przecież nikt nawet nie odezwie się do takiego włóczęgi jak ja! Wszyscy mnie przepędzają! Jem tylko wtedy, kiedy coś ukradnę – wybuchnął młody. – Oni przynajmniej przyjęliby mnie do swojej bandy. – Już teraz zostawili cię w biedzie – odparł kapitan, kręcąc głową. – Nie wolałbyś uczyć się, pracować? Jeśli przysposobisz się do jakiegoś zawodu, dostaniesz pracę i nie będziesz musiał kraść. 16


– A kto miałby mnie uczyć? Nie mam nikogo na świecie! – Młody wybuchnął złością. – Ja dam ci szansę – odpowiedział kapitan. – Przyprowadziłem cię tu po to, żeby zobaczyć, czy naprawdę jesteś porządnym dzieciakiem. Możesz przystać do mnie na majtka na Królowej Wiatru. Z góry jednak mówię, że nie będzie lekko. Pracy jest dużo, a służba ciężka. Ale jeśli będziesz sumiennie pracował, możesz nawet zostać marynarzem. A na statku poznasz prawdziwych przyjaciół. 17


Młody aż rozdziawił buzię ze zdziwienia. Nawet nie marzył o takim szczęściu. – Każdego dnia załodze przysługuje śniadanie, obiad i kolacja. A jeśli się sprawdzisz, na końcu może dam ci zapłatę – powiedział kapitan. – Jeżeli jednak mnie rozczarujesz, wysadzę cię na brzeg w pierwszym porcie, jaki się trafi. No, co na to powiesz, synu? – Zgoda! – wykrzyknął radośnie dzieciak. Kapitan wyciągnął do niego rękę. Młody odważnie chwycił ją i mocno uścisnął. – Cieszę się, synu – powiedział kapitan. – Witaj wśród nas. Teraz chciałbym już tylko poznać twoje imię. – Rumini – odparł młody i dumnie się wyprostował.

18


Rozdział 3

Przygotowania Wieść o przybyciu Ruminiego zaskoczyła wszystkich na Królowej Wiatru. Heban, zawsze surowy bosman, trzymający załogę twardą ręką, podejrzliwie mierzył młodego wzrokiem. – Będę cię miał na oku! Kapitan może ma miękkie serce, ale mnie nie przechytrzysz! Pamiętaj, że jesteś tylko majtkiem. Jeśli nie wykonasz swojej pracy porządnie, nakarmię tobą rekiny! – Nie przejmuj się nim! Każdemu tak mówi – powiedziała równie mała myszka, podchodząc do Ruminiego, kiedy Heban wreszcie podążył dalej. Przyjacielsko wyciągnęła łapkę. – Jestem Baliko. Też majtek. – Powiedz, co taki majtek robi? – zapytał Rumini. Kazanie Hebana zupełnie odebrało mu chęć do żeglugi. – Sprząta, pomaga, to taki „przynieś, podaj, pozamiataj” – wymieniał Baliko. – Nic strasznego. Nie lubię tylko szorowania pokładu. Ruminiemu zrzedła mina. – Nigdy nie szorowałem pokładu, ale i tak nie brzmi to zbyt dobrze. Umiesz grać w karty? – A umiem! – Oczy Balika rozbłysnęły. – Tylko nie mam za bardzo z kim. Roland i Spasły Szymon grają czasami, ale nie idzie im zbyt dobrze. – No to masz mnie! – Rumini wyprostował się dumnie i znów poczuł, że nie będzie tak źle służyć na Królowej Wiatru. 19


– Bardzo się cieszę. – odparł z uśmiechem Baliko. – I zobaczysz, inni też są w porządku. – A ten ogromny marynarz? Sebastian? Spotkałem go w Siedmiozębnym Harpunie – zapytał Rumini. – To nie marynarz, to nasz sternik – wyjaśnił Baliko. – Jest bardzo silny, nawet w największą burzę potrafi zapanować nad statkiem. Baliko chciał jeszcze wymienić innych, którzy służą na Królowej Wiatru, ale znów pojawił się Heban i drwiąco zmierzył ich wzrokiem. – Podejrzewałem, że takich dwóch paniczów szybko się zaprzyjaźni. Wkrótce zobaczymy, kto lepiej zna się na szorowaniu pokładu. Ale najpierw pędźcie pod główny maszt! Tam jest zbiórka. Kapitan będzie przemawiał. Rumini i Baliko od razu pobiegli we wskazane miejsce, inni również prędko się zjawili. Kapitan stanął na wieku skrzyni, żeby lepiej go było słychać. – Chłopcy, nadszedł czas. Za kilka dni podniesiemy kotwicę i wyruszymy w stronę Uszkorii, stolicy Wysp Uszkorskich. Zawieziemy ładunek na dwór króla Uszkorów. Dostaliśmy pilne zlecenie, nie możemy się ociągać. Nasza misja jest ważna, a droga przed nami burzliwa. Dziś wieczorem wszyscy mogą odpoczywać, jak lubią, ale jutro o świcie zabieramy się do pracy! Następnego ranka ledwie świtało, kiedy załoga uwijała się już na pokładzie. Sebastian naoliwił koło sterowe i przetarł kompasy. Frycek i Spasły Szymon męczyli się z linami, a Roland i Wilk Morski, złota rączka na statku, rozwijali żagle. Poprzednia burza porządnie poszarpała główny żagiel, rozrywając jego brzeg w dwóch 20


miejscach. Roland nawlekał mocną nić na igłę żeglarską, a Wilk Morski zabierał się za zszywanie rozdarć. Kucharz Antałek komenderował kuchnią. Załatwił już przeróżne zapasy na długą drogę, teraz próbował znaleźć miejsce dla dwudziestu pięciu okrągłych serów żółtych, czterech worków ziemniaków, trzech skrzyń kukurydzy, herbatników, mąki i oleju. Kapitan głowił się nad czymś, pochylony nad mapą. Na jego ramionach spoczywał wielki ciężar – wiedział, 21


jak niebezpieczna droga ich czeka. Na próżno ochmistrz króla Uszkorów oferował setki dukatów za przewiezienie ładunku – w całym Mysikraju jedynie załoga Królowej Wiatru miała odwagę podjąć się tej misji. Po drodze trzeba bowiem przepłynąć przez Smoczy Przesmyk, czyli najniebezpieczniejsze wody Morza Lazurowego, o czym wiedzieli wszyscy. Heban ani przez chwilę nie odpoczywał. Od rana krążył wkoło; wszystkiego pilnował, wszystkich sprawdzał, popędzał marynarzy. Nagle zwrócił uwagę na głosy dochodzące spod szalupy ratunkowej: – Oszukujesz, Rumini, nie liczy się! – Nie oszukuję! – Oszukujesz. – Nieprawda. Miałem szczęście! – Nie gram już z tobą. – Ej, Baliko, trzeba umieć przegrywać. Rozdam jeszcze raz. Heban na paluszkach zakradł się do odwróconej szalupy. Kiedy tam dotarł, gwałtownie uniósł łódkę i wyciągnął spod niej za kołnierz dwóch przerażonych majtków. – Do tysiąca gromów i kociokwików, co wy tu wyprawiacie?! Co wam kazałem robić? Baliko nie śmiał nawet pisnąć, ale Rumini odparował: – Powiedziałeś, żebyśmy posprzątali pokład. I właśnie zdejmowaliśmy pajęczyny pod szalupą. – Że co? A co trzymacie w łapkach? Czyżbyście wycierali kurze kartami? Rumini już miał odpowiedzieć, kiedy otworzyły się drzwi kajuty kapitana. Stary marynarz gniewnie zapytał: 22


– A co to za rejwach? Heban strzelił obcasami: – Melduję, panie kapitanie, że tych dwóch majtków grało pod szalupą w karty zamiast sprzątać. Kapitan wybuchnął: – Do diaska! Oddajcie mi te karty! Rumini, synu, pamiętaj, co powiedziałem ci, gdy wsiadałeś na statek! Tylko sumiennie pracując, zagrzejesz miejsce u nas. Jeśli będziesz próżnować, zostawię cię w porcie! I to tyczy się także Balika. A teraz do roboty! Rumini wyszoruje podkład, Baliko posprząta ładownię! – Tylko nie to! – rozległ się jęk dwóch myszek, ale kapitan tupnął rozzłoszczony. – Ani słowa więcej! Ruszajcie do pracy! Dwaj hultaje zabrali się do pracy, a kapitan polecił Hebanowi, żeby przysłał do niego doktora Piszczakowa, lekarza okrętowego. Chciał z nim porozmawiać w ważnej sprawie. Po godzinie wszystko było gotowe. Heban zebrał marynarzy w szeregu i zarządził: – Idziemy! Na brzegu czeka ładunek w skrzyniach. Trzeba go zanieść pod pokład. – Co wieziemy? – zaciekawił się Baliko. – Ty to już lepiej pilnuj swojego nosa – uciął Heban. Marynarze po dwóch i trzech dźwigali ciężkie 23


skrzynie do ładowni. Heban kierował nimi, pokazywał, którą skrzynię gdzie postawić. – Patrz, Baliko, na każdej jest herb – szepnął Rumini. – Wilk Morski mówi, że wieziemy ładunek dla samego króla Uszkorów – odparł Roland, przystając koło nich. – Co może być w tych skrzyniach? – głowił się Baliko. – Założę się, że przeróżne jedwabie, aksamity, same nudne i drogie rupiecie – skrzywił się Rumini. – Niekoniecznie. Być może wieziemy przysmaki do królewskiej kuchni. Widziałem, jak kapitan w zeszłym tygodniu kilka razy naradzał się z mistrzem Krokantem, głównym cukiernikiem. – Patrzcie, na tej jest nawet coś napisane – dodał Roland i trącił największą skrzynię. Sylabizując, powoli odcyfrował: – „Ogrody królewskie – otwieranie surowo wzbronione”. – Dlaczego nie wolno otwierać? – zastanawiał się Baliko. Rumini wzruszył ramionami i powiedział: – Pewnie się boją, że pouciekają im cebulki tulipanów. Roland zrobił przerażoną minę. – Heban idzie! Rumini i Baliko prędko zabrali się za skrzynię. – Tę połóżcie na samym tyle! – rozkazał Heban. – I niech wam nawet nie przyjdzie do głowy w niej szperać! To niebezpieczne! – Dlaczego niebezpieczne? – zastanawiał się Baliko, kiedy Heban wreszcie poszedł dalej. – Może te cebulki gryzą – chichotał Rumini. – Dobrze byłoby wiedzieć, co tam jest! 24


– Dziś w nocy zakradniemy się i zobaczymy – oznajmił Rumini. Baliko zdumiał się. – Nie, Rumini, jak cię złapią, będziesz zwijał manatki! – Spokojnie. – Rumini mrugnął do niego. – Mnie nie tak łatwo złapać.

25


Przekład wydany przy wsparciu finansowym Biura Węgierskich Książek i Tłumaczeń działającego przy Muzeum Literatury im. Sándora Petőfiego w Budapeszcie.

Tytuł oryginału węgierskiego: Rumini Redaktor prowadzący: Witold Mizerski Redakcja: Monika Mielcarek / korekto.pl Korekta i łamanie: adamantan dtp Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, skanowanie i przekształcanie treści niniejszego utworu oraz jego nieautoryzowane publiczne rozpowszechnianie w całości lub we fragmentach, cyfrowo lub analogowo, jest zabronione i powoduje naruszenie praw autorskich dotyczących niniejszej publikacji.

Copyright text © Judit Berg Copyright illustrations © Zoltán Nagy Copyright © Rumini Licensing Ltd., Budapest For the Polish edition: Copyright © Grupa Wydawnicza Adamantan s.c., 2018 All rights reserved. Wydanie I Warszawa 2021 ISBN 978-83-7350-487-5 jest marką handlową Grupy Wydawniczej Adamantan s.c. www.finebooks.pl Wydawca: Grupa Wydawnicza Adamantan s.c. Skrytka Pocztowa 73, 01-499 Warszawa 46 tel.: 222501091; fax: 222501095 e-mail: biuro@adamantan.pl Druk i oprawa: KDD




Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.