2 minute read
kindersztuba
2. kindersztuba
Bardzo kochałam mojego dziadka i był on dla mnie wzorem do naśladowania w wielu dziedzinach: nauczył mnie mówić proszę ja ciebie i przedwojennej kindersztuby (która sprawiła, że często czuję się nieswojo i nieco zagubiona we współczesnym świecie, podobno się już nie dyga?), ale przysięgam, jego pogrzeb był komedią omyłek, co swoją droga, myślę, że totalnie by mu się spodobało, bo zawsze twierdził, że nie ma takiej bomby, której żarcik, czy dwa, by nie rozbroiły.
Advertisement
Mój dziadek miał dwóch synów: mojego tatę oraz Krzysztofa-Chrisa (ponieważ wujaszek szybko wyjechał do Stanów). No i na ten pogrzeb przyjechał, ale nieco mu się zapomniało, więc gdy weszliśmy na katolickie czuwanie, przywitały nas prawosławne, zamiast katolickich, modły, odtwarzane ze zgrabnego, dwudziestoletniego radyjka. Mój
wujek okazał się być dj-em na tym dancingu z dosyć ograniczonym repertuarem i, mimo niewielkiego wyboru, dokonał nieprawidłowego — na szczęście wielokulturowe podlasie przywitało tę set listę w miarę entuzjastycznie, chociaż co bardziej zagorzałe fanki mruczały niezadowolone pod nosem. Po szybkiej zmianie płyty usiedliśmy, premium seats, gdzieś na wysokości kolan dziadzia. Po chwili rozważania starszych pań, który profil dziadka jest ładniejszy i że naprawdę pięknie, pięknie dziś wygląda, zaczął się wśród babć i cioć prawdziwy pojedynek, sparing żałobnego zawodzenia, subtelna walka o dominację, czy różaniec teraz czy litania, wygra silniejsza, albo przynajmniej ta z donośniejszym głosem.
Trzeba wam też wiedzieć, że mój dziadek był psychiatrą dziecięcym i jednym z miejsc, w których pracował, był zakład z dziećmi z niepełnosprawnościami. I reprezentacja z tego zakładu pojawiła się na pogrzebie, co było jakimś urozmaiceniem wśród tych pomarszczonych twarzy. Jeden z byłych pacjentów
9podszedł śmiało do trumny, przyjrzał się dziadkowi dosyć uważnie i rzucił długie Ojooooj i muszę przyznać, że tym podsumowaniem trafił w sedno sprawy i lepiej bym tego nie ujęła.
Ale creme de la creme miało dopiero nadejść. Otóż pod koniec uroczystości w domu pogrzebowym mieliśmy się pożegnać z dziadkiem. No i przyznaję, dawno nie byłam na pogrzebie, więc proceder całowania zmarłego był mi obcy i nieco odstręczający, toteż postanowiłam się odsunąć nieco do tyłu, wypychając tym samym Anię, moją najmłodszą siostrę, do przodu. Babcia, tata, wujek, mama i Ania, za młoda, żeby wiedzieć, że ma uciekać, pocałowali dziadka, po czym trumna — out, my —out, jazdajazdajazda i usłyszałam tylko jak Ania, nie wiedząc jeszcze, że doświadczyła traumy, która pewnie znacząco zaważy na jej życiu, mruczy coś pod nosem, toteż pytam ją: Co tam mruczysz, Aneczko?, na co ona spojrzała mi w oczy wzrokiem starszym od niej o pięćdziesiąt lat i powtórzyła: