ONBS nr 4

Page 34

NR 2020/20214 Magazyn IV Pracowni Interdycyplinarnej − O NBS obrazy niemal bez słów

Spis treści: Zdjęcie na okładce: Aleksandra Brodzińska 1 : Mopsice żegnają się | Bogumił Książek 2-5 : fragment pracy dyplomowej, aneks | Aleksandra Brodzińska | V r. | Malarstwo 6-8 : fragment pracy dyplomowej, aneks | Katarzyna Wyszkowska | V r. | Malarstwo 9 : Miłosz Nowakowski o Katarzynie Wyszkowskiej 10-11 : Katarzyna Wyszkowska c.d. 12 : CAUSA APRILIS | Bogumił Książek 13-14 : Anna Zuzela | III r. | Malarstwo 15 : Michał Żądło o Annie Zuzeli 16 : Anna Zuzela o Ilonie Karp 17-19 : Ilona Karp | IV r. | Malarstwo 20-22 : Katarzyna Piwowarczyk | I r. II st. | Edukacja artystyczna 23 : Justyna Barzowska o Katarzynie Piwowarczyk 24-26 : Michał Żądło | IV r. | Malarstwo 27 : Katarzyna Piwowarczyk o Michale Żądło 28 : Na trasie | Aleksandra Brodzińska o Annie Kocharyan 29-31 : Anna Kocharyan | IV r. | Scenografia 32 : Krzątactwo nasze powszednie | Małgorzata Marczewska o Justynie Barzowskiej 33-35 : Justyna Barzowska | III r. | Malarstwo 36-37 : Małgorzata Marczewska | IV r. | Scenografia 38 : Ilona Karp o Miłoszu Nowakowskim 39-40 : Miłosz Nowakowski | IV r. | Malarstwo projekt Magazynu: Katarzyna Jarząb

Na biało-czerwonej okładce ONBS widnieją żywiczne odlewy Aleksandry Brodzińskiej. Matowa, jakby pokryta szronem powierzchnia uszeregowanych farmaceutycznych butelek i słoiczków absor buje kolorowe refleksy- to z dołu czerwieni, to z góry podświetla ją biel. Intencje, czy też deklaracje artysty mają pewną moc sprawczą względem odbiorcy, ale o sile interpretacji przede wszystkim przesądzają uwolnione możliwości samego dzieła; nazywanego w takiej sytuacji znaczącym. Bo znaczące nie oznacza zamknięcia zbioru możliwych interpretacji, tych wskazanych przez autora, tylko jego emancypację i wysoki iloraz sugestywnych interpretacji dzieła. Umieszczając na naszej okładce pracę Aleksandry Brodzińskiej z pełną świadomością podejmujemy grę. Okładka staje się zarówno emblematem twórczości autorki, jak i zawartości kolejnego numeru ONBS; ponadto ustawia się w kontekście poprzednich okładek i oddziałuje na te, które nastąpią po niej. Ale przede wszystkim, poza oddaniem należnych względów autorce, dostrzegam relację przedstawionej biało czerwonej instalacji z otaczającą nas ciężką rzeczywistością. Chciałoby się powtórzyć za poetąA wiosną - niechaj wiosnę, nie Polskę zobaczę… chciałoby się, ale tym razem tak nie będzie– odpo wiada rzeczywistość. Jak na razie tej zimy wkrada nam się Polska z rekordami śmierci, nasz polski las się wkrada, leci na skrzydłach Pegasusa dalej i wszędziej od Kamila Stocha; a ja patrząc na te słoiczki i buteleczki widzę w nich suplementy z mikroelementami przyzwoitości, Remedia na głupotę, antidota na małostkowość. Kontestacja — konstatacja. Katarzyna Wyszkowska na swoistym wycinku z rzeczywistości, jakim jest Polska, namierza kolejne aberracje estetyczne towarzyszące rozmaitym przedsięwzięciom człowieczym, to z dziedziny drob nej inicjatywy gospodarczej, jak Lady Kebab, aż po przedsięwzięcia spod sztandaru „czyńcie ją sobie poddaną”, jak niespodziewane i samowolne wykopywanie na terenach bliżej nie znanych wła ścicieli gigantycznych dziur w ziemi, wielkości domów. Lista zdaje się nie kończyć. Ogrom jej, oraz niewyobrażalność pokrętnych celów w nich zawartych przerastają możliwości fizyczne, estetyczne i moralne człowieka; stąd też Wyszkowska, podobnie jak jej całe pokolenie, przyjmuje strategię zachowania energii, tu po prostu konstatuje. Zachowuje spokój, i z kolekcjonowanych przykładów kolejnych dziwactw dokonuje ekstrakcji, czy też wręcz je transmutuje. Fantazja Janusza przeobraża się za pomocą procesu twórczego w rzeźby, obiekty, ceramiki o szczególnej estetyce barwnego połyskującego kiczu. Janusz się w tym nie połapie, my zaś dajemy się uwieść. Tylko czy przy okazji artystka nie wzbudzi w naszych sercach odrobiny ciepła wobec kołtuna i sarmaty? Czy nie pielę gnuje w nas ziarna perwersji? Ja już inaczej wspominam niegdysiejszą Pizzę In vitro, której wtedy, lata temu w Mszanie Dolnej jednak nie spróbowałem… Na kolejnych zaś stronach redakcja przewraca grube i wyświechtane strony panieńskiego albumu Anny Zuzeli; gorzka kiełbasa, biała jak suknia, gorzki bez i gorzka Panna Młoda. Dalej to, co bliskie sercu Ilony Karp, a jednak zrzucone z ekranu. Katarzyna Piwowarczyk w swym funeralnym cyklu zamyka sgrafitti w camera obscura, a Michał Żądło składa gipsowe dłonie nie tylko w nabożne gesty.

1 Bogumił Książek Mopsice żegnają się. W numerze 2 ONBS przedstawiałem jako Mopsice autorki Piramidy i Ołtarza, Katarzynę Wyszkowską i Aleksandrę Brodzińską. Nawiązywałem wtedy do szlachetnego kobiecego stowa rzyszenia z XVIII w, którego loża podejmowała z gracją i znawstwem trud czynienie świata lepszym.

Ten numer dedykujemy obydwu artystkom, dyplomantkom’2021, dziękując im za znaczące aneksy, które przygotowały w naszej pracowni. Prezentujemy je na kolejnych stronach, wraz z szerszym kontekstem dyplomów i towarzyszących im tekstów. I tak Ola Brodzińska zdaje się wyposażać nas w miksturę na nasze słabości, natomiast Katarzyna Wyszkowska konstatuje kontestowalne.

Anna Kocharyan wkracza z gruzińskim przytupem na polskie panele, Justyna Barzowska ogrzewa dłońmi małe smutki. Małgorzata Marczewska wyrusza na wewnętrzne spacery intro-plenery.

A Miłosz Nowakowski? Czy marzy o leżącej modelce, czy też to ona marzy o tajemniczym sybarycie z pożarem w tle? - Z malarstwem nigdy nie mów nigdy.

2

Dziadkowie po ślubie zamieszkali w Kępicach w poniemieckim domu, w którym jeszcze pozo stały dwie Niemki, zagorzałe nazistki. Niestety nie mieli z nimi przyjacielskich relacji, bo obie panie obrzucały moją babcię własnymi fekaliami. Nie chciały opuszczać swojego domu i nie mogły się pogodzić z przegraną Hitlera.

Nie wszyscy przesiedleńcy mieli złe relacje z zastanymi w domach gospodarzami. Słyszałam o wielu przykładach tolerancji, współpracy, przyjaźni i wzajemnego szacunku do drugiego człowieka. Myślę, że obie formy integracji były odpowiedzią na traumę. Niektórzy tak jak moja babcia byli

3 Rozdział 1 – Ludzie Po zajęciach w przedszkolu odbierała mnie często babcia Irena. Przyjeżdżała rowerem, kładła poduszkę na bagażniku i jechałyśmy do jej domu. Pomagałam jej przygotowywać obiad, potem spędzałyśmy razem popołudnie. Czasami ktoś wpadł na kawę porozmawiać z babcią o życiu. Przysłuchiwałam się wtedy rozmowom dorosłych, które często poruszały temat wojny, przesiedleń, czy różnych historii ludzi z Kępic i okolic. Wzbudzało to we mnie ciekawość, mimo iż rozmowy toczyły się w języku dorosłych. O takich rozmowach Zbigniew Rokita w książce „Kajś” pisze: „Długo nie zwracałem uwagi na powtarzane w rodzinie słowo „zajęli”. W pacholęctwie słucha łem, że tu kogoś w czterdziestym piątym z domu wyrzucali, a tu ktoś w czterdziestym piątym dom zajmował. Te opowieści były dla mnie przezroczyste, nie rozumiałem, że wypędzani musieli mieć swoich wypędzających, a wypędzający wypędzanych. A nawet gdybym to rozumiał, nie pojąłbym, że owi zajmujący dom lwowiacy sami byli wypędzonymi. Nie pojmowałem, że jedni moi dziadko wie siedzący na rodzinnych geburstagach byli dziećmi zwycięzców wojny, drudzy przegranych. Przynajmniej teoretycznie”.4 Babcia przyjechała na Pomorze jako dziecko wraz z rodzicami oraz licznym rodzeństwem. Wiem że otrzymali gospodarstwo w Żukowie niedaleko Kępic. Ojciec babci, pradziadek Bolek Szymański, w rok po przesiedleniu na Pomorze zmarł w szpitalu na raka żołądka. Prababcia Aniela została sama z piątką dzieci. Było skromnie ale jakoś dawali radę. Przed wyjazdem do Żukowa mieszkali w Górkach pod Warszawą. Armia Czerwona spaliła większość domów we wsi, w tym dom pradziadków. Babcia zawsze to wspomina i opowiada o tym tak jakby widziała to wczoraj. Zawsze zaznacza jeden fakt, że ich dom spalił się jako ostatni, uważa że to dlatego iż stała u nich figura Matki Boskiej i wiele ludzi z Górek modliło się przed nią. W Żukowie babcia poznała mojego dziadka Tadeusza, który przyjechał jako młody chłopak z Łucka wraz ze swoim ojcem. Pradziadek Matusiewicz był architektem i pracował w Łucku, Brześciu oraz we Lwowie. Gdy przesiedlili się z dziadkiem Tadkiem na Pomorze, pracował na jakiejś budo wie, gdzie spadł z rusztowana przez alkohol, a po dwóch dniach zmarł. Miał zbyt mocne obrażenia wewnętrzne.Babcia Irena i dziadek Tadeusz nie mieli łatwego dzieciństwa, a wojna tego nie ułatwiała. Widzieli dużo zmian politycznych, śmierci na co dzień, braku szacunku do życia człowieka i czyjegoś pochodzenia czy dziedzictwa. Wszystkie te doświadczenia powodują traumy, urazy psychiczne. Niestety po wojnie nikt nie słyszał o psychoterapii i o tym, że traumy należy leczyć. Dziadkowie leczyli je pracą w polu. Tamte ciężkie doświadczenia spowodowały brak umiejętności w tworzeniu zdrowych relacji, ciepła w rodzinie, empatii. Powstała twarda skóra jak zbroja, choć wojna odeszła, to oni walczyli. Wymiatali kurz po Niemcach, mniej praktyczne rzeczy niszczyli, a praktyczne pozo stały, bo pomagały przy pracy - walczyli o swoją nową codzienność na poniemieckim.

Rozdział 2 – Opa Bismarck Wielkie stare rododendrony kwitną co roku w maju w ogrodzie Bismarck’a. Można je znaleźć nieda leko pałacu. Zaraz obok nich rośnie stary dąb przy którym dogadano trójprzymierze. Powietrze jest tam wilgotne, pachnie mokrą żabą i ślimakami. Idąc w górę ogrodu mija się dwa wielkie stawy, a szu rając trawą płoszy się zielone żaby, które masowo wskakują do wody. Ziemia jest miękka i wilgotna.

negatywnie nastawieni do Niemców, bo grzmiała w nich złość i rozpacz po wydarzeniach wojennych, a inni zmęczeni ciągłą nienawiścią, złem i śmiercią woleli w spokoju razem trwać i współpracować.

Mieszkając na „poniemieckim”, obserwuję zachowania przesiedleńców. Wydają się być ciągle zaniepokojeni, może boją się stracić to, co mają. Po wojnie ciężko było im budować nową codzien ność. Wiele rzeczy trzeba było „załatwić, skombinować, jakoś zdobyć”. Przez to, ci ludzie byli wysta wiani na próbę zazdrości, chciwości, podejrzliwości i nieufności.

Polacy, którzy wybrali ścieżkę zgody i porozumienia, traktowali przedmioty po Niemcach z szacunkiem. Stare porzucone fotografie wieszali na ścianach, niemieckie bombki na choinkę wie szali na drzewku w honorowym miejscu, jakby były po ważnych przodkach. Kontynuowali przyjaźń przez wiele lat, a nawet do dziś odwiedzają się kolejne pokolenia. Natomiast moja rodzina jak i wiele innych przesiedleńców, wszelakie pozostałości po Niemcach niszczyła, tak aby nie pozostał po nich nawet kurz. Tylko przedmioty praktyczne, które przydawały się w kuchni, na roli, czy w warsztacie pracy pozostały. Ciekawym przypadkiem są obiekty drogocenne np. alabastrowa pałacowa umy walka, zastosowana jako pojemnik na jedzenie dla świń, czy poniemiecki tramwaj, w którym urzą dzono kurnik. Nie było czasu i środków na zachwycanie się antykami i drogocennym materiałem. Taką destrukcję widzę na każdym kroku poznając tutejsze okolice.

Za drugim stawem leży na ziemi czternaście kamiennych tablic, a na nich wykute imiona: Dolly, Flirt, pozostałe nieczytelne. Jest to pozostałość po cmentarzu sfory psów Bismarcka, niegdyś znajdującym się nieopodal mauzoleum rodziny kanclerza. Znajdowało się ono na wzgórzu, głęboko w lesie. Dziś pozostały z niego same tablice grobowe Bismarck’ów. W latach 50-tych po wojnie, kilku uczniów technikum leśnego, które do dziś znajduje się w pałacu, zdewastowało mauzoleum. Wyciągnęli cynowe trumny, opróżnili je z ciał, po czym zjeżdżali na nich z górki po śniegu jak na snowboardzie. Były to po wojnie dość powszechne zdarzenia na polskim „dzikim zachodzie”. Zawsze lubiłam chodzić po parku wokół pałacu, wąchając wilgoć drzew i zapach tajemniczej przeszłości. Szczególnie w samym pałacu czuć przeszłość, która wzbudza moją ogromną ciekawość. W sypialni Ottona Bismarck’a stoi ogromny, zielony kaflowy piec bogato zdobiony. Ciemne światło w pomieszczeniu odbija się od połyskującego szkliwa na kaflach. Na górze pieca jest ceramiczne popiersie Żelaznego Kanclerza. W książce „Moja niemiecka matka” autor Nikolas Frank pisze: „W zielonych kaflach starego pieca, który góruje nad izbą, odbijają się rozedrga- ne płomienie świec, sprawiając nieodparte wrażenie, jakby ten czterystusetletni świadek wszyst- kich wydarzeń z przeszłości folwarku miał tysiące migocących oczu, które niejedno widziały, ale teraz nie mogą powstrzymać łez”.5 Wiele elementów pałacu pozostało nienaruszone. Sale zachowały oryginalną sztukaterię, posadzki oraz wiele innych pamiątek. W budynku działa Technikum Leśne, w którym uczył mój tata. Mama ukończyła tę szkołę, podobnie jak inne osoby z mojej rodziny i wielu przyjaciół. Na ścianach można zobaczyć ich zdjęcia w tableou z absolwentami. Są oprawione w ozdobne ramki, a całość jest często ręcznie ozdobiona ilustracjami. Wyglądają jak kolekcja niegdyś wiszących portretów przodków pałacu. 4

W ten sposób w moim domu zawsze był obecny Bismarck, z każdego kąta wychodził. Również ziemia za domem należała do Ottona, a teraz moja mama uprawia tam piękny las. Obcując z dziedzictwem Bismarck’a zawsze miałam wrażenie, że to ktoś bliski, jakiś daleki wuj. Nie dziwię się sobie, skoro tak dużo osobistych jego rzeczy walało się po naszym domu. Jakby u nas kiedyś był i zostawił co nieco.

Aleksandra

Brodzińska | fragment pracy dyplomowej 5

W latach osiemdziesiątych przeprowadzono remont budynku. Wyrzucano wtedy stare grzej niki, kilka zepsutych klamek czy inne zniszczone przedmioty. Ze śmietnika przeniosły się do naszego domu, gdzie zostały zadbane, tym razem użyte zgodnie ze swoim pierwotnym przeznaczeniem.

Pamiętam jak mama szczepiła drzewa, aby połączyć dwie odmiany. Do tego które ma korze nie, należy odciąć pod kątem gałązkę i przywiązać drugą, odciętą pod kątem z innego drzewa.

W ten sposób gałązka z innego okazu, przyrasta do korzeni szczepionego drzewka i adaptuje się, wy- mieniając się materiałem genetycznym. Stają się nową odmianą, zaczynają tworzyć nową całość. Ja też zaadaptowałam się do czyichś korzeni. Tak jest łatwiej zaakceptować i pokochać ziemię, na której się wychowałam. Zaakceptować to, że nie od zawsze żyliśmy na Pomorzu, że jesteśmy odciętą gałązką innej odmiany która przyrosła do nowego drzewa. 4 Zbigniew Rokita , Kajś, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec, 2020, str. 15. 5 Nikolas Frank, Moja niemiecka matka, Wydawnictwo Bellona, Warszawa, 2006, str. 215.

Katarzyna Wyszkowska, Lady Kebab, 198 × 166 × 114 cm, 2021 6

Istnieje taki obszar z pogranicza rzeczywistości, gdzie znajdują się rzeczy na tyle nielogiczne, że trudno zrozumieć, jak to możliwe, że one w ogóle istnieją. Cyzelowane, wielkie durnostoje, przed mioty pozbawione funkcji, globusy zawierające tylko Polskę, hiperrealistyczne fototapety z pejzażem, które powodują, że tracimy grunt pod nogami i już nie do końca wiadomo, czy funkcjonujemy jesz cze w wiarygodnym obszarze, na którym nasze zmysły mogą polegać, czy powoli skręcamy w stronę konfabulacji. Na tym terenie znajduje się również wiele wydarzeń i sytuacji z poziomu globalnego i lokalnego, które obserwujemy każdego dnia, lecz które nijak nie spotykają się z podstawowymi intuicjami logicznymi. Od jakiegoś czasu tworzę kolekcję miejsc, które zaintrygowały mnie ze względu na swój nieco perwersyjny, dziwny charakter. Są one na poziomie zarówno ideowym, jak i wizualnym niespójne i nielogiczne, ale w nich wszystkich przyczyną tych osobliwych połączeń jest poszukiwanie jakiejś specyficznej grupy nabywców danych wrażeń, osób gotowych zapłacić za doświadczenie konkret nego rodzaju. Na Lady Kebab natrafiłam w ofercie gastronomicznej jednej z rzeszowskich bud kebabowych. Jest to jeden z bardziej zaskakujących produktów spożywczych przypisanych płci, jakie do tej pory spotkałam, oprócz jogurtów osobno dla kobiet i mężczyzn. Przypuszczam, że ten konkretny kebab jest po prostu nieco mniejszy, być może ma odrobinę więcej warzyw... To zestawienie wydało mi się ciekawe nie tylko ze względu na przejaw przedziwnego przypisywania płciom konkretnych atry butów, ale też z racji kulturowej roli kebaba, który upodobały sobie grupy, w których kult hete ronormatywnej męskości jest wyraźnie obecny. Na przykład w piosence Dziewczyna z kebabem jednego z juwenaliowych zespołów kobiety w teledysku są zestawiane z ulubionym poimprezowym, męskim daniem, oczywiście w erotycznym kontekście. Nawiasem mówiąc, ciekawe jest również, jaki dyskomfort wywołuje u niektórych fakt, że często kebaby robią osoby niepolskiego pochodzenia.

Jakiś czas temu jechałam pociągiem razem z młodym fanem Korwina, który opowiadał swoim kole gom, że ostatnio jadł znakomitego, polskiego kebaba, który był zrobiony ze zwierząt pochodzących z własnej hodowli, dzięki czemu był rzekomo tak tani.

Idea tego miejsca wiąże się ze specyficzną fantazją o amerykańskim systemie penitencjarnym, która nie tylko go romantyzuje, ale również oddziela od problematycznych etycznie aspektów, proponując zabawę w więzienie. Miejsce o mrocznej i ponurej historii zyskało tu lekką, rozrywkową interpre tację w stylu opowieści “z dreszczykiem”. Amerykańskie specjały kulinarne idą tu w parze z atrak cjami takimi jak jak atak “psychola”, spotkanie z przystojnym gangsterem czy przesłuchaniem przez służbę więzienną. W rezultacie potencjalny klient zostaje zatopiony w popkulturowym wyobrażeniu

7

Jadąc do szkoły tramwajem mijałam prawie codziennie billboard stylistycznie kojarzący się z seria lem “Breaking Bad”. Pomimo ewidentnych odniesień do kontekstu Stanów Zjednoczonych bill board zachęcał do odwiedzenia restauracji znajdującej się w centrum Krakowa. Knajpa ta została wystylizowana na amerykańskie więzienie i oferowała potencjalnym gościom szereg doświadczeń, mających imitować życie w więziennej celi. Alcatraz miejsce, które fascynowało filmowców i szybko zyskało opinię “więzienia, z którego nie da się uciec” czeka na ciebie w sercu Krakowa. Profesjonalna obsługa zaproponuje ci wyrafinowany więzienny wikt i amerykańskie specjały kulinarne, wraz z wyśmienitymi trunkami. Obsługa z uśmiechem i zaangażowaniem postara się spełnić każde twoje życzenie, aby umilić twój pobyt w więziennej celi krakowskiego Alcatraz, więzienia do której będziesz chcieć jeszcze nie raz wrócić z przyjaciółmi. Restauracja za kratkami wyróżnia się nie tylko oryginalnym wystrojem i niepo wtarzalną atmosferą, ale dostarcza ogrom niezapomnianych wrażeń.1

Katarzyna Wyszkowska | fragment pracy dyplomowej 8

1

https://jan-krakow.pl/pl/bar-alcatraz (dostęp 27.03.2021)

3 (dostęphttps://ksiestwogoralskie.pl/ksiestwo-goralskie-o-nas-naszych-wyrobach-i-misji/02.04.2021)

o Alcatraz. Miejsca związane z cierpieniem i śmiercią są atrakcyjnym punktem odniesienia dla wielu gałęzi przemysłu turystycznego, ponieważ oferują mniej przewidywalne, intensywniejsze przeżycia. Z ogromną przykrością informujemy, iż restauracja Alcatraz „Za Kratkami” zostaje zamknięta do odwo łania. Dziękujemy za wasze zaufanie, oraz wspólną przygodę. Głęboko wierzymy iż więzienne kraty jeszcze zostaną dla was otwarte.2 Drodzy pracownicy! W związku z docierającymi do nas jakiegoś czasu skargami na przewlekłe zmęczenie, stres, przepracowanie, oraz poczucie wypalenia zawodowego postanowiliśmy wyjść naprzeciw Waszym potrzebom i stworzyć specjalnie dla Was przestrzeń, w której będziecie mogli w godzinach pracy oddać się relaksacji i odzyskać błogi spokój umysłu. Po konsultacjach ze spe cjalistami w zakresie zdrowia psychicznego postanowiliśmy wzbogacić przestrzeń naszego work space’u o Zen Zone - miejsce, w którym każdy z Was będzie mógł na chwilę zanurzyć się w orzeź wiającym strumieniu medytacji i skoncentrować się na byciu Tu i Teraz, aby w natłoku codziennych trosk znów odnaleźć kontakt ze sobą. O zdrowotnych korzyściach płynących z medytacji zostaniecie niedługo poinformowani podczas obowiązkowego szkolenia (czas trwania szkolenia nie jest wliczany do godzin pracy). Zen Zone wyposażone jest w czasomierz, umożliwiający precyzyjne wyznaczenie dawki medytacji, która pomoże Wam zebrać siły niezbędne do skutecznej i wydajnej pracy, będącej naszym znakiem rozpoznawczym na rynku. Każdy z Was otrzyma bon na 5 - minutowe, bezpłatne sesje indywidualnej medytacji raz w tygodniu (minuty spędzone w Zen Zone nie będą wliczane do czasu Księstwopracy).góralskie, w odróżnieniu od chociażby restauracji Alcatraz, nie było czymś wyraźnie odzna czającym się czy szczególnie odrębnym od swojego kontekstu, czyli Krupówek. Było raczej najbar dziej toporną i bezceremonialną realizacją idei, które reszta Krupówek starała się wyrażać nieco subtelniej. Księstwo Góralskie otwiera swe wnętrza dla Ciebie i Twoich gości. To wyjątkowe miejsce spotkań łączące szacunek do tradycji góralskiej z luksusem, śmiałym designem i najwyższą jakością usług. Zaproś swoich znajomych na kolację, rodzinę na urodziny, celebruj ślub w niecodziennej aranżacji, oczaruj partnerów biznesowych nieszablonowym miejscem i wykwintnym posiłkiem. Spełnimy wszystkie Twoje kulinarne i estetyczne pragnienia, a nawet więcej.... ale nie będziemy teraz zdradzać wszystkich naszych tajemnic. Odkryj je sam. W Księstwie Góralskim miejscu, gdzie tradycja zakopiańska splata się w jedno z najwyższych stan dardem usług i światowym designem.3 Na poziomie zarówno wizualnym, jak i ideowym zakopiański hotel stanowi syntezę pałacowego blichtru, absurdalnego zbytku zestawionego z wątkami wiejskimi, lokalnymi. Jest fantazją o nieistnie jących nigdy góralskich magnatach. Kultura materialna Górali, będąca wytworem przede wszystkim osób wywodzących się z niższych warstw społecznych, ulega tutaj przetworzeniu, aby w zmodyfiko wanej wersji stać się bardziej atrakcyjną dla współczesnych, zamożnych turystów.

2 (dostęphttps://www.facebook.com/Alcatrazkrakow/photos/a.268286544038761/602522783948467/27.03.2021)

Katarzyna Wyszkowska, studentka z roku wyżej po przejściach warszawskiej i krakowskiej konserwacji. Mijana od czasu do czasu kolorowo ubrana dziewczyna, jakby zamyślona. Liczne wystawy, wywiady i opisy w internecie, są bardzo pomocne w sytuacji, w jakiej zosta łem postawiony. Jest to jednak ogólnodostępna wiedza i przez każdego zainteresowanego zapewne została już pochłonięta. Katarzyna Wyszkowska ubiera myśli i obserwacje w formy dziwne i złożone, zwane potocznie instalacjami. Twory te okraszone są filmem, fotomonta żem, rzeźbą ceramiczną czy jak nakazuje kierunek studiów – obrazem na płótnie techniką olejną. Tematyka społeczna, ekologiczna, gender i płci, czyli współczesna „Lambada”, przed którą my wszyscy młodzi ludzie zostaliśmy postawieni. Są to pojęcia ważne, trudne i złożone, od których ja sam próbuję uciekać, i przy tym patrzę z podziwem na odwagę Katarzyny i jej sprytne przetłumaczenie na język prosty i czytelny (Lady Kebab). Wyczuwam także subtelny i umiejętnie wpleciony komizm, szczególnie widocznym w pracach Księstwo góralskie czy Depigeonator. Używając wyolbrzymienia i jak w karykaturze wytyka zjawiska i postawy ludz kie. Cykl Climate depression czyli przemiana mieszkań w świątynię ku czci wyidealizowanej i boskiej formy krajobrazu wraz z prezentacją relikwii zachodzącego słońca z tekturowego Obrazypudełka.olejne na płótnie – syntetyczne w rozbielonej gamie barw przedstawiają ocierające się o abstrakcję, oniryczne sceny. Są to przetworzone wycinki z obserwacji – surrealistyczne i psychodeliczne kolaże ze ściśle zdefiniowaną liryką. Widoczna jest znajomość i swobodne posługiwanie się warsztatem malarskim. Wszystkie prace młodej twórczyni zamykają się w jednej spójnej estetyce ze szczyptą rokoka. Odczuwalna jest też dziwna aura prac, odczucie wyważenia i harmonii estetyki, która na swój odmienny sposób posiada cząstkę piękna. Pozostaje jedynie subiektywna szkoda, że niekiedy w odbiorze forma przygnieciona zostaje treścią

Miłosz Nowakowski o Katarzynie Wyszkowskiej 9

10

11 Katarzyna Wyszkowska

CAUSA APRILIS Wsiąść do tramwaju byle jakiego, nie dbać o maskę, nie dbać o bilet; najbardziej lubimy te pio senki, które dobrze znamy, mówi stare przysłowie. Znam i nie lubię, a w szczególności właśnie tej. Piosenka pandemiczna wychodzi nam wszystkim bokiem. Najniższa wyszczepialność i naj wyższa umieralność, zimowe wieczorne ulice, trupie tramwaje - kierowane przez Wróblewskich szoferów, to refren kolejnej fali. Na Akademii głowa Dunikowskiego niechętnie odwraca się na widok samotnego intruza, naruszającego grobowy spokój opustoszałej instytucji. XIX wieczne gipsy nigdy nie czuły się tak dobrze, jak właśnie teraz: w mrocznym korytarzu samotni niewol nicy Michała Anioła prężą się w narcystycznym zapamiętaniu przed obiektywem przemysłowej kamery, Wenus zapatrzona we własny cień unosi swe kikuty, jakby próbowała nimi puszczać zajączki w pojedynczym światle nie wyłączonego reflektora... Kto by dziś uwierzył w opowieści Jerzego Panka o schodach Akademii Sztuk Pięknych po wyzwoleniu, obleganych przez powracającą brać studencką i profesorów, gdy handlo wano na nich bronią i drewnem na wagony, a od portiera można było kupić o każdej porze dnia i nocy wódkę za obrazy. Któż teraz da wiarę w tę historię, gdy po imprezie w pracowni Nowosielskiego Filip Konieczny zrzucał z niewyobrażalnym hukiem ze schodów te dostojne rzeźby. Toczyło się tu się życie rzekłbyś teraz bezużyteczne, bo nietransmitowane na insta, nie śledzone na fejsie. Potem pojawiły się kamery i czujniki. Na korytarzach powiew nudy wywietrzył dym z papierosów i marihuany i ujarzmiono nieujarzmione i okrzesano nieokrze sane. A teraz po latach spokoju szerokie źrenice monitoringu zaczęły cierpliwie wgapiać się w martwotę. O ciągłym życiu instytucji poświadcza tu już jedynie podświetlone ozna kowanie ewakuacyjne. Tylko gdzie ma uciec zielona sylwetka z podświetlonego znaku? Ten technokratyczny symbol racjonalnych procedur w służbie ochrony życia. Czy ma zbiec na ulice kraju, w którym umieralność pobiła rekordy Europy? Ale skoro wskazuje drogę ewa kuacyjną- to oznacza, że w środku starego gmachu są jeszcze ludzie. Jego zieleń kolorem nadziei. Owszem, w szparach zwichrowanych wiekowych drzwi widać światła. Czasami ktoś przejdzie korytarzem, jakaś kobieta, chyba modelka przyciska guzik windy. Życie przy marło i czeka, jak w śniegiem zasypanym lesie, jak w zimowym ogrodzie. Ale wreszcie i to się skończy i minie, jak wiele innych zim i ponurych historii, które przetoczyły się po nadwi ślańskim kraju. Nadejdzie wiosna, zielona jak biegnący ludzik ze znaku drogi ewakuacyjnej, i ktoś zapyta: Żyjecie? I odpowiemy – Nie…, a potem: prima aprilis, uważaj, bo się pomylisz! Styczeń ‘22 OPEN CALL dla pozytywnych inaczej: CAUSA APRILIS, czyli PRZYCZYNA KWIETNIA . Wystawa IV Pracowni Interdyscyplinarnej o radości, euforii i spełnieniu nadziei po długiej zimie i wielu falach pandemii. 1 kwietnia 2022, wernisaż w Zakopanem w Domu Doktora. Prace w kompaktowych wymiarach proszę prezentować od pierwszych dni drugiego semestru.

12 Bogumił Książek Ten naród być może nie potrafi żyć, ale potrafi umierać…” Luciana Frassati.

Anna Zuzela 13

Anna Zuzela jest z pewnością artystką wszechstronną. Sięga do tradycyjnego malarstwa i fotografii. Mimo to, z gracją godną prawdziwej damy odnajduje się w bardziej współczesnych mediach. Jej Język jest bardzo wyrazisty, prosty, czasem nawet brutalny co oczywiście wynika z tematyki, której artystka się podejmuje. Ania Świadomie sięga po kicz, przerysowanie, karykaturę, aby-jak przypuszczam - wzmocnić doznania i zasko czyć, a czasem nawet oburzyć odbiorcę. Zdaje się, że takie zabiegi przynoszą efekty. Prace Ani określiłbym mianem „mocnych”. W prezentowanym albumie artystka sięga po te mniej konwencjonalne środki. Stosuje Nieuważnypastisz.oglądający mógłby pomyśleć, że to zwykły album ze zdjęciami ze ślubu. I choć okładka sugeruje właśnie taki obraz całości, to po obejrzeniu pierw szych kilku stron na mojej twarzy rysował się przysłowiowy „mindfuck”. Potem było tylko lepiej. Można by pomyśleć, że autorka ma obsesję na punkcie ceremonii ślubnej i towarzyszącej jej otoczce. Co ważne i szczególnie intrygujące, przyglą damy się tematowi z poziomu małej dziewczynki, której społeczeństwo narzuciło już skrzywioną-wyidealizowaną wizję małżeństwa. Dziewczynka marzy o idealnym ślubie i gromadzi w pamiętniczku materiał, który kiedyś wykorzysta, aby wcielić się w rolę idealnej panny młodej. Mała kobietka ślepo podąża za narzuconymi jej normami społecznymi. Przeglądając tę pracę nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ma ona nie jedną, a dwie autorki. Pierwszą jest wspomniana „małą dziewczynką”, która przyozdobiła każdą stronę kolorowymi i błyszczącymi drobiazgami; i drugą, ubraną w suknię ślubną kobietę, obecną na umieszczonych w albumie fotogra fiach. Ta nie jest taką optymistką. Dostrzega tę gorszą stronę ślubu, który okazuje się być świętem konsumpcjonizmu, zbytecznego przepychu i tandety. Praca wykonana jest w technice college’u. Kipi tu od kolorów, rozmaitych błysz czących drobiazgów, zdjęć ze ślubu, zdjęć ozdobnej biżuterii, zdjęć kiełbasy weselnej, rosołku, wycinków z gazet. Ta praca urzekła mnie i Po dogłębnej analizie myślę, że brakuje tu tylko mojego nazwiska na potencjalnej liście gości.

Michał Żądło o Annie Zuzeli 15

Anna Zuzela o Ilonie Karp 16 Na pierwszy rzut oka prace Ilony Karp to proste przedstawienie podobizn – jak mówi artystka – rodziców pracujących zarob kowo za granicą. Namalowani na kartonikach o kształcie i wiel kości smartfona uśmiechają się, poważnieją, piją kawę czasami pojawiając się w pojedynkę, w większości razem przed kamerą telefonu, aby zobaczyć córkę. Zastygnięci w serdeczności, tro sce lub prozie życia stanowią obraz niemożliwego do poczucia ciepła domowego, utraconego wraz z koniecznością. Po drugim spojrzeniu portrety rodziców przestają być tym, co nominalnie przedstawiają. W płaszczyźnie interpretacji, w ekra nie smartfona, na którym jawią się rodzice odbija się odbiorca, który tych rodziców ogląda. Z powodu studiów, pracy, wyjazdu, odbiorca jest poprzez dane obrazy zdystansowany względem rodziców. Z tego, czy innego powodu rzucony z konieczności w dorosłość, jak każdy rzucony jest w życie, staje się dzieckiem szukającym kontaktu z rodzicami, imitacji dawnego prenatal nego, bezpiecznego życia, przypominającym sobie z senty mentem swoje korzenie i pochodzenie, mentalną sierotą ska zaną na samotne stąpanie po Świecie powinności i ambicji jaki kreowany jest obecnie dla młodych ludzi przez wolnorynkową ekonomię i model nauczania w szkołach wyższych. Ekrany, na których widzimy rodziców stają się czymś więcej niż migaw kami z ich codziennego ukazywania się w videokomunikatorze w telefonie. Dla wyrosłych w chrześcijańskiej europejskiej kulturze młodych ludzi obrazy te stają się świeckimi ikonami, odpowiednikiem podobizn świętych lub Bogów, które zamiast pomóc nam w kontakcie z absolutem, mają pomóc nam w kre śleniu własnej tożsamości niewyrosłych dzieci, jedynie całe życie pretendujących do bycia dorosłymi, nie modlącymi się już do świętych w celu uzyskania pomocy w znalezieniu rozwią zania własnych problemów, a radzących się rodziców i raportu jących im stan naszego życia, kariery, samopoczucia i codzien nego życia.

Ilona Karp 17

18

19

Katarzyna Piwowarczyk 20

21

22

Justyna Barzowska o Katarzynie Piwowarczyk 23

Kasia tka z zamglonych zapisów wizualnych obraz swo jego dziadka. Dziadek Józef mieszkał w Sułkowicach. Kasia przeszukuje tę miejscowość w poszukiwaniu śla dów swojego przodka, konstruuje z pudełka po zapał kach kamerę obscura i w ten sposób delikatnie zbiera wizualną treść. Używa też aparatu fotograficznego, by dopełnić swoją opowieść. Dzięki tym narzędziom uzy skuje poetyckie obrazy, które dokumentują miejsce życia i historię jej dziadka. By opowiedzieć jeszcze więcej, Kasia sięga po technikę kolażu. Chociaż prace powstałe za pomocą camery obscury oraz fotografii są autono miczne i zawierają w sobie niepowtarzalną atmosferę, połączenie ich ze sobą kolażową formą pozwala na opo wiedzenie historii z wszystkimi jej niuansami. Najbardziej trafiły do mnie właśnie kolaże. Nawarstwienie światów -obrazów sprawia wrażenie jakby było się pomiędzy nimi, w dodatkowym wymiarze. Wyobrażam sobie, że się tam przenoszę i mogę porozmawiać z dziadkiem Kasi, cie kawi mnie jego wersja opowieści i zestawienie jej z zapi sem śladów istnienia jego osoby dokonywanym przez wnuczkę.

24

25 Michał Żądło

26

Każde zgięcie palców, czy nadgarstka pokazuje tu pewien ruch, który jest wielokrotnie powtarzany. Całość projektu również to pokazuje – zatacza koło, począwszy od namalowanych w kolorze dłoni, które następnie zostają wyrzeźbione, a na końcu znowu lądują na płótnie, przedstawiając już wcze śniejsze wykonane odlewy dłoni artysty.

Blaski i cienie klasy średniej w interpretacji Michała Żądło przedstawiają dłonie autora – namalowane i wyrzeźbione, a następnie sfotografowane w różnych konfiguracjach. Pisząc te słowa obserwuje własne poharatane palce, które automatycznie trafiają w klawisze klawiatury – są brudne od tuszu, pokaleczone, zniszczone – jest to efekt pracy, jaką wkładam w swoją twórczość i jaką wkłada każdy z nas, próbujących wyrazić siebie sposób artystyczny. I jaką, jak rozumiem, wkłada nasz bohater. Z powodów pandemicznych nie miałam okazji poznać Michała, jed nak jest to dla mnie niezwykle interesujące doświadczenie, kiedy staram się poznać jego osobistość na podstawie jego prac. „Klasa średnia” rozumiana jest tu zapewne jako praca, do której wykorzystujemy nasze górne kończyny.

Tytułowe blaski i cienie zauważam w kompozycjach fotograficznych przed stawiające wyżej opisane odlewy. Kontrastowe do ciemnego tła jasne, wyrzeźbione dłonie wydają mi się aż nadto idealne jak na brudy pracy, jaką wkładamy – ale rozumiem też to jako sposób patrzenia na tę część klasy średniej, która nie ma ochoty ani chęci obcowania ze sztuką. Z tego względu lepiej „nie brudzić sobie rąk” i nie zaplątać sobie głowy poszukiwaniem i poznawaniem sztuki. Zamiast docenić twórczą pracę – wykonaną dłońmi artysty – wolą zakupić sobie drukowane reprodukcję znanych obrazów w Ikei.Podejrzewam, że sam ten proces wykonywany przez Michała może być metaforyczną odpowiedzią na tytułowe zagadnienie i może mieć większe znaczenie niż efekt końcowy. Wydaje się, że Michał właśnie do tego dążył –starał się mówić o tym, co jest wspólne dla wszystkich, i co nas łączy, a także wyrazić swoje patrzenie na postrzeganie klasy średniej. 27

Katarzyna Piwowarczyk o Michale Żądło

Aleksandra Brodzińska o Annie Kocharyan 28

Na trasie Anna Kocharyan jest z pochodzenia Ormianką, natomiast wychowała się w Polsce. Od pewnego czasu czuje wewnętrzną potrzebę odkrywania kim jest i gdzie są jej korzenie. Odkrywa symbole kulturowe Armenii. Myślę że tworzą one dla artystki rodzaj znaków drogowych, poszlak czy też konkretnych wytycznych. Symbolika poszczególnych rzeczy opowiada historię kraju jej rodziców czy też przedstawia współczesne problemy polityczne Armenii. Artystka dotyka bardzo przygnę biającego i ważnego tematu rzezi Ormian, która trwa po dziś dzień. Tematem jest również konflikt Armenii z Azerbejdżanem. Na jednym z asamblaży, w centrum kompozycji jest słownik angielsko – ormiański, a wokół rozkła dają się prostokąty zdjęć, które szkicują w mojej głowie istotę ormiańskiej kultury. Wszystko jest przymocowane do podłoża w kształcie kwadratu, co jeszcze bardziej przypomina mi znak na trasie. Interesująca jest dla mnie prostota tej pracy. Wygląda to również jak tablica poszlak detektywa. Być może artystka ma potrzebę prostego i wyraźnego przekazu dla siebie, co wygląda jak jasne ustalenie faktów – pochodzę z Armenii, jestem Ormianką, to jest mój język. W kilku pracach pojawia się owoc granatu. Jak sama artystka mówi, że symbolizuje on życie, Armenię oraz za pomocą owocu mówi o wojnie. To kolejny bardzo jasny przekaz. W jednej z prac granat wydaję się rozpadać. Wszystko jest zalane czerwonym sokiem. Natomiast w innej pracy owoc jest w całości, a w jego towarzystwie jest osobisty przedmiot w postaci naszyjnika. Praca przypo mina mi próbę zestawienia przez artystkę siebie w kontekście do kanonicznego symbolu kultury Armenii. Naszyjnikiem jest malutki wisiorek w kształcie granatu zawieszonego na czarnym pasku. Malutki granat skontaktował się z większym. Razem współgrają tak, jakby od zawsze były całością. W innych pracach artystka pracuje z ornamentem ormiańskim. Odwołuje się do klasycznych jego kształtów. Próbuje też tworzyć własny ornament, inspirując się klasycznym. Jest to bardzo alche miczne działanie. Anna Kocharyan wsypuje zioła ormiańskie do wody w której wiruje niebieski roztwór. Zioła układają się w organiczne kształty w zestawieniu z niebieską chmurą substancji. W innej pracy artystka wykorzystuje ormiańskie naszyjniki które układa symetrycznie w zestawieniu z dwiema połówkami granatu. Ziarna owocu przybrały tę samą formę co drobne koraliki naszyjników. Budowanie ornamentu przypomina mi malowanie czy dekorowanie swojego domu. Po zbudowaniu podstaw i uporządkowaniu elementów przyszedł czas na dopieszczanie. Fotografia na której jest praca z flagą Unii Europejskiej, uchwyciła również dwie różne skarpetki na stopach artystki. Jak sama mówi – jedną nogą w Armenii a drugą w Polsce.

29 Anna Kocharyan

30

31

Krzątactwo nasze powszednie Justyna Barzowska jest artystką – miniaturzystką, autorką serii maleńkich, mieszczących się w dłoni książeczek, za pomocą których prowadzi inteligentną grę z widzem. Książeczki dzielą się na dwie 1.kategorie.Pierwsza z nich to album, posługując się słowami samej artystki, ze zdjęciami ,,niczego” w skali makro. Oglądając tę książeczkę widzimy więc rozpikselowane, abstrakcyjne obrazy o prawie jed nolitych płaszczyznach, mimo usilnego przyglądania się nie mogąc przyporządkować fragmentów do żadnych form świata widzialnego. Druga książeczka porusza zjawisko o wdzięcznej nazwie krzątactwa. Termin ten, zaczerpnięty przez artystkę z książki ,,Szczeliny istnienia” Jolanty Brach-Czainy służy Justynie do scharakteryzowa nia letniego krzątactwa swoich rodziców, sprowadzającego się do obierania porzeczek i innych prac ogrodowych. Na kolejnych stronach książeczki widzimy więc maluteńkie fotografie mężczyzny i kobiety pochylających się nad krzewami czy sięgających po leżące na trawie wiadro, a także zdjęcia samych krzewów. Wszystko to opatrzone zostało rysunkowym komentarzem – studium pracującej ręki czy malarskim, plamowo potraktowanym przedstawieniem krzewów czy narzędzi ogrodowych. Dwie kolejne książeczki stanowią rodzaj prywatnego pamiętnika artystki. Na kolejnych stronach przedstawiają się urywki z codziennego życia i to bynajmniej nie najbardziej charakterystycznych czy godnych zapamiętania jego momentów. Justyna celowo skupiła się na tym, co powtarzalne, błahe, pozornie nie warte uwagi, wiedząc, że bez jej rejestracji dane momenty nie miałyby szans zostać zapamiętane. W abstrakcyjnych, rysunkowych formach dostrzegamy więc fragmenty pejzażu, pojedyncze drzewa, postaci idące na tle nieba. Szczególny walor nadaje pozorne przypadkowe rozmieszczenie rysunków na płaszczyźnie kartek – przodem, bokiem lub wręcz do góry nogami.

Małgorzata Marczewska o Justynie Barzowskiej 32

2. Druga kategoria książeczek podejmuje znane już z drugiej książeczki pierwszego cyklu zagad nienie ,,krzątactwa”. Tym razem szerszy kontekst prac życia codziennego został zredukowany do pracy samych dłoni. Wygięte w geście podtrzymywania palce i nadgarstki, realistycznie odwzoro wujące ruchy dłoni wykonywane podczas rzeczywistych czynności, wykonane zostały za pomocą monotypii. Kolejny raz rzeczywistość przedstawiona została na zasadzie pars pro toto za pomocą sugestywnego symbolu. Miniaturowe książeczki Justyny Barzowskiej ukazują intymną, subiektywną, przefiltrowaną przez pamięć rzeczywistość. Rzeczywistość być może nawet w większym stopniu wewnętrzną niż zewnętrzną. Jest to uniwersum bardzo wsobne, małe, lokalne, niczym nie upiększone, niemające pretensji do stanowienia wielkiego tematu czy zabierania stanowiska w jakiejkolwiek sprawie. Jego unikalny koloryt polega na zamiłowaniu do tego, co zostało przyuważone i zapamiętane, żeby stać się znane i własne. I to właśnie stanowi siłę ich przekazu.

Justyna Barzowska 33

34

35

Małgorzata Marczewska

37

Ilona Karp o Miłoszu Nowakowskim 38

Prac Miłosza Nowakowskiego w tym semestrze jest niewiele i choć dziwnie emanują pustką są bardzo treściwe. Ich treściwość znajdujemy w śmiałym nakładaniu farby, nasyconym kolorze i symbolach. Leżące pozy na myśl przywodzą przedstawienia Wenus, ale w przeciwieństwie do obrazu Giorgione czy Tycjana tej Wenus bliżej do Velasqeza, obydwie są do odbiorcy odwrócone tyłem. U Miłosza nie możemy zobaczyć twarzy modelki w lustrze, pozostaje anonimowa. Bawełniana bielizna i posłanie ściągają nas do czasów współczesnych. Statyczna, ale luźna poza i ciemne tło mogą powodować uczucie senności. W śnie przychodzą dłonie, nie są nocną marą, choć mogłoby nią być. Wyłaniają się z głuchej czerni pozostając bezosobowe. Nie wiemy do kogo należą, przynoszą zwiewną tkaninę, może troskliwie przykryją śpiącą modelkę, ochronią ją przed zimnem. Uczucie komfortu bije też z kolejnej męskiej postaci, która sielankowo odpoczywa w trawie na tle pejzażu, nie przejęta obłokami bądź kłębami dymu unoszącymi się za jej plecami. W przeciwieństwie do modelki, męska postać jest ubrana. W przedstawieniu postaci brakuje twarzy, co także czyni ją Pomiędzyanonimową.dwoma postaciami figuruje znana nam dobrze i popularna w Polsce – bułka kajzerka. Jest pełna i miękka, jak ciało Wenus. Wyeksponowana na białym czystym tle zyskuje nowego symbo licznego znaczenia. A może to tylko niewinne studium bułki? Obrazy Miłosza są skąpane w tzw. monachijskich sosach z dużą domieszką śmietany. Ciepłe tony i statyczne kompozycje usypiają naszą czujność, choć pojawiające się lub znikające elementy obrazu budzą niepokój. Żeby podtrzymać uwagę widza przydałoby im się więcej ultramaryny lub element przełamujący schemat. Obrazy tchną eklektyzmem, ale ich forma jest szkicowa i daleka od malar stwa mistrzów. Dobrze wyważone kompozycje dopełniają znaki i symbole, które nie wyrywają się na pierwszy plan, zauważamy je z czasem i wtedy spływa na nas konsternacja...

Miłosz Nowakowski 39

40

OPEN CALL dla pozytywnych inaczej: CAUSA APRILIS, czyli PRZYCZYNA KWIETNIA . Wystawa IV Pracowni Interdyscyplinarnej o radości, euforii i spełnieniu nadziei po długiej zimie i wielu falach pandemii. 1 kwietnia 2022, wernisaż w Zakopanem w Domu Doktora. Prace w kompaktowych wymiarach proszę prezentować od pierwszych dni drugiego semestru.

Kraków 2021

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.