MM Trendy #3 (105)

Page 1

MARZEC 2022 NUMER 03 (105) / WYDANIE BEZPŁATNE

Katarzyna Rogoźnicka & Filip Kiżuk skutecznie pomagają przedsiębiorcom w kryzysie


#reklama


#03

#spis treści marzec 2022

32

#06 Newsroom Wydarzenia, podsumowania, inwestycje, sukcesy, nowości

#20 Temat z okładki Katarzyna Rogoźnicka i Filip Kiżuk z kancelarii Kiżuk&Michalska Doradztwo Gospodarcze

#26 Edytorial Najnowsza minikolekcja Mility Nikonorov

#32 Temat wydania Jak nasze miasto stało się planem filmowym Jasona T. Madicusa

#38 Sylwetka miesiąca

#48 Muzyka

Joanna Prykowska wraca na scenę

Nowa odsłona Konrada Słoki

z nowym projektem Anieli

#50 Książka

#42 Sztuka Wojciech Jachyra przełamuje

Sylwia Trojanowska czuła obserwatorka z naszego miasta

stereotyp „brzydkiej” płci

#52 Książka i Komiks

#44 Miasto

Recenzje i zapowiedzi najgorętszych tytułów

Szlakiem szczecińskich mozaik

#64 Wydarzenia i relacje MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 03/2022

3


#okładka: NA OKŁADCE: KATARZYNA ROGOŹNICKA & FILIP KIŻUK ZDJĘCIE: RADEK KURZAJ

FOTO Ella Estrella Photography / MUA & STYL Agnieszka Szeremeta

#03

#redakcja Agata Maksymiuk

redaktor naczelna

Nowy Rynek 3, 71-875 Szczecin tel. 91 48 13 341; fax 91 48 13 342 mmtrendy.szczecin@polskapress.pl www.mmtrendy.szczecin.pl Redaktor naczelna: Agata Maksymiuk Product manager: Ewa Żelazko tel. 500 324 240 ewa.zelazko@polskapress.pl

Skąd wziąć słowa, by podsumować ostatnie wydarzenia i objąć te, o których jeszcze nie wiemy? Rosja zaatakowała Ukrainę. Brutalnie. Na miasta spadły bomby. Życie straciły setki osób - bez względu na wiek, płeć czy status społeczny. Śmierć poniosły również zwierzęta. Nie da się zliczyć momentów, w których strach, smutek złość i bezradność ściskały za gardło. Do historii przejdzie heroiczna postawa trzynastu ukraińskich pograniczników, którzy w niewybredny sposób odmówili oddania w ręce Rosji Wyspy Węży, tak samo jak słowa prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego - „potrzebuję amunicji, nie podwózki”, gdy Amerykanie zaproponowali mu ewakuację z kraju. W obliczu wojny, wiele spraw wydało nam się małych i błahych. Bo jak zajmować się wyłącznie sobą, kiedy ludzie obok tak bardzo potrzebują naszej pomocy? Już pierwszego dnia ataku Rosji na Ukrainę zebraliśmy się na placu Solidarności, by zjednoczyć się z naszymi sąsiadami. Ruszyły zbiórki darowizn. Wykształciły się grupy wsparcia. Wiele osób otworzyło drzwi swoich domów i mieszkań dla uchodźców. Ale pojawiły też się pytania, na które nigdy nie przypuszczaliśmy, że będziemy szukać odpowiedzi, w tym to kluczowe - czy my jesteśmy bezpieczni? Tym razem zostawiamy wstęp bez podsumowania wnętrza magazynu. Wiemy, że jeśli znajdziecie chwilę albo jeśli będziecie potrzebowali wytchnienia to zajrzyjcie do środka i zanurzycie się w lekturze.

4

Reklama: tel. 697 770 133, 697 770 202 mateusz.dziuk@polskapress.pl pawel.swiatkowski@polskapress.pl Redakcja: Monika Piątas Małgorzata Klimczak, Łukasz Czerwiński, Ewelina Żuberek, Bogna Skarul Prezes oddziału: Piotr Grabowski Marketing: Monika Latkowska Dział foto: Sebastian Wołosz, Andrzej Szkocki Skład magazynu: MOTIF studio Druk: F.H.U. „ZETA” Wydawnictwo: Polska Press Grupa sp. z o.o. ul. Domaniewska 45, 02-672 Warszawa Prezes: Tomasz Przybek

Dołącz do nas na www.facebook.com/ MagazynMMTrendy oraz Instagram.com/mm.trendy


#reklama


foto: Estrella Photography

Slava Ukraine

Niedowierzanie, niepewność i strach. Szalenie trudno jest opisać emocje, jakie towarzyszyły mieszkańcom Szczecina (ba! mieszkańcom Polski) po ataku Rosji na Ukrainę. Łatwiej jest wskazać ich kierunek. Ten, już od pierwszego dnia inwazji, prowadził na plac Solidarności. Setki osób ramię w ramię postanowiły zebrać się, aby wyrazić swoją solidarność z Ukrainą, a także jej obywatelami, którzy od lat uczą się, tworzą, pracują i po prostu żyją w Szczecinie. - To antywojenna demonstracja, jesteśmy tu z dobroci serca, żeby bronić ludzkiego życia, bo największą wartością każdego kraju jest człowiek mówiła podczas pierwszej manifestacji Katerina Zavizhenets, prezes stowarzyszenia MI-GRACJA, podkreślając - razem jesteśmy siłą! Pamiętajmy o tym. (am)

6

Warto podać dalej Mieszkańcy Szczecina gotowi przyjąć pod swój dach osoby z Ukrainy mogą zgłaszać się do Centrum Informacyjnego dla Cudzoziemców. CIC uruchomił specjalny numer telefonu 791 452 234, który działa w godzinach 8-18. Zgłoszeń można także dokonywać mailowo pod adresem cic.kontakt@cudzoziemcy.szczecin.eu Jednocześnie przypominamy numer specjalnego subkonta założonego przez Związek Ukraińców w Polsce, oddział w Szczecinie: 20 1090 1492 0000 0001 4312 2731. Datki można wpłacać dodając w tytule dopisek „dla rannych” czy „dla dzieci”.


#reklama


| NEWSROOM |

#materiał partnerski

ALOHA RESIDENCE Najlepsza inwestycja w Szczecinie według portalu Rynekpierwotny.pl Aloha Residence to wyjątkowe miejsce, które powstaje w sercu Szczecina. Cel jaki przyświecał przy projektowaniu to: zapewnić mieszkańcom maksimum luksusu i komfortu. Aloha będzie nie tylko miejscem w którym się mieszka, tu będzie można zrelaksować się jak na wakacjach, skorzystać z odnowy biologicznej oraz wykwitnie i zdrowo zjeść. Apartamentowiec zapewnia wszystkie udogodnienia apartamentów PREMIUM jak w najlepszych hotelach 5- gwiazdkowych. Mieścić się on będzie w jednym z najpiękniejszych miejsc w Szczecinie- niedaleko urokliwego Parku Kasprowicza, Jeziora Rusałka i Jasnych Błoni. Mimo śródmiejskiego charakteru okolica jest spokojniejsza i mniej zatłoczona, równocześnie zachowując atuty dużego miasta. Fasada apartamentowa to niemalże dzieło sztuki architektonicznej. Przyjęte rozwiązania i szlachetne materiały podkreślają nietypowy charakter budynku. Aloha Residence to prestiżowy adres z myślą o potrzebie komfortu i piękna.

ARCHEOLOGICZNA HOME Nowoczesny dom stworzony dla Twojej rodziny Archeologiczna Home to najnowsza inwestycja AssetHome zlokalizowana w atrakcyjnej części Mierzyna. Dzięki niskiej, willowej zabudowie otoczenia oraz wszechobecnej zieleni, przyszli mieszkańcy będą mogli cieszyć się życiem z dala od wielkomiejskiego zgiełku, mając zagwarantowany dostęp do infrastruktury i szybki dojazd do centrum. Archeologiczna Home to kameralny szeregowiec złożony tylko z 3 lokali o pow. od 129m2 do 147m2. Każdy lokal charakteryzuje się doskonale zaprojektowanym układem funkcjonalnym pomieszczeń, na który składa się przestronny salon z aneksem kuchennym, 4 sypialnie, 2 łazienki, toaleta, pralnia oraz garaż. Dodatkowym atutem jest strych, który każdemu z pewnością posłuży jako pomieszczenie do magazynowania. Domy wyposażone są w dużą liczbę przeszkleń, które zapewniają dostęp do światła dziennego i optycznie powiększają wnętrza. Do każdego segmentu przynależy ogród, który zachęca do wypoczynku na świeżym powietrzu i letniego grillowania. Nowoczesna, elegancka architektura sprawi, że każdy kto tu zamieszka poczuje się komfortowo. Archeologiczna Home jest odpowiedzią na potrzeby każdej rodziny.

No. 1 Premium Real Estate Oddział Szczecin | Aleja Jana Pawła II 11, II piętro +48 500 511 550 | www.assethome.pl

8


#materiał partnerski

| NEWSROOM |

APARTAMENTY DUŃSKA Komfort i spokój na nowoczesnym i bezpiecznym osiedlu. Warszewo, to dzielnica oferująca swoim mieszkańcom dogodny dojazd do centrum z jednoczesną bliskością terenów rekreacyjnych oraz leśnych Szczecina, takich jak Puszcza Wkrzańska. Kierunek chętnie wybierany przez mieszkańców Szczecina – to właśnie tu zlokalizowana jest Inwestycja Apartamenty Duńska. Kameralna zabudowa budynkami dwupiętrowymi z antresolami. Podczas realizacji kolejnych etapów inwestycji powstanie plac zabaw oraz przestrzeń dla mieszkańców, m.in. alejki spacerowe z ławkami. Roślinność z krzewami i kwiatami nada temu miejscu wyjątkowy charakter. Osiedle będzie ogrodzone. W każdym budynku zaprojektowane zostały windy, mieszkania z ogródkami, balkonami lub tarasami – wszystko dla wygody i spełnienia oczekiwań naszych wymagających Klientów. Pod budynkami znajdują się hale garażowe, istnieje również możliwość zakupienia komórki lokatorskiej. Apartamenty Duńska, to odpowiedź na potrzeby Twojej Rodziny.

CICHA OAZA Domy pod Szczecinem w urokliwej okolicy do odbioru już w przyszłym roku Cicha Oaza to nowoczesne i kameralne osiedle w Dobrej Szczecińskiej otoczone zabudową jednorodzinną, które składać się będzie z 28 lokali mieszkalnych w zabudowie bliźniaczej oraz 5 domów jednorodzinnych, które będą realizowane w kilku etapach. Osiedle graniczy z malowniczą ścieżką transgraniczną, idealną dla rowerzystów, biegaczy, rolkarzy czy dla zwykłych spacerowiczów. W pobliżu znajdują się szkoły, przedszkola, sklepy i punkty usługowe, ośrodki sportu i rekreacji oraz komunikacja miejska. Cicha Oaza oddalona jest zaledwie 15 km od centrum Szczecina. Taki dom jest ostoją intymności i prywatności swoich właścicieli i daje w zasadzie nieograniczone możliwości modernizacji i przebudowy w zależności od aktualnych potrzeb właścicieli. W domu bez problemu możemy zagospodarować pewne pomieszczenia z myślą o warsztacie, gabinecie, garderobie itp. Decydując się na mieszkanie poza centrum miasta, gdzieś na przedmieściach, wybieramy spokój i ciszę oraz przede wszystkim życie bliżej przyrody.

No. 1 Premium Real Estate Oddział Szczecin | Aleja Jana Pawła II 11, II piętro +48 500 511 550 | www.assethome.pl

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 03/2022

9


| NEWSROOM |

Bal Dobroczynny stowarzyszenia Lion Club Szczecin Jantar już w kwietniu

Największy wybór delikatesów z Armenii i Gruzji dostępny tylko u nas!

fot. archiwum

Zapraszamy do nowego konceptu BISTRO BAR - CAFE, przy Kurzej Stopki 6 w Szczecinie.

Kobiety kobietom - tak można określić cel zbliżającego się Bursztynowego Balu Dobroczynnego. Wydarzenie odbędzie się już 2 kwietnia o g. 16 w hotelu Courtyard by Marriott w Szczecinie. Organizatorkami, niezmiennie, są członkinie stowarzyszenia Lion Club Szczecin Jantar. Legendarne już wydarzenie odbędzie się po dwuletniej przerwie spowodowanej pandemią. Celem tegorocznej imprezy jest zebranie środków na sprzęt dla Zachodniopomorskiego Centrum Onkologii. W programie moc atrakcji - pokazy mody, występy najznamienitszych szczecińskich artystów, prezentacje aut i wiele więcej. To wydarzenie, którego nie można przegapić. (am) Więcej informacji można znaleźć na: www.lions.org.pl, FB @LCJantar

10


#materiał partnerski

| NEWSROOM |

odwiedzić butik Angeli Kosna przy al. Wojska Polskiego 54, by zrozumieć jak bardzo są potrzebne. Amor to przestrzeń przytulna i pełna elegancji, przełamująca niewybredne skojarzenia na temat wizerunku sex shopów z lat 90. Można tu przyjść na zmysłową zakupową randkę, wdać się w rozmowę na tematy, które wydawały się, że „dotyczą tylko nas”, ale też, w odpowiedzi na swoje nagłe potrzeby, kupić od ręki masażer czy dildo.

Dyskretnie i z klasą, ale też z fantazją. Butik erotyczny Amor zdobywa serca szczecinian Lepiej niż podczas odwiedzin u koleżanek i znacznie ciekawiej niż podczas zakupowych poszukiwań czegoś dla siebie. Butik Amor pokazuje mieszkańcom naszego miasta świeżą perspektywę patrzenia na swoją seksualność i potrzeby z nią związane. Co najistotniejsze, robi to z klasą i dyskrecją, jakiej każdy oczekuje. Można polemizować, czy w czasach, gdy zamówienie w internecie seksownej bielizny, gadżetów erotycznych lub feromonów zajmuje chwilę, sklepy stacjonarne są potrzebne. Ale wystarczy

Możliwość obcowania z erotycznymi akcesoriami na żywo to możliwość zweryfikowania swoich oczekiwań i wyobrażeń na ich temat. Dzięki dostępnym na miejscu testerom klientki i klienci mogą sprawdzić moc wibracji danego masażera, realną wielkość, ciężar, a nawet fakturę i zapach gadżetów, a także przymierzyć bieliznę czy buty. Pozornie to tylko szczegóły, które można zawrzeć w opisie produktu. W praktyce to istotne elementy, które wpływają na jakość użytkowania i satysfakcję. W tym wszystkim kluczowa jest obsługa. Amor to butik rozwijany na kanwie pasji i otwartości. Angela Kosna, właścicielka, przysłuchuje się każdej, nawet najbardziej fantazyjnej, potrzebie z taką samą szczerością i ciepłem. Atmosfera, jaką stworzyła w salonie, rozbraja nieśmiałość i jednocześnie daje poczucie dyskrecji. Znajomość rynku i swoboda w rozmowie na jego temat pozwala jej nawiązać z klientem relacje, dzięki czemu klienci chętnie wracają na kolejne zakupy i polecają butik znajomym. Pojawiają się tu i osoby młodsze, i starsze, kobiety i mężczyźni, osoby różnych orientacji i tożsamości płciowych. Na półkach czekają produkty praktycznie wszystkich segmentów - od butów do pole dance, przez liny do krępowania, aż po kosmetyki. A jeśli czegoś brak - można to sprowadzić. I choć wiele osób wciąż jeszcze odczuwa pewien dyskomfort na myśl o wejściu do sklepu z erotycznymi gadżetami, to nie ma lepszego miejsca niż Amor, by pożegnać się z tym dyskomfortem. Należy sobie uzmysłowić, że jest to sklep jak każdy, gdzie czekają produkty odpowiadające na nasze codzienne potrzeby. Butik erotyczny Amor można również odwiedzić w mediach społecznościowych IG: @amor_butik_erotyczny

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 03/2022

11


| NEWSROOM |

Długo wyczekiwany album Angeliki Anozie-Jakubowskiej z datą premiery

fot. Archiwum

Bez dwóch zdań, to jeden z najdłużej wyczekiwanych albumów muzycznych polskiego r’n’b. Pochodząca ze Szczecina Angelika Anozie-Jakubowska po kilkuletniej pracy nad płytą oficjalnie zapowiedziała jej premierę.

Jak nam zdradziła, przygotowała 15 utworów, które trafią na tradycyjny krążek CD, ale też do serwisów streamingowych. - Sama napisałam teksty do wszystkich piosenek i myślę, że każdy numer jest na swój sposób ciepły i rodzinny - wyznaje Angelika Anozie-Jakubowska. - Ten album jest pamiętnikiem mojego życia, a jak wiemy, życie to nie tylko miłe momenty. Dlatego też usłyszymy kilka mocniejszych numerów napisanych pod wpływem przeżyć, takich jak zranione serce czy bunt wobec otaczającego mnie świata i tym, czym zaczęliśmy (moim zdaniem niesłusznie) się w nim kierować. Artystka przyznaje, że trudno jej wskazać, jak długo trwała praca nad płytą. Tworzyła i nagrywała ją z przerwami. W międzyczasie wiele się wydarzyło - urodziła córeczkę i zmierzyła się z pandemią. - Pierwszy numer nagrałam w 2019 roku - zastanawia się. - Gdyby tak odjąć czas, kiedy musiałam się skupić na sprawach innych niż płyta, to pewnie zamknęłbym się w rok (uśmiech). Moja córeczka Abi bardzo mi pomagała i nadal pomaga. Zwłaszcza jak tańczy i każe powtarzać niektóre numery. Wtedy wiem, że to właśnie z tych piosenek trzeba zrobić single (śmiech). Premiera albumu odbędzie się ósmego marca, w Dzień Kobiet. Dwa dni wcześniej Angelika Anozie-Jakubowska da koncert zapowiadający w Warszawie. Na scenie pojawi się z 7-osobowym bandem i wspólnie zaprezentują wszystkie 15 utworów z płyty. Jak obiecuje artystka - będzie dużo czarnej muzy i dużo niespodzianek. (am)

12


#reklama


| NEWSROOM |

„Odwilż” w Szczecinie

fot. materiały prasowe

fot. materiały prasowe

„Zadzior” na Jagiellońskiej

Galeria Jagiellońska 86 zaprasza na wystawę „Zadzior” Władysława Edwarda Gałki. Kim jest Gałka? - To artysta totalny. Malarz, rzeźbiarz, rysownik, grafik, twórca instalacji, poeta. W pracach plastycznych stosuje bardzo różne techniki – m.in.: malarstwo olejne, akryl, pastel, akwarelę, kredkę, węgiel oraz techniki mieszane. Maluje i rysuje na wielu materiałach: płótno, tektura, karton, papier, opakowania. Rzeźbi w różnych materiałach, między innymi w glinie i w drewnie. Jego sztuka nie zna ograniczeń stylistycznych, wystawa na Jagiellońskiej 86 pokazuje tylko niewielką część artystycznego świata Władysława Gałki. Prace artysty ilustrują wiele książek. Władysław Gałka jest też autorem wierszy oraz prozy. Na koncie ma dwie książki, publikował ponadto w literacko-artystycznym piśmie „Łabuź” i w internecie. Osobny rozdział stanowią prace artysty wykonane na zamówienie Winnicy Zodiak z miejscowości Zagozd koło Drawska Pomorskiego. Do kolorowych znaków zodiaku niedawno dołączyły czarno-białe rysunki stanowiące unikatowe (występujące tylko w jednym egzemplarzu!) etykiety. Współpraca Władysława Gałki z Winnicą Zodiak jest przykładem niezwykłego połączenia sztuki i biznesu. Wernisaż 1 marca, Galeria Jagiellońska 86, godz. 15. (mk)

14

Pierwszy polski serial Max Original „Odwilż” pojawi się w streamingu na HBO Max już 1 kwietnia. W roli głównej wystąpi Katarzyna Wajda. Serial wyreżyserował Xawery Żuławski według scenariusza autorstwa Marty Szymanek. Czego można się spodziewać? Akcja toczy się w Szczecinie na przełomie zimy i wiosny. W lodowatej wodzie na brzegu Odry znalezione zostaje ciało młodej kobiety. Dochodzenie w tej sprawie prowadzi Katarzyna Zawieja, trzydziestokilkuletnia policjantka, która nie daje łatwo za wygraną. Szybko okazuje się, że w śledztwie nie chodzi wyłącznie o zabójstwo. „Odwilż” to pierwsza produkcja Max Original zrealizowana w Polsce. - To, co nas w HBO zawsze interesowało, to opowiadanie poruszających emocje ludzkich historii - mówi Bogumił Lipski, producent serialu. - Kiedy rozpoczęliśmy prace nad „Odwilżą”, wiedzieliśmy, że największą siłą tego pomysłu jest jego bezkompromisowa szczerość i odwaga w mówieniu o rzeczach ogólnie przyjętych za trudne, a czasem wstydliwe. Z kolei Xawery Żuławski, reżyser serialu, stwierdził. - Mamy tu mocną, działającą na wyobraźnię historię trzydziestoletniej kobiety, która mogłaby być każdym z nas, która toczy walkę o każdy zwykły dzień. Czuję mocny imperatyw tej opowieści. Jako ten, który coś i kogoś stracił, jako ten, który popełnił grzech nieuwagi względem kogoś, względem siebie. I jako ten, który wie i wierzy, że nic nie jest dane nam na zawsze. - Pozornie „Odwilż” jest thrillerem detektywistycznym – mówi Johnathan Young, HBO Max VP Original Programming and Production, Central Europe. - Jednak przyczyną, dla której ta historia jest tak wciągająca, jest fakt, że opowiada o fascynującej kobiecej postaci, która jest równocześnie zwykła i wyjątkowa, zastygła w ból i żalu, w swoich najgorszych koszmarach. Intensywność i odwaga scenariusza czynią ten projekt właśnie tym, czym jest HBO. (bs)


#reklama


fot. materiały prasowe

#MM Trendy partnerem medialnym wydarzenia

Kobieca Twarz Pomorza Zachodniego. Wyślij zgłoszenie i przyłącz się do zabawy Rusza plebiscyt Kobieca Twarz Pomorza Zachodniego, a wraz z nim seria atrakcji dla uczestniczek projektu. Z okazji Dnia Kobiet na łamach specjalnego dodatku „Głosu Szczecińskiego” ukaże się wielka galeria zdjęć mieszkanek naszego regionu. Aby wziąć w niej udział, jedyne co trzeba zrobić, to wypełnić krótki formularz i wysłać zdjęcie. Szczegóły czekają pod adresem www.gs24.pl. Kolejnym etapem plebiscytowej przygody będą wybory Kobiecej Twarzy Pomorza Zachodniego w trzech kategoriach pokoleniowych - Córki, Matki i Kobiety Dojrzałe. Laureatki z każdego miasta i powiatu otrzymają zaproszenia na wyjątkowe wydarzenie - Forum Kobiecości, zaplanowane na przełom maja i czerwca. Podczas spotkania na uczestniczki będzie czekać mnóstwo atrakcji. M.in.: sesja fotograficzna, szkolenia, panele tematycz-

16

ne, degustacje i werdykt jury. To właśnie wtedy 10 laureatek z miast i powiatów, które zdobędą najwięcej głosów w województwie, otrzyma atrakcyjne nagrody i weźmie udział w castingu. Jury wyłoni główne zwyciężczynie w kategorii pokoleniowej. Każda otrzyma tytuł Kobiecej Twarzy Pomorza Zachodniego, nagrody, w tym prezentację na łamach miesięcznika MM Trendy a także awans do ogólnopolskiego finału akcji, w którym nagrodą będzie samochód - Fiat 500. Do finału awansuje także pięć pań z każdej kategorii pokoleniowej, które zdobędą najwięcej głosów w województwie. Uczestniczki castingu dodatkowo otrzymają - srebrną bransoletkę z limitowanej serii zaprojektowanej dla laureatek naszej akcji. - Każda kobieta lubi komplementy - mówi Katarzyna Niedźwiecka, koordynator akcji. - Lubimy czuć się piękne i być podziwiane. Ale od pochwał dotyczących urody bardziej cenimy te, które odnoszą się do umysłu i duszy, do naszej siły i osiągnięć. W naszej akcji zaprezentujemy wspaniałe kobiety, pokazując coś więcej, niż widać na zdjęciach.

Warto wiedzieć Zgłoszenia do akcji są przyjmowane do piątku, 25 marca włącznie. Głosowanie rozpocznie się we wtorek, 8 marca. Informacji o akcji udziela (pn.-pt. w godz. 9-15): Marta Gromowska tel. 519 503 627, e-mail: marta.gromowska@polskapress.pl więcej na www.gs24.pl


#reklama


| SPORT |

#materiał partnerski

Pokonaj wiatr Małymi krokami kończymy zimę i zbliża się wiosna, pora roku, podczas której doskwiera nam wiatr oraz przelotne deszcze. Poniżej kilka słów jak pokonać uciążliwy dla nas wiatr tej wiosny. Wietrzna pogoda zdolna jest naprawdę oziębić atmosferę. Nawet kiedy jest sucho i słonecznie, wiatr drastycznie obniża temperaturę – a to pogarsza twój komfort i zagraża ciepłocie ciała. Dlatego ważne jest, żeby być przygotowanym i zachować ciepło. Twój wybór odzieży roboczej do pracy na wietrze Podobnie jak w przypadku innych warunków pogodowych, ubierając się na wietrzny dzień pracy należy, wziąć pod uwagę kilka różnych czynników. W zależności od pory roku pożądane może być założenie takiej bielizny, która zapewni ciepło od wewnątrz lub odprowadzi wilgoć. W pewnych okolicznościach wygodniejsze może być jednak dodanie kurtki typu shell, którą łatwo będzie zdjąć, kiedy wiatr się uspokoi. Istotny jest też oczywiście czas pracy: im dłuższe zmiany, tym większe oczekiwania względem technologicznej wiatroszczelności odzieży. I jak zawsze, ważną rolę z punktu widzenia komfortu odgrywa również ciepłota ciała. O tym, co najlepiej na siebie włożyć, decydują więc zaplanowane na dany dzień zadania: czy będą to prace mało intensywne, czy też energiczne?

18

Temperatura faktyczna a odczuwana Dobranie właściwego ubioru na dzień pracy na wietrze może być kłopotliwe z tego względu, że wiatr wpływa na temperaturę odczuwaną: sprawia, iż wydaje się, że na zewnątrz jest chłodniej, niż sugerowałoby wskazanie termometru. Dlatego też, przystępując do pracy w warunkach wietrznych, należy mieć na uwadze zależność między temperaturą faktyczną a odczuwaną. Przykładowo, jeśli na zewnątrz panuje temperatura 0°C, a wiatr wieje z prędkością 10 m/s, to temperatura odczuwana wynosi –7°C. Przy temperaturze +10°C i prędkości wiatru 18 m/s odczuwa się zaś temperaturę +5°C. Te przykłady wyraźnie ilustrują, jak znaczny jest wpływ wiatru na właściwy wybór odzieży roboczej. Wiatroszczelne nie znaczy nieprzewiewne Oddychalność odzieży roboczej – podobnie jak w przypadku tej przeznaczonej na deszcz – ma zasadnicze znaczenie dla twojego komfortu także wtedy, gdy wieje. Może to zabrzmieć z pozoru sprzecznie, niemniej taki właśnie jest: nasz cel to niedopuszczanie wiatru do ciała, przy jednoczesnym zachowaniu właściwości oddychających odzieży. Podczas wykonywania energicznych prac noszona odzież robocza musi odprowadzać wydzielaną przez ciało wilgoć, żeby użytkownik stale czuł się komfortowo. Dlatego wyrób w sobie nawyk sprawdzania właściwości oddychających odzieży – tym sposobem w każdej sytuacji zapewnisz sobie przewiewność umożliwiającą pożądane studzenie organizmu. W naszym sklepie mamy odzież na każdą porę roku. Zapraszamy do nas a postaramy się dobrać odpowiedni rozmiar dla ciebie, jak również odpowiemy na nurtujące się pytania i zabezpieczymy przed złymi warunkami atmosferycznymi. Dominik Żukowski - kierownik sklepu


Prawdopodobnie

najlePszy Outlet z odzieżą roboczą w szczecinie

#reklama

szczecin ul. santocka 39 znajdziesz nas na facebooku.

/ snickersworkwearoutlet


| TEMAT Z OKŁADKI |

20

#materiał partnerski


#materiał partnerski

| TEMAT Z OKŁADKI |

Poukładać biznes na nowo Są ostatnią deską ratunku dla przedsiębiorców, których dopadł kryzys. Deską bardzo skuteczną. Bo kiedy właściciele firm myślą, że wszystko przepadło - doradcy restrukturyzacyjni udowadniają, że praktycznie nie ma sytuacji beznadziejnych. Katarzyna Rogoźnicka i Filip Kiżuk z kancelarii Kiżuk&Michalska Doradztwo Gospodarcze mają dużo pracy, bo i firm, które potrzebują wsparcia, jest sporo. Na szczęście większości przedsiębiorcom udaje się pomóc wyjść na prostą. Biznesowy duet znany jest także z działalności charytatywnej - za swoją pomoc i wsparcie potrzebującym dzieciom otrzymali kolejne wyróżnienie Północnej Izby Gospodarczej w kategorii „przedsiębiorcy odpowiedzialni społecznie”. Na czym polega ich praca? Jakie wyzwania przed nimi i ich klientami stawia gospodarka w dobie epidemii? Czym musi cechować się dobry doradca? Między innymi o tym w naszej rozmowie.

Przez ostatnie dwa lata trafiało pewnie do was dużo próśb o wsparcie. Co najbardziej uderzyło was w tych zapytaniach? Czy pandemia wpłynęła na liczbę zapytań, formę wsparcia, jaką udzielacie? F.K. - Działamy na wielu polach. Nasze serce jest przy naszej Fundacji Pełnej Ciepła, ale w zasadzie od dwóch lat zajmujemy się głównie restrukturyzacjami i pomocą prawną świadczoną dla klientów znajdujących się w sytuacjach bardzo kryzysowych, na granicy bankructwa, ale i na granicy załamania nerwowego. Najczęściej zadawane pytanie to: czy jest jakieś wyjście z tych trudności, co dalej. Często spotkanie rozpoczyna się od bardzo emocjonującej i dramatycznej opowieści o tym, jak choroba, zaburzone płatności czy lockdown przewrócił finanse firmy, a tym samym wpłynął na sytuację całej rodziny. K.R. Zdecydowanie covid mocno zamieszał. Wcześniej wspieraliśmy przedsiębiorców w rozwoju, szukaliśmy finansowania

na nowe inwestycje, prawnie zabezpieczaliśmy pomysły inwestorskie. Ostatnie dwa lata naszej pracy, jako doradców restrukturyzacyjnych i gospodarczych, a także pracy naszej fundacji to mierzenie się z upadkami firm, ale – co za tym idzie – również dramatami poszczególnych ludzi i całych rodzin. Jako kancelaria zajmowaliśmy się głównie szukaniem możliwości wyjścia z kłopotów, czyli restrukturyzacją. Właściciele firm, którzy na utrzymaniu mają często wielopokoleniowe rodziny, nie radzili sobie z nową rzeczywistością, niepewnością ekonomiczną jutra, brakiem środków na utrzymanie gospodarstwa domowego itd. Jako fundacja przekazywaliśmy środki na działania psychologów i wsparcie kryzysowe dla dzieci w depresji. Reagowaliśmy także na prośby płynące z tak odległych zakątków świata, jak Syberia czy Kazachstan.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 03/2022

21


| TEMAT Z OKŁADKI |

#materiał partnerski

Jakie więc są prawne rozwiązania dla przedsiębiorcy w kryzysie? Czy taki przedsiębiorca z problemami finansowymi ma szansę na normalne funkcjonowanie? F.K. Tak. Na szczęście są mechanizmy, które pozwalają na ułożenie biznesu tak, żeby nadal funkcjonować i realizować założenia biznesowe przedsiębiorstwa. I w zasadzie z tych mechanizmów możemy korzystać bez względu na to, czy nasze problemy spowodowane są covidem, wewnętrznymi trudnościami w firmie czy np. problemami z naszymi partnerami, którzy nam nie płacą na czas i powstają zatory płatnicze. Restrukturyzacja firmy to rozwiązanie, które warto mieć na uwadze. Czym więc jest restrukturyzacja? Jak wytłumaczyć prosto taki proces komuś, kto ma problemy w firmie, a nigdy o tym nie słyszał? K.R. - Głównym celem restrukturyzacji jest ochrona przedsiębiorstwa przed upadłością. Chodzi o to, aby zabezpieczyć interesy firmy tak, by mogła nadal działać i się rozwijać. Ustawa Prawa restrukturyzacyjnego daje dużo możliwości, na drodze postępowania sądowego przedsiębiorca może porozumieć się z wierzycielami, częściowo umorzyć swoje zobowiązania bądź odroczyć płatności w czasie. Powyższe propozycje to tylko część dobrodziejstwa, jakie niesie ze sobą sądowa restrukturyzacja. F.K. - W czasie kryzysu restrukturyzacja to jedna z nielicznych form kompleksowego wsparcia przedsiębiorcy. Ważne, by trafić do kancelarii specjalizującej się w takich postępowaniach, gdyż proces ten wymaga nie tylko znajomości prawa, ale także znajomości księgowości, ekonomii czy doświadczenia managerskiego. Wielu przedsiębiorcom sąd, procesy sądowe kojarzą się z końcem świata? Z tego, co Państwo mówicie, restrukturyzacja to raczej początek, a nie koniec? K.R. Często podkreślam, że z każdej sytuacji jest wyjście i zawsze można znaleźć mądre rozwiązanie. Dlatego warto szukać możliwości, jakie daje nam rynek i ustawa. Dla przedsiębiorców, którzy mają zaburzoną płynność finansową czy raty kredytów przewyższające ich aktualne możliwości płatnicze, ważne jest, aby szybko reagować i odważnie podejmować decyzje. W efekcie podjętych działań i zawartego układu możemy zyskać dopasowany do naszych realiów harmonogram spłaty wierzycieli czy obniżenie naszych zobowiązań o część odsetkową i/lub kapitałową. F.K. Dużym plusem postępowania restrukturyzacyjnego jest zabezpieczenie majątku firmy przed egzekucją, zabezpieczenie kluczowych umów przed wypowiedzeniem czy zabezpieczenie kont przed zajęciem komorniczym. Plusów jest dużo! Na

22

szczęście coraz więcej przedsiębiorców trafia do nas jeszcze w momencie, kiedy możemy wdrożyć odpowiednie procedury i jest jeszcze czas na analizę. Ostatecznie przetrwają przedsiębiorstwa, które dynamicznie będą reagować na zmieniającą się sytuację gospodarczą i będą dywersyfikować swoje pomysły na biznes. Czego przedsiębiorcy oczekują od doradców restrukturyzacyjnych czy gospodarczych? Po co przychodzą do Waszej kancelarii? K.R. Przede wszystkim szukają profesjonalnej obsługi prawnej, ekonomicznej. Często chcą się też przekonać, że są rozwiązania w ich trudnej sytuacji. Chcą usłyszeć podobne historie innych przedsiębiorców. Pragną mieć poczucie, że należą do jakiejś większej grupy osób, która też ma problemy i która sobie poradziła w tych trudnościach. Bo tak faktycznie jest – w podobnej sytuacji, szczególnie w ostatnim czasie, jest wiele firm. Wiele firm nie może porozumieć się z bankami, leasingodawcami, kontrahentami. Dziesiątki przedsiębiorców nie wiedzą, jak reagować, kiedy zalewani są wezwaniami do zapłaty, żądaniami do natychmiastowej spłaty całości zadłużenia czy zwrotu sprzętu. A kiedy podejmują próby dialogu, po drugiej stronie nie ma woli do żadnej dyskusji. W tych realiach nasza rola nie sprowadza się jedynie do doradztwa prawnego czy finansowego, staliśmy się poniekąd powiernikami, trochę psychologami. Ludzie przychodzą do nas nie tylko po profesjonalną poradę. Często szukają też pocieszenia i nadziei. Kogoś, kto ich wysłucha. I to jest również nasze zadanie. F.K. - Wyobraźmy sobie firmę zajmującą się handlem. Dotychczas działała jedynie stacjonarnie. Pandemia sprawiła, że trzeba było zamknąć wszystkie jej punkty, co odcięło przedsiębiorcę od zarobku. Firma przeniosła się do Internetu. Działa nadal, ale dawne zaległości wciąż ciążą. I trzeba podjąć decyzję, jak spłacamy stare długi, czy da się te długi zrestrukturyzować, a następnie trzeba zacząć działać. Podobnych przykładów jest wiele, a wniosek ten sam - zawsze są dostępne mechanizmy, które pozwolą poukładać biznes na nowo. Czy spotykacie się Państwo z opinią, że sąd, restrukturyzacja to wstyd i lepiej samemu sobie radzić? F.K. Wstyd, że mamy długi, bywa paraliżujący. Do tego presja rodzinna i utrwalone stereotypy: że jak są problemy finansowe, to za chwilę będzie koniec świata. Brak gotówki w kasie firmy jednak skutecznie przekonuje do podejmowania zdecydowanych działań. K.R. Na szczęście większość przedsiębiorców zdaje sobie sprawę również z ryzyka, jakim jest prowadzenie działalności i mają świadomość, że są momenty gorsze. A w tych gorszych momen-


#materiał partnerski

| TEMAT Z OKŁADKI |

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 03/2022

23


| TEMAT Z OKŁADKI |

#materiał partnerski

tach musimy szukać rozwiązań. Jak szybko można spodziewać się rozwiązania problemu? To z pewnością kwestie indywidualne, ale na co przedsiębiorca powinien się nastawiać? K.R. Faktycznie nie ma reguły, ale na pewno trwa to dłużej niż kilka dni czy nawet tygodni. Minimalny czas na przygotowanie wniosku to miesiąc. Niestety, przy takim postępowaniu trzeba uzbroić się w cierpliwość. Choć czasem kończy się na jednej wizycie w kancelarii. Z wielką pasją opowiadacie o tak skomplikowanych sprawach jak restrukturyzacja, postępowania sądowe, szukanie rozwiązań prawnych. Lubicie swoją pracę? K.R. To aż tak widać… (śmiech). Tak, bardzo lubimy. Osobiście lubię naszą pracę za to, że realnie możemy pomóc naszym klientom, pokazujemy im rozwiązania, a później możemy wdrażać te rozwiązania i na naszych oczach dzieją się dobre rzeczy. Ludzie odzyskują wiarę, poprawiają się relacje rodzinne, naprawdę trudno nie lubić tego uczucia, kiedy widzimy, jak nasz klient wychodzi na prostą.

F.K. Na rynku jesteśmy już 12 lat. Wspieraliśmy naszych przedsiębiorców w rozwoju, teraz przyszedł trochę trudniejszy czas, w którym musimy restrukturyzować przedsiębiorstwa. Interesują nas tylko optymistyczne scenariusze i realizacja tych dobrych zmian. Ostatnie dwa lata nie były łatwe, a jakie są rokowania na przyszły rok? F.K. - Przed nami czas odbudowy, cięższej niż dotychczas pracy. Nikt nie zna się lepiej na swoim biznesie niż jego właściciel, ale nawet on nie musi się znać na otoczeniu biznesu. Od tego właśnie jesteśmy my i nasza kancelaria. K.R. - Wśród naszych klientów są tacy, którzy przeżyli po kilka kryzysów. Teraz są świadomi, że trudna sytuacja, w której się znaleźli, za jakiś czas minie, już potrafią na wszystko patrzeć z dystansem. Jak mówią - po każdej burzy wychodzi słońce. A na każdą sytuację kryzysową jest rozwiązanie. Wszystkim życzę takiego dystansu, a na pewno ten rok będzie lepszy. Dziękujemy za rozmowę.

ul. Grodzka 10/2, 70-560 Szczecin Katarzyna Rogoźnicka (Michalska) - tel.: (+48) 693 110 250 Filip Kiżuk - tel.: (+48) 535 066 849

24


#reklama

Wierzymy, że poprzez edukację, pokazywanie świata w możliwie najpiękniejszych barwach, wspierając dzieci w ich pasjach, tworzymy lepszą przyszłość!

Fundatorzy: Katarzyna Rogoźnicka i Filip Kiżuk Zachęcamy do pomagania. www.fundacjapelnaciepla.org nr konta bankowego: 33 1090 1492 0000 0001 3607 6126 ul. Grodzka 10/2, 70-560 Szczecin, tel. 693 110 250 SĄD REJONOWY SZCZECIN-CENTRUM W SZCZECINIE, XIII WYDZIAŁ GOSPODARCZY KRS: 0000717742


| EDYTORIAL |

26

Ste lla


| EDYTORIAL |

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 03/2022

27



| EDYTORIAL |

Stella, to właśnie pod tą nazwą, a może raczej imieniem, ukazała się najnowsza minikolekcja projektantki ze Szczecina Mility Nikonorov. To przede wszystkim propozycje na okres karnawałowy, ale nie zabrakło też modeli, które można nosić na co dzień. - W tej kolekcji postawiłam na inne niż zazwyczaj surowce, czyli wiskozę w kolorach czarnym i srebrnym - wyjaśnia projektantka. - W kolekcji zobaczycie: sukienki, bluzy, tuniki, a nawet suknie wieczorowe i ślubne. Dodatkowo muszę podkreślić, że Stella będzie kolekcją sezonową, a liczba uszytych modeli będzie ograniczona ilościowo i czasowo. Oznacza to, że będzie unikatowa. (am)

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 03/2022

29



| EDYTORIAL |

Realizacja sesji: Milita i Dominik Nikonorov Więcej na: FB @nikonorovmilita, IG @militanikonorov, www.nikonorov.com

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 03/2022

31


| TEMAT WYDANIA |

Z Kalifornii do Szczecina

Jak nasze miasto stało się planem filmowym Jasona T. Madicusa Szczecin go zafascynował. Do tego stopnia, że postanowił tu sprowadzić kilka produkcji filmowych. Zdjęcia do pierwszego z filmów odbyły się na początku lutego. Jeszcze w tym roku Jason T. Madicus chce ponownie zorganizować plan filmowy w stolicy Pomorza Zachodniego. Z nami rozmawia o Szczecinie, zauroczeniu naszym miastem i swoich planach. OPRACOWAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO RAFAŁ REMONT

Pamiętasz swój pierwszy przyjazd do Szczecina? - Tak, to nie było tak dawno temu. Był początek grudnia minionego roku. Jadąc tu, byłem bardzo podekscytowany. Podróż nie była krótka, rozpoczęła się w dalekiej Kalifornii, następnie był przelot do Europy i kilka dni w Poznaniu, a później pociąg do Szczecina. Wysiadając na dworcu, byłem ciekaw, co mnie w Szczecinie spotka, wiele czytałem o tym mieście, oglądałem zdjęcia, ale wiadomo… żadne fotografie nie oddadzą emocji, jakich można doznać, zwiedzając takie miejsce na żywo. Co szczególnie przykuło twoją uwagę? - Całe śródmieście jest fascynujące, łączy nowoczesną architekturę z urokliwymi zabudowaniami z czasów przedwojennych. Pojawiają się też budynki z okresu postmodernizmu, które stylem nawiązują do trendów bloku komunistycznego, ale to też ma swój urok. Szczecin na swój sposób jest fascynujący… i mocno rozkopany. Słyszałem, że mieszkańcy miasta narzekają na zbyt dużą ilość utrudnień związanych z prowadzonymi inwestycjami, ale dla mnie to pozytywny obraz. Pokazuje, że miasto się rozwija. Nie miałem okazji poznać prezydenta miasta, ale jeśli nadarzy się taka sposobność, pogratuluję mu inwestycyjnej odwagi. Jak to się stało, że zwróciłeś uwagę na Szczecin zawodowo, jako producent filmowy? - Swój pierwszy film w Polsce realizowałem ponad dwa lata temu w Poznaniu, to nie tak daleko od Szczecina, ale przyznam - wówczas nawet przez myśl mi nie przeszło, że się tu pojawię i będę chciał pojawiać się częściej. Wielkopolska była dla mnie naturalnym kierunkiem, jeśli mówimy o Polsce, ponieważ moja

32

żona pochodzi właśnie spod Poznania. Jedna z osób, z którą współpracuję, na co dzień mieszka w Szczecinie i bardzo sobie ufamy. Namówiła mnie na przyjazd na Pomorze Zachodnie, planowaliśmy to wiele miesięcy, aż wreszcie się udało i nie żałuję. Szczecin bardzo mnie zafascynował, nie tylko architektura jako budynki, układ urbanistyczny, mówię to również w kontekście architektury krajobrazu. Kiedy zwiedzałem okolice i jechałem autem po Puszczy Bukowej, byłem zaskoczony, że tak stary i urokliwy las znajduje się w zasadzie na granicy miasta. A chwilę później stałem już u brzegu rzeki i podziwiałem dzikie Międzyodrze. Po kolejnym kwadransie jazdy autem byłem już w mieście. Naprawdę, zrobiło to na mnie wrażenie. Do tego stopnia, że postanowiłeś w Szczecinie zbudować plan zdjęciowy do swojego filmu? - Kiedy zwiedziłem Szczecin, na tyle, na ile pozwolił mi czas, widziałem oczami wyobraźni wiele scen filmowych. Postanowiłem dograć tu dwie sceny do produkcji, która jest już w zasadzie na ukończeniu. Ludzie, z którymi tu współpracowałem, spisali się świetnie. Wiem, że chcę tu wracać i z nimi pracować nadal. W Kalifornii powstaje już scenariusz do filmu, którego akcja będzie działa się w Szczecinie. Nie mogę się już doczekać, aż zaczniemy pracę na planie. Sceny, które zrealizowałeś w Szczecinie, znajdą się w filmie pod tytułem „Ostateczna diagnoza”. O czym jest ten film? - To thriller medyczny. Z założenia oszczędny w scenach i fabule, ale intrygujący. To produkcja dedykowana amerykańskiemu widzowi, natomiast sceny nagrane w szczecińskim porcie są bardzo dynamiczne, pojawia się broń i na pewno ktoś zginie.


| TEMAT WYDANIA |

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 03/2022

33


| TEMAT WYDANIA |

Wspomniałeś o scenariuszu, który powstaje i jest mocno związany ze Szczecinem. Zdradzisz, o czym będzie ten film? - Kiedy pierwszy raz spacerowałem po Szczecinie, doszedłem do wniosku, że to bardzo romantyczne miasto. Czytałem, że jest porównywane z Paryżem, ale głównie w kontekście architektury. Nie przyglądałem się temu i nie porównywałem układu urbanistycznego obu tych miast, ale na pewno Szczecin ma w sobie taką niewytłumaczalną magię. I ta magia podsunęła mi pewną wizję. Chciałbym tu nagrać dramat z głośną nutą romantyzmu. I chciałbym, by ten film niebawem pojawił się na największych festiwalach filmowych. Tkwi gdzieś głęboko we mnie przekonanie, że widzowie z innych zakątków świata podzielą ze mną pogląd o Szczecinie, jako miejscu romantycznym. Poznań, o którym wspomniałeś na początku naszej rozmowy, nie jest wystarczająco romantyczny? - Jest, w kilku aspektach może nawet bardziej niż Szczecin, ale moja żona często mówi o polskim powiedzeniu, że diabeł tkwi w szczegółach. Z moimi pomysłami na filmy jest całkiem podobnie. Padło wcześniej pytanie - dlaczego Szczecin? To zapytam inaczej. Dlaczego nie Praga? Nie stolica Gruzji czy jakieś urokliwe miasteczko w Portugalii? Szczecin to świetne miasto, o czym mówiłem, i co ważne - Szczecin to także niesamowici ludzie. Wielu ich poznałeś? - Myślę, że wystarczająco wielu, by wyrobić sobie opinię. Szczecin to miasto otwarte. Spotykałem się z przedstawicielami urzędów, przedsiębiorcami, ludźmi związanymi z branżą filmową, z zarządem Północnej Izby Gospodarczej. W Szczecinie czuję się, jak wśród dobrych znajomych, którzy chcą pomagać w realizacji moich filmowych pasji. W takich warunkach chce się pracować. W Szczecinie powstawały już filmy, może nie podbijały kin

34

w USA, ale dla polskiej kinematografii miały znaczenie. - Jestem przekonany, że wiele się jeszcze tu będzie działo. Spotkałem się z przedstawicielami Akademii Sztuki, jest gotowa do współpracy z filmowcami w bardzo szerokim zakresie. Rozmawiałem z wieloma innymi osobami, które pracują przy produkcji filmów. Jeśli tu stworzyć zaplecze do działania, to mogą powstawać w tym mieście duże, interesujące projekty. Dzisiaj nie mają dobrych warunków do pracy? - Mają, jednak na pewno można to usprawnić pod wieloma względami. Ale to już zależy od samych filmowców, mniej ze sobą konkurować, a bardziej współpracować. W USA w branży często dochodzi do filmowych koalicji nad wspólnymi projektami, ten model można przełożyć na Polskę. Szczecin jest gotowy na współpracę, najważniejsze, by ktoś zrobił ten pierwszy krok. Może to dobra okazja do zbudowania studia filmowego w Szczecinie? - To bardzo kuszący pomysł. Niewątpliwie wymaga ogromnych nakładów finansowych. Jestem otwarty na tego typu projekty, tym bardziej że o Szczecinie rozmawiałem już z kilkoma producentami w Stanach i niewykluczone, że będą tu lokować scenerie do swoich filmów i przyjedzie tu kilku topowych aktorów. Natomiast powstanie profesjonalnego studia uwarunkowane jest wieloma czynnikami i nie jest łatwo te wszystkie elementy poskładać. Kiedyś w Polsce w Krakowie chciał kręcić Woody Allen, ale miasto musiałoby wnieść w produkcję około 15 milionów dolarów. To duża kwota, ale nie mam wątpliwości, że zwróciłaby się szybko. Finalnie do porozumienia nie doszło. Najnowsza część Bonda była kręcona w małym miasteczku w Kalabrii, San Nicola Arcella. Już po opublikowaniu trailera, a przed kinową premierą szacowano, że to małe miasteczko zarobi na turystyce 12 milionów euro! Branża filmowa to ciekawy biznes, ale żeby się udał, trzeba mieć bardzo dobre kontakty z największymi wytwórniami.



| TEATR |

C z u ł o ś ć W lutym zadebiutowała na scenie Teatru Współczesnego w Szczecinie w spektaklu Michała Buszewicza „Edukacja seksualna”. Jej rola zwróciła uwagę wielu widzów zarówno młodych, jak i dojrzałych. Jak sama mówi - robienie tabu z tematu seksualności jest kolejnym sposobem ograniczania naszej wolności. Kim jest Helena Urbańska? Przekonajcie się sami. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO ZUZANNA MAZUREK

W Szczecinie poznaliśmy cię za sprawą spektaklu Michała Buszewicza „Edukacja seksualna” wystawianym w Teatrze Współczesnym. Jak trafiłaś do naszego miasta? - Rzeczywiscie Szczecin nie jest moim rodzinnym miastem, a na co dzień mieszkam w Warszawie. Znalazłam się tu za sprawą Kuby Skrzywanka, czyli nowego dyrektora artystycznego Teatru Współczesnego w Szczecinie. Kuba, po obejrzeniu kilku moich prac na scenie, złożył mi propozycję. Myślę, że wynikało to z poczucia podobnego spojrzenia na teatr, na jego kierunki rozwoju. To pierwsza premiera za kadencji Kuby na nowym stano-

36

wisku. Zależało nam, abym ja, jako ta, która tu weszła na skutek jego decyzji, zadebiutowała w sztuce z jego repertuaru. Poza tym za sprawą Anny Augustynowicz już wcześniej znałam Teatr Współczesny w Szczecinie i wiele słyszałam o jej cudownym zespole. To wszystko było dla mnie dodatkową nobilitacją. „Edukacja seksualna” to spektakl ważny na wielu poziomach, ale też trudny. Czy od samego początku byłaś pewna co do tego projektu? - Byłam w stu procentach pewna. Bardzo ufam Michałowi Buszewiczowi, to wspaniały, wrażliwy człowiek. Tak jak powiedziałam przy okazji próby medialnej - wydaje mi się, że robienie tabu z tematu seksualności jest kolejnym sposobem ograniczania naszej wolności. Dla mnie, jako osoby homoseksualnej, to bardzo ważne, aby głośno mówić o seksie, ale mówić o tym w sposób czuły. Tak jak mówimy o tym w spektaklu. Mam również poczucie, że jako dziecko i jako osoba nieheteronormatywna nie doświadczyłam edukacji seksualnej. Myślę, że w okresie dorastania byłoby mi łatwiej w wielu sprawach, gdybym zobaczyła taką sztukę. Praca nad spektaklem pozwoliła ci odkryć coś w sobie na nowo? A może odkryć coś, co cię zaskoczyło? - Odkryłam w sobie wstyd w rozmowach o seksie i zaglądaniu do tematu dojrzewania. Okazało się, że niezależnie od wieku jest to trudne. Zaskoczyło mnie to, mimo że przecież wcale nie tak dawno przeżywałam ten okres. Z czasem ten wstyd udało się zminimalizować. Pewnie dlatego, że o seksie mówiliśmy cały czas (uśmiech). W gruncie rzeczy to było bardzo fajne doświadczenie.


Czy zostaniesz z nami na dłużej? Czy współpraca dotyczy tylko tego spektaklu? - Chciałabym zostać jak najdłużej, ale też przyznam, że nie lubię przywiązywać się do miejsc. Wolę przywiązywać się do ludzi. To chyba jeszcze nie ten etap na zapuszczanie korzeni. W marcu rozpoczynamy z Kubą Skrzywankiem pracę nad „Spartakusem” i już nie mogę się doczekać prób. Jak długo to wszystko potrwa? Tego nie wiem. Na pewno mocno zaufałam Kubie, jako twórcy i jako człowiekowi. Co prawda w Szczecinie dopiero debiutujesz, ale wcześniej pojawiałaś się już i na scenach teatralnych i na planach filmów. Który rodzaj pracy bardziej czujesz? - Na to pytanie nie ma jednej odpowiedzi (uśmiech). Nawet w trakcie „Edukacji seksualnej” jeździłam na plan serialu do Warszawy. Bardzo zależy mi na rozwoju filmowym. Poświęciłam dużo czasu temu aspektowi aktorstwa. Z drugiej strony czuję, że teatr jest mi po prostu bliższy. Biorąc udział w zdjęciach do serialu, czuję, jak umacnia mnie doświadczenie czerpane od zespołu teatralnego. Myślę też, że wiąże się to z moim dzieciństwem, wychowałam się na teatrze, i z możliwością przeżywania emocji, których nie jesteśmy w stanie doświadczyć w kinie. Wierzę też, że teatr ma w sobie moc sprawczą. I dlatego go robię. Jako młoda kobieta - aktorka, masz poczucie misji? Jest coś, co chciałabyś zmienić swoim wyjściem na scenę? Wiem, że to zabrzmi trywialnie. Ale poczucie misji mam w sobie od zawsze (uśmiech). Czuję to jako osoba wypowiadająca się ze sceny. Wychodzę z założenia, że aktorzy w spektaklu są na tej samej stopie, co reżyser. Twórczo jesteśmy inni, ale wkładem równi. Nie chciałabym grać w spektaklach, których wstydziłabym się, mówić ze sceny rzeczy, z którymi się nie zgadzam. Na pewno bardzo ważny jest dla mnie feminizm - w dużej mierze mnie ukształtował. Dlatego chciałabym grać spektakle, które dają kobietom siłę, które zwracają uwagę na sytuację osób mniej uprzywilejowanych, które mówią o sytuacji osób LGBT. To dla mnie jest ważne. Chciałabym tę misję spełniać w sposób czuły. Nie chciałabym atakować, ale próbować zrozumieć i zadawać pytania, może nawet bardziej niż na nie odpowiadać. Chciałabym tworzyć teatr ważny, angażujący, poruszający emocjonalnie, pełen refleksji, ale jednocześnie przystępny dla ludzi. W takim razie może masz marzenie, które chciałabyś spełnić będąc tu, w Szczecinie? Może samej wyreżyserować sztukę? - Moim marzeniem jest obracać się wśród ludzi, których lubię i cenię i takich samych projektów. Czyli po prostu - pracować w zgodzie ze sobą. W teatrze zawsze zależy mi, aby tworzyć ze świetnymi reżyserami, dlatego tak bardzo ucieszyłam się ze współpracy z Michałem Buszewiczem i Kubą Skrzywankiem. Nie wiem jeszcze, co się wydarzy, ale jestem wdzięczna za to, co już się wydarzyło. A jeśli ktoś zaproponuje mi stworzenie dużej roli w produkcji kryminalnej i będę mogła trochę pobiegać po planie filmowym z bronią, na pewno się zgodzę (uśmiech).


| SYLWETKA MIESIĄCA |

Śpiewam o tęsknocie za drugim człowiekiem Joanna Prykowska wraca na scenę z nowym projektem Anieli, który tworzy z gitarzystą Pawłem Krawczykiem. I trzeba powiedzieć - jest to powrót piękny. Oboje zabierają nas w świat klimatycznych i sentymentalnych utworów albumu „Jaśniejąca”. ROZMAWIAŁA MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO JAKUB WITTCHEN

Kiedy usłyszałam pierwsze dźwięki „Jaśniejącej”, miałam wrażenie, że cofnęłam się do czasów świetności wytwórni 4AD. - To były nieuniknione skojarzenia, bo zarówno ja, Kasia Nosowska i Paweł Krawczyk jesteśmy z tego samego pokolenia i myśmy się wychowywali na takiej muzyce. Zasłuchiwałyśmy się z Kaśką w muzyce z wspomnianej wytwórni 4AD. Myślę, że moja muzyczna dojrzałość, która właśnie wtedy się kształtowała, jest głęboko ukorzeniona w zespołach z tej wytwórni oraz wielu innych z tamtych lat. Paweł, opowiadając o naszych piosenkach i płycie, wspominał o tym, że można w niej wyczuć akcenty tejże wytwórni i wielu wykonawców, których ona miała pod swoją opieką. Na pewno nasza płyta jest ukłonem w stronę naszych młodzieńczych fascynacji. Tak już jest, kiedy tworzy się muzykę. Płyta powstawała w czasie pandemii. Jak się nad nią pracowało w takich warunkach? - Pierwszy moment, który pamiętam, to był telefon Kaśki do mnie, która zaproponowała, żebyśmy coś razem zrobiły. To było gdzieś 2,5 roku temu. Hey wtedy już zawiesił swoją działalność, Kasia skupiła się na pisaniu książek i zatęskniła za muzyką. Na pewno wpływ na to miała też nasza szczecińska przyjaźń, bo Kasia zawsze mi kibicowała w moich dokonaniach muzycznych. Zawsze trzymała za mnie kciuki, dopingowała mnie i przekonywała, że warto to robić. Wierzyła w moją siłę i dlatego złożyła mi propozycję nagrania płyty. Na początku mieliśmy to robić jako trio – ja i Kasia będziemy śpiewać, a Paweł będzie grał i komponował wszystkie piosenki. Pomysł wydał mi się ciekawy. Kiedy zaczął się ten pierwszy okres pandemii, kiedy nie wolno było wychodzić z domów, Paweł wysłał mi próbki utworów, pomysły muzyczne. Przy jego pomocy online zainstalowałam program muzyczny i nauczyłam się go obsługiwać. To było dla mnie trudne doświadczenie, ponieważ nigdy nie obsługiwałam takich programów. Nagrywaniem zawsze zajmowali się realizatorzy dźwięków, a ja wchodziłam do studia i śpiewałam. Ale doświadczenie okazało się bardzo cenne. Pomysły Pawła od razu przypadły mi do gustu, bo to były moje melodie, moje piosenki - trafione idealnie w mój gust. Ponagrywałam swoje próbki i wysłałam Pawłowi. Jak tylko zaczę-

38

ły latać pierwsze samoloty do Warszawy, poleciałam do Kaśki i Pawła i zaczęliśmy pracować wspólnie nad materiałem. Weszłam do studia i w ciągu pół godziny od razu nagraliśmy dwie piosenki. Kaśka stwierdziła, że wszystko idzie tak dobrze, że ona jest zbędna i zostawia nas samych z tym projektem. I tak zostało. - Tak. Zrobiliśmy z Pawłem tę płytę w tempie ekspresowym. Spotykaliśmy się w weekendy i z każdego weekendu przylatywałam do Szczecina z dwoma gotowymi piosenkami. Płyta jest, COVID przesunął tylko premierę singla i teledysku oraz samej płyty. Jesteśmy już po premierze waszego teledysku. Widać w nim piękny Szczecin, jakiego w latach 90. nie dałoby się pokazać. - Może to miał być właśnie ten czas. Wszystko miało się zdarzyć tu i teraz. Nasze spotkanie, dwojga dojrzałych artystów i wypiękniały Szczecin w tle. Tym bardziej że dostaliśmy dużą pomoc od miasta Szczecin i Urzędu Marszałkowskiego Województwa Zachodniopomorskiego, więc ten teledysk też jest promocją miasta, a korzyść jest obopólna. Od czasów zespołu Firebirds nie zniknęła pani ze sceny muzycznej, pojawiała się pani co jakiś czas z nowymi projektami. Ta płyta to wynik tęsknoty za muzyką czy była po prostu spontanicznym pomysłem? - Do każdego projektu muzycznego podchodzę z wielką pasją, z dużą energią. Wkładam w to całe swoje serce i wrażliwość muzyczną. Moje piosenki zawsze powstawały z potrzeby wysłowienia emocji, wyśpiewania komentarza do rzeczywistości , która zawsze gdzieś tam mnie uwiera. Ale jakoś tak się złożyło, że działałam na rynku lokalnym, nigdy nie miałam menadżera z prawdziwego zdarzenia. Płytę „Jaśniebajka” mojego ówczesnego zespołu Joanna and the Forests wydała mała wytwórnia prowadzona przez dwójkę naszych przyjaciół Creative Music. Zagraliśmy parę koncertów przy okazji promocji płyty i to tyle. Jednak takie rzeczy stricte branżowe trzeba mieć zaplanowane, a ja zawsze żyłam w świecie muzyki i pisania tekstów, a reszta mnie nie interesowała. Tym razem wszystko się idealnie złożyło. Mamy wspaniałego menadżera, który również jest


| SYLWETKA MIESIĄCA |

muzykiem i można powiedzieć wychował się na moim i Pawła zespole. Jest Paweł, o którym nigdy nie myślałam, że będę z nim robiła jakiekolwiek projekty muzyczne, a zawsze podziwiałam jego kompozycje. I nagle wszystko się spotkało na wspólnym wektorze. Lata 90., w których rozpoczynała pani swoją karierę muzyczną, to był duży boom na polską muzykę. Czy to, że została pani w Szczecinie i nie podążyła np. śladem Hey, było pani wyborem, czy złożyły się na to inne rzeczy? - Złożyło się na to mnóstwo innych rzeczy, ale przede wszystkim chyba mój brak odwagi. Duża odległość między Szczecinem i Warszawą. Ale koło się zatoczyło i znowu wypływam na szersze wody ze Szczecina. Wszystko chyba ma swoje miejsce w czasie i przestrzeni. Jestem jaka jestem, zabrakło mi odwagi i może pewności siebie, żeby wyjechać do Warszawy i działać muzycznie na swoje konto. Miałam tu zespół i nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Tak widocznie miało być. Kiedyś się mówiło, że karierę można zrobić tylko w Warszawie, dzisiaj wielu artystów twierdzi, że można ją robić również w Szczecinie, co wbrew pozorom daje czasami duże możliwości. Jak pani to ocenia z dzisiejszej perspektywy? - Na pewno dużym atutem jest to, że żyjemy w dobie nowoczesnych technologii i w zasadzie możemy się porozumiewać i tworzyć z każdego miejsca na świecie. Kiedyś takich opcji nie było. Myśmy zaczynali działać, kiedy jeszcze nie było telefonów komórkowych, nie mówiąc o internecie czy komputerach. To jest

skok milowy technologicznie. Jak będzie wyglądała promocja tej płyty? Chodzi mi przede wszystkim o koncerty. - Na razie czekamy na drugiego singla, który ma się ukazać na początku kwietnia. Myślę, że do czasu, kiedy ukaże się cała płyta, pojawią się na singlach 3-4 piosenki. Być może uda się płytę wydać przed wakacjami, a jeśli nie, to tuż po wakacjach. W związku z tym na pewno pojawią się koncerty. Mam nadzieję, że będę miała wpływ na to, na jakich imprezach będę występować. To jest naturalny proces, że jak jest płyta, to pojawiają się propozycje koncertów. Teraz formujemy zespół, żeby grać całym składem, z perkusją, gitarzystą, instrumentami klawiszowymi. Zapewne śledzi pani to, co robią muzycznie ci, którzy dzisiaj zaczynają kariery. Coś szczególnie się pani podoba? Zwraca pani uwagę? - Szczególnie to za duże słowo. Teraz jest tak dużo muzyki i jak trafię na taką muzykę, przy której jestem w stanie się zatrzymać i poczuć gęsią skórkę, bo tylko wtedy muzyka jest w stanie mnie wzruszyć, to świadczy o niesłychanej wrażliwości muzycznej danego artysty. Jestem dość wybredna. Ale muszę pani powiedzieć, że rzadko mi się ta gęsia skórka zdarza. Ale pojawiła się przy utworze „Ok Boomer” Fisza Emade Tworzywo. To jest dziwne, bo znam dokonania tego artysty i żadne nie zrobiło na mnie wcześniej takiego wrażenia. Myślę, że tu bardziej chodzi o poszczególne piosenki niż cały repertuar danego artysty. Jest bardzo dużo muzyki, ale jest też dużo tej złej, przy której po prostu wyłączam radio. Jest wielu wyrachowanych młodych ar-

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 03/2022

39


| SYLWETKA MIESIĄCA |

tystów, którzy niekoniecznie czują artyzm, sztukę i robią muzykę z innych względów niż tylko po to, żeby się realizować i przekazywać idee ludziom, bo takie są czasy i taki jest rynek. Mam wrażenie, że główną siłą napędową wielu muzycznych projektów są łatwe do zarobienia pieniądze. Dla mnie to jest kompletne nieporozumienie. Pisanie i śpiewanie piosenek to jest dla mnie niemalże rzecz metafizyczna. Nie wyobrażam sobie, jak można robić coś z wyrachowania, bez głębszej refleksji, ale widocznie można. A jak ocenia pani gust młodych? W końcu jest pani nauczycielką i ma kontakt z młodym pokoleniem. - Muszę pani powiedzieć, że jestem zaskoczona, często, idąc korytarzami, słyszę młodzież puszczającą muzykę z moich młodych lat. Ostatnio usłyszałam zespół The Smiths „Every Day is Like Sunday” i byłam ciekawa, kto słucha takiej muzyki. Moje typy się sprawdziły. Jest to młodzież, która ma ogromną wiedzę muzyczną. Być może dzięki rodzicom, bo to jest wyjątkowa młodzież i wyjątkowa szkoła – szkoła muzyczna, do której trafiają wrażliwe muzycznie dzieciaki. Naprawdę jest to budujące. Często rozmawiam z nimi o filmach, o sztuce i nie jest dla nich dziwne to, o czym ja mówię, a dla mnie jest zaskakujące, że oni wiedzą, o czym ja mówię. Rozmawiamy o muzyce, a chciałam zapytać, o czym są pani najnowsze teksty? O czym chce pani dziś śpiewać? - Zazwyczaj piszę teksty, czekając na natchnienie i większość moich tekstów powstaje w taki sposób. Potem jest tylko żmudna sztuka ubierania pomysłu w ładne słowa, żeby wszystko się zgadzało. Ale podświadomie śpiewam o tęsknocie za drugim człowiekiem, o tym, czego jest dzisiaj coraz mniej między nami – o zażyłości, bliskości i przyjaźni. O fizycznej potrzebie spędzania ze sobą czasu. O głębszych uczuciach, prawdziwości i szczerości między ludźmi. Żyjąc w epoce konsumpcjonizmu, pustoszejemy wewnętrznie. Odsuwamy się też od świata przyrody, który mógłby dawać nam ukojenie swym pięknem. O tym śpiewam, za tym 40

tęsknię i to są rzeczy, które na mnie wpływają. Potem czytam te teksty i myślę sobie: Boże, jakie to wszystko jest nostalgiczne i smutne. Ale ja taka jestem. Tęsknię za intensywnością uczuć, której nam brakuje. Brakuje tym, którzy pamiętają rzeczy, których młodzi nie znają. - Tak, ja się śmieję, że jesteśmy jak ostatnie dinozaury, które pamiętają poprzednią epokę, a już są zakorzenione w nowej. Chyba mamy lepiej, bo umiemy działać na różnych płaszczyznach. A dzisiejsze pokolenie ma tylko jeden obraz przed oczami. Kiedyś wszystkiego było mniej, ale było intensywniejsze i bardziej namacalne niż teraz. A może my mamy gorzej, bo wiemy, za czym tęsknimy. - Może tak być. Młodzi nie tęsknią, bo pewnych rzeczy nie znają. Ale myślę sobie, że mają w sobie dużo smutku i bólu właśnie takiego niewysłowionego, który zrodził się z pseudorelacji naszych social medialnych czasów. To wszystko to podróba i oni to wyczuwają i dlatego jest im smutno. Nie tęsknią za grą w klasy na podwórku, za wiszeniem godzinami na trzepaku. My tak. Ma pani apetyt na kolejną płytę czy na razie pani o tym jeszcze nie myśli? - Nie, na razie o tym nie myślę, aczkolwiek gdzieś z tyłu głowy układam sobie, kiedy by to miało nastąpić. Ale prędzej czy później to nastąpi, bo Anieli to nie jest projekt jednorazowy. Mamy w planach jeszcze razem popracować.

Joanna Prykowska Wokalistka i autorka tekstów. W latach 1989-2000 członkini zespołu Firebirds. Występowała na festiwalu w Jarocinie (1990), Sopocie (1996), Opolu (1996, 1997). 18 kwietnia 2012 roku ukazał się album zespołu Joanna & The Forests pt. „Jaśniebajka”. Z Pawłem Krawczykiem, wieloletnim członkiem zespołu Hey, stworzyła zespół Anieli. W tym roku ukaże się ich pierwsza płyta.


#reklama


| SZTUKA |

Wojciech Jachyra - chcę przełamać stereotyp „brzydkiej” płci „BOYS” to tytuł pierwszego autorskiego albumu fotografa Wojciech Jachyry. Jest zbiorem czarno - białych fotografii, z pierwszych lat działalności na rynku fotografii mody. Skupia się na ukazaniu męskiego piękna, ulotności chwili, delikatności. Sam autor to nie tylko fotograf, ale także pasjonat sztuki i filmu i nasz przyjaciel. Regularnie publikuje swoje prace w polskich i zagranicznych magazynach. Od roku na stałe związany z Londynem, gdzie mieszka i tworzy kolejne sesje zdjęciowe z największymi agencjami modelingowymi. ROZMAWIAŁA EWELINA ŻUBEREK / FOTO WOJCIECH JACHYRA

Zacznę trochę kontrowersyjnie: po co w dzisiejszych czasach, w dobie Internetu i smartfonów, wydawać albumy ze zdjęciami? - Owszem żyjemy w czasach, kiedy technologia rozwija się szybciej niż kiedykolwiek wcześniej. Mamy szybki i łatwy dostęp do informacji w internecie i ogromnej ilości zdjęć i filmów. Możemy wybrać, co lub kogo chcemy obserwować, jakie treści chcemy przyswajać. Uważam

42

jednak, że to chwilowa iluzja. Przewijając kafelki na Instagramie, nasz mózg nie rejestruje danego obrazu w pamięci. Swoim albumem chcę nas na chwilę wszystkich zatrzymać. Powiedzieć: stop - poświęć chwilę, przeanalizuj fotografie, niech obrazy do ciebie przemówią. Chciałbym zaprosić do kontemplacji i wyciszenia. Na przekór tysiącom zdjęć ukazujących piękno kobiet postanowiłeś pokazać

urodę panów. Dlaczego? - Rynek magazynów modowych oraz samej fotografii w większości jest dedykowany kobietom. Wykonuje się bardzo dużo sesji z modelkami. Zauważyłem to już na początku swojej fotograficznej podróży 10 lat temu. Chciałem, chociaż w małym stopniu, zagospodarować ten niedobór fotografii męskiej. Zająłem się projektami modowymi z modelami. Kolejnym aspektem była


| SZTUKA |

chęć przełamania stereotypu płci „brzydkiej”. Zależało mi na pokazaniu piękna męskiego ciała w fotografii komercyjnej, a także w akcie. Czerpałem inspiracje z antycznych rzeźb i innych nurtów sztuki ,chociażby renesansu. Efekty można zobaczyć właśnie w albumie „BOYS”. Ciekawi mnie moment, w którym zdecydowałeś się na wydanie albumu. Co było impulsem? - Impuls pojawił się tuż po moim wernisażu „Człowiek, Portret, Moda” w Warszawie w 2018 roku. Byłem w euforii, ponieważ zrealizowałem kolejny bardzo ważny projekt, który w dodatku został bardzo dobrze przyjęty przez środowisko artystyczne oraz modowe. W drodze powrotnej do Gdańska, gdzie wówczas mieszkałem, naszła mnie myśl, że kolejnym krokiem będzie wydanie albumu z męską fotografią. Pozwoliłem jej kiełkować i czekałem na pojawienie się odpowiednich osób, które pomogą zrealizować mi ten projekt. W końcu trafiłem

do wydawnictwa Anagram i przedstawiłem pomysł pani Magdzie Koperskiej. Spodobał jej się i dziś widzimy efekty. Jestem wdzięczny, że obdarzyła mnie zaufaniem. Jakimi kryteriami kierowałeś się, dobierając zdjęcia do albumu? - Na wspomnianej wystawie można było zobaczyć zdjęcia z różnych projektów, w tym zdjęcia kobiet. Tym razem chciałem skupić się na modelach i pokazać drugą stronę mojej fotograficznej twórczości: spokojniejszą, delikatniejszą, ale jednocześnie emanującą męską siłą. Wszystko zamknąłem w czarno - białych fotografiach. Łącznie w albumie występuje 16 modeli, a zdjęć jest 30. Album jest swego rodzaju podsumowaniem twojej pracy czy raczej rozpoczęciem nowego etapu? - I jednym, i drugim. Lubię robić takie podsumowania. Mogę wtedy holistycznie spojrzeć

na to, czego udało mi się dokonać. Dzięki takiej analizie mogę obrać nowy kurs. To pomaga mi się rozwijać. Jakich reakcji spodziewasz się po odbiorcach? - Chciałbym tworzyć sztukę, która będzie pozytywnie wpływać na ludzi, przekazywać im dobrą energię. Żyjemy bardzo szybko, każdego dnia mierzymy się z wieloma zadaniami. Sztuka powinna dawać nam oddech, powiew świeżości i nadzieję. Powinna nas chronić i wskazywać drogę. Czasem upomnieć, jeśli zmierzamy w złym kierunku. Powinniśmy więc otworzyć się na sztukę i artystów. Te umysły mają nam do przekazania wiele ważnych wiadomości. Pytasz, jakich reakcji się spodziewam - jestem nastawiony na wszystko. Każdy ma prawo do własnej opinii. Jako optymista mam nadzieję, że album trafi w ręce ludzi, którzy będą się uśmiechać za każdym razem, gdy będą trzymać go w dłoniach.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 03/2022

43


| MIASTO |

Szczecin w kawałkach Nieoficjalnie w Szczecinie znajduje się około 127 mozaik, które zdobią zewnętrzne i wewnętrzne fragmenty budynków, a także placów. Oficjalnie… cóż tego nie wiadomo. Ten specyficzny rodzaj sztuki to rodzaj zapisu historii i, co cieszy, stosowany jest również w czasach obecnych. TEKST ŁUKASZ CZERWIŃSKI / FOTO ANDRZEJ SZKOCKI

Mozaika to dekoracja wykonana z drobnych kawałków kamyczków, szkła lub ceramiki o różnej kolorystyce i kształcie. Elementy te są przyklejone do wybranego podłoża i stosowane do zdobienia posadzek, ścian i innych elementów architektonicznych. Ten specyficzny rodzaj sztuki przykuł

44

uwagę kilku osób w naszym mieście, które postanowiły odnaleźć artystyczne dzieła ukryte w zakamarkach Szczecina. Jedną z nich jest Sabina Wacławczyk, szczecińska artystka i współautorka projektu „Mozaiki szczecińskie”. Okazuje się, że lokalni artyści lubowali się w tego rodzaju sztuce, a miasto kryje ponad 120

przeróżnych dzieł zarówno historycznych, jak i współczesnych. Wszystkie dotychczas odnalezione mozaiki znajdują się na specjalnie stworzonej mozaikowej mapie Szczecina, która pozwala odnaleźć te miejsca wszystkim zainteresowanym. - Po pierwsze, zwracam na nie uwagę tak po prostu, jako szczecinianka z wykształ-


| MIASTO |

ceniem artysty-plastyka - tłumaczy Sabina Wacławczyk. - Widzę te dekoracje i one nie są dla mnie anonimową plamą, tylko konkretnym komunikatem ze swoją historią. Powiedziałam sobie, że jak wydarzy się coś, żeby otworzyć ten temat w postaci projektu edukacyjnego, to wtedy się tym zajmę, bo w mieście widać brak świadomości i wiedzy w tym temacie.

Walka w obronie mozaik Wydarzeniem, które zmobilizowało Sabinę Wacławczyk do działania, było zakrycie mozaiki znajdującej się na szczecińskim Dworcu Głównym. - W wyniku modernizacji postanowiono zakryć płytami mozaikę pana Kazimierza Błonki - mówi Sabina Wacławczyk. - To był kolaż wykorzystujący wiele materiałów, z jednej strony bardzo abstrakcyjny, a z drugiej nawiązywał do charakteru miasta i regionu. Wtedy o takich pracach artystycznych nikt nie mówił, nikt ich nie doceniał i nie zauważał. Osoby, które to zrobiły, nie miały pojęcia, co tak naprawdę robią. Tak powstał pomysł odnalezienia mozaik, które kryją się w zakamarkach miasta i zadbania o ich dalszy byt. W ten sposób udało się ocalić już kilka dzieł. Najświeższy sukces to obrona dwóch mozaik, które znajdują się na terenie Szczecińskiego Domu Sportu, który został przeznaczony do wyburzenia. Z pomocą radnego Patryka Jaskulskiego zwrócono uwagę na kryjące się tam prace artystyczne. Ostatecznie ten fragment budynku ma przetrwać razem z mozaikami. - To nie są banalne prace - tłumaczy Sabina Wacławczyk. - Jedna mozaika jest dużego formatu i znajduje się na ścianie basenu dla dzieci. Jest to mozaika pana Sławomira Lewińskiego, który w Szczecinie i regionie zasłynął jako najlepszy rzeźbiarz epoki PRL-u. Jeżeli chodzi o drugą pracę, to tak naprawdę kolaż z mozaiką nieustalonego autorstwa. Wraz z Joanna Olszowską, współautorką

projektu „Mozaiki szczecińskie”, podejrzewają, że druga mozaika również jest dziełem Sławomira Lewińskiego.

Śladem mozaik Mieszkańcy Szczecina, a także turyści mogą wziąć udział w specjalnych spacerach szlakiem szczecińskich mozaik, żeby z bliska przyjrzeć się wszystkim dziełom artystycznym. Znalezienie tak wielu prac nie należało jednak do łatwych zadań. - Mozaiki tropi się na piechotę i za pomocą poczty pantoflowej - wspomina Sabina Wacławczyk. - Nawet jeśli miałyśmy informację, że gdzieś znajduje się praca artystyczna, to i tak musimy sprawdzić to osobiście. Zaczęłyśmy od mozaik, o których wiedziałyśmy. Potem chodziłyśmy po różnych obiektach użyteczności publicznej i szukałyśmy po omacku. Dużo mozaik znalazło się właśnie w ten sposób. Pomocna okazała się organizacja konkursu „Znajdź mozaikę”. Każdy, kto znalazł nieznaną organizatorkom mozaikę, zdobywał nagrodę. W ten sposób udało się znaleźć trzy nowe prace artystyczne. - Byłyśmy dumne z mieszkańców miasta - mówi szczecińska artystka. - Propagujemy wszystko na spacerach miejskich. Gdzie warto udać się na taki spacer, żeby w krótkim czasie znaleźć kilka prac artystycznych? - Warto się przejść tak zwanym szlakiem centrum, który opracowała Joanna Olszowska i to tak naprawdę był jeden z pierwszych szlaków, jakie realizowałyśmy jako przewodniczki - zachęca Sabina Wacławczyk. - Warto zobaczyć mozaikę na budynku kina Kosmos i nawiązującą do niej mozaikę „Kosmos”, która znajduje się niedaleko. Polecam zobaczyć również mozaikę „Miłość”, a także mozaikowego gryfa na deptaku Bogusława. W Cafe-Bar znajduje się nietypowa praca z talerzyków. Jest też ukryta w kwartale przy alei Wojska Polskiego praca Stowarzyszenia Oswajanie Sztuki „Rejs”. Poruszając się w rejonie Wojska Polskiego, można już zobaczyć całkiem dużo dzieł.

Udając się na samotny spacer bez żadnej wiedzy, trudno jest znaleźć szczecińskie mozaiki, które są ukryte wśród szczecińskich uliczek, a często także wewnątrz budynków. Dlatego właśnie Sabina i Joanna stworzyły specjalną mapę miasta, na której zaznaczyły lokalizację wszystkich odkrytych mozaik, a także same organizują miejskie spacery.

Mozaiki historyczne i współczesne Najstarsze mozaiki pochodzą nawet z końca XIX wieku, a są to płyty nagrobne zdobione mozaikami pochodzącymi z dawnego cmentarza w Podjuchach. - To są najstarsze znane nam prace w Szczecinie – mówi Sabina Wacławczyk. - Najmłodsza mozaika ma trzy miesiące. Wiele dzieł pochodzi z okresu Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, ale, jak się okazuje, mozaika nie jest tylko nurtem historii ubiegłych epok. Współcześni artyści tworzą nowe dzieła na ulicach miasta. - Stowarzyszenie Oswajanie Sztuki kontynuuje rozpoczętą kilka lat temu działalność i co najmniej raz w roku wykonuje jedną mozaikę - opowiada nam Sabina. - Jest też artystka Justyna Budzyn, która wykonała parę współczesnych mozaik dla Szczecina, m.in. mozaika w szczecińskiej Alei Żeglarzy. Jak wykonuje się współczesne mozaiki? - Jeżeli chodzi o panią Justynę, ona zamawia wysokiej jakości materiał ceramiczny z Niemiec, coś, co mogłoby być wysokiej jakość kaflem podłogowym, ale ona tnie to, jak potrzebuje, i wykonuje mozaikę – ocenia szczecińska artystka. - Druga metoda to wyklejanki, czyli po prostu wyklejanie wcześniej zaprojektowanego wzoru z ceramicznych elementów. Chociaż nie jest to materiał wysokiej jakości, to uważam, że może on przetrwać sto lat. To jest dobrze zrobione pod względem technologicznym.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 03/2022

45


#reklama

INWESTYCJA ZAKOŃCZONA

OSTATNIE WOLNE APARTAMENTY W MIERZYNIE UL. PAULINY 501 679 678

WWW.MADURADEWELOPER.PL


#reklama


| MUZYKA |

Nowa odsłona Konrada Słoki. Dawniej w zespole, dziś solo

Pochodzący ze Szczecina Konrad Słoka mimo dorobku artystycznego zdobytego w zespołach, takich jak Road Trip’s Over, Woodland czy White Crosses, uważa się za debiutanta na rynku. I choć (nie aż tak dawno) mogliśmy oglądać go w 9. edycji The Voice of Poland, to dopiero teraz wydaje pierwszą solową płytę. Co na niej znajdziemy? Singiel pt. „Algorytm” powiedział nam wiele, ale jeszcze więcej zdradził nam Konrad. ROZMAWIAŁA MONIKA PIĄTAS / FOTO HUBERT GRYGIELEWICZ

To może od początku, dlaczego muzyka? – Wiele historii muzyków rozpoczyna się w dzieciństwie. Tak jest też w moim przypadku. Mama zapytała, czy chcę grać na jakimś instrumencie. Miałem wtedy pięć, może sześć lat. Zaprowadziła mnie do szkoły muzycznej. Z perspektywy czasu wydaje mi się, że mogły to być niespełnione marzenia rodziców. Jakikolwiek byłby to powód, jestem im bardzo wdzięczny. Nie wiadomo, czy muzyka

48

zagrałaby mi w sercu, gdyby nie ich ingerencja. Szybko złapałem bakcyla i poszedłem do podstawówki muzycznej, na wiolonczelę (uśmiech). A kiedy zrozumiałeś, że to jest to, co chcesz robić w życiu? – Trudno mi odpowiedzieć. Chyba dopiero w szkole średniej, tam byłem trębaczem (uśmiech). Wcześniej muzyka towarzyszyła mi w życiu na zasadzie dydaktycznej. Potem zrozumiałem, że nie


| MUZYKA |

muszę być jedynie odtwórcą, muzykiem od egzaminu do egzaminu, mogę tworzyć własną muzykę. Wtedy zrobiłem pierwsze i nieśmiałe podchody w tworzeniu. Zajawiłem się punk rockiem, rock&rollem i zapragnąłem mieć gitarę, grać na basie, być w zespole. Założyliśmy z kolegami pierwszy zespół i zrozumiałem, że muzyka mi coś daje, że jest to część mnie. Czyli zaczęło się od zespołu w szkole średniej… – Tak, ale nie było to jednoznaczne. W szkole muzycznej i tak trzeba było coś wybrać (śmiech). Jednak nikt nie zakładał zespołów rock&rollowych. Przekonałem kolegów, włączając im ulubioną muzykę, i się udało. Pierwszy zespół założyliśmy z Adasiem Kabacińskim z mojej klasy i Arturem Grochowskim. Artur siadł za bębnami, Adaś wziął gitarę, a ja byłem amatorem gitary basowej. Stworzyliśmy trio i układaliśmy proste, amerykańskie, punkowe kawałki. Śpiewaliśmy o rozterkach życiowych, miłosnych, zabawie… no i tak to się zaczęło (uśmiech). Skąd wzięły się przerwy w twojej twórczości? – Bo tułałem się po różnych zespołach (śmiech). Z pierwszych zespołów, oprócz kilku koncertów, nic większego nie wyszło. Później założyliśmy zespół Road Trip’s Over, który już swoje pograł. Nagraliśmy nawet dwie płyty, które wydała wytwórnia Jimmy Jazz Records. Jeździliśmy z koncertami nawet za granicę. To były szalone czasy, graliśmy pop punka, który w Polsce nie był popularny. Później była długa przerwa. Pokłóciłem się z chłopakami, wyprowadziłem się do Warszawy. Tam nie miałem znajomych i trudno było mi stworzyć coś nowego. Zespoły zazwyczaj powstawały z mojej inicjatywy, na przykład Woodland. Graliśmy melodyjnego punka, trochę folku. Oczywiście to się rozsypało, bo jako dwudziestokilkuletnie chłopaki mieliśmy lepsze rzeczy do roboty niż spędzanie czasu na próbach (śmiech). Później był zespół White Crosses, powstał z inicjatywy mojej i Sebastiana Prokopa, dobrego kumpla. Tak jak poprzednie, też się rozpadł. Dlatego zacząłeś grać sam? – Tak, byłem sfrustrowany. Zakładałem zespoły, ale nie miałem serca trzymać ludzi w ryzach, organizować prób, inspirować ich. Dałem sobie spokój, miałem dosyć. Wolałem samemu sobie pograć (śmiech). Stwierdziłem, że mi to odpowiada. Mogłem robić wszystko, kiedy i jak chcę, z nikim się nie umawiać. Długo szukałeś swojego stylu w muzyce? „Algorytm” to już to? – To jest dobre pytanie. „Algorytm” po prostu musiał się pojawić. Następna piosenka będzie wynikiem mojej kolejnej podróży, decyzji. Wydaje mi się, że nigdy nie będzie efektu końcowego, który chcę osiągnąć. Nie powiem „O! To już jest to. Osiągnąłem ideał” (śmiech). Oczywiście, mam jakieś brzmienie w głowie, ale ono ciągle się zmienia. Jak jesteśmy przy „Algorytmie”, jaka jest jego historia? – To jest niesamowite (uśmiech). Singlem z debiutanckiej płyty miał być zupełnie inny kawałek. „Algorytm” pojawił się nagle. Dostałem zlecenie od firmy na napisanie piosenki, która miała być pozytywną pocztówką noworoczną dla ich klientów. Zamiast wina czy kartki świątecznej wysyłali mój kawałek razem z kli-

pem. Zleceniodawcy się spodobało. Powiedział, że jest to moja piosenka i mój tekst. Nie chcieli do niego praw majątkowych, dlatego mogę wykorzystać go na swojej płycie. Wyszło więc tak, że oni zapłacili mi za kawałek, dofinansowali klip, a na końcu wyszła z tego świetna sytuacja win-win (uśmiech). Wcześniej pisałeś piosenki po angielsku, teraz zacząłeś tworzyć po polsku. Który język bardziej do ciebie przemawia i łatwiej się w nim śpiewa? – Zdecydowanie angielski. Śmieszne, bo nawet jak teraz pisze po polsku i trenuję, śpiewam w linii, to udaję, że język, którego używam, to angielski. Jak dzieci (śmiech). Jeśli chodzi o ojczysty język, bardzo długo się z nim przepraszałem. Denerwowało mnie, że Polak musi śpiewać po polsku. Bardzo długo byłem uparty, ale w końcu się przekonałem. Szczecin wpływa na twoją twórczość? – No jasne (uśmiech). Długo mieszkałem w Warszawie, dużo się tam działo. Tam poznałem żonę, ale przeprowadziliśmy się tutaj. Szczecin jest bardzo inspirujący, pewnie dlatego, że mam duży sentyment. Tu się uczyłem, dorastałem, przeżywałem pierwsze miłostki, założyłem pierwszy zespół, zawarłem przyjaźnie. Lubię wracać wspomnieniami do tamtych chwil. Powrót do rodzinnego miasta po wielu latach jest mocnym kopniakiem. Będąc w Warszawie, myślałem o Szczecinie jako o wspaniałym miejscu, że same niesamowite rzeczy się tu wydarzyły. Idealizowałem go. Przyjechałem i okazało się, że wcale nie jest różowo. Zostawiłem tu swoje demony, które nie zniknęły. Muszę się z nimi zmierzyć, to też jest inspirujące. Tytuł płyty to „Stare śmieci”. – Tak, ale stare śmieci zazwyczaj kojarzą się z czymś śmierdzącym, zleżałym, okropnym. A ja osobiście myślę, że fajnie być na starych śmieciach. To miejsce spokojne, które dobrze znasz. Czujesz się bezpiecznie. Są takie ciepłe te stare śmieci, takie swoje. Jest dużo Szczecina na płycie. Sama piosenka „Stare śmieci” jest o moim zagubieniu w Warszawie, a na końcu jest fragment o powrocie tutaj. Przy okazji płyty planujesz trasę koncertową? – Jasne, że tak. Teraz, na początku marca, ma wyjść drugi singiel, później trzeci. Myślę, że na wiosnę wypuszczę całą płytę i pojeżdżę. Będzie wiosna, mniej zachorowań, ludzie będą chętniej chodzić na koncerty. To bardzo ważne. Nie mogę się już doczekać. Na koniec jeszcze zapytam o The Voice of Poland, w którym brałeś udział. Uważasz, że ułatwia to wejście na polski rynek początkującym artystom? Co sądzisz o takich programach? – Rzeczywiście mają sens. Ale w moim przypadku chyba nie do końca. Ja tam poszedłem, żeby się sprawdzić. Byłem ciekawy. Cieszę się, bo dwukrotnie dali mi zaśpiewać swój autorski kawałek. Jednak momentami musiałem wychodzić ze swojej strefy komfortu. W końcu poszedłem tam jako trzydziestokilkuletni facet z dorobkiem artystycznym, ukształtowany. Ten program jest chyba lepszy dla młodych ludzi, nastolatków, którzy nie są jeszcze określeni muzycznie. Łatwiej ich ulepić, są elastyczni. Ja nie do końca dałem się naginać. I tak daleko zaszedłem, fajna przygoda, ale drugi raz bym się nie zgłosił (śmiech).

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 03/2022

49


| KSIĄŻKA |

Sylwia Trojanowska czuła obserwatorka z naszego miasta Z urodzenia szczecinianka, w dodatku niezwykle przywiązana do swojego miasta. Z zawodu coach i trenerka biznesu pomagająca innym w rozwoju. Z zamiłowania pisarka, która o niełatwych sprawach potrafi pisać lekko i przystępnie. Przykładem jest jej najnowsza powieść „Łabędź”. Kim jeszcze jest Sylwia Trojanowska i co znajdziemy na stronach jej powieści? Przekonajcie się. ROZMAWIAŁA EWELINA ŻUBEREK / FOTO ŁUKASZ WIT A

Tytuł najnowszej powieści nawiązuje do nazwiska głównej bohaterki, ale nie tylko. W książce często pojawiają się łabędzie, które kojarzą się z rodziną, a ta z kolei z miłością i troską. Czy to właściwy kierunek interpretacji? - Rzeczywiście w moim zamyśle tytuł miał się przede wszystkim odnosić do nazwiska głównych bohaterów, czyli rodziny Łabędziów oraz do majestatycznych, bardzo popularnych w Polsce ptaków. W fazie zapisu powieści zrozumiałam jednak, że w tej historii łabędź jest także metaforą narodzin czegoś pięknego, niezwykłego, nawet nieoczekiwanego. I nie myślę tu tylko o miłości, która na kartach powieści taka właśnie jest, ale też o prawdziwej przyjaźni, która narodziła się między głównymi kobiecymi postaciami, Anią i Jolą, w całkiem nieoczekiwanym dla nich czasie. Życie rodziny Łabędziów toczy się w Fordonie. Długo szukała pani miejsca akcji? - Fordon pojawił się niespodziewanie. Na mapie Polski szukałam miejsca urodzenia dla Ani Łabędź. Na początku myślałam o Śląsku, potem o Warmii i Mazurach. Z różnych względów odrzucałam te destynacje. Wodząc palcem po mapie, natknęłam się na Fordon, który bardzo pozytywnie kojarzyłam z dzieciństwa i cóż, zostałam tam. Zaczęłam czytać o starym Fordonie i Bydgoszczy, przeglądać pocztówki i fotografie, studiować mapę Fordonu. Coś mi podpowiadało, że to jest właściwe miejsce. I nie pomyliłam się. W powieści mamy wątek historyczny, rodzinny, miłosny. Który z nich jest tym najważniejszym? - Nie bez znaczenia jest to, że „Łabędź” rozgrywa się w latach 1938-1939. To był dla Polski trudny, mroczny czas, co w fabule jest wyczuwalne, ale nie dominujące. Dla mnie „Łabędź” to przede wszystkim niezwykła opowieść o zwykłej rodzinie, która jest dla siebie największym wsparciem. To także historia o miło-

50

ści, bo dla mnie żadna opowieść bez niej nie istnieje. „Łabędź” to głównie silne postacie kobiece. Mowa tutaj nie tylko o głównej bohaterce, ale także jej matce i przyjaciółce. Te drugoplanowe postacie momentami wysuwają się na pierwszy plan. Dlaczego to właśnie im oddała pani hołd? - Od samego początku kobiety znajdują się w centrum moich pisarskich zainteresowań i może dlatego czasami zdarza się, że niektóre postaci tylko pozornie są drugoplanowe. W „Łabędziu” Jola Pietranek miała być postacią epizodyczną, ale tak wrosła w fordoński krajobraz i w rodzinę Łabędziów, że nie potrafiłam z niej zrezygnować. Długo musimy czekać na Gustawa – Niemca, w którym zakochuje się Anna Łabędź. Pojawia się wątek zakazanej miłości. Pokazuje pani, że gdy kochamy - nie patrzymy na nic. - Bo tak to już jest z miłością. Kiedy się pojawia ta prawdziwa i szczera, znikają bariery i przeszkody. Wtedy nie ma rzeczy niemożliwych. W jednej z wcześniejszych powieści napisałam, że miłość należy się każdemu, kto ma odwagę po nią sięgnąć. Jestem głęboko przekonana o prawdziwości tych słów i na kartach „Łabędzia” chyba to widać. Przed napisaniem książki konsultowała się pani z historykami. Jak przebiegała praca? - Odbyłam konsultacje z trzema historykami: profesorem Zdzisławem Biegańskim, doktorem Tomaszem Ślepowrońskim i doktorem Michałem Paziewskim. Nasze rozmowy bardzo wiele mnie nauczyły i czuję ogromną wdzięczność za cierpliwość w odpowiadaniu na pytania oraz pomoc w szukaniu ciekawych dla czytelnika, ale i bardzo prawdopodobnych rozwiązań fabularnych. Jak jeszcze przygotowywała się pani do napisania książki? - Przede wszystkim czytając książki historyczne, artykuły prasowe,


| KSIĄŻKA |

słuchając audycji radiowych, oglądając wiele, bardzo wiele filmów i fabularnych, i reportaży. Przejrzałam dziesiątki wydań „Dziennika Bydgoskiego” – to była prawdziwa skarbnica wiedzy. Przestudiowałam wiele kart menu międzywojennych restauracji, oglądałam afisze kinowe. Słuchałam nawet muzyki, która w czasach międzywojnia rozbrzmiewała z głośników. Nazwałabym to w jeden sposób – nastrajałam się. Czy „Łabędź” jest książką tylko dla kobiet? Czy mężczyźni także odnajdą w niej coś dla siebie? - W jednej z recenzji przeczytałam, że „Łabędź” jest powieścią ponadpokoleniową i absolutnie dla każdego. Ja też tak czuję tę historię. Jest bardzo uniwersalna i wierzę, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Zadowoleni w szczególności będą ci czytelnicy, którzy pasjonują się powieściami historycznymi z szerokim planem obyczajowym, i to niezależnie od płci. Kiedy możemy spodziewać się II tomu? A co najważniejsze czego możemy się po nim spodziewać? - Nie mogę zbyt wiele zdradzić względem fabuły. Co najwyżej to, że akcja kontynuacji „Łabędzia” będzie się rozgrywać w niemieckim Szczecinie w latach 1939-1945. Premiera tej jesieni, więc już niebawem. Na koniec zmienimy trochę temat. Jest pani także trenerką biznesu. Na czym polega pani praca? - Jako trener biznesu wspieram uczestników moich szkoleń w rozwoju kompetencji osobistych, w doskonaleniu umiejętności budowania i zarządzania zespołami. To jest wyjątkowa praca, bo podobnie jak pisanie, przynosi mi wiele satysfakcji i sprawia,

że cały czas się uczę. Fajnie jest patrzeć, jak ludzie rozwijają skrzydła dzięki czasami bardzo drobnym podpowiedziom. Czy to z pracy czerpie pani inspiracje do książek? - Z pracy trenera także, oczywiście. Jednak to życie jest dla mnie największą pisarską inspiracją. Staram się być uważną i wrażliwą, nawet czułą obserwatorką. Mam doskonałą pamięć do twarzy, gestów, ciekawych odzywek. Zapamiętuję krajobrazy, tajemnicze budowle, mroczne miejsca. Te malownicze i romantyczne także, ale do mrocznych mam wyraźną słabość. Aktywnie działa też pani na rzecz kobiet. Jest m.in. ambasadorką akcji profilaktycznych badań cytologicznych oraz członkinią kapituły Magnolie Biznesu. Co panią zainspirowało do takiej aktywności? - Zawsze murem stoję za kobietami i czynnie działam na ich rzecz. Kiedy zostałam zaproszona do bycia ambasadorką akcji „Wiele powodów, by żyć”, nie wahałam się ani chwili, bo i jak miałam się wahać, skoro tu chodziło o zdrowie, o życie kobiet. Nadal zbyt mało mówimy o badaniach profilaktycznych szyjki macicy. O tym, jak ważna jest ich regularność, by zmniejszyć niechlubne statystyki umieralności kobiet. A w tej akcji właśnie o to chodziło, by nagłośnić problem, by nie milczeć, a bez wstydu mówić o wadze regularnych badań cytologicznych. Jeśli zaś chodzi o Magnolie Biznesu to z przyjemnością zasiadam w kapitule tego konkursu (w tym roku po raz czwarty) i wraz z pozostałymi członkiniami nagradzamy wyjątkowe kobiety regionu zachodniopomorskiego w pięciu kategoriach. Kolejna edycja konkursu już niebawem. Mam nadzieję, że zgłosi się wiele, naprawdę wiele inspirujących kobiet.


| KSIĄŻKA |

przyjaciel” – twierdził bohater „Wujaszka Wani”, doktor Michaił

„Moje wyspy. Kobiecość w stylu vintage ironicznie i na serio”

Małgorzata Czapczyńska, wydawnictwo Pascal

Małgorzata Czapczyńska, autorka fanpage’a Moje wyspy, zabiera nas w urokliwą podróż w czasie. Książka „Moje wyspy” to piękno fotografii w stylu vintage oraz historie w nich zaklęte, opatrzone pełnym humoru i ironii komentarzem. Pola Negri, Marlene Dietrich, Charlie Chaplin, Frank Sinatra, Eugeniusz Bodo, Greta Garbo, Marlon Brando i wielu innych. To książka o gwiazdach, głównie filmu i estrady, ale skupia się nie na ich dokonaniach artystycznych, ale raczej na życiu prywatnym. Jeśli chodzi o kwestie artystyczne, są one potraktowane pobieżnie, ale za to dowiemy się sporo o mężach, żonach i kochankach artystek i artystów. Autorka te krótkie opisy okrasza dowcipnymi uwagami na temat relacji damsko-męskich, jak choćby: „Daj spokój! Nie wiesz, że idealne kobiety mężczyźni wymyślili, by straszyć nimi swoje żony?”. Jedną z największych atrakcji tej książki są zdjęcia.

Astrow, a w rzeczywistości sam Czechow. Oficjalnie uznany za przyjaciela kobiet, ale dla tych, które go kochały, potrafił być okrutny i niesprawiedliwy. Sylwia Frołow wydobywa z cienia wielkiego pisarza swoje bohaterki, które jednocześnie były bohaterkami jego utworów. Książka skupia się na relacjach Czechowa z kobietami. Obraz przystojnego i utalentowanego pisarza, którego cenimy z za jego dzieła, nie jest zbyt pozytywny. Typowy mężczyzna tamtych czasów, który uważa kobiety za głupsze i mniej przydatne społeczeństwu. Może i są głupie, skoro tak się dla niego poświęcają rezygnując z własnych potrzeb i pasji. Może pisarz miała rację? Niemniej czyta się o tym z zainteresowaniem.

„Antonówki: kobiety i Czechow”

„Dzikie żądze: Bronisław Malinowski nie tylko w terenie”

„Kobieta może stać się przyjacielem mężczyzny tylko w tej kolejności: z początku dobra znajoma, potem kochanka, a potem dopiero

Wszyscy zapewne słyszeliśmy o książce „Życie seksualne dzikich”. Niewielu jednak wie, kim był jej autor, jak wyglądało jego

Sylwia Frołow, Wydawnictwo Czarne

52

Grzegorz Łyś, Wydawnictwo WAB - Grupa Wydawnicza Foksal

życie i jak doszło do tego, że zajął się badaniem obyczajów ludzi na dalekiej wyspie. Ta błyskotliwa, napisana z werwą i reporterskim zacięciem, biografia przedstawia koleje życia wielkiego naukowca: od dzieciństwa w młodopolskim Krakowie, przez burzliwą młodość spędzoną w towarzystwie Leona Chwistka i Witkacego w Zakopanem i wielką wyprawę badawczą na Nową Gwineę i Trobriandy, po przełomową dla rozwoju antropologii pracę naukową i międzynarodową sławę. Niewielu Polaków miało tak istotny udział w naukowym dorobku Zachodu, jak Bronisław Malinowski. Jednak w Polsce był on i jest, poza środowiskiem naukowym, prawie nieznany. Warto sięgnąć po tę lekturę.

„Prawdziwe fałszerstwa: kilka niesamowitych historii o podrabianiu” Lydia Pyne, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego

„Prawdziwe fałszerstwa” to stworzony z pomysłem i dużą zręcznością zbiór zajmujących opowieści o tym, jak cienka i nieszczelna jest granica między prawdą i fałszem. Książka opisuje ludzkie dziwactwa czyniące nas podatnymi na oszustwa, gdy nasze marzenia są zbyt wygórowane i niemożliwe do zaspokojenia w rzeczywistości.

Lydia Pyne, pisarka i historyczka, w fascynujący sposób opowiada o obiektach, których nie można jednoznacznie zaklasyfikować. Ta książka udowadnia, że z historią ludzkości nierozerwalnie związane są spektakularne fałszerstwa, śmiałe mistyfikacje i misterne kopie, które uznane zostały za oryginały.

„Zbyszek przez przypadki”

Zbigniew Zamachowski w rozmowie z Beatą Nowicką, wydawnictwo Znak Zbigniew Zamachowski to dla jednych niezapomniany pan Wołodyjowski, dla innych – fenomenalny Shrek. Pracował z największymi: Grzegorzewskim, Kieślowskim, Kutzem, Wajdą. I choć zagrał ponad trzysta ról filmowych, telewizyjnych i teatralnych, dla niego najważniejsza jest wciąż muzyka, od której tak naprawdę wszystko się zaczęło. Jest świetnym rozmówcą, o czym mogłam się przekonać osobiście podczas Dąbskich Wieczorów Filmowych. W rozmowie z Beatą Nowicką Zbigniew Zamachowski wspomina dzieciństwo, czasy studenckie i początki kariery. Opowiada o przygodzie z prohibicją, o tym, jak Bogusław Linda uratował mu życie, a Wojciech Malajkat złożył protest przed mauzoleum Lenina. To nie tylko wywiad ze świetnym aktorem, ale też opowieść o czterdziestu najlepszych latach historii polskiego kina i teatru.


| KOMIKS |

Lucyfer, tom 3 Scenariusz: Mike Carey / Rysunki: Peter Gross, Ryan Kelly i inni

Trzeci, ostatni tom zbiorczy opowieści o Lucyferze Gwieździe Zarannej i jego walce z Jahwe. Drzewo Kosmosu upada, a wilk Fenrir wykorzystuje okazję, by szturmem zdobyć Niebo. Lucyfer próbuje go powstrzymać podejmując podróż, której pierwszy przystanek to bramy piekieł, a ostatni – sam Bóg. Połączeni wbrew woli we wspólnej walce, Bóg i Diabeł ostatecznie rozstrzygają spory i odpowiadają na pytanie, czy wolna wola naprawdę istnieje.

Kaczogród. Skarb Pizarra i inne historie z lat 1958–1959, tom 9 Scenariusz: Carl Barks / Rysunki: Carl Barks

Niniejszy album zawiera komiksy Carla Barksa z lat 1958–1959. Tytułowy komiks – najdłuższy w tomie – opowiada o jednej

z najważniejszych wypraw Sknerusa. Najbogatszy kaczor świata wyjeżdża wraz z Donaldem i jego siostrzeńcami w Andy, aby odnaleźć zaginione inkaskie kopalnie złota. Po cenny kruszec nie zawsze trzeba jednak tak daleko podróżować – w historyjce „Złoto dla zuchwałych skautów” okazuje się, że można na niego trafić nawet w Kaczogrodzie. A kiedy nagrodą jest piknik w towarzystwie pięknej Daisy, warto poświęcić czas na szukanie czegoś mniej cennego, na przykład muszelek na plaży. Kaczory odbywają też kilka innych podróży – znowu jadą do Ameryki

wprowadza Batman... Wygląda na to, że ktoś z nich postanowił pozbyć się nowego obrońcy prawa. Na ulicach Gotham zaczyna działać drugi Batman. Oszust nie ma żadnych skrupułów, aby mordować przestępców. Gdy pojawiają się nagrania, na których widać, jak dokonuje egzekucji, stawia to prawdziwego obrońcę miasta w bardzo trudnym położeniu. Mimo depczącej mu po piętach policji Batman musi znaleźć przebierańca i oczyścić swoje dobre imię... Tylko czy mu się to uda, gdy będzie skrywał twarz za maską?

DC Black Label. Batman Imposter

Cyberpunk. Gdzie jest Johnny? tom 3

Scenariusz: Mattson Tomlin / Rysunki: Andrea Sorrentino

Scenariusz: Bartosz Sztybor / Rysunki: Giannis Milonogiannis

Bruce Wayne działa jako Mroczny Rycerz dopiero od roku, ale nie ma wątpliwości, że jego czyny odciskają swoje piętno na Gotham. Niestety w tym czasie zyskał kilku potężnych wrogów. Wszyscy, którzy do tej pory dzierżyli władzę w mieście, źle znoszą zamieszanie, jakie

Niezłomny dziennikarz, który od dawna chce zniszczyć zepsute korporacje z Night City, wreszcie ma ku temu okazję. Ktoś użył ładunków atomowych, żeby wysadzić centralę wielkiej firmy. Plotka głosi, że był to niesławny Johnny Silverhand. Mówi się też, że zamachowiec nie żyje,

a jego ciało wciąż znajduje się w podziemiach zrujnowanej wieży. Zadanie dla reportera: odnaleźć zwłoki. Ale czy Johnny rzeczywiście zginął, czy to tylko pogłoska? Na ulicach Night City można sporo usłyszeć, a upadek korporacji to dopiero początek.

Adaptacje literatury. Rzeźnia numer pięć Scenariusz: Kurt Vonnegut, Ryan North / Rysunki: Albert Monteys

Pierwsza wierna komiksowa adaptacja klasycznej powieści Kurta Vonneguta, jednego z najważniejszych antywojennych dzieł, jakie kiedykolwiek powstały. To opowieść o życiu Billy’ego Pilgrima, będąca farsowym spojrzeniem na okropności i tragedię wojen, w których walczą i giną dzieci, a także poruszająca rozprawa o niedoskonałości ludzkiej natury. Twórcami tej adaptacji są nagrodzony Eisnerem scenarzysta Ryan North („How to Invent Everything”) oraz nominowany do Eisnera rysownik Albert Monteys („¡Universo!”).

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 03/2022

53


| MIASTO |

Kurzy Młyn ze sztuką Pod koniec lutego rozpoczęło działalność nowe miejsce na kulturalnej mapie Szczecina. Historyczne magazyny dawnego niemieckiego Kückenmühle, znanego też jako Kurzy Młyn, przy ulicy Judyma 18, teraz służą twórczyniom i twórcom z Akademii Sztuki w Szczecinie. Co jednak najlepsze, jest to przestrzeń otwarta tak samo dla artystów, jak i zwiedzających, którzy mogą tu posiedzieć i pogadać. Na własne oczy zobacz, jak powstają dzieła. TEKST MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO ANDRZEJ SZKOCKI

W przeszłości przestrzeń wystawowa była częścią dużego kompleksu Kückenmühle, w którym opiekowano się sierotami, dziećmi z niepełnosprawnością umysłową czy też chorymi na epilepsję. W rejonie dzisiejszych ulic Broniewskiego i Chopina wzniesiono łącznie 75 budynków, z których część przetrwała do dzisiaj. Przez wiele lat działał tam Wydział Biotechnologii i Hodowli Zwierząt ZUT. Teraz budynki zagospodarowała Akade-

54

mia Sztuki i zamierza łączyć industrialny klimat tego miejsca z pracami swoich studentów. Zamiast wernisażowej aury, jaką znamy z wielu galerii, widzów czeka raczej cykl spacerów, projekcji filmowych, sytuacji artystycznych, spotkań z autorkami i autorami realizacji i rozmów o efektach pracy zespołu oraz przestrzeń do eksploracji i odkrywania.

i służąca za magazyny. Ostatnio mieścił się tutaj Instytut Zoologii zajmujący się pszczelarstwem, do czego nawiązuje jedna z prac. Absolwentki Akademii Sztuki postanowiły to miejsce odrestaurować i przeznaczyć dla swojej społeczności, czyli dla osób twórczych, artystów, artystek. Są tu też pracownie i studia, w których można tworzyć większe obiekty.

- Jest nowa przestrzeń na mapie Szczecina - mówi Anna Czaban, reżyserka wydarzeń. - Ostatnio była trochę opuszczona

Jak ustaliliśmy, na ten moment, z przestrzeni korzystają głównie studenci fotografii, filmu i malarstwa.


| MIASTO |

- Zostałam tutaj zaproszona wspólnie z Krzysztofem Łukomskim do tego, żeby przyglądać się temu, co robią studenci – mówi Anna Czaban. - Pracowaliśmy z nimi przez cztery miesiące, trochę na miejscu, trochę zdalnie. Nie znaliśmy dobrze studentów, bo ja nie jestem ze Szczecina, więc rzuciłam im wyzwanie dotyczące odpowiedzialności za to, co kreuje artysta w kontekście kryzysu klimatycznego. Natomiast Krzysztof rzucił wyzwanie dotyczące tego, jak inaczej artysta może podejść do widza, żeby go zaciekawić. Cały czas jest to materia płynna, dlatego postanowiliśmy dać studentom pewne formaty – open studios – czyli otwarte warsztaty. W ramach programu open studios można uczestniczyć w prezentacjach sztuki i działań performatywnych, które są specjalnie przygotowane i dopasowane do wnętrz tego wyjątkowego starego magazynu, pobudzając niezwykłe referencje i refleksje na temat sposobów ekspozycji sztuki w kontekście. Duch site specific, jak określa się ten typ myślenia o prezentacjach artystycznych, oraz formuła

otwartych pracowni sprzyjają bezpośredniemu spotkaniu z artystkami i artystami, poszerzonej dyskusji i świadomemu projektowaniu doświadczenia uczestnictwa w przygotowanych sytuacjach. Tak, oznacza to, że idziemy do pracowni artysty i możemy sobie z nim porozmawiać w trakcie tworzenia. - Zaczęłam się obwiniać o to, że wiele rzeczy po remontach zostaje wyrzucanych, głównie meble, półki – mówi Natalia Hałgas, studentka Akademii Sztuki. - Znalazłam rzeczy ze śmietnika i połączyłam je z metalami w geście, w którym chciałam powiedzieć ludziom, którzy wywalają takie rzeczy, że mogą wykorzystać te przedmioty na nowo. Podczas otwarcia wypatrzyliśmy też projekt Eco lenses, który jest praktyką kuratorską. Polega na nakładaniu perspektyw (soczewek) ekologicznych na praktyki kulturowe, społeczne, ekonomiczne, artefakty, zbiory dzieł artystycznych, obiektów kultury, historii, przyrody w taki sposób, aby zobaczyć je w kontekście zmian klimatycznych.

- Eco lenses to metoda przefiltrowania tego, co robią studenci, przez ekologiczne soczewki – mówi Anna Czaban. - Jest to strategia kuratorska, by patrzeć na kolekcje sztuki przez pryzmat zielonych soczewek. Na przykład patrzymy przez soczewki w kontekście czasu, czyli co było siedem pokoleń wstecz i co będzie siedem pokoleń w przód. Krzysztof Łukomski jest drugim kuratorem i reżyserem wydarzeń, który czuwa nad pracą studentów. - Ważne jest to, żeby ludzie zrozumieli, że to jest formuła otwartych drzwi, otwartych pracowni – mówi Krzysztof Łukomski. - Ta przestrzeń będzie służyć artystom ze Szczecina, żeby tworzyć różne nietypowe elementy artystyczne. Z jednej strony otwieramy przestrzeń dla artystów, a z drugiej dla zwiedzających, którzy mogą tu posiedzieć i pogadać. Często sztuka współczesna jest czymś odległym, niezrozumiałym. My tutaj staramy się pokazać, że sztuki nie trzeba zrozumieć, a jak ktoś chce zrozumieć, to może porozmawiać z autorami i o wszystko zapytać. To bardzo otwarta formuła.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 03/2022

55


| ZDROWIE I URODA |

#materiał partnerski

„Niefortunne pamiątki”, czyli jak pozbyć się niechcianego tatuażu na zawsze lub po to, aby zrobić sobie nowy

56


#materiał partnerski

Rozmowa z dr Kamilą Stachurą, lekarzem dermatologiem, właścicielką Kliniki Dr Stachura. Może to na pierwszy rzut oka dziwne, ale przyszłam do pani, lekarza dermatologa, aby naprawić swoje „błędy młodości”. - Niech zgadnę. Chce pani pozbyć się starego tatuażu. Tak? Bardzo dobrze pani trafiła. Coraz więcej osób przychodzi do mnie z takim właśnie problemem. Ale też jest sporo takich, które chcą w miejscu starego tatuażu, zrobić sobie nowy. To też jest możliwe. Jeśli poddam się zabiegowi usunięcia tatuażu, czy rzeczywiście nie będzie po nim śladu? - Z reguły udaje nam się usunąć tatuaż całkowicie. Wszystko zależy od tego, jaki barwnik został użyty, jak głęboki jest tatuaż. Zależy to też od koloru tatuażu, od fototypu skóry. Zazwyczaj po zabiegu ewentualnie widoczne są pozostałości przy bacznej obserwacji miejsca po tatuażu przy bardzo dobrym świetle. Pamiętajmy jednak, nie zawsze usunięcie tatuażu jest bezpieczne. Naprawdę? - W Niemczech jest nawet specjalna ustawa, w której jest wyraźnie powiedziane, że usuwaniem tatuażu może zajmować się wyłącznie lekarz lub wykwalifikowany personel pod okiem lekarza. Kilka lat temu bowiem było kilka przypadków, że osoby, które poddały się usunięciu tatuażu w przypadkowych gabinetach, miały poważne komplikacje po zabiegu. Dlaczego? - Barwniki użyte do robienia tatuażu to różne substancje chemiczne, często toksyczne, które podczas rozbijania na mniejsze cząsteczki, po prostu rozlewają się po organizmie. Usuwanie tatuażu polega bowiem na tym, że cząstka barwnika jest przez laser rozbijana na mniejsze cząstki i te małe cząsteczki są fagocytowane, czyli inaczej – „zjadane” przez nasze komórki w skórze. Te nasze komórki przetwarzają barwnik na jeszcze mniejsze substancje, które są następnie wydalane z naszego organizmu. Cały proces niszczenia barwnika odbywa się więc w naszym organizmie. A w skład barwników wchodzą także metale ciężkie, np. kobalt. Nasza skóra musi sobie z tym wszystkim poradzić. Lekarz więc musi zakwalifikować, czyli ocenić, jaki fragment tatuażu może być na raz usunięty i jakim laserem. A da się usunąć tatuaż podczas jednego zabiegu? - Nie ma takiej możliwości. Tatuaż usuwa się jakby partiami, warstwami. Jak to przebiega? - Wykonuje się od czterech do sześciu zabiegów usuwania tatuażu. Liczba zabiegów jest uwarunkowana głębokością, na którą został wprowadzony tatuaż, a także

| ZDROWIE I URODA |

kolorem tatuażu. Są kolory, które łatwiej można usunąć, są też takie, które szybko się nie poddają. Wbrew obiegowym opiniom, łatwiejsze do usunięcia są ciemne kolory. Natomiast tatuaże kolorowe z reguły wymagają więcej pracy. Poza tym musimy pozbywać się barwnika stopniowo, by nasz organizm miał czas i siłę pozbyć się tych obcych substancji. W jakich odstępach czasu można bezpiecznie poddać się kolejnemu zabiegowi? - Od jednego do następnego zabiegu musi upłynąć około sześciu tygodni. Tyle bowiem czasu trwa oczyszczanie skóry. Tak po prostu działa nasza skóra. Co prawda my urządzeniami do usuwania tatuażu przyspieszamy pewne procesy, ale to nasza skóra wykonuje całą pracę. My tylko dajemy tym procesom impuls, dajemy temu początek. Sześć tygodni potrzebne jest skórze, aby pozbyć się barwnika. Nie jesteśmy w stanie tego przyspieszyć. Ile czasu mija od pierwszej do ostatniej wizyty w sprawie usunięcia tatuażu? - Może to trwać cztery miesiące, ale może też trwać pół roku. Najskuteczniejsza teraz metoda usuwania tatuaży to działanie laserami foto-akustycznymi. To też najbardziej bezpieczna metoda. Usuwanie tatuażu jest bolesne? - Usuwanie tatuażu odbywa się w znieczuleniu miejscowym. Nakładamy na okolicę tatuażu krem znieczulający, który niweluje dolegliwości bólowe. Ale niedogodności przy usuwaniu tatuażu nie mają żadnego porównania z bólem przy jego robieniu. Usuwanie jest dużo mniej bolesne i przede wszystkim trwa dużo krócej. Usuwanie średniej wielkości tatuażu to w trakcie jednego zabiegu kwestia kilku minut. Czy trzeba się przygotować do usunięcia tatuażu? - Nie, można przyjść bez specjalnego przygotowania. Jedynym obostrzeniem jest przyjmowanie niektórych leków, jakie się stosuje, na przykład retinoidów. Najlepiej przed zabiegiem poinformować lekarza o wszystkich lekach, jakie się przyjmuje. Ma pani dużo pacjentów, którzy chcą pozbyć się swoich błędów młodości? - Coraz więcej. Jeszcze dwa lata temu pytania o usuwanie tatuażu zdarzały się bardzo rzadko. Dziś coraz więcej osób nie chce już mieć tatuaży. To zjawisko globalne. W zachodniej Europie jest to w tej chwili bardzo popularny trend. U nas jeszcze nie tak powszechny, ale to kwestia czasu. W Polsce sporo osób chce usunąć stary tatuaż, aby mieć nowy. Teraz dzięki nowoczesnym metodom laserowym mogą realizować swoje plany. ul. Jagiellońska 87, Szczecin tel: 535 350 055 www.klinikadrstachura.pl

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 03/2022

57


| ZDROWIE |

Agnieszka Delkowska: ukisić można wszystko, co nam przyjdzie do głowy Kiszonki trzeba sobie samemu wypracować, eksperymentować, szukać smaku – radzi Agnieszka Delkowska, miłośniczka gotowania, doradca i trener kulinarny, autorka bloga Lady Kitchen. ROZMAWIAŁA MAGDALENA DOMAŃSKA-SMOLEŃ

Kisiła już Pani całe główki kapusty? - Kisiłam, a jakże! Moja babcia i jej babcia też. Bardzo lubię gołąbki w liściach kiszonej kapusty. Teraz faktycznie rzadko spotyka się kiszenie całych główek. Czasem daje się całe główki kapusty na dno beczki. Moja babcia do takiej kapusty dodawała jabłka i to jest jej pierwszy comfort food, jaki pamięta. Kiszone jabłka z kapusty. Pycha. Dawniej, kiedy jadano bardziej sezonowo, kiszenie było sposobem na przechowywanie żywności, ale i zapewnienie sobie jedzenia na zimę. Kiszono kapustę, ogórki, marynowano paprykę i grzyby. Coś jeszcze? - U nas w domu kiszono ogórki, kapustę i grzyby. Robiono kompoty z czereśni, moje ulubione. Marynowało się paprykę i koniecznie musiała być sałatka z zielonych pomidorów. Babcia opowiadała, że jej największym łakociem były ogórki

małosolne, sprzedawane z beczki, przy okazji odpustu w sierpniu. I to chyba tyle z przetworów na zimę. Dopiero niedawno ja zaczęłam się bawić w kiszenie bardziej niekonwencjonalne, czyli fermentowanie w maślance czy kiszenie groszku, kalafiora i marchewki z przyprawami. Na ile sprawdzają się dziś „przesądy” naszych babek odnośnie do kiszenia? Na przykład takie, że w czasie burzowej pogody wszystko kiśnie szybciej albo że kobieta miesiączkująca nie powinna robić przetworów? - Najczęściej powtarzany jest przesąd „burzenia się”, jak mówiła moja babcia, przed burzą. Faktycznie przed burzą fermentacja zachodzi szybciej, wynika to z faktu, że przed burzą jest znaczniej cieplej, a to sprzyja szybszemu namnażaniu się bakterii tej dobrej i złej fermentacji. Co do gotowania czy robienia przetworów w trakcie miesiączki, myślę, że to

raczej wynika z kwestii higienicznych. Można też sięgnąć trochę w głąb kultury żydowskiej, z której nasza kultura ma sporo zapożyczeń. Tam kobieta podczas miesiączki jest nida, czyli nieczysta i nie powinna nic w kuchni robić. Jednak obecnie to jest rzadko spotykane i kobiety mogą wykonywać dowolnie czynności kuchenne. Nasze babki kisiły podstawowe produkty, bo wiadomo, że nie było tyle artykułów w sklepach, co teraz. Dziś chyba można ukisić wszystko? - Dziś możemy ukisić wszystko, co nam przyjdzie do głowy. Możemy kisić warzywa, owoce, zioła. Ostatnio próbowałam kiszonego boczku, który był genialny w smaku. Teraz fermentuję ziarna kakaowca i wody z tej fermentacji będę używała do ciasta drożdżowego. W sumie ogranicza nas tylko strach przed tym, że się nie uda.


#materiał partnerski

Spełnij swoje fantazje Szukasz nietypowego prezentu na 18. urodziny? Przygotowujesz wieczór panieński? A może chcesz w miły sposób zaskoczyć swoją drugą połówkę? Jeśli tak – odwiedź Sex Shop 914 przy al. Wojska Polskiego 50/9. Znajdziesz tu zmysłową bieliznę, erotyczne gadżety i niebanalne upominki. Dwudziestoletnie doświadczenie w branży skutkuje tym, że dla właścicieli nie ma praktycznie żadnych tematów tabu oraz tym, że potrafią odpowiedzieć na wszystkie zachcianki klientów. – Pomysł na biznes zrodził się podczas jednej z wielu podróży do naszych sąsiadów za Odrą. Odwiedzając tego typu sklep, zrodziła się we mnie myśl, że naszemu społeczeństwu też przydałoby się urozmaicenie i postanowiłem otworzyć pierwszy sklep z gadżetami w Gorzowie Wielkopolskim. Było to 20 lat temu. Zmiany, które nastąpiły w naszym społeczeństwie, sprawiły, że klienci coraz śmielej zachodzą do naszego sklepu, co spowo-

| ZDROWIE |

dowało potrzebę rozszerzania działalności na inne miasta, w tym Szczecin. W naszym sklepie od lat służymy wsparciem, pomocą, doradztwem oraz odnalezieniem sposobu na wyjście z rutyny – mówi Sławomir Budnik, właściciel Sex Shopu 914. „Dobra zabawa zaczyna się od dobrych pomysłów” – takie jest motto Sex Shopu 914 w Szczecinie. Sklep mieści się przy al. Wojska Polskiego 50/9 tuż przy skrzyżowaniu z ul. Jagiellońską. Na miejscu znajdziemy dwie sale z różnymi prezentami, bielizną, olejkami do masażu, filmami i erotycznymi gadżetami. Asortyment w Sex Shopie 914 jest bardzo bogaty. Nowe dostawy odbywają się tu raz na tydzień lub raz na dwa tygodnie. Stale pojawiają się nowe produkty. Do tego, na życzenie klienta, sprowadzane są wybrane gadżety. – W naszym sklepie mamy szeroki asortyment gadżetów erotycznych, bieliznę erotyczną dostępną w dużych rozmiarach, śmieszne gadżety na każdą okazję (urodziny, imieniny, wieczór panieński i kawalerski). Wszelkiego typu afrodyzjaki, zwiększające libido, poprawiające doznania, erekcję u panów, powiększenie, stymulujące olejki do masażu. Akcesoria skórzane, gry dla par, zestawy akcesoriów. Wszystko, co może nam pomóc urozmaicić nasze życie seksualne, rozpalić płomień namiętności. Do każdego klienta podchodzimy indywidualnie. Staramy się odgadnąć i pomóc w odpowiednim doborze produktów do potrzeb. Zawsze jednak staramy się być przy tym delikatni i taktowni – podkreśla Sławomir Budnik.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 03/2022

59


Zabezpiecz lakier swojego auta! FOLIE OCHRONNE SAMOREGENERUJĄCE Najlepsze zabezpieczenie lakieru przed uszkodzeniami mechanicznymi

POWŁOKI CERAMICZNE I KWARCOWE Poprawa wyglądu, łatwiejsza pielęgnacja, ochrona przed UV, wysoka twardość

ul. Kurza 7, Szczecin | tel. 513 578 217 FB CarDetailingSzczecin



| KULINARIA |

#materiał partnerski

Nowe menu pizzerii Perseusz w myśl powiedzenia La Dolce Vita

oryginalnych składników sprowadzanych z Italii. Można to poczuć, szczególnie smakując pizzę parmeńską. Cienkie, delikatne ciasto, sos pomidorowy i surowa, długo dojrzewająca szynka parmeńska. Do tego świeże pomidory, rukola i parmezan. Sztandarowym daniem jest aglio olio w autorskiej wersji Perseusza, włoska pasta z pietruszką, czosnkiem, chilli i parmezanem (palce lizać!). Te pozycje zapewne pozostaną w menu na długo. Wiosną dołączają do nich nowe, lekkie przysmaki.

Ach słodkie życie, ach słodka pizza. A dokładnie czekoladowa pizza. Perseusz odświeża menu i wprowadza do karty niespodzianki. Okazja, aby skosztować ich wszystkich nadarzy się już 8 marca, w Dzień Kobiet. Choć kto potrzebuje okazji, jeśli chodzi o czekoladę? Perseusz Ristorante działa na Warszewie przy ulicy Rostockiej, jednak jego smaki są doskonale znane w centrum Szczecina, a nawet na Prawobrzeżu. Wszystkie dania powstają na bazie

62

Na początek wspomniana czekoladowa pizza. W karcie znajdziemy ją w kategorii - desery, pod nazwą Chocokiss. Tworzą ją: słodka śmietana, nutella, biała czekolada i owoce do wyboru - ananas, melon czy truskawki. Pozostając przy słodkościach, warto też mieć na uwadze, aby zapytać obsługę o dostępne ciasta. Te również czekają na deserowych fanów. Z kolei amatorzy zdrowej kuchni na pewno ucieszą się z sałatek. Grecka, Cezar, Tuna i Andromeda. Wszystkie warte spróbowania, ale ta, która kusi najbardziej, to oczywiście Andromeda. Gorgonzola, żurawina, orzechy, soczysty melon, winogrona, miks sałat i pomarańczowa oliwa z oliwek. Co tu dużo mówić - doskonała kompozycja smaków. Do lokalu można przyjść na szybki lunch, jak i na romantyczną randkę. Wystrój lokalu nawiązujący do śródziemnomorskich trendów sprzyja długim posiedzeniom. Do tego wszechobecna sztuka wprowadza przytulną atmosferę. Jak mówi menager - sztuka jest bardzo ważna dla zespołu Perseusza i jego gości. Tak jak dobre jedzenie, pozwala oderwać się od szarej rzeczywistości i przenieść w „inny świat”. Dzięki współpracy z Jackiem Karolczykiem i jego projektem „Sztuka u Fryzjera” na ścianach pizzerii goszczą obrazy artystów ze Szczecina i całego świata. Perseusza można odwiedzać siedem dni w tygodniu od 12 do 23. Dania można zamawiać również na dowóz! Smacznego!


Najlepszy catering w Szczecinie #reklama

biuro@catering4pory.pl | +48 603 863 989 FB @catering4pory | www.catering4pory.pl


fot. Marta Miszuk

| WYDARZENIA |

Otwarcie wystawy „Możesz uciec z bezkresnego środka, na sam dół góry” Do 10 kwietnia w Trafostacji Sztuki w Szczecinie można oglądać wystawę artystek i artystów z Polski i Berlina, którzy podjęli się tematu archiwum w ujęciu „żywego” medium. Twórcy podeszli do zagadnienia nie tylko w znaczeniu wizualnej formy wiedzy, ale także wytwarzanych w jej ramach sposobów komunikacji. Ich projekty przyciągnęły tłumy na otwarcie. Zestawione z sobą strategie artystyczne ukazują archiwum jako „ruchome” miejsce, podkreślając jego fizyczne istnienie, a także przestrzenną konstrukcję ucieleśniającą porządek, i nie odbierając mu przy tym charakteru fantazmatycznego. W ten sposób ujawniając możliwości podporządkowania historycznie narosłego i systematycznego wymiaru aktualnym pytaniom i wątpliwościom. (red)

64


#reklama


| WYDARZENIA |

fot. Andrzej Szkocki

Marnujmy mniej! Już po raz trzeci w Hali Odra szczecinianie mogli pozbyć się nadmiernej liczby swoich rzeczy w imię idei less waste i przy okazji wydarzenia o takiej właśnie nazwie. Na miejscu można było spotkać wystawców niekomercyjnych, jak i komercyjnych. Każdy mógł opróżnić szafę, ale też zakupić do niej coś nowego. Czekała odzież, buty, akcesoria, ceramiki i wiele innych. Każdemu przyświecało propagowanie niemarnowania w sposób lokalny i etyczny. Dodamy również, że pieniądze zebrane z opłat dla wystawców organizator przekarze na zakup karm dla zwierzaków w schroniskach. (red)

66


www.lastrico.pl Oferuje:

blaty kuchenne blaty łazienkowe parapety schody kominki elewacje nagrobki ul. Jasienicka 23, Police tel. 695 899 89, tel. 91 424 13 54 info@lastrico.pl find us on Facebook

Zapoznaj się z naszą wiosenną i wielkanocną ofertą!

Świeży ryneczek > warzywa i owoce > produkty zdrowe i ekologiczne > produkty wegańskie produkty bez cukru > produkty bez glutenu produkty dla dzieci > produkty wspierające odchudzanie, odporność, przy zwiększonym wysiłku fizycznym i przy walce ze stresem > kosmetyki i artykuły higieniczne ZAMÓW Z DOSTAWĄ

SKLEP STACJONARNY Szczecin, ul. Kwiatkowskiego 1/7 tel.: 509 333 565 e-mail: ekofruktolinka@gmail.com

SKLEP INTERNETOWY

/ekofruktolinka

www.fruktolinka.pl


fot. Andrzej Szkocki

| WYDARZENIA |

18. Wielka Gala Ślubna na hali Netto Arena Za nami największe i najstarsze targi ślubne na Pomorzu Zachodnim. Wydarzenie było skierowana do wszystkich par, które myślą o zawarciu związku małżeńskiego, narzeczonych, którzy są już na etapie organizacji ślubu i wesela, ale także druhen, drużb czy świadków. Na miejscu pojawili się przedstawiciele praktycznie wszystkich segmentów rynku. Od salonów sukni ślubnych, przez salony jubilerskie, po wypożyczalnie aut. Dla wszystkich uczestników organizator przygotował specjalną niespodziankę – organizer ślubny, stworzony specjalnie na tę okazję przez konsultantki ślubne z Lily Wedding Planner. Warto podkreślić, że Wielka Gala Ślubna, organizowana przez portal e-wesele.pl, to targi, w których co roku biorą udział mieszkańcy całego województwa. (red)

68


#reklama

G O L ENI ÓW

S Z CZ EC IN

] 91 487 04 82 | 511 965 329 modehpolmo.pl


Zapraszamy do współpracy osoby indywidualne oraz firmy. Oferujemy przewozy indywidualne oraz zorganizowanych grup na terenie całego kraju oraz UE. • • • • • •

krajowy i międzynarodowy przewóz osób usługa „Przesyłka Express” i „Przesyłka VIP” transfery na lotniska w Polsce i za granicą transfery marynarzy do portów i na statki wycieczki turystyczne i wyjazdy pobytowe przewóz pracowników

• wyjazdy na imprezy ololicznościowe w tym: wesela, komunie oraz chrzty, roczniceślubu, 18-stki, urodziny, imieniny, dyskoteki i inne zabawy taneczne, konferencje oraz firmowe imprezy integracyjne, wieczory kawalerskie i panieńskie, zawody sportowe, mecze, biegi uliczne, koncerty, stypy

Zapytaj nas o ofertę! e-mail: info@gregortransport.com, telefon: +48 501 289 037, SMS: +48 501 289 037

#reklama

Studio haftu komputerowego Dystrybucja odzieży Justyna Piotrowska Szanowni państwo przedstawiamy ofertę szytą na miarę- ubierzemy kompleksowo pracowników państwa firmy od stół do głów. Obsługujemy branżę budowlaną i remontową: kombinezony, odzież bhp, czapki, kaski, buty robocze, ogrodniczki, bluzy. Branżę hotelowo-gastronomiczną oraz spa: ręczniki, szlafroki, obrusy, pościel, koszulki, fartuchy, polary. Branżę medyczną :czapki, fartuchy, obuwie medyczne. Obsługujemy szkoły, przedszkola, żłobki: czapki, T-shirt, polo, fartuchy, mundurki, kamizelki odblaskowe. Obsługujemy drużyny, kluby i organizacje sportowe: dresy sportowe, obuwie sportowe, koszulki, spodenki. Wykonujemy hafty i nadruki na odzieży np. reklama firmy, imiona pracowników oraz haft okolicznościowy ;ślubne, imieninowe, jubileuszowe, z dedykacją, naszywki, emblematy. Współpracujemy z hurtowniami oraz producentami odzieży, mamy swoją szwalnię, oferujemy odzież wielu producentów w zależności od państwa preferencji. Jesteśmy ponad 10 lat na rynku, daje to państwu gwarancję wysokiej jakości świadczonych usług. Zapraszamy do kontaktu: Rrzemieślnicza 12 | 71-344 Szczecin | 0048 507 166 654 | haftszczecin@gmail.com | www.studiohaftu.pl



#reklama


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.