O D I NIA SJNA PA I Z SP
W
„Zwykłem mawiać, że wspinacze to najgorsza swołocz świata… ale ja ich znam, obracam się w tym towarzystwie od 35 lat i naprawdę ich uwielbiam” – wywiad z Marcinem „Kwaśnym” Kwaśniewskim, założycielem marki Milo i twórcą podlesickiego Trafo Base Camp. Marcin Kwaśniewski na drodze „Ruchy Niegodne Filozofa”. Fot. Wojtek Ryczer
wspinacza, to z Aldoną przejęliśmy go ochoczo. Bardziej w celach hobbystycznych, niż biznesowych. Ale już wtedy mieliśmy pomysł powiązania Transformatora z Podlesicami. W 2012 roku zburzyliśmy stary sklep i zaczęliśmy budowę Trafo, przenosząc na ten okres sklep do garażu sąsiadów. W 2014 roku Trafo rozpoczęło swoje istnienie.
CRAG magazine
Crag Magazine: Marcin, zacznijmy od początku – skąd w Twoim życiu wzięło się wspinanie? Marcin Kwaśniewski: To chyba siedziało w głowie… Pierwszy kontakt ze wspinaniem, który pamiętam, to pocztówki Poczty Polskiej ze wspinaczami, które ojciec kupił mojemu bratu i mnie w Dolinie Chochołowskiej. Był to środek lat sześćdziesiątych, bo byliśmy przedszkolakami. Musiało to na mnie wywołać olbrzymie wrażenie, jeśli do dziś to pamiętam. Drugi przygotowujący moment był po maturze. Czekając na wyniki egzaminów na studia, pojechałem w Tatry i w Pięciu Stawach zobaczyłem prawdziwych taterników. To mnie lekko zafascynowało. Już wtedy próbowałem się nawet z nimi dogadywać, żeby gdzieś razem pójść, ale musiałem wracać do Warszawy i nic z tego nie wyszło. Ostatecznie mój przyjaciel, z którym znamy się prawie 50 lat (poznaliśmy się w Warszawskim Klubie Narciarskim) – kolega Prąciak – wziął mnie rok później, pewnego październikowego dnia 1983 roku na podwarszawskie bunkry w Janówku. I chyba właśnie to, co tkwiło we mnie od tak dawna, eksplodowało i do dziś mnie trzyma.
Początkowo Trafo w Podlesicach nie wyglądało tak jak teraz. Opowiedz nam skąd w ogóle wziął się taki pomysł i ile czasu trwało rozwijanie Trafo do obecnego stanu? Pomysł powstał chyba z chęci wyprowadzki z miasta i stworzenia sobie takiej „bezpiecznej emeryturki”, czyli małego pensjonatu, który moglibyśmy prowadzić w miejscu najbardziej związanym ze wspinaniem, kiedy już wszystkie nasze dzieci pójdą w świat. Dziś to już 4 sezon działalności Trafo, a z planów spokojnej emeryturki niewiele zostało. W zeszłym roku nadarzyła się okazja do sprzedana Transformatora, z której trochę z żalem, ale jednak skwapliwie skorzystaliśmy – prowadzenie trzech firm zaczęło być dla nas obciążające i trzeba było z czegoś zrezygnować.
Kiedyś mieszkałeś w Katowicach i zarządzałeś legendarnym Transformatorem. Później pojawiło się Trafo w Podlesicach. Czy te miejsca są ze sobą powiązane? Jaką rolę odegrały one w Twoim życiu wspinaczkowym i nie tylko?
Trafo to nie tylko pensjonat, ale również restauracja i sklep wspinaczkowy. Twoimi klientami są głównie wspinacze. Jak prowadzi się biznes w polskim środowisku wspinaczkowym?
Tak, oba te obiekty są ze sobą oczywiście powiązane, tyle że pierwsze było Trafo w Podlesicach, choć wtedy jeszcze się tak nie nazywało. Przez zupełny przypadek i troszkę mimowolnie przejęliśmy ówczesny sklep wspinaczkowy w Podlesicach w 2010 roku. Odremontowaliśmy go i prowadziliśmy wraz z moją partnerką Aldoną, niespecjalnie się nim przejmując przez dwa kolejne sezony. W 2011 roku nadarzyła się okazja przejęcia Transformatora w Katowicach. A że posiadanie własnej ściany wspinaczkowej jest chyba marzeniem każdego
Hahaha – to jest piękne pytanie! Tak, naszymi klientami w sklepie oraz gośćmi w knajpie i hotelu są głównie wspinacze. Ale jest także dużo cyklistów, „normalnych” turystów i zwłaszcza ostatnio uprawiaczy jogi. Zwykłem mawiać, że wspinacze to najgorsza swołocz świata… ale ja ich znam, obracam się w tym towarzystwie od 35 lat i naprawdę ich uwielbiam. Pewnie dla kogoś spoza branży, prowadzenie takiego biznesu byłoby nie do 34