BÓG DAJE MI DOBRYCH LUDZI Na wstępie chciałem jeszcze raz podziękować Wam za zaangażowanie się w VII Bieg Charytatywny na rzecz osób chorych na SM. Jestem wdzięczny ks. bp. Marcinowi Makuli za pomysł i zorganizowanie biegu oraz zbiórki pieniędzy, która została przeznaczona na opłaty związane z moją rehabilitacją i opieką. Bardzo dziękuję za zaangażowanie młodzieży z parafii w Pszczynie, moim mieście, gdzie dorastałem. Bardzo wzruszające dla mnie i mojej rodziny było to, jak wiele osób biegło dla mnie i licytowało fanty podczas aukcji. Filmy, zdjęcia i relacje były bardzo budujące. Stwardnienie rozsiane staje się chorobą cywilizacyjną, która nadal
12
ks. Dawid Baron nie jest dokładnie opisana i nie ma opracowanego skutecznego jej leczenia. Dotyka wiele młodych osób w różnym stopniu. Postać mojej choroby nie jest typowa, ponieważ bardzo szybko postępuje. Przybliżę Wam moją osobę, żebyście mogli więcej wiedzieć, dla kogo w tym czasie biegliście. Stwierdzam, że pomimo obecnego stanu zdrowia, jestem wielkim szczęściarzem w życiu. Urodziłem się w rodzinie pastorskiej, w bardzo trudnych ekonomicznie i politycznie czasach, jako bliźniak urodzony przedwcześnie. Na świat ostatecznie przyszliśmy w Cieszynie, gdzie były jedyne w powiecie inkubatory. Mój upór do życia i zdobywania doświadczeń oraz wiedzy doprowadziły mnie do ukończenia dwóch uczelni. Zostałem magistrem pedagogiki w zakresie edukacji religijnej na Uniwersytecie Śląskim, a w późniejszym czasie ukończyłem wydział teologii Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej i zostałem ordynowany w 2010 roku w Poznaniu na księdza ewangelickiego. Pracowałem jako katecheta w szkołach na terenie parafii cieszyńskiej, później w Katowicach,
Częstochowie, w Sopocie i od 2012 roku w parafii w Krakowie. W 2009 roku, po długim czasie narzeczeństwa, pobraliśmy się z moją żoną Karoliną. W Krakowie w 2014 roku przyszedł na świat nasz ukochany syn Jakub. Wszystko układało się spokojnie, skromnie, aż do momentu, kiedy w czasie pasyjnym 2016 roku po nic nieznaczącym upadku na spacerze, poczułem dziwne dolegliwości, takie jak drętwienie rąk, nóg, zmęczenie… lekarze nie od razu zdiagnozowali u mnie chorobę. Słyszałem, że tak młody człowiek nie choruje i wszystko przejdzie samo. Moje złe samopoczucie i neurologiczne dolegliwości, których nie umiałem wcześniej nazwać, sprawiły, że zmieniłem swój tryb życia i lekarza. Zacząłem uprawiać sport i stosować dietę wegańską, rzuciłem wszelkie używki. W 2017 roku, przy typowej infekcji (katar, stan podgorączkowy) doznałem prawdopodobnie rzutu choroby: straciłem czucie w lewej ręce i nodze. Żona wezwała pogotowie. Wykluczyliśmy udar. Trafiłem do szpitala na ponad dwa tygodnie i wtedy w listopadzie zdiagnozowano u mnie chorobę Stwardnienia Rozsianego. Wiadomość przekazana przez lekarza była dla nas szokująca i była wielką niewiadomą, nikt w naszym otoczeniu nie chorował na SM. Nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać i jakie kroki podjąć. Po pobycie w szpitalu okazało się, że skutkiem rzutu choroby była opadająca lewa stopa oraz znaczne osłabienie lewej ręki. Pojawiły się trudności z grą na instrumentach, poruszaniem się, wszystko było okupione wielkim zmęczeniem i strachem, co się dzieje z moim organizmem. Znalazłem się pod opieką dr Moniki na oddziale neurologicznym w szpitalu uniwersyteckim w Krakowie, skąd dostałem się do poradni Stwardnienia Rozsianego. Pani doktor podjęła się dokładnej diagnostyki. Wykluczała różne choroby związane z ogólnie nazwaną polineuropatią. Kilkakrotnie wykluczano boreliozę, choro-
Rok XV nr 1 (74) luty–marzec 2022