www.zbiam.pl
Focke-Wulf Fw 200 C
Plaga Atlantyku
3/2023
Maj-Czerwiec cena 23,50 (VAT 8%) INDEX 407739 ISSN 2450-2480
W NUMERZE:
Walki Frontu Południowego 1941
W przeciwieństwie do kontrnatarcia pod Moskwą, kontrofensywa pod Rostowem pozostaje mało znana. Trudno się jednak temu dziwić, jako że znaczenie tego przeciwuderzenia było zupełnie inne, nie wchodziły w grę losy stolicy ZSRR…
Opancerzony pojazd rozpoznawczy BRDM
Zapewne najbardziej udanym pomysłem było przystosowanie pojazdu BRDM do montażu wyrzutni przeciwpancernych pocisków kierowanych. PPK pierwszej generacji były bowiem zbyt duże i ciężkie, aby odpalać je z wyrzutni przenośnych…
ISSN 2450-2480 Index 407739
Zespół Badań i Analiz Militarnych
WWW.ZBIAM.PL
PORTAL INFORMACYJNY
CZASOPISMA SPECJALISTYCZNE
RAPORTY SPECJALNE I ANALIZY
zbiam.pl
Na okładce: samolot Fw 200 Condor. Rys. Jarosław Wróbel
INDEX 407739
ISSN 2450-2480
Nakład: 14,5 tys. egz.
Redaktor naczelny
Jerzy Gruszczyński jerzy.gruszczynski@zbiam.pl
Redakcja techniczna
Dorota Berdychowska dorota.berdychowska@zbiam.pl
Korekta
Stanisław Kutnik
Współpracownicy
Władimir Bieszanow, Michał Fiszer, Tomasz Grotnik, Andrzej Kiński, Leszek Molendowski, Marek J. Murawski, Tymoteusz Pawłowski, Tomasz Szlagor
Wydawca
Zespół Badań i Analiz Militarnych Sp. z o.o.
Ul. Anieli Krzywoń 2/155
01-391 Warszawa office@zbiam.pl
Biuro
Ul. Bagatela 10/17
00-585 Warszawa
Dział reklamy i marketingu
Andrzej Ulanowski andrzej.ulanowski@zbiam.pl
Dystrybucja i prenumerata office@zbiam.pl Reklamacje office@zbiam.pl
Prenumerata
realizowana przez Ruch S.A:
Zamówienia na prenumeratę w wersji papierowej i na e-wydania można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl
Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: prenumerata@ruch.com.pl
lub kontaktując się z Telefonicznym
Biurem Obsługi Klienta pod numerem: 801 800 803 lub 22 717 59 59
– czynne w godzinach 7.00–18.00.
Koszt połączenia wg taryfy operatora.
Copyright by ZBiAM 2023
All Rights Reserved.
Wszelkie prawa zastrzeżone Przedruk, kopiowanie oraz powielanie na inne rodzaje mediów bez pisemnej zgody Wydawcy jest zabronione. Materiałów niezamówionych, nie zwracamy. Redakcja zastrzega sobie prawo dokonywania skrótów w tekstach, zmian tytułów i doboru ilustracji w materiałach niezamówionych. Opinie zawarte w artykułach są wyłącznie opiniami sygnowanych autorów. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczonych ogłoszeń i reklam. Więcej informacji znajdziesz na naszej nowej stronie: www.zbiam.pl
www.facebook.com/wojskoitechnikahistoria 3 Vol. IX, nr 3 (45) Maj-Czerwiec 2023; Nr 3 W NUMERZE: Walki Frontu Południowego 1941 Opancerzony pojazd rozpoznawczy BRDMpod Rostowem pozostaje mało inne, nie wchodziły w grę losy pojazdu BRDM do montażu wy-ciężkie, aby odpalać je wyrzutni 3/2023 3/2023 www.zbiam.pl Maj-Czerwiec cena 23,50 (VAT 8%) ISSN 2450-2480 Focke-Wulf Fw 200 C Plaga Atlantyku ISSN 2450-2480 Index 407739 w numerze: Sebastian Hassa Okręty podwodne typu Gato, Balao i Tench (3) 66 MONOGRAFIA MORSKA Jacek Fiszer, Jerzy Gruszczyński Walki Frontu Południowego w 1941 r. 4 BITWY I KAMPANIE Marek J. Murawski Samolot Focke-Wulf Fw 200 (2) 20 MONOGRAFIA LOTNICZA Tomasz Szulc Kołowy opancerzony pojazd rozpoznawczy BRDM 34 MONOGRAFIA PANCERNA Krzysztof Janowicz Bitwa powietrzna na Łuku Kurskim 1943 (1) 50 WOJNA W POWIETRZU Waldemar Nadolny Tajemniczy moździerz kal. 200 mm dla Marynarki Wojennej II RP 94 ARTYLERIA Tymoteusz Pawłowski Rozwój broni strzeleckiej. W przededniu Wielkiej Wojny (2) 78 BROŃ STRZELECKA Piotr Butowski Radzieckie myśliwce pasożytujące 92 LOTNICTWO
Walki Frontu Południowego w 1941 r.
Latem 1941 r. naprzeciw sowieckiego Frontu Południowego stanęła niemiecka 11. Armia oraz rumuńskie 3. Armia i 4 Armia. Nie było tu niemieckich grup pancernych, za to Rosjanie mieli „na papierze” trzy korpusy zmechanizowane, czyli sześć dywizji pancernych i trzy dywizje zmotoryzowane. Pozwoliło to Armii Czerwonej na bardziej uporczywą obronę, niż na północy. Ale i tak do końca lipca Niemcy i ich sojusznicy przekroczyli Dniestr, a do końca sierpnia – Dniepr. Do końca roku Niemcy osiągnęli wschodnie granice Ukrainy. Ale tu spotkali się z sowieckim przeciwuderzeniem. 28 listopada Armia Czerwona ponownie zajęła Rostów nad Donem. Była to pierwsza udana, duża sowiecka kontrofensywa w II wojnie światowej.
Morze Czarne miało dla Związku Sowieckiego wielkie znaczenie, stąd Flota Czarnomorska musiała być zdolna do przeciwstawienia się marynarkom wojennym Rumunii, Bułgarii i Turcji. Głównym zadaniem Floty Czarnomorskiej było zapewnienie swobody żeglugi sowieckiej na Morzu Czarnym oraz przez cieśniny, Bosfor i Dardanele.
Ale właściwie co to była za żegluga? Do 1930 r. była minimalna. Dopiero w tym roku sowiecka wymiana towarowa osiągnęła poziom nieco ponad 45 proc. poziomu handlu zagranicznego Rosji z 1913 r. We wzmiankowanym 1930 r. (i później) 40 proc. wymiany towarowej ZSRR była prowadzona z Niemcami, a zatem drogami lądowymi. Na drugim miejscu z wynikiem nieco ponad 19 proc. były Stany Zjednoczone, do których eksportowano głównie płody rolne i produkty spożywcze, natomiast odbierano maszyny i obrabiarki. Handel z USA był prowadzony głównie przez Morze Czarne, bowiem to jednak Ukraina była zasobna w produkty
spożywcze i stąd je głównie eksportowano – przede wszystkim poprzez port w Odessie. Udział produktów rolnych i żywnościowych spadł w eksporcie sowieckim w 1936 r.
do 20 procent. Nadal jednak wywożono takie towary jak: drewno, półprefabrykaty metalowe i blachy, konstrukcje stalowe, nawozy, produkty przemysłu chemicznego, no i oczywiście produkty przetwórstwa ropy naftowej. Część z tych towarów nadal wysyłano do Stanów Zjednoczonych, głównie nawozy i produkty przemysłu chemicznego. Sprowadzano natomiast głównie obrabiarki, półprodukty dla przemysłu samochodowego i kolejowego oraz rodzącego się właśnie przemysłu elektronicznego.
A do jakich innych krajów pływały statki z Morza Czarnego? Do niewielu. Państwa Morza Śródziemnego były raczej ZSRR nieprzyjazne, nie prowadzono z nimi ożywionego handlu. Na trzecim miejscu wśród sowieckich partnerów handlowych była Mongolia (6 proc. wymiany) i te trzy wymienione
Fiszer,
Jacek
Jerzy Gruszczyński
4
Wojska rumuńsko-niemieckie w trudnym terenie w Besarabii. Przeprawa taborów konnych przez rzekę; lipiec 1941 r.
Samolot Focke-Wulf Fw 200
Wojskowe wersje samolotu komunikacyjnego Fw 200 Condor są przede wszystkim znane z udziału w bitwie o Atlantyk. Stanowiły wyposażenie pułku bombowego KG 40 zwalczającego alianckie konwoje kierowane do Wielkiej Brytanii oraz wykonującego rozpoznanie na rzecz niemieckich okrętów podwodnych.
Pierwszym prototypem wojskowej wersji Condora, Fw 200 C, został samolot Fw 200 B-1, W.Nr. 0002, który otrzymał oznaczenie prototypowe V11. Maszynę wyposażono w wannę pod kadłubem, w której umieszczono dwa stanowiska strzeleckie (po jednym z tyłu – C-Stand i z przodu – D-Stand) oraz komorę bombową na cztery bomby SC 250 o wagomiarze 250 kg. Na grzbiecie kadłuba zabudowano dwa stanowiska strzeleckie, tuż za kabiną pilota
A-Stand, a w tylnej części B-Stand. Dodatkowo istniała możliwość montowania w bocznych okienkach w tylnej części kadłuba po jednym karabinie maszynowym MG 15 kal. 7,92 mm (z prawej strony E-Stand, z lewej F-Stand), które obsługiwał radiooperator. Pod gondolami zewnętrznych silników można było podwiesić po jednej bombie SC 250, a na dwóch wyrzutnikach ETC 250 umieszczonych przy połączeniach płatów z kadłubem jeszcze po jednej. Samolot napędzały cztery silniki gwiazdowe BMW 132 o mocy maksymalnej 830 KM każdy. Załoga liczyła pięć osób. Wyposażenie radiowe składało się z urządzeń FuG 10, Peil G V i FuBl. 1. Pierwszym wariantem seryjnym był Fw 200 C-1, który zbudowano w ilości 10 egzemplarzy. Sześć samolotów Fw 200 C-1 używano do testów z torpedami lotniczymi LF 5 F. Próby przeprowadzone na poligonie Großenbrode nie dały jednak zadowalających rezultatów.
Kolejnym wariantem był Fw 200 C-2 zbudowany w ilości ośmiu samolotów: W.Nr. 0014 do 0018 i 0022 do 0024. Instalowano w nich wyrzutniki bombowe PVC w miejsce ETC. Pozwoliło to na zwiększenie
ładunku bombowego do 2900 kg. Zmieniono również nieco, kształt osłon silników. W przedniej części wanny pod kadłubem, w miejsce karabinu maszynowego MG 15 kal. 7,92 mm montowano automatyczne działko lotnicze MG FF kal. 20 mm umieszczone w lawecie typu Ikaria.
Wersja Fw 200 C otrzymała początkowo nazwę Kurier, dlatego też utworzona 10 października 1939 r. eskadra 1./KG 40, której dowództwo objął Hptm. Petersen, nazwana została, dla zamaskowania rzeczywistego przeznaczenia, „Kurier-Staffel”. Pierwszymi samolotami, które trafiły na jej wyposażenie w celach szkoleniowych, były Fw 200 V2 i S3, które w grudniu 1939 r. otrzymały oznaczenia kadłubowe F8+GH i F8+HH.
10 kwietnia 1940 r. eskadrę 1./KG 40 przebazowano na zajęte lotniska w Danii. Wczesnym rankiem 15 kwietnia pojedynczy Fw 200 wykonał lot rozpoznawczy w rejon Narwiku, gdzie zlokalizował szesnaście statków zaopatrzeniowych, pięć transportowców wojska i jeden krążownik oraz jeszcze jeden krążownik i kilka niszczycieli w pobliskim Vestfjord. Trzy dni później klucz Condorów zaatakował znajdujący się we fiordzie na północ od Tromsø lotniskowiec HMS Furious, jedna z bomb spadła tuż przy jego burcie uszkadzając śrubę. 21 kwietnia jednostka straciła jeden samolot. Z wieczornego lotu rozpoznawczego w rejonie Narwiku nie powrócił samolot, który pilotował Oblt. Beckhaus.
O godzinie 9:00 w dniu 25 maja powracający z patrolu myśliwiec brytyjski Gloster Gladiator, N5705, który pilotował F/O Grant-Ede zauważył nad morzem, w odległości 16 km na północ od Harstad czterosilnikowy samolot, który rozpoznał jako Ju 90. W rzeczywistości był to Fw 200 z 1./KG 40, który wykonywał lot rozpoznawczy w rejonie wyspy Dyrøy. Angielski pilot z uwagi na brak paliwa nie mógł pozwolić sobie na pościg za przeciwnikiem i z dużej odległości
Marek J. Murawski
2 20
Samolot Fw 200 C-1, W.Nr. 0002, BS+AG podczas testów; zima 1940/41 r.
Kołowy opancerzony pojazd rozpoznawczy BRDM
Pierwszy radziecki produkowany seryjnie transporter opancerzony BTR-40 jest obecnie niemal zupełnie zapomniany. Tymczasem była to maszyna całkiem udana: prosta, niezawodna, uniwersalna i dysponująca potencjałem modernizacyjnym. Pojazd był nieco zbyt mały, jak na transporter piechoty, ale świetnie nadawał się na maszynę rozpoznawczą. Wojskowi szybko zauważyli jednak jego najpoważniejszą wadę: wskutek odgórnej decyzji, narzucającej konstruktorom maksymalne wykorzystanie podzespołów terenowego samochodu ciężarowego GAZ-63 transporter miał umiarkowane walory terenowe – grzązł w rowach, zawieszał się na nierównościach terenu… Kolejną słabością był silnik GAZ-40 – wystarczający dla ciężarówki, ale zbyt słaby dla wozu bojowego. Wojskowi uznali także, że pojazdy rozpoznawcze koniecznie powinny dysponować możliwością pokonywania przeszkód wodnych wpław.
Konstruktorzy BTR-a-40 próbowali wyeliminować niedoskonałości konstrukcji i sprostać nowym wymaganiom, ale okazało się to niemal nierealne. Przemysł silnikowy, mimo obietnic i decyzji rządowych nie był w stanie zaprojektować odpowiedniego silnika, a pomysł opracowania w krótkim czasie odpowiedniej jednostki napędowej siłami samochodowego biura konstrukcyjnego był zupełnie nierealny. Znaczącą poprawę przekraczalności terenu mogło przynieść tylko odejście od układu 4x4, a to oznaczało koniec unifikacji z GAZ-em-63. Największym problemem okazało się zapewnienie pojazdowi pływalności. Samo uszczelnienie kadłuba nie wystarczyło, problem stanowiło zapewnienie jego stateczności w wodzie. Je -
dynym rozwiązaniem okazało się skonstruowanie od podstaw nowego kadłuba. Tak też postąpiono, otwierając w ten sposób drogę zupełnie nowej konstrukcji.
Niezależnie od rezygnacji z głębokiej modernizacji już produkowanego transportera na rzecz zupełnie nowej konstrukcji, nadano tej ostatniej oznaczenie GAZ-40P (BTR-40 nosił fabryczne oznaczenie GAZ-40), gdzie litera P oznaczała „pławajuszczij”, czyli pływający. Niewykluczone, że była to biurokratyczna sztuczka, praktykowana dość często w ZSRR. Gdyby konstruktorzy zgłosili chęć opracowania od podstaw nowego wozu bojowego, decyzja o rozpoczęciu prac i ich finansowaniu musiałaby zostać zaaprobowana na najwyższym szczeblu, oczywiście, po przeprowadzeniu czasochłonnych procedur z udziałem
MONOGRAFIA PANCERNA
Tomasz Szulc
34
BRDM pierwszych serii produkcyjnych jeszcze z odkrytym przedziałem bojowym i przednim pancerzem spawanym z giętych blach.
Bitwa powietrzna na Łuku Kurskim 1943
Klęska pod Stalingradem była olbrzymim szokiem dla niemieckiego kierownictwa wojskowo-politycznego, które zrozumiało, że mimo poniesionych ogromnych strat Rosjanie nie zamierzali się poddać. Co więcej liczebność ich wojsk rosła z miesiąca na miesiąc, wyposażenie było coraz nowocześniejsze, a dowódcy i żołnierze zdobywali doświadczenie w bojach. Należało natychmiast złamać kręgosłup Armii Czerwonej w bezpośrednim starciu zanim będzie ona zbyt silna do pokonania i mogłaby przejąć inicjatywę strategiczną.
Na początku 1943 r. oprócz zniszczenia
6. Armee w Stalingradzie Armia Czerwona przeprowadziła kilka innych udanych operacji zaczepnych na Północnym Kaukazie, Górnym Donie, w rejonie Leningradu i Wielkich Łuków. Były to jednak sukcesy tylko o zasięgu lokalnym, których realizacja była możliwa przede wszystkim z powodu ostrej zimy. Rosjanie odepchnęli niemieckie wojska o setki kilometrów do tyłu. 29 stycznia wojska Frontu Południowo-Zachodniego i Frontu Woroneskiego uderzyły na Grupę Armii „Don” chcąc odbić Zagłębie Donieckie. Początkowo przełamano niemieckie linie obronne wyzwalając miasta Charków, Kursk, Biełgorod, Woroszyłowgrad oraz Izium. Jednak oddziały Wehrmachtu pod dowództwem feldmarszałka Ericha von Mainsteina odpowiedziały im bardzo szybko. Wykorzystując błędy Najwyższego Naczelnego Dowództwa (Stawki), Sztabu Generalnego Armii Czerwonej oraz dowódców frontów, wykonały one potężne kontrnatarcie z rejonu Lubotynia i 16 marca odbiły Charków, a dwa dni później Biełgorod. Tak ukształtowało się południowe skrzydło Łuku Kurskiego.
Do końca marca Wehrmachtowi udało się ustabilizować sytuację i wokół Kurska
powstało wybrzuszenie, które idealnie nadawało się do wzorcowego manewru odcinającego czyli dwukierunkowego, zbieżnego uderzenia w celu zamknięcia w okrążeniu i zniszczenia wojsk sowieckich. Teraz, gdy sytuacja w rejonie Kurska się ustabilizowała, obie strony zaczęły przygotowywać swoje wojska do decydującego starcia.
Planując kolejne działania na froncie wschodnim Adolf Hitler i jego generałowie stali przed trudnym zadaniem. Nie tylko chcieli wziąć rewanż za klęskę w Stalingradzie, odrodzić zachwiane morale wojska i ludności Niemiec, ale również podnieść nadwyrężony prestiż III Rzeszy w oczach swoich sojuszników.
Niemcy sądzili, że straty poniesione przez Armię Czerwoną w poprzednich bitwach trudno będzie Rosjanom uzupełnić, więc niemieckie dowództwo nakazało przygotowania do letniej ofensywy. Planowana operacja zaczepna, z którą wiązano tak duże nadzieje i od której zależały daleko idące plany, otrzymała kodową nazwę „Cytadela”. Po Moskwie i Stalingradzie miała to być kolejna rozstrzygająca bitwa frontu wschodniego.
Sowiecki myśliwiec Ławoczkin Ła-5F wprowadzony do służby wiosną 1943 r. Głowę pilota chroniła płyta ze szkła pancernego o grubości 66 mm, a uzbrojenie składało się z dwóch działek kal. 20 mm. Ła-5F osiągał prędkość 590 km/h na wysokości 6200 m.
Krzysztof Janowicz
1 50
Okręty podwodne typu Gato, Balao i Tench
Po zakończeniu II wojny światowej przed siłami podwodnymi Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych postawiono szereg nowych zadań, które wymusiły budowę nowych okrętów oraz adaptację już istniejących konstrukcji do nowych realiów. Trzecia i ostatnia część monografii przybliża powojenne modernizacje okrętów podwodnych typu Gato, Balao i Tench pozostających w służbie w US Navy.
Wraz z zakończeniem działań wojennych na Pacyfiku siły podwodne US Navy rozpoczęły proces demobilizacji i przejścia na stopę pokojową. Okręty przebywające w morzu lub w bazach na Pacyfiku zostały skierowane do portów na kontynencie, gdzie zbędny już personel został odesłany do cywila, a same jednostki w zależności od rozkazów zostały wycofane ze służby, odstawione do rezerwy lub też skierowane do nowych dywizjonów operacyjnych. Jeszcze w 1945 r. US Navy pożegnała pamiętające I wojnę światową okręty podwodne typów O, R i S, niewiele młodsze serii V oraz dwa zaledwie kilkuletnie okręty typu Mackerel (Mackerel i Marlin). Marynarka nie wiązała większych nadziei również ze zbudowanymi w latach trzydziestych jednostkami typów Porpoise, Sargo, Salmon i Tambor. Najbardziej zużyte wojenną służbą zostały sprzedane do rozbiórki, bądź też wyznaczone do niechlubnej roli celów w trakcie ćwiczeń morskich. Będące w lepszym stanie
technicznym zostały zdegradowane do roli stacjonarnych jednostek treningowych rezerwistów. Większość tych ostatnich została wycofana i sprzedana na żyletki przed końcem dekady. Chociaż, zdarzyły się wyjątki: Seal, Tambor i Gar w nowej roli dotrwały aż do końca lat pięćdziesiątych.
Najwięcej kontrowersji budziła przyszłość jednostek typów Gato, Balao i Tench. Najmłodsze okręty podwodne w arsenale Stanów Zjednoczonych, zbudowane w celu wygrania wojny na Pacyfiku, w momencie zakończenia działań wojennych miały za sobą maksymalnie cztery lata służby. Były to jednostki duże, silnie uzbrojone i dobrze wyposażone. Niemniej, korzeniami tkwiły w latach trzydziestych. W obliczu gwałtownego postępu w broni podwodnej, jaki dokonał się w pierwszej połowie lat czterdziestych, w oczach decydentów i oficerów broni podwodnej były już przestarzałe. Do 1948 r. większość okrętów typu Gato została odstawiona do rezerwy. Podobny los spotkał po-
łowę „gruboskórnych” okrętów typów Balao i Tench. Los zakonserwowanych jednostek pozostawał, delikatnie mówiąc, niepewny. Z jednej strony marynarka dalekowzrocznie magazynowała broń, która mogła się okazać użyteczna w konflikcie z mniej zaawansowanym technicznie przeciwnikiem, na którego wyrastał Związek Sowiecki. Z drugiej strony, zdawano sobie sprawę, że konieczna jest budowa nowej generacji okrętów podwodnych, w których konstrukcji można wykorzystać jak najwięcej z doświadczeń wojennych oraz najnowsze zdobycze techniki.
Powojenna redukcja budżetu Departamentu Obrony, nie pozwalała na równoczesną budowę odpowiedniej ilości nowych jednostek w krótkim okresie czasu. Tym bardziej, że siły podwodne miały zostać przekształcone w formację bardziej elastyczną, zdolną do atakowania celów nawodnych, podwodnych i lądowych, a także realizacji zadań wywiadowczych, rozpoznawczych oraz wsparcia operacji specjalnych. Różnorodność zadań,
Sebastian Hassa
3 66
Pomodon po zakończeniu przebudowy w czerwcu 1947 r. Zwraca uwagę hydrodynamiczny kształt kadłuba i obudowy kiosku. W czasie prób okręt rozpędził się do 18,2 węzła w zanurzeniu.
Rozwój broni strzeleckiej w przededniu Wielkiej Wojny
Proch bezdymny pojawił się w światowych arsenałach w 1886 r. i zmienił zasady konstrukcji broni strzeleckiej i artyleryjskiej. Zmienił również zasady taktyczne, ale musiało minąć naprawdę wiele lat, żeby te zmiany się wykrystalizowały. Gdy w 1914 r. wybuchła Wielka Wojna, okazało się, że doświadczenia techniczne i taktyczne zdobywane przez poprzednie 28 lat prowadziły z reguły do błędnych wniosków.
Na przełomie XIX i XX wieku postęp w rozwoju broni palnej – zarówno ręcznej, jak i artyleryjskiej – był tak szybki, że obawiano się powszechnie, że któreś z mocarstw może zyskać olbrzymią przewagę jednym tylko wynalazkiem. Znajdowało to swoje odbicie w kulturze popularnej, bowiem wiele ówczesnych powieści sensacyjnych – a później również filmów – opowiadało o próbie wykradzenia konstrukcji strzeleckich. Miało to również swoje odbicie w rzeczywistości: w 1894 r. Francuzi aresztowali kapitana Alfreda Dreyfusa, oskarżyli go o szpiegostwo, skazali na długoletnie więzienie, po kilku latach zaś – i olbrzymiej dyskusji, która podzieliła francuskie społeczeństwo – ostatecznie uniewinnili. Afera Dreyfusa była najprawdopodob-
2
niej grą wywiadowczą, polegającą na przekazaniu Niemcom planów haubicy 120 mm modèle 1890 systemu Baqueta i nowej organizacji artylerii, a skazanie Dreyfusa miało udowodnić Berlinowi, jak poważnym ciosem dla Paryża była „utrata” tajnych planów.
Francuska intryga polegała na przekonaniu Niemców, że podstawą francuskiej artylerii będzie haubica systemu Baqueta, działa prowadzącego ogień stromotorowy, zoptymalizowanego do niszczenia wroga znajdującego się w umocnieniach. Mając tę wiedzę Niemcy mieliby unikać działań defensywnych i fortyfikacji, zamiast tego wybierając ofensywę, a przynajmniej działania w polu. Tymczasem Francuzi zamierzali oprzeć swoją artylerię polową na szybkostrzelnej armacie zoptymalizowanej do niszczenia ogniem na wprost nadchodzącego przeciwnika. Nad działem takim pracowano od kilku lat i ostatecznie zostało one wdrożone do służby jako Matériel de 75 modèle 1897, choć w Polsce lepiej znane jest jako 75 mm armata wzór 1897 systemu Schneidera.
Wojna niemiecko-francuska nie wybuchła jednak tak szybko, jak się spodziewano, a gdy do niej doszło w 1914 r., okazała się mieć zupełnie inny charakter. Przez ten czas francuskie plany wojenne ewoluowały z defensywnych do ofensywnych, a wywiadowcza intryga, w której ucierpiał Dreyfus, okazała się mało istotna. Co więcej, chociaż „75” była doskonałym działem, to w warunkach wojny okopowej lepiej sprawdzały się haubice, których Francuzi mieli zbyt mało. Było to za-
skoczeniem, bowiem z reguły to postęp techniczny w artylerii – przede wszystkim zwiększanie zasięgu – powodował zmiany w taktyce i organizacji piechoty. Tym razem było odwrotnie: postęp w rozwoju broni strzeleckiej sprawił, że u progu Wielkiej Wojny organizacja artylerii – nie tylko u Francuzów – zdawała się anachroniczna.
Rewolwer, którym zamordowano prezydenta USA Williama McKinleya. Podpis nie jest błędem, firma Johnson reklamowała tę broń jako Safety Automatic Pistol. W tym przypadku „automatic” oznaczało automatyczne wyrzucanie pustych łusek z bębna.
Nowoczesna amunicja i broń krótka
W 1886 r. Francuzi zaczęli produkować proch bezdymny, ale wkrótce produkowali go także inni. Do tej pory produkcja amunicji wyglądała tak, że pocisk osadzano w łusce, której wnętrze było wypełnione niemal „pod korek”
BROŃ STRZELECKA
78
Tymoteusz Pawłowski
Radzieckie myśliwce pasożytujące
Jak zapewnić samolotom bombowym dalekiego zasięgu osłonę na trasie lotu, daleko od własnych baz i poza zasięgiem myśliwców? Rozwiązaniem przez pewien czas były myśliwce pasożytujące. To niezbyt eleganckie określenie oznacza samoloty myśliwskie, jakie bombowce zabierały ze sobą dosłownie niosąc je na własnym grzbiecie.
Wlatach 30. ub. wieku zespół Władimira
Wachmistrowa zbudował kilka wariantów systemu Zwieno składającego się z bombowca ciężkiego Tupolewa TB-1 lub TB-3, przenoszącego od jednego do pięciu samolotów myśliwskich. Pierwszy udany start takiej kombinacji w wersji Zwieno-1 z dwusilnikowym bombowcem TB-1 niosącym na górnej powierzchni skrzydła dwa myśliwce I-4 nastąpił 31 grudnia 1931 r. W wersji Zwieno-2, jaka wystartowała w sierpniu 1934 r., użyto bombowca z czterema silnikami TB-3 i trzech myśliwców I-5, a w wersji Zwieno-3 dwupłatowe myśliwce
zastąpiono jednopłatami I-Zet. Rozmieszczenie myśliwców na górnej powierzchni skrzydła bombowca nie było udane. Start okazał się trudny, a „lądowanie” – jeszcze trudniejsze. Dlatego w kolejnych wariantach Zwieno myśliwce zawieszano pod skrzydłem.
Wersja Zwieno-5 (nie było numeru 4) to bombowiec TB-3 z jednym myśliwcem I-Zet podwieszonym pod kadłubem; myśliwiec startował oddzielnie i zaczepiał się pod nosicielem już w locie. Zwieno-6 z sierpnia 1935 r. to TB-3 z dwoma samolotami myśliwskimi I-16 podwieszonymi pod skrzydłem. Wreszcie, 20 listopada 1935 r. wzbił się w powietrze największy zestaw, nazywany Awiamatka, z pięcioma myśliwcami. Bombowiec TB-3 startował z dwoma I-5 przymocowanymi na górnej powierzchni skrzydła i dwoma I-16 podwieszonymi pod skrzydłem, a już w locie pod kadłub zaczepiał się jeden I-Zet. Ostatnim wariantem był Zwieno-7 z listopada 1939 r., z trzema myśliwcami I-16, które startowały samodzielnie i podwieszały się pod bombowcem TB-3 już w locie.
Jeden z wariantów Zwieno został realnie użyty w działaniach bojowych w czasie II wojny światowej. Był to Zwieno-SBP (Sostawnoj Pikirujuszczij Bombardirowszczik),
jaki powstał jeszcze w lipcu 1937 r. W odróżnieniu od pozostałych wariantów, w SBP myśliwce nie służyły do osłony formacji bombowców, ale same były stosowane jako bombowce. Zestaw składał się z czterosilnikowego TB-3 niosącego pod skrzydłem dwa I-16 uzbrojone każdy w dwie bomby po 250 kg. Całość ważyła 22 t; zestaw osiągał maksymalną prędkość 230 km/h (lub 268 km/h w mało realnym przypadku pracy silników wszystkich trzech samolotów) i zasięg 2500 km. W 1940 r. zbudowanych zostało pięć zestawów Zwieno-SPB, które służyły w bazie lotnictwa Floty Czarnomorskiej w Jewpatorii. 26 lipca 1941 r. SBP po raz pierwszy uczestniczyły w misji bojowej. Cztery I-16 wyczepiły się z dwóch TB-3 i zbombardowały składy ropy w Konstancy w Rumunii. Łącznie w latach 1941-42 zestawy SBP wykonały kilkadziesiąt misji bojowych. Potem do uzbrojenia lotnictwa radzieckiego weszły nowe bombowce i myśliwce, wobec czego użycie Zwieno straciło sens.
W drugiej połowie lat 40., Sowieci postanowili zapewnić osłonę swoim bombowcom Tupolew Tu-4 (kopia amerykańskiego Boeing B-29) przez myśliwce MiG-15 ciągnięte na holu. 22 lutego 1949 r. uchwała rządowa poleciła OKB-115 Aleksandra Jakowlewa stworzenie systemu holowania myśliwców za bombowcami, nazwanego Burłaki (burłacy to w starej Rosji bardzo silni mężczyźni zajmujący się ciągnięciem z brzegu łodzi płynących po rzekach). Według konstruktorów, ich system miał mieć wiele przewag nad robionymi w tym samym czasie systemami amerykańskimi. W USA pracowano nad systemem z trzema myśliwcami McDonnell XP-85 przenoszonymi wewnątrz komory bombowej bombowca Convair B-36, który ostatecznie okazał się zbyt skomplikowany. W radzieckimi rozwiązaniu nie było potrzebne konstruowanie specjalnego myśliwca, bowiem urządzenia mogły być zainstalowane na dowolny samolot. Bombowiec holujący mógł zabrać pełny ładunek bomb i paliwa, bowiem startował oddzielnie; połączenie następowało dopiero
Piotr Butowski
92
W skład systemu Zwieno-SPB wchodził bombowiec ciężki TB-3 i dwa myśliwce I-16 uzbrojone w bomby 250 kg, do zrzutu z lotu nurkowego.
Waldemar Nadolny
Tajemniczy moździerz kal. 200 mm dla Marynarki Wojennej II RP
Ci Czytelnicy, którzy mieli czy nadal mają okazję przeglądać zasoby archiwalne nie raz spotkali się z dokumentami, które często zawierały informacje na tematy zupełnie im do tej pory nieznane. Właśnie jeden z takich dokumentów stał się przyczynkiem do napisania tego – co prawda krótkiego – artykułu na temat uzbrojenia, o którym niewiele a nawet nic do tej pory nie wiedziano. Autor ma nadzieję, że poniższy tekst stanie się przyczynkiem do dalszej dyskusji na temat tu poruszony i możliwe, że uda się wspólnie ustalić więcej szczegółów.
Pod koniec kwietnia 1937 r. w Kierownictwie Marynarki Wojennej złożył wizytę Andrzej Rudnicki reprezentujący francuską firmę Societe Anonyme des Etablissements Delaunay-Belleville z Saint Denis pod Paryżem. Podczas rozmów poinformował on, że firma, którą reprezentuje jest w stanie dostarczyć na potrzeby Marynarki Wojennej moździerze kalibru 200 mm, które z powodzeniem mogą znaleźć zastosowanie, jako uzbrojenie okrętowe i lądowe w systemie obrony wybrzeża.
Kilka dni później, do Kierownictwa MW trafiło pismo z załączonym odpisem oferty producenta tego typu uzbrojenia. Przedstawiciel firmy zapewniał w piśmie, że oferowaną broń firma dostarcza również na potrzeby armii francuskiej i tylko po wielu prośbach zgodziła się na jej ewentualną odsprzedaż polskiej armii. Pan Rudnicki informował również o możliwości uruchomienia produkcji tych moździerzy w Polsce. Ponadto francuski producent informował, że dostawa pierwszego moździerza nastąpiłaby w przeciągu 7,5 miesiąca od daty podpisania umowy. Kolejne egzemplarze dostarczano by z częstotliwością trzy sztuki miesięcznie. Cena jednego egzemplarza miała wynosić 104 000 zł (obejmowała sam moździerz
jak i osprzęt oraz niezbędne narzędzia) i obowiązywała przy zamówieniu wynoszącym, co najmniej 50 sztuk.
Całą dotychczasową korespondencję dotyczącą tego uzbrojenia przekazano (w dniu 5 maja) szefowi Artylerii i Służby Uzbrojenia Kierownictwa MW kmdr. ppor. Ludwikowi Ziembickiemu w celu zajęcia stanowiska. Komandor Ziembicki w odręcznej notatce stwierdził, że oferowany sprzęt ze względu na małą donośność nie nadaje się do obrony artyleryjskiej wybrzeża jak i również, jako uzbrojenie okrętowe. Zaznaczył jednak, że może on znaleźć zastosowanie do zwalczania okrętów podwodnych i dlatego w dniu 7 maja przekazał posiadaną dokumentację szefowi Broni Podwodnej KMW.1
Braki w zachowanych dokumentach archiwalnych nie pozwalają na ustalenie jak potoczyły się dalej losy przedstawionej oferty. W szczególności dotyczy to strony polskiej, czyli Kierownictwa Marynarki Wojennej. Jednak z tego, co autorowi tekstu udało się odnaleźć można wywnioskować, że Kierownictwo MW wyraziło (wstępne?) zainteresowanie tym typem uzbrojenia. Potwierdzeniem tego może być kolejne pismo (z dnia 20 maja), w którym p. A. Rudnicki
Strona tytułowa teczki zawierającej rysunki moździerza oraz amunicji do niego stosowanej jaką dostarczył Andrzej Rudnicki Kierownictwu Marynarki Wojennej. Teczka jak widać jest adresowana bezpośrednio do polskiego rządu – Gouvernement Polonais.
informował, że jego francuski kontrahent zgodził się na zmniejszenie ilości oferowanych moździerzy do 10 sztuk wraz z amunicją w ilości 3000 szt. Dodatkowo producent zapewniał pełne wsparcie przy ewentualnym uruchomieniu produkcji tego uzbrojenia w Polsce a jako formę płatności proponował kredyty francuskie przeznaczone na obronność II RP.
Ostatnim (znanym autorowi) pismem, jakie A. Rudnicki skierował (6 czerwca) – tym razem bezpośrednio do kmdr. ppor. L. Ziembickiego – był odpis listu francuskiej firmy z dnia 31 maja. Strona francuska
ARTYLERIA
94