„mgFoto Magazyn” 1/2021 (10)

Page 15

Aparaty i odważniki,

czyli o Mieczysławie Wielomskim subiektywnie Leszek Nowak

APARATY Wstały wcześnie, jak w każdym dniu plenerowym, jeszcze przed wschodem słońca. Przygotowane wieczorem, wyczyszczone, nakarmione amperogodzinami zbierały się niezwłocznie do wymarszu, gotowe na wszystko. Współpraca takiego sprzętowego osobnika z fotografem nie jest ani łatwa, ani przyjemna, tym bardziej na plenerze zorganizowanym przez Mietka. Nie straszny był upał, deszcz, błoto ani srogi mróz. Mietek zapraszał w teren, a wszystkie aparaty — niezależnie od marki, wieku i wyposażenia — szły posłusznie w chłód i mrok poranka. Aparaty — kto o was w tym momencie myślał? Zniewolone morderczymi szczękami, przytwierdzone do pokracznych nóg statywów, musiały rejestrować świat taki, jakim on jest, ale nieco po swojemu, autentycznie, poetycko, realistycznie ale najlepiej o n i r ys t y c z n i e, czyli z pogranicza jawy i snu.

Teraz, po całym dniu pracy, aparaty (lekko sponiewierane) leżą na najdalszym blacie stołu. Wyszarpano z nich pamięć ostatnich pięknych godzin życia, gdy pracowicie służyły swoim paniom i panom. Teraz ten zmagazynowany optymizm jest łapczywie przejmowany przez grupę laptopów, ustawionych na największym stole wynajętego obiektu. Hej laptopy, cieszcie się chwilą! My aparaty weteranki przekazałyśmy wam pamięć chwilową ale pamiętamy wszystko z lat naszej młodości. Byłyśmy w stu wioskach i miastach — na Śląsku, Morawach, Ponidziu, Mazowszu. Odwiedziłyśmy osady kurpiowskie. Wędrowaliśmy po ciemnych hałdach zapomnianego Górnego Śląska, po zaniedbanych ale urokliwych podwórkach, grałyśmy Śląski Blues, piliśmy piwo na Nikiszowcu, w Galerii Riksza. Po ciemnych ulicach miasta, szukając sklepów cynamonowych Brunona Schulza, trafialiśmy na uroczą, zakazaną Ulicę Krokodyli. Mietek mówił, że fotografia musi odzwierciedlać nastrój fotografa, zaś fotograf powinien modyfikować świat po swojemu, piktorialnie… Odważniki Waga odważników była różna. Pojawiały się zwykle pod koniec pierwszego dnia pleneru — smukłe lub przysadziste. Entuzjazm zwykle wzbudzały te pękate, zakręcane, pachnące świeżym koperkiem. Plenerowy dzień dobiega końca, siadamy (lekko zmęczeni) przy największym stole, z satysfakcją i zadowoleniem dobrze wypełnionego czasu. Karty aparatów, zapełnione obrazem otaczającego świata, przelewają swoją zawartość do laptopów. Jest cicho, sennie, krąży między Plenerowiczami duch Roberta Demachy’ego, Jana Bułhaka, Alfreda Stieglitza. To Lucyna Romańska, naprzemiennie z Mietkiem, krzeszą z zaświatów historię fotografii. Tymczasem grupa nawiedzonych artystów wpatruje się w swoje ekrany, próbując znaleźć tam obraz zasługujący na nagrodę z górnej półki. [15]


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.