MAGAZYN POLISH REDS - NUMER 29

Page 1


CO W NUMERZE 3

Przegląd Fantasy Premier League

4-7

Ancelotti a derby Merseyside

8-13 Głos redakcji - najlepsze derby 14-18 Polacy w Brighton 19

SŁOWEM WSTĘPU

BARTEK BOJANOWSKI REDAKTOR NACZELNY

The Stanley Park Story

20-23 Wilk na usługach Liverpoolu 24-27 The Reds w reprezentacjach 28-29 Zdjęcie numeru 30-33 Nasi rywale w Lidze Mistrzów 34-35 Upadek i odrodzenie Leeds United 36-39 Od bohatera do zera 40-41 Klęska z Aston Villa

REDAKTOR NACZELNY Bartek Bojanowski Z-CA REDAKTORA NACZELNEGO Igor Borkowski GRAFIK Michał Woroch DTP Artur Budziak KOREKTA Bartek Bojanowski, Bartosz Góra Bartłomiej Surma AUTORZY TEKSTÓW Bartek Bojanowski, Igor Borkowski Artur Budziak, Radosław Chmiel Bartosz Góra, Kacper Kosterna Adam Mokrzycki, Mariusz Przepiórka Mikołaj Sarnowski, Damian Święcicki

Wreszcie! Derby, derby i po derbach! Cóż to było za spotkanie. Ileż emocji potrafią z człowieka wydobyć stare, dobre potyczki zespołów z miasta Beatlesów! Szkoda tylko, że wszystko przyćmiły kontrowersje spowodowane decyzjami sędziowskimi. Wiemy już, że ten sezon będziemy musieli dograć bez Virgila van Dijka, więc musimy być przygotowani na trudności. Wierzę, że zdamy ten egzamin i po zaciętej walce obronimy tytuł Mistrza Anglii. Przed nami bardzo długi i trudny sezon, miejmy nadzieję obfitujący w wielkie emocje oraz trofea. Sytuacja na świecie wciąż jest mocno niepokojąca, więc usiądźcie wygodnie i sprawdźcie, co tym razem dla Was przygotowaliśmy! W tym numerze rzucimy okiem na nie tylko na zagadnienia związane z derbami Merseyside. Spojrzymy na zestawienie Polaków w Brighton, odrodzenie Leeds United czy sylwetkę Diogo Joty. Zapraszam, bo jest co czytać! Pamiętajcie o naszej lidze Fantasy Premier League! To okazja, by sprawdzić swoją intuicję i wiedzę na temat ligi angielskiej na tle redakcji oraz społeczności fanowskiej! Serdecznie zapraszam do dołączenia. Kod ligi: ibvavn

„Będę czekał na niego, jak dobra żona, kiedy mąż jest w więzieniu” Jürgen Klopp o kontuzji Virgila van Dijka

2• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


PAŹDZIERNIK THE REDS CHAMPIONS LEAGUE

PREMIER LEAGUE

21 października 2020 Stadion: Johan Cruijff ArenA

4 października 2020 Stadion: Villa Park

0:1

Tagliafico 35’ (sam.) 27 października 2020 Stadion: Anfield

7:2

Watkins 4’, 22’, 39’ McGinn 35’ Barkley 55’ Grealish 66’, 75’

Salah 33’, 60’

17 października 2020 Stadion: Goodison Park

2:0

2:2

Jota 55’ Salah 90’ Keane 19’ Calvert-Lewin 81’

VAR GAMES

Mané 3’ Salah 72’

24 października 2020 Stadion: Anfield

2:1

Firmino 41’ Jota 64’

Berge 13’ (k.)

TABELA

P

W

D

L

GD

Pts

1 Everton

6

4

1

1

5

13

2 Liverpool

6

4

1

1

1

13

3 Aston Villa

5

4

0

1

7

12

4 Leicester City

6

4

0

2

5

12

5 Tottenham Hotspur 6

3

2

1

8

11

6 Leeds United

6

3

1

2

3

10

7 Southampton

6

3

1

2

1

10

8 Crystal Palace

6

3

1

2

-1

10

9 Wolverhampton

6

3

1

8

-2

10

10 Chelsea

6

2

3

1

4

9

11 Arsenal

6

3

0

3

1

9

12 West Ham United

6

2

2

2

4

8

13 Manchester City

5

2

2

1

0

8

14 Newcastle United

6

2

2

2

-2

8

15 Manchester United

5

2

1

2

-3

7

16 Brighton

6

1

2

3

-2

5

17 West Bromwich

6

0

3

3

-8

3

18 Burnley

5

0

1

4

-6

1

19 Sheffield United

6

0

1

5

-6

1

20 Fulham

6

0

1

5

-9

1

Liga Mistrzów

Liga Europy

spadek

3• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


ANCELOTTI

I POKŁOSIE DERBÓW MERSEYSIDE

4• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


fot.: independent.co.uk

5• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Emocje po bardzo elektrycznym, przepełnionym kontrowersjami spotkaniu Liverpoolu z Evertonem już nieco opadły. Nie będę teraz rozwodził się na temat słuszności decyzji podjętych przez sędziów – gdybym się rozpędził, wyszedłby z tego inny artykuł. Dziś przyjrzymy się sylwetce menadżera The Toffees oraz samej batalii zespołów z miasta Beatlesów. Jak taktycznie ustawił swoją jedenastkę na ten mecz Carlo Ancelotti i czym odpowiedział Klopp? Czy istnieją podobieństwa w kulturze pracy obu szkoleniowców? Sprawdźmy! BARTEK BOJANOWSKI

H

istorię Kloppa w barwach The Reds wszyscy znamy aż za dobrze, więc zerknijmy na chwilę na postać Carlo Ancelottiego. Włoski szkoleniowiec to 61-letni dżentelmen, który został zakontraktowany przez The Toffees w końcówce 2019 roku. Karierę rozpoczynał w rodzimym kraju, gdzie szybko wypatrzyła go Parma. Po 2-letniej przygodzie w klubie ze Stadio Ennio Tardini zapytanie o Włocha wysłano z Juventusu Turyn. To nie był jednak zbyt udany przystanek i dopiero w następnym klubie miał ukazać się prawdziwy potencjał szkoleniowca. Gdy w 2001 roku zameldował się Mediolanie by przejąć Milan, nikt chyba nie spodziewał się, że Ancelotti poszerzy klubową gablotę aż o 8 trofeów (w tym 2 wygrane Ligi Mistrzów). Potem trenował kolejno: Chelsea, PSG, Real Madryt, Bayern Monachium i w końcu Napoli, skąd przeszedł do obecnego klubu. Warto zaznaczyć, że Ancelotti poznał już smak Mistrzostwa Anglii, które zdobył ze stołeczną Chelsea w sezonie 2009/2010. Preferowane formacje Włocha to wszelkiego rodzaju wariacje systemu 4-3-3 oraz 4-2-3-1. Można, więc pokusić się o stwierdzenie, że na tym polu Ancelotti podziela taktyczne podejście Kloppa. Czego jednak wymaga od zawodników? Przede wszystkim szybkiego doskoku po stracie piłki. Błyskawiczne zakładanie pressingu jest obecnie widoczne coraz częściej. Wywieranie szybkiej i zdecydowanej presji na rywalu przy dobrym ustawieniu całego zespołu jest w dzisiejszym futbolu bardzo groźną 6• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

bronią. Wiedzą o tym najwięksi szkoleniowcy, tacy jak Klopp, Guardiola czy właśnie Carlo Ancelotti. Na mecz derbowy, Ancelotti ustawił swoją jedenastkę w formacji 4-3-3, podobnie jak Jürgen Klopp. Środek pola złożony z Doucouré, Allana oraz André Gomesa miał jasny cel – przecinać piłki i mówiąc kolokwialnie: „nie dawać żyć” pomocnikom Liverpoolu. Ofensywne trio The Toffees -James Rodríguez, Calvert-Lewin oraz Richarlison - wykazywało się dużą wymiennością pozycji. Widać to było zwłaszcza po Jamesie, który raz za razem wracał do drugiej linii, by dyrygować grą. W większości serwisów sportowych otrzymał najlepsze noty za to spotkanie, co nawet dla mnie, subiektywnego obserwatora nie było zaskoczeniem. Everton z wyrachowaniem oczekiwał swoich szans na zagrożenie bramki Adriána, utrzymując posiadanie piłki przez około 40% czasu. Ostatecz-


Włoch, projekt pod nazwą Everton, prowadzi od 21 grudnia 2019 roku fot.: premierleaguenewsnow.com

nie oddali 11 strzałów, z których 5 było celnych. Niestety 2 wylądowały w siatce, co jak wiemy dało remis. Liverpool na tą potyczkę wyszedł w najsilniejszym zestawieniu. Zabrakło jedynie Alissona, który nadal zmagał się urazem. Linia obrony została jednak szybko wystawiona na próbę, gdyż w 11 minucie bardzo nieodpowiedzialnym wejściem popisał się Jordan Pickford, który wyprostowanymi nogami zaatakował van Dijka w okolice kolana. Szybko okazało się, że będziemy musieli dograć bez Holendra nie tylko to spotkanie, ale cały sezon. Jeśli chodzi o podejście taktyczne, wyglądało to dość spodziewanie. The Reds prowadzili grę, szukając swoich szans na wpakowanie piłki do siatki Evertonu. Oddali 22 strzały – 2 razy więcej od ekipy Ancelottiego. Niestety tylko 8 zmierza-

ło do bramki, a ostateczny wynik wszyscy znamy. Warta odnotowania jest również czerwona kartka Richarlisona, który idiotycznym wejściem niemal pozbawił swój zespół 1 punktu. Liverpool strzelił bramkę na 3:2, jednak to, co stało się później nie śniło się nawet Barei. Kontrowersyjną decyzję VARu o nieuznaniu gola Hendersona do dziś przyjmuję z ironicznym uśmiechem. Nie mam pojęcia, jak w erze dzisiejszej technologii można było dopuścić do takich zaniedbań, jak przy okazji derbów Merseyside. Koniec końców władze Premier League pośrednio przyznały się do błędu, zawieszając w obowiązkach arbitra Davida Coote’a – nadzorującego przebieg meczu z wozu VAR. Co jednak z tego, skoro straciliśmy nie tylko 2 punkty, ale też filar defensywy? Mam szczerą nadzieję, że ten mecz odbije się szerokim echem w świecie piłki nożnej i będzie swego rodzaju precedensem. 7• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


GŁOS REDAKCJI

R E D 8• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Y B R 9• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Derby Merseyside to zawsze szalenie ważne wydarzenie nie tylko dla kibiców ekip z Liverpoolu, ale dla wszystkich zainteresowanych angielskim futbolem. Wszyscy kojarzymy te pojedynki z walką do końca, nie odstawianiem nogi oraz wielkimi emocjami. Tych potyczek było już naprawdę sporo, jednak wybierając jedną, która najbardziej zapadła mi w pamięć, muszę cofnąć się do 20 kwietnia 2016 roku. Co prawda, zapowiadało się na bezbramkową pierwszą odsłonę, lecz dwa szybkie ciosy wyprowadzili w stronę gardy Evertonu kolejno: Divock Origi (43’) oraz Mamadou Sakho (45+2’). Były to 2 gole po dobrze rozegranych akcjach po skrzydle. 2 mocne strzały głową i mieliśmy 2:0 do przerwy. Następną bramkę wpakował do siatki Daniel Sturridge, po świetnym przechwycie oraz asyście Lucasa Leivy - to dopiero rzadki obrazek. Ostatnie słowo należało jednak do Philippe Coutinho. Niewątpliwą ozdobę tego meczu odnotowano w 76 minucie i był to już gwóźdź do trumny The Toffees. Cóż to był za mecz! Do dziś wspominam go z przyjemnością.

lem jako potencjalnie mocniejszymi zespołami. Mój punkt widzenia zmienił się w momencie, gdy przewodnik po stadionie opowiedział nam, że jego małżonka jest fanką The Toffees, zupełnie jak jego córka. Z kolei dwóch synów Gary’ego podzielało przekonania taty. Cała rodzina żony namiętnie odwiedziła Goodison Park, zupełnie inaczej niż najbliżsi bohatera tej krótkiej opowieści. Niesamowite, prawda? Jeśli chodzi o moje ulubione Derby Merseyside, to szczególnie pamiętam te z sezonu 2013/2014. Graliśmy wtedy z bardzo mocnym Evertonem Roberto Martíneza, który dysponował takimi zawodnikami jak: Lukaku, Barry, Howard, Stones, Barkley, czy Mirallas. Udało nam się wygrać tamten mecz 4:0 po dublecie Sturridge’a oraz golach Gerrarda i Suáreza. Każde trafienie było piękne na swój sposób, jeśli nie pamiętacie to warto nadrobić zaległości! Zwycięstwo mogło być jeszcze bardziej okazałe, ale Daniel w 54 minucie nie wykorzystał rzutu karnego. Sceną, którą najbardziej pamiętam z tamtego spotkania była ekspresyjna radość Gerrarda i Suáreza po trafieniu na 1:0. Każdy z nas zna tą scenę, gdy obydwoje wpadają sobie w ramiona, nie każdy jednak pamięta, że stało się to podczas styczniowych Derbów Merseyside w 2014 roku.

Damian Święcicki

Mariusz Przepiórka

dswiecicki@polishreds.pl

mprzepiorka@polishreds.pl

Muszę przyznać, że do czasu mojej wizyty na Anfield, tak naprawdę nigdy nie doceniałem rywalizacji z Evertonem. Bardziej interesowało mnie spotkanie z United, Chelsea, czy Arsena-

Derby Merseyside to bez wątpienia jeden z najczęściej rozgrywanych meczów w Anglii. The Reds mierzyli się z Evertonem grubo ponad 200 razy. W czasie mojego kibicowania (dwa-

Bartek Bojanowski redaktor naczelny

bbojanowski@polishreds.pl

autor tekstów

autor tekstów

10• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

dzieścia lat z okładem) obie ekipy rozegrały ze sobą kilkadziesiąt meczów, więc wybór ulubionego jest naprawdę trudny. Najlepiej pamiętam te najnowsze, które obserwowałem z trybun Anfield Road. Jeden z ostatnich meczów z Evertonem, które miałem przyjemność oglądać z the Kop, to mecz rozegrany 2 grudnia 2018 roku. Ten, w którym Jordan Pickford zrobił nam ogromny prezent i pomógł nam wygrać 1:0. Mecz, z tego co pamiętam, był nudnawy, nieszczególnie przypominał typowo derbową potyczkę. I nawet akcja, po której w doliczonym czasie strzeliliśmy gola, nie zapowia-

dała, że damy tego dnia radę przełamać obronę Evertonu. Dośrodkowanie, odbicie, Virgil van Dijk strzałem rozpaczy posyła piłkę w niebo. Już chyba wszyscy na the Kop zdążyliśmy pomyśleć, że nic z tego nie będzie. Piłka jednak spadała na poprzeczkę, a Jordan Pickford (co on robi w reprezentacji Anglii?) wpadł na pomysł, żeby ją złapać, zamiast wyrzucić na rzut rożny. Gdy Divock Origi wpakował ją z bliska do bramki wszyscy wpadliśmy w dziki szał. Wygrana z Evertonem po takiej bramce była wyjątkowa.


Mikołaj Sarnowski autor tekstów

msarnowski@polishreds.pl

Ciężko jest mi wybrać jeden mecz spośród tylu fantastycznych Derbów Merseyside, jakie mam w pamięci, lecz chyba zdecyduję się na prawdziwą demolkę ze stycznia 2014r. Pamiętny sezon niestety niezakończony happy endem, w którym to druży-

na Brendana Rodgersa imponowała przede wszystkim siłą rażenia w ataku, co ten mecz dobitnie pokazał. Do przerwy było już niemal pozamiatane, 3-0 po bramce Gerrarda z rzutu rożnego oraz dwóch trafieniach Daniela Sturridge’a, w tym jedno było tym cudownym lobem nad bezradnym Howardem. Wynik zamknął na samym początku drugiej części niezawodny wówczas Luis Suárez, który wykorzystał błąd defensywy The Toffees. Pamiętam jak niesamowicie

rajcował mnie ten ofensywny i „wesoły” futbol The Reds, ponieważ jako młody dzieciak, wyznacznik dobrego meczu widziałem głównie w ilości bramek. Tak mi w sumie zostało do teraz, te zamiłowanie do otwartej gry i efektywności połączonej z jak największą dawką efektowności.

Everton stanął przed idealną okazją, aby odczarować derby Merseyside, ale tym razem na ich drodze stanęła zdolna liverpoolska młodzież. 17 października mija równo 10 lat od ostatniego derbowego zwycięstwa piłkarzy z Goodison Park; będzie to idealna okazja do przełamania fatalnej passy. Miejmy jednak nadzieję, że ta niechlubna seria będzie się dłużyła w nieskończoność.

Adam Mokrzycki autor tekstów

amokrzycki@polishreds.pl

Derby Merseyside zbliżają się nieubłagalnie. Z tej okazji chciałbym Wam przedstawić potyczkę derbową, która najbardziej utkwiła mi w pamięci. Daleko w przeszłość nie trzeba zaglądać, bowiem do 5 stycznia 2020 r. było to spotkanie rozgrywane na Anfield w ramach 3. rundy FA Cup. Liverpool wygrał tamtejszy mecz 1:0 i nie byłoby w tym nic spektakularnego, gdyby nie fakt, iż Everton wyszedł w najmocniejszym składzie, a Liverpool w mocno rezerwowym zestawieniu. Na papierze faworytami byli zawodnicy Carlo Ancelottiego, natomiast The Reds mieli przewagę własnego boiska oraz dopingu niosącego się z trybun. Od pierwszego gwizdka sędziego The Tofees przejęli inicjatywę na murawie, jednak na drodze do szczęścia stanął świetnie dysponowany tamtego dnia Adrián. Po zmasowanych atakach spotkanie się wyrównało, a kontrolę stopniowo przejmował Liverpool. W drugiej połowie karty rozdawali już tylko piłkarze w czerwonych strojach, a konkretnie Curtis Jones, który popisał się fantastycznym uderzeniem z dystansu, dającym zwycięstwo. Była to jego debiutancka bramka w czerwonych barwach.

Rado Chmiel autor tekstów

rchmiel@polishreds.pl

Każde derbowe spotkanie z Everonem jest dla nas, kibiców Liverpoolu, niezwykle ważne. To walka o dumę w mieście, o swoiste prawa do drwin z przeciwnika na kolejne kilka miesięcy do następnej potyczki. Po kilkunastu latach mieszkania w Liverpoolu znam to doskonale z autopsji i choć widziałem już wiele derbowych meczów, to w pamięci wyjątkowo zapadło mi spotkanie Liverpoolu z Evertonem z 25 marca 2006 roku. Byłem jeszcze wtedy w szkole średniej, a kilka dni przed meczem zapadła decyzja, że Liverpool w 2008 roku zostanie Europejską Stolicą Kultury. Z tego też powodu zarówno Steven Gerrard oraz James Beattie dostali przyzwolenie na zagranie w koszulkach z numerami 08. Dość powiedzieć, że ten mecz nie miał jednak z kulturą wiele wspólnego. Gerrard zakończył mecz już w 18 minucie z czerwoną kartką, a w Evertonie taki sam kartonik w 73 minucie obejrzał Van der Meyde. Sędzia pokazał w sumie aż 10 żółtych kartek. Kości trzeszczały, ale padały też piękne gole. Szczególnej urody były te strzelone dla Liverpoolu przez Luisa Garcię i Harry’ego Kewella, który ustalił wynik

11• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


na 3:1 dla The Reds. Można więc powiedzieć, że był to typowy przykład derbowego spotkania w Liverpoolu po raz kolejny zakończony zdobyciem trzech punktów przez The Reds.

ponownie Dirk. Chwile potem kibice Evertonu zamilkli. Do dziś pamiętam ten stres oraz ciarki, które po mnie przechodziły podczas tego karnego. Zdecydowanie wspaniałe uczucie.

Kacper Kosterna

Igor Borkowski

kkosterna@polishreds.pl

iborkowski@polishreds.pl

Od dziecka Derby Merseyside kojarzą mi się z typowym angielskim futbolem. Twarda gra okraszona wieloma kartkami, bezpardonowe wejścia, masa kontrowersji, ale przede wszystkim nieograniczona ilość emocji. Takie właśnie były derby z dnia 20 października 2007 roku. Były to moje jedne z pierwszych derbów jakie obejrzałem, lecz mimo upływu czasu wciąż doskonale pamiętam to spotkanie. Mecz nie zaczął się dobrze dla zawodników Liverpoolu, a szczególnie dla fińskiego stopera – Samiego Hyypi, który wpakował piłkę do własnej bramki. Na szczęście na początku drugiej połowy role się odwróciły, a od 53 minuty Everton musiał radzić sobie w dziesiątkę. Wszystko za sprawą faulu Tonny’ego Hibberta na Stevenie Gerrardzie. Co ciekawe, minutę potem do jedenastki nie podszedł poszkodowany, a Dirk Kuyt. Całe szczęście zamienił karnego na bramkę. Do dość ciekawej sytuacji doszło jednak w 72 minucie, gdy Rafa Benítez zdjął z murawy kapitana The Reds, a wpuścił za niego defensywnego pomocnika – Lucasa Leive. Co ciekawe, hiszpański szkoleniowiec miał nosa co do zmiany gdyż w 90 minucie to właśnie Lucas uderzał na bramkę, na której był Phill Neville. Obrońca próbując ratować drużynę obronił strzał ręką za co wyleciał z boiska. Do karnego podszedł

Derby Merseyside to wyjątkowa rywalizacja dwóch - w przenośni i dosłownie - bliskich sobie klubów. Powierzchowna nienawiść, typowa dla międzymiastowych pojedynków, skrywa wspólną historię: powstanie naszego klubu m.in. dzięki Evertonowi lub pomoc ze strony „The Toffees” w czasach tragedii na Hillsborough. Ten rzadko spotykany szacunek nie zmienia jednak faktu, że derby Liverpoolu to jedne z najważniejszych meczów angielskiej Premier League. Bolesny remis po bramce Jagielki, wyszarpywane zwycięstwa trafieniami Mané i wieloletnia dominacja na Anfield to pierwsze skojarzenia związane z tą rywalizacją. Natomiast moje ulubione zwycięstwo nad Evertonem to zdecydowanie 4:0 z kwietnia 2016 roku. 21-letni Origi wspaniałe przywitał się z kibicami Liverpoolu, strzelając na 1:0. Kiedy wiele wskazywało, ze Belg będzie stanowił o sile ataku Liverpoolu, musiał opuścić boisko po obrzydliwym faulu Funesa Moriego. Mało było wówczas we mnie szacunku. Nienawiści za to, od groma. Argentyńczyk poklepał się jeszcze z dumą po klubowym herbie, schodząc do szatni z czerwoną kartką. Szczęśliwie zmiennik Origiego - Sturridge, szybko uciszył naszych sąsiadów (3:0), a kariera Moriego stanęła w miejscu. Pograł jeszcze chwilę w Evertonie i Evertonie u-23, ale kolejny sezon z co najmniej dziesięcioma rozegra-

autor tekstów

autor tekstów

12• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

nymi przez niego spotkaniami miał miejsce dopiero w 2018/19 (zanotował wówczas 31 meczów w La Lidze, otrzymując 15 żółtych kartek). Na 4:0 strzelił pod koniec Coutinho i z dumą mogliśmy świętować zmiażdżenie lokalnego rywala. Można zachować respekt i klasę, ale nic nie smakuje tak dobrze, jak upokorzenie przeciwnika derbowego. Inna sprawa, że do Evertonu mam więcej wciąż szacunku niż do Funesa Moriego...


Derby Merseyside nie należą do najczystrzych gier w Premir League. Ostra gra i czerwone kartki to chleb powszedni tych meczy. Na zdjęciu jedną z nich dostaje Steven Gerrard za atak na Kevina Campbell w 1999 roku. Liverpool przegrał wtedy 1-0 z Evertonem na Anfield fot.: liverpoolecho.co.uk

nawiam się czy przy większej ilości czasu na napisanie tego tekstu szukałbym dalej. Zaznaczyć też warto nieudany wolej van Dijka, który już po dotknięciu piłki odwrócił się w niemocy i chciał iść do szatni. Mając Origiego w ostatnich minutach na boisku trzeba jednak wierzyć do końca i to w tym przypadku zaowocowało. Co prawda, widziałem piłkę w siatce już wtedy jak holender składał się do strzału, ale suma summarum ważne, że Pickford został pokonany.

Bartek Góra autor tekstów

bgora@polishreds.pl

Artur Budziak DTP

abudziak@polishreds.pl

Opisać ulubiony mecz przeciwko „niebieskim” to dla mnie nie lada wyczyn. Z racji ostatniego zabiegania nie będę szukał daleko, bo pewnie wcześniej – w latach 80. czy 90. znalazłbym tego

całkiem pokaźną ilość. Skupię się zatem na czasach „współczesnych” tj. do 2 grudnia 2018 roku. Wszyscy zapewne wiedzą już czemu, a ja nie będę zaprzeczał, chodzi o bramkę naszego kochanego Belga. Cały mecz z pewnością nie przeszedłby do historii gdyby nie 96 minuta. I właśnie za tą minutę ten meczyk ląduje w mojej nominacji do Głosu Redakcji. Dodając do tego, że zaczęło się to wszystko od, też lubianego przeze mnie, Trenta Alexandra-Arnolda to zasta-

Nietrudno było mi wybrać ulubiony mecz z Evertonem. Dla mnie wybór był oczywisty, czyli wygrana 1:0 po golu Divocka Origiego w 96. minucie w sezonie 2018/19. To spotkanie szczególnie zapadło mi w pamięć. Nie był to idealny mecz dla LFC. Sporo w tym wszystkim było męczarni, ale koniec końców udało się wygrać i przy okazji znaleźć człowieka do zadań specjalnych, jakim okazał się Belg. Pamiętam, że lekkie politowanie wywołał u mnie widok wchodzącego na boisko Origiego, który wtedy, jeśli dobrze pamiętam, od jakiegoś czasu w ogóle nie grał. A jednak kilkanaście minut później dał mi ogromny powód do radości, strzelając tak kuriozalną bramkę w ostatniej akcji meczu i do tego wszystkiego jeszcze w derbach z Evertonem. Coś pięknego!

13• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


POLSKA MŁOD

RUSZA NA PODBÓJ Ostatni dzień okna transferowego w Polsce przyniósł wiele niespodzianek. Po jednych z najzdolniejszych piłkarzy młodego pokolenia – Jakuba Modera i Michała Karbownika – zgłosił się angielski Brighton & Hove Albion. Pierwszy z nich przeniósł się za zawrotną jak na polskie warunki cenę 11 mln €, ustalając tym samym nowy rekord transferowy Ekstraklasy. Karbownik zaś kosztował „Mewy” dwa razy mniej. Obaj pozostaną w swoich klubach przynajmniej do końca rudny jesiennej. Redakcja Polish Reds przychodzi do Was z chęcią przybliżenia drogi obydwu zawodników do Premier League. ADAM MOKRZYCKI I IGOR BORKOWSKI Jakub Moder

J

akub Moder urodzony 7 kwietnia 1999 roku swoje pierwsze piłkarskie kroki stawiał w Drawsku (jego tata również występował w miejscowej drużynie Sokół Drawsko, później realizował się tam jako kierownik drużyny). Rodzina piłkarza słynie z nieprzeciętnych umiejętności sportowych, a sam Jakub imponował nie tylko na boisku, ale i w lekkoatletyce czy tenisie stołowym. Obecny reprezentant Polski postawił wówczas na piłkę nożną i z pewnością nie żałuje dzisiaj tej decyzji. Jego pierwszy trener Arkadiusz Adach wraz z ojcem Jakuba stwierdzili, że lokalny klub robi się zbyt mały dla 11-letniego piłkarza. Wspólnie szukali odpowiedniego miejsca do dalszego rozwoju chłopca. Było kilka klubów, w których Kuba występował przez pewien okres, ale podczas turnieju Czaruś CUP przykuł uwagę ówczesnego trenera rocznika ’99 Warty Poznań oraz reprezentacji Wielkopolski - Michała Rokickiego. Ten oczarowany grą młodego adepta futbolu postawił sobie za cel sprowadzenie go do Warty i poprowadzenie jego dalszego rozwoju. Po 4 owocnych latach reprezentowania zielono-białych barw transfer do Lecha stał się nieunikniony. Jako 15-latek trafił do bursy Lecha Poznań we Wronkach; to właśnie tam rozpoczął swoją przygodę z po14• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

fot.: brightonandhovealbion.com


ZIEŻ

WYSP

ważną piłką. Jak sam przyznaje, decyzja o przenosinach do akademii Lecha była kluczową w osiągnięciu dotychczasowych sukcesów. Nowoczesne ośrodki treningowe, zagwarantowanie miejsca do pogodzenia treningów i nauki, to wszystko zaowocowało tym, gdzie aktualnie znajduje się Kuba i co może jeszcze osiągnąć. Oprócz wzorowych warunków do życia, Kuba również otrzymał coś, czego nikt nie jest w stanie mu odebrać, czyli wspomnienia i przyjaźnie. Mówiąc o przyjaźni, mam na myśli tę z Tymoteuszem Puchaczem, która trwa po dzień dzisiejszy. Chłopcy poznali się po raz pierwszy w internacie we Wronkach i od razu złapali dobry kontakt. Jak wspominają, łączyła ich „zajawka na grę w piłkę, rap i fifkę”. Najlepszym przykładem na to, jak mocna więź łączy obydwu piłkarzy, jest emocjonalny wpis zamieszczony na Instagramie przez Tymka po transferze jego przyjaciela do Brighton. Co tu dużo mówić, czytając post, z trudem powstrzymywałem się od łez wzruszenia. Początki Modera w seniorskiej drużynie Lecha nie należały do najprostszych. Piłkarz nie mógł liczyć na regularną grę w pierwszej drużynie, dlatego swoje walory prezentował na boiskach niższych lig w drużynie rezerw. Po dobrych występach w drużynie Ivana Đurđevića przyszedł czas na poważną decyzję. Zostać w klubie i walczyć o swo-

je czy udać się na wypożyczenie, aby nabrać doświadczenia i potrzebnego ogrania na wyższym szczeblu rozgrywek. Kuba postanowił udać się na roczne wypożyczenie do Odry Opole, gdzie trenerem był wówczas bardzo dobrze mu znany - Mariusz Rumak. Szkoleniowiec od razu zobaczył w nim zawodnika pierwszego składu. Podczas roku spędzonego w Opolu Kuba rozegrał 35 spotkań we wszystkich rozgrywkach. Mimo to, pod koniec sezonu 18/19 pojawił się pierwszy kryzysowy moment – brak powołania na Mistrzostwa Świata U-20 rozgrywane w Polsce. Było to dla niego bardzo bolesne przeżycie, tym bardziej, iż do momentu rozpoczęcia mistrzostw był on podstawowym zawodnikiem kadry prowadzonej przez Jacka Magierę. Po skończonym wypożyczeniu w Odrze Opole wrócił do Poznania, gdzie rozpoczął walkę o pierwszy skład. Nie było łatwo, bowiem w początkowej części sezonu podstawowym wyborem na jego pozycji był Karlo Muhar. Pierwszym pozytywnym momentem okazał się być mecz 10. kolejki minionego sezonu z Górnikiem Zabrze. Kuba wybiegł na boisko w wyjściowej jedenastce, rozegrał pełne 90 minut i zaliczył asystę. Owocny występ zapewnił młodemu pomocnikowi pierwszy skład na kolejne kilka spotkań, ale z upływem czasu dostawał coraz mniej minut. Przełomowym momentem w walce o miejsce na boisku było spotkanie z Rakowem, w którym to Moder po raz pierwszy ukazał szerszej publice swój główny atut - uderzenie z dystansu. Bramkarz przyjezdnych był całkowicie bez szans, a komentatorzy łapali się za głowę. Wciąż nie mogę wyjść z podziwu: skąd ten chłopak ma taką parę w nodze? W kolejnych spotkaniach Kuba nie dostawał pełnego wymiaru minut, ale mimo to udowadniał swoją wartość w formie pięknych bramek czy asyst. Kibice domagali się, aby młody piłkarz częściej przebywał na placu Jakub Moder do stycznia ma pozostać w Lechu Poznań, a dopiero potem przenieść się na Wyspy. Niewątpliwie warto obserować karierę tego młodego gracza fot.: radiopoznan.fm 15• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


gry, kosztem fatalnie spisującego się Karlo Muhara. W czasie pandemii klub z Poznania ogłosił akcję, w której każdy kibic może wesprzeć swój klub, kupując bilet na mecz (oczywiście stadiony w tym czasie były zamknięte). Kibice Kolejorza humorystycznie przekształcili całą sytuację w tzw. ,,bilet dla Muhara”. Delikatnie mówiąc, chcieli, aby Chorwat opuścił klub, nie blokując miejsca świetnie spisującemu się młodzieżowcowi. Kto wie, czy to inicjatywa kibiców wpłynęła na decyzję Dariusza Żurawia, ale faktycznie Moder zaczął grać od deski do deski, prezentując pełnię swoich możliwości. W końcowej fazie sezonu wyrósł na jednego z liderów zespołu i w znacznym stopniu przyczynił się do zdobycia przez Kolejorza wicemistrzostwa Polski. Obecny sezon jest dla Kuby niekończącym się pasmem sukcesów. Wywalczył z Lechem awans do Ligi Europy (pierwszy awans polskiej drużyny od 2017 r.), łamiąc przy tym regułę, iż „jedynie Legia może godnie reprezentować nasz kraj na europejskiej scenie”. Wraz z Pedro Tibą i Danim Ramírezem stworzyli środek pola, który nie tylko zachwyca w Ekstraklasie, ale i przede wszystkim na arenie międzynarodowej. 21-latek swoją dobrą grą przykuł również uwagę selekcjonera Jerzego Brzęczka, który dał mu okazję do debiutu w seniorskiej kadrze. Podczas październikowego zgrupowania kadry Moder zachwycił publikę swoimi umiejętnościami, a kibice widzą w nim podstawowego zawodnika kadry na przyszłorocznym Euro. Nadszedł czas na wisienkę, a może truskawkę na torcie, czyli rekordowy transfer do Premier League. Jest to w pewnym sensie nagroda za nieustępliwość w dążeniu do celu mimo pojawiających się przeciwności. Kuba zasłużył na ten transfer swoją ciężką pracą. Przez przynajmniej najbliższe pół roku, które spędzi w Poznaniu, będzie mógł idealnie się przygotować na podbój Premier League.

Michał Karbownik Michał Karbownik urodził się 13 marca 2001 roku w Radomiu. Karierę juniorską rozpoczął w drużynie Zorzy Kowala, by niedługo później trafić do Młodzika 18 Radom, a w 2015 roku do Legii Warszawa. Trzy lata spędził w drugim zespole „Wojskowych”, rozpoczynając treningi z pierwszym składem w sezonie 2018/19. Rok później, 25 sierpnia 2019, zadebiutował w Ekstraklasie w wygranym meczu przeciwko Łódzkiemu Klubowi Sportowemu. W pierwszych czterech meczach tamtego sezonu Legioniści zaczynali z odpowiednio: Jędrzejczykiem, dwa razy Stolarskim i Luísem Rochą na pozycji lewego obrońcy, więc nic dziwnego, że tre16• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

fot.: brightonandhovealbion.com

ner Vuković zdecydował się dać szansę i Karbownikowi. I choć od początku mówiło się, że młody Polak nominalnie występuje na pozycji pomocnika, problemy kadrowe Legii i wiele zalet 18-latka zapewniły mu miejsce w wyjściowej jedenastce do końca sezonu. Powiedzieć, że Karbownik z miejsca stał się istotnym elementem drużyny Legii, to jak nic nie powiedzieć. Młodzieżowiec przebojem wdarł się do pierwszego składu, stał się absolutnie kluczowym zawodnikiem i nikogo nie dziwiły późniejsze plotki łączące go z klubami najmocniejszych lig świata. W pierwszym sezonie zaliczył pięć asyst i siedem asyst drugiego stopnia, wykonując dwadzieścia pięć kluczowych podań. Dwukrotnie dograł napastnikom z rzutu wolnego, co również świadczy o jego roli w zespole. Do jego głównych zalet z pewnością należy zaliczyć szybkość, boiskową odwagę, kreatywność i przebojowość. W swoich pierwszych meczach rzadko „znikał” – był stale pod grą i jego dyspozycja ofensywna zaowocowała kilkunastoma bramkami. W przeciwieństwie do swoich konkurentów na pozycji lewego obrońcy był dużo bardziej nieprzewidywalny, dynamiczny. Dawał drużynie powiew świeżości i odrobinę młodzieńczego szaleństwa, nie zapominając o defensywie. Swoją grą


dużo bardziej przypominał Vesovicia lub Mladenovicia niż Lewczuka i Jędrzejczyka (z braku laku wystawianych wówczas na boku obrony). Aby przybliżyć Wam styl gry największego odkrycia Ekstraklasy 2019/20 chciałem porównać go do Trenta Alexandra-Arnolda…, ale to już chyba byłaby lekka przesada. No, ale na polskie warunki spisywał się znakomicie. Problemy Karbownika i całej Legii zaczęły się wraz ze startem rundy mistrzowskiej. Warszawiacy wygrali w niej tylko dwa z siedmiu meczów i jedynie dzięki wysokiej przewadze wypracowanej podczas rundy zasadniczej zdołali zdobyć mistrzostwo. Naturalnie ciężko winić za te niepowodzenia 19-letniego już obrońcę, ale jego gorsza forma z pewnością odbiła się na wyglądzie całej drużyny. Legii brakowało ogniwa, które byłoby w stanie wpłynąć w jakiś sposób na grę drużyny i odmienić losy spotkania. Przebojowość Karbownika malała tak bardzo, że pod koniec sezonu stał się zupełnie nierównym i przewidywalnym. W swoim ostatnim meczu sezonu (dwie kolejki przed końcem rozgrywek) został przesunięty na prawą stronę obrony, zwalniając miejsce nie najgorzej prezentującemu się Rochy. U nowego trenera natomiast częściej pojawia się na boisku w środku pola, ale zazwyczaj jest tam zupełnie niewidoczny. To niezrozumiałe, bo przecież sam twierdzi, że to jego ulubiona pozycja: „Nadal czuję się najlepiej na środku – tam grałem przez większą część mojego życia – natomiast z biegiem czasu coraz lepiej poznaję nowe pozycje i uczę się na nich grać.” Paradoks w przypadku zawodnika CWKS-u polega na tym, że miesiącami mówiono o jego sprzedaży za kwotę dwucyfrową, a w obliczu kiepskich wyników sportowych i niedużych zysków, wygląda na to, że Legia finalnie stara-

ła się sprzedać go praktycznie za wszelką cenę. Niemniej jednak saga transferowa trwała niezwykle długo i co potwierdza sam zawodnik, niewiele brakowało by trafił do Napoli lub Parmy: „Wszystko było już praktycznie pewne, aż tu nagle zmiany, pandemia i ostatecznie nasze drogi się nie przecięły. Brighton pokazało mi fajną ścieżkę rozwoju, ważny jest też dla mnie dodatkowy rok, w trakcie którego mogę wzmocnić się w Legii. W Napoli takiej opcji nie miałem.” Nagromadzenie Polaków w Serie A to zjawisko zauważalne nie tylko w naszym kraju - kilka tygodni temu, przy okazji podróży w okolice Neapolu, miałem okazję zamienić kilka słów z Włochem, powtarzającym hasła podobne do „Serie A – Polonia!”. Ostatnio coraz bardziej popularnym kierunkiem dla polskich talentów okazuje się jednak Premier League (Jóźwiak, Ojrzyński – wcześniej Jach i Bednarek), więc możliwe, że Karbownik podjął dobrą decyzję. Jak dowiadujemy się z wywiadu przeprowadzonego przez legia.com, miał on jednak uzasadnione wątpliwości: „Początkowo nie byłem przekonany co do tego kierunku. Premier League to bardzo wymagająca liga (…)” Czy Karbownik poradzi sobie w angielskiej ekstraklasie? Mam wiele wątpliwości, ale bardzo mu kibicuję. Oglądałem jego wszystkie mecze w seniorskiej piłce i chciałbym, aby kontynuował swój rozwój. Nie bez przyczyny Justyna Suchecka opisała go w książce „Young Power. 30 historii o tym, jak młodzi zmieniają świat” – to ogromny talent, któremu brakuje regularności. Jak większość piłkarzy Ekstraklasy, Karbownik będzie musiał popracować nad formą fizyczną. Trudno stwierdzić także, jak silny psychicznie jest 19-latek. Możliwe, że gorsze występy w meczach o stawkę są spowodowane podatnością na presję lub brakami w koncentracji: „Początkowo miałem w sobie dużo takiego młodzieńczego poloMichał Karbownik, podobnie jak Jakub Moder, na Wyspy może trafić już w styczniu, jeżeli Brighton zdecyduje się zapłacić dodatkową kwotę. Jeżeli nie, do końca sezonu pozostanie w warszawskiej Legii fot.: transfery.info

17• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Michał Karbownik ma za sobą również debiut w młodzieżowej reprezentacji Polski w meczu z Finlandią fot.: onet.pl

czekamy się polskiej pary w środku pomocy? W trakcie pisania tego tekstu, Karbownik jest już po debiucie w reprezentacji Polski, w której ewidentnie odżył, a późniejszy mecz ze Śląskiem był jego dotychczas najlepszym spotkaniem w tym sezonie.

tu, myślałem wyłącznie o piłce i o tym, jak grać. Potem zaczęły się spekulacje, plotki, większa presja i głowa też zaczęła trochę inaczej pracować.” W Brighton, do którego trafili obaj Polacy, wystęSłowem podsumowania puje piłkarz, bardzo mi Karbownika przypominający. Tariq Lamptey urodzony w 2000 roku to prawy Podsumowując, należy cieszyć się, że polska kolonia obrońca, będący jednym z odkryć w Anglii się powiększa. Kto z nas trzy bieżącego sezonu. W pięciu meczach, lub cztery lata temu przewidziałby zanotował już trzy asysty i swoją odwielomilionowe transfery młodych ważną grą przypomina mi wypożyPolaków z Ekstraklasy do Premier Leczonego do Legii piłkarza ze swoague? W obu zawodnikach drzemie ich seniorskich początków. Chętnie ogromny potencjał i choć w tej chwizobaczyłbym obu panów, występuli nieco pewniejszym wydaje się być Kto z nas trzy lub cztery lata jących na bokach obrony Brighton, Jakub Moder, możemy mieć nadzieale jeśli nic się nie zmieni, mierząję, że oba nazwiska będą niedługo temu przewidziałby cy 164 cm Anglik trafi zapewne do coś znaczyć w europejskim futbowielomilionowe transfery lepszego klubu, a Karbownik będzie lu. Teraz przed jednym i drugim rok miał trudności z przebiciem się do przygotowań w Ekstraklasie i wierzę, młodych Polaków pierwszej jedenastki. Gdyby zatem że w sezonie 2021/22 będą gotowi, z Ekstraklasy do Premier nie było nam dane oglądać duetu by dumnie reprezentować nasz kraj League? tych dwóch defensorów, może dona boiskach najlepszej ligi świata. 18• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


SCOUSERSKA MENTALNOŚĆ W PIGUŁCE

czyli jak derby Merseyside kształtują kolejne generacje według Jeffa Gouldinga RADO CHMIEL

O

statnimi czasy polski rynek książek sportowych przeżywa renesans. Co po chwila jesteśmy raczeni kolejnymi pozycjami tłumaczonymi z zagranicznych rynków, jak również i tych z krajowego podwórka. Jednakże wśród wszelakiej maści biografii sportowców czy trenerów rzadko zdarza się, by pojawiła się fikcyjna historia z futbolem w tle. W Polsce, poza „Graczem” Przemysława Rudzkiego i „Szmatą” napisaną przez byłego reprezentanta kraju w piłce nożnej Tomasza Łapińskiego, na próżno szukać takiej książki. Inaczej ma się sprawa na Wyspach Brytyjskich. W zeszłymi miesiącu zdążyliście poznać już autora trylogii „Red Odyssey”. Tym razem Jeff Goulding postanowił uraczyć nas piłkarską nowelą, mieszając fakty, literacką fikcję oraz osobiste życiowe doświadczenia. W efekcie mamy do czynienia z historią dwóch rodzin, których losy splatają się przez trzy generacje i 50 lat wyjątkowej derbowej rywalizacji między Liverpoolem i Evertonem. To opowieść Jimmy’ego, kibica Evertonu oraz Tommy’ego – fana The Reds i ich ewoluującej przez lata znajomości, której tłem jest zmienne szczęście drużyn, którym kibicują. „Stanley Park Story” pozornie może wydawać się stricte futbolową historią, lecz autor postarał

się, by wykraczała ona poza ramy derbów Merseyside. Połykając kolejne kartki książki, jesteśmy świadkami emocjonujących losów dwóch rodzin, ich rozterek oraz radości, jak również budowania nici przyjaźni, jej zrywania i odbudowywania. To osobliwe odbicie tego, co przez ostatnie pół wieku w większości przeżywali mieszkańcy Liverpoolu. Znajdziemy tu wątki polityczne, kulturalne oraz socjologiczne, które pozwalają zrozumieć wyjątkową mentalność obecnych Scouserów. Dzięki wybuchowej mieszance własnych doświadczeń i historycznych faktów Goulding stworzył nie tylko bardzo pasjonującą nowelę, ale przede wszystkim wspaniale oddał pełne tło zmian, jakie zachodziły w mieście na przestrzeni lat. Strajki robotników w fabryce Forda, miejskie zamieszki, nienawiść Margaret Thatcher i działania jej rządu, które niemal zrujnowały to portowe miasto oraz trauma po tragediach na Heysel i Hillsborough. To wszystko, przyprawione dawką lokalnej muzyki, Beatlemanią i futbolem znajdziecie właśnie w „Stanley Park Story”. Każdy, kto zapoznał się wcześniej z twórczością Jeffa Gouldinga, nie potrzebuje większej zachęty, by sięgnąć po tę książkę. „Stanley Park Story” to obowiązkowa lektura dla fanów brytyjskiego futbolu, ale również, a może przede wszystkim dla pasjonatów społecznych zmian, które na przestrzeni ostatnich lat zaszły w rejonie Merseyside. Bardzo mocno polecam, nie zawiedziecie się! 19• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


NA USŁUGACH LIVERPOOLU

WILK 20• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Gdy wszyscy od dobrych kilku miesięcy powielali plotki o zainteresowaniu Liverpoolu Ismaïlą Sarrem, ni stąd ni zowąd gruchnęła na wszystkich wieść, że Diogo Jota został właśnie piłkarzem The Reds. Portugalczyk był trzecim transferem Mistrzów Anglii w letnim okienku, a kibice mocno interesujący się Premier League dobrze wiedzieli, że jest to poważne wzmocnienie. Zapraszam na przedstawienie sylwetki Diogo Joty. MIKOŁAJ SARNOWSKI

Z

fot.: facebook.com/liverpoolfc

acznijmy od tego, iż ten deal to kolejny majstersztyk w wykonaniu Michaela Edwardsa. Do Wolverhampton powędrował Ki-Jana Hoever, który w barwach pierwszej drużyny Liverpoolu występował jedynie sporadycznie w pucharach krajowych, a kwota, jaką Wilki musiały za niego zapłacić, wyniosła aż około 14 milionów funtów. Dlatego kwota całej operacji wyniesie mniej niż 30 milionów funtów, a do tego klub z Anfield rozłożył ją na bardzo korzystne raty. Przechodząc do samego piłkarza, Jota to 23-letni Portugalczyk urodzony w Porto. Pierwsze kroki w karierze piłkarza stawiał w klubie Gondomar. Z niego przeniósł się do Paços de Ferreira, w którym przez półtora roku wystąpił w 47 meczach, zanotował 18 bramek i 14 asyst. Wyśmienita gra poskutkowała przenosinami do Atletico Madryt w lipcu 2016 roku, z którego od razu został wypożyczony do prawdziwej kuźni talentów, czyli FC Porto. Po roku spędzonym w Portugalii do Atletico zgłosiły się Wilki z Wolverhampton i tam też Jota udał się na kolejny rok. Bogaci inwestorzy Wolves chcieli odbudować klub, który na dobre zadomowił się w niższych ligach angielskich. W związku z tym zatrudniono fachowca pełną gębą, czyli Nuno Espirito Santo, który wraz z posiadającym swoje udziały w klubie Jorgem Mendesem stworzyli prawdziwą portugalską kolonię w ekipie Wilków. Jota idealnie wpasował się do drużyny i stylu, w jakim grała, co dobitnie pokazują jego liczby - 18 goli i 6 asyst w 48 występach. Po sezonie 2017/18 Diogo na stałe zawitał w Anglii, bo został wykupiony za 12 milionów funtów. Myślę, że większość z Nas pamięta, jak dobre wejście do Premier League miało Wolverhampton. Duża w tym była zasługa właśnie Joty, który w duecie z Raulem Jimenezem brylował w formacji ofensywnej. 21• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


9 goli i 5 asyst w 33 meczach w lidze to jak na debiutanta naprawdę dobry wynik. Zagłębiając się bardziej w statystyki można dostrzec, że Jota to nie tylko finalizator akcji, lecz także ich kreator. Średnio 23 podania na mecz z prawie 80% skutecznością, do tego 10 wykreowanych „Big Chances”. Istotna w jego przypadku jest też gra w obronie. U Nuno Espirito Santo nikt nie jest zwolniony z zadań defensywnych, dokładnie jak w Liverpoolu Kloppa, stąd też prawdopodobnie profil piłkarza podpasował niemieckiemu trenerowi, bo aklimatyzacja do stylu gry i ciągłej walki o piłkę przebiegła niemal niezauważalnie. Zeszły sezon w wykonaniu Portugalczyka był jednak gorszy, lecz nie zmienia to faktu, iż na Anfield zawitał naprawdę klasowy piłkarz. Co można dostrzec po tych kilku pierwszych meczach Joty w barwach The Reds? Jest to z pewnością zawodnik niezwykle utalentowany technicznie, obdarzony dużą szybkością i skutecznym dryblingiem. Jota idealnie odnajduje się w grze kombinacyjnej, na małej przestrzeni, w tzw. „klepce”, jest niezwykle uniwersalny, bo może występować na każdej pozycji w przedniej formacji, czyli doskonale rozumie to, co atak Liverpoolu kocha najbardziej. Jak już wspominałem, nie boi się popracować w odbiorze, lecz przede wszystkim cechuje go prawdziwa zadziorność i nieustępliwość. Widać już, że dobrze wpasował się w kolektyw na boisku oraz poza nim i znalazł tę nić porozumienia z resztą partnerów. Nie da się ukryć, iż Klopp musiał w tym chłopaku dostrzec to COŚ extra, czego nie jesteśmy w stanie na chwilę obecną dostrzec, skoro zdecydował się wydać na Diogo Jotę tyle pieniędzy w tak trudnym finansowo okresie dla Liverpoolu. Bez wątpienia Jota to spore wzmocnienie The Reds. Po niewielkiej prze22• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

rwie między sezonami potrzebna jest naprawdę jakościowa i szeroka kadra, by walczyć ponownie o najwyższe cele, nawet pomimo kontuzji, które, w wyniku dużego wyeksploatowania organizmu, mogą występować znacznie częściej niż dotychczas. Mam nadzieję, że Portugalczyk pod skrzydłami Kloppa jeszcze bardziej rozwinie się piłkarsko i stanie się poważnym kandydatem do gry w pierwszym składzie, szczególnie gdy na chwilę obecną Roberto Firmino ostro niedomaga z dyspozycją. Jaka będzie przyszłość? Czas pokaże, ale oby stała ona pod znakiem znakomitych występów Diogo Joty w barwach Liverpoolu.

Diogo Jota Data i miejsce urodzenia: 4 grudnia 1996 Porto, Portugalia Wzrost: 1,78 m Waga: 70 kg w zeszłym sezonie, w lidze, rozegrał w Wolverhampton 34 mecze, spędzając 2298 minut na boisku, strzelił 7 bramek


fot.: facebook.com/liverpoolfc

23• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


THE REDS W REPREZ Po niespodziewanej porażce z The Villans nasi zawodnicy rozjechali się, by w meczach międzynarodowych godnie reprezentować swoje państwa. Zarówno ci pełnoprawni reprezentanci jak i ci młodzieżowi dostali swoje szanse od selekcjonerów kadr narodowych. Lecz czy te szanse udało się co po niektórym wykorzystać? KACPER KOSTERNA

W

jednym z najważniejszych meczów zgrupowań zagrał Andrew Robertson. Nasz lewy defensor, będący kapitanem reprezentacji Szkocji, zmierzył się w półfinale baraży o Euro 2020 (a właściwie 2021) z kadrą narodową Izraela. Spotkanie zakończyło się wynikiem 0:0, a o finale decydował konkurs rzutów karnych. Na szczęście dla Robbo Szkoci pokonali Izraelitów 5:3. Nie była to jednak jedyna wygrana potyczka Szkotów. Kilka dni później pokonali oni w Lidze Narodów Słowację 1:0. Pełny wymiar czasowy od selekcjonera kadry narodowej dostali Virgil van Dijk oraz Gini Wijnaldum. Obydwaj stanowili filar holenderskiej drużyny narodowej. Niestety wyniki Holendrów nie były zadowalające, gdyż obydwa mecze Niderlandczycy zremisowali - z Bośnią i Hercegowiną 0:0, a z Włochami 1:1. Swoje minuty w kadrze dostali również Trent Alexander-Arnold oraz Jordan Henderson. Obydwaj wyszli w pierwszej jedenastce w wygranym spotkaniu z reprezentacją Belgi, w której jak wiadomo występuje Divock Origi. Niestety Belg nie dostał swojej szansy podczas zgrupowania kadry narodowej. W podobnej sytuacji był Joe Gomez - mimo wyjazdu oraz trenowania z kadrą, nie zagrał on nawet minuty. Z pewnością było to spowodowane średnią formą stopera z Anfield. W drugim meczu Anglików trener Southgate nie wystawił od pierwszej minuty żadnego z graczy Liverpoolu. Szansę dostał jedynie kapitan, Jordan Henderson, lecz zagrał on jedynie 14 minut. Do kadry został również powołany trzeci bramkarz The Reds – Caoimhin Kelleher. Nieste24• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

Swoją szansę na grę w reprezentacji w meczu z Boliwią miał Bobby Firmino fot.: eurosport.com


ZENTACJACH

Jordan Henderson zagrał 14 minut w meczu z Belgią fot.: thisisanfield.com

ty był on jedynie rezerwowym w reprezentacji Irlandii. Warto teraz przejść do zawodnika, który zdecydowanie zyskał najwięcej w oczach Jürgena Kloppa podczas zgrupowań kadr narodowych. W pierwszym spotkaniu reprezentacja Portugalii zmierzyła się z Francją, a mecz zakończył się bezbramkowym remisem. Mimo braku Diogo w wyjściowym składzie, dostał on pół godziny od selekcjonera. Drugi mecz to zdecydowanie Jota Show. Występ młodego Portugalczyka w pierwszej jedenastce był spowodowany pozytywnym wynikiem testu na COVID-19 u Cristiano Ronaldo. Nie ma jednak tego złego, gdyż Portugalczycy wygrali ze Szwecją 3:0, a udział przy każdej bramce miał nowy nabytek Liverpoolu. Dwie bramki oraz asysta - tak wyglądał dorobek Diogo po meczu ze Skandynawami. Dobry występ w kadrze narodowej zaliczyli również Harry Wilson oraz Neco Williams. Harry w obydwu meczach zagrał w wyjściowej jedenastce. Co ciekawe, w meczu z Irlandią to właśnie za Wilsona w 67. minucie wszedł Neco. W drugim meczu podczas zgrupowania obydwaj zagrali od pierwszego gwizdka. Harry rozegrał 72 minuty, a Neco całe spotkanie. I to właśnie młody wahadłowy Liverpoolu był jednym z bohaterów reprezentacji Walii. W 84. minucie spotkania Neco świetnym płaskim podaniem odnalazł w polu Jonathana Williamsa, który perfekcyjnie zmieścił futbolówkę pod poprzeczką. Dzięki tej bramce Walijczycy pokonali reprezentację Bułgarii 1:0. Co ciekawe, w poprzednim starciu obydwu drużyn Neco Williams również był bohaterem za sprawą bramki na wagę zwycięstwa, którą zdobył w doliczonym czasie gry. Ostatnim z podopiecznych Kloppa, którzy swoje mecze reprezentacyjne rozgrywali w Europie, jest Xherdan Shaqiri. Początek zgrupowania nie był za ciekawy dla Szwajcara. Wszystko za sprawą pozytywnego wyniku testu na obecność koronawirusa. Na szczęście dla 29-letniego skrzydłowego w powtórzonym teście wynik był ujemny, co pozwoliło na grę w nadchodzących meczach. W pierwszym Xherdan zasiadł na ławce i został wpuszczony na plac gry około 60. minuty spotkania. Niestety nie pomogło to w odwróceniu losów meczu i Szwajcarzy ulegli Hiszpanom 1:0. Drugi mecz, jak na Xherdana w ka25• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


drze przystało, rozpoczął od pierwszej minuty na placu gry. Spotkanie z Niemcami było jednym z najciekawszych i zakończyło się wynikiem 3:3. Niestety Shaq nie zdobył żadnej z bramek oraz nie zanotował asysty. Po przeglądzie naszych europejskich gwiazd warto przejść do zawodników grających na innych kontynentach. Bardzo dobre dwa spotkania rozegrał Bobby Firmino - w pierwszym wygranym 5:0 meczu z Boliwią ustrzelił dublet, a w drugim zaliczył asystę, dogrywając piłkę Richarlisonowi. Niestety w żadnym ze spotkań swojej szansy nie otrzymał Fabinho. Patrząc jednak na dzisiejszą sytuację kadrową zawodników defensywnych The Reds, można dojść do tego, iż może to jednak lepiej. Swoją

Neco Williams zaliczył asystę w meczu z Bułgarią fot.: freepressseries.co.uk

Bardzo dobre dwa spotkania rozegrał Bobby Firmino w pierwszym wygranym 5:0 meczu z Boliwią ustrzelił dublet, a w drugim zaliczył asystę, dogrywając piłkę Richarlisonowi

26• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

szansę w barwach narodowych dostał również Takumi Minamino. W jednym z meczów reprezentacji Japonii wszedł w drugiej części spotkania, a w drugim zaczął w wyjściowym składzie. Niestety przez koronawirusa wykluczony z gry w kadrze był Naby Keïta. Na szczęście Gwinejczyk wrócił już do zdrowia oraz treningów. Po zgrupowaniach drużyn narodowych wszyscy zawodnicy Liverpoolu wrócili zdrowi, bez żadnych poważnych urazów. Można też z optymizmem patrzeć na formę wielu z zawodników. Kluczowym celem będzie zdecydowanie skupienie się na nadchodzących meczach oraz wyciągnięcie z nich jak największej liczby punktów.


fot.: facebook.com/liverpoolfc

27• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


ZDJĘCIE NUMERU Fabinho ratuje 3 punkty w meczu 1. kolejki Ligi Mistrzów 2020/2021 z Ajaxem Amsterdam fot.: independent.co.uk

28• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


29• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


NASI RYWALE W LI

Liga Mistrzów to bez wątpienia najbardziej elitarne europejskie rozgrywki, które rok w rok zrzeszają najlepsze drużyny Starego Kontynentu. Wygranie ich sprawia, że zostajesz wyniesiony na piedestał, a Twoje nazwisko na zawsze zapisuje się złotymi zgłoskami w historii piłki nożnej. DAMIAN ŚWIĘCICKI

L

iverpool miał szczęście, że sześciokrotnie udało mu się sprawić, że to nazwa angielskiego klubu została wygrawerowana na charakterystycznym srebrnym pucharze. Miało to miejStadio Atleti Azzurri d’Italia – stadion znajdujący się w mieście Bergamo we Włoszech. Swoje mecze rozgrywa na nim zespół UC AlbinoLeffe i właśnie Atalanta BC. sce w latach: 1977, 1978, 1981, 1984, 2005, 2019. Stadion, chociaż w tym sezonie zdaje się to być informacja nie istotna, Przybycie do klubu Jürgena Kloppa sprawiło, że kibimieści 24 642 widzów. ce The Reds mają prawo oczekiwać walki do samego fot.: wikipedia Duván Zapata to gwiazda Atalanty końca we wszystkich rozgrywkach, w jakich mistrz fot.: fifa.com Anglii występuje, bez względu na okoliczności oraz trudności, które pojawiają się niespodziewanie. W tym roku, jeśli chodzi o losowanie fazy grupowej Ligi Mistrzów. los był dla nas dość łaskawy. Trafiliśmy do grupy D, gdzie przyjdzie nam zmierzyć się z niekoronowanym mistrzem Holandii, mistrzem Danii oraz trzecim zespołem Serie A. Jeśli nie wydarzy się żadna katastrofa to awans powinien być tylko i wyłącznie formalnością.

Atalanta Bergamo Ekipa Orobici to bez wątpienia nasz główny rywal w walce o pierwsze miejsce w tabeli. Zespół prowadzony przez Gian Piero Gasperiniego podziwiany jest w całej Europie za niesamowicie ofensywny styl gry, oparty na mniej znanych zawodnikach, którzy pod okiem doświadczonego, włoskiego trenera wyrośli na gwiazdy światowego formatu. Największym atutem Atalanty jest niesamowity atak. Duván Zapata to niezwykle silny napastnik, którego styl gry sprawia, że obrońcy drużyny przeciwnej cierpią przy każdym starciu z rosłym Kolumbijczykiem. Jego partnerem w ataku, bądź zmiennikiem jest jego rodak - Luis Muriel, który po latach tułaczki, w końcu 30• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


IDZE MISTRZÓW

To zawodnik, którego mocno zabrakło Atalancie w starciu z PSG w ćwierćfinale Ligi Mistrzów w poprzednim sezonie. Z drużyny przed sezonem odszedł tylko Timothy Castagne, który z powodzeniem został zastąpiony przez reprezentanta Holandii - Hansa Hateboera. Do drużyny dołączył wielki rosyjski talent Aleksey Miranchuk, wypożyczono z Juventusu Christiana Romero oraz sprowadzono wsparcie dla Zapaty i Muriela w postaci Sama Lammersa. To rzadka sytuacja, by klub o mniejszej renomie i relatywnie małym budżecie zdołał utrzymać cały trzon zespołu po tak udanym sezonie. Wielki szacunek za to należy się prezesowi Antonio Percassiemu.

Ajax Amsterdam znalazł swoją ziemię obiecaną, którą okazał się Gewiss Stadium. W poprzedniej kampanii Serie A strzelił aż 18 bramek, grając tylko raz w pełnym wymiarze czasowym. Mózgiem drużyny niezmiennie od wielu lat pozostaje kapitan Orobici - Papu Gómez. Wychowanek Arsenal Fútbol Club ze względu na swoją miłość do ekipy z Bergamo przed obecnym sezonem odrzucił ofertę Al Nassr, która gwarantowała mu 7,5 mln € za rok gry. Do gry po zawirowaniach osobistych wraca Josip Iličić, czyli jeden z najlepszych lewonożnych piłkarzy w Europie.

Wsz yscy mamy w pamięci genialny sezon 2018/2019, który zaprowadził Godenzonen do półfinału Ligi Mistrzów. Po tamtej drużynie, która pokonała Juventus oraz Real nie ma już praktycznie śladu. Z zespołem pożegnali się Frenkie De Jong, Matthijs de Ligt, Hakim Ziyech, Daley Sinkgraven, Lasse Schöne, Donny van de Beek, czy Joël Veltman. Do klubu w ich miejsce zostali sprowadzeni tacy zawodnicy jak: Antony, Mohammed Kudus, EdJohan Cruyff ArenA w Amsterdamie, to jeden z najnowocześniejszych stadionów na świecie. Mieści 54 990 wiedzów. fot.: wikipedia

31• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Zawodnikiem, który może odmienić losy spotkania w pojedynkę jest bez wątpienia reprezentant Serbii - Tadić. W obecnym sezonie Eredivisie w 5 spotkaniach zanotował trzy bramki oraz dwie asysty. To typ zawodnika, który świetnie potrafi grać lewą nogą. Jego techniczne wyszkolenie jest ponadprzeciętne. Daleko mu jednak do piłkarza, który nadużywa dryblingu. Świetnie odnajduję się jako rozgrywający, gra na środku ataku, czy na skrzydle również nie sprawia mu żadnych trudności. Były zawodnik Southampton to casus Papu Gómeza. Przed rokiem Serb odrzucił ofertę Dalian Professional F.C. które gotowe było zapłacić mu 14 milionów € za rok gry. Jak już wspomniałem kilka linijek wcześniej Nicolás Tagliafico oraz Noussair Mazraoui to zawodnicy, którzy w każdym spotkaniu napędzają ataki z bocznych sektorów boiska. To prawdziwy cud, że Edwin van der Sar oraz Marc Overmars zatrzymali w Holandii reprezentanta Argentyny. O jego usługi walczyło PSG, Chelsea oraz Atlético Madryt i chyba tylko kryzys spowodowany pandemią sprawił, że dalej reprezentuje on barwy Godenzonen. Mimo trudności kadrowych należy pamiętać, że na ławce trenerskiej dalej zasiada Erik ten Hag, który w kilka miesięcy wyrósł na jednego z lepszych trenerów na Starym Kontynencie.

FC Midtjylland

Dušan Tadić to jeden z niewielu graczy, których udało się Ajaxowi zatrzymać po poprzednim sezonie fot.: instargram.com

son Álvarez, czy Lisandro Martínez. Mając na uwadze to, że trafili oni do najlepszego miejsca dla młodego piłkarza to nie możemy mieć wątpliwości, że mają oni przed sobą wspaniałe kariery. Dziś jednak daleko im do klasy swoich poprzedników. Na Johan Cruyff ArenA udało się utrzymać za to André Onanę, Nicolása Tagliafico, Noussaira Mazraouiego, Dušana Tadića oraz Davida Neresa i to właśnie na tych zawodników trzeba najmocniej uważać. 32• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

Duński zespół jest wielką niewiadomą. Po udanym sezonie zakończonym zdobyciem krajowego mistrzostwa z zespołu odszedł tre ner Kenneth Andersen, którego na stanowisku zastąpił niedoświadczony Brian Priske. W klubie pozostały za to największe gwiazdy Ulvene - Evander oraz Awer Mabil. Udało się sprowadzić za to byłego skrzydłowego Celty - Pione Sisto, który ewidentnie znalazł się na piłkarskim oraz życiowym zakręcie. Ten utalentowany, bardzo dynamiczny skrzydłowy niewątpliwie będzie wielkim wzmocnieniem Midtjylland pod warunkiem, że poradzi sobie ze swoimi demonami. Dla duńskiego zespołu będzie to debiut w Lidze Mistrzów. Co ciekawe ich właściciel Matthew Benham jest również właścicielem angielskiego Brentford, które ostatnio wypuściło w świat niejakiego Olliego Watkinsa, który w całkiem niedawno trzykrotnie pokonał Adriána w starciu z The Reds w pamiętnym spotkaniu z The Villans. Filozofia klubu polega na opieraniu się o dane statystyczne. Sieć skautingu odpowiada tylko i wy-


MCH Arena znajduje się w Herning. Tutaj mecze rozgrywa FC Midtjylland. Stadion mieście 11 432 widzów fot.: tvmidtvest.dk

łącznie za dopasowanie zawodnika pod względem charakterologicznym. W klubie jak mantra powtarzane jest określenie “wskaźnik wydajności”. Po pierwszym zdobytym mistrzostwie Danii w 2015 roku, ówczesny trener Glen Riddersholm powiedział, że jako klub nie mogli rywalizować z najlepszymi, dlatego musieli się stać od nich mądrzejsi. Pod względem taktyk i, najmocniejsz ych oraz najsłabszych punktów trudno wypowiadać się postronnemu obserwatorowi. Nikt z nas nie ogląda na co dzień duńskiej Superligaen. Nauczeni doświadczeniem z poprzednich sezonów, musimy mieć świadomość, że The Reds zawsze mają problemy z czerwonymi latarniami w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Tak było z belgijskim Genk, tak również było z serbską FK Crveną zvezdą. Szczęśliwie wzmocniliśmy zespół takimi zawodnikami jak Minamino, czy Jota, którzy spokojnie powinni rozbić obronę stworzoną z takich piłkarzy jak: Alexander Scholz, Erik Sviatchenko, Joel Andersson czy Paulinho. Ten sezon będzie inny niż te, które przeżywaliśmy w ostatnich latach. Natłok spotkań, problemy kadrowe oraz możliwe wykluczenie z powodu zakażenia wirusem SARS-CoV-2 sprawiają, że możemy być świadkami bardzo zaskakujących wyników. Obyśmy nie byli klubem, który ich doświadczy.

Brazylijczyk Evander, to chyba największa gwiazda duńskiego klubu fot.: tvmidtvest.dk 33• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


G

dy 8 maja 2001 roku piłkarze Leeds United przegrywali 0:3 w półfinale Ligi Mistrzów z Valencią niewielu kibiców Pawi spodziewało się, że wkrótce ich klub znajdzie się na skraju bankructwa. Młoda drużyna z gwiazdami takimi jak Rio Ferdinand, Alan Smith, Harry Kewell i Mark Viduka, David O’Leary na ławce trenerskiej – co mogło pójść nie tak? Porażka z Valencią okazała się jednak początkiem łańcucha zdarzeń, które doprowadziły Leeds na dalekie zaplecze piłkarskiej elity. Cały futbolowy świat (Premier League w szczególności) na początku dwudziestego pierwszego wieku wypłynął na bogate wody komercjalizacji piłki nożnej. Klub z Elland Road nie dołączył do reszty stawki i dryfował w kierunku skał i mielizn. Był to efekt „radosnej” gospodarki finansowej ówczesnego zarządu Leeds. W 2001 roku Pawie dotarły do wspomnianego półfinału Ligi Mistrzów i na tej podstawie klub zaciągnął spory kredyt z nadzieją, że spłaci go z zysków osiągniętych w kolejnych udanych sezonach Ligi Mistrzów. Problem w tym, że w kolejnym sezonie piłkarze O’Leary’ego nie zdołali awansować do tych elitarnych rozgrywek. Pierwszą oznaką finansowych kłopotów Leeds była sprzedaż Rio Ferdinanda, który za 30 mln funtów w 2002 roku przeszedł do Manchesteru United. Kolejną ofiarą był O’Leary, którego w roli menedżera zastąpił Terry Venables. Wyniki drużyny były jednak coraz gorsze, a długi coraz wyższe. Po sprzedaży Jonathana Woodgate’a, Venables pożegnał się z Leeds, a jego miejsce zajął Peter Reid, który w końcówce sezonu zdołał utrzymać drużynę w Premier League. Zmiany zachodziły również „na samej górze”. Z pracy w klubie zrezygnował prezes Peter Ridsdale, którego zastąpił John McKenzie. Długi Leeds na starcie sezonu 2003/04 wynosiły ponad 127 mln funtów. Na domiar złego drużyna zakończyła sezon na przedostatnim miejscu i ledwie trzy lata po półfinale Ligi Mistrzów spadła do Championship. W drugiej lidze Leeds również miało pod górkę. Przychody klubu zmalały, a długi pozostały na poziomie Premier League. Sytuacji Leeds uważnie przyglądały się władze angielskiego futbolu, które w sezonie 2006/07 przypieczętowały spadek klubu do trzeciej ligi. Pod koniec sezonu Leeds zostało objęte zarządem komisarycznym i ukarane odjęciem 10 punktów. Na starcie trzeciej ligi Pawie miały minus 15 punktów, ale sezon zakończyły w finale play-off, gdzie przegrały z Doncaster. W trzecim roku wygnania, w sezonie 2009/10 wreszcie udało się posprzątać bałagan i wrócić do Championship. Następne lata to z reguły mocna pozycja w drugiej dziesiątce tabeli i częste zmiany właścicieli klubu. 34• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

UPADEK I OD

LEEDS U

Pawie po szesnastu latach wróciły Czy wrócą również do grona n

MARIUSZ PR

Przełom dla Leeds nastąpił przy okazji ćwierćfinałowego meczu Ligi Mistrzów pomiędzy Manchesterem City i Paris St-Germain w kwietniu 2016. Wówczas obecny właściciel klubu z Elland Road Andrea Radrizzani spotkał się z Kennym Dalglishem, który podczas wspólnego lunchu rzucił mimochodem, że jeśli Włoch chciałby zainwestować w angielski klub, to świetną okazją ku


DRODZENIE

UNITED

do piłkarskiej elity Premier League. najlepszych drużyn w Europie?

RZEPIÓRKA fot.: thisisfutbol.com

temu jest Leeds United – uśpiony gigant z liczną grupą wiernych kibiców. Radrizzani, który jest m.in. założycielem i prezesem znanej również w Polsce stacji Eleven Sports, początkowo nie planował takich ruchów. Jednak już w styczniu 2017 roku odkupił od Massimo Cellino 50% akcji Leeds, a 23 maja tego samego roku przejął pozostałe 50%, stając się jedynym właścicielem klubu.

Radrizzani od razu ruszył z projektem odbudowy potęgi Leeds United, choć dwa dni po przejęciu klubu z pracy niespodziewanie zrezygnował dotychczasowy menedżer Gary Monk. W klubie szybko pojawili się nowi pracownicy: Victor Orta jako dyrektor ds. piłki nożnej, Ivan Bravo jako dyrektor ds. strategii i Angus Kinnear jako dyrektor wykonawczy. Ponadto 15 czerwca 2017 roku Radrizzani na stanowisku menedżera zatrudnił Thomasa Christiansena, a trzynaście dni później odkupił Elland Road, który w 2004 został zastawiony w ramach spłaty klubowych długów. Kolejnym momentem zwrotnym było zatrudnienie Marcelo Bielsy. Argentyński szkoleniowiec stał się najlepiej opłacanym menedżerem w historii klubu, a jego celem miał być awans do Premier League. Słynący z nietypowego podejścia do zawodników Bielsa krótko po przybyciu zapytał, ile godzin przeciętny kibic Leeds musi pracować, aby kupić bilet na mecz. Gdy usłyszał, że są to trzy godziny, na tyle właśnie zagonił swoich nowych piłkarzy do zbierania śmieci wokół stadionu. Bielsa do swej wizji przekonał graczy Leeds i drużyna w pierwszym sezonie jego pracy była bliska awansu do elity. Pawie długo prowadziły, ale zadyszka w końcówce zepchnęła je na trzecie miejsce. Niestety baraże okazały się zbyt wymagająca przeszkodą i sprawa awansu musiała zostać odłożona o rok. Fachowcy przypisywali gorszą końcówkę metodom pracy Bielsy, który wyciska z zawodników siódme poty i wymaga od nich niezwykłego przygotowania kondycyjnego, co przy długim sezonie Championship odbiło się na dyspozycji w końcowej części sezonu. W ubiegłym sezonie „z pomocą” Leeds przyszła pandemia. Przerwa w trakcie rozgrywek sprawiła, że piłkarze Bielsy zyskali nieco świeżości i pewnie zakończyli rozgrywki na pierwszym miejscu. Premier League w ciągu szesnastu lat nieobecności Leeds bardzo się zmieniła, ale jednym z łączników starego z nowym jest James Milner. Nasz zawodnik w sezonie 2003/04 jako wychowanek Leeds zaliczył spadek z Premier League i dla ratowania finansów klubu sprzedano go za 3,6 mln funtów do Newcastle. Po 16 latach już w pierwszej kolejce nowego sezonu mógł powitać na Anfield swój klub, w którego szkółce grał od dziesiątego roku życia. Powrót do poziomu z początku obecnego wieku będzie trudny, ale w pierwszych kolejkach Pawie wywarły duże wrażenie. W pierwszym sezonie Premier League z pewnością ich celem jest spokojne utrzymanie i przygotowanie się do dalszego rozwoju w kolejnych sezonach. Z Bielsą u steru wszystko jest możliwe, ale przekonanie go do dłuższej pracy na Elland Road będzie stanowiło nielada wyzwanie dla Radrizzaniego. 35• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


OD BOHATERA DO ZERA CZYLI JAK STRACIĆ WSZYSTKO W OCZACH KIBICÓW – PREZENTUJE ADRIÁN MIKOŁAJ SARNOWSKI

36• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


fot.: thisisanfield.com

37• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


A

drián to przykład tego, jak brutalna potrafi być rzeczywistość. Od triumfatora Superpucharu Europy, w finale którego walnie przyczynił się do końcowej wiktorii, do gościa regularnie mieszanego z błotem przy okazji każdego jego występu między słupkami bramki Liverpoolu. Czy stawianie na niego ma jeszcze sens? Zapraszam do lektury. Hiszpan na Anfield przychodził z jasnym zadaniem, a mianowicie miał być numerem dwa w hierarchii bramkarzy po tym, jak Jürgen Klopp stracił zaufanie do Mignoleta oraz Kariusa. Los jednak szybko zakpił z owych planów i kontuzja Alissona spowodowała, że były zawodnik West Hamu musiał zostać numerem jeden. Debiutował wchodząc na boisko z ławki w meczu z Norwich na otwarcie sezonu 2019/20. Później nastąpił pamiętny mecz w Stambule przeciwko Chelsea, w którym Adrián obronił decydującego karnego Tammy'ego Abrahama. Następnie miał szansę wystąpić jeszcze w dziewięciu meczach, w tym siedmiu w Premier League, w których prezentował się poprawnie, choć popełnił katastrofalny błąd w meczu z Southampton, kiedy wybijając piłkę nastrzelił Ingsa, kierując ją wprost do bramki. Gdy Alisson wrócił w pełni sił, wszystko wróciło do normy, a Hiszpan miał grzecznie siedzieć na ławce w lidze oraz w europejskich pucharach i grać w regularnie odpuszczanych pucharach krajowych. Po drodze jednak brazylijski goalkeeper Liverpoolu wyleciał z boiska w meczu z Brighton, więc w tym meczu oraz następnym (derby z Evertonem na Anfield) Adrián zajął miejsce między słupkami. Rok 2020 rozpoczął od naprawdę świetnego meczu w FA Cup przeciwko The Toffies, kiedy to uchronił liverpoolczyków przed utratą kilku bramek, zachowując koniec końców czyste konto. Zbliżamy się powoli do punktu zwrotnego w karierze Hiszpana na Anfield, bo oto na przełomie lutego i marca Alisson łapie kolejną kontuzję. Najpierw mecz z Chelsea w Pucharze Anglii, gdzie Adrián wybitnie przyczynił się do utraty pierwszej bramki dla The Blues, potem neutralny mecz z Bournemouth i wreszcie rewanż w Lidze Mistrzów przeciwko Atletico, w którym The Reds, mając rywali w garści, polegli przez dwa katastrofalne błędy bramkarza (wszystkim kibicom ekipy z Merseyside odpuszczę przypomnienie ich dokładniej). Po tym meczu nastąpił lockdown spowodowany pandemią Covid-19, a wraz z nią wiele czasu wolnego, w trakcie którego rozgorzały liczne dyskusje na temat przyszłości Hiszpana na Anfield. Okazały się one nad wyraz trafne, ponieważ po wydarzeniach związanych z Ligą Mistrzów Adrián całkowicie zatracił pewność siebie i jest tykającą bombą, gdy tylko pojawi się na placu gry. Mecz z Lincoln? 38• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

Pusty przelot przy dośrodkowaniu z rzutu rożnego prowadzący do utraty bramki. Mecz z Arsenalem w Carabao Cup? Przepuszczenie decydującej jedenastki pod sobą i zaprzepaszczenie szans na korzystny wynik. No i oczywiście niesławne 7:2 z Aston Villą. Pierwsza bramka całkowicie na jego konto, śmiem twierdzić, iż walnie przyczyniła się do późniejszego przebiegu spotkania, zwłaszcza w sferze mentalnej. Również ostatnie derby z Evertonem zostawiają skazę na jego wizerunku - pierwszej bramki nie miał prawa wpuścić. Jednak należy sobie odpowiedzieć teraz na pytanie ze wstępu do tego artykułu. Moja odpowiedź brzmi: NIE. W przypadku Adriána mamy do czynienia z casusem Lorisa Kariusa, czyli całkowitym zatraceniem pewności siebie. Hiszpan prezentuje się tak, jakby koszulka z Liverbirdem na piersi powodowała u niego spazmy i panikę, była dla niego nie zaszczytem, lecz przekleństwem. Myślę, że jedynym ratunkiem jest zmiana otoczenia. Nale-


Trzeba oddać Hiszpanowi, że The Reds mieli dzięki niemu też miłe chwile. Niestety to już przeszłość i systematycznie Adrian obniża swoje oceny fot.: independent.co.uk

ży sobie przypomnieć, iż Adrián nigdy nie był tak naprawdę wielkim fachowcem. W West Hamie grał regularnie przez kilka sezonów, ale nie bez przyczyny wymienili go bez sentymentów na Łukasza Fabiańskiego. Hiszpan już w przeszłości miewał wiele meczów z wołającymi o pomstę do nieba „interwencjami”, które przeplatał później wyśmienitymi paradami. Nie jest to poziom sportowy na bycie nawet numerem dwa w Liverpoolu. Tutaj potrzeba kogoś, kto potrafi utrzymać ciągłą koncentrację i wysoki poziom, nawet gdy nie gra przez większość sezonu, bo Alisson to też tylko człowiek i, co pokazuje zeszły oraz obecny sezon, zdarzają mu się urazy, niestety nie tylko błahe. Jednak największego problemu (nie tylko Liverpoolu) należy upatrywać w tym, że naprawdę klasowych bramkarzy, takich, którzy

swoje zadania wykonują niemal bezbłędnie, jest raptem garstka, a oczywiste jest, że żaden z nich „dwójką” nie będzie chciał być. Zatem jak znaleźć dobrego rezerwowego? Wydaje się, iż powinien to być doświadczony bramkarz, który po prostu powoli schodzi ze sceny, ale nie jest na tyle stary, by nie móc pomóc drużynie w kluczowych momentach. Dlaczego nie żaden młody, perspektywiczny zawodnik? Bo tacy, by osiągnąć wysoki poziom, potrzebują rozwoju, co musi iść w parze z regularną grą. Na szczęście zadanie znalezienia godnego zastępcy Adriána nie spoczywa na moich barkach - ja tylko piszę sobie artykuł, w którym marudzę, że coś jest źle i należy to zmienić. A w jaki sposób to zrobić? To już jest działka Jürgena Kloppa i jego sztabu. A Wy, drodzy czytelnicy, co uważacie o hiszpańskim bramkarzu? Należy dać mu szansę, czy też odpalić? Jeśli tak, to kogo byście widzieli na jego miejscu? Czekam na Wasze zdanie! 39• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Po pamiętnym meczu z Aston Villą, nasuwa się nam wiele pytań, na które w większości musimy odpowiadać sobie sami. Nie jest tajemnicą to, iż zostaliśmy zdominowani przez The Villans. Zdecydowanie był to najgorszy mecz w wykonaniu Liverpoolczyków za kadencji Kloppa, który przyszło nam oglądać. W tej sytuacji nie powinniśmy bawić się w Pepa Guardiolę, szukając za wszelką cenę usprawiedliwienia kompromitującej klęski. Zdecydowanie warto spojrzeć dość krytycznym okiem na występy kilku zawodników, którzy zdecydowanie zagrali poniżej swoich umiejętności.

KLĘSKA NA

KACPER KOSTERNA

J

edyną istotną statystyką, w której Liverpoolczycy przeważali było posiadanie piłki, które wynosiło 70%. Niestety ten szczegół nie wniósł kompletnie nic do gry The Reds, która była strasznie ociężała. The Villans przeważali w strzałach, strzałach celnych oraz w stworzonych sytuacjach. Głównym powodem wygranej podopiecznych Deana Smitha była mniejsza ilość błędów, których niestety nie ustrzegła się głównie formacja The Reds. Najgorsze jest to, że były to błędy, których wstydziliby się juniorzy w akademii Liverpoolu. Już w 4. minucie drugi bramkarz The Reds podał piłkę w polu karnym pod nogi Jacka Grealisha, który wyłożył piłkę Oliiemu Watkinsowi na praktycznie pustą bramkę. Osiemnaście minut później wcale nie lepiej zachowali się Trent Alexander-Arnold oraz Joe Gomez. Prawy obrońca nie zdążył wrócić na swoją pozycję, a asekurujący go Gomez dziecinnie dał się ograć angielskiemu napastnikowi, co poskutkowało wynikiem 2:0 już w 22. minucie. Dziesięć minut później bramkę kontaktową zdobył Mo Salah. Egipcjanin zdecydowanie był najlepszą postacią w drużynie z Anfield. Pracował on zarówno w ataku (przy okazji strzelając dwie bramki) oraz pomagał gubiącemu się po prawej stronie obrony Aleksandrowi Arnoldowi. Niestety już po dwóch minutach po bramce Mo, John McGinn po strzale zza szesnastki podwyż40• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds

szył prowadzenie Villi na 3:1. Niefortunnie dla Adriana piłka po drodze odbiła się od jednego z zawodników w czarnym trykocie, co utrudniło Hiszpanowi interwencję. Niestety po kolejnych czterech minutach gry, Oliie Watkins miał na swoim koncie hattricka. Wszystko za sprawą rzutu wolnego, którego egzekutorem był Ross Barkley. Zawodnicy Liverpoolu niczym zagubione dzieci we mgle patrzyli tylko jak piłka nad ich głowami zmierzała do Trezegueta, który dograł futbolówkę na głowę Watkinsa. Wielu kibiców, liczyło, że gra zawodników prowadzonych przez Kloppa w drugiej części spotkania ulegnie diametralnej zmianie. Osobiście liczyłem, że zawodnicy wyjdą zmotywowani niczym na pamiętny mecz z Barceloną. Liczyłem na waleczność, szybką grę z małą ilością kontaktów oraz szybkiego doskoku do


VILLA PARK

To zdjęcie doskonale obrazuje mecz z Aston Villa. Piłkarze The Reds tam nie istnieli. fot.: goal.com

przeciwnika w obronie. I właśnie tego zabrakło po raz kolejny Trentowi oraz Gomezowi. Sytuacja z 55 minuty powinna być filmem instruktażowym dla wielu młodych defensorów, jak NIE powinno się bronić. Po tym jak Jack Grealish wraz Z Barkleyem ograli Fabinho, Ross został z futbolówka na około 23-25 metrze, stojąc przez 3 sekundy kompletnie bez żadnej interwencji ze strony obrony. Po tym wszystkim przełożył piłkę na lewą nogę i oddał strzał. Dopiero wtedy prawy obrońca Liverpoolu zorientował się, jak drogo jego zagapienie może kosztować. Po próbie naprawienia błędu, piłka odbiła się od nogi Arnolda, i wpadła za kołnierz Adrianowi. Mimo próby interwencji,

Hiszpan tym razem był bez szans. I, o zgrozo, w tym momencie bramkę na 5:1 strzelił nam wychowanek Evertonu. W 60 minucie trochę na otarcie łez Salah po asyście Firmino zdobył bramkę na 5:2. Niestety to by było na tyle z pozytywów w tym spotkaniu. Ostatnich dwóch ,,ciosów” dokonał kapitan drużyny z Birmingham – Jack Grealish - w 66. oraz 75. minucie. Zdecydowanie jest to mecz do jak najszybszego zapomnienia, lecz warto wyciągnąć z niego wnioski, które z pewnością w kolejnych spotkaniach poskutkują lepszą grą. Niestety zawodnicy wprowadzeni do gry przez Jürgena nie stanęli na wysokości zadania i nie wprowadzili nic pozytywnego do gry The Reds. Miejmy nadzieję, że był to wyłącznie wypadek przy pracy i taki mecz w tegorocznej kampanii się już nie powtórzy. 41• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


42• Magazyn Polish Reds • www.facebook.com/PolishReds


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.