nietak!t nr 6

Page 39

Lech Raczak

Dziady Notatki szpitalne

Noc 3–4.12.2006 r. Znowu szpitalna noc: z sąsiednich łóżek pochrapywania, westchnienia, głębokie wdechy, jęki, okrzyki, pojedyncze słowa, niezrozumiałe zdania lub długie przemowy w nieznanym języku, jakby w mowie zaświatów i Sądu. Leżę na szpitalnym łóżku, w bladej poświacie, w sinym, przenikającym niewiadomo skąd do pokoju świetle. Przeżyłem kolejną bitwę, z pobojowiska patrzę ze spokojnym uśmiechem w przyszłość (bo znów mam, odzyskałem, przyszłość). Więc patrzę w przyszłość – w tę najdalszą ze wszystkich możliwych. Ona – ta ostatnia scena z życia, jeśli nie każdego, to zdecydowanej większości z nas – będzie właśnie taka: pobojowisko, półmrok, sine światło, którego źródło trudno jest zidentyfikować, ciężkie oddechy, sapania, jęki, okrzyki, może przekleństwa, niezrozumiałe pojedyncze zdania i długie ekspresyjne przemowy w nieznanym języku, który wydaje się językiem zaświatów…

*** Jest północ. Parę godzin temu odbyła się premiera Gry na zwłokę, spektaklu, nad którym ciężko pracowałem w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. W czasie premiery ja już od 40 godzin tkwiłem unieruchomiony, zamknięty tu, w szpitalu. Sam byłem zdumiony faktem, że o 19-tej, w momencie zaczynania spektaklu, nie czułem żadnej szczególnej emocji. Moje kreacyjne wysiłki, możliwości ingerencji w materię skończonego prawie przedstawienia skończyły się definitywnie w momencie przekroczenia drzwi szpitala. Spektakl oderwał się ode mnie, oddzielił, stał się – przedwcześnie trochę – faktem samoistnym, niezależnym, więc obcym. Odebrałem parę telefonów, że poszło dobrze, że piękne, że robi wrażenie… Nie wzbudziło

to we mnie większych emocji. Pewnie też z tego powodu, że przez parę miesięcy prowadziłem rodzaj gry na zwłokę z Grą na zwłokę. Scenariusz napisałem latem. Był chyba zbyt ascetyczny, suchy, zwarty. Ale miałem nadzieję, że przy pomocy paru działań aktorskich da się wypełnić puste miejsca. Próby zacząłem 28 września; premiera miała odbyć się 1 grudnia, co wydawało się terminem mało realnym, zbyt bliskim. W drugiej połowie października już wiedziałem, że scenariusz nie wytrzymuje próby inscenizacji. Poprawiłem – listopad rozpoczęliśmy z nową wersją tekstu. W połowie listopada Teatr Studio wyjeżdżał do Petersburga – próby musiały zostać na tydzień wstrzymane. Dla mnie była to (jedyna) okazja, by pojechać do Preszowa na Słowację i poprowadzić obiecywany od kilku lat warsztat. W Preszowie poczułem, że mnie zatyka boleśnie w piersiach, gdy ze studentami młodzieńczym krokiem przechodzę ze dwa kilometry z miasteczka akademickiego do teatru w śródmieściu. Potem w Warszawie, po dwudziestym, codzienny poranny spacer do teatru okazywał się coraz trudniejszy. 26. wieczorem, w Poznaniu (bo przyjechałem tam na drugą turę wyborów) z trudem dowlokłem się z Poznańskiej do Akumulatorów (raptem z kilometr!), gdzie zaprosił mnie burmistrz świętujący powtórny wybór. W Warszawie, od poniedziałku, było coraz gorzej… Bóle w piersiach dopadały mnie coraz częściej, nie tylko w trakcie krótkich spacerów do przystanku autobusowego, lecz także po przejściu dwóch pięter schodami z bufetu do sali teatralnej. Czułem, że szpitala nie da się uniknąć. Miałem nadzieję, że uda się odwlec moment konfrontacji z medycyną na 5 grudnia, już po warszawskiej premierze ostatecznie wyznaczonej na 3.

37 37


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.