Tramwaj Cieszyński nr 68

Page 1

POWITANIE Z JESIENIA Nr 68, wrzesień 2022 Bramy Droga, która dzieli Straszne widmo nadciągającej zimy Śledź po kaszubsku Epoka nieustającej beki Nie jesteś humanistą Miniaturki pejzażu Manewry, czyli będzie się działo ISSN: 2543-8751 / Cena: Bezpłatny MIESIĘCZNIK DLA ŚLĄSKA CIESZYŃSKIEGO

Wizyta w Tramwaj Cafe to podróż w czasie, do początku XX wieku, kiedy to w Cieszynie działało połączenie tramwajowe. Łączyło ono dwa brzegi rzeki Olzy. Przez „okna” naszego tramwaju możecie podziwiać obecnie polską i czeską stronę, niegdyś jednego miasta. Przez okna pierwszego wagonu, siedząc na tramwajowych drewnianych ławkach, można obserwować zatrzyma nych w kadrze ludzi z tamtej epoki w ich codziennej aktywności. Z kolei w Sali Cesarskiej Tramwaj Cafe udokumentowany został przejazd cieszyńskiego tram waju, przystanek po przystanku. W tym wagonie można usiąść wygodnie w fotelach i odpocząć. To także miejsce, gdzie zlokalizowaliśmy kącik dziecięcy prze znaczony do zabaw dla najmłodszych pasażerów naszego tramwaju. Niezwykłą atmosferę Tramwaj Cafe

codziennie

dopełnia zapach świeżo zmielonej kawy podawanej na wiele sposobów również alternatywnych, aromatycznej herbaty ”na patyku” oraz smaki niebanalnych ciast, wśród których nie brakuje opcji wegańskich i ze śladową zawartością glutenu, bez cukru. A to oczywiście nie wszystko! Tramwaj Cafe posiada bogatą kolekcję rumów oraz szeroką gamę cieszyńskich piw z Browaru Zamkowego Cieszyn.

Będąc na pokładzie Tramwaj Cafe, zapytacie Motorni czego o Rum Babę nasz popisowy mini deser!

W okresie jesiennym zapraszamy na aromatyczne grzane wino z przyprawami oraz lemoniadę na ciepło.

Podróż w czasie z filiżanką aromatycznej kawy!
zapraszamy
9-21 weekendy 9-23 MENNICZA 44, CIESZYN sprawdź szczegóły FB/TRAMWAJ.CAFE INSTAGRAM/TRAMWAJCAFE

ZAŁOGA TRAMWAJU: DYSPOZYTOR:

ZAJEZDNIA:

BAZA: Fundacja LOKALSI Cieszyn, ul. Bielska

ŹRÓDŁO ZDJĘCIA OKŁADKI: www.fotopolska.eu opr.

DRUKARNIA: Drukarnia „KOLUMB” 41-506 Chorzów,

Rozkład Jazdy:

Kierunek Jazdy

Powitanie jesieni 5

Straszne widmo nadciągającej zimy 6-9 Śledź po kaszubsku 10 Bramy 11

Epoka nieustającej beki 12-13

Podróż to jeden z moich ulubionych rzeczowników... 14-17 Nie jesteś humanistą 18-19

Wyższa Brama

Melchior Grodziecki – syn tej ziemi 20-24 Droga, która dzieli 26-29

Most Przyjaźni

Dwumiasto o strategicznym znaczeniu 30-33 Mood for Wood 34-36

Wierszowany przewodnik po Czechach 37 Manewry, czyli będzie się działo 38-42

Kierunek Kultura

Lubię swoich bohaterów 43-45 Miniaturki pejzażu 46-47 Teatralne święto nad Olzą 48-49 W oczekiwaniu na „Krzywy kościół” 50-51 Magia cieszyńskiego YASS! Festiwalu 52-53

Torebka jakby Damska Zatrzymaj się! 54-55 Kulki mocy z masłem orzechowym 56-57 Jesień czasem odpoczynku 58-59 Cieszyńskie święto alternatywy 60

Kierunek Sport

Letnie przygotowania, nowy sztab i motywacja... 61 Kartingowcy z Czechowic-Dziedzic 62-65 Mistrzowie szczypiorniaka 66

wydawcy i są chronione prawami autorskimi.

3TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 „Kierunek jazdy” - felietony „Wyższa brama” - tematy ważne „Most przyjaźni” - zza Olzy „Mijanka na Rynku” - polityka i gospodarka „Stary Targ” - gwara „Torebka jakby damska” - tematy różne „Kierunek kultura” - kultura „Kierunek sport” - sport „Przystanek na żądanie” - reklamy i artykuły sponsorowane Wydawca magazynu „Tramwaj Cieszyński” nie ponosi odpowiedzialności za treści reklam i art. sponsorowanych, a także za poglądy autorów zawarte w zamieszczonych tekstach. Reprodukcja oraz przedruk wyłącznie za zgodą wydawcy. Wszystkie materiały publikowane w niniejszym magazynie są własnością
Cieszyn, ul. Mennicza 44 redakcja@tramwajcieszynski.pl
184
graficzne okładki Rafał Łęgowski
ul. Kaliny 7
Wojciech Krawczyk MOTORNICZY: Marcin Mońka, m.monka@tramwajcieszynski.pl KONDUKTORZY: Małgorzata Perz, Adriana Hernik DZIAŁ MARKETINGU: Piotr Czerwiński, tel. 602 571 638 PASAŻEROWIE: Aron Chmielewski, Karolina Ciengiel, Jacek Cwetler, Paweł Czerkowski, Andrzej Drobik, Florianius, Maciej Froński, Katarzyna Koczwara, Stanisław Malinowski, Adam Miklasz, Beata Mońka, Maciej i Katarzyna Russek, Piotr Stokłosa, Szymon Wąsowicz, Iwona Włodarczyk, Miłosz Żemła

Powitanie jesieni

Choć spontaniczne i krótkotrwałe powroty letniej aury od czasu do czasu podrywają nas do myślenia o rzeczach miłych, lekkich i do pewnego stopnia przyjemnych, to jednak bliskość długich zmierzchów, dżdżystych poran ków i chłodnych nocy jest zjawiskiem nieodwracalnym. Musimy jednak być na nie przygotowani. Przywołany w pierwszym zdaniu chłód brzmi w tym roku wyjąt kowo złowrogo, bo przecież widmo zimnych kalory ferów wciąż krąży nad Cieszynem. Miasto wprawdzie zrzekło się udziałów w Energetyce Cieszyńskiej, więc nowy większościowy zarządca – Tauron Ciepło – już zapewnia, że towarowe składy kolejowe, aż uginające się pod cennym paliwem będą docierać do zakładu na Mostową z określoną systematycznością, tak aby żadne mrozy nie okazały się straszne, a brak ciepłej wody nie przeszkodził mieszkańcom w oddawaniu się codziennej porannej toalecie. Tymczasem tytuł najnowszej premie ry Teatru Śląskiego brzmi „Węgla nie ma”. Gdzie jak gdzie, lecz w Katowicach dobrze znają się na czarnym polskim złocie i wiedzą, kto i na jakich warunkach ma dostęp do pożądanego surowca. Żyjemy jednak wszyscy nadzieją, że pociągi z drogocennym ładunkiem dotrą pod wskazane adresy, i nadchodzącej zimy nie oddamy odmrożeniom nawet jednego opuszka palca!

Nim pociągi z węglem objawią się w Cieszynie, wnikliwe cieszyńskie uszy już na początku września mogły usłyszeć nieco inny stukot kół. Oto po kilkunastu la tach przerwy powróciła linia pasażerska łącząca Cieszyn z Goleszowem. A co za tym idzie – nowe perspektywy wojażowania otwarły się przed podróżnymi, pragnący mi koleją dotrzeć nie tylko raz na dobę np. do Katowic, lecz również do stacji pośrednich, z których korzystają uczniowie szkół czy pracownicy zakładów. Wsłuchu jąc się nie tylko w melodię przemierzających cieszyń ską ziemię składów, ale również w entuzjastyczne głosy pierwszych podróżnych, odniosłem wrażenie, że nie dyskusja o rewolucji przemysłowej 4.0, lecz powrót

z transportowego wykluczenia staje się przełomowym osiągnięciem na miarę XXI wieku. Marzy mi się jeszcze, aby po premierze spektaklu w Teatrze Śląskim to wła śnie koleją, w godzinach późno-wieczornych, powrócić na cieszyńską ziemię. Bo przecież oczekiwanej sztuki „Węgla nie ma” nie zobaczymy na razie w Cieszynie.

A mimo to dobra wiadomość jest taka, że w nadcho dzących tygodniach na brak przeżyć scenicznych nikt na Śląsku Cieszyńskim nie powinien narzekać.

Wyjątkowo bowiem zapowiada się program Festi walu „Bez Granic”, a szczególną premierę przygotowuje Scena Polska Teatru w Czeskim Cieszynie. Zespół wziął na warsztat bestsellerowy „Krzywy kościół” Karin Led nickiej, i wraz z nim powrócimy do historii tragedii gór niczej z końca XIX-wieku i Karwiny, której już od dawna nie ma. Gdy wsłuchuję się w głosy realizatorów, którzy z górniczym ośrodkiem pozostają wciąż z pewnych re lacjach, od razu myślę o cieszyńskim Rynku oraz pro wadzonych tam badaniach archeologicznych, i ulegam pewnego rodzaju zachwytowi, który potrafią wywołać kolejne warstwy odkrywanej przestrzeni. Cieszyn jako miasto-palimpsest sprawdza się w ostatnich miesią cach doskonale, przekonujemy się, że to „miasto, które jest”. Mimo uszu puszczam uwagi, że ktoś tu poszukuje „węgla na zimę”, bliższa jest mi wykładnia, uchwycona w rozmowie z jednym z pisarzy. Autor snuł przede mną wspaniałą wizję, że być może to właśnie w Cieszynie ze spół archeologów odkryje najstarszy teatralny amfiteatr, a w jego zakamarkach zostanie cudownie odnaleziona któraś z zaginionych, a zarazem najcenniejszych staro żytnych komedii. W każdym razie pole do popisu dla wyobraźni mamy tutaj nieograniczone.

I bardzo chciałbym wierzyć, że w trudnych czasach nadciągających chłodów nikomu z nas nie zabraknie wyobraźni przy podejmowaniu decyzji, czym „nakar mić” domowy piec grzewczy. Parafrazując pewien głos z daleka, Śląsk Cieszyński rzeczywiście „musi być ogrza ny”. Warto jednak wsłuchać się w apele, które brzmią: „Pal, i pozwól oddychać innym”. Pewnie nie tylko ja trochę obawiam się tej jesieni, jednak nie chcę pozo stawiać czytelników w wyjątkowo ponurych czy depre syjnych nastrojach. Pod koniec sierpnia bowiem odbył się Cieszyński Przekładaniec – festiwal organizacji poza rządowych. To tam bardzo wyraziście zabrzmiały słowa, które stają się moim mottem na nadchodzącą jesień: „Jeśli chcemy przetrwać, musimy wszyscy mieć względem siebie jak najwięcej zaufania”. A zatem – do dzieła!

Dobrej lektury, Marcin Mońka

5TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 KIERUNEK JAZDY
straszne wiDmo nadciągającej zimy

Florianus

W tym roku im bliżej jesieni, tym straszniejsze wydaje się widmo nadchodzącej zimy, już bez ro syjskiego gazu. W mediach i na portalach raz po raz pojawiają się nowe informacje o tym, co nas czeka, jeśli w zimie zabraknie paliw i energii. Lodowate kaloryfery, oszronione ściany, czerwone nosy, wredne krakanie wron za oknem, puste półki w sklepach, zamarznięta woda w klozecie, ciemne ulice bez świątecznej iluminacji, nieposypane, śliskie chodniki, zamrożone bankomaty, nieodśnieżone drogi, czarne dymy, zawiane stacje benzynowe. Zimowy armagedon.

Już z początkiem lata, po tym, gdy rząd Morawiec kiego heroicznie zakazał dowozu węgla z Rosji, zabra kło go na składach i okazało się, jak bardzo od ruskiego surowca jest polskie państwo uzależnione. Po co więc utrzymywać w Polsce kopalnie, skoro polscy górnicy, gdy przychodzi czarna, zimna godzina, nie są w stanie wydobyć swoim rodakom dostatecznej ilości węgla na opał? Co się tak uporczywie fedruje w polskich kopal niach, gdzie złoża miały wystarczyć na 200 lat, jeśli tyl ko PiS zostanie u władzy. I dokąd ten węgiel w takim razie się sprzedaje? Komu i do czego służy? Dla tych, którzy nim palą, pisowski rząd przygotował sowite do płaty, bo to jego elektorat głównie jest, a zbliżają się wy bory. Czarne, trujące dymy będą znowu gęściej się snuły w naszych miastach, a także na wsi. Z tym, że wieś jakoś sobie z dociepleniem poradzi, chłopi wytną, co się da koło chałup, porąbią i włożą do pieca i jeszcze dowiozą sobie chrust z lasu, a w mieście elektrociepłownie nie będą miały czym palić i produkować ciepła dla miesz czuchów. Na wsi to koło szopy na podwórku można sobie ognisko rozpalić i kawałek babucia ugrillować albo ziemniaki w popiele upiec. A w mieście co? Jak prze trwać do następnej wiosny? Czy można zaufać PGNiG, że dostarczy gaz do naszych mieszkań? A jeśli tak, to za jaką cenę? Ceny gazu wystrzeliły bowiem w górę jak salwa pijanego krasnoarmiejca z kałasznikowa. Gdy ro syjska ofensywa na froncie w Ukrainie spowalnia, na sila się ruski atak energetyczny. Rosja ma nas stale na swoim celowniku, chce zniszczyć europejski dobrobyt, dobrostan i przyjemny styl życia, aby osłabić poparcie Zachodu dla Ukrainy. Rosja chce nas puścić z torba mi, osłabić zimnem, niedoborem żywności i innych produktów, wziąć głodem. Paliwa, energia, opał są teraz średnio o kilka razy droższe niż przed rokiem, a ekono miści przewidują, że to dopiero początek drożyzny. Za nosi się przy tym na puste półki w sklepach. Podobno siedzenie w zimie przy świeczkach nam nie grozi, a jed nak świeczki zniknęły ze sklepów. A kiedy już zgasimy świeczkę, najcieplej będzie, oczywiście, w łóżku, pod

grubą kołdrą. Dobrze byłoby mieć wtedy przyjaciółkę lub przyjaciela, żeby się docieplić podczas mroźnych nocy. No i flaszkę czegoś mocniejszego. A może zamiast tego wyjechać na zimę do cieplejszych krajów? Gro zi nam jednak chaos na lotniskach. Tymczasem zdro wy babski i chłopski rozum nakazuje zawczasu dobrze przygotować się do zimy. Babski rozum nakazał zrobić zapasy cukru, żeby było z czego upiec ciasta i ciasteczka na święta, a chłopski - zwieźć drewno pod wiatę, żeby nie uświerknąć w karnawale.

Chłopi podnieśli raban, bo nie ma sztucznych nawo zów do upraw, a bez sztucznych nawozów nie ma sen su siać i sadzić, nic nie wyrośnie i widmo głodu zajrzy

7TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 KIERUNEK JAZDY
felieton
Tymczasem zbliża się zima zła

nam w gardła tak, jak to zapowiadały odkryte niedawno w wyschniętych rzekach kamienie. Ze względu na wy sokie ceny gazu, państwowi producenci nawozów dla rolnictwa, właśnie wstrzymali produkcję. Zabrakło też CO2, który wykorzystywany jest przez branżę spożyw czą do pakowania wędlin i serów. Czy produkty spożyw cze muszą być opakowane dwutlenkiem węgla? A może należy tak przestawić produkcję żywności, by do jej wy twarzania nie trzeba było nawozów sztucznych, a do jej pakowania surowego dwutlenku węgla i plastiku? Może trzeba kupować w sklepach, które sprzedają żywność bez opakowań? Po co nam te opakowania? Żeby było więcej odpadków do segregacji? Żeby było więcej pla stiku w lasach, rzekach i morzach? Tak tak, wiadomo, produkcja opakowań to ogromny biznes, a także wiele miejsc pracy. Nasza cywilizacja masowego zastosowania plastiku tak łatwo nie zamierza od niego odstąpić, skoro producenci opakowań zainwestowali tyle w uruchomie nie linii produkcyjnych. Jak w ogóle ludzie radzili sobie bez plastiku sto, dwieście lat temu? Nawiasem mówiąc, Czesi wprowadzają właśnie zakaz używania jednora zowych plastikowych opakowań. Czesi dadzą radę żyć bez jednorazowych opakowań z plastiku, a Polacy nie? Nie dość, że będą problemy z dostarczeniem opakowań żywności, to jeszcze z powodu braku CO2 może nie być piwa. Piwo jest bowiem napojem gazowanym, bez

gazu w piwie nie ma piany. Może na zimę należałoby już teraz zachomikować beczkę piwa w piwnicy, bo zaraz też podrożeje i nie wiadomo, jak będzie w karnawale 2023 roku. Już teraz kupić też parę butelek szampa na, żeby było wystrzałowo na sylwestra, bo można się spodziewać, że w ramach odwetowych sankcji Rosjanie nie wyślą do nas musującego półsłodkiego produktu sowietskoje igristoje. Zakupmy też ze dwie kopy ja jek i umieśćmy je bezpiecznie w piwnicy, aby wytrzy mały do przyszłorocznej Wielkanocy, bo spada podaż młodych kur i przybrała na sile niechęć hodowców do uzupełniania stad. Czy polscy hodowcy drobiu i kury są po stronie Putina? Czytam w gazetach, że nadcho dzi gospodarka niedoboru, a Polacy mogą po wakacjach rozkręcić nową panikę zakupową. Nie ulegajmy więc panice, ale póki jeszcze czas, czyńmy rozumne zapasy na zimę, bo nie dość, że dwucyfrowa inflacja może dojść do 20% (według jeszcze optymistycznych szacunków) to jeszcze grozi przerwanie łańcuchów dostaw znacznie gwałtowniejsze niż to było pod koniec zeszłego roku po covidzie, a covid przecież też jeszcze nie odpuścił. Może być nie tylko zimno i ciemno, lecz także głodno. I mó dlmy się, żeby nas jakaś poważniejsza reakcja łańcucho wa nie skosiła.

W mieście w trochę lepszej sytuacji są ci, którzy mają ogródki działkowe. Zwłaszcza jeśli nie traktują swojej działki wyłącznie rekreacyjnie, lecz uprawiają na niej owoce i warzywa, a może nawet hodują kury. Na działce można wypielęgnować kapustę, pomidory, bu raki, ogórki, marchewkę, cukinię. Są drzewa owocowe, zwłaszcza jabłka, są czereśnie, wiśnie i śliwki. Są ostrę żyny, agrest, maliny i orzechy. Także zioła i przyprawy. Nie można tego zmarnować. Trzeba to zebrać i o ile to możliwe przetworzyć. Może dlatego przez pewien czas w lecie brakowało cukru, bo gospodynie rzuciły się desperacko w wir owocowego przetwórstwa. Chociaż niekoniecznie. Widziałem, także na działkach, piękne papierówki, których nikt nie zbierał. Żółtawe, soczyste papierówki nadgniwały pod drzewami. Wygląda na to, że w tym roku jabłka pięknie obrodziły, i śliwki, i orze chy, ale ludziom nie chciało się ich zbierać, taszczyć do domu i przetwarzać. Od roku mamy działkę na tere nie Rodzinnych Ogródków Działkowych „Karolinka”, piękną, nieco zdziczałą działeczkę na zboczu nad Frysz tacką. Z jej górnego, lewego rogu widać tam wieżę zam kową i masyw Jaworowego. Okolica jest bukoliczna, ale ta sielanka ma wyznaczone przez regulamin Polskiego Związku Działkowców granice – ścisłe zasady, zakazy i nakazy, które oczywiście służą zachowaniu wspólne go dobra całej wspólnoty ROD „Karolinka”. Szczerze mówiąc, nie miałem pojęcia, że od działkowca zrzeszonego w stowarzyszeniu ogrodowym aż tyle się wymaga.

8 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 KIERUNEK JAZDY
Działkowiec pracuje też dla dobra motyli

Trzeba na przykład zdobyć certyfikat działkowca, a co kilka miesięcy zarząd kontroluje, czy wszystko na naszej działce odbywa się jak należy, zgodnie z regulaminem. Z klasycznej już piosenki Kabaretu Starszych Panów „Dramat w ogródkach działkowych” wiadomo, że na działkach nic szczególnego się nie dzieje. Poza tym, że – jak śpiewała Barbara Kraftówna – czasem ktoś udusi kogoś sznurkiem albo paskiem, a w papierowej torbie porzuconej za altanką zamiast marchwi znajdzie się od cięta ręka.

Obco brzmią tu straszne słowa powódź pożar Nikt się gazem nie zatruje w swej altanie Co najwyżej z nieprawego znajdziesz łoża Dziecię w grządce groszku zręcznie zakopane. Pouczone takimi wypadkami z przeszłości władze Pol skiego Związku Działkowców wprowadziły jako obo wiązkową wysokość żywopłotu maksymalnie 1,5 metra tak, żeby działkowicze nawzajem mogli mimochodem po sąsiedzku obserwować, co się na sąsiednich działkach dzieje lub wyprawia. Niby chodzi o to, by za wysoki żywopłot nie rzucał cienia na grządki i uprawy sąsia da. Z powodu tej działkowej transparentności cierpi trochę prywatność i intymność obcowania z działkową roślinnością, ptakami czy owadami. Nie można też raczej zażywać kąpieli nago w plastikowych, ogrodowych basenach, bo właściwie to jest się wystawionym na wi dok publiczny. Niektóre starsze panie jednak się tym nie zrażają i w skąpym bikini opalają się na leżakach pod swoimi altankami, a przy tym gra im skoczna muzycz ka ze starego tranzystora i hity sprzed pół wieku lecą w siną dal jak chmara komarów. Niedaleko ktoś inny woli reggae. Nie tylko widać, ale jeszcze bardziej sły chać, co mówią i co robią sąsiedzi działkowicze. Może to być pogwar wesołej libacji, może to być jękot na miętnego seksu dobiegający z ciemnej altanki poniżej. Nic co ludzkie nie jest nam obce. Przyjmujemy to ze zrozumieniem i raczej nas to nie gorszy, jeśli dramatycz nie nie zakłóca spokoju. Seks na działce pod gwiazdami lub w świetle księżyca sunącego na zachód ponad doliną Olzy to może być przeżycie całkiem romantyczne na wet w zaawansowanym czy wręcz emerytalnym wieku. Działkowcy żyją przecież bliżej natury niż mieszczuchy i mają przyrodzone potrzeby. Jest w tym renesansowa pochwała żywota. Znacznie trudniej wytrzymać weso łe wrzaski rozbrykanej dzieciarni na sąsiedniej działce, a jeszcze gorzej, kiedy sąsiad po lewej zaczyna kosić trawę swoją wielką spalinową kosiarką, bo jest zwolen nikiem dobrze wygolonego trawnika. Wtedy nie tylko warkot jej silnika piłuje ci głowę, ale jeszcze dusisz się spalinami maszyny. Pozostaje więc tylko ucieczka. I ma

to cechy ucieczki z utopii. Rodzinne Ogrody Działkowe są enklawami zrealizowanej utopii, podobnymi do tej, którą w XVI wieku opisał mądry Thomas More. An gielski mędrzec uważał, że trzeba żyć zgodnie z naturą. Ten zaś idzie za przewodnictwem natury, kto w unika niu jednych rzeczy i pożądaniu innych posłuszny jest rozumowi. Atoli trwanie utopijnej, nastawionej na do bro publiczne społeczności nie jest możliwe bez nadzo ru i kontroli jednostek, bowiem racjonalność zachowań nie jest czymś oczywistym i danym człowiekowi raz na zawsze. Podobnie jak w rodzinnych ogrodach działko wych. Na wyspie Utopii jednak nie było kosiarek ze spa linowymi silnikami, odbiorników radiowych i innych nośników hałasu, także parkingu u bram ogrodu. Będąc posłusznym rozumowi, następnego dnia trzeba na dział kę jednak powrócić, żeby podlać pomidory Rosamun da, zerwać wiśnie albo pozbierać jabłka.

W mrocznych, dystopijnych czasach teraz żyjemy. Posłuszeństwo rozumowi, cnocie i publicznemu dobru jest coraz rzadsze. Kłamliwa propaganda pisowskich władz, nieudolność ich rządów, nacjonalistyczna, re akcyjna, antyeuropejska polityka, narastająca inflacja i drożyzna, tuszowanie rzeczywistych rozmiarów epidemii covidu, permanentne niszczenie środowiska na turalnego, brak przeciwdziałania wobec katastrofy kli matycznej, przyzwolenie dla faszyzacji społeczeństwa, bigoterii i prymitywnego popu, systemowa nietole rancja dla uchodźców innych niż z Ukrainy, a także –w związku z wojną w Ukrainie – eskalowanie nastrojów militarystycznych, atmosfery odwetu i mordu – wszyst ko to potęguje wśród ludzi niepokój, niepewność i fru strację, rozkręca szajbę, panikę i agresję, obojętność na zło, wzmaga złośliwość i okrucieństwo. Nawet w bu kolicznych okolicznościach Beskidów i pogranicznego trójstyku dzieją się ostatnio rzeczy straszne, brutalne i okrutne jak w filmach o porachunkach mafii w Ame ryce Łacińskiej. Podobno na łąkach tuż za granicą pasły się wójtowe dorodne byczki, a jakieś zbiry zarżnęły jed no takie zwierzę, odrąbały mu głowę i podrzuciły ją na podwórko przed wójtową chałupą. Tymczasem niedale ko, po polskiej stronie gór, ktoś pewnemu pszczelarzowi zalał ule benzyną.

Idzie zima ciemna, długa i zła. I podobno na tym się nie skończy, a to, co przyjdzie potem, będzie jeszcze gorsze. Ale - jak powiedział czeski klasyk w kontekście Wielkiej Wojny – jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było. Póki jeszcze mamy działkę, może nie będzie aż tak źle, choć od razu nie musi być przepięknie. Nie traćmy więc ducha. Bądźmy czujni, rozumni i gotowi, także do wyrzeczeń. Róbmy swoje, lecz nie tylko dla siebie. I nie traćmy dobrej nadziei.

9TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 KIERUNEK JAZDY

Śledź po kaszubsku

Droga Kaszubska! Jak to brzmi! Niby to zwykła szosa, kilkanaście, może kilkadziesiąt kilometrów, która wije się spokojnie (we wrześniu, po sezonie, w lecie trudno tu o spokój) przez kilka kaszubskich wsi; niby nic, ale jak na zwana, jak oznaczona, ileż tu szyldów, dumnie tę zwykłą drogę wynoszącą w niezwykłość.

Uciekłem na moment z pradawnego Księstwa, ucie kłem, żeby oczyścić głowę i złapać inne powietrze, choć już Horacy złudzenia nam zabrał, bo przecież „niebo a nie dusze zmieniają, ci co po morzu żeglują”. Uciekłem może i bez sensu, ale ruszyłem; w drogę, zwyczajną, pro stą, przez całą Polskę, aż dotarłem do naddrogi, opisanej z dumą, jak Trakt Cesarski czy Droga Królewska, tylko że wiejskiej, regionalnej, takiej, która nie prowadzi do Wiednia, którą chłopi jeździli, a nie królowie i cesarze. Uciekłem na moment z Księstwa i teraz niebo kaszubskie nad głową, kaszubskie pierogi, po kaszubsku śledzie, wszystko z dumnym przymiotnikiem, wszyst ko określone, opisane, wszystko przypisane i pewnie wszystko na nowo przepisywane, gdzieś w zaciszach domowych, w domkach z czerwonej cegły. W każdym razie jadę kaszubską drogą, zazdrość zwyczajna się we mnie budzi, we mnie, w kaszubskim neoficie.

Sprawa jeszcze poważniejsza, bo oto nie tylko na Kaszubach jestem, ale okazuje się, że w samym sercu Kaszub, w dodatku jeszcze bardziej wyniesionym – do Kaszubskiej Szwajcarii trafiłem (choć akurat z tymi Szwajcariami to trzeba uważać, bo jeśli trafimy do cze skiej, z łatwością się zachwycimy, ale jeśli akurat szuka my wytchnienia, dajmy na Łotwie i postanowimy dać się uwieść Szwajcarii Łotewskiej, to pewnie niejeden wyraz zniesmaczenia z siebie wyrzucimy – ot, kilka pa górków, znacznie mniej imponujących od Pogórza Cie szyńskiego, bo do Beskidów porównywać nie można, a i „największa jaskinia w krajach nadbałtyckich” szyb ko okazuje się tylko niewielkim wgłębieniem w niezbyt wysokich skałkach). Wiadomo, region, który dorobił się Szwajcarii w nazwie, musi zarobić na swoją wyjątko wość (chyba że Łotewska Szwajcaria, ona nic nie musi), tak jak wszystkie Toskanie tego świata.

Ale dość tego wstępu, przydługiego, jak na neofitę przystało. Wróćmy do zazdrości, bo ona tu kluczowa. Jadę tą Drogą Kaszubską, siedzę nad jeziorem, patrzę w stronę morza i zazdroszczę, nie tyle pięknych tere nów, bo jak mógłbym ja zazdrościć, dziecko krainy stworzonej z uśmiechu Pana Boga, jakichś niewielkich wzniesień? Zazdrość to na razie nieodgadniona, nie

zazdroszczę Szwajcarii, której my w nazwie nie mamy, a moglibyśmy mieć. Nie zazdroszczę, bo my przecież Mały Wiedeń z dumą w sercu nosimy (tu inne pora chunki nas czekają, z tymi miastami, które podstępnie starają się nam to miano odebrać, z rumuńską Timiso arą, chorwackim Varazdinem, już nie mówiąc o rene gacie-renegatce: Bielsku-Białej). Kuchni nawet nie za zdroszczę, bo czymże jest jakiś śledź po kaszubsku przy naszej kanapce, która zasługuje nie na jeden osobny tekst, ale na całą biblię wspomnień i emocji. Podwójne tablice z nazwami miejscowości też zbytniej zazdrości nie budzą, bo przecież wystarczy krok za Olzę, żeby ta kie dziwy zobaczyć (choć akurat na Kaszubach nikt ani polskich ani kaszubskich nazw nie zamalowuje).

Determinacji zazdroszczę, a za nią – dumy. Może tego, że im z językiem się udało, a nam (a właściwie braciom większym - Górnoślązakom) ciągle nie wy chodzi, że śląski ciągle gwarami i dialektami jest bruka ny? Może, ale o inny język mi się rozchodzi, o łatwość i przejrzystość określania siebie w tym świecie. Nie ma rozterek, że nie wiadomo, czy Cieszyniok, czy Ślązak z Górnego, czy razem, czy osobno, czy z Księstwa, czy ze Śląska, czy nie daj Boże z Ziemi Cieszyńskiej (nikt nie odważyłby się na przeklinanie Podbeskidziem). Nie ma, że ja bardziej stela, nie ma podziału na dwa kraje, nie ma zaniku gwary/języka, jest pewność, której nam – zdaje się – zdarza się brakować. Oczywiście mitologi zuję, generalizuję, wywyższam, ale takie prawo neofity, będę się tłumaczył, jak już lepiej poznam i zobaczę po działy i małości. Na razie bezkarnie mogę śledzić nasze księstwo z chwilowej oddali, los przywiał mnie akurat tutaj, więc śledzę po kaszubsku.

I jest duma i buta, jakie ma sobie ten stary Kaszub, który z szelmowskim uśmiechem prosi o fajkę pod skle pem, pyta skąd jestem, ja mu, że ze Śląska, już nawet nie dodaję, że z Cieszyńskiego, a on na to: „A, to nie kojarzę”.

Andrzej Drobik – dziennikarz, reporter, dyrektor programowy Festiwalu Słowa im. Jerzego Pilcha Granatowe Góry. Autor książek, m.in. „Rozmowy o Śląsku Cieszyńskim”, „Bolko Kantor. Prawy, prosty” i „Wisła w sensie magicznym”, wyreżyserował fil my dokumentalne, m.in. „Jego kochana, dumna pro wincja” o Kornelu Filipowiczu w Cieszynie, „Ciągle tu jesteśmy”, opowiadający historię społeczności Polskiej we wsi Ostojićevo w Serbii. Na portalu Youtube prowa dzi program „Rozmowy o Śląsku Cieszyńskim i reszcie świata”.

10 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 KIERUNEK JAZDY
felieton

Bramy

Być może jestem źle wychowany. Idąc w gości, zwłaszcza pierwszy raz, nie mogę się oprzeć po kusie zajrzenia do czyjegoś księgozbioru, choćby nawet był bardzo skromny. Wpierw omiatam go wzrokiem, wypatruję najciekawszych detali. I choćbym się nie zakochał, jest w mym spojrzeniu pewne pożądanie. Chcę odkryć, co się kryje między kurzem i celulozą. Czy zagięte rogi są ponęt ne niczym kobieca kibić? Naturę starego satyra przed słabością ratuje tylko proste: Czy mogę?

Mogę i nie muszę prosić o zgodę nikogo, przeglądając zdigitalizowane zbiory Książnicy Cieszyńskiej. Zagląda jąc w bramę pełną wiedzy odkryłem, że nie jest to wyłącz nie patrzenie w jednym kierunku. Przeglądanie zbiorów nie determinuje czytelnika do spoglądania wyłącznie w przeszłość. Znalazłem na to dowód. Nie mogłem przejść obojętnie obok „Księgi wróżb, geomancji (tzw. remilu) oraz proroctwa na temat zwycięstw muzułma nów w Dalmacji i na Węgrzech”. To jakby nie skorzystać z okazji, by potowarzyszyć Umberto Eco w poszukiwa niu inspiracji do książki. Niestety, radość trwała krótko. Bramy do rozważań bośniackiego mistyka okazały się dla mnie zamknięte, opieczętowane arabskimi symbolami. Poczułem się jak wtedy, gdy zasiadłem w szkolnej ławie, nie umiejąc jeszcze czytać.

Pierwszego września zostały ponownie otwarte bra my szkoły. Cyklicznej akcji towarzyszyło niezniszczalne hasło: „Witaj, szkoło!” Lecz nie uczniu. Co to, to nie. Budynek należy witać, tak jakby wracało się do domu po długiej nieobecności. Tęsknota na wielu wymuszo na. Podświadomie czuć wojenną atmosferę. Co prawda w powietrzu nie unosi się proch, jak w 1939, gdy pod Cieszyn dotarła 45 Dywizja Piechoty pod dowództwem Friedricha Materny. To raczej coś na kształt rozgrywki w „Chińczyka”. Wszyscy uczniowie znają zasady gry; przesuwają się na planszy zgodnie z ilością zdobytych oczek, a na koniec roku trafiają do domku. Zbyt mała ilość oczek w kolejnych turach oczywiście nie pozwa la uczniom tam dotrzeć. Entuzjazm dla uczestnictwa w rozgrywkach wykazują jednostki, którym opresja i skoszarowanie nie przeszkadza. Czy nie przesadzam? Policzcie, ile szkół w Cieszynie znajduje się w dawnych koszarach.

Swoją drogą, fortyfikacje mamy także w herbie miasta. Dwie wieże i oczywiście brama z podniesio ną kratownicą – otwarta na oścież. Wszyscy sobie to tłumaczą gościnnością Cieszyna, być może słusznie.

Nikt jednak nie zważy, że symbolika może być głęb sza. Otóż bramy miejskie były otwarte wyłącznie w dzień. Możliwe, że chodzi o budowanie szczęścia, stworzenie małego raju na ziemi – nowego Jeruzalem, gdzie dwanaście bram zawsze stoi otworem, gdyż noc już nigdy nie nastanie.

Ach, jak ten nasz mały raj szemrze. Mury puchną od niezadowolenia; doskwierające ciepło pogłębia tylko to niesympatyczne uczucie i nawet tydzień ulew nie oczyścił atmosfery. Przyznam szczerze, iż nie spodziewałem się, że zamknięcie bramy w Muzeum Śląska Cieszyń skiego wywoła takie poruszenie. Najpierw rozmowy na ulicy, i tak kamyk do kamyka wywołał lawinę negatyw nych komentarzy, donosów i śledztw dziennikarskich. Bo jakże to tak zamykać? Jakże likwidować skrót do parku? Chronić przed kradzieżą i oddawaniem moczu? Musi być przejście i basta! Nie po to pokoleniom ka zano czytać „Pana Tadeusza”. Tam wszakże w pierwszej księdze już napisane: „Brama na wciąż otwarta prze chodniom ogłasza, że gościnna i wszystkich w gościnę zaprasza”.

Paweł Czerkowski – felietonista, który od 2016 roku z pewną regularnością pochyla się nad tematyką związaną ze Śląskiem Cieszyńskim i jego wielowy miarowością. W przeszłości publikował m.in. w „Gwiazdce Cieszyńskiej” oraz „Dzienniku Zachod nim”. Od kilku lat prowadzi autorski blog Swoją Drogą (www.swojadrogacn.blogspot.com). Swoje teksty opu blikował również w dwóch książkach: „Paw. Felietony 2016-2017” oraz „Balans. Felietony Cieszyńskie”. Ak tualnie jest związany również z grupą poetycką Salo nik Cieszyński. Mieszka w Cieszynie.

11TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 KIERUNEK JAZDY
felieton

Epoka nieustającej beki

Gromadzę w sobie dziwną mieszkankę melancholika i masochisty. Melancholika – bo trwa prze cież jeszcze lato, a ja już wspominam jego najpiękniejsze chwile. Masochisty – bo do tych chwil zaliczam letnią podróż pociągiem osobowym relacji Zielona Góra-Szczecin. Tuż przed odjazdem sprawdziłem, jakich to atrakcji mogę spodziewać się po drodze. Wtem, spośród wielu anonimo wych nazw geograficznych, rozpoznałem jedną swojsko brzmiącą. Niestety pociąg jechał zupeł nie inną trasą, więc skazany byłem na dyskusyjnie ciekawą czynność podziwiania polskich lasów.

Świebodzin. Pozwólcie, że zgadnę – większość z Was, na dźwięk tej nazwy, odruchowo uśmiechnęła się pod nosem, prawda? Ja też odruchowo uśmiechnąłem się i nie ma w tym dziwnego – przecież monstrualny, największy na świecie (a kto wie, czy nie wszechświe cie!) Jezus, który stoi sobie dumnie w polskim szczerym polu, generuje uśmiech. Jest pewnym dowodem naszej megalomanii, połączonej z nieograniczoną wręcz fantazją. Ten pomnik traktowany jest przez większość społeczeństwa jako dziwactwo, osobliwość, nie wzbudza ani zachwytu ani złości, lecz właśnie rozbawienie. Uważam jednak, że z punktu widzenia współczesnego marke tingu jest to majstersztyk, a inicjatorów powstania tej budowli można z pewnością uznać za wizjonerów! Czy ktokolwiek, jeszcze w erze sprzed Chrystusa Świebo dzińskiego, kojarzył nazwę tej miejscowości? Wiedział, gdzie jest położona? Chciał ją odwiedzić? Potężna rzeź ba wzbudza może wesołość, ale przyciąga ciekawskich turystów nie tylko z Polski, ale i świata. Turystów cie kawskich i żądnych beki.

Przyszło nam żyć w czasach, w których wskaźnikiem popularności jest wyrazistość. A tę najłatwiej osiągnąć poprzez kontrowersję, niepospolitość, dziwaczność co (zazwyczaj) nie idzie w parze z jakąkolwiek meryto ryką. Celebryci to stworzenia, które zrobią wszystko dla generowania i podgrzewania własnej popularności – jej efektem nie jest jednak obecnie ani uwielbienie, ani podziw, lecz rozpoznawalność sama w sobie. Dla

uzyskania atencji wyzbywają się oni nie tylko prywatno ści, ale i jakiegokolwiek wstydu, wypełniając ogromne zapotrzebowanie mas na bekę. Tak, obecne społeczeń stwo wcale nie kocha i nie ubóstwia celebrytów – po prostu uwielbia się z nich śmiać, życzy im kolejnych wpadek i potknięć, które tak chętnie i nierzadko wul garnie wytyka. Kiedy celebryci orientują się w regułach tej gry, zaczynają nagle narzekać na hejt i brak zrozumie nia. Do nieco bystrzejszych dochodzi wówczas smutna refleksja, że przyszło im żyć w epoce nieustającej beki.

Przed jakąkolwiek kampanią samorządową wszy scy kandydaci, niczym mantrę, powtarzają frazes o ko nieczności rozwoju turystyki i rozpoznawalności miasta (jak to zrobić? po co nam to? – te drobiazgowe pytania świadczą o małostkowości pytających). Jako urodzony altruista chętnie (i darmowo!) zasugeruję kilka banalnych rozwiązań, dzięki którym Cieszyn stanie się wy jątkowo popularnym miastem, do którego ciągnąć będą corocznie setki tysięcy turystów.

Doskonałą inicjatywą byłoby wybudowanie (w wy branej, atrakcyjnej lokalizacji) największego w Polsce (a więc i na świecie) czekoladowego pomnika Bogu sława Bagsika. Wokół powstałoby interaktywne mu zeum oscylatora. Jak wygląda oscylator? Nie wiem, ale od czego mamy absolwentów i studentów kierunków artystycznych na UŚ? Ich wyobraźnia z pewnością pozwoliłaby na zrealizowanie odpowiednich instala cji i rzeźb. O odpowiednią oprawę medialną zadbałby

12 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 KIERUNEK JAZDY
felieton

„AszDziennik” i zaręczam, że ta osobliwość wzbudziła by obecnie większą sensację, niż potencjalne odkrycie podczas remontu cieszyńskiego rynku zabytkowych nocników chińskiego cesarza z dynastii Shang. Pomysł ten jednak ma pewien feler – zasięgi, ograniczone jedy nie do terenu Polski, a przecież warto rozsławić Cieszyn na cały świat, prawda? Zwróćmy więc oczy w kierun ku przeszłości, stamtąd czerpiąc inspirację. Skoro nasze miasto przez kilka lat chełpiło się posiadaniem najkrót szej linii tramwajowej w całym cesarstwie, to… dlaczego nie stworzyć najkrótszej międzynarodowej linii metra na świecie? Jej początek znajdowałby się w okolicach Wzgórza Zamkowego, koniec gdzieś na Saskiej Kępie. Inwestycja pozornie tylko nie miałaby żadnego sensu. Oczywiście żaden z mieszkańców nie korzystałby z tego środka komunikacji – bo i po co? Wyobraźcie sobie jed nak żądnych przygód i osobliwości turystów z Kanady, Australii, Brazylii, Japonii, którzy marzyliby o pięciose kundowej przejażdżce najkrótszą linią metra na świecie. Cieszyn jednym ruchem zwabiłby tysiące ludzi z całego świata! Korzystając ze spuścizny granicznej, zapropono wałbym również zorganizowanie corocznego „Festiwalu Przemytników”. Jego główną atrakcją stałby się wyścig o tytuł „Burmistrza Przemytu”. Śmiałków, którzy z siat kami wypełnionymi spirytusem, marihuaną, uranem i plastikowymi packami na muchy ścigaliby się z punktu A do punktu B. Napotykając na tak poważne szykany, jak zasieki z drutów kolczastych, żołnierzy z profesjonal nie wytresowanymi psami, czy spragnionych mężczyzn z granicy, dość natarczywie proszących o wsparcie pię cioma złotymi.

Jeżeli myślicie, że robię sobie jaja, to… To oczywiście macie rację. Zaręczam jednak (całkowicie poważnie!), że wymienione powyżej inicjatywy zwiększyłyby popular ność miasta i rozwinęłyby turystykę na niewyobrażalny wręcz pułap. Ale czy warto?

Czy warto brać udział w wyścigu o popularność w epoce nieustającej beki?

Adam Miklasz – prozaik, dziennikarz, scenarzysta. Au tor powieści „Polska szkoła boksu”, „Ostatni mecz”, „Bę karty Wołgi” i „Wszyscy jesteśmy foliarzami!”. Współau tor scenariuszy do widowisk teatralnych realizowanych przez Teatr Łaźnia Nowa oraz stowarzyszenie De-Novo. Miłośnik kultury środkowej Europy i Bałkanów, jugo słowiańskiej muzyki lat osiemdziesiątych i piłki noż nej. Kibic Hutnika Kraków. Pochodzi z Nowej Huty, mieszka w Cieszynie, jest prezesem Instytutu Limes. Więcej tekstów autora można znaleźć na prywatnym blogu adammiklasz.pl.

13TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 KIERUNEK JAZDY

Karolina Ciengiel

P ODRó Ż to jeden z moich ulubionych rzeczowników. Daje tyle możliwości

„Raz do roku pojedź w miejsce, w którym jeszcze nie byłeś”. /Dalajlama/

To lato obfitowało w podróże. Niektórzy mówili do mnie: „Szczęściara!” albo „Powodzi się!”, „Skąd tym razem wróciłaś, bo już się gubię?” Irytowało mnie to bardzo. Bo tylko ja znałam praw dę. Wiem, że moje podróże były wynikiem mojej ciężkiej pracy - zawodowej i tej „nad sobą” (Co za wyświechtane pojęcie!).

Odejście z polskiego systemu edukacji było najlepszą zawodową decyzją, jaką podjęłam do tej pory - jest w tym też duży smutek, że niestety w moim kraju nie mogłam realizować się tak, jak tego pragnęłam. Przyszłam do miejsca, które mnie docenia i na starcie dało duży kre dyt zaufania. Ciężko pracowałam, by go nie zawieźć.

W zamian dostałam możliwości rozwoju, a wśród nich podróże właśnie.

Malta była jak spełnienie marzeń o odwiedzeniu da lekich, nieznanych mi dotąd lądów.

No, może poza przytłaczającym upałem, pomimo bycia fascynatką gorąca, i prawie stuprocentową wil gotnością powietrza. Wszystko inne było po prostu idealne.

Czasami lubię myśleć, że oprócz obłaskawionego już trochę perfekcjonizmu i luterskiego etosu harówki, któ re pchają mnie, by ciągle „sięgać wyżej”, mam w życiu dużo szczęścia do miejsc i ludzi.

Kurs był odkrywczy, poszerzający horyzonty moich umiejętności IT, a jako ktoś, kto nie może nazwać siebie „digital native”, właśnie to stawiałam sobie za cel - za przyjaźnić się blisko z cyfrowymi technologiami. Jednak kluczem do mej maltańskiej ekstazy podróżni czej byli ludzie i miejsca.

Maltańczycy to zdecydowanie „słitaśna” nacja. Po magają, asystują, upewniają się, że jesteś „Orajt?” na każdym kroku. Kwintesencją ich nadopiekuńczości była moja host-lady, Margaret. Złoto, nie kobieta! Margaret od siedemnastu lat przyjmuje do swojego pięknego, wy pełnionego antykami i fotografiami rodzinnymi miesz kania studentów z całego świata. Łatwo się zorientować, z jakich zakamarków globu przybywali, patrząc na jej okazałą kolekcję magnesów na lodówce. Kochana Mar garet traktowała mnie jak swoją kolejną wnuczkę, a ma

ich w sumie siedmioro. Dużo rozmawiałyśmy przy posiłkach, opowiadała o swojej rodzinie, o tym, że tęskni za mężem, który zmarł trzy lata temu i który to zawsze robił zakupy dla studentów, a teraz została z tym sama. Mówiła, że bardzo potrzebuje nas „travelers”, żeby nie czuć się samotna na co dzień. Kilka dni przed moim

15TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 KIERUNEK JAZDY

wyjazdem, Margaret szykowała się na urlop, który miała spędzić z przyjaciółkami w Portugalii. Poprosiła mnie o pomoc w doborze „kreacji”, bo tak trzeba nazwać garderobę Margaret, na każdy dzień urlopu. Przebiera łyśmy więc w sukienkach, bluzkach z koralikami, do bierałyśmy biżuterię i apaszki. Margaret Calleja, mała, drobna staruszka podarowała mi jedną z najpiękniejszych podróży na Malcie - do jej małego świata. Krajobrazy matlańskie? No cóż. Rozkładały na łopatki. Starałam się cały czas robić długie stopklat ki w mojej głowie, by jak najdłużej zatrzymać pamięć o widokach, smakach i zapachach danego miejsca. Pu blicznym transportem autobusowym, którego możemy im szczerze pozazdrościć, przemierzałam wyspę wzdłuż i wszerz. Przesiadałam się na prom lub statek, by dotrzeć do cudownego Gozo (wyspa na północ od Malty, nale żąca do tegoż kraju) oraz do ekskluzywnego Comino z jego Niebieską (a właściwie niebiańską!) Laguną.

Słońce spiekało twarz, wiatr mierzwił włosy, słona morska woda pozostawiała srebrzysty osad na ciele. A ja dziękowałam sobie w myślach, że się uparłam i wyszłam z strefy komfortu, a raczej wyskoczyłam - dzięki Ci sa morozwoju! Raz upragniony, raz nienawidzony!

W Valletcie, stolicy Malty, spędziłam dwa tygodnie. Przyleciałam sama i to był wspaniały prezent, jaki so bie dałam. Choć dni były wypełnione zajęciami, zwie dzaniem, podróżami z nowo poznanymi przyjaciółmi - późne wieczory spędzałam tylko we własnym towarzy stwie.

Bardzo się polubiłam z sobą w tym czasie. Bardziej zaufałam. Niewątpliwie nie bez znaczenia był też fakt, że nikt nie wołał do mnie „Mamooo!” sto razy na dobę. Nie martwcie się - nadrobili na wakacjach rodzinnych. Och, jak nadrobili!

Szwendałam się ulicami Valletty, podziwiałam uro czyste parady na cześć różnych świętych, których figury

były niesione głównymi alejami miasta, by w końcu spocząć w wybranej katedrze. Sacrum mieszało się tutaj z profanum na każdym kroku. Religijne pieśni dobiega jące od strony procesji przeplatały się z (fenomenalnym swoją drogą) ulicznym piosenkarzem, śpiewającym co very hitów Eltona Johna. Pobożne maltańskie kobiety idące za figurą odsłaniały swoje wdzięki w kusych su kienkach, a ich mężczyźni już rozkładali pod kościołem stoły, na których zaraz mieli rozlewać różne alkohole. Fiesta!

Lato ma niestety to do siebie, że zawsze mija za szyb ko. Sierpień, przeczytałam gdzieś ostatnio, jest jak nie dziela w weekendzie - niby jeszcze wolne, ale już myślisz o robocie.

Mój sierpień to nieprzerwanie od szesnastu lat po dróż przez kontynenty podczas Letniej Szkoły Języka i Kultury Polskiej Uniwersytetu Śląskiego, która co rocznie odbywa się w Cieszynie. Gdybym nie była na uczycielką, na pewno byłabym tłumaczką. Letnia szkoła nauczyła mnie jednego z najtrudniejszych zawodówtłumaczenia symultanicznego. Kiedy siadam w budce do tłumaczeń i zakładam na uszy słuchawki, wpadam w jakąś dziwną czasoprzestrzeń - coś pomiędzy tu i te raz, a tym, co w tej samej chwili rodzi się w mojej głowie i wychodzi z moich ust. Brzmi dziwnie, nie? Ale dostar cza mi orgazmicznych wrażeń, serio!

Więc sierpień, tak… Myślami coraz bliżej szkoły. Na tę moją się bardzo cieszę. Przed nami nowe wyzwania, stare i kolejne projekty, nowe obowiązki. Z ciekawością myślę o moich uczniach - gdzie oni podróżowali? Co odkrywali? Czym się ze mną podzielą?

Z gulą w żołądku myślę o systemie, w którym uczą się moje prywatne dzieci. Wiadomo, nie jestem sama. A problemów polskiej oświaty milion. Czarnek, HiT (sHiT!), braki kadrowe wśród nauczycieli, warto zresz tą rzucić okiem na stronę kuratorium w Katowicachproblem powoli puka do drzwi Cieszyna, no i ta nasza pruska szkoła polska, której nie chcemy, ciągle w więk szości, puścić kantem i spróbować inaczej.

I tu, w tym momencie właśnie, wracam myślami do słów Dalajlamy - „Raz do roku pojedź w miejsce, w któ rym jeszcze nie byłeś”. I parafrazuję: raz do roku zrób coś - w swojej pracy, życiu rodzinnym, kręgu przyjaciół, w obrębie życiowych pasji (niepotrzebne skreślić) - cze go jeszcze nie robiłeś.

No tak! Porzuć utarte ścieżki, wyświechtane sche maty, dobrze znane zakamarki i oklepane drogi. Skręć w lewo, zamiast w prawo tym razem (bez podtekstów politycznych), a może okaże się, że ten “objazd”, choć dłuższy, bardziej wymagający, to jednak o wiele ciekaw szy jest.

16 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 KIERUNEK JAZDY

Czy jesteś polskim rodzicem, czy polskim nauczycie lem (obie sfery są mi dobrze znane) możesz odczuwać beznadzieję, ogromne zmęczenie, presję, ale wierzę też, że taka kryzysowa sytuacja może być początkiem innej drogi. A inna droga może rozpocząć inną podróż. Cza sami mały krok w inną stronę przynosi dużą zmianę. A zmiany są dobre. Warto się na nie odważyć.

A bardziej przyziemnie - jak i w podróżach po świe cie, tak i w tych bardziej wewnętrznych odkrywaniach, jak zwykle cholernie ważni są współtowarzysze.

Do takiej nowej, pod względem jakości relacji, po dróży szkolnej zaprasza tegoroczna kampania ruchu „Budząca się szkoła”, tak bliska mojemu sercu: „Współ praca zamiast rywalizacji”. Tak o przedsięwzięciu pisze założycielka ruchu, Marzena Żylińska: „(...) Wyobraźmy sobie, że szkoła uczy współpracy, a nie rywalizacji.

Wyobraźmy sobie, że spotkanie w nowym roku szkolnym zaczyna się od rozmowy o tym, czym jest kla sowa (i szkolna) wspólnota. Co oznaczają słowa „wspól nota” i „społeczność”? Jak zachowują się wobec siebie członkowie jednej społeczności?

Wyobraźmy sobie, że po rozmowie czy dyskusji członkowie klasowej społeczności ustalają, jak mogą się nawzajem wspierać, jak mogą sobie pomagać i o siebie nawzajem dbać.

Wyobraźmy sobie, że w tej rozmowie/rozmowach poruszony zostaje temat dobra wspólnego, które tak

często (szczególnie w ustach polityków) jest pustym frazesem. Co oznacza dobro wspólne w kontekście klaso wej i szkolnej wspólnoty?

Wyobraźmy sobie, że na początku roku szkolnego rozmawiamy z uczniami o budowaniu dobrych, wspie rających relacji, o tym, co zrobić, żeby szkoła była przy jaznym miejscem, w którym KAŻDY członek wspólno ty, niezależnie od swoich uzdolnień i możliwości, czuje się dobrze i bezpiecznie. Co zrobić, żeby POTRZEBY KAŻDEGO CZŁONKA KLASOWEJ/SZKOLNEJ SPOŁECZNOŚCI BYŁY DOSTRZEŻONE?

Wyobraźmy sobie, że rozmawiamy z uczniami o tym, co może niszczyć relacje i sprawić, że niektórzy członkowie klasowej/szkolnej społeczności będą ignoro wani, wyśmiewani, że poczują się wykluczeni lub będą się czegoś bać? Co można zrobić, żeby w naszej klasie/ szkole nie było przemocy, również tej emocjonalnej.

Porozmawiajmy o hejcie, również tym interneto wym, o bólu wynikającym z gorszego traktowania lub z wykluczenia. Mówiąc o hejcie wspomnijmy, że takie zachowania najwięcej mówią o osobach hejtujących, o ich niskim poczuciu własnej wartości, które próbują podnosić krzywdząc. Pokażmy, że na hejtowanie moż na patrzeć jak na wołanie o pomoc. Tylko dorośli, któ rzy rozumieją, że pomocy wymagają i osoby hejtowane i hejtujące, mogą skutecznie pomóc. Ale ten temat musi być obecny w szkolnych rozmowach.

Nauczmy dzieci i młodych ludzi, jak i gdzie szukać pomocy.

Proszenia o pomoc też trzeba się kiedyś nauczyć.

Wyobraźmy sobie, że wspólnie ustalamy zasady współpracy i pomagania osobom, które tego potrzebu ją. Dzięki temu wszyscy wiedzą, do kogo i w jaki sposób mogą się zwrócić, gdy będą mieli z czymś problemy.

Wyobraźmy sobie, że wszyscy uczniowie wiedzą, że ich problemy z nauką lub inne związane ze szkolnym życiem załatwiane są w szkole, przede wszystkich w kla sowej wspólnocie, do której należą również nauczyciele. Współpraca zamiast rywalizacji to hasło obejmujące wiele aspektów szkolnego życia. Jednym z nich jest spo sób oceniania. To temat, który poruszamy już od wie lu lat i który będziemy nadal poruszać w ramach akcji „Współpraca zamiast rywalizacji”.

Dlatego zapraszamy nauczycieli do zastanowienia się, jaki sposób oceniania wybrać. Czy ten tradycyjny oparty na cyferkach, napędzający rywalizację i umożli wiający porównywanie, czy też ten wspierający proces uczenia się, zgodny z obowiązującym prawem oświato wym, oparty na informacji zwrotnej? (...)”

Wyobraźmy sobie. A potem to zróbmy.

Wierzę, że to możliwe. Wiem, że to możliwe.

Dobrego podróżowania w nowym roku szkolnym!

17TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 KIERUNEK JAZDY

niE JEstEś HuManistĄ

od 31 lat uczę matematyki kandydatów na inżynierów. Często w końcowym etapie rozwiązywania różnego rodzaju zadań, gdy cała praca koncepcyjna została już niemal wykonana, pozostaje jeszcze przeprowadzić proste rachunki. a ponieważ uwielbiam zabawy słowne, w takich sytuacjach mówię: reszta jest liczeniem. I od razu pytam audytorium, kto jest autorem tych słów. W swojej wielkiej naiwności liczę na, może nie gremialną, choć błędną oczywiście odpowiedź, że William Szekspir. Z Szekspira w sali pozostaje jednak milczenie. The rest is silence – reszta jest milczeniem. Są to ostatnie słowa wypowiedziane przez hamleta.

Nikt już chyba nie pamięta od jak dawna funkcjonuje dychotomiczny podział społeczeństwa na ścisłowców i humanistów. Doskonale dostrzegamy to w szkolnych klasach. Kto nie ma predyspozycji do nauk ścisłych, czyli przede wszystkim matematyki i fizyki, jest uznawany za humanistę. Ta selekcja jest rzecz jasna negatywna, ponieważ nie zawsze taka osoba spełni się w naukach humanistycznych. Z drugiej strony nauki ścisłe są związane z życiem i działalnością człowieka. Wyniki badań matematyków czy fizyków znajdują przecież szerokie zastosowanie w urządzeniach używanych w codziennym życiu. Zwróćmy uwagę choćby na smartfon. Znajdujący się na jego pokładzie odbiornik GPS wykorzystuje geometrię analityczną przestrzeni, a żyroskop określa położenie urządzenia, pozwalając choćby odpowiednio ustawić ekran czy zmierzyć liczbę wykonanych kroków. W samochodzie natomiast koła nigdy nie skręcają pod tym samym kątem a rządząca tym zasada Ackermanna wykorzystuje trygonometrię. Można więc śmiało, ale i kontrowersyjnie stwierdzić, że nauki ścisłe należy wpisać w poczet nauk humanistycznych.

Za pomost pomiędzy dwoma rodzajami nauk może posłużyć aforyzm, a zarazem tytuł książki autorstwa

jednego z najwybitniejszych polskich matematyków –Hugo Steinhausa: Między duchem a materią pośredniczy matematyka.

Wśród ludzi, którzy bywają postrzegani jako tzw. celebryci, panuje moda na podkreślanie własnego, wysoce umiarkowanego stosunku do matematyki. A zatem z dumą potrafią zaakcentować, że nigdy jej nie lubiły i zawsze miały z nią kłopoty. To jednak nie wszystko –wciąż argumentem w wyborze kierunku studiów bywa brak matematyki w programie nauczania. Tymczasem psychologia czy socjologia – typowe przedstawicielki nauk humanistycznych – pełnymi garściami czerpią z dobrodziejstw statystyki matematycznej. Co więcej – czołowi twórcy metod statystycznych często nie byli zawodowymi matematykami. Dość powiedzieć o Charlesie Spearmanie – angielskim psychologu i twórcy bardzo często stosowanego współczynnika korelacji rang.

Oba rodzaje nauk przenikają się. Znajomość matematyki wpływa na analityczny charakter umysłu. Nic dziwnego, że wielokrotnie uczniowie zdobywający olimpijskie laury w matematyce osiągali równie wysokie wyniki w olimpiadach polonistycznych. Ścisłowcy potrafią, cytując Norwida, odpowiednie dać rzeczy słowo

18 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 KIERUNEK JAZDY

– szybko wydobyć z przekazu najistotniejsze elementy.

Dla mnie największym humanistą wśród matematy ków był wspomniany już Hugo Steinhaus. W dość her metycznym środowisku zwolenników i twórców Królo wej Nauk znane są jego aforyzmy zwane hugonotkami. Jedną już przypomniałem, druga bardzo znana brzmi: kula u nogi – Ziemia. Zdecydowanie więcej można ich odnaleźć w przepastnych zasobach Internetu. Innym polskim matematykiem – humanistą jest Michał Morayne – profesor z Wrocławia, a zarazem autor książki dla dzieci zatytułowanej „Kapitan Sztorm i książę We necji”. Warto wspomnieć jeszcze, a może przede wszyst kim, o „Alicji w krainie czarów”, której autorem jest Lewis Carroll – matematyk.

Zarówno na rozwój matematyki, jak również na jej popularyzację duży wpływ mieli humaniści. Obok Spe armana warto wspomnieć pedagoga i teologa Edwina Abbotta, który w książce „Flatlandia” stworzył postaci płaszczaków, które są przez matematyków powszechnie uznawane za świetną ilustrację pojęcia wymiaru prze strzeni.

Przywołane tu przykłady przekonująco świadczą o interakcjach zachodzących pomiędzy naukami ścisły mi i humanistycznymi. Dla człowieka z tzw. aspiracjami niezbędna jest nie tylko znajomość literatury, języków obcych, geografii czy stosunków międzynarodowych, ale również matematyki. Nie chodzi tu o powrót do epoki Renesansu, w której, oczywiście upraszczając, wszyscy znali się na wszystkim. W nauce współcześnie panuje przecież wysoka specjalizacja. Czasami można usłyszeć nawet opinię, że matematycy reprezentujący odległe od siebie dziedziny Królowej Nauk podczas wspólnej

podróży koleją mogą rozmawiać... jedynie o pogodzie. Chodzi jednak o to, aby człowiek wykształcony potrafił zabrać głos również w sprawach, które nie są właściwością jego zawodu.

Kim jest więc humanista? Najczęściej osobą otwar tą na wiedzę, miłującą literaturę, znającą prawa rządzące społeczeństwem, ogólnie dobrze wykształconą. W cza sach dawno minionych uczono w liceum łaciny i greki, uczniowie dobrze znali mitologię i klasyczne poglądy filozoficzne. I to wszyscy uczniowie – również ścisłowcy. Humanista jest też osobą oczytaną, zorientowaną w pa nujących w nauce trendach, nie stroniącą od wiedzy, jeśli tylko ta okaże się trudna do przyswojenia. Dlatego nie jesteś humanistą, jeśli mówisz nienawidzę matema tyki (może w kolejnych tekstach uda mi się rozbudzić do niej zamiłowanie szanownych czytelników). Ale też nie jesteś matematykiem, fizykiem, inżynierem,… jeśli nie interesujesz się kulturą, literaturą, sztuką, czy wresz cie – językiem ojczystym.

Szymon Wąsowicz – prywatny nauczyciel, mentor i tre ner. Popularyzator matematyki, autor bloga Być mate matykiem (byc-matematykiem.pl). Tłumacz tekstów naukowych, autor lub współautor 35 prac naukowych opublikowanych w recenzowanych czasopismach o za sięgu międzynarodowym. Doktor habilitowany nauk matematycznych, profesor Akademii Techniczno-Hu manistycznej w Bielsku-Białej. Z zamiłowania huma nista, znawca twórczości Jaroslava Haška. Pasjonat hi storii motoryzacji, śpiewu chóralnego oraz aktywności fizycznej. Zapalony rowerzysta.

19TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 KIERUNEK JAZDY

Melchior Grodziecki –syn tej ziemi

We wrześniu obchodzimy kolejną rocznicę śmierci św. Melchiora Grodzieckiego, osoby szczególnie związanej ze Śląskiem Cieszyń skim. Jednak nasza wiedza o nim jest wciąż bardzo uboga. Pozostało po nim nie tylko du chowe dziedzictwo, ale również miejsca w na szym regionie, gdzie pamięć o nim jest wciąż żywa. Jednym z takich miejsc jest skwer jego imienia przy Wzgórzu Zamkowym, który mija my niejednokrotnie, ale być może nie każdy kojarzy, kim był patron tego miejsca. W czasie powracającej do Europy zawieruchy wojennej i licznych podziałów między ludźmi, szczegól nie potrzebujemy przykładu tych postaci w hi storii, które w ciężkich czasach budowały mo sty, a kruszyły mury niezgody.

Melchior Grodziecki wychowywał się w katolickiej ro dzinie na Śląsku Cieszyńskim. Wstąpił do Towarzystwa Jezusowego, by następnie poświęcić się pracy duszpa sterskiej i pedagogicznej pośród Polaków i Czechów. Do ostatnich chwil życia łączył narody, nawet gdy umierał śmiercią męczeńską, razem ze swymi towarzy szami – Węgrem Stefanem Pongraczem i Chorwatem Markiem Križem. Miejsca z nim związane są bezcen nym skarbem dla mieszkańców Ziemi Cieszyńskiej, którzy z dumą wskazują je kolejnym pokoleniom, aby dziedzictwo wiary, braterstwa i jedności – pozostawio ne przez jezuitę – było niezmiennie kultywowane przez kolejne stulecia.

DWór GroDZIECkICh W GroDźCu

Pomimo faktu, iż działalność Melchiora Grodzieckiego miała miejsce głównie poza ojczyzną i tam również spo częły jego szczątki, nie ma wątpliwości, że wywodził się z polskiej rodziny. Według tradycji, nieznajdującej jed nak potwierdzeń w źródłach historycznych, pochodził z zamożnego, szlacheckiego rodu Grodzieckich herbu

21TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 WYŻSZA BRAMA
Miłosz Żemła

Radwan z Brodów k. Wadowic. Rodzina osiedliła się w Grodźcu, gdzie do dziś znajduje się zabytkowy za mek z dużym zespołem parkowym. Murowana budow la istniała najprawdopodobniej już w średniowieczu, a rozbudował ją kasztelan cieszyński Maciej Grodziec ki – błędnie uznawany za dziadka Melchiora. Powstał wówczas obronny dwór, z głównym korpusem na pla nie prostokąta oraz przylegającymi do niego wieżami. Posiadłość pozostawała we własności rodziny Grodziec kich prawdopodobnie do połowy XVII wieku, a następ nie przechodziła w posiadanie rodów Marklowskich, Sobków, Larischów, Kalischów, Zamoyskich, Strzygow skich i Habichtów. Zamek był wielokrotnie przebudo wywany i wzbogacany, m.in. o kolejne wieże pokryte namiotowymi dachami, a w jednej z nich zorganizowa no neogotycką kaplicę. Z kolei przestrzeń wokół niego zagospodarowano do stworzenia klimatycznego parku. Warto w tym miejscu nadmienić, że przytoczone infor macje mogą zawierać nieścisłości historyczne, gdyż do piero w ostatnim czasie przeprowadzono badania arche ologiczne i architektoniczne, podczas trwającej obecnie rewitalizacji obiektu. Z ich rezultatami będziemy mogli zapoznać się w najbliższym czasie w nowopowstającym muzeum, gdzie zostaną udostępnione również zbiory obecnego właściciela grodzieckiej atrakcji oraz ekspozycje poświęcone m.in. wybitnemu kartografowi Wacławowi Grodzieckiemu.

Przez wieki z Grodźcem kojarzono również Melchiora Grodzieckiego. Jedni twierdzili, że przyszedł na świat właśnie tam, jako syn hetmana cieszyńskiego Henryka Grodzieckiego, inni upierali się przy Cieszynie. Wąt pliwości nie rozwiał również ks. prof. dr hab. Ludwik Grzebień SJ, który w swoim artykule „Święty Melchior Grodziecki”, wskazał dwór rodu Melchiora jako pier wotne miejsce edukacji przyszłego świętego. „Melchior urodził się w Grodźcu lub Cieszynie w 1584 roku. Ma jąc trzy lata utracił ojca, a jego wychowaniem zajęła się gorliwie matka. Pierwsze nauki pobierał w rodzinnym zamku, a następnie w szkole jezuitów w Wiedniu, gdzie kształciło się w tym czasie wiele polskiej młodzieży szla checkiej” – pisał jezuita na łamach Czasopisma „Folia Historica Cracoviensia”. Wiemy na pewno, że przyjęto go do wiedeńskiej Sodalicji Mariańskiej, o czym świad czy list adresowany przez niego do rodziców, podważa jący przytoczoną wyżej teorię o wczesnej śmierci ojca. W badaniach historyków występują liczne nieścisłości i na dziś nie posiadamy jednej, potwierdzonej biografii męczennika koszyckiego. Dlaczego zatem jest w szcze gólny sposób czczony właśnie w Cieszynie?

22 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 WYŻSZA BRAMA
Obecnie nie posiadamy informacji, w którym konkretnie budynku urodził się św. Melchior Grodziecki Wizerunek św. Melchiora Grodzieckiego znajdujący się w prezbite rium kościoła pw. św. Jana Sarkandra w Górkach Wielkich

ŚWIęTy Z GłęBokIEJ

Teorie o pochodzeniu jezuity ze szlacheckiego rodu Grodzieckich obala cieszyński historyk, dr hab. Wacław Gojniczek, który zwraca uwagę, iż nie ma żadnych dowodów, potwierdzających taką tezę. Przedstawione wcześniej twierdzenie genealogiczne zakorzeniło się w tradycji ludowej w związku z dziełem czeskiego pisa rza i historyka – jezuity Bohuslava Balbína, który jako pierwszy opisał postać męczennika z Koszyc, dopuszcza jąc jego możliwe pokrewieństwo ze wspomnianą rodzi ną szlachecką.

Najnowsze badania wskazują, że Melchior Grodziecki urodził się najprawdopodobniej w latach 80. XVI wie ku w Cieszynie, jako syn bogatego mieszczanina Jerzego Grodzieckiego (Grodskiego). Do jego rodziny należa ła kamienica na rogu ulicy Polskiej – dzisiejszej ulicy Głębokiej – będącej wówczas najważniejszym szlakiem komunikacyjnym i handlowym w mieście. To prawdo podobnie w tym domu przyszła na świat wybitna oso bowość Śląska Cieszyńskiego. Również w Cieszynie, w 1905 roku, odbyły się uroczystości dziękczynne za be atyfikację cieszyńskiego jezuity. To tutaj od 1996 roku, zawsze w pierwszą niedzielę września, mają miejsce co roczne obchody, upamiętniające rocznicę jego śmierci. W tym dniu odbywa się tradycyjna procesja z relikwia mi św. Melchiora, w czasie której wierni z Polski i Czech spotykają się na Moście Przyjaźni nad Olzą. Następnie udają się na nabożeństwo – raz do kościoła pw. św. Marii Magdaleny, a w kolejnym roku do kościoła Najświętsze go Serca Jezusowego w Czeskim Cieszynie. W obydwu kościołach św. Melchior Grodziecki jest szczególnie upamiętniony i wspominany. Z tyłu, utrzymanego w barokowym stylu, kościoła św. Marii Magdaleny znaj duje się kaplica poświęcona świętemu. Powstała z okazji jego beatyfikacji w styczniu 1905 roku. W latach 30. umieszczono w niej obraz wykonany przez Jana Wa łacha, przedstawiający męczennika, stojącego nad Olzą. Jego wizerunek, który pojawił się w 1905 roku, można zobaczyć także w bocznej nawie neogotyckiego kościo ła w czeskiej części Cieszyna. Poza obrazami, kościoły łączy również obecność relikwii cieszyńskiego jezuity –w bocznym ołtarzu świątyni Najświętszego Serca znaj duje się relikwiarz zawierający fragment jego ramienia. Na Wzgórzu Zamkowym, przed budynkiem Państwo wej Szkoły Muzycznej im. Ignacego Paderewskiego znajduje się skwer św. Melchiora Grodzieckiego. Usy tuowano na nim Pomnik Ku Czci Legionistów Śląskich Poległych za Polskę, nazywany potocznie „cieszyńską Nike” czy też „Ślązaczką”. Jest poświęcony utworzone mu w 1914 roku Legionowi Śląskiemu – określanemu

również mianem Cieszyńskiego – który walczył w kam paniach wojennych jako część II Brygady Legionów pod dowództwem gen. Józefa Hallera. Monument zo stał wzniesiony i odsłonięty w 1934 roku, a pierwot nie jego autorem był rzeźbiarz Jan Raszka z Ropicy. Po wybuchu II wojny światowej został zburzony, natomiast po jej zakończeniu komuniści zastąpili go „Pomni kiem wdzięczności Armii Czerwonej”. Ostatecznie, po 69 latach, pomnik zrekonstruowano i odsłonięto w 2008 roku. Oprócz tablic upamiętniających miejsca walk, na dole pomnika umieszczono także wiersz Jana Łyska: „Wyszliście na zwycięstwa zew, wy – śląskiej zie mi pancerz nasz, polskiego ludu łzy i krew, wy – ślą ska straż”. Ciężko nie odnieść się do patrona miejsca, w którym widnieje pomnik owych bohaterów. Melchior również jako „śląskiej ziemi pancerz nasz”, w czasach niespokojnych bronił tych samych wartości i tak, jak legioniści pragnął pokoju. Podczas niszczącej Europę wojny trzydziestoletniej, został skierowany do Koszyc, by pełnić posługę kapelana wojskowego. Kiedy w 1619 roku wojska protestanckie księcia Jerzego Rakoczego przybyły do miasta, aresztowały przebywających tam trzech kapłanów, w tym również Melchiora Grodziec kiego, który miał wtedy powiedzieć „Róbcie ze mną, co chcecie, ale ja nigdy nie wyrzeknę się mojej wiary”. Męczennik ostatecznie zginął w nocy z 7 na 8 września, z rąk fanatycznych wyznawców kalwinizmu, po godzi nach okrutnych tortur. Wieść o tragicznej zbrodni wy wołała głębokie oburzenie wśród katolików i protestan tów. Ciała kapłanów najpierw wrzucono do miejskiego szamba, a piętnaście lat później – po licznych przeno sinach – relikwie trafiły do Trnawy na Słowacji, gdzie znajdują się do dzisiaj. Najważniejsza z nich – głowa Melchiora Grodzieckiego została umieszczona w srebr nej skrzyni w kościele Najświętszej Trójcy. Jednakże je zuitę z Cieszyna upamiętniono w zupełnie inny sposób niż legionistów.

DZIEDZICTWo, kTórE PoZoSTało

Potocznie nazywane „Katolikiem” – Katolickie Liceum Ogólnokształcące im. św. Melchiora Grodzieckiego w Cieszynie – mieszczące się w budynku przy placu Dominikańskim zainaugurowało swoją działalność 1 września 1997 roku. W tym roku placówka obcho dzi 25-lecie powstania. Już ćwierć wieku w tym miejscu kształcą się kolejne pokolenia cieszyniaków i młodych z okolicznych miejscowości, w oparciu o tradycyjne wartości chrześcijańskie, za które oddał życie patron szkoły. Kluczowym atutem Liceum jest całościowe po dejście do uczniów, objawiające się w przygotowaniu

23TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 WYŻSZA BRAMA

każdego z nich, nie tylko do kontynuowania edukacji na studiach, ale także samodzielnego i odpowiedzialne go życia we współczesnym świecie.

Na terenie Śląska Cieszyńskiego – w Brennej – powstał również pierwszy w Polsce i jedyny na terenie diecezji bielsko-żywieckiej kościół pod wezwaniem św. Mel chiora Grodzieckiego, należący do parafii pw. św. Jana Chrzciciela. Kaplicę „na Lachach” wybudowano na po czątku lat 90., w czasie posługi ówczesnego proboszcza ks. Józefa Budniaka. W pracę zaangażowali się także mieszkańcy, dzięki czemu już nieco ponad rok od rozpo częcia budowy bp Tadeusz Rakoczy dokonał konsekra cji kościoła. Wnętrze kaplicy jest utrzymane w stylu gó ralskim, dzięki licznym drewnianym elementom. W tej samej konwencji wykonano rzeźby do prezbiterium. Na środku wyeksponowany jest drewniany krucyfiks, a po jego dwóch stronach postaci świętych – Jana Sarkan dra i patrona kościoła Melchiora Grodzieckiego, wokół którego widnieje wyryty napis „Rostomiły Melchiorze Grodziecki, oręduj za nami”. Klimatyczna kaplica jest szczególnie nawiedzana w sezonie letnim, przez licznych turystów wyruszających bądź powracających z górskich szlaków, które otaczają breńską świątynię.

SZLak ŚW. MELChIora

Z okazji obchodzonego w 2019 roku 400-lecia mę czeńskiej śmierci Melchiora Grodzieckiego, z inicjatywy gminy Jasienica i Regionalnego Stowarzyszenia Współ pracy Terytorialnej Śląska Cieszyńskiego w Czechach oraz wsparciu Stowarzyszenia Rozwoju i Współpracy Regionalnej „Olza”, powstał projekt szlaku turystyczne go „Śladami św. Melchiora Grodzieckiego”. Obejmuje on 11 miejscowości w Polsce i poza granicami, które są związane z osobą urodzonego w Cieszynie jezuity. Nie które z wyżej opisanych miejsc, to jedynie namiastka szeregu punktów na liczącej 1600 km drodze zgłębiania fenomenu życia tej wyjątkowej postaci, ale także innych cudownych miast, jak Kłodzko, Wiedeń, Praga, Ko szyce oraz Trnawa i znajdujących się w nich zabytków. Każde miejsce, które opowiada jego historię lub upa miętnia imię, przypomina nam o budowaniu jedności opartej na wspólnie wyznawanych wartościach, ponad różnicami i podziałami, szczególnie w czasach zagrożeń i niepokojów.

24 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 WYŻSZA BRAMA

Droga, która Dzieli

Drogi z założenia powinny łączyć. Są jednak takie, które dzielą. I nie chodzi tu o spory i kłótnie ale o dzielenie dosłowne, fizyczne. Taka sytuacja ma miejsce w gminie Strumień w powiecie cieszyń skim, przez którą przebiega Droga krajowa numer 81. Drogę tę, zwaną potocznie „Wiślanką”, znają dobrze wszyscy kierowcy podróżujący w osi północ – południe. Zapewnia ona wygodne choć nie zawsze najszybsze połączenie aglomeracji górnośląskiej z Beskidem Śląskim oraz miej scowościami zlokalizowanymi wzdłuż trasy – począwszy od katowic, przez Tychy, Żory, Pawłowi ce, Skoczów aż po ustroń i Wisłę, gdzie jest już kontynuowana jako droga wojewódzka 941.

Nic więc dziwnego, że DK 81 jest jedną z głównych arterii komunikacyjnych Śląska a natężenie ruchu często osiąga granice jej przepustowości. Jednocześnie nie jest to droga o standardzie ekspresówki i z tego powodu czę sto dochodzi na niej do poważnych wypadków. W ostat nich latach GDDKiA podjęła szereg działań, których celem była poprawa bezpieczeństwa uczestników ruchu na DK81. Systematycznie wprowadzano kolejne ogra niczenia prędkości, wybudowano kilka oświetlonych przejść dla pieszych, ustawiono dodatkową sygnalizację świetlną oraz zaczęto zamykać tak zwane przewiązki, czyli miejsca, w których pojazdy mogą zawracać, skrę cać w lewo lub wyjeżdżać z dróg podporządkowanych, przecinając przy tym przeciwny kierunek ruchu.

Likwidacja przewiązek – mniej wypadków, więcej utrudnień

I właśnie to ostatnie działanie – zamykanie prze wiązek – niewątpliwie przyczyniające się do poprawy bezpieczeństwa, stało się źródłem problemu dla mieszkańców takich miejscowości jak Drogomyśl, Strumień czy Bąków. Wszystkie trzy należą do gminy Strumień, ale rzuciwszy okiem na mapę łatwo zauważymy, że o ile Drogomyśl i Strumień leżą na wschód od DK 81, to już Bąków (a dokładniej większa jego część) jest zlokalizo wany po zachodniej stronie trasy.

Trzeba też zaznaczyć, że opisywane tereny są zlo kalizowany na nizinnym obszarze doliny Wisły, co za wsze sprzyjało rozwojowi komunikacji rowerowej. Do dzisiaj zarówno młodsi jak i starsi mieszkańcy tej oko licy bardzo chętnie korzystają z tego środka transpor tu. Niestety o ile między Skoczowem a Drogomyślem istnieje wiele opcjonalnych połączeń lub dróg dojaz dowych równoległych do DK 81, to takich alternatyw brak na odcinku od stacji BP w Drogomyślu aż do

ul. 1 Maja w Strumieniu. Tu rowerzyście są skazani na poruszanie się dwupasmówką lub codzienne pokony wanie dodatkowych kilometrów.

Jak zauważa Bartłomiej Gunia, lokalny aktywista ro werowy, który jako pierwszy zaczął nagłaśniać problem i zwrócił się do nas z prośbą o pomoc w tej sprawie: –Zamykanie przewiązek uniemożliwia dotarcie na drugą stronę drogi i zmusza rowerzystów do pokonywania coraz dłuższych odcinków wzdłuż DK 81.

Należy podkreślić, że problem w szczególności dotyka właśnie rowerzystów. Bo o ile dla kierowcy sa mochodu osobowego pokonanie kilku dodatkowych kilometrów raczej nie stanowi problemu, to osoby codziennie dojeżdżające rowerem do pracy lub szko ły, stają przed nie lada wyzwaniem.

Na przykład, jeżeli ktoś mieszka na ul. Wspólnej w Bąkowie i chce zawieźć dziecko do przedszkola w tymże Bąkowie, musi cofnąć się aż do ul. 1 Maja, a następnie zawrócić i poruszać się wzdłuż DK81 w stronę ul. Głównej. Ten wariant ma 4,5 kilometra. Można też zrobić pętlę przez Strumień, dotrzeć do DK81 ul. Cieszyńską i w okolicach restauracji „Alek sandria” znowu przedostać się na ul. Główną – ta opcja to 5,3 km. No i najdłuższy wariant, przez Zbytków, to w sumie 7,7 km. Gdyby natomiast na końcu ul. Wspól nej pozostawiono przewiązkę umożliwiającą dotarcie na drugą stronę drogi, cała trasa skraca się do 2,6 km. Niestety przewiązka jest zamknięta a alternatywne roz wiązania znacznie wydłużają trasę. Nic więc dziwnego, że wielu rowerzystów ulega pokusie jazdy pod prąd, bo przecież to „tylko” kilkaset metrów.

Z podobnym problemem mają do czynienia mieszkańcy ul. Cieszyńskiej chcący udać się rowerem w kierunku Drogomyśla. Tu również aby poruszać się zgodnie z przepisami należałoby najpierw zawrócić w stronę ul. Głównej, następnie wykonać niebezpiecz

26 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 WYŻSZA BRAMA Piotr

Zdjęcia arch. autora

ny skręt w lewo lub przejść wcześniej na pasach i do piero potem dalej kierować się wzdłuż dwupasmówki. Analogiczny problem mają mieszkańcy Drogomyśla chcący dotrzeć do Strumienia – albo spory kawałek drogi muszą pokonać wzdłuż DK 81, albo „upraszcza ją” sobie łamiąc przepisy i poruszając się pod prąd mię dzy starym odcinkiem ul. Wiślańskiej a ul. Młynarską. Kolejne przykłady można by mnożyć.

Mieszkańcy gminy Strumień potwierdzają istnie nie problemu

Zapytaliśmy okolicznych mieszkańców, co sądzą o opisanej sytuacji. Z jednej strony ze zrozumieniem podchodzą do zamykania przewiązek, gdyż są świado mi niebezpieczeństwa, jakie wiąże się z tym rozwiąza niem drogowym. Z drugiej z rozgoryczeniem zauważa ją, że docieranie na przeciwległy „brzeg” staje się coraz trudniejsze. Wielu z nich w rozmowie stwierdziło, że za rozwiązaniami poprawiającymi bezpieczeństwo po dróżujących DK 81 nie idą działania, które rozwiąza łyby problemy komunikacyjne gminy Strumień. Pani Magda, mieszkająca w Bąkowie przy ul. Młynarskiej i dojeżdżająca do pracy w Pruchnej codziennie musi po konywać nadmiarowe kilometry jadąc w towarzystwie rozpędzonych tirów.

Podobny problem ma pani Maria, która w towa rzystwie dwójki dzieci (każde na własnym rowerze) codziennie przemierza kilka kilometrów pasem awaryj-

nym wzdłuż dwupasmówki. Marzy się jej, żeby wzdłuż DK 81 wreszcie powstały drogi dla rowerów wraz z bezpiecznymi przejazdami. Wspomniała również, że rowerzystom bardzo ułatwiłoby życie wybudowanie przejazdu pod wiaduktem kolejowym w Drogomyślu. Z kolei pani Elżbieta, rowerzystka ze Zbytkowa, zwróci ła uwagę, że chociaż na trasie powstało kilka przejść dla pieszych, to bez sygnalizacji świetlnej wciąż są to bardzo niebezpieczne miejsca – rozpędzeni kierowcy nie zawsze mają ochotę zatrzymać się i przepuścić pieszego. – Mia łam taką sytuacją, że na skrajnym pasie zatrzymało mi się duże auto a na drugim nie widziałam, czy coś jedzie i czy mogę przechodzić. Wyjdę zza dużego i mnie stuknie – mówi pani Maria. Niestety z roku na rok ruch na tej trasie jest coraz większy, co dla okolicznych mieszkań ców oznacza większy stres oraz zagrożenia.

Co o sytuacji sądzi GDDKiA oraz władze lokalne?

Z problemu od dawna zdaje sobie sprawę GDD KiA. Gmina Strumień zainteresowała się tematem już w sierpniu 2021, po wniesieniu interpelacji przez radnego Kazimierza Jarowskiego, który po zamknięciu przewiązki na ul. Wspólnej zwrócił się do władz gminy o interwencję w GDDKiA. Jak słusznie zauważa rad ny: – Przy obecnym rozwiązaniu komunikacyjnym dzieci jak i osoby korzystające z rowerów są zmuszane do poru szania się pasem w przeciwnym kierunku ruchu niż ruch kołowy (pod prąd), co jest niezgodne z Kodeksem o Ruchu

27TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 WYŻSZA BRAMA

Drogowym i stanowi bardzo duże zagrożenie dla uczestni ków ruchu. Gmina faktycznie podjęła taką interwencję. Niestety wymiana ta nie przyniosła dotychczas żadnych wymiernych rezultatów i wydaje się, że władze Strumie nia co najmniej zawiesiły swoje działania, o ile już nie złożyły broni, gdyż GDDKiA w swoich odpowiedziach konsekwentnie trzyma się stanowiska, że „niedogodno ści związane z przekraczaniem DK81 kompensowane są przez wzrost bezpieczeństwa ruchu drogowego” (pismo z 22.12.2021).

W tym roku w podobną wymianę pism zaangażował się Rowerowy Cieszyn. Naszym zdaniem wystarczyłoby kilka relatywnie niedrogich usprawnień, które rozwiąza łyby opisywane problemy. Takie propozycje przedstawi łem w piśmie z dnia 11.04.2022 skierowanym do kato wickiego oddziału GDDKiA. Wśród przedstawionych pomysłów znalazły się:

1) budowa ciągu pieszo rowerowego wzdłuż DK 81, łączącego ul. 1 Maja z ul. Wspólną, Cieszyńską i Łęgo wą,

2) wykonanie łącznika między „starym” fragmentem ul. Wiślańskiej, przecinającym linię kolejową tunelem, a ul. Młynarską, co umożliwiłoby bezkolizyjny przejazd rowerzystom poruszającym się z Drogomyśla w kierun ku Bąkowa,

3) dostosowanie do potrzeb ruchu rowerowego dro gi technicznej pod wiaduktem samochodowym, łączą cej „starą” Wiślankę z ul. Wiejską,

4) utworzenie przejść pieszo-rowerowych w pobliżu zlikwidowanych przewiązek przy ul. Wspólnej i Cie szyńskiej.

Niestety przedstawione pomysły spotkały się z nega tywną oceną a udzielone odpowiedzi wyraźnie sugerują, że priorytetem dla zarządcy dróg krajowych jest wygoda i bezpieczeństwo „długodystansowych” kierowców a nie mieszkańców miejscowości zlokalizo-wanych wzdłuż trasy.

W odpowiedzi z 11.05.2022 GDDKiA Oddział w Katowicach pisze: „Wyznaczanie nowych przejść dla pieszych i przejazdów dla rowerzystów musi mieć swoje racjonalne i techniczne uzasadnienie. Każde takie nowe dodatkowe miejsce przyczynia się do pogorszenia przepu stowości i swobody ruchu pojazdów. Biorąc pod uwagę po wyższe należy zachęcić pieszych i rowerzystów do wykorzy stywania wyłącznie miejsc na DK81, gdzie przejścia już są wyznaczone, a rozbudowa ciągów pieszo-rowerowych na dojazdach do DK81 powinna być z nimi skomunikowana (...) mając na uwadze charakter drogi, nie ma możliwości, aby każdy wlot boczny miał dostęp do obu jezdni oraz aby przy każdym wlocie bocznym było wyznaczone przejście dla pieszych. Dlatego też ruch pieszy i rowerowy należy przede wszystkim prowadzić układem dróg lokalnych i kie

rować go do skrzyżowań, które gwarantują bezpieczeństwo dla ruchu poprzecznego do DK81”.

Kwestię adaptacji drogi pod wiaduktem kolejowym w Drogomyślu skwitowano następującą odpowiedzią: „Wskazany odcinek drogi technicznej od ul. Wiejskiej do wiaduktu drogowego nie leży w pasie drogowym admi nistrowanym przez GDDKiA”. Nie leży, więc nie nasz problem, niech martwią się właściciele tego odcinka. A przecież GDDKiA jako źródło problemu powinna sama występować z propozycjami jego rozwiązań, z wła snej inicjatywy wchodząc we współpracę z lokalnymi samorządami.

W podobnym tonie kilka akapitów dalej pojawia się stwierdzenie: „Równocześnie zwracamy uwagę, że wzorem innych gmin samorządy omawianych miejscowości winny podjąć starania, aby budować poza pasem DK81 nieza leżny ciąg pieszo-rowerowy (pieszo-jezdny)”. Czyli znowu pojawia się komunikat, który można streścić słowami: „my mamy dbać o kierowców na drodze krajowej a ty gmino martw się sama o bezpieczeństwo i wygodę swo ich mieszkańców”.

We wspomnianym piśmie GDDKiA w ogóle nie odniosła się natomiast do propozycji budowy łącznika między ul. Młynarską w Bąkowie a ul. Wiejską w Dro gomyślu. W związku z tym w dniu 30.05.2022 skie rowałem do Generalnej Dyrekcji kolejne pismo w tej sprawie, w którym ponownie zwróciłem się z minimalistyczną propozycją budowy 200 metrowego ciągu pieszo rowerowego między ul. Młynarską a ul. Wiślańską, który pozwoliłby na bezpieczne prze-mieszczanie się między Drogomyślem a Bąkowem.

W uzyskanej odpowiedzi pojawia się promyk na dziei, bo autor pisma stwierdza: sprawa budowy ciągu pieszo-rowerowego na odcinku DK81 od skrzyżowania z ul. Młynarską w Bąkowie do zjazdu prowadzącego w kierunku wiaduktu kolejowego w Drogomyślu (str. pra wa, szer. 3,5 m, od km 50+590 do km 50+910) została zgłoszona w ramach uzgadnianego z Centralą GDDKiA programu inwestycji dla zadania pn. „Poprawa brd na DK81 odc. Zbytków – Drogomyśl w woj. śląskim”. Nie stety już w następnym akapicie czytamy: Z uwagi na wczesny etap uzgodnień obecnie nie możemy deklarować ostatecznego zakresu i terminu realizacji przedmiotowego zadania.

Co dalej?

Jak zauważa Bartłomiej Gunia - Do Generalnego Dyrektora Dróg Krajowych i Autostrad należy współpra ca z organami samorządu terytorialnego w zakresie roz budowy i utrzymania infrastruktury drogowej, w tym przypadku GDDKiA nie współpracuje z Gminą Stru

28 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 WYŻSZA BRAMA

mień. Potwierdzeniem tego faktu jest korespondencja z GDDKiA, którą otrzymaliśmy z Urzędu Gminy w Strumieniu i z której wynika, że Generalna Dyrekcja nie traktuje lokalnych władz o wiele lepiej niż aktywistów rowerowych. Bartłomiej Gunia dodaje: – W moim przekonaniu GDDKiA poprzez zamknięcie przewiązek wprowadziła organizację ruchu stwarzającą zagrożenie dla zdrowia i życia niechronionych uczestników ruchu drogowego. Rowerzyści w wyniku tych działań są jeszcze bardziej narażeni na ryzyko utraty życia lub zdrowia.

Czy coś się zmieni? Na razie Generalna Dyrekcja zamiast szukać rozwiązania problemu zamyka kolejne przewiązki. W dniu 02.09.2022 zlikwidowano przejazd przy ul. Młynarskiej. Oznacza to kolejne kilometry do pokonania objazdami lub wzdłuż dwupasmówki w towarzystwie pędzących tirów i osobówek.

W zasadzie GDDKiA zgadza się, że potrzebne są ścieżki rowerowe wzdłuż DK 81, ale o ile szybko i chętnie zamyka kolejne przewiązki, o tyle nie spieszy się z prowadzeniem alternatywnych rozwiązań, odkładając ich wdrożenie na odległą przyszłość. Sama będąc źródłem problemu przerzuca odpowiedzialność za jego rozwiązanie na władze lokalne.

W piśmie z 11.05.2022 GDDKiA deklaruje co prawda, że na odcinku DK81 od km 47+400 do km 54+050 planowana jest już budowa ciągu pieszo-jezdnego. Jednak już w następnym zdaniu czytamy: Wstępny planowany termin realizacji zadania to 2025 rok. Ta iście „rzymska” powolność w podejmowaniu działań przez GDDKiA sprawia, że co najmniej przez kilka najbliższych lat rowerzyści z Bąkowa, Drogomyśla oraz Zbytkowa będę dalej ryzykować swoje zdrowie i życie. Czy jak zawsze musimy czekać na jakąś większą tragedię? Czy pod kołami samochodów będą musieli ginąć kolejni rowerzyści, by zaczęto działać w trybie kryzysowym i coś się wreszcie zmieniło? Wiele zależy od nas i od naszego głosu sprzeciwu.

NIE ZWLEKA J Z OPERACJĄ,

by świat cieszył Twoje oczy

ciesz się wszystkimi kolorami pozbądź się zaćmy oraz okularów soczewki premium z refundacją NFZ leczenie chorób siatkówki z pełną refundacją NFZ PRELEX - całkowite pozbycie się okularów finansowanie zabiegów przez klinike NeoVize klinika przygotowywuje wszystkie dokumenty do NFZ

Czeski Cieszyn, CZ

tesin@neovize.cz

Neovizeklinikaokulistyczna

29TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 WYŻSZA BRAMA
+ + + + + + +
tel. +48 883 893 988
OPERACJA
ZAĆMY BEZ KOLEJKI TYLKO W CZESKIM CIESZYNIE

DwuMiasto o strategicznym znaczeniu

– Dwa nasze Cieszyny przyszłości widzę jako zielone i dostępne miasta, dbające o swoją historię i dziedzictwo. A z drugiej strony dostrzegam je jako miasta nowoczesne i przyjazne, gdzie Polacy i Czesi ze sobą współistnieją, i nikt już się nie zastanawia, czy siedzi akurat w restauracji po polskiej czy po czeskiej stronie, a granica jest wyłącznie symbolem przeszłości – mówi Vít Slováček, pocho dzący z Czeskiego Cieszyna polityk oraz samorządowiec, aktywnie działający na rzecz samorządu lokalnego i regionalnego niemal ćwierćwiecza.

Nieustannie mówi się o współpracy transgranicznej Cieszyna i Czeskiego Cieszyna. Które z doświadczeń tej współpracy okazały się przełomowe dla naszego dwumiasta?

Aby odpowiedzieć na to pytanie, musimy wrócić wiele lat wstecz. Gdy nasze miasto i nasze kraje dzieliła grani ca, wówczas wszyscy walczyliśmy o to, by jak najszyb ciej zniknęła. W efekcie tych pragnień wstąpiliśmy do Unii Europejskiej i Strefy Schengen, jednak od tego

momentu czułem, że w naszej społeczności zapanował rodzaj rozprężenia. Osiągnęliśmy bowiem wszystko, o co wcześniej walczyliśmy, i choć wszyscy chcieli dalej współpracować, to jednak nie wiedzieli, co tak napraw dę w ramach tej współpracy chcą stworzyć. Spogląda liśmy jednak w stronę innych podobnych nam euro pejskich, pogranicznych regionów z niełatwą historią, i zaczęliśmy się przyglądać tamtejszym rozwiązaniom.

Dlatego tak głęboko przemyślanym pomysłem stał się dla nas Ogród Dwóch Brzegów, w którym kluczową

30 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 MOST PRZYJAŹNI

rolę odgrywa Olza, rzeka, która zarówno dzieli jak i łą czy. Spojrzeliśmy inaczej na nabrzeża, które w latach komunizmu pełniły zupełnie inne role, były pilnie strzeżone przez wojskowych, i gdzie raczej nikt się nie zapuszczał na spacery. Nie tylko udało się przywrócić kawiarnię Avion, ale również stworzyć kładkę sportową. To było ogromne wydarzenie, bo od lat 90. i Aksamit nej Rewolucji nikt u nas nie zbudował mostu pomiędzy dwoma państwami i nie bardzo wiedział nawet, jak się do tego zabrać. Przez lata te tereny nie były atrakcyjne, wraz z pojawieniem się kładki ta przestrzeń ożyła, stała się ogromnym fenomenem, z którego korzystają miesz kańcy obu części Cieszyna.

Ponurym doświadczeniem dla lokalnej społeczności okazała się jednak pandemia i powrót granicy w jej najmroczniejszym charakterze...

Wielu Polaków pracuje i mieszka po czeskiej stronie, dużo polskich dzieci uczęszcza do podstawówki i gim nazjum w Czeskim Cieszynie, Czesi z kolei korzystają z np. zajęć pozaszkolnych dla dzieci, organizowanych po polskiej stronie. Mamy więc sobie wzajemnie wiele do zaoferowania.

Gdy więc nadeszła pandemia, rządzący niemal na tychmiast zdecydowali się na przywrócenie granic. By łem bardzo krytyczny w stosunku do tych decyzji, bo w naszym regionie to nie oznaczało, że ktoś nie wyje dzie na urlop. Nasze Cieszyny żyją dokładnie tym, czym w ramach UE mieliśmy być i w jaki sposób chcieliśmy funkcjonować. Dlatego to zamknięcie tak bardzo nas dotknęło, z dnia na dzień ludzie musieli wybierać czy wyruszyć do pracy, czy zostać z rodziną. To doświadcze nie zostało zresztą z nami na dłużej, myślę, że przekona liśmy się, że nic nie jest nam dane raz na zawsze.

Jakie cele w perspektywie nadchodzących 5-10 lat powinny sobie wyznaczyć nasze dwa miasta?

Wiemy już, że doskonale poukładała się współpra ca w dziedzinie kultury i sportu, spójrzmy choćby na sytuację z ostatnich miesięcy – na Rynku po polskiej stronie trwa remont, i nie mogły się tam odbyć zawody Plaża Open, więc zupełnie naturalnie zorganizowaliśmy je w Czeskim Cieszynie. To oczywiście jeden z przykła dów, bo przecież współpracują ze sobą zarówno instytu cje kultury, jak i stowarzyszenia organizujące wydarze nia, szkoły czy domy opieki.

Spoglądając jednak w przyszłość – chciałbym bar dzo, aby w najbliższych latach zacieśniła się współpraca na poziomie urzędów. Dla przedstawicieli obu samo rządów problemy związane z funkcjonowaniem miast

kończą się na granicy. Gdyby jeszcze te miasta były od siebie oddalone, to byłoby to łatwiej zrozumieć, jednak w naszej sytuacji oba organizmy są połączone i musimy wciąż spoglądać na stronę sąsiada. Myślę, że proces za cieśniania współpracy urzędów może być długotrwały, lecz wierzę, że dobra współpraca może pomóc w roz wiązywaniu problemów, z jakimi borykają się oba mia sta. Może również pomóc w dostrzeżeniu potencjału w nich drzemiącego. Niewiele osób jest świadoma, że w naszych miastach żyje razem ok. 60 tys. ludzi, i sta tystycznie jest to raczej mniejsze miasto zarówno w Pol sce, jak i Republice Czeskiej. Tymczasem gdybyśmy spojrzeli czy jakiekolwiek inne miasto o takiej liczbie mieszkańców ma dwa baseny, dwa teatry czy trzy kina, to z ekonomicznego punktu widzenia byłoby to uznane za nonsens. Podział Cieszyna sprawia, że dajemy sobie z tym radę, a mieszkańcy nie zawsze uświadamiają so bie, że mają zdecydowanie bogatszą ofertę niż mieszkań cy innych o podobnej wielkości ośrodków. Mamy zresztą dużo przykładów dobrej współpracy w ostatnich miesiącach – dowiedzieliśmy się, że po pol skiej stronie ma powstać skate park, podobne miejsce istnieje jednak w Czeskim Cieszynie. I z przedstawicie lami polskiego samorządu ustaliliśmy, aby nie tworzyć bliźniaczo do siebie podobnych przestrzeni, więc ska te park, który powstanie w polskim Cieszynie, będzie przeznaczony dla osób początkujących. Ważne jest, aby w takim wspólnym organizmie się nie dublować z pomysłami, ale raczej je uzupełniać, musimy odrzucać myślenie, że skoro wy coś macie, to my też to musimy mieć.

Myślimy już o obu Cieszynach jako wspólnym orga nizmie?

Niedawno na konferencji prezentowaliśmy logo obu miast, które zarówno do mieszkańców, jak i turystów mówi o tym, że oferta miasta jest wspólna, nie dzieli my jej na polską czy czeską. Liczę, że to również może zmienić postrzeganie obu miast i wydarzeń w nich się odbywających. Dlatego tak ważna, oprócz wspólnych inwestycji czy przedsięwzięć, jest zmiana w sposobie myślenia, że jesteśmy jednym wspólnym organizmem.

Czy jest coś, na co mieszkańcy Czeskiego Cieszyna patrzą z zazdrością na polską stronę miasta?

To również zjawisko fascynujące dla badaczy. Spotykam wielu mieszkańców Czeskiego Cieszyna, którzy chodzą do restauracji po polskiej stronie twierdząc, że jest tam po prostu lepsze jedzenie. A jednocześnie połowa klien tów w restauracjach w Cz. Cieszynie to Polacy. Podobnie

31TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 MOST PRZYJAŹNI

dzieje się np. z zakładami fryzjerskimi – klientki z Cze skiego Cieszyna chętnie korzystają z zakładów po pol skiej stronie, z kolei w Czeskim Cieszynie fryzjerki mają mnóstwo klientek z Polski. To w dużej mierze specyfika życia na pograniczu i zarazem jego koloryt. Jakie są największe zalety i wady życia w takim dwu mieście, jak Cieszyn i Czeski Cieszyn?

Zalet jest mnóstwo, choćby to, że jesteśmy inni, kto nie spróbował życia na pograniczu, ten nie ma o tym po jęcia. Chodzi o to przecież, by pięknie się różnić, my ślę, że w wielu miejscach, zarówno w Polsce, jak i RC, mogą nam tego klimatu pozazdrościć. I to tak naprawdę punkt wyjścia do wielu innych pozytywnych doświad czeń, zarówno w sferze kulturowej, jak i obyczajowej. Nie zapominam oczywiście o negatywnych stronach życia na pograniczu w naszym dwumieście. To np. pro blem związany z osobami bezdomnymi, nikt na świecie nie wie, jak z nimi pracować, bo przecież życie każdego człowieka jest inne, inny jest jego los i jego przeszłość. W Cieszynach osoby bezdomne funkcjonują w ten spo sób, że chcąc uniknąć kontaktu ze służbami jednego z państw po prostu przekraczają granicę. Jak dotąd nie potrafiliśmy uporządkować spraw związanych ze wsparciem socjalnym dla tych osób.

Inny problem jest związany z używkami. Po polskiej stronie panuje przeświadczenie związane z łatwością do stępu do narkotyków, więc niestety wciąż odbywa się handel substancjami psychoaktywnymi. Tutaj jednak jest duże pole do popisu dla organów zajmujących się informowaniem o regulacjach prawnych, bo przecież kwestia związana z posiadaniem narkotyków w Repu blice Czeskiej wygląda zupełnie inaczej niż pozornie młodym ludziom w Polsce może się wydawać.

Przeważają jednak doświadczenia pozytywne. Zresz tą to zupełnie normalne, że granica wyzwala wiele za chowań stojących na granicy prawa.

W zarządzie województwa morawsko-śląskiego peł ni Pan funkcję przewodniczącego komisji do spraw mniejszości narodowych. Czym na co dzień zajmuje się ta komisja?

Mówiąc najprościej – pracujemy ze wszystkimi mniej szościami, które żyją na terenie województwa moraw sko-śląskiego. Najliczniejszą spośród nich jest oczywiście mniejszość polska, żyją tu również Grecy, Wietnamczy cy, Słowacy, Białorusini i od kilku miesięcy również Ukraińcy.

Poznajemy problemy, z jakimi spotykają się na co dzień. Jestem Czechem i komuś może się wydawać, że

jest to nonsensowne, aby takiej komisji przewodniczył Czech, lecz w podjęciu decyzji, aby kierować jej pracami pomogło mi właśnie to, że żyję w Czeskim Cieszynie, na pograniczu, i mam na co dzień kontakt z Polakami.

Największym obszarem, nad którym pracuję, jest właśnie współpraca z Polakami, a zarazem pokazanie wszystkim osobom pracującym w tej komisji, że choć współistnieją tu różne mniejszości, to jednak wyjątkowa jest mniejszość polska. Fenomenem jest choćby szkol nictwo, dobrze rozbudowane systemowo, nie tylko na poziomie szkół podstawowych, ale również średnich. Przecież do szkół polskich w Czeskim Cieszynie chodzą nie tylko Polacy mieszkający w Republice Czeskiej, ale również Polacy z polskiej części Cieszyna.

Myślę, że w tym kontekście niesłychanie ważna jest działalność Polskich Związków Kulturalno-Oświato wych, w mniejszych miejscowościach to w ogóle jedy ne koła, które stymulują rozwój kulturalny, i to wokół nich ogniskuje się działalność innych organizacji, jak np. straży pożarnej. I to właśnie koła stają się przestrze nią inicjującą działania. Nieustanne podkreślanie, że ta mniejszość polska, która jest tutaj historycznie, funkcjonuje nieco na innej płaszczyźnie, i współpraca z nią ma zdecydowanie szerszy wymiar. Mniejszość polska jest aktywna, doskonale potrafi wykorzystywać fundusze przeznaczane na rzecz mniejszości żyjących w naszym województwie. Mamy również Konsulat w Ostrawie, który w znaczący sposób wspiera działania na rzecz mniejszości polskiej.

Jak na tle mniejszości polskiej wypadają inne grupy narodowościowe i ich codzienne problemy?

Każda z mniejszości jest w pewnym sensie odrębna, jednak w porównaniu z mniejszością polską, boryka się z problemami bardziej podstawowymi. Przede wszyst kim ze względu, że nie są tak liczne, miewają problemy o innym charakterze, np. językowym. Młode pokolenia Greków czy Wietnamczyków nie znają już swojego języ ka ojczystego, więc organizujemy dla nich kursy, aby im pokazać piękno ich własnego języka. Wszystkie boryka ją się z problemem coraz mniejszej liczebności. Zresztą to jednak nie tylko problem mniejszości greckiej czy wietnamskiej, ale również polskiej. Z zeszłorocznego spisu powszechnego wynika, ze liczba Polaków w RC zmniejszyła się, i to znacząco...

Nie chciałbym być pesymistą, jednak w tym kontekście muszę nim jednak być. Wszystkie mniejszości, które żyją w naszym województwie, spotykają się z tym problemem. Chciałbym zwłaszcza zwrócić uwagę na

32 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 MOST PRZYJAŹNI

młodą generację – przed wszystkimi młodymi ludźmi otworzył się świat. W krajach bloku wschodniego przez lata przecież samo przekroczenie granicy, i to nawet tzw. „bratnich krajów”, było problemem. Dlatego dla wielu społeczności opieranie się na własnej historii i obycza jach było wyznacznikiem wartości i sposobem odna lezienia odpowiedzi na pytanie jak żyć. W chwili gdy granice się otworzyły, młodzież właściwie wyruszyła do wszystkich, najdalszych nawet, zakątków świata, nie tyl ko po to, by zwiedzać i poznawać, ale również by uczyć się i pracować.

Poza tym jesteśmy również świadkami innego proce su, jakim jest w ogóle zmniejszająca się liczba mieszkań ców, np. w Czeskim Cieszynie. To procesy demograficz ne, które dotyczą wielu krajów europejskich.

Jakie znaczenie dla województwa morawsko-śląskie go ma Czeski Cieszyn?

Zawsze będę podkreślać, że Czeski Cieszyn ma znacze nie strategiczne. Kluczową rolę odgrywa jego położe nie oraz łączność z jego polską częścią. Oczywiście są w województwie morawsko-śląskim miasta, które mają kontakty i podjętą współpracę z polskimi miastami, jak Karwina i Hawierzów, które wytworzyły dobre relacje z Jastrzębiem-Zdrój. Te miasta dzieli jednak odległość w przestrzeni.

Strategiczne znaczenie jest również związane z gra nicą – w województwie śląsko-morawskim wiemy do brze, że jeśli pojawią się problemy na granicy państw, w pierwszej kolejności dotkną one właśnie naszego dwumiasta.

Spoglądając w przyszłość – jak wygląda Cieszyn Pana marzeń?

Przede wszystkim widzę je jako miasto przyjazne miesz kańcom i jego gościom. Czeski Cieszyn od początku istnienia nie był miastem przemysłowym, raczej był ważnym ośrodkiem kulturalnym i społecznym. Z kolei polska część miasta to wielka historia i jej pamiątki, jak choćby Wzgórze Zamkowe.

Cieszyny przyszłości widzę jako zielone i dostępne miasta, dbające o swoją historię i dziedzictwo. A z dru giej strony dostrzegam je jako miasta nowoczesne i przyjazne, gdzie Polacy i Czesi ze sobą współistnieją, i nikt już się nie zastanawia, czy siedzi akurat w restau racji po polskiej czy po czeskiej stronie, a granica jest wyłącznie symbolem przeszłości. Chciałbym, abyśmy w Cieszynie byli Polakami, Czechami, cieszyniakami, Europejczykami.

Rozmawiał: Marcin Mońka

Vít Slováček – pochodzący z Czeskiego Cieszy na, polityk oraz samorządowiec, aktywnie dzia łający na rzecz samorządu lokalnego i regio nalnego od 1998 roku. W latach 2006 – 2018 burmistrz Czeskiego Cieszyna. Wiceprzewod niczący zarządu Stowarzyszenia Współpracy Regionalnej Śląska Cieszyńskiego. Prywatnie ojciec dwóch synów, zainteresowany literaturą i filmami o tematyce science fiction oraz długi mi wycieczkami na rowerze i jazdą na nartach.

33TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 MOST PRZYJAŹNI

Mood for wood

Beata Mońka Zdjęcia: Dawid Majewski Pawilon do kontemplacji natury – Hrabina Tea Spot
34 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 MOST PRZYJAŹNI

W sierpniu Cieszyn i Czeski Cieszyn na dziesięć dni stały się bazą dla uczestników międzynaro dowych warsztatów projektowych Mood for Wood. Polscy, czescy, słowaccy i węgierscy studenci kierunków projektowych pod okiem doświadczonych architektów i projektantów z Polski, Czech, Węgier i łotwy stworzyli sześć mebli miejskich, z których mogą już korzystać mieszkańcy i goście obu miast. Dwa obiekty stanęły na Wzgórzu Zamkowym, trzeci w przestrzeni open air Museum, a pozostałe na terenie rezerwatu Przyrody hrabinka w Czeskim Cieszynie.

Studenci stworzyli miejskie meble dla Cieszyna

Ich autorzy w ciągu pierwszych czterech dni musie li jak najwięcej dowiedzieć się o miejscach, w których mieli zbudować meble – czyli sprawdzić jak funkcjo nują te przestrzenie na co dzień, kto z nich korzysta, co się sprawdza, a czego brakuje. Kolejnym krokiem było stworzenie koncepcji, wstępnych wizualizacji i modeli oraz uzyskanie aprobaty przedstawicieli obu miast oraz dodatkowo – w przypadku projektów dla Wzgórza Zamkowego – Wojewódzkiego Konserwatora Zabyt ków, który sprawuje pieczę nad tym obszarem. Od tego momentu zostało niecałych sześć dni na wybór i za mówienie potrzebnych materiałów oraz własnoręczne zbudowanie mebli – trzeba było nie tylko zmieścić się w tak krótkim czasie, ale i budżecie, którego limit wy nosił 8000 zł. Warunkiem sukcesu była też umiejętność dogadania się w kilkuosobowych zespołach. Na doda tek ostatnim dwóm dniom pracy w terenie towarzyszyły momentami intensywne opady deszczu. Ale udało się! Na Wzgórzu Zamkowym pojawił się nowy element, ja kim jest Music Platform, czyli modułowe siedzisko z ru chomymi oparciami. Po ich złożeniu mebel zamienia się w niewielką, plenerową scenę na przykład dla młodych artystów, uczących się w pobliskiej Państwowej Szkole Muzycznej im. I. Paderewskiego. Naprzeciwko sceny znajduje się pięciometrowa ławka – miejsce dla niewiel kiej widowni. Drugi z obiektów to Teahouse – nowo czesna wersja pawilonu w stylu japońskich herbaciarni. Powstał z myślą o gościach herbaciarni Laja, ale i pozo stałych odwiedzających Wzgórze Zamkowe. Zapewnia spokojny i kojący widok zieleni, ale umożliwia też uczest nictwo w wydarzeniach, odbywających się na dziedziń cu zamkowym. W przestrzeni Open Air Museum, przy

niewielkim kopcu, powstał Table for… too. To stół, który w razie potrzeb zmienia się w plac zabaw dla dzie ci, bar dla nastolatków, scenę koncertową dla muzyków ulicznych, miejsce pierwszego pocałunku albo ławkę dla kogoś, kto chce położyć się w lesie w otoczeniu natury. Na ternie Rezerwatu Przyrody Hrabinka powstał mię dzypokoleniowy i wielofunkcyjny mebel o nazwie Pik nikovna. Składa się z trzech segmentów: piknikowego

Praca przy budowie drewnianych mebli
35TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 MOST PRZYJAŹNI

stołu, mieszczącego nawet 10 osób; strefy dla dzieci do aktywnego spędzania czasu oraz – znajdującego się najbliżej zbiornika – siedziska pozwalającego na zre laksowanie się nad wodą. Hrabina Tea Spot to prosta, otwarta konstrukcja na planie kwadratu, przywołująca tradycyjne formy japońskich pawilonów herbacianych. Obiekt sprzyja kontemplacji natury i uroków zielonego otoczenia zbiornika. Niski mebel, umieszczony w środ ku może służyć jako stolik albo ławka. Trzecia z kon strukcji – Rybolov(e) – powstała z myślą o wędkarzach, chętnie odwiedzających Hrabinkę. Wybudowany został pomost, łączący ścieżkę spacerową z brzegiem zbiorni ka, służący także jako miejsce do siedzenia z niewielkim zadaszeniem. Konstrukcja składa się z ponad sześcio metrowej platformy głównej oraz mniejszej, zawieszo nej wspornikowo nad wodą. Projektanci pomyśleli też o specjalnych półkach z wieszakami, które umożliwiają zawieszenie ubrań, toreb i sprzętów wędkarskich.

Uczestnicy warsztatów mogli na własnej skórze przete stować różne aspekty swojej przyszłej pracy zawodowej. Poznawali miejsca, w których działali oraz potrzeby i oczekiwania przyszłych użytkowników ich mebli, przeprowadzali badania terenowe. Uczyli się pracy w zespole i pod presją czasu, przekonywania do swoich pomysłów oraz budowania drewnianych konstrukcji pod okiem doświadczonych stolarzy. Z kolei Cieszyn i Czeski Cie szyn zyskały nowe, oryginalne obiekty w przestrzeni swoich miast, bez ponoszenia kosztów – warsztaty od bywały się przy wsparciu Międzynarodowego Funduszu Wyszehradzkiego, firm partnerskich, uczestnicy opła cali też wpisowe. Zorganizowali je: Stowarzyszenia Ar chitektów Polskich, Oddział w Poznaniu (SARP) oraz Stowarzyszenie Punkt Wspólny. Była to jedenasta edy cja Mood for Wood, a druga odbywająca się w Cieszy nie i Czeskim Cieszynie. Więcej informacji o projekcie można przeczytać na: www.moodforwood.com

Skąpani w deszczu uczestnicy warsztatów Mood for wood Stół z opcją siedzenia, czy leżenia, czyli Table for… too Rybolov(e) to pomost z miejscem do siedzenia dla wędkarzy Teahouse – pawilon herbaciany na Wzgórzu Zamkowym Pawilon do kontemplacji natury – Hrabina Tea Spot
36 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 MOST PRZYJAŹNI

Wier owany p ewodnik po echach

Mam przyjemność przedstawić czytelnikom „Tramwaju Cieszyńskiego”

– w tym i kolejnych numerach – cykl moich lekkich, w pewnym sensie nawet dziecięcych wierszy o miastach republiki Czeskiej, kraju sąsiedzkiego, a patrząc z Cieszyna tak bliskiego, że tylko przez most. Wiersze te są pokłosiem mojej wieloletniej fascynacji kulturą czeską, której nie ja jedyny w naszym kraju przecież uległem. Pierwszy był utwór o kromieryżu, napisany na wspomnienie wizyty w tej perle architektury morawskiej, i to wcale nie było tak, że po nim miały być jakieś kolejne, ale zaczęły się pojawiać same. Mam nadzieję, że przypadną do gustu czytelnikom „TC” w najróżniejszym przedziale wiekowym - Maciek Froński.

OSTRAWA

Kawiarnia jest w Ostrawie, Lecz niezbyt w niej ciekawie: Nikt tam się nie pojawia Prócz czapli i żurawia.

Zamawia czapla wino, A żuraw – cappuccino, Lecz kelner, zdrajca stary, Przynosi im suchary.

Maciej Froński

37• IX 2022 MOST PRZYJAŹNI

tekst i zdjęcia: Maciej i Katarzyna Russek

manewry, czyli będzie się działo!

Początek XX wieku, Belle Epoque w pełni. Panowie przemierzający ulice miasta w garniturach i cylindrach. Panie w wykwintnych sukniach, oglądające sklepowe witryny lub siedzące w kawiar niach, rozprawiające o niecodziennej codzienności. Wokół piętrzą się nowo wybudowane kamie nice, a tuż obok przejeżdża czasem bryczka, turkocząc kołami po bruku. Nierzadkim widokiem jest też przemierzający miasto raźnym tempem żołnierz Ck armii lub dostojnie stawiający kroki oficer, który wyszedł na spacer z nie tak dawno wybudowanych koszar.

Taki wyidealizowany obraz miasta Cieszyna, z począt ków XX wieku, podpowiada wielu cieszyniakom ich wyobraźnia. Trudno się dziwić – to czas w dziejach, kie dy stolica Księstwa przeżywała swój złoty okres. Powsta ją nowe zakłady, fortuny mieszczan się mnożą – świat jawi się jako przewidywalny, poukładany, spokojny. Tak mogło wyglądać życie części społeczeństwa. Z drugiej strony byli ci, którzy te fortuny wykuwali w pocie czo ła. Codzienny trud hutników, górników, pracowników fabryk, czy rolników raczej nie kojarzy nam się z Belle Epoque, zazwyczaj też w ich życiu nie było miejsca na nagłe zwroty akcji. Jednak w połowie 1906 rok, dotarły

wieści, które miały wywrócić wszystko do góry nogami. Oto panujący nad Austro-Węgrami od niemal sześciu dekad cesarz Franciszek Józef zdecydował, że wielkie manewry cesarskie odbędą się w okolicach Cieszyna. Z dzisiejszego punktu widzenia taka informacja nie jest czymś szokującym. Wówczas oznaczała jedno – będzie się działo! W końcu do nadolziańskiego grodu zjechać się miała cała śmietanka dworska, urzędująca na co dzień w stołecznym Wiedniu. Oczywiście najważniej szym i wyczekiwanym gościem był sam cesarz Franci szek Józef, który swoje Księstwo – bo przecież był także księciem cieszyńskim – miał odwiedzić po 16 latach.

38 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 MOST PRZYJAŹNI
Austro-Daimler Panzerautomobil na zdjęciach z 1906 roku. Pierwsze zdjęcie wykonane najprawdopodobniej podczas manewrów w Cieszy nie. Źródło: Landships Forum oraz Motorbuch Verlag

MoNarChę WITały PaNNy CIESZyŃSkIE

Już trzy miesiące przed zaplanowanymi na przełom sierpnia i września manewrami do miasta zaczęto zwozić najpotrzebniejsze dla dworu rzeczy. Cesarskimi pociągami przywożono dzieła sztuki, mające ozdobić ściany Pałacu Myśliwskiego, wśród nich były nawet prace Rafaela. Wodę dostarczono prosto z Schönbrunnu, bo tylko taką pijał władca. Zadbano o zapas świec, których ilość wyliczono na 300 sztuk dziennie. Do koszar zaczęli napływać także żołnierze najróżniejszych formacji – w końcu to oni mieli być głównymi uczestnikami manewrów. Koleją ściągano nie tylko ludzi, ale też armaty, konie oraz cały sprzęt wojskowy. Cesarska wizyta w 1906 roku została bardzo dobrze opisana, wiele osób powtarza niczym legendę opowieści o przejeździe cesarza przez cieszyńską okolicę. Na dzisiejszym Moście Przyjaźni wybudowano łuk triumfalny, kamienice przyozdobiono, a monarchę witały panny cieszyńskie w uszytych specjalnie na tę okazję białych sukniach, zakupionych przez burmistrza miasta Leonarda Demla. Wiemy, które miejsca dostąpiły zaszczytu przyjmowania władcy: Sąd, Rada Miejska, Synagoga, Kościół Jezusowy, czy nieistniejąca już dziś mleczarnia przy ul. Jabłonkowskiej. Znamy niemal każdy krok i gest cesarza. Zapomina się jednak często o tym, co miało być kwintesencją tej wizyty – manewrach i o dziesiątkach tysięcy żołnierzy, oficerów i najnowocześniejszego sprzętu, jaki ściągnięto specjalnie na kilka dni w okolice Cieszyna. My postanowiliśmy mniej skupiać się na cesarzu, żeby nie stracić z oczu tych, którzy mieli ćwiczyć się w wojennej sztuce. Manewry zaplanowano na pięć dni: od 31 sierpnia do 4 września z jednodniową,

niedzielną przerwą. Każde tego typu przedsięwzięcie posiada swój scenariusz. Ten wymyślony 1906 roku przez austro-węgierską generalicję zakładał przedarcie się Korpusu wiedeńskiego przez Przełęcz Jabłonkowską do armii węgierskiej, zaatakowanej przez wrogi Korpus krakowski. Działania wojskowe czasu pokoju charakteryzowało bardzo mocne przywiązanie do zakładanego scenariusza. Dowodzący z góry wiedzieli, jaki cel chcieli osiągnąć i nie zamierzali pozwolić żołnierzom na wprowadzanie zmian, czy elementu zaskoczenia. Manewry były dla dowódców przede wszystkim okazją do pokazania się w towarzystwie, no i oczywiście do wypróbowania nowinek technologicznych, chcących wedrzeć się na pola bitewne. Do Cieszyna ściągnięto ponad sześćdziesiąt tysięcy żołnierzy, głównie piechoty, ale były obecne również artyleria i kawaleria. To właśnie konnica, rankiem 31 sierpnia, pod osłoną artylerii ruszyła do ataku i odniosła druzgocące zwycięstwo nad krakowskim korpusem, który stracił wszystkie działa.

roZDaWał MoNETy, BIŻuTErIę I CukIErkI

Rozpoczęcie natarcia miało miejsce w okolicach znanych pod nazwą Gułdowy, gdzie przez wiele lat znajdował się poligon, najpierw austriacki, później wojsk polskich. Akcję ofensywną w kierunku Żukowa z pobliskich wzgórz bacznie obserwował sam cesarz, który był zapalonym żołnierzem i dowódcą. Podczas manewrów miał wstawać o 5 rano, by zdążyć obejrzeć wszystko z grzbietu swego wierzchowca. Nie sposób sobie wyobrazić, jak wielkie było zaskoczenie mieszkańców okolicznych wsi, gdy w pobliżu ich chałup przejeżdżał sam cesarz ze swoją świtą. Franciszek Józef znany był ze swojej pobłażliwości w stosunku do poddanych, zatem pozwolił im przyglądać się niecodziennemu widokowi. Podobno nawet pokosztował zsiadłego mleka, którym poczęstować go miała jedna z miejscowych kobiet z podcieszyńskiej wsi. Mieszkańcy miejscowości, które cesarz odwiedzał, wzbogacali się – hojność panującego przejawiała się w rozdawaniu monet, biżuterii sygnowanej inicjałami FJI, a wśród dzieci najbardziej pożądaną rzeczą były cukierki, także opatrzone monogramem darczyńcy. Bywało, że łakocie nie lądowały w brzuchach dzieci, lecz były przechowywane z pietyzmem na honorowym miejscu w domu. O tym, jak znaczący był przejazd cesarza świadczyć może fakt, że w miejscach, gdzie władca obserwował poczynania swoich żołnierzy powstały później pamiątkowe obeliski. Jeden z nich

39TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 MOST PRZYJAŹNI
Vide podpis pod zdjęciem obok

znajduje się na Mnisztwie. Ma zmienioną tablicę – na bardziej odpowiadającą niektórym patriotom – lecz nieco ponad sto lat temu można było na niej przeczytać słowa: „Na pamiątkę pobytu Najjaśniej. Pana na ma newrach w r. 1906 u stóp Tronu z powodu jubileuszu sławnych rządów wyrazy głębokiej czci z życzeniami: niech Bóg raczy Go nam jak najdłużej przy zdrowiu za chować”. Treść napisu jest znana, bo bliźniaczy obelisk znajduje się w Kojkowicach. Tam także tablica z orygi nalnym tekstem była schowana przez długi czas, jednak w 2010 roku powrócono do pierwotnej formy. Na wy obraźnię działa zwłaszcza miejsce usytuowania pomni ka w Kojkowicach – ze wzgórza roztacza się panorama na Puńców i Cieszyn. To właśnie tymi polami w 1906 roku szarżowała jazda CK Armii. Niestety nie zachował się trzeci z obelisków umiejscowiony w Żukowie. Napis tamtejszy oznajmiał przechodniom:

„PAMIĄTKA - cztery krotnego - przejazdu - Najjaśń. Pana - FRANCISZKA JóZEFA I - podczas man. Cees. - w dniach 31.VIII 11.IX. - 1906 roku.”

ZoBaCZyLI LaTaJąCE MoNSTruM

Pierwszy dzień manewrów przyniósł zmianę linii umownego frontu pod wsie Dolny Żukow i Toszanowi ce. To tam zlokalizowana była główna kwatera generali cji i zagranicznych attaché wojskowych. Również w tym miejscu najprawdopodobniej prezentowano nowinki z pola walki początków XX wieku. Zupełną nowością dla mieszkańców terenów, gdzie odbywały się manewry, musiały być balony, których pułki ściągnięto także na ćwiczenia. Pełniły głównie funkcję obserwacyjną oraz sygnalizacyjną. Ciężko wyobrazić sobie myśli rolnika –na przykład spod Toszanowic – który nagle nad swoim polem widzi latające monstrum, a w nim ludzi. Jeszcze większą sensację – choć raczej wśród wojskowych – musiał wzbudzić ściągnięty na testy bojowe samochód pancerny o wdzięcznej, jak na Austriaków przystało, nazwie Austro-Daimler Panzerautomobil. Był to jeden z pierwszych prototypów pojazdów opancerzonych na świecie. Ważący prawie 3 tony, długi na ponad 4 metry i wyposażony w jeden lub dwa karabiny maszynowe, „potwór” miał zapewnić CK Armii pasmo zwycięstw. Nie możemy tutaj mówić o protoplaście czołgów, lecz

40 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 MOST PRZYJAŹNI
Pomnik na Mnisztwie z nową tablicą. O Cesarzu tutaj zapomniano Pomnik w Kojkowicach z przywróconą tablicą upamiętniającą wi zytę cesarza

Toszanowice Górne. Zamek i plac im. Cesarza Karola wyznaczały start naszej próbie bicia rekordu Widok z pozycji wyjściowych korpusu wiedeńczyków w rejonie Gułdów. Gdzieś na wzgórzach Mnisztwa stał i obserwował działania sam cesarz Franciszek Józef I

z pewnością był to pojazd super nowoczesny na tam te czasy. Może uzbrojenie oraz maksymalna prędkość wynosząca 45 km/h dziś nie powalają, jednak wówczas mógł on budzić grozę na polu bitwy. Niestety w oczach skostniałej generalicji i samego cesarza, który nie lubo wał się w nowinkach, pojazd ten nie zyskał uznania, a projektu nie rozwijano dalej. Warto zauważyć, że na frontach I wojny światowej Brytyjczycy wystawili do boju czołgi serii Mark, Niemcy – A7V, a Austro-Węgry dalej tkwiły w erze kawalerii. Następne dni manewrów upływały pod znakiem wypełniania dalszych założeń taktycznych. Korpus wiedeński atakował, zaś ten kra kowski wycofywał się. Franciszek Józef stawiał się na manewrach codziennie bladym świtem i doglądał cało ści ćwiczeń. W efekcie gościł w kolejnych miejscowości na szlaku. Każda z gmin chciała zrobić na panującym dobre wrażenie, przyjmując różne taktyki. Cieszyn, jako najbogatszy, zorganizował cesarzowi swego rodzaju wycieczkę po najważniejszych i najnowszych budynkach miejskich. Inne gminy wysypywały drogi piaskiem tak, by z daleka cesarz widział jak trakty wiją się malowniczo wśród pól. Było to może efektowne posunięcie, jednak stało się utrapieniem użytkowników, których wozy przy

pierwszym deszczu zakopywały się w piaszczystym ba gnie. Na zaskakujący pomysł wpadli mieszkańcy jednej z biedniejszych wsi – we wspólnej kasie widać było dno, dodatkowo większość z nich była zadłużona u miejsco wego karczmarza. Nie było mowy o stawianiu łuków tryumfalnych, czy choćby przyozdobieniu domów.

Rada Gminy wpadła zatem na pomysł, by przejazd cesarza uczcić publicznym powieszeniem karczmarza! Jak stwierdzili radni: „To nic nie kosztuje na pewno cesarzowi sprawi nieoczekiwaną niespodziankę, a gmi nie wielką radość”. Na szczęście dla karczmarza niespo dzianka się wydała, on sam zaś uniknął stryczka dzięki interwencji starosty krajowego.

PróBa PoBICIa rEkorDu

Tymczasem wojska przesuwały się w obu kierunkach, wypełniając ściśle nakreślone ramy scenariusza ma newrów. Jakież zdziwienie musiało rysować się na twa rzach generałów austriackich, gdy skrzętnie rysowane plany nie sprawdzały się osiem lat później na frontach I wojny światowej. W poniedziałek 3 września Korpus wiedeński wyruszył z okolic Mnisztwa, Dzięgielowa,

41TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 MOST PRZYJAŹNI
Widok na kojkowickie pola. To tutaj rozegrała się finałowa bitwa manewrów z 1906 roku

Bażanowic w stronę przełęczy Jabłonkowskiej. Główna bitwa rozegrała się nazajutrz w okolicy Kojkowic. Zgodnie z planem wiedeńczycy wyparli krakowiaków i przedarli się przez przełęcz. Zakładany cel ćwiczeń armii został osiągnięty! Manewry w Cieszynie kosztowały budżet Austro-Węgier zawrotną sumę 40 milionów koron. Uczestniczyło w nich ponad 60 tysięcy żołnierzy, balony, samochód pancerny, a także – kolejna z nowości – oddział automobilowy. Sformowano go z 60 pojazdów darowanych armii przez arystokrację. Jednym ze znamienitych wydarzeń była przeprowadzona próba szybkiego przewiezienia rozkazów z kwatery w Toszonowicach do Jabłonkowa. Trasa licząca 26 km miała stać się areną zmagań konia i automobilu, za kierownicą którego zasiadł sam Arcyksiążę Fryderyk. Jemu pokonanie tej trasy, ponad sto lat temu, zajęło około 25 minut. My także postanowiliśmy podjąć próbę i pobić rekord ustanowiony w 1906 roku. Niestety nie znaleźliśmy informacji, gdzie dokładnie znajdował się sztab w Toszanowicach Górnych, dlatego za start objęliśmy tamtejszy zamek oraz plac, który nosi imię Cesarza Karola. Dziś powiewają tam czarno- złote flagi Austro-Węgier, a na ścianie znajduje się podobizna ostatniego z cesarzy. Szybkie odliczanie i... Start! Pomknęliśmy wprost do Jabłonkowa, oczywiście zgodnie z przepisami i ograniczeniami przypominanymi przez znaki. Dziś dużą część trasy pokonuje się drogą ekspresową. W okolicach Hradka napotkaliśmy korek, a czas na stoperze uciekał nieubłaganie. W Nawsiu przydarzył się kolejny przystanek spowodowany robotami drogowymi. Jeszcze kilkaset metrów do rynku w Jabłonkowie, ostatnie manewry kierownicą i wpadliśmy na parking pod fontanną zwieńczoną barokową Immaculatą. Stoper wskazał czas 19:52.56. Udało się! Można pomyśleć, że taki wynik

był oczywisty, zestawiając nowoczesne samochody z automobilami z początku XX wieku. Jednak współczesne natężanie ruchu, wielość dróg, które nieco okrężnie prowadzą z punktu A do B nie dawało całkowitej pewności.

DoTyk NoWoCZESNoŚCI

Można przypuszczać, że Franciszek Józef wyjechał zadowolony z organizacji manewrów i sposobu przyjęcia go w Księstwie. Przekazał bowiem Cieszynowi ze swojej prywatnej kasy kwotę 20 tysięcy koron. Manewry były dla miasta jednym z najważniejszych wydarzeń w historii. Nie chodzi tylko o przemieszczanie się wojsk, czy zwiększenie wartości bojowej CK Armii, lecz o kolejny impuls do rozwoju. Przez niespełna tydzień lokalni hotelarze, restauratorzy i handlarze osiągnęli progres na poziomie kilkuletnich inwestycji. Nowoczesność jaka zawitała wraz z wojskiem także odcisnęła swoje piętno – po ćwiczeniach armii nikt w okolicy nie dziwił się, widząc automobil, czy latający balon. Niedługo później wybuchła I wojna światowa i nawet przyjazd cesarza w 1918 roku – już nie Franciszka, a Karola – nie wzbudził takiego entuzjazmu jak wizyta z 1906. Lecz to zupełnie inny rozdział w historii miasta, na odrębną opowieść.

Kilka słów o russkietripy.pl Jesteśmy rodziną, która wyznaje zasadę, że każde wyjście z domu to już trip (czyt. wyprawa). Wystarczy tylko dobrze się rozejrzeć, by odnaleźć niesamowite miejsca wokół siebie. Relacje z takich wypraw przedstawiamy na naszej stronie, gdzie trafiają się też opowieści o naszych wyprawach w bardziej odległe miejsca. Ale to już zupełnie inna historia.

Jesteśmy na bieżąco

42 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 MOST PRZYJAŹNI

Lubię swoich bohaterów

– Jestem wyznawcą chyba mało współcześnie popularnej tezy, że człowiek jest istotą niezwy kłą w całej swojej konstrukcji – psychicznej, duchowej, cielesnej. Wiem, że ludzie potrafią być źli i okrutni, lecz sam fakt, że cała ta złożona konstrukcja, wyposażona w kreującą świat świadomość, raz odpalona potrafi działać bez przerwy przez kilkadziesiąt lat, uważam za jeden z cudów tego świata – mówi Dariusz Bożek, którego debiutancka powieść „Miłość w korporacji” ukazała się we wrześniu nakładem wydawnictwa Dleczemu. „Tramwaj Cieszyński” jest patronem medialnym książki.

Dobrze czujesz się w roli debiutanta?

Zawsze marzyłem o tym, aby napisać książkę i ją wy dać. Z napisaniem większego problemu nie było, jednak trudności rozpoczęły się w chwili, gdy musiałem znaleźć wydawnictwo. Udało mi się jednak trafić na małą, ka meralną oficynę z Warszawy, z którą wszystko doprowa dziliśmy do szczęśliwego finału.

Moment, gdy egzemplarz z tytułem i nazwiskiem na grzbiecie do mnie dotrze, zawsze wyobrażałem sobie jako chwilę przejmującego szczęścia: książka już jest, można ją wziąć do ręki, otworzyć i zobaczyć zadru kowane strony, a nawet powąchać. Jednak im bliżej było premiery, miałem coraz większą tremę, wiedzia łem bowiem, że nastąpią tzw. obowiązki promocyjne, które wyciągają mnie ze skorupy, którą wokół siebie stworzyłem.

Powieść „Miłość w korporacji” była przez niemal 3 lata drukowana w odcinkach na łamach „Tramwaju Cieszyńskiego”. Czy ten pomysł nawiązywał do pewnej literackiej tradycji sprzed wielu lat, gdy powieści były drukowane w gazetach i czasopismach, a czytelnicy nie tylko wyczekiwali na kolejne fragmenty, ale

również mieli możliwość wpływania na losy bohaterów, pisząc np. listy do autora?

„Tramwaj…” pojawił się w Cieszynie w chwili, gdy miałem napisaną pierwszą, otwierającą scenę. Ula Mar kowska, wtedy redaktor naczelna miesięcznika, zapro ponowała mi współpracę, i po publikacji pierwszego fragmentu okazało się, że ma na tyle dobrą recepcję, że postanowiliśmy publikować kolejne odsłony.

Nie myślałem więc o żadnej wielkiej tradycji literackiej, choć rzecz jasna znałem te strategie twórcze, by najpierw publikować na łamach prasy.

Z „miłością…” było zresztą tak, że zaczynając nad nią pracę absolutnie nie wiedziałem, jakie będzie jej za kończenie. Nie wiedziałem nawet, czy będzie to książka, czy raczej dłuższe opowiadanie. I rzeczywiście zaczęły pojawiać się głosy, związane z troską czytelników o losy bohaterów, np. prośby, abym dla któregoś z bohate rów był bardziej łaskawy, a bardziej surowy dla inne go z nich. Oczywiście wsłuchiwałem się w opinie, moi czytelnicy domagali się np. bardzo wyrazistego wątku dramatycznego, pogłębienia psychologicznego postaci itd. Potraktowałem te głosy poważnie, i pewnie dlatego książka mniej więcej od połowy zaczyna być katastrofal na dla głównych bohaterów.

43TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 KIERUNEK KULTURA
wywiad z autorem książki Miłość w korporacji - Dariuszem Bożkiem

W jakiej mierze to książka autobiograficzna?

Wszystkie postaci zrodziły się w mojej głowie, niektóre są jednak w pewnym stopniu realne. Główny bohater, czyli Janusz, przypomina trochę mnie z lat młodzień czych. Byłem wówczas człowiekiem nieśmiałym i tro chę wycofanym, szczególnie w relacjach z kobietami. I w tym sensie Janusz może przypominać mnie sprzed 30 lat. Natomiast wiele rzeczy z jego historii oraz do świadczeń z kobietami jest zupełnie inna. Nie identy fikuję się z Januszem, chyba bardziej mi bliżej do in nej postaci pojawiającej się w książce, czyli psychologa Janusza Grażyny Balcerka. To taka lepsza i mądrzejsza wersja mnie samego. Balcerek jest psychologiem skan dalistycznym i bezczelnym, który pozwala sobie wobec klientów na takie strategie, które mogą wydawać się przeciętnemu człowiekowi, dziwne lub czasem szalone bo są, np. strategie paradoksalne. Klienci w pewnym momencie uznają, że jest jednak szurnięty i uciekają od niego, pozbywając się przy okazji naiwnego przeko nania, że jakaś obca siła drzemiąca w jakimś człowieku obdarzonym mocami za jednym pstryknięciem palców rozwiąże wszelkie ich problemy.

W „Miłości…” pojawiają się cztery kobiety, każda z nich jest inna, wszystkie są piękne i inteligentne, mają w życiu silną pozycję, są samodzielne, a jednocześnie bardzo pogubione i nieszczęśliwe. Bohater do pewne go momentu jest biernym narzędziem w ich rękach. Te cztery bohaterki są zarazem archetypami, które noszę w głowie, one w pewnym sensie wynikają z moich do świadczeń życiowych.

Lubisz swoich bohaterów?

Tak, i to bardzo. Jestem wyznawcą chyba mało współcześnie popularnej tezy, że człowiek jest istotą niezwy kłą w całej swojej konstrukcji – psychicznej, duchowej, cielesnej. Wiem, że ludzie potrafią być źli i okrutni, lecz sam fakt, że cała ta złożona konstrukcja, wyposażona w kreującą świat świadomość, raz odpalona potrafi dzia łać bez przerwy przez kilkadziesiąt lat, uważam za jeden z cudów tego świata. Poza tym mam do swoich bohate rów stosunek osobisty i emocjonalny.

To rodzaj dużego wyzwania, aby własne doświad czenia przekuć na literaturę. Musiałeś stoczyć wal kę wewnętrzną przy podejmowaniu decyzji, które z własnych doświadczeń przełożyć na literaturę a z czego zrezygnować? Uruchamiałeś wewnętrzne go cenzora?

Ten rodzaj mechanizmów towarzyszył mi nie tylko w czasie pisania, lecz nadal mnie nie opuszcza. Ostat nie fragmenty książki powstały 3 lata temu, moje życie prywatne popłynęło dalej, wiele się w nim zmieniło. Dlatego na każde pytanie o autentyczność postaci oraz związanych z nimi doznań muszę mocno uważać i za stanawiać się nad najlepszą odpowiedzią. Aby jednak specjalnie nie kokietować czytelników przyznaję, że rze czywiście mogą w powieści pojawić się postaci istniejące naprawdę.

W mocnym afekcie pisałem zwłaszcza początkowe fragmenty, nieco później emocje zaczęły opadać. Obec nie, gdy książka już jest, muszę sobie zadawać wiele py tań, w jaki sposób mówić o moich bohaterach i perype tiach, które stały się ich udziałem.

Główny bohater książki – Janusz, wyrusza w poszuki waniu miłości spełnionej. Taka miłość jest możliwa?

Janusz jest 33-letnim mężczyzną, pozbawionym jakich kolwiek dobrych doświadczeń w relacjach z kobieta mi, pochodzi z rodziny dysfunkcjonalnej, był najstar szy z rodzeństwa, jest ponadto nieśmiały i wycofany.

44 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 KIERUNEK KULTURA
„Miłość w korporacji” Dariusza Bożka była drukowana w odcin kach na łamach „Tramwaju Cieszyńskiego” od 2018 do 2020 roku

A jednocześnie jest mężczyzną dobrym, i zarazem atrak cyjnym fizycznie.

Wstępując w podróż nie wiedział, co oznacza miłość spełniona. Romantyczna wizja uczuć sprzedaje i jemu, i nam, pewnego rodzaju iluzję, która polega na tym, że jest oto na tym świecie gdzieś jakaś połówka, którą trze ba odszukać, a po odnalezieniu rodzi się piękne uczucie, połówki się do siebie zbliżają i tworzą całość. I od tego momentu wszystko toczy się dobrze i harmonijnie, mi łość wszystko zwycięża i trwa do grobowej deski, siła uczucia przeprowadza nas przez wszystkie ciemne do liny egzystencji. To jednak największe kłamstwo, jakie wmawia nam popkultura, bo wszystko wygląda przecież zupełnie inaczej. Lecz Janusz o tym nie wie, i będzie musiał przejść swoją dolinę cienia. Musi się przekonać, że miłość jest czymś zupełnie innym niż zakochanie, że są to stany niezależne od ludzkiej woli, wprowadzają w psychice i duchowości człowieka bardzo intensywne pobudzenie oraz zaburzają myślenie. I, że prędzej czy później zakochanie musi się skończyć, choć rzeczywiście istnieją pary, u których ten stan się utrzymuje niezwy kle długo. Najczęściej jednak kończy się, i to dotkliwym upadkiem, pojawiają się kryzysy, napięcia i awantury, opada pożądanie, ludzie zaczynają patrzeć na siebie bar dziej realnie, odkrywają swoje wady. I właśnie od tego urealnienia zależy powodzenie związku. Janusz niestety tego wszystkiego nie wie, zakochuje się jak nastolatek. Na początku poddaje się biernie tym wszystkim rela cjom z kobietami, po pewnym czasie przełamuje barie ry, staje się aktywny. Jego podróż w pewnym sensie jest jednak fatalna, okazuje się niemożliwa do spełnienia, po prostu wciąż mu nie wychodzi. Dopiero na koniec pró buje budować trwały związek.

Po „Miłość w korporacji” sięgają częściej mężczyźni czy kobiety?

Większość osób, które ją czytały, to kobiety. Wiele czy telniczek zresztą mocno identyfikuje się z bohaterkami, domyślam się, że zbliżają je do nich podobne doświad czenia, prowadzące do życiowego zagubienia. Natomiast jeśli chodzi o mężczyzn – nie wiem czy chcieliby się identyfikować z takim trochę dupowatym Januszem, a nie ma w powieści takich typów, które mogłyby czy telnikom imponować, bo trudno uznać za takie postaci psychologów.

Rozmawiał: Marcin Mońka

DAriuSz BożeK

Absolwent Wydziału Fi lozoficzno-Historycznego Uniwersytetu Jagielloń skiego; kierunek psycholo gia; specjalista psychologii klinicznej 1-go stopnia. Jest członkiem Zarządu FRPS „Być Razem”. W Fun dacji pracuje jako psycholog i zarządza działalno ścią gastronomiczną w „Bistro na Wałowej”, gdzie zdarza mu się pracować w charakterze bufetowe go. Dotychczas publikował w Tramwaju Cieszyń skim i na portalu gazetacodzienna.pl.

„Miłość w Korporacji” to pierwsza książka, w której autor próbuje ująć fenomen dojrzałej miłości, ko rzystając przy tym z własnych przemyśleń, doświad czeń zawodowych, osobistych i bogatej literatury tematu.

45TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 KIERUNEK KULTURA

Miniaturki pejzażu

Wakacyjny czas, który na emeryturze jest w zasadzie nieustanny, rzucił mnie w pejzaże, do których się dopiero przyzwyczajam. Za oknem słoneczny dzień, wzgórza. Śmigające jaskółki, leniwe kaw ki. W przeszklonej jadalni wysoka średnia wieku. Sanatorium. W parku z tężnią dominują dzieci. Gra strażacka orkiestra. Tężeje lato, czas sjesty. Z mojego miasta turyści zabierają na pamiątkę uwiecznione w fotografii najładniejsze zakątki. Ja zabrałem ze sobą miniaturki wspomnień o lu dziach zwykłych.

oGłoSZENIE

Na tablicy ogłoszeń zastrzeżonej tylko dla urzędowych i komercyjnych plakatów przykuwa wzrok kartka wy rwana ze szkolnego zeszytu. Jest na niej powiadomienie pisane dziecięcą ręką. Z błędami, które dodatkowo od działują na moją wyobraźnię. Dziecko, jak samo oznaj mia, ma 11 lat i prosi, aby na podany numer telefonu podał wiadomość ten, kto spotka małego, zaginionego kotka w „koloże”... Nie wiem kogo mi bardziej żal. Kot ka, któremu na pewno jest zimniej niż mnie, czy zde sperowanego dziecka. W księgarni znajduję kalendarz z kotami. Ale to stanowczo za mało.

BIała LaSka

Wyglądają z daleka na nietypowych turystów, którym przewodniczka szczegółowo tłumaczy to, czego oni nie widzą. Mają jeden profesjonalny biały kijek, jakby nie kompletny zestaw do modnych spacerów. Mnie się tu przed cieszyńskim dworcem, na nowo w europejskim stylu zaprojektowanym, podoba. Ale łapię się na tym, że moje spostrzeganie jest automatyczne i nie analizuję słowami tego, co widzę. Absolutnie, ja człowiek żywo bawiący się słowem, nagle rozumiem, że widzę i oby wam się bez opowiadania, bez relacji. A słowa mają być precyzyjne i kluczowe dla zlokalizowania, gdzie jestem. Bardzo mnie przejmuje ten obrazek nietypowych tury stów z białą laską w ręce. Chcę pomóc młodej kobiecie, u której dostrzegam lęk przed postawieniem ostrożnie kolejnego kroku. Trwa akcja poznawania – gdzie je steśmy? Z miłością patrzę w oczy kobiety, które jej nie pomagają, które nie są w stanie jej służyć. Zaczynam zdawać sobie sprawę z cennej obecności moich oczu.

A Niewidząca ufnie zwierza mi się, że od roku uczy się tego miejsca. Ci, co pokonali kolejną pułapkę w swoim ociemnieniu dotarli już na dworzec, o którym opowiada im instruktorka. Towarzysząca mi Elżbieta milczy. Do strzegam w jej niebieskich oczach łzy. I mnie coś bierze na wzruszenie, które chciałbym wtulić w bliską sercu mi osobę. Bo jak wyrazić wdzięczność za światło, za kolory, za to, że widzę naokoło różne obrazy? Obyśmy widzieli świat, który buduje nasze wnętrze.

MILCZąCy

Mijał nas w sąsiedztwie naszego domu na rowerze spo radycznie. Jego milczące „cześć” było wyrażone jedynie serdeczną mimiką i gestem podniesionej ręki. Roz myślałem o sposobie porozumienia się, bo kolejny raz jego pozdrowienie zachęcało do rozmowy, kontaktu. A ja nie znam języka migowego. Przepraszam, znam gest sygnalizujący „ciężką pracę”. Zaciśnięte dłonie kil kakrotnie kierowane w kierunku ziemi. No i uniwer salny podniesiony kciuk - „wszystko w porządku, su per, pięknie”. Naszym językiem jest uśmiech, który na pogodnej nieustannie twarzy Milczącego coraz bardziej zbliża nas. On jest niemową - usłyszałem. Nie pogadasz. W pierwszym odruchu od razu było mi nieswojo. Było mi żal Człowieka, któremu zabrano słowa. Pomyślałem jednocześnie o swojej rozmowie ze światem, o słowach nadużywanych, o zaniedbywanym milczeniu, o zmarnowanych okazjach dzielenia się dobrym słowem. Oswajałem sobie tę niecodzienność spotykanego na mej drodze Milczenia. Ta niedoskonałość powinna być dla nas zdrowych i rozgadanych błogosławioną lekcją. Dysfunkcja to dla obserwatorów mądry znak do od gadnięcia. Milczący ma jakże urodziwą duszę! Aż chce

46 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 KIERUNEK KULTURA

się go spotkać kolejny raz. Jego milczenie więcej zna czy, aniżeli moja rozmowa. On jest w innej perspekty wie spostrzegania, w strefie osobliwej wrażliwości. Dziś wyjątkowo, ku memu zaskoczeniu, szedł pieszo. Będąc zdziwionym jego spacerem, gestem rąk pokazałem krę cenie na rowerze. Gdzie masz rower? Podobno dorośli nie powinni się niczemu dziwić. Ale ja bardzo chciałem nawiązać jakiś dialog i wyrazić mój szacunek i przyjaźń pogodnemu Milczącemu. Karina mówi o Władku, że to jest jej najukochańszy. Odciąga swego Milczącego z dro gi, aby go jej nikt nie potrącił, nie skrzywdził. Są już ze sobą siedem lat. On zaprzecza, że nie siedem, ale dzie więć lat. Jak ten czas leci! Nie, nie myli się, na pewno są razem precyzyjnie dziewięć lat. Poznali się w pracy. Po śmierci jej bliskiej osoby dłużej nie mogła już być sama. Nagle zaczynam rozumieć jej opowieść. Też mam syna i gdyby go zabrakło, zamilkłbym w imieniu własnym i wszystkich skrzywdzonych. Milczący pokazuje mi ge stem ten ogródek, przy którym stoimy. To dobra robota – ocenia. Przejeżdża obok naszych kwiatów codziennie, więc dostrzega zmiany na lepsze. Doznaję radości w tej pół niemej rozmowie, w tym dostrzeganiu wzajemnym. Cieszę się wraz z nim, że dobra robota i kwiaty. To, co wyraża gestem znaczy więcej niż słowa. Chcę, aby za pamiętał moje imię. Karina podpowiada mi, że zapisze w domu jak się nazywam. Nie, nie chodzi mi jak się na zywam, ale bardzo chciałbym opowiedzieć innym, jacy piękni jesteście. Milczący pokazuje na moją oddalającą się towarzyszkę, dając mi do zrozumienia, że czas naj wyższy, bym zadbał teraz o swoje sprawy. Biegnę w stro nę domu, aby opowiedzieć kogo spotkałem. Obiecuję sobie, że nie będę trwonił słów. Podobno wówczas odra dzamy się na nowo.

NIEoGoLoNy

Przywitał mnie – aleś osiwiał! Pozwolił przysiąść przy sobie i zrobić wspólne zdjęcie. Jakby zależało mu zosta wić tu coś pozytywnego. Jakby chciał zaprzeczyć tym wszystkim opiniom, które rzucamy w kierunku ludzi takich jak on. Nieogolonym, z nieodłącznym bagażem. Z przeszłością, która nie nadaje się na życiorys świętego. Wiem, nie pomogę skutecznie tym ludziom i Jędrysowi,

który sam skazywał się na miejsca najbardziej przeklęte. Przeklęte z mojej perspektywy, bo za kontenerem, z dala od salonów, kawiarnianych foteli. Minąłem go po raz pierwszy właśnie przy śmietnikach. Tak chyba wygląda piekło, taki ma zapach. Nie siarczany, ale fermentują cych biologicznych odpadków. Turpistyczny, przeraża jący krajobraz codzienności. A może był tylko ostrzeże niem, że jeśli się nie wezmę w garść, mogę zostać jego dublerem. Miał wyraźnie coś z upadłego Anioła. „Nie kopcie upadłych Aniołów, nie kopcie …” – chciałem zanucić, gdy spotkałem go kolejny raz. Ceniłem go za nieustanny uśmiech. To nie był rausz, raczej dotyk prze znaczenia, ten uśmiech, zero agresji, życzliwość. Chyba nie miał żadnych zmartwień, bo nie siwiał tak jak ja. Często wspominał córkę. Już został dziadkiem, ale nie zna imienia wnuka. Otwarta rana na nodze utrudnia mu dziś dojście na nocleg. Chyba przenocuję w cen trum miasta – zwierza się. Dlatego nawet w upalne lato chodzi w płaszczu. To jedyna rzecz, do której się może przytulić szczerze i zasnąć dopóki ktoś mu wypomni, że tu nie jego miejsce. Trochę postąpiłem nie fair, pytając go czy miał w szkole piątki. Jak się komuś nie wiedzie w życiu, to przecież gdzieś są tego początki. A Jędrek uradowany moim widokiem, że nie gardzę „trędowa tymi” ożywia się i idzie w moim kierunku. Wpadamy sobie w ramiona jak dwa misie. Obejmując go łapię się myśli, że na plecach już mu się zabliźniły te miej sca po wyrwanych skrzydłach. Miałem przygotowane parę złotych. Bez cienia przypodobania Jędrys zastrze gał się, że a jakże, miał przecież w szkole piątki. I to nie tylko ze sprawowania, ze śpiewu, czy wuefu. No to masz jeszcze jedną piątkę, ale nie pokazuj towarzystwu. Wyraźnie chciałem go wyróżnić, oddzielić od świata, w którym żył. Jak bym chciał sobie wmówić, że wszyst ko w tym świecie jest o-kej. A przecież nie jest. Gdybym zapił i spotkał mnie patrol, wyląduję na Karola Miar ki, trzydzieści kilometrów od Cieszyna. Jak wygnaniec wracałbym do swego miasta pieszo. Czemu nie? Wpisać sobie w papiery wygnaniec to podniecające. Ale nie na tyle, aby żyć tu, między swymi niczym zbędny element tego społeczeństwa. Nie umiałbym wejść w rolę Jędrysa. Chyba dlatego, że każdy z nas dźwiga swój własny balast i nie można swego krzyża wymienić na inny.

Ludzie z białą laską, milczący, z kulawego ogłoszenia albo ze śrubą w nodze, nie mają szans, aby znaleźć się w słowniku biograficznym. Ale zakorzenili się już krót kimi hasłami historyjek, swoistym alfabetem osób dla mnie ważnych, a nawet bliskich. W podręcznym bagażu pamięci zabieram ich ze sobą wszędzie. Nawet za najdalsze horyzonty. Dzięki nim łatwiej mi wracać do swego miasta. Bo to oni, bohaterowie takich historyjek są ży wym pejzażem tej widokówki z Wieżą Piastowską w tle.

47TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 KIERUNEK KULTURA
fot. Michał Blacha

teatralne święto nad olzą

Pierwsze dni października w Cieszynie po obu stronach olzy upłyną pod znakiem teatru, a do miasta zawitają sceny z Polski, Czech i Słowacji. Przed nami bowiem 31 edycja Międzynarodowe go Festiwalu Teatralnego Bez Granic.

Na tegorocznej edycji festiwalu, organizowanego przez Solidarność Polsko-Czesko-Słowacką zaprezentują się sceny teatralne m.in. z Pragi, Warszawy, Bratysławy, Brna, Poznania czy Opola. Niektóre z nich przybędą do Cieszyna wprost z innych festiwali, bądź z miasta nad Olzą dopiero wyruszą w dalszą festiwalową podróż. Część spektakli była już nagradzana w krajowych i mię dzynarodowych konkursach i prezentacjach festiwalo wych.

– Oprócz kryterium nagród czy wyróżnień, impulsem do wpisania przedstawienia do programu festiwalu jest także aktualność prezentowanego tematu. Tegoroczne przedsta wienia spełniają wszystkie te wymagania. W trakcie ośmiu festiwalowych dni, zaprezentujemy w sumie 16 spektakli z Czech, Polski i Słowacji, przeprowadzimy dwa spotkania autorskie, zorganizujemy dwa koncerty i otworzymy sześć wystaw, z czego niektóre ekspozycje objawią się w prze strzeni obu miast – wylicza Petra Slováček Rypienová, reprezentująca organizatora festiwalu z czeskiej strony, a więc stowarzyszenie Člověk na hranici. W programie tegorocznej edycji znajdują się zarówno przedstawienia renomowanych teatrów instytucjonal nych, jak i dzieła scen niezależnych.

Przedstawienia oceniać będzie międzynarodowe jury, które przyzna tradycyjną nagrodę festiwalu – Złamany Szlaban. Przyznana zostanie również nagroda publiczności.

Wszystkie wydarzenia festiwalowe będą się odbywać w obu cieszyńskich teatrach, a także w salach Domu Na rodowego i Strzelnicy, kawiarni Avion oraz sali PZKO w dawnej synagodze w Czeskim Cieszynie. Organizato rem festiwalu jest Solidarność Polsko-Czesko-Słowacka Oddział Regionalny w Cieszynie, a z czeskiej strony sto warzyszenie Člověk na hranici.

Program tegorocznej edycji Festiwalu Bez Granic tworzą spektakle:

• BIEGUNI – wg powieści Olgi Tokarczuk, Teatr Po wszechny w Warszawie, reż. Michał Zadara (indywidu alna nagroda aktorska dla Barbary Wysockiej w ramach

27. edycji Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie

Polskiej Sztuki Współczesnej).

• SZTUKA INTONACJI – najnowsze dzieło wielkie go polskiego dramatopisarza Tadeusza Słobodzianka z udziałem m.in. Adama Ferencego – Teatr Dramatycz ny m.st. Warszawy. Reżyseria Anna Wieczur. Spektakl znalazł się w finale 28. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej; na 62. Kali skich Spotkaniach Teatralnych – Festiwalu Sztuki Ak torskiej nagrodą aktorską zdobył Łukasz Lewandowski (za rolę Jerzego), a całe przedstawienie publiczność na grodziła Mianem Naj‐Bogusławskiego. Autor dramatu będzie gościem festiwalu w cyklu Popołudnie Mistrza.

• PRÍBEHY STIEN (pol. Ściany, mury, płoty) – Brati slavské Bábkové Divadlo (Słowacja), reż. Katarína Au litisová, spektakl wyróżniony już wieloma nagrodami, m.in. w Polsce nagroda za reżyserię, za scenografię oraz nagroda publiczności za aktorstwo na 32. Międzynaro dowym Festiwalu Walizka w Łomży, a także Grand Prix na 10 Międzynarodowym Festiwalu Ożywionej Formy Maskarada w Rzeszowie.

• 294 STATEČNÝCH (pol. 294 walecznych) reż. To máš Dianiška, Divadlo Pod Palmovkou, Praga (Cze chy) – fikcyjno‐dokumentalny spektakl poświęcony „najbardziej bohaterskiemu wydarzeniu w dziejach

Spektakl „Hamlet oh the Road” to przykład udanej czesko-polskiej współpracy teatralnej. Fot. Materiały prasowe Marcin Mońka
48 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 KIERUNEK KULTURA

Czechosłowacji” – zamachowi na protektora Czech i Moraw w czasie II wojny światowej, Richarda Heydri cha (tzw. Operacja Antrophoid). W 2020 roku przed stawienie zdobyło czeską Nagrodę Krytyki Teatralnej za wystawienie sztuki współczesnej, było też nominowane do nagrody Marka Ravenhilla.

• HAMLET ON THE ROAD reż. Joanna Zdrada – Divadlo Radost Brno (Czechy), ciekawy przykład czesko-polskiej współpracy teatralnej, w Polsce nagro dzony Grand Prix oraz nagrodą jury dziecięcego na 27. Międzynarodowym Festiwalu Teatrów Lalek Spo tkania w Toruniu.

• GADŽOVÉ JDOU DO NEBE – reż. Jiři Havelka; spektakl w wykonaniu jednego z najsłynniejszych cze skich teatrów, legendarnego Divadla Husa na provazku (Brno).

• R.U.R – słynna sztuka Karela Čapka, w której sto lat temu po raz pierwszy pojawiło się słowo „robot”, a i hu manoidy po raz pierwszy trafiły na scenę – w brawuro wej adaptacji na język teatru lalek. Reż. Radek Beran, teatr Buchty a loutky, Praga (Czechy).

• CIRKUSÁRIUM – przeznaczone dla dzieci przedsta wienia w reż. Tomáša Podrazila i Tomáša Běhala (Diva dlo Toy Machine, Czechy).

• AUDIENCE/VERNISÁŽ – dwie jednoaktówki Václava Havla (Spolek Kašpar, Praga).

• BALLADYNA – klasyka we współczesnej odsłonie, przygotowana przez Teatr Lalki i Aktora Opole.

• ČTENÍ KE KAFI – autorskie przedstawienie zreali zowane przez Divadlo MALÉhRY Brno, w którym wy stępują trzy aktorki znane uczestnikom z poprzedniej edycji festiwalu.

W programie znalazły się także przedstawienia zespołów czeskocieszyńskiego teatru Těšínské divadlo: BARVY polsko‐czeskiej Sceny Bajka, SZKLANA MENAŻE

RIA Tennessee’ego Williamsa w wykonaniu aktorów Sceny Polskiej oraz MILUJI TĚ, ALE w wykonaniu aktorów Sceny Czeskiej.

W cyklu spotkań festiwalowych pod nazwą Popo łudnie Mistrza gościem będzie Tadeusz Słobodzianek – jeden z najwybitniejszych polskich dramatopisarzy, do niedawna dyrektor Teatru Dramatycznego w Warszawie, którego „Sztuka intonacji” znalazła się w programie tegorocznej imprezy. Chociaż sztuki Słobodzianka „Prorok Ilja” i „Nasza klasa” były laureatkami nagrody na cieszyńskim festiwalu, ich autor spotka się po raz pierwszy z publicznością teatralnego święta nad Olzą. Organizatorzy zapraszają także na spotkanie z Jackiem Pomorskim, autorem powieści „Praskie święta radości”, w której autor zderzył polską i czeską historię, przypa trują się też współczesnemu mężczyźnie doby femini zmu przez pryzmat prozy i postaci B. Hrabala, F. Kafki, przede wszystkim zaś „Don Giovanniego” W. A. Mo zarta, który również pojawia się na kartach książki. Spo tkanie odbędzie się w kawiarni Tramwaj Cafe, a popro wadzi Marcin Mońka, redaktor naczelny miesięcznika „Tramwaj Cieszyński”. W programie festiwalu znajdują się również wystawy:

• Słowacka wystawa Martina Smatany ‐ ROK DO BRYCH WIADOMOŚCI

• Wystawa polskiej karykatury teatralnej

• Plenerowa wystawa współczesnej polskiej fotografii teatralnej (plon konkursu organizowanego przez Insty tut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego w Warsza wie) – Park Pokoju w Cieszynie

• Soumrak Bohů - Ivan Fíla – galeria MOST w Cze skim Cieszynie

• Oblicza obrazu - Ladislav Szpyrc - galeria Puda w Czeskim Cieszynie

• Antikody – wiersze wizualne, tworzone przez Václava Havla - Kavárna a čítárna Avion w Czeskim Cie szynie

Dla spragnionych wrażeń muzycznych przygotowa no dwa koncerty. 5 października w dawnej synagodze w Czeskim Cieszynie (klub PZKO) wystąpi RGG& Robert Więckiewicz Planeta LEM – projekt muzyczny inspirowany tekstami Stanisława Lema, stworzony przez jednego z najważniejszych polskich aktorów filmowych i teatralnych we współpracy z formacją RGG. Z kolei 6 października w sali Domu Narodowego odbędzie się koncert zespołu TRICOLOR, którego duszą jest Iwona Loranc, wokalistka i aktorka specjalizująca się w piosen ce poetyckiej. Na scenie będą jej towarzyszyć gitarzysta Jan Stachura oraz skrzypek Krzysztof Maciejowski.

49TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 KIERUNEK KULTURA

w oczEkiwaniu na „krzywy kościół”

Na Scenie Polskiej Cieszyńskiego Teatru trwają prace nad jedną z najbardziej oczekiwanych pre mier nadchodzącego sezonu. realizatorzy sięgnęli bowiem po „krzywy kościół”, głośną powieść karin Lednickiej. Chodzi o pierwszą część zapowiadanej trylogii, opowiadającą o tragicznych wydarzeniach z 1894 roku, związanych z jedną z największych katastrof górniczych – eksplozją w karwińskich szybach „Franciszka”, „Jan-karol” i „Głęboki”.

Powieść Karin Lednickiej to jedna z najważniejszych książek ostatnich lat w Republice Czeskiej. Temat, który choć pojawiał się w utworach pisarzy związanych z re gionem, nigdy nie doczekał się odrębnej i sfabularyzo wanej postaci. Dopiero urodzona w Karwinie i pisząca

w języku czeskim Karin Lednická poświęciła mu cykl powieściowy. „Krzywy kościół” („Šikmý kostel”) uka zał się na początku 2020 roku i szybko zdobył rzeszę czytelniczek i czytelników. Wśród nich znalazła się również Renata Putzlacher, poetka, tłumaczka, autorka

Marcin Mońka
50 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 KIERUNEK KULTURA
Zespół Cieszyńskiego Teatru w czasie przygotowań do spektaklu odwiedził kościół pw. św. Piotra z Alkantary w Karwinie. fot. mat. prasowe

sztuk dramatycznych i wykładowczyni akademicka, którą z Karin Lednicką łączy nie tylko zainteresowanie regionem, ale również miejsce urodzenia. – Urodziłam się w Karwinie, ale ponieważ moi rodzice mieszkali tam tylko przez kilka miesięcy i wrócili do Czeskiego Cieszyna, nie miałam z nią wiele wspólnego. Dzięki powieści Karin zaczęłam jednak myśleć o niej od nowa. Zagłębianie się w historię Starej Karwiny porównałabym do odkrywania Atlantydy, wokół której pojawiają się opowieści, a my za czynamy sobie wyobrażać pewien nieznany nam wcześniej świat – przyznaje. Lektura „Krzywego kościoła” sprawiła nie tylko, że ceniona poetka rozpoczęła wędrówkę do miejsc, których już nie ma, a dzięki którym uruchomiła niezwykłe mechanizmy pamięci, przywołujące dawne i zapisane w mentalnym pejzażu regionu historie i wy darzenia oraz bohaterki i bohaterów w nie uwikłane.

– Skontaktowałam się z Karin i od razu jej powiedzia łam, że widzę „Krzywy kościół” na deskach scenicznych. Dlatego też podjęłam się zadania dramatyzacji powie ści oraz tłumaczenia i przygotowania dialogów dla pol skiej wersji scenicznej – dodaje. Motywacji, by sięgnąć po tekst Karin Lednickiej i przygotować jego wersję sceniczną było jednak więcej. Pisarka bowiem bardzo rzetelnie pokonała wiele szlaków i ścieżek, i to w do datku wielokrotnie, jakby towarzyszyło jej przeświadczenie, że bohaterowie sami domagają się opowiedzenia tej historii. – Po lekturze „Krzywego kościoła” zaczęłam się zastanawiać, jak te wszystkie wdowy, matki i sieroty po zmarłych w tragedii 235 górnikach mogły przetrwać, nie było wówczas ubezpieczeń socjalnych i zdrowotnych, a wsparcie, jakie otrzymały po śmierci swoich bliskich, nie było wielkie. Uświadomiłam też sobie, jak bardzo we wcześniejszych opowieściach o górniczych losach przeważa ły męskie głosy, znałam przecież powieści Gustawa Mor cinka, poezję Wilhelma Przeczka, dzieło Józefa Ondrusza, zbieracza żywych tekstów ludowych. W górniczym świe cie, zdominowanym przez ciężką pracę i jej etos, kobiety zawsze znajdowały się gdzieś z boku. U nas przemówią jednak pełnym głosem, zwłaszcza dwie główne bohaterki – Barbara i Julka – dodaje Renata Putzlacher, w prze szłości również szefowa literacka Sceny Polskiej TD. Scena Polska, dowodzona obecnie przez Bogdana Kokotka bardzo chętnie sięgnęła po pomysł przygoto wania „Krzywego kościoła”, temat bowiem dobrze wpi suje się w linię repertuarową teatru. W przeszłości w te atrze w Czeskim Cieszynie zespół przygotowywał m.in. „Kutnogórskich hawerzy”, „Czarną Julkę” czy „Siedem zegarków kopidoła Joachima Rybki”. Nagradzana książka Karin Lednickiej sprawiła, że o Karwinie, regionie oraz jego skomplikowanej historii zaczęto mówić w całej Republice Czeskiej, wpisuje się zresztą w ten nurt w literaturze, który w języku polskim

reprezentuje np. Olga Tokarczuk, pochylając się nad opowieściami z Kotliny Kłodzkiej. – Cieszę się, że nastał czas autorek – dodaje Renata Putzlacher. Premiera spek taklu jest zaplanowana na 22 października na Scenie Pol skiej, wraz z zespołem z Czeskiego Cieszyna w spektaklu wystąpi m.in. pochodzący z Zaolzia aktor Jan Monczka, na co dzień związany z teatrami z Krakowa, Warszawy, a ostatnio również Pragi. Spektakl reżyseruje Radovan Lipus, dobrze znany śląskocieszyńskiej publiczności –w przeszłości współtworzył z Renatą Putzlacher m.in. słynne „Cieszyńskie nebe – Těšínské niebo”.

Scena Polska Cieszyńskiego Teatru przygotowuje się do premiery „Krzywego kościoła”. fot. materiały prasowe
51TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 KIERUNEK KULTURA

Roch Czerwiński

Z miłości do krążka

Niepokojące mogły wydawać się prognozy pogody, które na czas imprezy wskazywały intensywne deszcze. Jednak nad festiwalem czuwała opatrzność i weekend był bardzo pogodny. Zarówno w piątkowe, jak i sobot nie popołudnie nad Cieszynem świeciło złociste póź no-letnie słońce, a wieczory wcale nie były chłodne. Poza tym, uczestników do czerwoności rozgrzewała atmosfera, która zapanowała w festiwalowej przestrze ni. Ogromnym atutem imprezy było to, że łączyła ona kilka pokoleń. A wszystko to dzięki niezwykle trafne mu doborze wykonawców – pod scenami gromadzili się na zmianę – młodzież i starsze pokolenie, nie zabrakło również rodzin z dziećmi. Ponadto repertuar festiwalu zawierał zupełnie różne gatunki muzyczne, dzięki temu wśród zgromadzonych znalazły się osoby z odmiennych środowisk i subkultur, zarówno te zainteresowane mu zyką rockową, hip-hopową, klubową, jak i techno. Dla tego właśnie wydarzenie to stało się nie lada gratką dla miłośników świata kultury.

Magia cieszyńskiego yass! Festiwalu

Po zeszłorocznych, niezapomnianych przeżyciach, jakich do świadczyłem na poprzedniej edycji Yass! Festiwalu, cały rok stał się etapem oczekiwania na kolejną odsłonę tej niekwe stionowanie najgłośniejszej muzycznej imprezy na Śląsku Cieszyńskim. Atmosferę z każdym miesiącem podgrzewały spektakularne zapowiedzi występów kolejnych artystów, których zaproszono na cieszyński festiwal. Doskonały dobór repertuaru i bezbłędna organizacja wydarzenia sprawiają, że Yass! wpisuje się na listę najważniejszych muzycznych wyda rzeń w Polsce, co oznacza, że może śmiało przyciągnąć nie tylko mieszkańców Cieszyna.

Wraz z rozpoczęciem września nasze miasto z przytupem zaczęło nabierać granatowo-zielonych barw Yas su! Na każdym kroku widywaliśmy banery i plakaty z wizerunkami wykonawców, którzy mieli wystąpić 9 i 10 września na terenie Browaru Zamkowego. W ty godniu poprzedzającym festiwal na ulicach w centrum miasta zawisły flagi z logiem wydarzenia. Wreszcie, w piątkowe popołudnie tłumy zaczęły gromadzić się w sercu Yassu – Browarze, który na tę okazję został w wyjątkowy sposób zaaranżowany, by zapewnić zgro madzonym niezapomniane doświadczenia i dodatko wo spotęgować festiwalową aurę.

Na teren festiwalu przybyłem ogromnie podekscyto wany. Moim oczom ukazał się areał dobrze znanego mi Browaru, który tętnił życiem jak nigdy dotąd. Mimo, że ubiegłoroczną edycję festiwalu przygotowano na wyso kim poziomie, to w tym roku wszystko zostało doprowadzone do perfekcji. Festiwalowy obszar podzielono na kilka stref. Tuż przy głównym wejściu znajdowała się duża scena, z przyległa strefą gastronomiczną, gdzie „za parkowały” najróżniejsze food tracki, a także namioty z piwem prosto z browaru. Uroda restauracyjnego za kątka nie odbiegała od reszty. Wszystko ustrojone było w Yassowe! kolory. Poza stolikami znalazły się tam także leżaki i pufy, tak by zaspokoić nie tylko apatyt na je dzenie, ale również na dobrą atmosferę. Nie bez kozery na internetowej stronie festiwalu możemy przeczytać: „Yass! to kameralny slow fest (...) skierowany dla wszyst kich, którzy chcą trochę “zwolnić”, tęsknią za małomia steczkowością, dobrą muzyką i nie lubią ścisku imprez masowych”1. Dlatego, organizatorzy dodatkowo jeszcze zapewnili strefy chilloutu, by stworzyć komfortowy kli mat tym uczestnikom, którzy przyjechali na festiwal nie tylko dla muzyki, ale by zaznać chwil relaksu. Cieka wym elementem na mapie festiwalu był Art Flow, czyli miejsce gdzie odbywały się wykłady, warsztaty projekto we i projekcje audiowizualne o tematyce szeroko pojętej sztuki. Idąc dalej i mijając najróżniejsze atrakcje, dotar łem w końcu pod małą scenę, gdzie znalazłem miejsce by usiąść i w spokoju poczekać na inaugurację festiwa lu– występ zespołu Voo Voo.

Punktualnie o godzinie 18:00 na scenę wyszedł je den z najważniejszych polskich zespołów rockowych z Wojciechem Waglewskim na czele. Rozpoczęcie festiwalu było niesamowicie udane, jednak jak wiadomo,

52 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 KIERUNEK KULTURA

apetyt rośnie w miarę jedzenia, dlatego tuż po zakończeniu koncertu udałem się w kierunku głównej sceny na występ Ralpha Kamińskiego. Performance artysty okazał się dla mnie czymś zupełnie nowym – nigdy wcześniej nie uczest niczyłem w takim doświadczeniu. Występ ten stanowił część trasy koncertowej „Bal u Rafa ła”, a jak zapowiada tytuł, koncert łączy muzy kę z tańcem. Seans stał się ucztą zaspakajającą wszystkie artystyczne zmysły i potrzeby – ory ginalna, spokojna muzyka w romansie z nie codzienną choreografią. Można było na chwilę odnieść wrażenie, że nie stoi się pod ogromną sceną, a jest się widzem teatralnego spektaklu. Kolejnym artystą na dużej scenie był raper Pezet. Nastąpiło przetasowanie pokoleniowe i tym razem to młodzież rządziła, szalejąc pod sceną. W międzyczasie na małej scenie wystą pił Igo, którego koncert podobał mi się naj bardziej, całkowicie uwodząc mnie swoim roc kowym sznytem i energicznym, nowoczesnym brzmieniem. Występy na dużej scenie w piątek zakończył angielski zespół Morcheeba grający połączenie muzyki transowej z rockiem i trip -hopem. Wprowadzili oni niezwykle klima tyczny nastrój na resztę wieczoru… Bez wątpienia piątkowy wieczór zapewnił wszystkim ogrom wrażeń, a noc zapowiadała się równie energicznie! Spędzić ją można było na koncer cie duetu Rysy lub na Club Stage, gdzie można było spędzić czas w towarzystwie muzyki tech no.

Sobotni dzień ponownie tętnił dobrą ener gią. W świat muzyki porwali zgromadzonych na małej scenie – Natalia Przybysz, Fisz Emade Tworzywo i Skalpel. Na dużej scenie zaś odbyły się koncerty – rockowego, mocno gitarowego Organka, rapowego trio – OIO i islandzkiego zespołu GusGus, grającego muzykę typu trip -hop i house.

Weekend spędzony w Browarze bez wąt pienia był wyjątkowy. Pozwolił zarówno wy szaleć się jak i na chwilę uciec od codzienności i zaznać relaksu. Jestem bardzo dumny, że na sze miasto stało się domem tak wspaniałego fe stiwalu. Głęboko wierzę, że te niezapomniane, koncertowe dni będziemy mogli przeżywać co roku, a Yass! będzie cieszyńską wrześniową tra dycją. Równocześnie chciałbym bardzo pogra tulować organizatorom doskonałego pomysłu i bezbłędnej realizacji całego wydarzenia.

Zdjęcia: www.facebook.com/yass.festival
53TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 KIERUNEK KULTURA

zatrzymaj się!

Poniedziałek zlewa się z piątkiem. Weekend jest za krótki. Nie masz czasu na sen? Nie masz cza su na spacer, nie mówiąc o spokojnej rozmowie z bliskimi - rozmowie, nie wymianie informacji, uzgodnienie listy zakupów. Wiesz, czego potrzebujesz? Zadajesz sobie to pytanie?

TroChę PryWaTy TyTułEM WSTęPu

Ręka nerwowo szuka telefonu, tylko po to, by włączyć tryb drzemki. Jeszcze 10 minut wykradanego czasu na sen. Potem pośpiech, wypita w biegu kawa, coś na ząb, wrzucone w siebie bez rejestracji w świadomości, co to właściwie było i ile. Praca mocno nastawiona na działa nie. Pełna uwaga na co najmniej kilku sprawach jedno cześnie, pomiędzy spotkania, jakieś rozmowy przez tele fon. Notatki robione hasłowo, żeby zapamiętać. Czasem jeszcze pisany po nocy tekst na zlecenie. Zmiana pracy niewiele zmieniła, zamiast jednego miejsca, było ich w tym samym czasie dwa-trzy. Własne mieszkanie, nim

stało się domem, było hotelem. Wracałam, siadałam do biurka, spałam. Salon odwiedzałam przy okazji sprząta nia i podlewania kwiatów.

Ile to trwało? Czas to pojęcie względne. Ale jednak kilka lat. Pierwszy sygnał, że coś idzie nie tak, dostałam podczas tygodniowych wakacji z przyjaciółmi. Listopad. W Polsce ciemno, wilgotno, pierwszy śnieg. Na jednej z Wysp Kanaryjskich stabilne ciepło, soczyste kolory zieleni, różne odcienie oceanu. Zobaczyłam to dopiero po kilku dniach. Kiedy przestałam spać. Wte dy pierwszy raz świadomie poddałam się temu, czego potrzebowało ciało. Obiektywnie - innego wyjścia nie miałam, bo sił na więcej niż sen nie było.

54 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022
Autorka jest trenerką języka ruchu i świadomej pracy z ciałem, fot. Hanna Sokólska

Zatrzymałam się później po kilku kolejnych miesiącach - kiedy znów ciało powiedziało dość. Napięcia w odcinku szyjnym promieniowały już na głowę, miałam początki niedosłuchu. Fizjoterapeuta tygodniami mnie z tego wyciągał. W końcu dorosłam do zmiany. Czas na aktywność fizyczną początkowo miałam wpisaną w kalendarz. Ćwiczyłam się w asertywności i konsekwencji. Nigdy w życiu nie byłam tak posłuszna, obsesyjnie wręcz pilnowałam realizacji planów treningowych i żywieniowych. I to też dobre nie było, choć nauczono mnie wysypiać się, wprowadzono mi nie tylko do słownika słowo regeneracja. Ale kontaktu ze sobą zupełnie nie miałam. Tresowałam ciało, nauczyłam się ignorować głód, straciłam kontakt z ośrodkiem sytości i emocjami. Ale byłam sprawcza. To na szczęście przeszłość. Ale prawo do odpoczynku, czasu wolnego, na swoje pasje i zainteresowania niezwiązane z pracą zawodową, często jest traktowane przez pracodawców tylko teoretycznie.

CIało MóWI

Wychowywani jesteśmy w kulcie pracy. Presja bycia coraz lepszym, wydajniejszym, nieustannie się rozwijającym. Słyszane po powrocie ze szkoły pytania rodziców „a czemu nie lepiej?”, presja ocen, osiągnięć, awansów w pracy. Przysłuchując się różnym rozmowom - na ulicy, w autobusie, na ławce w parku, jest licytacja, kto ma ciężej. Ile więcej czasu spędza w pracy, jak wiele ma nadgodzin, ile trzeba zabierać ze sobą do domu. Wyścig po rozwój zawodowy, finansowy, ale też trudne realia zarobienia na codzienne życie, kiedy specjalista otrzymuje niewiele powyżej najniższej krajowej.

Nie jesteśmy uczeni słuchania ciała. Nie ma lekcji z odpoczynku i zarządzania energią. Nie ma zajęć z pracy z emocjami, przede wszystkim ich przeżywania. Jesteśmy oderwani od ciała i emocji, a jednocześnie definiowani przez swoją fizyczność. Możemy ignorować

sygnały, tłumić emocje, lecz tylko do czasu. W końcu zostaniemy zatrzymani. Dlatego lepiej nauczyć się słyszeć szept ciała, niż jego krzyk. Zobaczyć subtelne na początku, sygnały zmiany, nim zatrzyma nas poważna choroba, kontuzja, przewlekłe dolegliwości.

DaJ SoBIE CZaS

Ale jak? Przecież musimy pracować! Przecież nie mamy czasu - dom, dzieci, obowiązki. Jeszcze nie dziś, może później, za miesiąc, rok, jak dzieci będą starsze. Krąży po sieci mem ze zdjęciem z lasu i takim zdaniem: „Powinieneś spędzać 20 minut dziennie w otoczeniu natury. Jeśli jesteś zbyt zajęty, powinieneś spędzać godzinę”. I to jest prawda.

Zatrzymaj się. Na 20 minut wyjdź na spacer. Może rano, może wieczorem. Wyjdź na łąkę, do lasu, a może po prostu spacer po osiedlu, ale idź i wyostrz zmysły. Rozejrzyj się. Wyłącz telefon, nie włączaj muzyki. Oddychaj. Świadomie bierz wdech i wydech. Po prostu bądź. Zrób to. Ale nie raz. Spróbuj codziennie, elastycznie dostosowując do swojego planu dnia. Daj sobie ten czas. Ciało i głowa szybko odpowiedzą. Złapiesz dystans, wyciszysz umysł, dotlenisz ciało. Wzmocnisz się. Z czasem może się to przerodzić w medytację dynamiczną, 20-minutową. Na początek. Więcej czasu zajmuje scrollowanie facebooka ;)

trenerka języka ruchu i świadomej pracy z ciałem, wykorzystuje narzędzia Laban/ Bartenieff, psychodietetyk pomagający zbudować prawidłową relacją z jedzeniem, piszący socjolog, obserwatorka codzienności, interesuje się człowiekiem, pracą z emocjami. Miłośniczka biodanzy. Prowadzi profil na FB Ciałoczułość - Kasia Koczwara

55TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022

Sklep CieSzYN 43-400 ul. Wyższa Brama

tel.

Sklep SKoCzÓW 43-430 ul. A. Mickiewicza

tel. +48

Sklep i pijalnia soków JASTrzĘBie-zDrÓJ 44-330 ul. Słoneczna 2 tel. +48

Sklep internetowy planetabio24.pl

Produkty do nabycia w placówkach poniżej i sklepie internetowym. Na hasło „orzeChoWY TrAMWAJ CieSzYŃSKi” rabat w wysokości 6%
10
+48 694 695 336
16
728 110 132
668 570 980

Gdy mamy ochotę na małe co nieco – warto sięgnąć po domowe, własnoręcznie przygotowane słodkości. Kulki mocy uwodzą konsystencją i smakiem na tyle, że – z pewnością – nie skończy się na jednej. Zobacz, jak niewiele potrzeba do stworzenia małego ale wyśmienitego deseru.

KULKI MOCY Z MASŁEM ORZECHOWYM

SKŁADNIKI:

Składniki:

• 2 szklanki gładkiego masła orzechowego

• 400 g cukru pudru

• 200 g masła

• 100 g krakersów

PONADTO:

• kokos lub cukier puder do obtoczenia

PRZYGOTOWANIE:

200 g masła roztop i pozostaw do przestudzenia. Krakersy rozdrobnij do konsystencji mokrego piasku, bar dzo dokładnie, aby wszystkie większe kawałki zostały zgniecione. Możemy użyć do tego blendera kielichowe go lub zapakować krakersy do plastikowego woreczka strunowego i rozgnieść za pomocą wałka do ciasta.

W dużej misie umieść 2 szklanki masła orzechowego gładkiego (tzn. bez kawałków orzechów) oraz chłodne, rozpuszczone masło. Mieszaj mikserem do całkowitego połączenia. Następnie dorzuć zmielone krakersy i po łącz za pomocą szpatułki. Na koniec dosyp 400 g cukru pudru i wymieszaj do połączenia się wszystkich skład ników.

Tak przygotowaną masę umieść w lodówce na mini mum godzinę. Gdy masa stwardnieje, odmierz po dwie łyżeczki stołowe na każdą porcję i formuj dłońmi kulki. Jeżeli kulki kleją się do rąk, możesz przy każdej formo wanej sztuce oblać dłonie letnią wodą. Wszystkie przygotowane kulki mocy z masłem orzecho wym obtocz w kokosie lub cukrze pudrze.

Na zdrowie!

orze SzKi Ar AChiDoWe – (nazywane również ziem nymi), z których powstaje masło orzechowe, są źródłem witamin i minerałów, potrzebnych do prawidłowego funkcjonowania organizmu. Wśród witamin zawartych w takim maśle należy wymienić witaminy z grupy B i witaminę E, która jest potrzebna do prawidłowej pracy układu krążenia i zapewnia prawidłowy przebieg meta bolizmu.

Masło orzechowe zawiera również niacynę, odpowie dzialną za efektywną pracę układu pokarmowego i ner wowego oraz równie ważny kwas foliowy. Ten ostatni usprawniania funkcjonowania układu trawiennego.

57TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022

Jesień czasem odpoczynku

Iwona Włodarczyk

Wakacje kojarzą się z wyjazdami nad morze, jeziora lub w góry. Jest to czas, kiedy rodzice wraz ze swoimi pociechami mogą wyjechać na urlop, pozostawiając za sobą wszelkie obowiązki oraz problemy.

Każdy człowiek potrzebuje oderwania się od codzien ności, naładowania swoich życiowych baterii, a najlep szym sposobem na to jest zmiana miejsca pobytu oraz zaniechanie na jakiś czas wykonywania codziennych zadań. Są osoby, które nie wyobrażają sobie odpoczynku bez słońca i wysokich temperatur, ponieważ one po zwalają im na pełny relaks. I to właśnie letnie miesiące stwarzają do tego idealne warunki.

Zwolenników wysokich temperatur nie brakuje, jednak są i tacy, którym upały wręcz szkodzą – decydują się wówczas na odpoczynek poza wakacyjnym sezonem. Jesienny relaks cenią sobie szczególnie osoby z nie pełnosprawnościami oraz seniorzy, ponieważ ich stan zdrowia nie pozwala na długie kąpiele słoneczne, gdy termometry wskazują temperatury powyżej 30 o Cel sjusza.

O tej porze roku można powiedzieć, że obfituje ona w deszcze mogące znacznie utrudnić realizację urlopo wych planów. Nie brakuje jednak i słonecznych dni, przy czym słońce już nie pali skóry, lecz przyjemnie grzeje. Temperatura wody w morzu oraz jeziorach nie zachęca do kąpieli, więc z powodzeniem można ją za stąpić spacerami czy dłuższymi pieszymi wycieczkami. Górskie wycieczki nie są już tak męczące, a lasy poza mnogością barw obfitują w grzyby, o znalezieniu któ rych marzy niejeden mieszkaniec miasta. Wyprawy na poszukiwanie borowików, maślaków oraz innych rosnących w leśnych ostępach grzybów pozwalają odciąć się od codzienności, a dla grzybiarzy stanowią nie lada gratkę.

O ile latem miasta ze względu na wszechobecne upały nie są dobrym pomysłem na ich zwiedzanie, to jesienne dni świetnie się do tego nadają. Bez obaw o prze grzanie organizmu można w spokoju obejrzeć zabytki, przysiąść w kawiarnianym ogródku czy na parkowej ławeczce wolnej od wszędobylskich turystów.

Dzieci wracają do szkół, ich rodzice do pracy, tak więc plaże pustoszeją i amatorzy ciszy mają idealne warun ki do pełnego relaksu w towarzystwie szumu fal oraz szybujących nad nimi mew. Poza sezonem koszty wy najmu lokali nieco się obniżają. Dla wielu osób o ni skich dochodach każda oszczędzona kwota ma duże znaczenie i taka obniżka niejednokrotnie jest jedynym wariantem umożliwiającym wyjazd na wymarzone wczasy.

Orzeczenie zwłaszcza to o znacznym stopniu niepeł nosprawności upoważnia niepełnosprawnych do ubie gania się w Powiatowych Centrach Pomocy Rodzinie o dofinansowanie wyjazdów na turnusy rehabilitacyj ne. Z tej możliwości każdego roku korzysta liczna gru pa osób z niepełnosprawnościami i dla nich jest to jedy na możliwa opcja, pozwalająca im na zmianę otoczenia, poznanie nowych ludzi oraz zwiedzanie interesujących miejsc, a przede wszystkim podreperowanie zdrowia. Większość z nich właśnie jesienne miesiące wybiera na takie wyjazdy, jedni na miejsce turnusu docierają własnymi autami, lecz są i tacy, którzy korzystają z usług transportu publicznego. Dworce, pociągi i autobusy w tym czasie nie są już tak zatłoczone, a i ryzyko jazdy w przegrzanym autokarze czy wagonie jest znikome. „Jesienni” turyści i wczasowicze, choć nie tak liczni jak latem, pozwalają właścicielom pensjonatów, ośrodków wypoczynkowych, a nawet prywatnych kwater na cią głość zarobkowania.

59TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022

cieszyńskie święto alternatywy

Pewnie trudno w to uwierzyć, lecz jedna z największych w regionie alternatywnych imprez mu zycznych wchodzi w drugą dekadę. Na festiwalu Gotta Go wychowało się już przynajmniej jed no pokolenie słuchaczy, i jeśli organizatorzy, w co wierzymy – nie wyhamują, wkrótce dołączą kolejne.

Przed nami 11. edycja wydarzenia, które już na stałe zadomowiło się w muzycznej przestrzeni miasta. Nazwa festiwalu, nawiązująca do jednego z utworów legendy sceny hc/punk, formacji Agnostic Front, doskonale od daje jego muzyczny klimat, balansujący pomiędzy hard corem, punkiem a metalem. Dziś jednak to nie podziały gatunkowe są ważne, najważniejsze jest bowiem ogóle przesłanie tego specjalnego październikowego wieczo ru. – Już 8 października spotkamy się po raz kolejny, aby celebrować dobrą muzykę, wspierać niezależnych artystów, wytwórnie muzyczne oraz fundacje na co dzień zajmujące się ochroną praw zwierząt i promocją bezmięsnego stylu życia – przekonują organizatorzy. I stawiają na spraw dzoną festiwalową formułę, gdzie obok weteranów sceny nc/punk pojawią się młode formacje. – Stylistycz ny miszmasz to jedna z najbardziej tożsamych cech dla

naszego festiwalu. Dbamy o to, aby mimo pierwotnej wizji koncertu skupiającego nurtu z pogranicza hc/punk, każdy odnalazł coś dla siebie, niezależnie czy będzie to metal, reggae czy mieszanka rocka oparta na funkowym pulsie –dodają organizatorzy.

Na Gotta Go usłyszymy zatem legendarną punkową formację The Analogs, na scenie pojawią się również: Mentor (hc/black/punk/zabawa), Darek Dusza i De mony (rock/punk), We are Idols (punk’n’roll), Castet (silesia hardcore punk), Pale Path (metalcore) oraz Last Penance (ex-The Lowests, metalcore). Festiwal odbę dzie się w sobotę 8 października w cieszyńskim Gregory Campus Club, otwarcie bram o godz. 18, start o 18.30. Bilety kosztują 60/70zł.

Szczecińska formacja The Analogs to weterani polskiej sceny street punk, fot. Wiktor Jaśkowski Marcin Mońka
MIESIĘCZNIK DLA ŚLĄSKA CIESZYŃSKIEGO
Patronat
60 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 KIERUNEK SPORT

Aron Chmielewski

letnie Przygotowania, nowy sztab i motywacja po złotym hattricku

Mam już za sobą czas, który sportowiec lubi najmniej, czyli żmudne przygotowania do sezonu. Jak wszyscy wiecie, hokej jest dyscypliną zimową, a więc okres przygotowawczy wypada nam zawsze latem. Tak jak w środowisku kolarskim mówi się, że formę na lato buduje się zimą, tak u nas jest zupełnie na odwrót – aby zimą osiągać jak najlepsze wyniki, hektolitry potu musimy przelewać latem, często w upałach, w pełnym słońcu, bo przecież naszym tradycyjnym miejscem przygotowań są np. słowackie Tatry. To dla nas, hokeistów, zupełnie inne warunki niż te, które mamy na co dzień w sezonie, gdy naszym nieodłącznym towarzyszem jest zimne lodowisko, ni skie temperatury i wcześnie zapadający zmierzch.

I choć zadeklarowałem na początku, że nie lubię zbytnio tego letniego czasu, gdy tworzymy formę na cały sezon, to jednak doskonale wiem, że aby sięgać po naj wyższe cele, trzeba najpierw wykonać tysiące ćwiczeń i jeszcze więcej powtórzeń, czy to w siłowni, czy też na bieżni. Wygrane mecze, puchary i sportowy splendor –to wszystko przecież trzeba wypracować i wywalczyć, zwycięstwa nigdy nie przychodzą same, podobnie jak mistrzowska forma. A to są niezbędne warunki do osią gnięcia czegoś, bez czego nie wyobrażam sobie w ogóle uprawiania sportu, czyli radości z gry. Bez niej na pew no nie będziemy w stanie osiągnąć kolejnego sukcesu, jaki mam nadzieję, jest wciąż przed nami. I od razu zadeklaruję – tak, chciałbym ze swoją drużyną znów wznieść w górę mistrzowski puchar. Ale to chyba nic wyjątkowego – przecież każdy sportowiec zawsze pra gnie zwyciężać i zdobywać kolejne tytuły.

Wiemy wszyscy, że życie przynosi zmiany, jest na wet taka starożytna mądrość, że jedyną niezmienną rzeczą w życiu jest właśnie zmiana. To stan, którego od pewnego czasu doświadczamy w moim zespole – HC Ocelaři Trzyniec, bo nastąpiła znacząca zmiana w szta bie szkoleniowym, rozstaliśmy się z trenerem, z któ rym w ostatnich latach zdobywaliśmy trzy mistrzostwa. Cele i ambicje w zespole pozostały jednak takie same. Dla mnie to nowa sytuacja, choć przecież w przeszłości przeżywałem już zmiany trenerów, zarówno w Polsce, jak i w Czechach. Podchodzę do sytuacji spokojnie, przede mną zupełnie świeża i czysta karta, którą mogę znów pięknie zapisać, choćby kolejnymi sportowymi osiągnięciami. To również szansa, aby pokazać się z jak najlepszej strony oraz wyzwolić w sobie nowe pokłady motywacji, którą ta sytuacja uaktywniła – nie ukrywam przecież, że rozsmakowaliśmy się w tytułach mistrzow skich i nie miałbym nic przeciw, aby powtórzyła się

historia z ostatnich trzech lat, gdy naszym nieodłącznym atrybutem stał się złoty medal.

Rzeczywiście za nami ten wyjątkowy „złoty hattrick” i wiele osób wciąż pyta mnie, czy to w rozmowach na forach czy w prywatnych konwersacjach, w jaki sposób potrafimy się zmotywować, skoro osiągnęliśmy już tak wiele. Odpowiadam im zazwyczaj, że najlepszych spor towców cechuje nieustanny głód sukcesu. To właśnie ten apetyt na wygrywanie sprawia, że nigdy nie ma się dość i powoduje, że nieustannie chce się podnosić poprzeczkę coraz wyżej i wyżej, będąc skupionym na konkretnym celu. Mam to szczęście, że jestem w zespole złożonym właśnie z takich ludzi. I nie ukrywam, że już odliczam dni do nadchodzącego sezonu, który rusza we wrześniu. Liczę bardzo, że pod okiem nowych szkole niowców nasz wciąż wygłodniały sukcesów team będzie walczyć o kolejne złoto, a ja stanę się ważnym elemen tem tej układanki.

PS. Tym felietonem witam się z czytelnikami „Tram waju Cieszyńskiego”. Cieszę się bardzo, że również w ten sposób mogę pozostawać blisko kibiców hokeja, bo wiem przecież, jak wielu jest ich na Śląsku Cieszyń skim. Sport od zawsze łączy ludzi, i jestem przekonany, że moje refleksje pozwolą czytelnikom jeszcze lepiej zro zumieć jego fenomen.

Aron Chmielewski – napastnik reprezentacji Polski w hokeju na lodzie, od 2014 roku związany z trzynieckimi Stalownikami. Ze śląskim klubem trzykrotnie zdobywał mistrzostwo Republiki Cze skiej (2019, 2021 i 2022), dwukrotnie wywalczył srebrny medal (2015 i 2018). Wychowanek Stocz niowca Gdańsk.

61TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 KIERUNEK SPORT

kartingowcy z czechowic-Dziedzic

W Polsce pierwsze karty zbudowano w Częstochowie w 1960 roku. W Czechowicach-Dziedzicach pierwszy prototyp kartu powstał rok później, a jego projektantem i konstruktorem był Antoni Bularz, inżynier z cze chowickiej Walcowni. Dlatego od nazwiska ich twórcy nazywa no je tutaj bukartami.

62 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 KIERUNEK SPORT

Jacek Cwetler

Pierwszy czechowicki gokart był gotów w 1962 roku. Powstał na bazie silnika o mocy 6 KM pochodzącego z zakładów „Dębie”

k. Dębicy. Przy pracach konstrukcyjnych pracowali inżynierowie z Walcowni „Dziedzice” oraz działacze sekcji kartingowej RKS-u, m.in. Zygmunt Martynowski (ówczesny prezes klubu), Antoni Hadydoń i Leon Gajer. Konstruktorzy korzystali z dokumentacji technicznej, stworzonej przez inżyniera Jerzego Jankowskiego i drukowanej w miesięczniku „Horyzonty Techniki”. Materiały, części zamienne i paliwo dostarczały inne zakłady czechowickie – Rafineria Nafty „Czechowice”, Zakłady Elektryczne „Kontakt”, fabryka rowerów „Apollo” oraz fabryka kabli. Bukarty szybko uznano za jedne z najlepszych konstrukcji w kraju, więc o ich posiadanie ubiegały się najlepsze kluby w Polsce.

PoCZąTkI SEkCJI karTINGoWEJ

Sekcja kartingowa przy RKS Walcownia została powołana do życia w 1961 roku przez grupę zapaleńców, na czele z Romanem Janko i Antonim Bularzem. Treningi i wyścigi odbywały się na czechowickim rynku – Lesisku. Pierwsze sukcesy nadeszły po trzech latach startów. W klasie popularnej (na klasę wyścigową nie posiadano jeszcze wtedy odpowiedniego sprzętu) zwycięstwa zaczęli odnosić Roman Janko, Edward Kuder, Mieczysław Gola, Gabriel Grabiec, Ludwik Gębczński i Henryk Gamoń. W 1965 roku sekcja liczyła już 20 zawodników, wspomaganych przez konstruktorów, serwisantów i mechaników. Zespół mechaników sekcji kartingowej RKS Walcownia tworzyli wówczas Edward Grabiec, Antoni Bularz, Wilhelm Rycko, Edward Wlazło, Stanisław Maga i Henryk Mola. Z kolei w skład zarządu sekcji kartingowej wchodzili: Antoni Bularz –kierownik, Roman Janko – zastępca oraz członkowie Edward Zatorski i Ludwik Szypuła. Zawodnicy brali udział zarówno w zawodach krajowych (Nowy Sącz, Kielce, Katowice, Opole, Zielona Góra, Rzeszów, Kraków, Lublin, Koźle, Bydgoszcz, Szczecin, Koszalin, Poznań, Tychy) oraz

międzynarodowych, m.in. w Niemczech, ZSRR oraz na Węgrzech. Podczas zmagań w Budapeszcie najwięcej punktów dla zespołu wywalczył Edward Kuder, zawodnik należący do najlepszych w kraju, który w latach 1967-69 zdobywał tytuł Mistrza Polski w klasie popularnej. Zresztą w 1969 wicemistrzem Polski został inny zawodnik RKS-U – Gabriel Grabiec, a piąte miejsce przypadło w udziale Ludwikowi Głębczyńskiemu. SukCESy ZaWoDNIkóW rkS-u WaLCoWNIa Z CZEChoWIC-DZIEDZIC

W 1966 roku w wyścigu na torze żużlowym na Stadionie Śląskim Edward Kuder zajął drugie miejsce. Zwycięzców wyścigu oklaskiwało wówczas 100 tys. kibiców. Z kolei na zawodach we Wrocławiu, w wyścigu trzygodzinnym o Puchar Prezesa Polskiego Związku Motorowego, zwyciężyła para Grabiec/Głębczyński, pokonując w ciągu 3 godzin aż 196 okrążeń toru, czyli ponad 130 km.

63TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 KIERUNEK SPORT
Czeska Lipa, maj 1974, w środku Roman Janko, po prawej Stanisław Bury

Nieco później zawodnicy z czechowickiej sekcji kar tingowej RKS Walcownia zaczęli startować w klasie wy ścigowej. Na Mistrzostwach Polski w tej klasie w 1969 roku Mieczysław Gola był 8., Edward Kuder zajął 10. miejsce, a Henryk Gamoń uplasował się na 17. pozycji. W tym samym roku Edward Kuder wystartował w za wodach międzynarodowych w klasie wyścigowej w Mo skwie oraz w Dunauvaros na Węgrzech, zajmując ostatecznie 23. miejsce. Na Mistrzostwach Polski w 1970 roku czechowiccy kartingowcy odnieśli kolejne sukcesy – Grabiec był 4., Kuder 5., a Gola zakończył rywalizację na 9. miejscu.

W 1971 roku, gdy świętowano 50 – lecie działalno ści klubu RKS Walcownia pojawiła się szansa na budo wę toru kartingowego na terenie dzisiejszego MOSiR-u. Powstały więc plany przyszłego obiektu, w prace włączył się zarząd Miejskiej Rady Narodowej w Czechowicach -Dziedzicach. Idea niestety ostatecznie upadła. Szkoda, bo w latach 70. i 80. XX w. klub reprezentowała liczna grupa młodych zawodników, startujących w klasie po pularnej, na pojazdach o pojemności silników 125 cm3, produkcji krajowej, bez przeróbek.

CZEChoWICkIE ZaWoDy karTINGoWE

W latach 70. zorganizowano w Czechowicach-Dzie dzicach 15 edycji zawodów kartingowych. Cztery mia ły charakter międzynarodowy, w pięciu rywalizowano o Mistrzostwo Polski, a pozostałe miały charakter towa rzyskich czwórmeczy. Długość jednego okrążenia wyno siła 600 m. Trasy zmagań przebiegały najpierw wokół Lesiska, a później również ulicami Kołłątaja, Parkową, Żeromskiego, Chrobrego, Studencką, Sienkiewicza, Niepodległości i Słowackiego.

W tym okresie czechowicka sekcja kartingowa została wzbogacona o sześć duralowych bukartów, jedynych tego typu kartów w krajach Bloku Wschodniego. Były wówczas nowinką techniczną i dawały czechowickim gokardzistom fory w wyścigach i w startach.

W 1979 roku zespół z Czechowic-Dziedzic w klasyfi kacji generalnej zajął 14. miejsce. Indywidualnie skla syfikowano 114 zawodników, czechowiccy kartingowcy zajęli następujące miejsca: Stanisław Bury – 12., Anto ni Fucik – 49. i Bogdan Guzek – 53. Sklasyfikowani zawodnicy wystartowali w 8 eliminacjach. Natomiast Jacek Borgieł i Andrzej Roehrich wzięli udział tylko w dwóch i nie zostali sklasyfikowani.

Startowali ponadto w wyścigach towarzyskich klasy międzynarodowej. W Krakowie, w 1979 roku Stanisław Bury zajął pierwsze miejsce, a Antoni Fucik był drugi. Ponadto Bury zdobył Puchar Prezydenta Miasta Tychy,

64 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 KIERUNEK SPORT
Andrzej Roenhrich Jacek Borgieł Edward Kuder

a drugie miejsce w tym wyścigu wywalczył Fucik. Na torze w Miedzianej Górze pod Kielcami, również w 1979 roku w wyścigu ogólnopolskim, Bury był drugi a Antoni Fucik piąty.

Stanisław Bury był członkiem polskiej kadry narodowej i trzykrotnie reprezentował nasz kraj na wyścigach zagranicznych, m.in. na Węgrzech (II miejsce) i w Szwecji, zajmując w nich czołowe miejsca. W 1982 roku Stanisław Bury zdobył wicemistrzostwo Polski w klasie wyścigowej tracąc tytuł mistrzowski w ostatnim starcie, przez pech – zatarł się silnik.

W połowie lat 80-tych pojawił się w RKS-ie Walcownia nowy utalentowany zawodnik – Zbigniew Dumański. W 1984 roku, 16-letni wówczas Dumański w eliminacjach Mistrzostw Polski zajął 52 miejsce. W kolejnych latach zajmował miejsca 37. w 1985, 28. w 1986, 18. w 1987 oraz 14. w 1988 roku.

Ponieważ sport kartingowy stawał się coraz bardziej kosztowny, szczególnie w klasie wyścigowej, klub zaczął przeżywać duże problemy finansowe, techniczne oraz kadrowe. Młodzi zawodnicy zaczęli odchodzić do innych klubów, i ostatecznie działalność sekcji zawieszono w 1990 roku.

Od kilku lat nowy rozdział do dziejów sekcji kartingowej RKS Walcownia dopisuje Oliwier Kobiela, ścigający się na kartingowych bolidach. Reprezentuje jednak barwy „Jastrzębski Racing”.

Bibliografia: Kliś J., „Kuźnia mistrzów go-kartów” [w:] „Kronika Beskidzka”, 1971 Buchta E., „Kronika sportu Czechowic-Dziedzic”, t.II., Czechowice-Dziedzice, 2006, s. 72-80 „50 lat RKS Czechowice-Dziedzice”, Czechowice-Dziedzice, 1971 Polska Czechy. Eliminacje Mistrzostw Europy Jubiorów do lat 18, Czechowice-Dziedzice, 1994 Rychter T., „Karting”, Warszawa, 1973 Wasiński R., „Rozwój kartingu w Polsce”, Warszawa, 1986

KARTING – dziedzina sportu motorowego, wyścigi gokartów rozgrywane są na specjalnych torach o nawierzchni bitumicznej, w różnych klasach w zależności od wieku kierowcy i pojemności skokowej silnika. W Polsce, jak i w większości krajów Europy, karting można uprawiać wyczynowo już po ukończeniu ośmiu lat. Jeśli chce się wziąć udział w zawodach, należy wówczas zgłosić się do wybranego klubu, gdzie należy uzyskać licencję zawodnika sportu kartingowego, a po dołączeniu badań lekarskich oraz świadectwa kwalifikacji można wystartować w zawodach. Początki tego sportu datuje się na drugą połowę lat 50. XX wieku, a jego inicjatorami byli amerykańscy piloci, którzy wykorzystując elementy samolotów (fragmenty konstrukcji, kół), zaczęli wytwarzać próbne pojazdy. Pierwsze zawody kartingowe odbyły się 1959 roku w USA. W 1961 r. rozegrano pierwsze mistrzostwa świata, a w 1968 r. mistrzostwa Europy. W 1962 r. powołano w Paryżu Międzynarodową Komisję Kartingową, działającą przy Międzynarodowej Federacji Samochodowej. Pierwsze zawody kartingowe w Polsce odbyły się w 1960r. w Częstochowie, a pierwsze mistrzostwa Polski rozegrano w 1967 r. Od sezonu 2009 wszystkie rozgrywki pucharowe w Polsce rozgrywane są w cyklu „Briggs & Stratton Karting Sport”.

65TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022 KIERUNEK SPORT
Józef Wlazło Praga, maj 1974, u góry Józef Wlazło, Stanisław Bury, na dole Edward Wlazło, Roman Janko i Elżbieta Bury

mistrzowie szczyPiorniaka rozpoczynają sezon

Piłkarze ręczni Banika karwina po czterech latach powrócili na mistrzowski tron. W nowym sezo nie zrobią wiele, aby zbyt łatwo nie oddać tytułu rywalom. Na początku września rozpoczęły się zmagania w czeskiej Chance Ekstralidze.

Banik Karwina to jeden z najbardziej utytułowanych klubów piłki ręcznej w Republice Czeskiej. Zdobyty wiosną tego roku tytuł był 14. mistrzostwem kraju, wywalczonym po kilkuletniej przerwie. Czy ten sukces okaże się pretekstem do powrotu do krajowej domina cji, gdy Banik seriami zdobywał tytuły mistrzowskie –przekonamy się wiosną przyszłego roku. Na razie w klu bie wszyscy koncentrują się na rozgrywkach sezonu zasadniczego, do którego drużyna przystąpiła w nieco odmienionym składzie. Z mistrzowską ekipą po sezonie rozstał się m.in. Vojtěch Patzel, który odszedł do ligi niemieckiej, Nemanja Marjanović wybrał ofertę serbskiego Dinama Pancevo, Kristián Galia wzmocnił szeregi HC Zubří, a Kosta Petrovč nie przedłużył z klubem umowy. Skład drużyny został jednak wzmocniony. Do ekipy do łączyli m.in. Jonáš Patzel, Martin Galia, Zdeněk Čadra czy Adam Ptáčník. O obliczu zespołu wciąż będą decy dować gracze, którzy w zeszłym sezonie mocno przy czynili się do wywalczenia mistrzowskiego tytułu, jak

choćby Dominik Solák, Patrik Fulnek czy Jan Užek. –Myślę, że schematy i system gry pozostanie w nowym sezonie ten sam. Choć w meczach przygotowawczych nie ustrzegli śmy się błędów, to jestem przekonany, że w nowym sezonie znów będziemy walczyć o czołowe miejsca. Naszą siłą są wprawdzie indywidualności, jednak największą bronią będzie gra zespołowa, z której Banik słynie – przyznawał przed startem sezonu Dominik Solák, jeden z najlep szych graczy zespołu. Trenerem drużyny na nowy sezon pozostał Michal Brůna, który również chce powalczyć o najwyższe cele.

Drużyna w tym sezonie będzie się koncentrować nie tyl ko na zmaganiach w krajowej lidze, ale również w roz grywkach europejskich pucharów. Banik rywalizację w EHF European Cup rozpocznie od drugiej rundy, jego rywalem będzie zespół z Kosowa – KH Rahoveci, który w zeszłym sezonie krajowe rozgrywki zakończył na czwartym miejscu. Pojedynki tej fazy pucharu zapla nowano na przełomie października i listopada.

66 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • IX 2022
Marcin Mońka, zdjęcia: www.hcb-karvina.cz/iVO DuDeK
Na inaugurację sezonu Banik Karwina pokonał we własnej hali drużynę HBC JVP Strakonice 1921
ul. Bielska 184, Cieszyn • tel. +48 33 47 99 440 www.spot.net.pl /agencja.reklamowa.spot

Dealer

MINI

Dealer MINI Sikora ul. Warszawska 56 Bielsko-Biała www.mini-sikora.pl
Countryman Hybryda Plug-In: zużycie paliwa (cykl mieszany): (WLTP Combined): 1,9 - 1,7 l/100 km. Zużycie energii (cykl mieszany): (WLTP Combined): 14,8 - 15,5 kWh/100km. Emisja CO2 (cykl mieszany): (WLTP Combined): 44 - 39 g/km.
MINI Sikora ul. Wrocławska 143 Opole

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.