66
Między żałobą a nadzieją. Kościół w Holandii Wielu katolików o lewicowych poglądach działa we wspólnotach zorganizowanych oddolnie, niepodlegających odpowiedzialności biskupa. Również w nich przeważają jednak osoby starsze.
Jozef Wissink Kasia Pustoła
H
olenderski Kościół katolicki przykuł uwagę międzynarodowej opinii publicznej po Soborze Watykańskim II. Nasz przypadek był o tyle ciekawy, że choć przewagę liczebną we wspólnocie mieli katolicy postępowi, to na poparcie Watykanu zapracowała frakcja konserwatywna. Obecnie zaś w debacie publicznej temat religii w Holandii właściwie nie istnieje. Skąd ta zmiana? Jak sprawy mają się dzisiaj? Przed i po eksplozji Kościół katolicki był w Holandii Kościołem mniejszościowym. Przetrwał reformację podtrzymywany przez Watykan oraz księży wykształconych w Kolonii i Leuven. Wspólnota katolików w zasadzie nie była szczególnie prześladowana. W Amsterdamie urządzono kościół ukryty na poddaszu położonej nad kanałem kamienicy. Miejsce nabożeństw było ogólnie znane, ale korzystanie z niego wiązało się z koniecznością dawania łapówek.
Powrót do publicznego sprawowania Eucharystii stał się możliwy po roku 1813. Czterdzieści lat później, w roku 1853, miejsce wikariuszy apostolskich ponownie zajęli biskupi, którzy z zaangażowaniem rozpoczęli odbudowę holenderskiej wspólnoty wierzących. W ramach reorganizacji holenderski Kościół stworzył wokół siebie wiele organizacji społecznych i w ten sposób zaistniał na wyznaniowej mapie Niderlandów. Wierni funkcjonowali jednak w bańkach szczelnie odizolowanych od reszty społeczeństwa – posyłali dzieci do katolickich szkół, po zakupy chodzili do katolickich sklepów i strzygli się u fryzjerów katolików. Wewnętrznie nasz Kościół, podobnie jak belgijski, polski, hiszpański czy włoski, przybrał kształt „papistowskiego katolicyzmu masowego”. Tyle tylko, że katolicyzm wcale nie był u nas religią dominującą. Zbieżność z sytuacją w pozostałych krajach polegała na wytworzeniu się w społeczeństwie zamkniętej komórki katolickiej, w ramach której religię dziedziczono – ludziom zwyczajnie nie przychodziło do głowy, że mogliby odejść od tak głęboko zakorzenionego elementu tożsamości.