KIERUNEK KULTURA
Proces o czary na Polskiej Scenie
„Sumienie nie było sprawą osobistą, lecz wytworem administracji państwowej”.
Karol Suszka na Polskiej Scenie Cieszyńskiego Teatru zrealizował spektakl, który, choć niepozbawiony wad, jest wzruszający i piękny plastycznie. „Czarownice z Salem” - bo najpierw trzeba uwierzyć w diabła, a później zjawią się czarownice - na potrzeby ludu przychodzą prawie niczym cud. Strach przed tym wszystkim był początkiem historycznych wydarzeń, jakie rozegrały się w 1692 roku w amerykańskim Salem. Niesławne procesy czarownic stały się dla Arthura Millera punktem wyjścia dla jego dramatu The Crucible, który w polskim teatrze funkcjonuje jako Czarownice z Salem. Powstały w 1952 roku tekst był metaforyczną opowieścią o Stanach Zjednoczonych w czasach działania Komisji do Badania Działalności Antyamerykańskiej oraz senatora McCarthy’ego. Tytuł, jaki nadał swojemu tekstowi Miller, oznacza tygiel - naczynie, w którym topi się rozmaite składniki w bardzo wysokiej temperaturze, a także ciężki, poważny tekst. Można więc tytuł ten rozumieć jako drobne ostrzeżenie dla potencjalnych widzów, którzy w 1953 roku przyszli do broadwayowskiego teatru: to będzie poważny teatr, mówiący o siłach kształtujących ludzi. Miller przy pomocy historii o procesach z Salem postanowił postawić przed ówczesną Ameryką lustro, w którym miała się przejrzeć. 34
TRAMWAJ CIESZYŃSKI • VI 2022
Wystarczyło oskarżenie rzucone przez pozornie niewinne nastolatki, by cała wioska popadła w paranoję, a niemal wszystkie mieszkanki Salem stanęły przed sądem. Torturowane, mogły przyznać się do kontaktów z diabłem i odzyskać wolność lub nieugięcie wypierać się zarzucanych czynów i zginąć na szubienicy. A to wszystko dlatego, że kilka młodych bawiących się w lesie dziewczyn zostało oskarżonych o czary i dla zachowania reputacji postanowiło odsunąć od siebie podejrzenia. Jak to jednak możliwe, że udało im się wywołać lawinę nienawiści i posłać na śmierć kilkanaście kobiet? Trudno wytłumaczyć nieracjonalność fanatyzmu, dlatego spektakl udziela tylko częściowej odpowiedzi na to pytanie. W tej sztuce władza tylko pozornie łączy się z siłą. Bo czy można by ją przypisać niepewnym siebie, zagubionym i podszytym strachem o konsekwencje swojej zabawy dziewczętom? Dają się przecież zmanipulować pastorowi, sędziemu oraz najstarszej Abigail i za ich naciskiem wymyślają kłamstwa o czarownicach. Wystarczy jednak słowo Proctora, by jego podwładna Mary wycofała się z wcześniejszych zeznań, czy majestat sądu, żeby Ruth zaczęła się wahać co do prawdziwości swojego oskarżenia. Słaby jest też pastor Parris, który choć początkowo z zimną krwią skazuje mieszkanki Salem na stryczek, to widząc spustoszenie, jakie wywołało polowanie na czarownice, z przerażeniem zaczyna błagać podejrzanych o przyznanie się do winy, byleby tylko zatrzymać spiralę śmierci i nienawiści. Silny pozostaje jedynie Sędzia, który do końca bezwzględnie wydaje wyroki. Pisząc o historycznych wydarzeniach na styku władza-religia, Miller chciał pokazać, że współczesne, demokratyczne procedury tak bardzo nie różnią się w skutkach od psychozy wywołanej pomówieniami w procesach o czary. Patrząc na spektakl Suszki, zauważam użycie tego tekstu jako przestrogi dla współczesnych Polaków. Procesy i egzekucje rzekomych czarownic, które odbyły się 1692 roku w miasteczku Salem