Legendarne wytwórnie i ich fonograficzne arcydzieła „Mercury Records“ (część 10) MIECZYSŁAW STOCH Na początku lat 90. ubiegłego stulecia, będąc w Japonii a konkretnie w Tokio, w dzielnicy Ochanomizu, znalazłem wspaniały sklep z płytami jeszcze podówczas głównie analogowymi. Sklep nazywał się Disk Union. Sama nazwa wydawała mi się trochę na wyrost, bo sklep nie dość, że bardzo niewielki, to mieścił się na 5. piętrze niezbyt okazałego budynku. Na to piętro właśnie trzeba było się wdrapać po bardzo wąskich i stromych schodach. Wchodząc do sklepu usłyszałem fragment Uwertury koncertowej 1812 w tonacji Es-dur Piotra Czajkowskiego, w którym to zamiast bębnów imitujących wystrzał armatni, odezwała się autentyczna armata. Jednocześnie uderzyła mnie niezwykła realizacja dźwięku na tej płycie. Intensywność wszystkich planów akustycznych, naturalność brzmienia poszczególnych sekcji stwarzały wrażenie , że przestrzeń akustycznie oddycha łagodną głębią, której tak trudno mi się dziś doszukać w cyfrowych realizacjach. Bardzo sympatyczny
38
S
T
Y
L
E
kierownik sklepu pan Yabu oznajmił mi, że jest to audiofilska płyta wytwórni „Mercury Records“. Oczywiście zakupiłem płytę i było to moje pierwsze spotkanie z tą legendarną wytwórnią. W Disk Union bywałem potem wiele razy, tym bardziej, że nazwa wcale nie była na wyrost, bo firma rozwinęła się do bardzo pokaźnych rozmiarów, posiadając dziś ponad 50 sklepów ze wszystkimi gatunkami muzyki na terenie całej Japonii. I pomyśleć, że zaczynała od małego sklepu z klasyką. W bardzo dynamiczny sposób rozwijała się też, nasza dzisiejsza bohaterka, wytwórnia „Mercury Records“ . Założona została w 1945 roku przez trzech dżentelmenów. Główny inicjator Irving Green urodzony na Brooklynie w Nowym Jorku miał zarówno zaplecze finansowe jak i bogate doświadczenie w branży, bowiem jego ojciec Albert Green był dyrektorem i właścicielem założonej przez siebie wytwórni „National Records“ zajmującej się produkcją i dystrybucją bardzo popularnej muzyki w USA country & western. To właśnie Irving Green – niekwestionowany szef wytwórni - zatrudnił w Mercury Records Quincy Jonesa, niezwykle