ArtPost_4_2021

Page 22

Jak budowałem Sosnowiec w czasach późnego Gierka Zbigniew Białas Ponieważ jest to mój dwudziesty felieton w dwumiesięczniku „Art–Post”, postanowiłem napisać coś, co bezpośrednio wiąże się z miastem, gdzie „Art–Post” jest wydawany i coś, co dotyczy mojej relacji z tymże miastem, albowiem istnieje powszechne przekonanie, że na temat Sosnowca mam to i owo do powiedzenia. Wcale nie zaczęło się od moich zagłębiowskich kronik, ani od studiów anglistycznych. Nie chcę wracać aż do momentu mojego przyjścia na świat. W pełni świadomie zmierzyłem się z Sosnowcem podczas tak zwanych Studenckich Praktyk Robotniczych, czyli SPR–ów. W epoce późnego Gierka miały one przyszłym studentom uświadamiać, na czym polega robotniczy trud, dzięki któremu możemy za darmo zgłębiać wiedzę. Zakwaterowano nas w szarych akademikach na obrzeżach Katowic, pewnie po to, żeby trzymać potencjalnych wichrzycieli w jednym miejscu z dala od centrum miasta. Oczywiście na początku obowiązkowa biurokracja: meldowanie, opłaty i karty mieszkańca, które nazywaliśmy Kenkartami, co nie było zbyt mądre. Zaraz potem okazało się, że pokój, który nam przydzielono nie jest wolny, ponieważ spali tam tak pijani studenci, że nie mieli siły, by się wykwaterować. Zamiast ich wyrzucić, zmieniono nam pokój na sąsiedni. To, moim zdaniem, dowodziło, że prawdziwi studenci cieszą się szacunkiem administracji. Otrzymałem przydział do Kombinatu Budownictwa Ogólnego, czyli KBO „Zagłębie” i miałem pomagać przy powstającym wówczas osiedlu przy ulicy ZMP. Rano pobudka za piętnaście szósta i już, już mieliśmy jechać budować Sosnowiec, ale z pokoju nie dało się wyjść. Zaciął się zamek. Przez pół godziny próbowaliśmy się wydostać, a pomocne głosy z zewnątrz podpowiadały nam, co mamy robić. Nic

22

fot. Marek Bebłot

FELIETON

się jednak nie dało zrobić, więc kwadrans po szóstej zdesperowany głos z korytarza kazał nam wyważyć drzwi. Spojrzeliśmy po sobie, wzruszyliśmy ramionami i natarliśmy. Drzwi wyleciały z hukiem. Jakie to symboliczne, że w celu budowania Sosnowca najpierw musiałem nieco zdemolować Katowice. Zawieziono nas do siedziby KBO na przeszkolenie BHP, rozdano ubrania robocze, gumowce, kaski, rękawice i… to był koniec dniówki. Zacząłem żywić nadzieję, że praktyki robotnicze będą może nudne, ale nie będą katorgą. Niestety na drugi dzień nie było już tak dobrze. Drzwi pokoju otwierały się bez problemu i po szóstej wywieziono nas osinobusem do pracy. Na szczęście droga z Ligoty do Sosnowca zajmowała pół godziny i można było jeszcze trochę dosypiać. Na osiedlu przy ulicy ZMP pracowało dwunastu praktykantów. Już w pierwszym dniu odgruzowaliśmy i pozamiataliśmy dziesięciopiętrowy blok. W drugim wymietliśmy i odgruzowaliśmy teren naokoło budynku, a potem „rozplantowaliśmy” „dwa sztejery” czarnoziemu. Przez jakiś czas pracowaliśmy przy zewnętrznych windach, rozwożąc taczkami po piętrach ciężkie pustaki i cegły. Taką windę budowlaną mógł teoretycznie obsługiwać wyłącznie wyszkolony operator, ale my jeździliśmy sami. Operatorka wsiadała do dźwigu tylko podczas inspekcji. Kiedy winda nie działała, a psuła się dosyć często, utykano nami dziury. Przenosiliśmy rzeczy z miejsca na miejsce, paliliśmy śmieci, wyrzucaliśmy gruz przez okna. Wszystko miało jedną cechę wspólną – było absolutnie niezgodne z zasadami BHP, zasadami zdrowego rozsądku i z zasadami zdrowej ekonomii. Po kilku dniach zorientowaliśmy się, że albo wprowadzimy jakieś strategie przetrwania, albo tych praktyk prędko nie zapomnimy. Pierwsza strategia polegała na wykorzystaniu teorii względności do normowania czasu pracy. Skoro po dniówce osinobus zabierał nas z budowy o wpół do trzeciej, już piętnaście po drugiej


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.